piątek, 4 października 2013

Caput I

Zuza wróciła dzisiaj do domu wcześniej niż zazwyczaj. Jej mama ostatnią noc spędziła w pracy, więc Orłowska za wszelką cenę chciała być cicho, aby jej nie obudzić. Starała się poruszać bezszelestnie. Niestety, w takich właśnie chwilach zaczynają działać prawa Murphy’ego. Tuż przy wejściu do mieszkania potknęła się o jedną z zabawek Tinaldy – swojego kota – i próbując złapać równowagę, chwyciła półkę z butami, która przez to głośno spadła na podłogę. Huk był taki, że obudziłby nawet umarłego, więc widok wściekłej rodzicielki wychodzącej chwilę później z pokoju nie zdziwił dziewczyny ani trochę.
– Czemu, do cholery, nie jesteś w szkole? – spytała matka podniesionym tonem, patrząc na zegar.
– Przepraszam, że cię obudziłam… Byliśmy zwolnieni do domu z ostatniej lekcji – odparła spokojnie Zuzka. Mówiła przyciszonym głosem, tak jakby mogło to zniwelować poprzedni hałas, który nienaumyślnie spowodowała.
– No cóż, dobrze. W takim razie idź do sklepu. Pieniądze leżą na stole. Kup dwa kilogramy ziemniaków i karmę dla zwierząt. Wracając, nie miałam siły pójść do sklepu – odparła mama tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– A mogłabym najpierw chwilkę odpocząć? Ostatni miałam wf. Jestem trochę zmęczona… – zaproponowała dziewczyna ugodowym tonem.
– Ile ty masz lat? Sto dwadzieścia? Wiecznie jesteś zmęczona! – Kobieta zareagowała krzykiem. Musiała mieć wyjątkowo ciężką noc. Gdy jej pracy towarzyszyło dużo sytuacji stresowych, często wyładowywała się po powrocie na swojej rodzinie. Niestety nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
– Mamo! Pójdę do tego… sklepu, tylko pozwól mi chociaż wziąć prysznic… – Zuzie prawie wymsknęło się przekleństwo. Miała dzisiaj wyjątkowo ciężki dzień, więc łatwo było wytrącić ją z równowagi. Gdyby jednak nie udało się jej powstrzymać swojego ciętego języka, zaczęłaby się naprawdę poważna awantura. Niestety, nie udało jej się do końca zapanować nad tembrem głosu…
– Przypominam ci, Moja Droga, że Tinalda nie ma co jeść! Jak zwykle zawodzisz mnie swoją nieodpowiedzialnością… Nie mogę ci ufać ani niczego powierzyć. Udowadniasz to na każdym kroku. Czasem wydaje mi się, że jesteś na poziomie przedszkola! – warknęła jej matka.
– Jak Tinalda poczeka sobie piętnaście minut dłużej, to nie padnie z głodu. Poza tym pragnę cię uświadomić, że nie tylko ty się męczysz w pracy. W szkole też miałam ciężki dzień. – Dziewczyna straciła resztki cierpliwości. Jej matka była tak okrutną egoistką! Nigdy nie zważała na potrzeby i samopoczucie innych – zawsze liczyła się jedynie ona i jej niecierpliwość.
– Nie pyskuj, gówniaro! Ja pracuję od dwudziestu pięciu lat, a poza tym muszę się zajmować wami wszystkimi w domu. To tak, jakbym pracowała na dwa etaty, a niestety nikt mi za to nie płaci! Nawet nie mogę liczyć na waszą wdzięczność! Znikąd pomocy! – zaczęła krzyczeć.
– Czyli że nigdy nie pomagam? Dobrze wiedzieć. Poza tym – nawet gdybyś miała rację – to nie zginiemy bez twojej pomocy. Skoro tak ci to wszystko przeszkadza, to zrób sobie wolne! – Zuza wiedziała, że to tylko puste słowa. Niejednokrotnie powtarza kobiecie ten argument, jednak jej matka nigdy nawet nie brała pod uwagę jej słów. Dziewczyna miała prawo mieć żal do rodzicielki. To nieprawda, że nigdy nic nie robiła. Od bardzo dawna pracowała w domu niemal tyle samo, co matka. A z całą pewnością więcej niż jej młodsza siostra – Ola – i ojciec razem wzięci.
– Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Radzisz sobie beze mnie? Dobre sobie. Ty się do niczego nie nadajesz! Zresztą, masz to po ojcu… Jedynie twoja siostra mogłaby jakoś sprostać, ale ma tyle nauki, że nie mogę jej jeszcze obciążać pracą w domu. Zginiecie wszyscy z głodu i brudu w tym mieszkaniu! – wrzasnęła.
– A więc to dlatego Olka nigdy nic nie robi? Bo jest w gimnazjum i „ciężko się uczy”? Ja – kochana mamo – jestem w liceum. Ale dla ciebie to o niczym nie świadczy, prawda? Nawet nie zdajesz sobie sprawy ze swojej hipokryzji! – Zuzka nie znosiła tego, że wiecznie była porównywana do młodszej siostry. Odkąd zaczęła sprzeciwiać się rodzicielce, właśnie ta mała zołza została „córeczką mamusi”. Kobieta nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co wychowała. Była zbyt zaślepiona i podatna na manipulacje młodszej z córek, a jej zainteresowanie dziećmi ograniczało się co najwyżej do zaglądania do dziennika elektronicznego na oceny.
– Sama jesteś hipokrytką! Twoja siostra ma bardzo dobre stopnie, bo się stara, a ty? Ty wolisz czytać swoje durne książki. Te wampiry wyssały ci mózg! Ona nie traci czasu na takie głupoty… – rzuciła Lidia. Kobieta nie popierała tego, że jej córka lubi czytać nie tylko lektury. Według niej to marnotrawstwo czasu. Zwłaszcza, że czytając, Zuza często traciła kontakt z rzeczywistością, przez co stawała się nieco roztargniona. Dlatego matka dziewczyny zawsze wypominała jej tę pasję.
– Ola nie traci czasu na takie głupoty, tak? Tak się składa, że ona… – Nagle blondynka zawahała się, po czym energicznie pokręciła głową. – Zresztą nieważne, pójdę do tego przeklętego sklepu. Niech ci będzie. – Znowu prawie powiedziała o kilka słów za dużo. Dobrze znała swoją siostrę. Przed nią gimnazjalistka bynajmniej nie ukrywała swoich wad. Nie miała ku temu powodów – przecież w tym domu Zuza nigdy nie miała nic do powiedzenia... Dziewczyna pali, pije, a dobre oceny zbiera tylko dlatego, że jest doskonałą manipulantką i umie genialnie ściągać. Poza tym, poziom nauczania w jej gimnazjum był wyjątkowo niski. Ale matka w życiu by w to nie uwierzyła. Była strasznie naiwna i podatna na manipulacje Z tego powodu Zuza niemalże jej współczuła. Pocieszała ją jednak myśl, że pewnego mamusia przekona się o tym, jaka jest jej kochana córeczka i być może przejrzy wówczas na oczy oraz spojrzy na jej starszą siostrę choć odrobinę przychylniej. Wyobrażenie  to wywoływało na twarzy dziewczyny mimowolny uśmiech. Naprawdę nie mogła doczekać się tego dnia…
– Bez łaski, gówniaro! Nie robisz tego dla mnie! – znów wrzasnęła kobieta.
– Ach tak? W takim razie dziękuję, że nie muszę iść. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład odrabianie lekcji – odparła dziewczyna, po czym skierowała się do swojego pokoju. Kiedyś dawała się nabrać na takie chwyty swojej rodzicielki. Chodziła na zakupy, sprzątała w domu. Nigdy jednak nie doczekała się jakiegokolwiek słowa pochwały czy odrobiny wdzięczności. Po tych wszystkich latach, każdy mógł się zmęczyć takim traktowaniem. Dlatego też Orłowska zaczęła te ironiczne, wykrzyczane w gniewie słowa uważać za poważne.
W tej chwili dziewczyna marzyła jedynie o tym, aby odizolować się od wrzasku i marudzenia matki. Zamknęła się w pokoju i położyła na miękkim materacu swojego łóżka. Dzisiejszy dzień zupełnie ją wykończył. Potrzebowała chociaż trzydziestu minut tylko dla siebie na regenerację. Zamknęła oczy i zupełnie odcięła się od otaczającego świata.
Po chwili jednak zaczęły ją dręczyć okrutne wyrzuty sumienia. Nienawidziła ich. Sprawiały, że każdy tak łatwo mógł zrzucić na nią winę, a potem wykorzystać do swoich celów. „Może faktycznie jest zmęczona? W końcu miała nockę… Chyba powinnam jej pomóc…” – pomyślała ponuro. Niechętnie i ospale podniosła się z łóżka, po czym wyjrzała przez okno. Na zewnątrz było ciemno i ponuro, jakby za chwilę miał zacząć padać deszcz. Zimny wiatr poruszał gałęziami drzew rosnących pod jej domem. Na samą myśl o opuszczeniu ciepłego pokoju przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Niestety, nie miała wyjścia. Gdyby została, wyrzuty sumienia męczyłyby ją jeszcze przez jakiś tydzień. Z dwojga złego wolała już nieco zmarznąć.
Wzięła pieniądze, założyła swoją ulubioną, czarną kurtkę i wyszła naprzeciw rzeczywistości. Z przygarbionymi nieco plecami i dłońmi w kieszeniach powoli kierowała swoje kroki w stronę marketu. Chłodny ruch powietrza rozwiewał jej włosy i uderzał w twarz niczym niewidzialna dłoń. Kiedy po kilku minutach weszła do budynku, poczuła przyjemne ciepło. To był chyba jedyny plus tego wyjścia. Zuza szybko kupiła to, po co przyszła i bezzwłocznie udała się do domu. Całą drogę zastanawiała się czy matka faktycznie przesadza, czy może to ona jest nadwrażliwa.
Nagle usłyszała pisk opon, po którym nastąpił głośny dźwięk klaksonu. Otrząsnęła się i spostrzegła, że przechodząc przez jezdnię, prawie wpadła pod samochód. To było dla niej charakterystyczne – kiedy była zamyślona, nie zauważała niczego wokół. Już wiele razy przydarzyła jej się podobna sytuacja. „Mógłby mnie ktoś w końcu przejechać…” – pomyślała.
Dotarła do domu, rozpakowała zakupy i nasypała jedzenie do miski kota. Nareszcie wywiązała się z obowiązków i mogła zająć się sobą. Matka nawet jej nie podziękowała. Pewnie jak zwykle uznała, że wypełnienie przez jej córkę tego zadania było czymś tak oczywistym, że aż nieistotnym. To strasznie przykre. Mimo, że Zuza powinna była już dawno się do tego przyzwyczaić, w dalszym ciągu ją to bolało. Przy każdej takiej sytuacji odczuwała nieprzyjemne ukłucie w sercu. Ale cóż? „Life is brutal – nie ma, że boli.”
Zuza ponownie zamknęła się w pokoju i założyła na uszy słuchawki. Zamknęła oczy – za wszelką cenę próbowała zapomnieć o tym, co się dzisiaj działo i – co gorsza –może się jeszcze stać. Była sama. Nareszcie. To zawsze kochała najbardziej. Możliwość odpłynięcia w ten cudowny niebyt.
Niestety, jej osobista nirwana nie trwała tak długo, jak by tego chciała. Po pewnym czasie bowiem Oleńka wróciła do domu ze szkoły, marudząc i jęcząc. Zawsze narzekała, kiedy było zimno. Zresztą, kiedy było gorąco – też. Dla niej każdy powód do marudzenia był dobry. Zuzka pomyślała, że na miejscu ich matki szybko wybiłaby jej z głowy ten malkontentyzm. Naprawdę smutne było jednak to, że Lidia zawsze dawała nabrać się na jej żałosne sztuczki i ze współczucia stale spełniała każdą zachciankę córki. Dziś znów, użalając się nad sobą, jej młodsza siostra wzbudziła w kobiecie litość, lecz nie na tyle dużą, by przezwyciężyć jej lenistwo.
– Zuza! Zrób siostrze herbatę! Biedna jest przemarznięta i zmęczona… – zawołała z drugiego pokoju, gdzie sama oglądała jakiś idiotyczny serial.
W starszej z sióstr krew zawrzała. Z jakiej racji miała usługiwać tej małej suce?
– Tylko nie taką mocną jak ostatnio. Aaa, i więcej cukru! – wrzasnęła zadowolona z siebie Ola, wcale nie wyglądając już na wykończoną. Tego było zbyt wiele dla Zuzy. Wpadła w szał. Jak mogą ją tak traktować? Dlaczego tak jej nienawidzą?
Zamknęła drzwi na zamek, a następnie szybko i chaotycznie zaczęła przeszukiwać wszystkie swoje rzeczy. Otworzyła jedną z szafek i wyrzuciła jej zawartość na środek pomieszczenia. Nie znalazła pośród nich jednak tego, czego poszukiwała. Nerwowo zaczęła więc grzebać w torebce. Tam również tego nie było.
Piórnik. Tak, to jest to. Szybko wyjęła z niego nożyczki i przejechała ostrzem po skórze raz, drugi, trzeci. Nic. Ani draśnięcia. Najwyraźniej były zbyt tępe. Sięgnęła zatem po cyrkiel. Przyciskała ostrą część do nadgarstka coraz mocniej. Niestety, żadnej ulgi. Orłowska wiedziała, że długo nie wytrzyma. Musi coś zrobić, musi się uwolnić. Wybiegła z pokoju niczym w amoku.
– Idę się przejść! – krzyknęła, trzaskając drzwiami. Nie interesowała jej odpowiedź rodziny. W tej chwili niewiele ją interesowało.
Szybko zbiegła po schodach. Przy ostatnich stopniach potknęła się. Mało brakowało, a upadłaby i znów narobiła hałasu. Wtedy dopiero mamusia miałaby używanie. Kolejna okazja żeby wypominać córeczce gapiostwo, nieuwagę i roztrzepanie. Znów zaczęłaby ją porównać z ojcem. Tato nigdy nie potrafił się jej postawić. Zawsze jej potakiwał i pozwalał na wszystko, a potem cierpiał w samotności, w milczeniu. Zuza często zastanawiała się, czy ona też tak kiedyś skończy… Podporządkowana, umierająca w sobie… Czy jej jedyną obroną jest atak wobec siebie samej? Od pewnego czasu starała odizolować się od całego świata, oddzielić od rzeczywistości murem. Wyznawała zasadę, że dopóki się nie zaangażuje, nikt nie będzie w stanie jej zranić. Broniła się przed złem, zamykając we własnym wnętrzu. Bariera milczenia. Alienacja. Niestety, od rodziny nie mogła odseparować się w taki sposób. Z nimi łączyła ją jakaś więź, której nie potrafiła tak łatwo zerwać. Nie, dopóki ma z tymi ludźmi do czynienia praktycznie dzień w dzień.
Udała się do pobliskiej kamienicy. Brudna, zaniedbana, wyniszczona. Rudera jak każda inna. W tej okolicy nie brakowało takich. Niby taka sama, a jednak miała coś w sobie – jakąś aurę tajemniczości, strachu, mroku. Zuza powoli otworzyła ciężkie, skrzypiące drzwi przypominające wrota do piekieł. Rozejrzała się wokół. Nie było nikogo, więc szybko zaczęła piąć się po twardych, kamiennych schodach. Jak tak dalej pójdzie, zostanie rekordzistką świata w ilości przebytych schodków w życiu. Tym razem musiała wdrapać się aż na czwarte piętro.
W końcu dotarła na strych. Do jedynego miejsca na Ziemi, w którym czuła się sobą. Jedynego miejsca, w którym nikt nie mógł zaburzyć jej samotności. Tylko tutaj miała kontrolę nad sobą, nad własnym życiem. Kiedyś to miejsce napawało ją strachem, teraz go zabijało, przesycało ukojeniem. Wszechobecna ciemność kiedyś jeszcze bardziej ją zatrważała. Teraz jedynie potęgowała uczucie samotności. To dobrze. Wreszcie mogła być sobą. Jej światk ograniczył się jedynie do tych czterech ścian. Zimna, brudna podłoga. Na ścianach wypisane jakieś motta, teksty piosenek, wiersze… Nawet egzorcyzmy po łacinie. Każde zdanie, nawet to najbardziej błahe, skłaniało do refleksji. Każdy znak był śladem kogoś, kto w okrutnym miejscu znalazł swój dom. Na suficie czerwoną farbą odbite były czyjeś dłonie, a pod nimi napis „WE WANT SOME BLOOD”. Wszechobecny chaos. A jednak każdy element tego miejsca był indywiduum, miał swoją odrębną historię. Na podłodze i schodach rozlewały się czerwone plamy. Na pierwszy rzut oka przypominały krew. Dopiero po chwili można było zorientować się, że to tylko wosk. Zresztą, nawet i bez tego było tu sporo szkarłatnych plam. Ale cóż, w końcu to miejsce spotkań satanistów. Zaczęli tu przychodzić, odkąd po osiedlu rozeszła się plotka, że właśnie na tym strychu powiesiła się jakaś nastolatka. Wtedy rozpoczęły się ich rytuały i czarne msze. Zuza właśnie dzięki nim odkryła to miejsce. Pewnego wieczoru, kiedy matka zajęta nauką miała ochotę zamordować wszystkich w promieniu dziesięciu kilometrów, dziewczyna postanowiła śledzić wyznawców szatana. Tylko po to, by uniknąć siedzenia w domu. Od dzieciństwa lubiła obserwować ludzi. Na jej szczęście, nie trafiła na żadną z ceremonii składania ofiar, a na spotkanie towarzyskie. Właśnie wtedy zobaczyła, w jak magicznym i klimatycznym miejscu się znajduje. Od tej pory poddasze starej kamienicy było jej drugim domem – jedynym, który daje wytchnienie. Na początku obawiała się, że ktoś może zauważyć jej obecność. Dlatego też po tamtym wydarzeniu przez dłuższy czas koczowała pod swoim oknem obserwując, kiedy zbierają się tu Ludzie. Dopiero po dwóch tygodniach odważyła się ponownie przyjść w to miejsce. Do dzisiaj pamięta tamten stres i śmieje się z niego. Teraz bowiem nie bała się, że ktoś ją znajdzie. Mogła w pełni oddać się sobie. W tym małym kawałku wszechświata…
Zdyszana usiadła na podłodze. Musiała zaczerpnąć tchu. Szła tutaj bardzo szybko, chociaż starała się poruszać tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi przechodniów. Na schodach natomiast zaczęła biec. Była rozemocjonowana. W tej chwili najbardziej potrzebowała odrobiny wytchnienia.
Podeszła do zakratowanych drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Wsunęła pod nie rękę i po omacku zaczęła tam czegoś szukać. Wyjęła ze szczeliny jakieś świeczki, zapałki, znicze. Ani śladu jednak tego, czego w tej chwili najbardziej potrzebowała. Zaniepokojona znów usiadła pośród popiołów i kurzu. „Znaleźli ją?” – spytała w myślach. Nagle uderzyła się dłonią w czoło, po czym szybko wstała. Delikatnie wsunęła rękę między kraty i zaczęła szukać czegoś przy zawiasie.
– Veni, Vidi, Vici! – szepnęła do siebie, wyciągając mały, srebrny przedmiot. Obróciła go w palcach i uśmiechnęła się. Żyletka. Prostokątny kawałek metalu. Dla większość ludzi – zwyczajny element maszynki do golenia, dla niej – najskuteczniejsza forma zbawienia. Przyjrzała się jej dokładnie. Jej ostre brzegi pokrywał rdzawy nalot. Dziewczyna sama nie była pewna czy to skutek korozji, czy może niedokładnie wytarte ślady po ich ostatnim spotkaniu. Ich. Jej oraz jej maleńkiej przyjaciółki.
Orłowska osunęła się we wspomnienia, które przyniosły jeszcze większy ból i żal. Zakręciło jej się w głowie, a całe jej ciało przeszedł okrutnie nieprzyjemny prąd niepozwalający zapomnieć o ponurej przeszłości.
Żyletka wciąż wyszczerzała swoje piekielne zęby w kuszącym uśmiechu, zapraszając Zuzkę do wspólnej uczty. Dziewczyna dobrze wiedziała, co ma z nią zrobić. Przyjęła nieme zaproszenie. Usiadła na podłodze, wzięła głęboki wdech i przyłożyła narzędzie do skóry.

Umysł ucisza serce, zabrania mu czuć.
Wciąż chcę poczuć ten ból, tę ciecz.
Mam dość, chcę poddać się emocjom.
Zamilknij rozsądku!
Niech chłodne ostrze sunie po mym nadgarstku…
Niech powoli dotyka mojej skóry.
Zrób to!
Ból jest tym silniejszy, im dalszy od źródła…
Czas się zatrzymał.
Skóra oddala się od siebie coraz bardziej.
Przepaść życia rozchyla swe brzegi.
Karmazynowa ciecz spływa po mej dłoni
Jak lawa wokół wulkanu…
Niech zatopi świat, niech rozpali ból.
Zimny dotyk srebrnej nicości nie przynosi już ulgi…
Tak jej pragnę, tak mocno chcę...
Spróbuj! 
Jeszcze raz...
Nic. 
I znów od nowa, od początku.
Ból przeszył wszystkie tkanki.
I odszedł...
Oby na wieczność...

Zdumiona spojrzała na swoją ociekającą krwią skórę. Kochała to uczucie, gdy wraz z tym płynem życia wypływały wszystkie jej zmartwienia, troski, bóle, pozostawiając za sobą czysty, niczym nieskażony spokój i ulgę. W tej chwili sam widok okaleczeń działał na nią bardziej kojąco niż ból. Patrzyła na krzywdę, jaka spotkała ją z własnej winy. Widziała rany, które zadała sobie sama. Wreszcie wiedziała, dlaczego cierpi.
Po wszystkim znów schowała swoją chłodną wybawicielkę na zawias od starych drzwi. Tu nikt jej nie zauważy, jest zbyt ciemno. Tylko osoba, która wie, że coś znajduje się na tym zawiasie, jest w stanie ją zabrać.
Zuza poczuła, że jej lewa ręka zaczęła na zmianę to drętwieć, to mrowieć. Jak zawsze po jej swoistym seansie relaksacyjnym. Nie zwróciła jednak większej uwagi na to uczucie. Po prostu zeszła na dół i wróciła do domu jakby nic się nie stało. Domu, w którym w końcu panował spokój: mama spała, tato jeszcze nie wrócił, a siostra gdzieś wyszła. Aby nie zniszczyć sielanki i pozbyć się dowodów swoich poczynań, szybko udała się do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.

– I kto by pomyślał, że to ja jestem źródłem wszelkiego zła w tej idylli… – szepnęła do siebie z ironicznym uśmiechem, biorąc się za zmywanie ze swojej skóry śladów cierpienia.

17 komentarzy:

  1. Dziewczyno masz dar !! Piszesz fantastycznie ! Na takie opowiadanie czekalam ! Zaczyna sie ciekawie ! Czekam na kolejny ;-) dodaj szybko :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW
    jak na razie, to jestem w stanie tylko to napisać, bo to jest ZA-JE-BIS-TE!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Czytając ten rozdział zdałam sobie sprawę, że taką osobę Zuza możemy spotkać na ulicy. Jestem ciekawa co będzie dalej.
    Jeśli możesz powiadamiaj mnie o nowościach, na moim blogu: http://trzymajgaz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam tu przypadkowo i nie żałuję. Blog jest inny niż wszystkie, które czytałam do tej pory. Zainteresowała mnie historia i jestem ciekawa jak to potoczy się dalej. :)
    Piszesz bardzo, hmmm... intrygująco? Myślę, że to najodpowiedniejsze określenie.
    Mogłabyś również i mnie informować o nowych rozdziałach? ;)
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę nie rozumiem czym tu się zachwycać. Niby co takiego ekscytującego jest w cięciu się żyletką??? Według mnie świadczy to raczej, że ma ktoś nie pokolei w głowie skoro sam się kaleczy. Przeraża mnie to co się dzieje w dzisiejszych czasach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Primo: samookaleczanie się może, ale nie musi świadczyć o zaburzeniach psychicznych. Zjawisko to często można zaobserwować na przykład u schizofreników. Zazwyczaj jednak jest to sposób rozładowania negatywnych emocji, których człowiek czasami nie jest w stanie wyzwolić w inny sposób. Smutne, ale prawdziwe. I bynajmniej nie chore.
      Secundo: Dzisiejsze czasy? Poważnie? Problem autoagresji nie jest tworem XXI wieku. Wcześniej był to po prostu temat tabu. Obecnie nie ma czegoś takiego, więc wychodzą takie rzeczy jak: samobójstwa, cięcie się, uzależnienia, itp. Poza tym - w dzisiejszych czasach występują bardziej przerażające rzeczy. Lepiej niech ktoś robi krzywdę sobie, niż ma wyładowywać frustrację na innych. Naprawdę bardziej przeraża Cię chlastanie się niż mordowanie własnych dzieci, wojny religijne i etniczne, gwałty i znęcanie się nad zwierzętami?
      Tertio: pokaż mi proszę miejsce, w którym zauważasz gloryfikację postępowanie Zuzki! To, że o czymś piszemy, nie znaczy, że to pochwalamy. To tak jakby krytykować Dostojewskiego za to, że w "Zbrodni i Karze" opisał morderstwo. Jak bardzo destrukcyjne są uzależnienia Orłowskiej można dostrzec dopiero w kolejnych rozdziałach, więc sądzę, że Twoja ocena jest pochopna.
      Quatro: ten rozdział nie powstał po to, by zachwycać. On miał robić wrażenie, skłaniać do refleksji, pobudzać wyobraźnię, zwracać uwagę na problemy ludzi, na widok których wszyscy normalnie odwracają wzrok,... Ale cóż - nie każdy chce o tym myśleć. Łatwiej powiedzieć, że to głupota i zapomnieć o sprawie. Smutne, ale prawdziwe.

      Cieszy nas jednak Twój komentarz - "Antequam Vadam" powstało, by poruszać. To opowiadanie jest czystą prowokacją - porusza tematy, które większość ludzi omija, gdyż nie wie, co z nimi zrobić. Dzięki Tobie nasz plan się powiódł - ktoś wyraził niepochlebną opinię. Masz do tego prawo, a nam na tym zależało. Bo w rzeczywistości nic nie jest albo czarne, albo białe.

      Dziękujemy więc za Twoją opinię i serdecznie pozdrawiamy, Słoneczko :)

      Usuń
  6. Źle mnie zrozumiałaś!!! Pisząc ostatnie zdanie miałam na myśli ogólnie wszystkie brudy tego świata. Nie nie nie, cięcie się nie jest ani trochę normalne. Skoro człowiek posuwa się do takich rzeczy to musi być z nim niezbyt dobrze pod względem emocjonalnym jak i psychicznym. Współczuję takim ludziom, którzy muszą przeżywać ciężkie chwile. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca. W twoim punkcie trzecim (tertio) i czwartym (quatro) tu też nie o to mi chodziło!!! Odnoszę wrażenie, że uważasz mnie za kogoś kto nie patrzy na ludzkie krzywdy i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Ale to nieprawda! Nie potrafię ci tego wytłumaczyć. Pochopna ocena? Możliwe. Już któryś raz widzę bloga z taką sceną i mnie to mocno zirytowało. Stąd też wzięły się dwa pierwsze zdania w mojej opinii. :D Cieszę się jednak, że napisałaś co o tym wszystkich sądzisz. Ja mam kompletnie inne zdanie, ale nie chcę się kłócić. :) Ja także pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech .. Przepraszam cię bardzo, że dopiero teraz zostawiam jakikolwiek komentarz lecz po prostu pisząc ostatnio opinię pod tym działem wyświetlił mi się error ale byłam pewna, że komentarz wypłynął na blog. Niestety nie i bardzo cię za to przepraszam, jest mi strasznie głupio bowiem mówiłam kilkakrotnie na swoim blogu, że ciebie odwiedzę i tak było, tylko ta moja nieumyślność .. Ach teraz jestem i mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła o to, że wcześniej tak głupio postąpiłam. Póki co planuję przeczytać wszystkie działy i zostawić kolejny obszerny komentarz pod najświeższym działem ale to w porywach do dwóch dni, bowiem zawsze czytając coś analizuję to, zatapiam się w odczucia bohaterów, w twoje, bowiem pisząc coś smutnego - jak cięcie, niedocenianie, obojętność na pewno kręci ci się łezka w oczach. Sama osobiście wiem, że wywiera to ogromne uczucie - nie tylko na tobie, przecież czytelnik też człowiek i również odczuwa euforię, smutek, nienawiść, dumę ..
    Także ten komentarz zostawiam byś wiedziała, że jestem i czytam działy analizując je, a gdy do sedna wyduszę z siebie wszystkie uczucia, słowa przeleję je w komentarz.


    Co do tego działu.
    Owszem mamy podobny styl. Również i ja piszę o samookaleczeniu, smutku, próbie samobójstwa. Jest to coś, co należy poruszać w każdej historii - moim zdaniem.
    Należy a nawet i trzeba ukazywać światu, że są takie sytuacje.. Na prawdę zdarzają się coraz częściej. Coraz częściej dochodzi do depresji, agonii, samotności, anoreksji, samobójstwa .. Nikt nie zważa na to, a trzeba.. Kochani spójrzmy szczerze na drugiego człowieka, ale prosto w oczy wyczytując z nich wszystko. One niczego nie ukryją .. Wyczytajmy czy jest szczęśliwy, czy może topi się w kałuży krwi ?
    Może obumiera od wewnątrz, milcząc jednak błagając o pomoc..
    Przecież ktoś szczęśliwy na zewnątrz może być wrakiem człowieka w wewnątrz.
    Uwielbiam ten pierwszy dział, kompletnie nie wiem co czeka mnie dalej jednak czytając to co napisałaś + słuchając piosenki, która idealnie komponuje się z tym działem - ach, wybucha we mnie wszystko..
    Bezmyślność matki, egoistyczna, obłudna, obojętna, niepojętna, niesprawiedliwa, głupia ? Nosz cholera .. Nienawidzę właśnie czegoś takiego jak traktowanie kogoś lepiej. Człowiek człowiekowi jest równy, nie ma lepszych, bogatszych, ładniejszych, sławniejszych. Wszyscy jesteśmy sobie równi, tylko, że po prostu ktoś jest na tyle zachłanny, zakochany w sobie, że widzi tylko siebie i swoje szczęście. No cóż demony do końca przejęły nad nim władzę.


    Co do koleżanki wyżej - wydaje mi się, że na prawdę nie miała na myśli niczego złego, tylko po prostu nie dobrała słów. Samookaleczenie występuje wtedy gdy człowiek enty raz upadnie i ten enty raz dojdzie do wniosku, że jest beznadziejny.. Tak na prawdę walczył, ale ktoś skutecznie podciął mi skrzydła. Ma dosyć i próbuje zapomnieć, odreagować.. Ból , ten inny, ten który na chwile potrafi wymazać z głowy wszystko, który jest inny od tego, który zadaje nam ktoś bliski. Rany po cięciu są w pewnym sensie piękne - ukazują przez co przeszliśmy. Niczym starty wojenne tzn gdy ktoś przeżył stojąc na minie.. Wie o co walczył, a jeszcze lepiej się czuje, gdy wygrał - ze sobą jak i tymi, którzy pragnęli go zgnoić.
    W dzisiejszych czasach coraz częściej niestety dochodzi do takich sytuacji, które tutaj opisują " dziewczyny " ( blog prowadzi jedna osoba, czy może dwie ? ). Cieszę się i to bardzo, że powstał kolejny blog opisujący prawdę, których do cholery jest mało. Wszyscy piszą o radości, szczęściu - ono jest ulotne ....



    Pozdrawiam i do następnego.
    http://whatisthepaincanfriendcandeath.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Dialogi <3 biore sie za czytanie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Naprawdę bardzo dobry tekst. Czyta się go płynnie i szybko wchodzi się w sytuację dziewczyny. Prawdę mówiąc opisana historia jest tak bardzo realna jakby działa się naprawdę i ten realizm, połączony z umiejętnością zawarcia opowiadania w tak zgrabnym tekście daje satysfakcjonujący, całościowy obraz:D I świetne sformułowanie, które muszę przytoczyć: Te wampiry wyssały Ci mózg! :P podbiło moje serce:P

    Z porad technicznych to powinno stosować się pauzy lub półpauzy jako myślniki, a w tekście użyte są dywizy. Ale w sumie mi to aż tak nie przeszkadza, a uwagę na to zwrócono mi dopiero niedawno.

    Podsumowując, całość jest na tyle dobra i ma tak wysoki poziom, że na pewno na moim blogu znajdzie się link do strony:D

    Pozdrawiam
    Sakrex z Kronik Równowagi

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow.
    Wow.
    Wow.

    Dość "ciekawy" (nie wiem jak to inaczej nazwać) zbieg okoliczności: ja mam na imie Zuza, a moja siostra - Ola.
    Niesamowite. Serio ;)
    (nie ten zbieg okoliczności, tylko opowiadanie. -wow ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię takie opowiadania, które mają taki wspaniały klimacik. Nic tylko czytać dalej! Przykre, że nasza bohaterka jest taka samotna. Nikt nie powinien się tak źle czuć, są dobre strony, zawsze są i ich trzeba się trzymać, jak ostatniej deski ratunku!

    Zyskałaś nową czytelniczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo wciągające. Przeczytam wszystkie rozdziały. Napewno. :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze, świetne, i zachęca do dalszego czytania :)
    Pozdrawiam
    S.

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo ciekawe... Jeszcze nie spotkałam się z opowiadaniem które porusza takie problemy... Wszystkie blogi są o miłości...rzadko który tak wzrusza i szokuje jednocześnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam.

    Na stronę Twojego bloga natknęłam się na „zapytaj”. Przyznam szczerze, że jednak dobrze zrobiłam zaglądając tu :)

    Poruszasz tutaj problem dotyczący dość sporej części nastolatków. Problemy w rodzinie – kto ich nie miał? U Ciebie mamy dziewczynę, która w domu jest traktowana jak pomoc domowa. Matka zachowuje się jak tyran, któremu dano palec, to chce całą rękę. Chociaż przypuszczam, że gdyby Zuza się nieco zbuntowała sprawy wyglądałyby nieco inaczej. Jak to zwykle powtarzam „rodziców, jak i rodzeństwo trzeba sobie wychować” xD Może i na początku będzie to dość męczące i przyniesie sporo kłótni, ale za to później nieźle się to zwróci. Wiem z doświadczenia :D

    Powiem szczerze, że pewien moment tego rozdziału, był dla mnie istnym horrorem. Przyznam się, że mam taką małą fobie przed żyłami. Wiem, że to dziwę, a nawet trochę głupie, bo jak mogę się bać czegoś, co zawiera moje ciało xD Ale jakoś mam coś takiego od kilku lat (pojawiło się po wizycie w szpitalu, polska służba zdrowia i więcej tłumaczyć nie trzeba -,-' ).

    Opis podcinania żył (aż słabo mi się robi) przez Zuzę, przywodzi mi na myśl osobę uzależnioną. Może być od tego uzależnionym? W sumie przypomina mi to trochę narkomana, który stosuje używki, by zabić ból wywołany przez np. takiego typu problemy w domu. Ogólnie to nieźle to opisałaś.

    Wychwyciłam parę błędów;

    Byliśmy zwolnieni do domu z ostatniej lekcji. – odparła spokojnie Zuzka. -po „lekcji” nie powinno być kropki.

    Wracając, nie miałam siły pójść do sklepu. – odparła mama tonem nieznoszącym sprzeciwu. -po „sklepu” nie powinno być kropki

    W szkole też miałam ciężki dzień. – dziewczyna straciła resztki cierpliwości. -”dziewczyna” powinno zaczynać się dużą literą

    Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład odrabianie lekcji. – odparła dziewczyna. -po „lekcji” nie powinno być kropki

    Tak przy okazji, jeśli będziesz chciała odpowiedzieć na ten, lub na mój przyszły komentarz zrób to na tym blogu; http://halft-theos.blogspot.com/ . Codzienne sprawdzanie Twojego bloga, by zobaczyć czy dostałam jakąś wiadomość od Ciebie, jest dość męczące. Dlatego tego nie robię.

    Pozbawiam
    Panna Kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  16. Nareszcie znalazłam opowiadanie dla mnie, szukałam już po wszystkich stronach i naprawdę, nie mogłam znaleźć opowiadania takiego jak Twoje. Sytuacja rodzinna jest trochę podobna do mojej, lecz nie całkiem. Opowiadanie ma to "coś"
    Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga :)
    Modesta

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale