piątek, 11 października 2013

Caput II

Kolejny dzień w szkole – kolejne godziny spędzone na nużącej bezczynności. Kolejne utracone minuty, sekundy wolności przemijające niczym poranna mgła. Zuza w żaden sposób nie potrafiła skupić się na słowach, które gęstym strumieniem spływały z ust nauczycieli. Co więcej – nie potrafiła nawet robić choćby najprostszych, ogólnych notatek. Na każdej lekcji rysowała niezwiązane ze sobą w jakikolwiek sposób rozmaite rzeczy. Jej szkice były bardzo chaotyczne i niedokładne. Na jednym potrafiła umieścić zakrwawioną siekierę, dłoń, igłę, drabinę, oko, żyletkę, szpilki do włosów, butelkę, kieliszek czy studnię. Złączone elementy nie miały najmniejszego sensu. Każdy z nich z osobna ukazywał jednak maleńki fragment jej marnego życia. Narzędzie wskazywało na miłość do „Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Wielu ludzi nie docenia tej książki, jednak Zuza bardzo ją lubiła. Żałowała jedynie, że Raskolnikow przyznał się do winy. W innym przypadku wszystko skończyłoby się tak niebanalnie. Ale cóż – choćby chciała, nie miała na to najmniejszego wpływu. Niestety, czasem trzeba akceptować świat takim, jakim jest. Czasem jesteśmy bezsilni wobec tego, co otacza nas zewsząd. Ostre przedmioty symbolizowały jej skłonności do autoagresji i samookaleczania. Ręka również była z tym bardzo mocno związana. Butelka i kieliszek to nawiązanie do kolejnego sposobu rozwiązywania problemów – ich zapijania, topienia w alkoholu. Drabina kojarzyła jej się ze strychem, a studnia to element wspomnień z dzieciństwa. Rysowanie było dla dziewczyny formą wewnętrznej rehabilitacji dla cierpiącej duszy i krwawiącego serca. Gdy musiała ukrywać wszelkie emocje, brała kartkę i ołówek, aby rozpocząć własną sesję terapeutyczną. Kiedy po jakimś czasie oglądała swoje „dzieła”, śmiała się ze swej domniemanej przebiegłości. Twierdziła bowiem, że żaden psychoanalityk nie potrafiłby ich rozszyfrować. Nie interesowało jej, że są nieudane. Najważniejsze dla niej było to, iż przynosiły ulgę. Nie zamierzała porzucać czegoś, co dawało jej ukojenie, pomimo braku talentu.
Orłowska bezustannie wspominała wczorajszą karczemną awanturę z matką. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego kobieta potraktowała ją tak podle. Zastanawiała się, czemu tak bardzo jej nienawidzi... W porównaniu z Oleńką mogła uchodzić przecież za niemal wzorową córką. Z nieznanych jej jednak powodów matka nie zauważała licznych wad młodszej z sióstr. Do Zuzki nie docierało również, dlaczego mama bywała tak agresywna oraz wyładowywała na niej wszystkie swoje skrywane w pracy frustracje. Jej córka przecież nawet w najmniejszym stopniu nie była winna temu, że jej pacjentki uznawały się za najbardziej kompetentne osoby w całym szpitalu, na mieście były korki, a ojciec znów zrobił coś nie tak. Jej rodzicielka miała skłonności do tyranii, których zdawała się być nieświadoma. Choć w rzeczywistości chciała, aby wszyscy przyznawali jej rację, posłusznie wykonywali polecenia i nigdy nie próbowali stawiać oporu, we własnych oczach ukazywała się jako osoba dobra, empatyczna i skłonna do kompromisów. Czego oczekiwała od swojej córki każdego dnia? Idealnego podporządkowania rodem z Korei Północnej? Nie potrafiła zrozumieć, iż Zuza nie mogła być gotowa na każde jej skinienie. Dziewczyna również pragnęła mieć swoje prywatne życie, w którym choć czasem zaznawałaby słodkiego smaku wolności. Nie musiała przecież zgadzać się z każdym poglądem swojej matki, również ona miała prawo do własnego, suwerennego zdania. Czasem przez myśl przemykało jej pytanie, czy być może jej rodzicielka czerpała jakąś chorą satysfakcję z możliwości poniżenia swojej starszej córki. Skołatane myśli krążyły w głowie dziewczyny niczym pędząca karuzela. Jak zwykle jednak nie potrafiła znaleźć na nie satysfakcjonującej odpowiedzi. Z tego powodu miała już dość wszystkiego. Marzyła tylko o tym, aby wrócić do domu i poczytać jakąś dobrą książkę – oderwać się od tego parszywego świata, który obdarzał ją jedynie goryczą.
Po lekcjach Kajetan – jej dawny przyjaciel – postanowił odprowadzić ją na przystanek autobusowy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie separująca ich przepaść minionego czasu. Kiedyś mówili sobie o wszystkim, teraz jednak Zuza nie potrafiła się przed nim otworzyć. Dzielił ich twardy mur  trudnych przeżyć. Chłopak jednak, nie zważając na różnice między nimi, za wszelką cenę chciał poprawić jej humor.
– Hej! Co się stało? Czemu jesteś taka smutna? – spytał z troską w głosie, podbiegając do niej, gdy leniwie kierowała kroki w stronę przystanku.
– Nic, naprawdę. Nie przejmuj się mną… – powiedziała cicho, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Chcąc uciec przed jego natarczywym wzrokiem, opuściła głowę, jednocześnie mocno zaciskając dłonie na pasku torebki. Znał ją wystarczająco długo, by bez problemu rozszyfrować jej niecodzienne zachowanie. Wiedział również, że jeśli dziewczyna nie chce, to na pewno o niczym mu nie powie. Należała do osób niesamowicie upartych. Z niej niczego nie dało się wyciągnąć, nawet siłą. Postanowił więc nie zarzucać jej lawiną pytań, a jedynie zwyczajnie poprawić jej humor.
– A pamiętasz jak Adam spytał mnie czy zostanę prawiczkiem, a ja na to, że wolałbym być informatykiem? – zapytał radośnie, starając się złapać z dziewczyną kontakt wzrokowy.
– Mhm... – wymamrotała, wyciągając z kieszeni telefon. Tylko na tyle było ją stać w tej chwili.
– Wiesz co? – spróbował znowu po chwili. Tym razem jednak nie chodziło mu o pocieszenie Orłowskiej, a jedynie o przerwanie krępującej ciszy, która zaległa wokół nich.
– Hm? – mruknęła beznamiętnie, powoli przesuwając palcem po gładkiej powierzchni ekranu.
– Szynki nie pyta się o wiek tylko o świeżość – powiedział od niechcenia, jak gdyby  jego umysł znajdował się częściowo zupełnie gdzie indziej, na odległym krańcu świata.
– Hę? – spytała bez jakichkolwiek emocji Zuzka, zerkając w jego stronę kątem oka. Bezsensowne wypowiedzi Kajetana już dawno przestały ją zaskakiwać. Czasami nawet nie miała ochoty poznawać odpowiedzi na zadane przez siebie pytania.
– No bo patrz: szynka zazwyczaj jest młoda. Ale jak ją kupuję, to nie chcę wiedzieć, ile ma lat tylko czy jest świeża… – tłumaczył Kajetan z wielkim zaangażowaniem, żywo gestykulując. Cieszył się bowiem, że w końcu nawiązał z dziewczyną jakikolwiek kontakt.
– Taaa… O! Mój autobus – ułan i zbawca – nadjechał. To pa! – krzyknęła Orłowska na odchodne, zza pleców wykonują w jego stronę lekceważący ruch dłoni. Chłopak chciał uścisnąć ją na pożegnanie, lecz dziewczyna wsiadła do pojazdu zdecydowanie zbyt szybko. W odpowiedzi pomachała mu krótko zza jednej z brudnych szyb, po czym odwróciła się od niego i usiadła przy oknie na tyłach pojazdu. Choć wstyd było jej przyznać się przed samą sobą, w głębi duszy cieszyła się, że nareszcie pozbyła się kolegi. Jej postępowanie zdawało się być okrutne, by jednak bynajmniej nie chodziło o jego osobę. Zuza gardziła litością. Nienawidziła, gdy ktoś starał się jej pomóc za wszelką cenę. Zwłaszcza, że Kajetan miał dziwne metody na osiągnięcie celu…
Po piętnastu minutach podróży była już w domu. Otwarłszy drzwi, zastała w nim jedynie matkę, która – jak na złość – miała wolne po nocnym dyżurze. Bez słowa powitania weszła do swojego pokoju i zamarła. Krew odpłynęła jej z twarzy, mięśnie zwiotczały. Przez kilka sekund stała na środku pomieszczenia, nie będąc w stanie wykonać najmniejszego nawet ruchu. Jakby jej ciało zmieniło się w woskową figurę ze słynnego muzeum Madamme Tussaudus. Momentalnie bowiem dostrzegła, iż jej półka z książkami została doszczętnie opróżniona. Stały na niej wszystkie płyty Olki. Dziewczyna stała jak odrętwiała. Przez kilka sekund nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po chwili jednak wrzasnęła przeraźliwie:
– Mamo!!!
Rodzicielka spokojnym krokiem weszła do pokoju. Na jej twarzy zagościł ironiczny uśmiech.
– Słucham cię, kochanie? – zapytała miło.
– Gdzie są moje książki? – spytała roztrzęsiona dziewczyna. Z twarzy kobiety wciąż nie znikało samozadowolenie.
– Wiesz, twoja siostra ostatnio wspominała, że brakuje jej miejsca na płyty. Postanowiłyśmy więc sprzedać twoje książki. Pieniądze za nie leżą na twoim biurku – powiedziała spokojnym tonem, wychodząc. Zuzka chyba jeszcze nigdy w życiu nie słyszała równie irracjonalnego kłamstwa. Przez chwilę walczyła z przemożną potrzebą, by  wyładować kumulującą się w niej agresję poprzez użycie siły.
– Dlaczego pozbywacie się moich rzeczy? Może to Olka powinna ograniczyć zakupy? – uniosła ton dziewczyna, jednocześnie tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. – Dobrze wiesz, że na niczym mi w życiu nie zależy tak bardzo jak na książkach.
– Nie dramatyzuj… – rzuciła Lidia niby to od niechcenia. – Te książki i tak niczego nie wnosiły do twojego życia. Cała ta fantastyka i horrory tylko cię odmóżdżają. Powinnaś zacząć czytać coś ambitnego – lektury na przykład. A poza tym – ty się w ogóle nie uczysz! Teraz będziesz miała czas na szkołę.
– Dlaczego tak mnie nienawidzisz? Co ja ci zrobiłam? Czemu wiecznie się na mnie wyżywasz? Ta akcja z książkami to rewanż za wczoraj? Taka zemsta, prawda? – mówiąc to, głos uwiązł jej w gardle. Podbródek dziewczyny mimowolnie zaczął się jej trząść, a w oczach stanęły łzy.
– Nie wiem, o czym mówisz. A następnym razem pomyśl zanim się odezwiesz, bo bardzo mi przykro, gdy się tak do mnie odnosisz – dodała wyniosłym tonem matka, po czym dumnym, pełnym triumfu krokiem udała się do kuchni.
Niewiele myśląc, zapłakana Zuza chwyciła w locie torebkę i wybiegła z domu. Zbiegając po schodach, asekuracyjnie sprawdziła, czy aby na pewno wzięła ze sobą portfel. Tak, był. Pieniędzy w nim także nie brakowało. Będąc pod wpływem kotłujących się w niej silnych emocji postanowiła więc udać się do baru, by odreagować zdarzenia sprzed chwili. Po drodze cały czas rozmyślała, jakim cudem matce udało się ją tak skrzywdzić. Odpowiedź była prosta. Kobieta trafiła w najczulszy punkt. Wiedziała, jaki cios okaże się najbardziej dotkliwy.
Orłowska zaczęła uciekać do świata książek około dwa lata temu. Jej mama była wówczas na studiach magisterskich, przez co była nieznośna dla otoczenia. Stała się nerwowa i neurotyczna. Miała pretensje dosłownie o wszystko – począwszy od tego, że Zuza się nie uczyła, chociaż nie było to zgodne z prawdą, a kończąc na tym, że to ona ugotowała obiad zamiast siedzieć nad swoją pracą, książkami i notatkami. Każde z jej oskarżeń okazywało się tak naprawdę zupełnie bezpodstawne. Wywodziły się one bowiem przede wszystkim z zazdrości. Lidia nie potrafiła pogodzić się z faktem, iż wszyscy w jej rodzinie mieli więcej czasu tylko dla siebie niż ona. Stres związany z egzaminami i panika, spowodowana obawą przed obroną pracy magisterskiej również nie ułatwiały kontaktów w rodzinie. Przez zmienne nastroje matki zaś, aura w domu uległa znacznemu pogorszeniu. Dom witał chłodem, przez co zdawało się, iż atmosferę można by kroić nożem.
Wszystko to sprawiło, że dziewczyna z całych sił starała się przebywać z dala od domu. Właśnie w tym okresie odkryła również swój strych. Nie zawsze jednak ucieczka z domu była możliwa. Ponadto, jej nieuzasadnione wyjścia zazwyczaj były tylko kolejnym pretekstem do kłótni. Pewnego dnia w księgarniach pojawiła się kolejna część serii, którą Orłowska czytała w gimnazjum. Dziewczyna miała akurat w portfelu kilkaset złotych, w związku z czym – pod wpływem nieuzasadnionej siły wewnętrznej – postanowiła ją kupić. Po przeczytaniu zdecydowała się na skompletowanie  całej serii. Wertowała ją od początku, mimo że dobrze pamiętała treść. Odkryła bowiem, iż czytanie pozwalało jej się uspokoić i uodpornić na nastroje mamy… Nie miało tutaj znaczenia, czy czytała daną pozycję już wcześniej, czy też nie. Wszystko bowiem dlatego, iż zajęcie to było dla niej niczym przenoszenie się do innych miejsc, czasami też światów. Najbardziej lubiła książki fantastyczne. Problemy, które się tam pojawiały były na tyle poważne, by odwracać uwagę dziewczyny od jej własnych. Pomyślne zakończenia zaś dawały jej nadzieję na lepsze jutro. Podczas czytania książek antyutopijnych zaś, cieszyła się błahością swoich problemów. Była to dla niej forma ucieczki od rzeczywistości, mentalna droga do lepszych dni.
Matka Zuzy jednak zawsze uważała jej ulubioną literaturę za bzdurną i niczego niewnoszącą do jej życia. Dlatego tępiła ją bezlitośnie i nieubłaganie. Nie potrafiła zrozumieć, czemu dziewczyna interesowała się akurat fantastyką. Nawet nie chciała zrozumieć. Uważała, iż owa literatura wyłącznie odwracała uwagę córki od jej codziennych obowiązków. Znając poglądy Lidii, Zuzy najzupełniej nie zdziwiło to, że kobieta wyrzuciła jej książki. Uznała to bowiem za oczywistą zemstę za wczorajszy sprzeciw. Powetowanie strat moralnych. Surowe ukaranie buntowników. W sercu dziewczyny zrodziło się nieodparte przekonanie, iż jej matka nareszcie musiała być z siebie dumna – w końcu pokazała, kto tu rządzi, jednocześnie pozbywając się „problemu” i raniąc córkę – a w końcu właśnie to dawało jej najwięcej satysfakcji.
Orłowska przerwała rozmyślania, kiedy tylko stanęła pod drzwiami baru. Zawsze do niego przychodziła, gdyż tutaj nikt nigdy nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. W tłumie pijanych mężczyzn nie przykuwała niczyich spojrzeń swoją rozpaczą. Choć kilkukrotnie zdarzyło się, by któryś z mocno podchmielonych klientów próbował szukać szczęścia lub spełnienia u jej boku. Jednakże nawet wtedy bez najdrobniejszego problemu potrafiła poradzić sobie z natrętem. Jej złośliwość, cięty język i nienawistne spojrzenie, które przeszywało delikwenta na wskroś potrafiły zdziałać cuda, a tym samym odstraszyć dosłownie każdego.
Kiedy weszła do środka, od razu uderzył ją ciężki zapach alkoholu, do którego w dalszym ciągu nie potrafiła się przyzwyczaić. W każdym razie do czasu, gdy sama dołączała do grona pijanych, a jej zmysł powonienia stawał się nieczuły na wszechobecny odór. W barze panował tajemniczy półmrok. Był on ważnym elementem miejsca, gdyż właśnie dzięki niemu zniszczone sprzęty wyglądały jak zwykłe cienie, nie zaś sprawiały wrażenia śmietniska. Zuzka bowiem po raz kolejny w akcie depresji wylądowała w spelunie.
Dziewczyna zajęła miejsce w najciemniejszym kącie, pomiędzy ścianą a filarem. Nie tracąc czasu na przeglądanie karty, zamówiła gin z tonikiem i z udawaną radością rozpoczęła swoją jednoosobową imprezę. Miała zamiar upić się do nieprzytomności. Tego była pewna. Alkohol zawsze pozwalał jej zapomnieć o problemach, uwolnić się od nich choćby na kilka godzin. Uciec od rzeczywistości, utopić żal, odpłynąć w błogi niebyt zapomnienia. Chcąc jak najszybciej zatracić się w chwili, Zuza z uporem maniaka zaczęła wlewać w siebie kolejne drinki. Ulegając wpływowi alkoholu, powoli zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością. Z każdą kolejną szklanką, która pojawiała się na jej stoliku, coraz mocniej szumiało jej w głowie, a świat bardziej wirował. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła tępo wpatrywać  się w swoją niemalże pustą szklankę. Wyobraźnia ukazywała jej za szklaną taflą statki płynące po oceanie, wyspę i słoneczną plażę. Orłowska rozmarzyła się. Myślała o wakacjach, odrobinie odpoczynku i prawdziwej samotności, za które w tej chwili oddałaby chyba wszystko.
Niespodziewanie Zuzka poczuła na sobie czyjś wzrok. Speszona podniosła głowę znad blatu stołu i ostrożnie zlustrowała najbliższe otoczenie. Zatrzymując wzrok dokładnie na wprost siebie dostrzegła, iż naprzeciw niej stał wysoki, niebieskooki szatyn, wyglądający na niewiele starszego od niej. Nie zwracając uwagi na jej chwilowe zakłopotanie, chłopak bezustannie przyglądał się badawczo blondynce.
– Zbierasz na piwo czy na skrzypce? – spytała z przekąsem, z wyższością i pogardą sącząc swojego drinka.
– Witaj, moja rodaczko! Jakie to piękne, że spotkaliśmy się poza ojczyzną! – bełkotał wyraźnie już pijany, salutując niezgrabnie.
– Co ty pieprzysz, chłopie? Ja jestem pijana, ale ty chyba chlejesz od czasów życia płodowego! – powiedziała złośliwie, z impetem odstawiając szklankę. Nie cierpiała, gdy ktoś przeszkadzał jej w czymkolwiek. Kiedy jednak przerywano jej „imprezę”, wpadała w szał. Pragnąc spokoju, chciała jak najszybciej pozbyć się nieznajomego. Ten jednak nie dawał za wygraną. Bez zbędnych konwenansów odsunął krzesło i próbował usiąść przy stoliku Orłowskiej.
– Hola, hola, kolego! Wypadałoby spytać, czy można. Tu jest zajęte. Czekam na kogoś – warknęła na niego oburzona, zaciskając usta w wąską linię. Nie potrafiła wyobrazić sobie wieczoru w obecności owego chłopaka, gdyż swoją postawą irytował ją do granic. Nie dość, że był pijany i nachalny, to jeszcze niewychowany!
– To sobie twoi znajomi dostawią krzesła! Chociaż raczej ich nie będą potrzebowali. Wiesz, wyimaginowani ludzie mają wyimaginowane krzesła! – zaśmiał się głośno, spoglądając na Zuzę z ukosa. – Dobrze wiem, że chcesz mnie spławić. Jak wszyscy. Ale ja się nie dam!
– Skąd wiesz…? – spytała bardzo zaskoczona, marszcząc brwi. Jakim cudem tak łatwo zupełnie obcy człowiek zdołał ją przejrzeć? Czyżby wyglądała na aż tak wyalienowaną, aby wszyscy byli w stanie to dostrzec? Czyżby była desperatką?
– Bo jakby mieli przyjść, to byś na nich poczekała, a nie już była pijana jak osa w szklance piwa. Tak, osom niewiele potrzeba… – dodał w zamyśleniu, stukając się palcami w brodę. Zaintrygował dziewczynę, więc postanowiła pozwolić mu się do siebie przysiąść. „Co za różnica, czy spędzę wieczór z własnymi omamami, czy z jakimś chorym człowiekiem?” – spytała się w myślach.
– Dobra… Siadaj, ale na nic nie licz – burknęła pod nosem, powtórnie wyciągając dłoń po swojego drinka. Nie czekając na jakikolwiek odzew ze strony blondynki, chłopak uśmiechnął się do niej i rozpoczął monolog:
– Wiesz, Mała – pochodzę z El Dorado. Wiesz gdzie to, prawda? Bo pewien koleś kiedyś powiedział mi, że w Meksyku… Ech, niektórzy są ograniczeni. No ale nic. Nazywam się Jimmy. Jimmy Jimmy. Jak będziesz w El Dorado i się spytasz – Jimmy’ego wszyscy znają. Ale sama tam nie jedź – to nie jest kraj dla zwykłych ludzi. Jak chcesz tam pojechać, to tylko z Jimmy’m. No, ewentualnie z Panem Śmietanką – on jest moim bratem. Młodszym, przyrodnim, od strony drugiego ojca. Starszego też mam. Sławka. Ale on jest very shy. A Śmietana wręcz przeciwnie. Jimmy jest takim ich kompromisem – najfajniejszym z rodzeństwa. Jak już znasz Jimmy’ego – tamtych dwóch nie musisz, nudni są. Jestem wyjątkowy – mam gruczoły potowe w oczach. Tylko ja i Sprzedawca Marchewek. Ale nieważne. O czym to ja mówiłem? A, już wiem. El Dorado to zły kraj. Myślisz, że czemu tu w rzekach płynie mojito? Bo władzę trzyma eldoradzka mafia! Rządzi nimi Pan K., ale o nim nie mogę opowiedzieć, bo zabiją nas oboje. Mnie jako dywersanta i ciebie, że wiesz. Wezmą nas za szpiegów. Mamy tutaj Sprzedawcę Selerów. Ale to tylko przykrywka. Tak naprawdę to on handluje też rzodkiewkami. Wiesz, sprzedaje takie biało – czerwone pakiety Polakom. Bo dużo ich przyjeżdża w moje rodzinne strony. Ale niewielu stąd wraca, oj niewielu… Jak spotkasz kiedyś kolesia, który wącha ludziom tyłki – to na pewno on. Schował kiedyś w czyjejś dupie selera, teraz nie pamięta w czyjej i szuka… Oj, biedny… Mamy też Sprzedawcę Jogurtów. On jest bardzo groźny. Jak cię dopadnie, to koniec z tobą. Sprzedawca Jogurtów robi z ludzi jogurty, jak sama nazwa wskazuje. Myślisz, że skąd pewna firma ma takie branie? Te duże kawałki to wcale nie są owoce, oj nie… W El Dorado mieszka też mój dobry znajomy Stefan. Biedny człowiek. Kiedyś był drwalem, ale coś mu się poprzestawiało i go zwolnili. Od tej pory myśli, że ludzie to drzewa. Biega z siekierą i próbuje wszystkich wyrąbać. Ech, będę płakać. Masz probówkę? Bo moje łzy trzeba łapać – leczą raka! Tylko jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się uronić łezki. Już nie szukaj, alarm odwołany – znowu wyschło. Ale wracając do tematu. Najgorzej będzie, jak spotkasz Sprzedawcę Marchewek. On bierze te swoje marchewki i rzuca nimi w ludzi, a potem jak złapią – krzyczy, że mu ukradli! No i musisz zapłacić… Chociaż raz mu nie zapłacono. To był jakiś pies. Nie zauważył i nie złapał. A Sprzedawca Marchewek jak się wkurzył! Zamienił go w marchewkę, ale tylko tak do połowy. Ta marchewka jeszcze czuła! I ten brutal zrobił z niej surówkę. Tarł biedną psomarchew z całej siły. A biedny kundel wył i wył. I od tej pory Marchewa ma jakąś awersję do szczekających czworonogów. Nawet ma taki program – wpisuje dane psa i już wie, na co się będzie nadawał. Jimmy mu wykradł ten program – ma na komórce. Masz psa? O widzę sierść na bluzce. Pozwolisz, że wezmę? – spytał, po czym, nie czekając na odpowiedź, zdjął włos z ramienia Orłowskiej. – Dziękuję. Już sprawdzam – moment. Z twojego psiaka powstałaby wycieraczka. Więc go strzeż! A nie – Jimmy pomieszał. To z psem to robił syn Sprzedawcy Marchewek. On sam jest jeszcze gorszy! Ale co robi, to ci nie powiem – za młoda jesteś, Mała! No i oczywiście musisz uważać na tubylców – dla nich najlepiej zabierz jakieś mięso armatnie. I miej się na baczności jak chodzi o duchy – wiesz, różne sławy u nas poumierały: Adolfik i ten mały cesarzunio w takiej fajnej czapce…
Przez cały czas trwania kuriozalnej bajki Zuza umierała ze śmiechu. Wysłuchiwanie opowieści ekscentrycznego chłopaka było wspaniałą ucieczką od egzystencjalnego cierpienia. W pewnym momencie jednak, gdy jej umysł na chwilę odzyskał kontakt z rzeczywistością, rzuciła okiem na komórkę. Ujrzawszy późną godzinę, doszła do wniosku, że powinna już wracać do domu. W końcu kolejnego dnia czekały ją codzienne zajęcia w szkole. Kiedy starała się pożegnać, Jimmy zaproponował, że ją odprowadzi i uraczy kolejnym monologiem, jednak stanowczo zaprotestowała.
– Ej! Mówiłam – nie licz na nic! Nie mam potrzeby szlajania się z jakimś zboczeńcem. Jak będę chciała wrażeń, to wiem, gdzie je znaleźć – rzuciła, po czym wzięła torebkę i odwróciła się od mieszkańca El Dorado.
Nie słuchając jakichkolwiek bełkotliwych wyjaśnień, udała się do domu. Droga wydała się jej zaskakująco krótka. By nie wywołać kolejnej awantury, weszła do mieszkania najciszej jak potrafiła i zamknęła się w swoim pokoju. Na szczęście udało się jej nikogo nie zbudzić, dzięki czemu w spokoju mogła oddać się snom.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jimmy jest postacią autentyczną! Ten monolog jest w stu procentach jego autorstwa. Nie popieramy faszyzmu, nazizmu i innego komunizmu – to wszystko Jimmy!



9 komentarzy:

  1. Hahahahahahahahahahaha! To się uśmiałam! Baaaardzo wciągająca historia. Chciałabym poznać tego Jimmy'ego. Ciekawy gościu! :D
    Ta matka i Olka mnie wkurzają! Jak można być takim podłym człowiekiem?!
    Nadal nie wiem jaki żużlowiec będzie głównym bohaterem. Mam nadzieję, że niedługo wszystko będzie jasne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno, ty się tu marnujesz, bierz się za pisanie książki!
    Nienawidzę momentu, kiedy rozdział sie kończy :/
    Świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Matka Zuzy jest okropna :/ mam nadzieję, że dziewczyna wkrótce będzie miała możliwość wyprowadzenia się z domu. Nie mogę doczekać się momentu w którym pozna jakiegoś żużlowca no i oczywiście czy jeszcze kiedyś spotka Jimmyego.
    PS: zapraszam też do siebie na www.speedway-and-dreams.bloog.pl gdzie pojawiła się nowość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten Jimmy to pokręcony koleś. Jego historyjka była zwariowana, ale miała w sobie coś takiego, co wciągało. Aż było mi szkoda, że się skończyła. :)
    Współczuję Zuzie, że jej matka postępuje w ten sposób. Ja nie rozumiem za co się mści. Jak można faworyzować tylko jedną córkę? To chore. I do tego sprzedaż tych książek, masakra. Gdybym była na miejscu Zuzy to wywaliłabym w cholerę te płyty, a co.
    Niecierpliwie będę wyczekiwała nowego rozdziału, bo historia wciąga na maksa.
    W wolnej chwili zapraszam do mnie: http://trzymajgaz.blogspot.com/ oraz na nowe opowiadanie http://bez-ciebie-znikam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale świetne! Twój styl pisania jest genialny. Żałuję, że tak mało dodałaś, bo mam ochotę na więcej. :)
    Mam wrażenie, że nie tylko Jimmy jest autentyczną postacią. Swoją drogą ten koleś będzie kiedyś legendą. Znam przynajmniej jedną osobę identyczną jak opisywana przez Ciebie matka Zuzy.
    Zabiłabym za sprzedanie moich książek. Skarbów się nie sprzedaje, skarby się czyta i gromadzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahahha genialne.
    "Schował kiedyś w czyjejś dupie selera, teraz nie pamięta w czyjej i szuka…" ja nie wierze, serio. Macie bujną wyobraźnie hahha a to skarb.
    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się uśmiałam! Na prawdę, mam teraz wspaniały humor! No, ale wracając do tej smutniejszej części rozdziału, to przykre, że matka jest tak okrutna. Nic dziwnego, że Zuza szuka ukojnie w alkoholu i samookaleczeniu się skoro nie zaznaje miłości rodzicielskiej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam.

    Hehe... Przecież nikt nie powiedział, że masz go czytać xD Spokojnie, każdy ma swoje gusta, innym się spodoba innym nie. Nie da rady dogodzić wszystkim. Ja jedynie liczę, na przeczytanie ciekawej historii i może na nową internetową znajomość :) Z drugiej jednak strony szkoda, że oceniasz książkę po okładce. Pisarze swą podróż często zaczynają od utartych już ścieżek, by w miarę upływu czasu mogli podążyć własną drogą. Typowa hierarchia w klanach, w której wszyscy są podlegli jednemu człowiekowi – przywódcy... Typowe problemy nastolatków, gdzie rodzice wyżywają się na dzieciach, albo traktują je nierówno... Jednak te typowe rzeczy mogą się z czasem rozwinąć i zamienić w coś ciekawego.

    Przejdę już do opowiadania... To co robi matka Zuzy nadaje się do opieki społecznej, czy coś w tym stylu! Takie faworyzowanie jednego z dzieci i wykorzystywanie drugiego? To się nazywa znęcanie psychiczne! Ja się tylko dziwie Zuzie, że po tym wszystkim co wycierpiała nadal ma wyrzuty sumienia względem matki. Może tak się dzieje przez jej niską samoocenę, w końcu życie w cieniu siostry może być coś przytłaczające.

    Jimmy to postać autentyczna?! To mnie zaskoczyłaś :) Jeśli tak, to jestem ciekawa, czy jeszcze pojawi się w opowieści i jak dalej będzie się zachowywać.

    Zauważyłam, że masz mały problem z konstrukcją dialogów. Radziłabym wejść na jedna ze stron internetowych, na której będzie opisane ich poprawne tworzenie. Sporo jest takich witryn, wiem z doświadczenia ;) Pamiętam, że gdy zaczynałam pisać to zdarzyło się, że dziewczyna która wytykała mi błędy musiała je wypisać w dwóch komentarzach, bo w jednym się nie mieściły xD

    O wilku mowa;

    „Nie dość, że był pijany i nachalny, to jeszcze niewychowany!” -pijany i nachlany to jedno i to samo, więc zrezygnuj z któregoś z tych słów

    Dzięki za wytknięcie mi błędów :)

    Pozdrawiam
    Panna Kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zobaczyłam zdanie z napisem: "sprzedałam książki (...), zastąpiłem płytami Olki" myślałam, że wybuchnę!! Jak mogła!! Książki uczą więcej niż jakieś seriale!!
    Co do bloga swietnie piszesz i widać, że masz talent. Twój sposób pisania jest miły dla oka i jako typowa książkomaniaczka oświadczam, że to opowiadanie mogłoby zostać spokojnie wydane w formie książki. Masz talent👌🏻

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale