Pytania

Tutaj możecie zadawać pytania zarówno dotyczące nas, jak i bohaterów oraz ich historii.

89 komentarzy:

  1. Która jest wyższa, whatever czy whoever :) ? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W obecnej chwili na pewno wyższa jest Whatever, ponieważ ona stoi,a Whoever siedzi.
      Ogólnie rzecz biorąc jednak, odpowiedź na Twoje pytanie jest dość skomplikowana. To, która z nas jest wyższa zależy od wielu czynników.
      Głównym z nich jest wysokość obcasa. Zobaczenie bowiem którejkolwiek z nas w butach na płaskiej podeszwie graniczy z cudem. Wyjątkiem są sytuacje, gdy Whatever MUSI przestawić się na buty bez podwyższenia z powodu bólu kostki, którą prawie skręciła, spiesząc się na szkolny mecz siatkówki. No bo przecież siatkówka jest warta każdych poświęceń!
      Niemniej ważna jest bezwzględna wysokość nad poziomem morza, na której się znajdujemy. Ma ona bowiem znaczący wpływ na to, jak wysokie się zdajemy. Przecież jest różnica, gdy jedna z nas stoi na plaży w Brisbane, a druga na Górze Kościuszki, prawda?
      Nie można zapomnieć także o ilości schodów, która nas dzieli. Więcej centymetrów ma ta, która stoi na wyższym stopniu.
      Równie ważną rolę odgrywa kąt, pod jakim na nas patrzysz. No i perspektywa.
      Nasz wzrost zależy również od Twojego. Przecież błąd paralaksy jest bardzo istotny, prawda? Jeśli bardzo Cię to interesuje, to podamy Ci pewien wzór:
      (wzrost Whatever+wzrost Whoever)*1/2+1=wzrost Zuzki.
      Tak, wysokość Zuzki mierzona w centymetrach jest średnią arytmetyczną naszych wysokości powiększoną o jeden!

      Cóż, w naszym świecie rzeczywistość jest relatywna :)

      Kimkolwiek jesteś, mamy nadzieję, iż powyższa odpowiedź usatysfakcjonowała Cię w pełni.
      Pozdrawiamy cieplutko, Słoneczko :) Oby więcej takich epickich pytań :D

      Usuń
    2. Po przeczytaniu tego aż muszę napisać, że właśnie zbieram swoje zwłoki z podłogi. Stwierdzili u mnie śmierć przez udławienie się śmiechem.
      Pomachajmy więc na pożegnanie białymi chusteczkami. ;___;

      Usuń
  2. Która lepiej się uczy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne pytanie, na które ciężko odpowiedzieć... Wszystko zależy od tego, jaką dziedzinę masz na myśli. I czy pytasz o wiedzę wymaganą w szkole, czy też o wiedzę ogólną. Bo - jak powszechnie wiadomo - oceny nie oddają prawdziwej wiedzy. Pod tym względem naprawdę ciężko to stwierdzić. Spytałeś/łaś się o to, która z nas lepiej się uczy, a nie o oceny. A zatem chodzi o sam proces nauczania. Jak więc możemy odpowiedzieć na to pytanie? Wbrew osądom wielu osób, nie siedzimy sobie nawzajem w głowach, przez co nie potrafimy stwierdzić jednoznacznie, która z nas szybciej zdobywa wiedzę. Ani z jaką skutecznością. Ani na jak długo. Przykro nam.
      Kolejną kwestią jest jeszcze fakt, że istnieją różne techniki uczenia się. Wszystko zależy od sposobu zapamiętywania. Są osoby z pamięcią fotograficzną, którzy łatwo uczą się z książek, są kinestetycy, którzy muszą wszystkiego doświadczyć na własnej, albo co najmniej wyobrazić. Są osoby z pamięcią słuchową, które uczą się dzięki wykładom. A także osoby uczące się na pamięć, chociaż wiadomym jest, że taka metoda zapewnia zdobycie wiedzy zaledwie na chwilę...
      Nie jesteśmy pewne, czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje, jednakże mamy nadzieję, że owszem.
      Pozdrawiamy Cię z całego serca :)

      Usuń
  3. Od ilu lat interesujecie się żużlem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przygoda Whatever z żużlem rozpoczęła się w 2005 roku, kiedy to wujek wyciągnął ją na jej pierwsze zawody. Dziewczyna niewiele rozumiała z tego, co działo się wokół, jednak urzekła ją stadionowa atmosfera. Na mecze ligowe chodziła coraz to częściej aż zainteresowanie przemieniło się w fanatyzm i dziś nie wyobraża sobie, by mogła przegapić jakiekolwiek rozgrywki mające miejsce we Wrocławiu.
      Whoever pierwsze prawdziwe spotkanie z żużlem miała dzięki Whatever. Wcześniej uważała jedynie, że jest to czworo motocyklistów jadących w kółko. Nie znała zasad, nie interesowała się nimi, chyba nawet nie chciała znać. Ale dzięki Whatever dowiedziała się trochę o żużlowcach, a potem o sporcie. I zakochała się.

      Usuń
  4. Jesteście siostrami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż. Jak zwykle zadano nam pytanie, na które jednoznaczna odpowiedź jest niemożliwa.
      Odpowiedź na to pytanie jest zależna od tego, w co wierzysz – w słowa Jimmy'ego, życie czy prawo?
      Biorąc pod uwagę drzewo genealogiczne stworzone przez Jimmy'ego - jak najbardziej jesteśmy siostrami. W końcu Adolfik nie miał aż tak wielu potomków. Sytuacja komplikuje się jednak, gdy weźmiemy pod uwagę oryginalny świat naszego znajomego, który uznawał Whatever za swoją córeczkę, a Whoever za siostrę. Pojawiła się nawet teoria, że ów znajomy - po śmierci swoich wyimaginowanych rodziców - adoptował swoją siostrę (wszystko to jest TUTAJ). To wyjaśniałoby dlaczego jesteśmy siostrami. Pomimo różnych nazwisk, nieczęsto zwracamy się do siebie inaczej niż "sister", "chwaer" lub "сестра" (niemieckiego "schwester" jakoś nie darzymy sympatią...).
      Jednakże należy pamiętać, że bycie siostrami to nie tylko zgodność DNA - to stan umysłu. Jeśli mówimy o tym, można nazywać nas bliźniaczkami! Nasze połączenie (nazywamy je neuromatycznym) sprawia, że mówimy synchronicznie. Potrafimy również niezależnie udzielać identycznych odpowiedzi i robić równie idiotyczne błędy na sprawdzianach z matematyki. Kto wie - może przed narodzeniem byłyśmy jednym, a jedynie szatan rozdzielił naszą duszę między dwa ciała?
      Prawo jednak nie uwzględnia rzeczywistości i Jimmy’ego (wyjątkiem jest zapewne jedynie prawo ED – zakładając, że tam w ogóle istnieje jakieś system prawny) i głosi, że jesteśmy dla siebie osobami zupełnie obcymi - nie jesteśmy spokrewnione ani spowinowacone. Niestety, w sądzie nie otrzymamy prawa do odmowy złożenia zeznań. A szkoda :(

      Usuń
  5. Wasz ulubiony żużlowiec?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Whatever - jak zwykle zresztą - nie da się jednoznacznie odpowiedzieć nawet na tak banalne pytanie.
      Za bardzo profesjonalne podejście do sportu oraz trud włożony w osiąganie sukcesów najbardziej ceni ona Hampela. Ma do tego człowieka ogromny sentyment. Sympatyczny, skromny i waleczny. Chociaż proszenia o głosy podczas komentowania zawodów Pucharu Świata Whatever chyba nigdy mu nie wybaczy.
      Ze względu na upór, konsekwencję i hart ducha najbardziej lubi Woffindena. Istny Iron Man, któremu w osiągnięciu sukcesu nie przeszkodzi żaden ból, kontuzja czy zderzenie z galaktyką Andromedy.
      Za problemy w kontaktach z rzeczywistością oraz boskie "kocie ruchy" dziewczyna uwielbia Janowskiego.
      A Batchelora kocha za to, jaki jest. Poczucie humoru, epickie porównania ("Jestem jak wino - im starszy, tym lepszy"), fotografowanie jedzenia, "problemy wychowawcze" i boski uśmiech, dzięki któremu Whatever miękną kolana
      Whoever nieco mniej profesjonalnie podeszła do tego tematu. Jej relacja to:
      "Troy'a lubię, bo to Troy.
      Jaro lubię po części ze względu na Whatever, po części ze względu na jego profesjonalizm, podejście do sportu. Poza tym jest w nim coś takiego, co sprawia, że naprawdę go lubię :)
      Duzersa lubię... nawet nie wiem za co.
      Woffy jest człowiekiem, którego podziwiam. Człowiek z żelaza i te sprawy :)
      Janusz Kołodziej... po prostu budzi moją sympatię ."
      Pozdrawiamy serdecznie :D

      Usuń
  6. Jakiego żużlowca, bądź żużlowców nie trawicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Definitywnie, absolutnie i bezsprzecznie ADRIAN MIEDZIŃSKI. Przyczyny?
      Zupełny brak poczucia humoru (patrz. "Na żużlu pytamy") oraz chamstwo, którym szczyci się na torze (on jest jeżdżącym zagrożeniem drogowym! Przyciskać do bandy niedoświadczonego juniora?! Tylko prawdziwego imbecyla byłoby stać na takie coś!).

      Usuń
  7. Ile wy języków znacie? O.o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, sporo tego... To zależy, co masz na myśli mówiąc "znamy". Jeżeli chodzi o języki, których uczymy / uczyłyśmy się w szkole, to zaliczają się do nich: język angielski (który obie nawet względnie ogarniamy), język niemiecki (może Whatever coś z niego kojarzy, ale Whoever ma w głowie totalną pustkę) i język rosyjski (ale to tylko teoria – Whatever uczy się go już trzeci rok i nadal myli literki xD Z Whoever jest nieco lepiej pod tym względem (ale ona uczy się już szósty rok, więc porównać nie sposób)).
      Gdyby zaś wziąć pod uwagę wszystkie języki ,w których potrafimy coś powiedzieć, to sytuacja się nieco komplikuje, a lista wydłuża.
      Język walijski – aktualnie jest to jeden z naszych ulubionych języków. Na chwilę obecną potrafiłybyśmy powiedzieć w nim co nieco (np. "nienawidzę cię, chłopcze!").
      Język łaciński – tutaj to mamy naprawdę dużo do powiedzenia. Nie uczymy się go w szkole (a szkoda), niemniej łaciną potrafiłybyśmy sypać na prawo i lewo w swoich wypowiedziach (jak czasami zdarza się to Zuzce).
      Język duński – to specjalność Whatever. Kiedyś miała jakiś atak manii, by nauczyć się tego języka. Do dzisiaj co nieco z niego pamięta.
      Język hiszpański i włoski – może nasza wiedza z tych języków nie jest powalająca, jednak potrafimy coś tam wymamrotać.
      Język francuski – odkąd Whover pojechała do Francjii, potrafi powiedzieć co nieco w tym języku (np. „Ile kosztuje ten motyl?").
      Język czeski – wiemy jak jest po czesku „salceson”! I kilka innych wyrwanych z kontekstu słów xD

      Usuń
  8. Czy postać Zuzy jest związana w jakis sposob z waszym życiem ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy postać Zuzy jest związana z naszym życiem? Ech, chyba najbardziej obawiałam się właśnie tego pytania…
      Powiązania z Zuzą są widoczne gołym okiem. Kiedyś nawet rozpisałyśmy procentowo, ile każdej z nas tkwi w Orłowskiej. Samodzielność Zuzy to 40% jej osobowości, 9% to zachowania Whoever, a 51% należy do Whatever.
      Wydarzenia, o których pisałyśmy, nigdy nie miały miejsca. Są jednak ucieleśnieniem naszych marzeń, wspomnień, obaw i trosk.
      Obie uwielbiamy wpatrywać się w ogień, spacerować godzinami pośród zieleni, a czasem zamknąć się w azylu własnej samotności. Obie też miewamy idiotyczne pomysły. No i oczywiście obie znamy Jimmy’ego i Kajetana! Whoever ma kota, Whatever psa, etc. Ale chyba nie o to Ci chodziło.
      „Antequam vadam…” jest swoistą spowiedzią Whatever. Chyba nigdy wcześniej nie była tak szczera. I prawdopodobnie już nigdy nie będzie… Uparła się na napisanie tego opowiadania, by wylać z siebie wszelkie żale, ale także po to, by rozbudzić w sobie nadzieję na lepsze jutro.
      Postaci, które przewijają się w opowiadaniu zostały stworzone na podstawie osób, które ona znała. Bolesna inspiracja. Znajomi z klasy, Magda, Adrian, matka. Bohaterowie są przerysowani, aczkolwiek ich okrucieństwo nie wzięło się z niczego. Coś musiało być przecież inspiracją do ukształtowania takich bohaterów.
      Miejsca, w których rozgrywają się zdarzenia, także są prawdziwe. Wiadukt, strych, a nawet zawias, który jest idealnym schronieniem dla starej, rdzewiejącej żyletki…
      Nie da się pisać o uczuciach, których nigdy się nie poznało. Nie można pisać o odrzuceniu, tkwiąc wiecznie pośród znajomych. Nie da się mówić o nienawiści do siebie i świata, gdy kocha się każdy dzień. Nie da się opisywać ulgi, jaką daje samookaleczanie, gdy zna się je jedynie z książek czy filmów… Autentyczność bowiem jest tym, co najlepiej trafia do czytelnika.
      Obecnie Zuzanna Orłowska jest naszą najlepszą przyjaciółką, empatycznym towarzyszem radości i smutków.

      Usuń
    2. Nie psuj sobie rączek :(

      Usuń
  9. Przyszłam tutaj z zamiarem zadania Ci tego samego pytania, co osoba do góry. Ale już znam odpowiedź. Szczerze wiadomość o tym, że tniesz się żyletką nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Może dlatego, że widok ran po takim "spotkaniu" z żyletką widuję codziennie. Także to by było na tyle.

    OdpowiedzUsuń
  10. Lubicie siatkówkę? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podejrzewałyśmy, że zostaniemy tutaj o to zapytane. W pierwszej chwili pytanie to doprowadziło nas do mini zawału, gdyż w naszych przerażonych umysłach pojawiła się wizja osoby, która mogła zadać to pytanie. Nie ma to jak mieć paranoję albo manię prześladowczą :)
      Otóż nasze zainteresowanie tym sportem w tym roku szkolnym przerodziło się dosłownie w fanatyzm. A konkretnie chodzi nam o kwestię szkolnej ligi siatkowej. Gdy tylko w szkole odbywa się jakieś wydarzenie w tej dyscyplinie, jesteśmy pierwsze na trybunach i kibicujemy :D Przesiadujemy na meczach całe przerwy, wykorzystując je do ostatniej minuty, a później jak wariatki biegniemy po dzwonku do klasy :D Przy nas nie mówi się "licealiada", ponieważ grozi to ogromnym wybuchem euforii!
      Whatever kilka miesięcy temu niemalże przypłaciła to skręceniem kostki, gdy leciała na mecz do szkoły na łeb, na szyję i nie uważała na drogę.
      Cały szkopuł w tym, iż mamy znajomego, który jest w naszej reprezentacji i ostatnio nie potrafi się od nas opędzić. Od niedawna uważa nas obie za psychopatki i niebawem zapewne zacznie nas unikać.
      Nasze kibicowanie po części ogranicza się do tego właśnie. Wprawdzie chętnie i często oglądamy w telewizji mecze siatkówki, jednak ta dyscyplina nie dorównuje naszemu zainteresowaniu żużlem czy skokami narciarskimi.
      A propos telewizji. Na swoje urodziny Whatever zaprosiła znajomych do pubu transmitującego wydarzenia sportowe, by frustrować swojego znajomego wpatrywaniem się w telewizor i mecz siatkówki ;)
      Na koniec pragniemy serdecznie pozdrowić Fafika i Fafika Fachgena Secundo :D
      P.S. Dlaczego o to pytasz?

      Usuń
  11. Haha...Pytam z ciekawości ;3 i w którymś pytaniu było coś o siatkówce ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. lubicie rap, słuchacie jakiegoś rapera ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszamy, że tak długo zwlekałyśmy z odpowiedzią. Whoever określiła się w 5 minut, jednakże Whatever - chcąc wymyślić coś epickiego - w końcu zapomniała o pytaniu Teraz więc - abyś Anonim dłużej nie żył w napięciu i niepewności - odpowiedź bez polotu, jednakże zgodna z prawdą.

      Whoever nic nie ma do rapu. Jest kilka utworów tego gatunku, które naprawdę jej się podobają, aczkolwiek preferuje nieco inne rodzaje muzyki. Co do wykonawców - Whoever rzadko przywiązuje się do piosenkarzy. Bardziej ineteresuje ją muzyka, którą oni wykonują.

      Whatever zaś, widząc to pytanie, przypomniała sobie sytuację, która miała miejsce w szkole podstawowej. Kiedy zapytano pewną dziewczynkę o muzykę, odpowiedziała, że słucha rapu. Gdy zaś kontynuowano dialog, na pytanie o wykonawcę, błyskawicznie i dumnie odpowiedziała "Słucham tego, co sobie sama wyrapuję!" Ale koniec dygresji. Moja odpowiedź zależy od Ciebie - jeśli rapcore zaliczasz do rapu - jest twierdząca. Uwielbiam takie zespoły jak Limp Bizkit czy Linkin Park w starym wydaniu. Jeśli zaś rozgraniczasz te dwa gatunki - niestety zawiedziesz się, o muzyce nie pogadamy...

      Usuń
  13. Jak długie jest Wasze całe opowiadanie? Jak dużo posiada rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na chwilę obecną rozdziałów jest 36 i najprawdopodobniej ta liczba nie ulegnie już zmianie. Na samym początku miało być ich łącznie 33, jednak później pojawił się projekt „rozdziału 28,5”, który jest naszym aktualnym Caputem XXIX, a około miesiąca później projekt „rozdziału 32,5”, który następnie przeciągnął się na dwa Caputy – XXXIII i XXXIV(<3) :)
      Nie możemy jednak tej liczby uznać za pewnik ze względu na ogrom modyfikacji, jakie wprowadzamy do tych rozdziałów, które mamy. Nasz rekord to Caput XXVI, którego długość zwiększyłyśmy w ostatnich poprawkach ponad dwukrotnie. Chociaż niewykluczone, że to wcale nie jest rekordzista. Nim może się okazać Caput XXXI, którego Whatever nadal nie chce udostępnić Whoever, opowiadając jej coś o tajemnicach, chronologii i cierpliwości. Co jest paranoją, bo Whatever zajmowała się w podobnym stopniu Caputem XXX i jakoś nie omieszkała informować o tym, jakie modyfikacje wprowadza do tegowoż rozdziału.
      Ba! Nawet prosiła Whatever o pomoc przy jednym z dialogów... (Tak - tę wypowiedź pisze rozgoryczona Whoever, która zaczyna szczerze nie lubić swojej przyjaciółki/siostry)
      Whatever natomiast szczerzy się ze swojej tajemnicy i mówi, że nie wyśle mi poprawek do Caput XXXI aż do czwartku przed publikacją.
      Serdecznie pozdrawiamy! :)

      Usuń
  14. Czy wspólne pisanie opowiadania sprawia wam trudności? Zawsze podziwiałam autorów , którzy tworzyli opowiadania/książki wraz z innymi. Zastanawia mnie, czy trudno jest znaleźć kompromis, przy wymyślaniu kolejnych zdarzeń, a nawet przy tak podstawowych rzeczach, jak używanie w dialogach i opisach konkretnych słów i zwrotów, bo pewnie każda z was ma nieco inną koncepcję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie może rzeczywiście byłoby trudno pisać opowiadanie w dwie osoby. Masz rację – różne podejścia do niektórych sytuacji, a także różne pomysły i tym podobne, dzielą ludzi. Nas jednak takie kłopoty o dziwo nie dotyczą. W sumie same nie do końca wiemy, dlaczego.
      Może to przez to, jak pisałyśmy całe to opowiadanie? Bo po kolei to to z pewnością nie było. Gdy tylko w głowie którejkolwiek z nas kiełkował jakikolwiek pomysł, od razu siadała ona przy komputerze i zaczynała pisać (w większości słynęła z tego Whatever, która w wirze weny potrafiła w ciągu tygodnia napisać nawet kilka rozdziałów, nie zostawiając niczego Whoever). Później natomiast nadszedł czas na poukładanie owych pomysłów we względnie spójną całość. Tutaj obie dzieliłyśmy się pomysłami (albo znowu dawałyśmy się ponieść wenie) i uzupełniałyśmy luki, nadawałyśmy wszystkiemu sens. Niektóre rozdziały natomiast pisałyśmy wspólnie. Przykładami mogą być kłótnie między bohaterami – pisałyśmy je, „wcielając się” w poszczególnych bohaterów. Kiedy natomiast coś się u którejś z nas nie zgadzało, obgadywałyśmy to. Analizowałyśmy od początku do końca nawet przez kilka godzin, jeśli była taka potrzeba. Wtedy zawsze znajdowałyśmy kompromis i obie byłyśmy zadowolone z efektu, który był wtedy zazwyczaj o niebo lepszy.
      Pomocny może być tutaj również fakt, że obie jesteśmy niewiarygodnie do siebie podobne. Nasze poglądy i pomysły przeważnie się ze sobą pokrywają. Nie dochodziło więc między nami do sporów czy kłótni. Stanowimy naprawdę zgrany team. Zwłaszcza, że każda z nas zwraca uwagę na inne rzeczy. Whoever – mistrzyni chorych pomysłów, logiki i kolejności. Whatever – mistrzyni stylu, opisów, dialogów i emocji.
      Nie możemy również zapomnieć o tym, że obie kontrolujemy swoją pracę. Przed wstawieniem każdy rozdział idzie do ostatecznych obróbek. Okazuje się, że podczas nich zauważamy najwięcej błędów i niedociągnięć. Naprawiamy je poprzez dopisywanie wielu zdań, modyfikację dialogów, czasami nawet zmianę przebiegu akcji. Każda z nas poprawia te rozdziały zgodnie ze swoimi opiniami, a zmiany zapisuje innymi kolorami. Gdyby ktokolwiek zobaczył, jak wyglądają rozdziały po tych wszystkich przeróbkach, określenie „rzygać tęczą” zmieniłoby sens ;)
      Mamy nadzieję, że wyczerpująco odpowiedziałyśmy na to pytanie :)
      Serdecznie pozdrawiamy!

      Usuń
  15. Nawiązując trochę do pytania Vivienne... czy rozdziały pisałyście wspólnie, tzn. na lekcjach, przerwach itp. czy raczej obmyślałyście wszystko za pomocą internetu? Czy dzielicie się jakoś fragmentami do napisania?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, i jeszcze chciałabym zapytać, co oznacza adres i tytuł waszego bloga i dlaczego tytułujecie rozdziały "Caput" :D

      Usuń
    2. Nasze procesy twórcze są tak skomplikowane, że prawdziwie wspólne tworzenie byłoby istną drogą przez męki. I zajęłoby całą wieczność. Jedynym rozdziałem, który napisałyśmy od początku do końca wspólnie był "Caput XXXVI", który obie uznajemy za majstersztyk! Chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że przed dodaniem ostatniego rozdziału Whatever dostanie nagłego ataku furii i dość znacznie go zmodyfikuje :) Niemniej jednak to, co chciałyśmy zamieścić w tym rozdziale, w pierwszej chwili chaotycznie wrzucałyśmy na gadu-gadu, nie dochodząc jednak do żadnego wniosku. Później Whatever nie spała pół nocy i z głową pełną pomysłów spotkała się następnego dnia w szkole z Whoever, która przyszła zaopatrzona w kartkę ze wszystkim tym, na co wpadłyśmy poprzedniego wieczoru. Wszelkie pomysły składałyśmy potem w całość przez kilka przerw i dwie godziny rosyjskiego, irytując wszystkich wokół (poza nauczycielką, która niczego nie dostrzegła...). Dopiero wtedy byłyśmy zadowolone z efektu. A Whoever miała później, co przepisywać na komputer.
      Naszym wspólnym dziełem są również kłótnie, które pisałyśmy, odgrywając role. Niesamowicie zabawne doświadczenie ;)

      Jeśli chodzi o resztę, plan wydarzeń ustalałyśmy wspólnie - na lekcjach, przerwach czy choćby czekając na autobus. Później podzieliłyśmy się rozdziałami i każda z nas pisała je we własnym zakresie - zazwyczaj wieczorami, jednakże Whatever zdarzało się pisać całe rozdziały na historii, WOSie lub okienku, a biedna Whoever musiała przepisywać je do Worda ;)

      Było to rzadkością, jednakże zdarzało się, iż rozdziały pisałyśmy po połowie - na przykład w "Capucie IX" Whoever zajęła się akcją, zaś Whatever - jako specjalistka od uczuć, cierpień, emocji oraz pseudopoezji - podjęła się napisania części "strychowej". Podobnie było zresztą z „Caputem VI”, w którym Whoever napisała pierwszą część – lekką i przyjemną – a Whatever końcówkę.

      Po napisaniu odsyłałyśmy sobie rozdziały, betując je wzajemnie.

      Obecnie przed dodaniem poprawiamy każdy rozdział. Uznałyśmy bowiem, iż nasze "dzieło" musi "poleżakować" zanim dostrzeżemy w nim błędy. Obecnie jednak bardzo rozbudowujemy kolejne części. Zdarza się na przykład tak jak w "Capucie XXVI", iż Whoever napomknęła coś o wątku dziewczyny, która mogłaby się dosiąść do Lejka, a Whatever ochoczo opisała całą sytuację.Innym przykładem takiej sytuacjijest "Caput XXX" autorstwa Whatever, którego zakończenie Whoever zmieniła diametralnie.
      Dlaczego na początku wspólne pisanie nazwałam katorgą? Ponieważ Whatever największe przypływy weny miewa w nocy - wtedy to właśnie powstają takie arcydzieła jak chwile uniesień między Zuzką a Lejkiem. I weź tu z taką twórz

      Usuń
    3. Jako że jesteśmy osobami niespełna rozumu, niczego nie mogłyśmy zrobić po ludzku. W związku z tym, przez bardzo długi czas zastanawiałyśmy się zarówno nad adresem i nazwą, jak i nad sposobem numerowania rozdziałów.

      Słowo "Caput" wzięło się od naszej fascynacji łaciną i oznacza "Rozdział". Ha! Zagadka miniSfinksa rozwiązana ;) Whatever uparła się, żeby numerować rozdziały w jakiś oryginalny sposób. Chciała, by opowiadanie zapadało w pamięć już od samego początku, więc intrygujący nagłówek uznała za dobry sposób przykucia uwagi czytelnika. Ponadto, słowa "Rozdział", "Chapter" lub zwykłe numerowanie są tak nuuudne i oklepane. A chyba przyznasz, że "Caput" brzmi epicko! Właśnie z tego powodu obie wybrałyśmy właśnie tę opcję z pomiędzy innych :) Chociaż teraz zapewne wszystko to, co mamy łacińskie, byłoby po walijsku - „Adran” :D

      Jeśli chodzi o adres - "Non Clamabit" oznacza po prostu "Nie płacz". Miałyśmy kilka bardziej kreatywnych pomysłów, ale wszystkie były zajęte. Ponadto, czyż nie jest to adekwatna nazwa? W końcu od gorzkich łez zaczęła się znajomość Zuzki i Oliwiera... I ileż to razy chłopak sprawiał, że Orłowska uśmiechała się przez łzy? Tak więc jakoś tak zdecydowałyśmy się na dość optymistyczny adres.

      Pytanie o nazwę jest dość problematyczne, ponieważ ona zdradza naprawdę sporo. Szczerze powiedziawszy, jest ona kwintesencją całego naszego opowiadania. Zdradzenie jej byłoby pewnego rodzaju spoilerem. Dopiero ostatnie rozdziały pozwalają zrozumieć jego prawdziwy sens. Mogę Ci jednak podpowiedzieć, że jeśli przetłumaczymy to na język polski, w zależności od słownika, otrzymamy tytuł piosenki wykonywanej przez HappySad bądź Ukeje (czy jak on tam się pisze). Być może poszukasz, aczkolwiek nie dziel się tym z innymi ;)

      Pozdrawiamy serdecznie!

      Usuń
    4. Dzięki za odpowiedź :D A pomysł na opowiadanie... jak wpadłyście na to, by zacząć pisać opowiadanie? Pisałyście o tym w zakładce o autorach, jednak ciekawi mnie sama decyzja na publikowanie opowiadania na blogu. Czy któraś z was blogowała wcześniej?
      Przetłumaczyłam tytuł, przesłuchałam, jednak wysnułam nieco dwuznaczne wnioski (albo raczej takie, w które nie chciałabym wierzyć XD), więc pożyjemy, zobaczymy ;)

      Usuń
    5. A, i jeszcze jedno (wybaczcie, że was dzisiaj zamęczę swoimi pytaniami, ale po prostu coś mnie wzięło. Obiecuję, że to już ostatnie). Wasza lista blogów, które czytacie jest długa. Dzielcie się jakoś czytaniem/komentowaniem? Np. jedna czyta, potem opowiada i druga komentuje?

      Usuń
    6. Hmm… To może zaczniemy od końca, bo to prostsza część - żadna z nas nigdy wcześniej nie pisała opowiadań na blogu.W dzieciństwie jednak Whatever miała manię na punkcie istnienia w internecie, więc blogowała wszędzie. Boże, jakie szczęście, że tych bzdur nikt nie czytał...
      Jeżeli zaś chodzi o to, skąd pomysł publikowania opowiadania… To złożenie nagłego zapłonu Whatever, która nagle rzuciła: „załóżmy bloga!”, z Whoever, która aprobuje wszystko, co nie kłóci się z jej przekonaniami czy poglądami, więc skwitowała ją swoim zwyczajowym "O-keeej!" oraz z pracą na najwyższych obrotach naszych umysłów. Kiedy bowiem zniknęła cała nadmierna radość wywołana tym projektem, obie uznałyśmy, że naprawdę chętnie zabrałybyśmy się za pisanie opowiadania. Pomysły zaś dosłownie rozsadzały nam czaszki. I to tak mocno, że Whoever aż cierpiała wewnętrzne katusze przez ich chaotyczność (ceni sobie bardzo logikę, chronologię i sens). No cóż, Whatever lubi pastwić się nad niewiniątkami. Ostatnio wysłała jakiegoś chłopca, by moknął na dworcu PKP :P
      Serdecznie pozdrawiamy!

      Usuń
    7. Nasza lista blogów jest bardzo długa, a najgorsze jest to, że jeszcze nie gubimy się w wątkach, nie mylimy postaci, etc. Aby wyrobić się czasowo, podzieliłyśmy ją na pół. Żałuj, że nie wiesz, jak to wyglądało - prowadziłyśmy chorą licytację, wyrywając sobie nawzajem z gardeł co lepsze kąski i niczym małe dzieci krzyczałyśmy - NIE MA ZAKLEPYWANIA! oraz MOJE! Teraz co jakiś czas dobieramy co ciekawsze opowiadania ze spamownika i dodajemy je do listy czytelniczej. Niemniej jednak, każda z nas zajmuje się swoimi blogami. Gdyby czytała jedna, a komentowała druga - nasze opinie nie miałyby żadnego sensu (jakby teraz miały...). Najlepszy dowód? Czytanie "Buntu" na informatyce Jedna z nas, na pytanie "Na czym skończyłyśmy?" uzyskała odpowiedź "Na tym, że on ma mlecznobłękitne tęczówki". Tak więc pożytku nie byłoby żadnego.
      PS. Nie zamęczasz nas pytaniami - my je kochamy!

      Usuń
    8. Oo no to mogę pytać dalej :3 Huehuehue *śmiech psychopatki*!
      Miałyście jakieś problemy w pisaniu? Braki weny itp.? Ile wam zajęło skończenie? Po opublikowaniu epilogu zamierzacie pozostać na blogosferze?

      Usuń
    9. Problemy w pisaniu bywały i to znaczne. Whatever średnio raz w miesiącu skarży się, że cierpi na bezwenie (które co prawda mija jej, gdy się prześpi, ale pobiadolić zawsze można ;d). Najgorszy kryzys twórczy miała, gdy zagubiła w sobie pierwiastek romantyczny i nie była zdolna do stworzenia uroczej sceny, która nie kończyłaby się obmacywaniem - tak, wszystkie zbereźności to jej robota - do usług xD Aczkolwiek scena, w której Lejek całuje Zuzkę po powrocie do domu "Bo ją kocha" chyba ostatecznie zażegnała przejściowe kłopoty. Największe problemy sprawiło jej napisanie trzech rozdziałów - III, którą pisała przez łzy, wspominając to, co wydarzyło się w jej życiu; XXXII, po którym aż ją mdliło oraz XXXV, którego szczerze nienawidzi. Niemniej jednak uważa, że każdy problem da się obejść i chwilowo jej największą rozterką jest nieumiejętność przeredagowania dziwnego zdania autorstwa Whoever :p

      Ona z kolei największe zastoje miała przy pisaniu swoich rozdziałów, bo w pisaniu to ona dobra nie jest. Największą traumą były dla niej rozdziały XXI-XXIII. Nie wiadomo właściwie, dlaczego to ona je pisała, gdyż to były te rozdziały, w których Zuza najbardziej cierpiała i miała najwięcej mętlików w głowie – a w tej kwestii specem jest Whatever. Ale cóż – Whoever jakoś dała radę, chociaż napędzały ją wyrzuty sumienia przez to, że jej Shwaer musiała tygodniami czekać na kolejny rozdział. Niemniej zrekompensowała to wszystko przy sprawdzaniu rozdziałów. Gdy potrafiła wysyłać „sfurioszone” rozdziały dzień po dniu przez jakiś czas, bo miała taki atak weny, czuła się o niebo lepiej :) Jednak to również nie trwało długo. Najtrudniejszy dla niej do przebrnięcia był „Caput XXII”, który sama pisała. Przez ponad tydzień zabierała się za niego, walcząc z najgorszymi w życiu wyrzutami sumienia. Później już było lepiej. Aż do czasu, gdy zabierała się za „Caput XXXII”. To była jej druga życiowa trauma, przez którą nie umiała przebrnąć. Po przeczytaniu pierwszego akapitu dosłownie skapitulowała. A potem przez kilka dni przepraszała Whatever za to, że kazała to napisać… Ale spokojnie – tamta wersja „Caputa XXXII” nigdy nie ujrzy światła Internetu. Tak będzie lepiej dla wszystkich ;)

      Opowiadanie rozpoczęłyśmy w kwietniu ubiegłego roku, a wstępnie skończyłyśmy w lipcu bądź sierpniu. Prawda jest jednak taka, iż obecnie baaaaardzo rozbudowujemy rozdziały i czasem na "drobne poprawki" potrzebujemy więcej czasu niż na pierwotną wersję. Czasem łatwiej stworzyć coś z niczego niż naprawić niedoskonałe ;)

      Pozostanie w blogosferze? Hmm... Drugiego opowiadania raczej nie planujemy. No... Chyba, że współpraca z Jimmy'm się rozwinie i stworzymy "Historie z El Dorado" :) Czytać opowiadania jednak będziemy nadal. Nie mamy pojęcia, jak będzie nam to szło, ponieważ zaczynamy nowy etap w życiu. W końcu studia i praca to nie przelewki. Postaramy się jednak być na bieżąco. A drobne obsuwy czasowe może nam wybaczycie?

      Cholera… będziemy strasznie tęsknić za Lejkiem i Zuzką. Ciężko byłoby zastąpić nasze „dzieci” innymi.

      Serdecznie pozdrawiamy! Znowu xD

      Usuń
  16. Można was znaleź na fb lub twitterze? Jeśli tak to jak się nazywacie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak – nie jesteśmy wyrzutkami społeczeństwa pozbawionymi dostępu do Internetu czy wiedzy o portalach społecznościowych i posiadamy profile na facebooku czy twitterze. Naszych nazwisk jednak z pewnością nie zamierzamy udostępniać. Stosunkowo niewiele osób wie o tym, że piszemy. Jeszcze mniej zna adres naszego bloga. Cenimy sobie anonimowość w sieci. Zwłaszcza, że dla Was zapewne taka tajemniczość w kwestii autorów byłaby lepsza niż poznanie naszych tożsamości (bo dla nas z pewnością byłaby lepsza ;) ). Jakby nie było, każdy ma swoje wyobrażenie o nas i nie chciałybyśmy go niszczyć pokazywaniem naszych paskudnych twarzy czy życiorysów. A do tego nie jest wykluczone, że czytają te wypociny osoby, które znamy – to dopiero byłby wstrząs! I to chyba zarówno dla nich, jak i dla nas!
      Serdecznie pozdrawiamy :D
      Whatever and Whoever
      PS. Jeżeli jednak chcesz, śmiało możemy założyć naszego fanpage'a ;D

      Usuń
    2. a podacie chociaż wasze imiona? Chyba imie to nic takiego ?

      Usuń
    3. “Z matki obcej: krew jego dawne bohatery,
      a imię jego będzie czterdzieści i cztery”

      A tak na serio, nasze imiona są tak mało epickie, że aż żal się nimi chwalić. Gdyby na przykład jedną z nas rodzice mianowali Kunegundą, a drugą Pulcherią, na pewno rozgłaszałybyśmy je na prawo i lewo. Niestety nasi rodzice albo nie chcieli nam robić krzywdy, albo zwyczajnie brakło im inwencji twórczej. Imiona jakich wiele, oba kończą się na "a" :P
      A tak poza tym, przyznanie się do imion byłoby zniszczeniem tej nutki tajemniczości, jaką nadaje nam anonimowość. W końcu ludzi przyciąga to, co nie znane, prawda?

      Usuń
    4. myśle że jedna z was ma na imie Zuza. I myśle że to jest Whatever

      Usuń
    5. Skąd takowe przypuszczenia, drogi Anonimie? Czyżbyś uznał, iż skoro postać Zuzy początkowo wzorowana była na przeżyciach Whatever, odziedziczyła po niej również imię? A może jakieś inne źródła Ci to podpowiedziały? Podziel się swoimi teoriami, Słoneczko ;)
      TAK! TERAZ TO JA ZADAJĘ PYTANIA XD

      Usuń
  17. Ktora z Was pisze przewaznie odpowiedzi na komentarze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To znaczy na pytania*

      Usuń
    2. Która z nas pisze? Hmm… To zależy od tego, która ma akurat większy odpał, depresję bądź więcej wolnego czasu! Jednak każda rzecz, jaka pojawia się na tym blogu jest wspólną decyzją, a wszelkie komentarze/posty są pisane przez jedną z nas, a poprawiane przez drugą (czasami ten proces się zapętla). Sądzimy jednak, że jest jakaś różnica w stylu pomiędzy naszymi wypowiedziami, więc jeżeli potrafisz wyłapać takie niuanse, to byłbyś/byłabyś w stanie określić, który komentarz jest dziełem której :D Jeżeli chcesz się w to bawić – życzymy Ci powodzenia!
      Pozdrawiamy :)

      Usuń
  18. Jak dlugo sie razem przyjaznicie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się patrzę na to pytanie i tak się zastanawiam, co mi w nim nie gra... Przyjaźnić można się chyba ze sobą, nie razem... Dobra, Whatever się czepia. Polonistka od siedmiu boleści :/

      Jako że dokładnej daty nie zapisałam, zacznę improwizować...

      "Działo się to w roku tysiąc pięćset sto dziewięćset, kiedy to Bramy Floriańskie zamykano na zielone guziczki..." A nie, to nie to... Poznałyśmy się w pierwszej klasie liceum i tak jakoś zakumplowałyśmy. Psychopaci się przecież przyciągają. Chyba dlatego nagabują mnie dziwni ludzie, nieważne. Kiedy koleżeństwo ewoluowało w przyjaźń? A skąd ja ma to wiedzieć? Był to długotrwały proces, którego skutki widać do dziś, więc używamy czasu Present Perfect Continous :P

      Usuń
  19. Co bedziecie studiowac?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co będziemy studiować? To, co los pozwoli xD

      A tak na serio: Whoever wybiera się na UWr w celu bawienia się w antropologa, chociaż odradza jej to cały kraj, trzy czwarte Polski i pół Europy. Hmm, powinna spytać o zdanie Australijczyków... I w tym momencie mam ochotę pozdrowić wszystkich, którzy na dźwięk słowa "antropolog" wspominają coś o krojeniu zwłok. Dla niedouczonych: antropolog <> patolog! A propos, serdeczne buziaki dla Rosjan i sposobu, w jaki wykonują sekcję zwłok - nie oglądajcie jej na youtube!

      Whatever zaś marzy o tym, by dostać się na PWr i studiować inżynierię biomedyczną (a to zaskoczenie, nie? :D), jednakże odkąd zobaczyła, że na jedno miejsce przypada sześciu kandydatów, wpadła w chorobę sierocą i biadoli, że jej nie przyjmą. Co z tego, że w przybliżeniu uzbierała już 25 punktów powyżej progu? Ten typ tak ma! A jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma (ni cholery nie wiem, gdzie powinny być przecinki) - najwyżej pójdzie na optykę. Aczkolwiek to jak porównanie antybiotyku o szerokim spektrum i penicyliny... :(

      Usuń
  20. Skad pomysl na nazwy "whatever" i "whoever"?

    OdpowiedzUsuń
  21. Hmm... Jako że zapewne wiesz, "Whatever" oznacza "Cokolwiek", a "Whoever" to "Ktokolwiek". Skąd tak oryginalne nicki? Zawiodę Cię. To nie żadna kreatywność. To atak nudy. Kiedyś zakładałyśmy konto na stronie pewnego sklepu internetowego. W rubryczce login podałyśmy: COKOLWIEK, zaś jako hasło wypadło JAKIEKOLWIEK. O Boże, własnie zdradziłyśmy nasze hasło? Shakują nas! Trudno, najwyżej. Tak więc zakładając konto na bloggerze postanowiłyśmy, że swą nazwą oddamy pokłon naszemu odpałowi, jednakże angielskie nazwy są bardziej epickie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wy naprawdę macie taka matke i siostre ? czy tylko to jest taka wymyślona historia ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejciu. Trudne pytanie. To może po kolei.

      Pierwszy problem: OLEŃKA. Cel namierzony.
      Cóż, Whatever jest jedynaczką, więc to nasze "cudowne" dziecko pochodzić z jej rodziny nie może.
      Whoever natomiast ma siostrę. Choć jest ona starsza, na poziomie rozwoju intelektualnego oraz emocjonalnego nie odbiega zbytnio od Oli. Tak samo jak ona jest egoistycznym tchórzem, którego interesuje wyłącznie czubek własnego nosa oraz który ma ogromne problemy z utrzymaniem przy sobie choćby odrobiny pieniędzy i aby je zdobyć nie waha się przed podlizywaniem się rodzince. Jej ofiarą (i tutaj znowu będzie ponownie do naszego opowiadania) najczęściej bywała Whoever. Ta jednak ostatnimi czasy wspina się na wyżyny asertywności i już się NIE DAJE! I oby tak trzymać xD

      Problem numer dwa: MAMUŚKI
      Tutaj sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Whoever ma u siebie w domu Panią Lejkowicz - wyniosłą, chłodną, stresującą wszystkich swoim autorytetem (chociaż nie jest ona aż tak wyzuta z emocji jak matka biednego Lejka). Można powiedzieć więc, że Panią Lejkowicz Whoever ma w domu średnio raz w tygodniu .
      Whatever natomiast mieszka pod jednym dachem z Panią Orłowską, która despotycznie oczekuje uznania jej poglądów, podporządkowania oraz która - uważając się za doskonałego psychologa - tak naprawdę nie potrafi dodać swojemu dziecku otuchy.

      Zanim jednak zaczniecie dzwonić do jakiejś opieki społecznej czy innej fundacji, pamiętajcie o jednym - nasze mamusie nas kochają, a wszystkie negatywne charaktery w naszym opowiadaniu są wzięte z życia (bardziej lub mniej bezpośrednio) i pomnożone przez minimum 10 - kochamy przerysowywać postaci <3333

      Usuń
  23. to będzie już koniec opowiadania wjenc może mogły byscie dodać następne rozdziały szybciej ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'wjenc':='więc' and 'mogły byscie':='mogłybyście'
      To tak a propos tego, że Whatever jest chodzącą skrajnością - nie ma to jak poprawianie błędów Pascalem xD

      Wracając to pytania, a raczej propozycji.
      Hmm...
      |
      |
      |
      |
      |
      |
      |
      V
      Zastanówmy się...
      |
      |
      |
      |
      |
      |
      |
      V
      Rozważając wszystkie "za" i "przeciw"...
      |
      |
      |
      |
      |
      |
      |
      V
      Abyś nie wzięła mnie za człowieka, który o ogładzie i elokwencji nie wie nic, kulturalnie odpowiem "Nie, Słoneczko :)", choć na usta cisną mi się zupełnie inne słowa. Czy prosisz nauczycielkę przed sprawdzianem o pytania, piosenkarza o niepublikowany utwór, a matkę rano o obiad? Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że nie. A dlaczego? Bo doskonale wiesz, że i tak żadna z powyższych osób nie przystałaby na Twoją ofertę. Czemu więc my miałybyśmy się zgodzić? Cytując dawną wychowawczynię Whatever "Traktujmy się poważnie..."
      A tak na marginesie - nie wytrzymasz tych kilku dni? Gdybyśmy przyspieszyły, sama byłabyś na siebie zła, ponieważ "Caput XXXV" jest beznadziejny. Poza tym, dla kogo mamy przyspieszać? Liczba czytelników dość radykalnie spadła, a najwytrwalsi i tak zostaną z nami do końca. Ponadto - wiesz, że czekanie zaostrza apetyt? :D
      Tak więc dziękujemy Ci za to, że czytasz nasze mierne wypociny i - mimo szczerej sympatii - POZEW ODRZUCONY ;)
      Trzymaj się, Anonimie ;)

      Usuń
  24. Jak nazywa się ta piosenka w zwiastunie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Whatever nie lubi pytań, w których nie wie, w jaki sposób się wykazać. Weź zadawaj jakieś bardziej filozoficzne :P

      W każdym bądź razie w zwiastunie wykorzystano piosenkę "My immortal" zespołu Evanescence. I wiedz, że nie wybrałyśmy jej wyłącznie ze względu na naszą miłość do cudownego brzmienia tego utworu... Aczkolwiek za kilka dni chyba wszystko stanie się jasne...

      Pozdrawiamy!

      Usuń
  25. będziecie pisały jeszcze jedno opowiadanie ? jeśli tak to w stylu tego ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy będziemy pisać jeszcze opowiadanie? O jejciu... W planach tego niestety nie mamy :( Ale wiesz, "Antequam vadam..." też nikt nie planował. Cholera, Zuzajc i Lejek byli wpadką :/

      Miałyśmy pomysł na współpracę z Jimmy'm i stworzenie "Opowieści z El Dorado", ale skończyły się lekcje historii vel WOSu z Panią P., więc i weny brak :(

      Niech no spytam swoją magiczną kulę, której nie mam... Dobra, grapefruit mi wystarczy. W końcu jestem McGyver (czy jak to się pisze xD).
      Niestety ciemność widzę. A to z prostej przyczyny - drogi duetu W&W się rozchodzą. Nie znaczy to, że zrywamy kontakt czy jakie inne licho, jednakże idziemy na dwie ZUPEŁNIE różne uczelnie, co skutecznie uniemożliwi nam częste spotkania. Teoretycznie mogłybyśmy pisać kolejne opowiadanie przez gg, ale wtedy chyba ostatecznie musiałybyśmy zrezygnować ze snu. A ja mam wakacje, sypiam po 5 godzin dziennie i jestem blada jak kaloryfer, który wisi w moim pokoju. A na dodatek postanowiłam szukać pracy. Niech mnie ktoś ogarnie.

      Nawet jeśli zdecydowałybyśmy się spłodzić kolejne dziecko, nie sądzę, by zainteresowało nasze czytelniczki. A to dlaczego? Z prostej przyczyny: bo mu zawsze piszemy o tym, co nam w duszach gra. Tak więc ze strony Whatever mielibyście zapewnione nudne elaboraty dotyczące anoreksji, schizofrenii i transplantologii, a Whoever pewnie zarzuciłaby Was opowieściami o ciąży i niechcianym dziecku imieniem "Omen". Nic wartego uwagi, nie? Kurde... to by było nawet ciekawe, ale jak zawrzeć problemy z In Vitro i Zuzią w jedną całość? Choć z drugiej strony, pisząc obecne opowiadanie chyba też minęłyśmy się z treścią. Miało być ze sporą dawką psychologii, a wyszło mdłe romansidło. Albo nam nie pykło i wydawało nam się zbyt wiele, albo czytelniczki nie dostrzegają pewnych prawd, które chciałyśmy przekazać. Zamierzałyśmy zmienić ludzkie spojrzenie na pewne sprawy, a wyprodukowałyśmy pokolenie dziewczynek zakochanych w Lejku. Cóż, taki lajf. Trzeba mierzyć siły na zamiary, bo dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.

      Dziś tak bez polotu, raczej na smutno. Wybacz tak żałosną odpowiedź.
      Dziękuję i pozdrawiam.
      Pisała rozgoryczona Whatever, która jest niemiłosiernie zmęczona, ma ochotę skoczyć z mostu (nawet w Toruniu), nie ma dostępu do komputera, więc komunikuje się z Wami prowizorycznie, cholernie tęskni za pewnym chłopcem i nie może się wypłakać Whoever, która siedzi u babci.

      Usuń
  26. Będziecie studiować w Wrocławiu czy w innym mieście ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróć do pytania o studia, proszę. Rozszyfruj skróty "UWr" i "PWr". Jest troszkę jaśniej? xD Nigdzie się stąd nie ruszamy. Niestety, na studia w Melbourne nas nie stać :(

      A ja mogę mieć pytanie? A nawet dwa?
      Jak masz na imię i dlaczegóż tak interesuje Cię nasza przyszłość? :)
      Takie 2 w 1 :P

      Pozdrawiam!

      Usuń
  27. Dlaczego konczycie śmiercią Lejka ? ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jesteśmy złe i przebrzydłe/nie lubiłyśmy go/miałyśmy dość Waszych zachwytów nad nim/to megatrolling/miałyśmy zły humor/znudziło nam się pisanie, a zabicie go to jedyny sposób na zakończenie, przy którym nikt nie będzie nam mówił :"kontynuujcie". *

      * Niepotrzebne skreślić

      A tak na serio, jest to chyba najbardziej optymistyczne zakończenie jakie mogłyśmy stworzyć. Życie nie jest różowe. Wolałabyś, by żeby po kilkunastu rozdziałach sielanki w końcu Zuzka nakryła Lejka z inną lub by pokłócili się na śmierć, bo nie mogli ze sobą wytrzymać? Uczucie się wypala, przykro mi. Wieloletnia miłość nie istnieje. Potem po emocjach nie ma śladu, zostaje przyzwyczajenie... Wybacz, my w Love Story nie wierzymy... Jedyne, co możemy mieć sobie do zarzucenia to to, że nie przedłużyłyśmy ich bycia razem do roku na przykład. Ale oni i tak przeszli wszystko, co powinni, więc po co to przedłużać?

      Ponadto, pierwszym naszym pomysłem był rozdział 36, w którym Zuzajc podejmuje pewną bardzo ważną decyzję, która zmienia WSZYSTKO. A śmierć Oliwiera była do tego doskonałym pretekstem (swoją drogę ten rozdział powstał jako drugi). Sądzę, iż za tydzień wszelkie wątpliwości się rozwieją.

      Przepraszamy i pozdrawiamy!

      PS. My też nie lubimy tego rozdziału ;(

      Usuń
    2. jak to 'nie lubiłyśmy go/' ?

      Usuń
    3. Mogłyście zakończyć i tyle, nikt nie zmusiłby Was do kontynuacji gdybyście tego nie chciały. Może Wy nie wierzycie w wieczną miłość, ale Wasze czytelniczki zapewne tak, skoro tak bardzo chciały ją przeczytać u Lejka i Zuzy!

      :D Grrrrrrr! Nie lubię Was ! :D

      Usuń
    4. Mogłyśmy, to prawda. W naszym wypadku jednak żadne inne zakończenie nie wchodziło w rachubę. Wczoraj na przykład Whatever odkryła, że happy end w życiu nie wytoczyłby się spod jej palców. A dlaczego? Dlatego, ponieważ ona nie wierzy kompletnie w NIC. Whoever natomiast zauważyła, że zakończenie tego opowiadania jest dla niej tak trudne, że – bez jakiejkolwiek prośby ze strony ludzi – i tak chciałaby je kontynuować (a tak się składa, że jedną z pierwszych rzeczy, jakie powiedziała po podjęciu decyzji o jego pisaniu, było zastrzeżenie, że ma mieć ono określony początek i koniec)… Próbowała nawet stworzyć kolejny rozdział, którego akcja rozgrywała się w zaświatach, jednakże Whatever ze swoim wrodzonym ateizmem w życiu nie pozwoliłaby jej na publikację (i Whoever tutaj zdecydowanie przyznaje jej rację, bo ten rozdział pisała jedynie z ciekawości, jak mogłoby to się potoczyć i ani przez chwilę nawet nie myślała o publikacji). Kiedy zaś rozmawiałyśmy o tym zakończeniu, na które się zdecydowałyśmy, doszłyśmy do wniosku, że jest ono właściwie NAJLEPSZYM, jakie mogłyśmy Wam zaserwować. Każde inne bowiem zdawało nam się bardziej bolesne, zaś nie byłybyśmy w stanie karmić Was kłamstwami oraz łudzić wizjami szczęścia, które powoli umiera...

      Dlatego mamy taką małą prośbę dla każdego, kto zobaczy tę wypowiedź: Po ukazaniu się „Caputa XXXVI” zastanów się, czy to zakończenie naprawdę jest tak okrutne i podłe. Nie mówimy tu o „pierwszym rzucie oka”, a o głębszym spojrzeniu na to. Czy Zuza naprawdę nie będzie w końcu szczęśliwa? Pobudź swoją wyobraźnię i wyciągnij wnioski. Jeżeli zakończenie mimo to wyda Ci się takie okropne to… wyobraź sobie, że ostatni rozdział nigdy nie powstał, a w przedostatnim zapomniałyśmy dodać na samym końcu akapitów:
      „Zuza obudziła się z krzykiem na ustach. Jej serce waliło jak oszalałe, a w oczach stały łzy, które niespiesznie płynęły strugami po jej twarzy. Nim zdążyła otrząsnąć się z koszmaru, do pokoju wpadł Lejek, przerażony hałasem, jaki wywołała. Nim zdążył zinterpretować scenę, która ukazała się jego oczom, Orłowska rzuciła mu się na szyję i pocałowała, tłumiąc wszelkie słowa cisnące mu się w tym momencie na usta.
      – Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo cieszę się, że jesteś tu ze mną… – powiedziała, gdy po chwili odsunęli się od siebie.”

      Usuń
    5. Anonimie, a propos "nielubienia Lejka"

      "Ironia – sposób wypowiadania się, oparty na zamierzonej niezgodności, najczęściej przeciwieństwie, dwóch poziomów wypowiedzi: dosłownego i ukrytego, np. w zdaniu Jaka piękna pogoda wypowiedzianym w trakcie ulewy. W klasycznej retoryce ironia stanowi jeden z tropów, jest zaliczana także do podstawowych kategorii w estetyce.

      W rozumieniu potocznym ironię utożsamia się z zawoalowaną kpiną, złośliwością, wyśmiewaniem, dystansem."

      by Wikipedia ;P

      Usuń
  28. to troche dziwne pytanie ,ale jesteś ateistką? bo napisałaś 'Whatever ze swoim wrodzonym ateizmem w życiu nie pozwoliłaby jej na publikację '

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne z kategorii "Whatever się uzewnętrznia". No cóż, czasem trzeba...

      Kiedyś grzecznie chodziłam do Kościoła, modliłam się co wieczór, byłam u Komunii. A potem dorosłam, przestałam wierzyć w świętego Mikołaja i jakoś od wiary uciekłam. Nawet do bierzmowania nikt mnie nie zmusił. Następnie życie zaczynało mnie zabijać, a ja powoli traciłam wiarę w cokolwiek.

      Dziś nie wierzę w nic.
      Nie wierzę, że marzenia mogą się spełnić. Że istnieje jakakolwiek siła paranormalna. Nie wierzę również w szczęście, odwzajemnioną miłość czy cokolwiek innego. Mówią, że człowiek, który nie wierzy w Boga, nigdy nie dozna szczęścia, ponieważ boi się, że straci to, co ma. A ja chyba nie potrafię docenić swojego życia, gdyż nie boję się straty, Bo czuję, że nie mam czego stracić. Nie wierzę w sukces, w zwycięstwo, w siebie. Nie wierzę w jutro. A jedyne, co jest pewne, to śmierć...

      Usuń
    2. a Whoever ?

      Usuń
    3. O jejciu! Whoever to o wiele bardziej skomplikowana sytuacja.
      Podobnie jak Whatever przez wiele lat byłam wierząca (może nie chodziłam co niedzielę do kościoła ani nie modliłam się co noc, ale ogólnie wierzyłam w naszą Trójcę Świętą itp. itd.). Rzecz się zmieniła przy… bierzmowaniu. Gdy z musu spędzałam niedziele w kościele i przynosiłam książeczkę do podpisania, a ponadto chadzałam na jakieś zajęcia przygotowawcze czy jak to inaczej nazwać, mój umysł zaczęły zalewać wątpliwości. Po tym natomiast, jak przybrałam sobie trzecie imię, przestałam praktycznie myśleć o religii.
      Potem w liceum przymuszona przez mamę chodziłam przez rok na religię u jakiegoś psychopaty, który pewnego razu kazał mojej klasie napisać wypracowanie o tym, jaka to joga jest zła (lepiej nie wnikaj w to, co wyprodukowałam w swoim dziele). Wtedy ostatecznie skapitulowałam. Zrezygnowałam z tego przedmiotu, a kościół zaczął mnie dosłownie odpychać. Ostatni raz byłam w nim jakieś półtora roku temu. I nic nie wskazuje na to, bym postanowiła wybrać się tam w przyszłości.
      W tej chwili nie wiem, w co wierzę. Można powiedzieć, że jestem otwarta na propozycje, a odpowiedź na swoje pytania dotyczące tego, co ma nad nami władzę (zakładając, że takie coś w ogóle istnieje), poznam dopiero wtedy, gdy za jakieś dwadzieścia lat wyzionę ducha w jakimś wypadku samochodowym or something. Jak za moje podejście wyląduję w Piekle, to trudno.

      Usuń
  29. Co to znaczy "Antegum vadam..." ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Antequam vadam" można przetłumaczyć na kilka sposobów. Rzecz jasna zabieg ten był celowy, gdyż nie chciałyśmy zniechęcać osób nadgorliwych już na starcie. Tytuł ten jest bowiem jeszcze większym spoilerem niż "Caput V"! Ale nie zbaczajmy z tematu. Tłumaczeniem tego tytułu jest po prostu: "Zanim odejdę". Chyba nie musimy tłumaczyć, co TO oznacza.
      Właśnie tym jest "Caput XXXVI" - podsumowaniem całego życia Zuzki oraz kwintesencją całego opowiadania. Lejek natomiast był jednym z rozdziałów w losach Orłowskiej. Rozdziałem, który był dla niej najważniejszy i który do końca życia zachowała w sercu jako najpiękniejsze chwile :)

      Usuń
  30. Jesteście złe, podłe i nie lubię Was! Jak mogłyście zabić Zuzkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co miała niby innego zrobić? Znowu wprowadzić się do swojej wspaniałej rodzinki? Znowu przeżywać ten smutek i ból? Po za Oliwierem przecież nie miała już nikogo kto ją rozumiał i dawał jej szczęście. To było jedyne wyjście...

      Usuń
  31. przeczytałam podziękowania i zastanawiam się czy Oliwier rzeczywiscie isnieje ?

    OdpowiedzUsuń
  32. Jestem bardzo zadowolona że trafiłam na tego bloga :) Niestety nie miałam przyjemności wyczekiwac kolejnych rozdzilałów jak inne czytelniczki poniewaz gdy go znalazlam wszystkie Caputy były już opublikowane . Z początku jak większość czytelniczek byłam załamana śmiercią Zuzy i Lejka. wielokrotnie wmawialam sobie że to zły koszmar i w mojej wyobazni- tak na któraś z Was to ujęła- Zuza budzi sie z niego rzucając sie Oliwerowi na szyję . Jednakże po pewnym czasie dotarło do mnie co chcialyscie przekazac. Spowodowane to bylo głównie czytaniem Waszych odpowiedzi na pytania. Wywróciłyście moje spojrzenie na świat o 360 stopni <3Jestem Wam niezmiernie wdzięczna i gratuluję poczucia humoru i nieprzeciętnej inteligencji :D Ok koniec mojej jakże wzruszającej i niestety zbędnej historii :( Wybacie ale musialam to napisać , oszalalabym chyba jakbym Wam nie podziękowała :D . Więc przejdę może już do mojego pytania: Co skłoniło Was do zapoznania Orłowskiej z Adą ? Czy jej postać również stworzona była na wzór jakiejś osoby którą znacie w rzeczywistosci ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada to dość długa historia. Została wymyślona przez Whoever, gdy składała napisane rozdziały w spójną i w miarę logiczną całość. Uznała ona, że Zuza powinna poznać jakąś dziewczynę, z którą mogłaby się zaprzyjaźnić (zgadza się - Ada miała byś bohaterką pozytywną). To dodałoby dużo do tej historii i pomogłoby bliżej poznać Zuzę. Zwłaszcza, że przykrym byłoby, gdyby otaczała się ona wyłącznie Oliwierem i Jimmy'm. Whoever zależało na tym, by całe opowiadanie nie kręciło się wyłącznie wokół Lejka, bo od początku miało być ono dramatem psychologicznym, a nie romansem. W związku z tym wpadła na Adę. Kuba natomiast został wyjęty z naszego życia i pięknie dopełnił kreację tej bohaterki. Whoever jednak nie myślała już o tym, jak rozwinąć znajomość Zuzy z Adą. Na to wpadła kilka tygodni później Whatever. Stwierdziła ona, że Orłowska powinna dostać kolejnego kopniaka od losu. To po raz kolejny przypomniałoby czytelniczkom o historii z Magdą i Adrianem, a także dodałoby naszemu opowiadaniu odrobinę dramaturgii. Poza tym Caputy: XXVI i XXVII, które były dla nas jednymi z najważniejszych w całym opowiadaniu, miały swój początek właśnie w znajomości Zuzy z Adą.
      To ciekawe, że zwróciłaś uwagę właśnie na Adę. Jest ona chyba jedyną bohaterką drugoplanową, która nie była w żadnym stopniu powiązana z naszym życiem.
      Na koniec dziękujemy bardzo za słowa pochwały. Gdy zaczęłyśmy pisać to opowiadanie liczyłyśmy na to, że wpłynie ono w jakimś stopniu na naszych czytelników :)
      Serdecznie pozdrawiamy!

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedz :) Zwróciłam uwagę na Adę czytając podziękowania. Kilka postaci np. Kajetan okazało sie autentycznych, kilka powstało na podstawie pewnych sylwetek pojawiających sie w Waszym życiu, a ja zastanawialam sie co z tą Ada ? Dlatego postanowiłam zapytac :) Fakt, jej postać nieco wniosla do życia Zuzy, a co do Lejka- uważam że jego postać nie zmieniła opowiadania w romansidło, bo od początku wiadome było że nie miłość jest głównym jego tematem , a dramat jaki spotkać może tak na prawde każdego. Mimo to cenie sobie jego postać bo wielokrotnie wywoływała ona uśmiech na mojej twarzy. Szczególnie świetne dialogi pomiedzy nim a Orłowską. A co do niej - ulżyło mi, gdy uwierzylam że odnalazla szczęście, nie ważne w jaki sposób :) Mam jeszcze jedno pytanie dotyczace Was- Jakie macie podejście do życia ?a dokładniej -czy jesteście realistkami ?

      Usuń
    3. No dobra. Tę odpowiedź pisze Whoever, bo Whatever ma ostatnio dużo pracy, a do tego depresję i skrajne zniechęcenie do robienia... czegokolwiek.
      Hmm... Zadałaś tutaj w zasadzie dwa osobne pytania. Pierwsze dotyczyło naszego podejścia do życia. Tutaj obie śmiało możemy odpowiedzieć jednym słowem: bezsens. Dla nas obu życie nie ma najmniejszego sensu, niczemu nie służy. Człowiek rodzi się, jest na tym świecie przez ileś tam lat (zazwyczaj lat) i umiera, pozostawiając po sobie zbiorowisko tkanek jako pożywkę dla destruentów, dzięki którym materia krąży. I tak przez tysiąclecia. Kwestie wiary w zaświaty i innych takich chyba lepiej przemilczeć. Zwłaszcza, że gdzieś wyżej już się na ten temat wypowiadałyśmy.
      Drugie pytanie dotyczyło tego, czy jesteśmy realistkami. Tutaj już raczej trudno używać słowa 'my'. Ja na co dzień staram się być realistką i twardo stąpać po ziemi. Gdy jakaś sprawa dotyczy bezpośrednio mnie, mój realizm staje się skrajnym pesymizmem, a gdy chodzi o osoby mi bliskie - optymizmem.
      Whatever natomiast w ostatnim czasie przeszła mini-metamorfozę. Kiedyś miotała się pomiędzy realizmem a pesymizmem, a teraz zdecydowanie dominuje to drugie. I mówię tu o wszystkim. O losach zarówno świata, jak i każdego człowieka. A już szczególnie w czarnych barwach widzi wszystko, co dotyczy jej i jej przyszłości. Ale tak akurat było zawsze... Nie ma to jak permanentna depresja.
      Na koniec powiem jeszcze, że cieszę się bardzo, że nie traktujesz ani nie traktowałaś tego opowiadania jak zwykłego romansidła. Czytając niektóre komentarze często obie traciłyśmy nadzieję na to, czy nasze dzieło było odpowiednio traktowane. Miło wiedzieć, że miałyśmy czytelników, które patrzyły trochę głębiej :)
      Mam nadzieję, że wyczerpująco odpowiedziałam na Twoje pytanie.
      Serdecznie pozdrawiam :)
      PS. Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać.

      Usuń
    4. Dziękuję za wyczerpującą odpowiedź :) I jeszcze raz dziękuję za każda chwilę przeżytą z "non- clamabit". Mam nadzieję, że jest więcej takich czytelników do których szczerze trafiło to co chciałyście żeby trafiło i tak, jak to było w moim przypadku- dało do myślenia. ( To zdanie jest mistrzem logiki xD)
      Pozdrawiam serdecznie ! ;)

      Usuń
  33. No tak, ja wiem, że to nie jest pytanie i tak bardzo bezczelnie się z tym wpycham, ale mój wewnętrzny filolog klasyczny, ignorowany przez cały lipiec, wyrywa się, żeby powiedzieć Wam, że "non clamabit" wcale nie znaczy "nie płacz". Końcówka -bit odpowiada czasowi przyszłemu prostemu, w dodatku trzeciej osobie. "Płakać" po łacinie jest "lacrimare", "clamare" na pewno nie oddaje tego, co chciałyście przekazać, bo jego znaczenie to przede wszystkim "krzyczeć, wykrzykiwać". Zatem "nie płacz" będzie "non lacrima" :) Jeśli już się chce zostać przy słowie "clamare", to "non clama".
    Wiem, że jestem zrzęda i w ogóle, ale z tego, co zdążyłam o Was wyczytać, jesteście głodne wiedzy, tym bardziej jeśli interesuje Was łacina! Właśnie z tego względu postanowiłam Wam przekazać te złe wieści xd Nie chciałam się wymądrzać! (Może trochę. Jako osoba ucząca się łaciny na poziomie rozszerzonym, czasami mam chęć zniwelować trochę płynące z tego cierpienie i popuszyć się swoją lingwistyczną erudycją, bo wiadomo, że znajomość języka wymarłego/wegetującego to +10 do hipsterstwa. Także ten. Rozumiecie, co nie?)
    Publikuję to tutaj, bo innego, lepszego miejsca nie znalazłam, a nie chcę śmiecić pod rozdziałami (tak swoją drogą co do znaczenia "caput" też nie jestem przekonana, ale nie mam niestety w wakacje dostępu do encyklopedii w postaci mojej łacinniczki, ewentualnie do jej słowników), zanim nie będę gotowa wypowiedzieć się na temat treści. To niebawem, bo jestem w trakcie czytania.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  34. Halo, czy ktoś mnie widzi? Czy ktoś jeszcze tu wchodzi?
    Mam pytanie: w początkowych "caputach" Lejek wspominał o jakiejś swojej przyjaciółce która przedawkowała alkohol i trawkę (np. Oliwier wspominał o niej gdy oprowadzał Zuze po swoim domu), ona też zaprojektowała mu wystrój pokoi. Czy żużlowca łączyło z nią coś więcej? Czy to kolejna postać "z życia wzięta"?

    Niesamowicie mnie to intryguje, proszę o szybką odpowiedź zwrotną.

    Pozdrawiam gorąco autorki najlepsieszego bloga na całym bożym świecie mimo śmierci głównych postaci...
    LadyinBlack

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczniemy może od odpowiedzi na pierwszą część Twojego pytania, bo później może się ona okazać nieco gorzka. Lejek był od początku znajomości z Chęcią do Życia zafascynowany jej osobą. Był na tyle zagubiony, że jej styl życia wydawał mu się wspaniałą ucieczką od dręczących wyrzutów sumienia i niezłą zabawą. Z czasem zaczął odkrywać, dlaczego ta dziewczyna uciekła w narkotyki czy alkohol. Co w jej życiu poszło nie tak, jak powinno. I wtedy oboje zbliżyli się do siebie. Nigdy jednak nie byli ze sobą. Łączyła ich jedynie przyjaźń. Chęć do Życia bała się uczuć i uciekała od nich. Wolała nie zobowiązujące znajomości z chłopakami niż prawdziwy związek. Dlatego jakakolwiek bliskość z Lejkowiczem nie wchodziła w grę po tym, jak ją bliżej poznał. Życie Oliwiera natomiast było zbyt skomplikowane w tym okresie, by szukał kogoś na poważnie. Łatwiej mu było z dziewczynami takimi jak Sara niż z kimś na dłużej. Dlatego odpowiedź brzmi "nie, nigdy nie byli ze sobą".
      Czy Chęć do Życia była osobą "z życia wziętą"? Odpowiedź brzmi "tak". Jest to jedna z tych postaci, które tworzyłyśmy przez wskazanie jakiegoś pierwowzoru i podniesieniu jego pewnych cech do którejś potęgi przy jednoczesnym ignorowaniu innych. Jako ciekawostkę możemy powiedzieć, że pierwowzorem Chęci do Życia była.... werble prosimy... Whatever we własnej osobie! Ale to stare dzieje i bardzo długa historia.

      Usuń
  35. Witam. Wasz blog jest aktualnie pierwszy w mojej kolejce do ocenienia i w związku z tym mam kilka pytań odnośnie oceny.
    Rozdziałów jest masa i trochę mnie to przeraża... ciężko by mi było przeczytać wszystko i chciałabym wiedzieć, czy istnieje możliwość podesłania mi streszczenia jakiejś części opowiadania, to znacznie ułatwiłoby mi pracę. A może mam się skupić na tych nowszych rozdziałach? W zgłoszeniu jest napisane, że oczekujecie oceny, więc rozumiem, że mam blog ocenić mimo przeterminowania.
    Proszę o odpowiedź pod moim komentarzem lub w e-mailu: aithnne@gmail.com
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  36. huh ciekawa jestem czy jeszcze tu bywasz czasem... Ten blog i ta historia, wiem że już dawno zostały zakończone, a jednak trochę smutne, że nic więcej nie napisałaś, żadnej nowej historii do przeczytania... Chyba że o czymś nie wiem.. Własciwie chciałam przede wszystkim pozdrowić.. Tak więc pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale