piątek, 25 października 2013

Caput IV

Całą drogę dziewczyna ganiła się w myślach za nieroztropność. Czy tak naprawdę nie mogła choć przez chwilę zastanowić się nad słowami, które dobrała na potrzeby swojej wypowiedzi? Jak mogła nie przewidzieć owej dwuznaczności oraz tego, w jaki sposób chłopak ją odbierze? Była jednak przekonana, iż blondyn musiałby być silnie upośledzony, by nie zrozumieć sensu tamtych słów… Przecież w jej mniemaniu miał to być tylko prosty szantaż! Skończyło się to jednak tym, że zamiast pozbyć się natręta, skazała się niepotrzebnie na jego towarzystwo. Nie mogła jednak mieć do nikogo pretensji. Wszystko, co ją spotkało, w rzeczywistości było jej własnym życzeniem.
Krocząc ku wyznaczonemu przez siebie celowi, chłopak wciąż opowiadał o czymś z pasją i zawzięciem, lecz Zuza nie słuchała go ani przez moment. Cały czas bowiem zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby go zrazić do siebie jeszcze bardziej. W głowie niczym szachista starała się stworzyć taktykę gry oraz przewidzieć ruchy przeciwnika. Nieznajomy zdawał się być odporny na jej złośliwości. Z drugiej strony zaś dziewczyna nie wykorzystała jeszcze całego swojego repertuaru docinek, przytyków czy ironii… Wolała bowiem nie odkrywać od razu wszystkich kart, by móc zostawić sobie w rękawie asa, który okazałby się zwieńczeniem ich znajomości, swoistą wisienką na torcie jej intrygi. To, że pozwoli sobie na jakąkolwiek bliższą relację z tym irytująco zadowolonym z siebie chłopakiem, było po prostu kategorycznie wykluczone.
 Jej głębokie przemyślenia zostały nagle przerwane, gdy Oliwier otworzył przed nią drzwi i przepuścił ją, lekko dotykając jej pleców. Jej umysł, zaprzątnięty planem zabawy, zdawał się być w dalekiej podróży. Ponadto, nie spodziewała się ze strony nieznajomego tak gentlemańskiego zachowania. Jej ciało przeszedł więc niespodziewany, subtelny dreszcz zaskoczenia, ale też i nieoczekiwanej przyjemności. Oszołomiona blondynka spojrzała na Oliwiera ze zdziwieniem, jednakże on – nie zważając na jej chwilowe otępienie – ruszył już dalej, w głąb baru.
Bez pytania, ani też chwili wahania, chłopak wybrał stolik w najbardziej ustronnym, zacisznym skraju lokalu. Po drodze uśmiechnął się szarmancko do przechodzącej właśnie obok nich kelnerki i – szepcząc jej coś do ucha – zamówił dwa piwa. Usiadłszy na krześle odsuniętym przez Oliwiera, Zuza nagle poczuła się bardzo niekomfortowo. Uświadomiła sobie bowiem, że siedziała właśnie w nieznanym sobie miejscu z obcym człowiekiem, który wpatrywał się w nią niczym w starożytny posąg doskonałej Nike – z zaskakującym podziwem i zaintrygowaniem. Orłowska nie była w stanie wytrzymać ciążącego na niej spojrzenia, wbiła więc wzrok w hebanowy blat stolika mieniący się drobnymi rysami pod ciepłym światłej niepozornej lampki. Nazwać ją skrępowaną sytuacją, w której się znalazła, byłoby eufemizmem. Kłopotliwą ciszę między nimi przerwał w końcu przyjemny, kojący głos chłopaka.
– Hmm... Więc jak masz na imię? – spytał z zachęcającym uśmiechem.
– Zuza… – mruknęła niepewnie, wciąż nie odrywając wzroku od ciemnego drewna, jednocześnie nerwowo skubiąc rękaw bluzki. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji i nie miała pojęcia, jakich informacji o sobie może udzielić nowopoznanemu, by później nie musieć męczyć się z prześladowcą czającym się za każdym rogiem, na którego jedyną metodą byłby sądowy zakaz zbliżania się.
– Wow! Usłyszałem i dalej żyję! – roześmiał się pod nosem i nonszalancko oparł na krześle, czym bardzo zirytował dziewczynę. Z jego postawy spływało wręcz samozadowolenie, buta i zuchwalstwo. „Kurczę, jednak słyszał… A może to i lepiej – zaczynajmy tę masakrę tą piłą!” – pomyślała w nagłym przypływie pewności siebie i uśmiechnęła się nieznacznie, aczkolwiek zadziornie. Uznała bowiem, że gdy Oliwier pozna ją bliżej, szybko dostrzeże bezsens ich znajomości i w końcu da jej święty spokój, którego w tej chwili pragnęła najbardziej. Była przekonana, iż blondyn zorientuje się w końcu, że podejściem do niej tylko się ośmieszył. Zuzka nie potrzebowała niczyjej pomocy. To oczywiste. Jeśli jednak niebieskooki wciąż tego nie dostrzegał, zamierzała mu to dość brutalnie uświadomić. Dla jego dobra. Wiedziała więc doskonale, iż chłopak z pewnością wyjdzie z baru ze spuszczoną głową i czerwoną ze wstydu twarzą.
– Co się stało? Dlaczego płakałaś? – zaczął rozmowę Oliwier, delikatnie muskając opuszkami palców dłoń dziewczyny. Dziewczyna jednak niczym poparzona wyrwała rękę spod jego dotyku. Drobny gest czułości bowiem budował między ludźmi silną więź emocjonalną, niewidzialną nić porozumienia, a wręcz poufałość, na którą Zuzka nie mogła przystać. Ponadto wścibskie pytania chłopaka sprawiły, że Orłowska poczuła w sobie jeszcze większą determinację, by szybko pozbyć się nowego znajomego. Nienawidziła przecież, kiedy ludzie wtrącali się w jej osobiste sprawy, chcieli poznawać jej tajemnice, wkraczać do jej prywatnego świata. Nie zgadzała się, by ktoś rozbijał mur wysokiej wieży, którą starannie budowała przez lata.
– Aaa, miałam pewien problem, nie wnikaj… – odpowiedziała, patrząc na rozmówcę jedynie kątem oka. Była pewna, że chłopak zaraz zadręczy ją wścibskimi pytaniami, na które z założenia nie będzie chciała udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Jej przekonanie wywodziło się z faktu, iż do tej pory nie poznała ani jednego człowieka, który zostawiłby tę kwestię bez słowa. W głowie już zaczęła układać scenariusz potencjalnej kłótni. Chciała jak najszybciej pozbyć się chłopaka, gdyż czuła, że przez natłok emocji jej determinacja zmieni się za chwilę w skrajną desperację, którą ze szczerego serca gardziła.
– Okay, jak będziesz chciała, to powiesz – odpowiedział ze spokojem i uśmiechem na ustach, wzruszając ramionami.
Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom. Jak to możliwe? Ten niezwykły człowiek jednym zdaniem zniszczył cały jej plan! Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że nawet jej tym zaimponował – okazał się zupełnie inny niż wszyscy… Nie! Nie mogła tak myśleć! To przecież obcy człowiek – istniała przecież naprawdę ogromna liczba powodów, dla których nie powinna angażować się w jakąkolwiek relację z tym chłopakiem. Orłowska wiedziała, że z nim nie będzie tak jak z Jimmy’m, który po prostu dosiadł się do niej w barze, powiedział, co miał do powiedzenia, a potem bez krzty sprzeciwu pozwolił jej odejść w swoją stronę. W głębi jej serca tkwiło niepokojące przeczucie, iż Oliwier będzie napastował ją dopóty, dopóki nie dostanie tego, czego chce. Cokolwiek to jest… Żaden normalny człowiek przecież nie podszedłby do nieznajomego bezinteresownie. Wszyscy odwracają wzrok. Wszyscy. Zawsze. Tacy już przecież są ludzie!
Zuza – pod wpływem swoich refleksji – podjęła ekspresową decyzję: musiała improwizować. Podniosła wzrok znad stolika i spojrzała na chłopaka niczym na złoczyńcę – wyzywająco i złowrogo.
– Co? A słyszałeś kiedyś o asertywności? Jak powiem „kup mi rottweilera” to polecisz od razu do hodowcy? Facet bez własnego zdania jest jak pies po kastracji! – zakpiła, arogancko pociągając piwo przez słomkę. Nie miała innego pomysłu, by wykończyć rywala. W głębi duszy jednak zastanawiała się, czy tym razem nie przesadziła... Teraz jednak nie mogła już zmienić zdania, było zbyt późno, by zawrócić z obranej już ścieżki. „No nie – pomyślała – jak tak dalej pójdzie, to zamiast z niego, zrobię idiotkę z siebie… O ile jeszcze tego nie zrobiłam…”
– A chcesz żebym pytał? – zdziwił się, marszcząc brwi i lekko zakołysał się na krześle.
– Nie!!! – krzyknęła wytrącona z równowagi, z hukiem odstawiając szklankę. Wymykająca się spod kontroli rozmowa zaczynała ją denerwować. Miała wrażenie, iż jej rozmówca sam nie wiedział, czego chce! A może to ona…? Po raz kolejny przeklęła dzisiejszego kaca. Przez niego zachowywała się jakby cierpiała na jakieś zaburzenia psychiczne… To nie tak miało wyglądać, nie tak to wyimaginowała! To on miał uciec od niej skonsternowany i zmieszany, a nie ona!
– To czego ty w końcu chcesz? – spytał zaskoczony, rozkładając bezradnie ręce. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Nie rozumiał, czego dziewczyna od niego oczekiwała. A tym bardziej nie rozumiał, co go w niej tak zaintrygowało. Nie pojmował magicznej siły, która kazała mu spędzać czas właśnie w jej obecności i znosić insynuacje oraz ujmy zamiast wyjść bez słowa i wrócić do swoich zajęć, których miał – tak jak każdego dnia – zbyt wiele.
– Twojej kreatywności, kretynie! – warknęła. Kreatywność – tego jej w tym momencie brakowało…
– Kobiety… Ja was nie ogarniam… – bąknął pod nosem, kręcąc powoli głową.
– To zmień orientację – powiedziała Zuza, parskając śmiechem i z impetem opadając plecami na oparcie krzesła. Chłopak, słysząc złośliwość w jej głosie, jedynie nieznacznie uniósł brwi. Nie wyglądał nawet w najmniejszym stopniu na urażonego. Zdawał sobie sprawę, iż Orłowska oczekiwała od niego właśnie uniesienia się honorem i pozostawienia jej w spokoju. Niestety, nie tym razem.
Jego reakcja sprawiła, że dziewczyna momentalnie ucichła. Sądziła, że po tej kpinie Oliwier najzwyczajniej w świecie wstanie, wyjdzie i nie wróci, ponieważ dotrze do niego wreszcie, że Zuzka ani przez moment nie potrzebowała jego towarzystwa i nic nie było w stanie zmienić jej podejścia. Przecież od samego początku ich spotkania, ani razu nie uraczyła go choćby jednym przyjaznym słowem czy też gestem. Nawet najbardziej zdystansowany człowiek w końcu dałby sobie święty spokój! Tymczasem on wciąż wpatrywał się w nią niczym w najpiękniejszy obraz – z podziwem, fascynacją, ale i nutą niezrozumienia. Jego ciężkie spojrzenie sunące niczym skaner po jej twarzy znów zaczęło ją przerastać. „Dlaczego to nie działa?! Dlaczego on jest odporny na moje złośliwości?! Jakim cudem?!” – krzyczała w myślach Zuza, spuszczając wzrok, by nikt przypadkiem nie mógł odczytać malujących się w jej oczach emocji. Kiedy poczuła, że wszystko wymyka się jej spod kontroli, ogarnęło ją zniechęcenie. Straciła nadzieję na pozbycie się nowego znajomego. Sfrustrowana, była bliska łez. Chciała stamtąd uciec, ale nie mogła. Nic w jej życiu nie było proste. Nawet jeżeli wyszłaby z baru bez słowa, blondyn pewnie znów poszedłby za nią. Postanowiła więc biernie czekać na dalszy rozwój wydarzeń, wciąż stawiając silny opór. Potarła dłonią skronie, gdyż jej głowę ponownie przeszył ostry ból.
Oliwier natomiast nie potrafił patrzeć na jej smutną twarz. Nie mógł zostawić dziewczyny samej, gdy widział, w jakim była stanie. Dostrzegając jej roztrzęsienie, miał pewność, że blondynka była w stanie zrobić coś naprawdę nierozsądnego. Był przekonany, że gdyby wyszedł z baru, dziewczyna mogłaby przesadzić z alkoholem, tak jak groziła mu zaledwie dwadzieścia minut wcześniej. Nie wiedział, co doprowadziło ją do takowego rozchwiania, jednakże czuł silną potrzebę, by jej pomóc, pocieszyć, namalować na jej twarzy choćby zarys szczerego uśmiechu. W rzeczywistości sam nie rozumiał swojego postępowania. Czyżby to, co spotkało go w przeszłości, odcisnęło tak wyjątkowo silne piętno na jego psychice?
– Uśmiechnij się, Zuza! – powiedział, siląc się na radosny ton. – Proszę!
– Po cholerę? Jak nie mam ochoty, to nie będę się szczerzyć jak jakaś kretynka – warknęła. Zdziwił ją jednak fakt, że chłopak najwyraźniej myślał, iż jego bezsensowna prośba naprawdę coś zdziała. W jej mniemaniu świadczyło to wyłącznie albo o jego infantylności, albo o głupocie. A może o jednym i drugim?
Jej nowy znajomy zaś dokładnie wiedział, co zamierzał osiągnąć i do czego dążył, brnąc przez tę długą i wyboistą krętą ścieżkę pełną czyhających pułapek, które zastawiała na niego dziewczyna. Chłopak jednak nie dawał tak łatwo za wygraną. Nigdy. Właśnie dzięki temu osiągnął coś w życiu – zawsze konsekwentnie dążył do wyznaczonego przez siebie celu. Kroczył najcięższą z dróg, nie zważając na trudy i znoje, ani też nie poszukując skrótów prowadzących na manowce. Postanowił więc zmienić taktykę. Przecież niemożliwym było, by dziewczyna okazała się z kamienia – musiało istnieć coś, co byłoby w stanie odwrócić jej uwagę od problemów, którymi się tak zadręczała!
– Słuchaj, uparciuchu… Doskonale wiesz, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz – rzucił, uśmiechając się kpiąco. Widząc jednak, że jego pewność siebie nie przypadła Zuzie do gustu, opanował twarz i powrócił do tematu. – No to czemu za wszelką cenę mnie… odpychasz? Przecież równie dobrze możemy miło spędzić ten czas! Ty poczujesz się lepiej, a ja odejdę z poczuciem dobrze wypełnionej misji ratunkowej! Wszyscy będą szczęśliwi! – zasugerował nieco poważniejszym tonem. Spotykając się jednak z pustym wzrokiem rozmówczyni, westchnął głęboko. Przez chwilę zastanawiał się, w jaki sposób można dotrzeć do dziewczyny. Zdawała się bowiem być niewzruszona, a każdą jego wypowiedź traktowała raczej jak natrętne brzęczenie owada niż dobrą radę czy pomocną dłoń. Czuł, iż otwartą chęcią wsparcia, niczego nie wskóra. – Wiesz co? – rozpoczął w końcu po chwili niezręcznej ciszy. Obiecał sobie, że poprawi dziewczynie humor i przełamie w końcu lody znajdujące się między nimi. A on zawsze dotrzymywał słowa danego zarówno innym, jak i samemu sobie. – Kiedyś, jak zaczynałem jeździć na motocyklu, próbowałem sobie start. Skupiłem się. Chciałem, żeby mi wyszło jak najlepiej, ale maszyna była nowa – jeszcze jej nie czułem. Odpaliłem i tak jakoś motocykl odjechał, a ja wylądowałem na ziemi… – opowiedział bez zastanowienia pierwszą historię, jaka przyszła mu do głowy.
Usłyszawszy opowieść, Zuza nie była w stanie opanować śmiechu. Miała bardzo bujną imaginację, nad którą często traciła kontrolę. Oczami wyobraźni ujrzała Oliwiera, który gonił Harleya niczym małe dziecko szczeniaka.
– To może następnym razem się do niego przywiąż albo zacznij używać „Kropelki” – szybko działa! – powiedziała, zasłaniając usta i krztusząc się wręcz ze śmiechu. Nie mogła stracić okazji na odrobinkę szyderstwa. Chłopak jednak nie wyglądał na zmartwionego czy urażonego jej zachowaniem. Bynajmniej, uśmiech na jego twarzy nie zdawał się mieć nic wspólnego ze zranionym, męskim ego, które u większości przedstawicieli płci brzydkiej było wrażliwe na najmniejszy przytyk czy drobną uwagę.
– WYGRAŁEM!!! – krzyknął triumfalnie, uśmiechając się szeroko. – 1:0 dla mnie!!!
– Co ty pieprzysz, chłopczyku? – spytała z niedowierzaniem, unosząc brwi. Nie potrafiła ukryć zdziwienia, przez co spoglądała na Oliwiera ogromnymi ze zdziwienia oczami. Ten człowiek stanowił dla niej istną zagadkę. Największą, jaką spotkała w swoim krótkim życiu.
– Uśmiechnęłaś się – powiedział z satysfakcją w głosie, rozpierając się na krześle. Był zadowolony, że udało mu się w końcu odwrócić uwagę dziewczyny od frapujących ją myśli i zmartwień. Wiedział, że nie jest zdolny do rozwiązania jej problemów. Chciał jednak, by blondynka choć na chwilę zapomniała o tym, co ją dręczyło i przez moment poczuła się beztrosko.
– Głupek! – mruknęła, próbując stłumić uśmiech. Nieskutecznie…
– Może, ale i tak wygrałem – powiedział, odwzajemniając uśmiech. W końcu udało mu się skłonić dziewczynę do jakiejkolwiek rozmowy! Pierwszy krok za nimi, teraz będzie już tylko łatwiej. W odpowiedzi Orłowska przewróciła oczami.
 Ich bezsensowne przekomarzanie przerwała niespodziewanie jakaś niska, niesympatyczna blondynka.
– O mój Boże! Oliwier Lejkowicz? To naprawdę ty? Mogę autograf? – wrzeszczała i piszczała nad uchem Zuzki. Dziewczyna odsunęła się od źródła krzyku ze skonsternowaną miną. Chłopak natomiast uśmiechnął się lekko w stronę nowoprzybyłej i bez zastanowienia wyjął z kieszeni kurtki metaliczny długopis z logiem nieznanej Zuzce firmy, po czym sięgnął po czerwoną serwetkę, na której machinalnie się podpisał. – Matko! Zawsze marzyłam, żeby cię poznać! A wiesz, że ja też mam dwadzieścia jeden lat? Tak jak ty!!! – krzyczała, kipiąc wręcz ze szczęścia.
Orłowska siedziała w bezruchu i przyglądała się dziewczynie z jawną konsternacją. Nie miała pojęcia, skąd biorą się osoby jej pokroju. Jak można okazywać komukolwiek takie uwielbienie? Najbardziej jednak interesowało ją, skąd takie osoby znają człowieka, z którym właśnie spędzała popołudnie. Chłopak spojrzał kątem oka na swoją towarzyszkę. Jej mina wyrażała wszystko.
– Wybacz – powiedział do wielbicielki, siląc się na uśmiech. – Jestem bardzo zajęty, ale miło cię było poznać.
 Fanka spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wyglądała jak gdyby ktoś wylał na nią wiadro zimnej wody. Czuła się zraniona. Nie chcąc jednak okazać swojego zawodu, odwróciła wzrok od chłopaka i po raz pierwszy, odkąd go rozpoznała, zwróciła uwagę na otoczenie. Niemal od razu jej wzrok padł na szczupłą, zielonooką blondynkę, siedzącą przy stoliku idola, która patrzyła na nią niczym na ptasznika goliata zamkniętego w terrarium – z zainteresowaniem, jak i również z lekkim zniesmaczeniem. Na jej twarzy radość i szczęście gwałtownie ustąpiły miejsca nienawiści. Gdyby spojrzenie mogło zabijać – Zuzka byłaby trupem.
– Kim ty, do cholery, jesteś?! – wykrzyknęła zdziwiona Orłowska, gdy tamta odeszła urażona. Chłopak wyczerpał wszelkie pokłady cierpliwości, jakie pozostały w niej po tym feralnym dniu. A przecież to jeszcze nie koniec…
– Seryjnym mordercą – powiedział z przekąsem, puszczając oczko. Nowa znajoma nie miała pojęcia, kim był z zawodu. To dawało mu przewagę – mógł się z nią podroczyć. Teraz to on rozdawał karty.
– Nie wkurzaj mnie nawet!!! – podniosła ton jeszcze bardziej, zacisnąwszy dłonie na oparciach krzesła. Ze względu na wszystkie swoje wcześniejsze doświadczenia nienawidziła, gdy ktoś cokolwiek przed nią ukrywał.
– Gram w to samo, co ty – zażartował i uśmiechnął się cynicznie. Miał nadzieję, że w ten sposób uda mu się zmienić cokolwiek w jej zachowaniu. Mylił się jednak. Dziewczyna obrzuciła go miażdżącym spojrzeniem, po czym bezceremonialnie wstała i szybkim krokiem skierowała się ku drzwiom. Przecież przyszła tu z zamiarem wygrania słownej potyczki, nie zaś po to, by ktoś zagnał ją do narożnika, w którym nie mogła nawet liczyć na sekundanta. Chłopak jednak nie zamierzał pozwolić jej tak po prostu odejść bez pożegnania.
– Dobra, czekaj! Lubisz zagadki? – spytał tajemniczo, tarasując jej wyjście.
– Eeee, nie? – odpowiedziała, krzyżując ramiona na piersi. Chciała mu w ten sposób pokazać, że to właśnie ona zawsze musi mieć przewagę. Nikt nie miał prawa z nią pogrywać. Z jakiegoś powodu w ciągu ostatnich kilku minut jej pewność siebie wróciła ze zdwojoną siłą. Zachowywała się jak wystraszone zwierzę, które – nie mając szans na ucieczkę czy równą walkę – stara się zrobić wokół siebie więcej hałasu, by wydać się groźniejszym.
– To polubisz! – zawołał, kładąc jej dłonie na ramionach, by uspokoić ją, a następnie odwrócić ją i odprowadzić z powrotem do stolika.
– Nie polubię, tylko wyminę cię i wyjdę – powiedziała z miną naburmuszonej pięciolatki, jednym ruchem zrzucając ze swojego ciała jego ręce.
– I będziesz miała na głowie idiotę, który za tobą pójdzie i zamieszka na twojej klatce schodowej… – powiedział z udawaną obojętnością, lekceważąco wsuwając dłonie do kieszeni. Szantaż był chyba jedyną rzeczą, jaka mogła na nią wpłynąć.
– Dobra, niech ci będzie – westchnęła i ze spuszczoną głową wróciła do stolika. Jakimś cudem ten chłopak sprawił, iż poczuła się przy nim na tyle swobodnie, że zapomniała nawet o fakcie, iż wylądowała z nim pubie, ponieważ się na nią uwziął.
– Łatwe będzie! – uśmiechnął się. – Połącz to, co opowiadałem o motocyklu, moje szaleństwo, głupotę i miejsce, w którym się spotkaliśmy.
– Jesteś żużlowcem?! – krzyknęła kilka sekund później blondynka. Była zbyt zaskoczona, by zapanować nad głosem. Usłyszawszy jej krzyk, prawie wszyscy ludzie w pubie odwrócili się w ich stronę.
– Nie, kurde, śmieciarzem-motocyklistą. – zaśmiał się ironicznie. Dziewczyna obrzuciła go przelotnym spojrzeniem i nagle na jej twarzy pojawiło się niespodziewane zrozumienie. Teraz wszystko stało się jasne. Stąd kojarzyła jego twarz – Oliwier Lejkowicz – słynny jeździec Sparty Wrocław.
– Skąd się bierze ta twoja niechęć do mnie? – spytał zaintrygowany chłopak, przerywając jej przemyślenia i szybko zmieniając temat.
– A znasz Arthura Schopenhauera? – odpowiedziała pytaniem, kpiąco unosząc brew. Nie spodziewała się po nim odpowiedzi twierdzącej. Sportowiec znający się na filozofii? Mało prawdopodobne.
– Jego nie, ale filozofię pesymizmu i owszem – zażartował, unosząc do ust szklankę z piwem i pociągając łyk chłodnego napoju. Widząc wyraz twarzy dziewczyny, zorientował się jednak, że dowcip zupełnie mu nie wyszedł.
– Ech, no właśnie… A więc jesteś jednostką, która ma zamiar mnie skrzywdzić. Więc po co mam być miła? – wytłumaczyła z pełnym spokojem w głosie.
– A jak mam cię przekonać, że nie mam takiego zamiaru? – spytał z zainteresowaniem, odstawiając prawie pustą już szklankę.
– Niegroźni są tylko skretyniali desperaci. Ale skoro tak bardzo chcesz mi udowodnić swoje racje, to proszę bardzo. Co by tu…? O! Już wiem! Weź swoją szklankę, wejdź z nią pod stół i krzyknij „Błagam, nie zabijaj mnie!” – zaproponowała, śmiejąc się. Była pewna, że Oliwier tego nie zrobi. Miał przecież zbyt wiele do stracenia – własną reputację.
– Ok, sama tego chciałaś… – powiedział z niepokojącym błyskiem w oczach, wzruszając ramionami.
 Żużlowiec, nie wypuszczając szkła z dłoni, szybko odrzucił krzesło, celowo robiąc przy tym jak najwięcej hałasu. Niezgrabnie schował się pod stołem i zaczął krzyczeć wniebogłosy:
– Błagam, nie zabijaj mnie! Zuza, obiecuję! Kupię ci tego tygryska, tylko mnie nie bij! Ja już będę grzeczny! Już więcej nie zjem twoich ciasteczek! Odpracuję, będę ci sprzątał, przysięgam! Tylko nie zamykaj mnie znowu w piwnicy!
Swoimi lamentami ściągnął na nich wzrok wszystkich ludzi przebywających w pubie. Osiągnąwszy cel, jakim było stworzenie wokół własnej osoby zamieszania, wstał z podłogi, szybkim ruchem otrzepał spodnie, po czym z triumfalnym uśmiechem spróbował usiąść.
– Dupek – mruknęła Zuza i pociągnęła go za rękę tak mocno, iż Lejkowicz ledwie zdążył wyjąć z kieszeni i położyć na stole banknot na kwotę znacznie przekraczającą wysokość rachunku.
Będąc główną atrakcją, błyskawicznie wybiegli z baru. Zuza czuła na sobie ciężar spojrzeń wszystkich klientów. Nie przejęła się jednak tym faktem. Zdążyła już przyzwyczaić się do sposobu, w jaki otoczenie reagowało na jej indywidualizm. Zaskoczeniem dla niej okazało się jednak, iż żużlowiec również pozostał niewzruszony. Dzięki temu zrozumiała, że chłopak rzeczywiście był inny niż ludzie, z którymi miała kiedykolwiek do czynienia. Bardziej zależało mu na jej uwadze i chwilowym uśmiechu niż na swojej reputacji. Ktoś taki jak on zazwyczaj martwi się o to, co na jego temat powiedzą ludzie – przecież był osobą publiczną! On tymczasem udowodnił jej swoją odmienność. Osiągnął swój cel.
Rozważania zielonookiej przerwał dźwięk telefonu chłopaka. „Cholera! Czy ja dzisiaj dojdę ze sobą do jakiegoś consensusu?” – spytała samą siebie.
– Wybacz, to z klubu. Czekają na mnie… – powiedział z wyraźnym niezadowoleniem w oczach, a także nieskrywanym żalem wypisanym na twarzy.
– Wiesz, muszę przyznać, że myliłam się co do ciebie. Najwyraźniej nie jesteś taki zły… To kiedy kolejne piwo? – spytała z uśmiechem.
Po tych słowach Oliwier wyraźnie się rozpromienił.
– A skąd teoria, że jestem masochistą i będę chciał się znowu z tobą spotkać? – znów zażartował, przy czym zabawnie poruszył brwiami.
– Głupek – mruknęła, uśmiechając się. Ów uśmiech sprawił, że chłopakowi w wyniku nagłego impulsu przyszedł do głowy pewien szaleńczy wręcz pomysł. Postanowił więc natychmiast go zrealizować – zawsze działał szybko. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami płynącymi z ciężkiego charakteru dziewczyny, przysunął się do niej bardzo blisko i lekko musnął wargami jej policzek. Obojgu serca zabiły mocniej. Jemu z emocji, jej zaś z zaskoczenia. Chłopak liczył się bowiem z tym, że w odpowiedzi – zamiast jakiejkolwiek oznaki sympatii – może otrzymać mocny cios w szczękę.
– Głupek, ale kochany, nie? – spytał, nie odsuwając się.
– Tu się mogę z tobą zgodzić – odpowiedziała, ponownie się uśmiechając. Sama czuła się zaskoczona, iż nie przeszkadzała jej tak bliska obecność obcego człowieka. Działając pod wpływem chwili, zręcznie wyrwała mu z ręki telefon i szybko zaczęła coś pisać, jednocześnie zmagając się z nadmierną czułością ekranu.
– Masz zapisane pod ‘Zuza’. Nigdy nie ‘Zuzia’, ewentualnie ‘Zuzka’ – powiedziała, podając mu smartfon, po czym odwróciła się i szybko odeszła. Chłopak zaś długo jeszcze stał w miejscu, wpatrując się w jej oddalającą się sylwetkę.
***

Po drodze blondynka dużo myślała nad niespodziankami, jakie zgotował jej los. Nie miała pojęcia, skąd w jej życiu wziął się Oliwier, jednakże była pewna, że na pewno nie z tej planety. Nie rozumiała, dlaczego zgadzał się na jej irracjonalne pomysły i uparcie znosił jej złośliwości oraz przytyki. Nie mógł być desperatem, przecież był w stanie mieć każdą… A poza tym – to pierwsza osoba, która zaakceptowała stwierdzenie: „Nie wnikaj…” bez zająknięcia czy zakwestionowania jej wyboru. Jak to możliwe, że tak dobrze czuła się w jego obecności – przecież prawie się nie znali!  Jakim cudem, z własnej woli, podała mu swój numer telefonu? Nigdy nie pozwalała nikomu zbliżyć się do siebie. Skąd w ogóle przyszedł jej do głowy taki pomysł? Czy ten człowiek rozsyłał wokół siebie jakieś fluidy? A może to przez ten jego nigdy nie schodzący z twarzy szeroki uśmiech? Tak, uśmiech miał naprawdę uroczy… To dziwne, ale przy nim czuła się bezpiecznie. Tak jak jeszcze nigdzie i z nikim. Dlaczego los postawił go na jej drodze? Miała być to dla niej kara czy też nagroda?
Do powrotu z dalekiej krainy refleksji zmusił ją nagły hałas oraz ból przeplatający się przez całe ciało. Krążąc myślami z dala od rzeczywistości, przypadkiem wpadła na kogoś. Na szczęście okazało się, że dziwnym trafem sprawcą kolizji okazał się być Jimmy. Jaki ten świat mały! A mawiają, że Wrocław to takie duże miasto… Pseudoamerykanin nie okazał się jednak zaskoczony ich niespodziewanym spotkaniem, lecz od razu – jak gdyby tylko czekał na okazję – zaczął mówić.
 – Jak dobrze, że cię widzę! Miałem dzwonić, ale nie mam numeru… Trzeba nadrobić! Chodź, idziemy na piwo! – wykrzyknął radośnie i – nie czekając na odpowiedź – objął Orłowską ramieniem jak starą przyjaciółkę i poprowadził w kierunku baru.
– Ja tylko Colę… – powiedziała od razu, czym samą siebie zaskoczyła. W innych okolicznościach nigdy nie odmówiłaby wypicia choć odrobiny rozprężającego alkoholu… Co się z nią działo?
– Jasne! Ty wiesz, jakie zmiany zaszły w El Dorado? W ogóle poprawiły mi się kontakty ze Sprzedawcą Marchewek. Bo była taaaaaaka impreza – Święto Selera. Cała wiocha się zebrała i jeszcze jakieś okoliczne. I pełno murzynów było. Gadali coś w tym swoim UgaBuga – Jimmy nic nie rozumiał, ale się uśmiechał. Całe szczęście, że siedział koło mnie Sprzedawca Marchewek! Zaczął z nimi handlować. Jeden murzyn go nawet podrywał, to skończył jako marchewka. Ale potem się okazało, że mamy kreta. Nikt go nie zauważył, chociaż chodził w przebraniu kreta. No wszystkim się zdawało, że to normalne, że chodzi z tymi swoimi wąsikami i wszystkich obwąchuje. Ale on sprzedawał marchewki! I to te kubańskie, co je Adolfik sprowadził! No to ja go wydałem. Sprzedawca Marchewek się ucieszył, mówił, że jestem jego „bratem”. A ja mu na to, że mam dwóch i starczy. Zrozumiał mój ból jak usłyszał o Śmietanie. Dał mi nawet tę marchewkę z Murzyna. Ja ją po kryjomu wyrzuciłem, bo to nie wiadomo co – szybko gnije. Ale on mnie sprawdzał. Mówił, że dobrze, że ją wyrzuciłem. No tą ją wsadziliśmy do doniczki z Adolfem i Bóg jeden wie, co z tego wyrośnie. Może jakaś EldoGodżilla z tego wyskoczy albo inny grzyb?!
 Zuza jednak ani przez moment nie słuchała jego opowieści. Ledwie zorientowała się, kiedy dotarli do baru i usiedli przy stoliku. Przez całe spotkanie zaś sączyła półświadomie swoją Colę i myślała. Jej umysł wciąż obsesyjnie wręcz krążył wokół Oliwiera i dziwnego spotkania z nim. Co ten człowiek w sobie miał, że tak ją do siebie przyciągał? Dlaczego działał na nią niczym magnes? Czemu nie mogła przestać o nim myśleć? Czemu już za nim tęskniła…?
– On ma jakieś cholerne fluidy! – krzyknęła i bez pożegnania wstała od stołu, po czym wybiegła z baru.
„Zawsze wiedziałem, że kobiety przy mnie świrują…” – pomyślał Jimmy i uśmiechnął się do siebie, nieskromnie poprawiając fryzurę.
Zuza zaś wracała powoli i samotnie do domu. Nie, nie była sama. W jej umyśle wciąż przebywał nowy znajomy…

12 komentarzy:

  1. No, no Olivier chyba osiągnął więcej niż planował :D
    Rzeczywiście jest intrygujący :D
    Jestem ciekawa jak rozwinie się ich znajomość :D
    Czekam na dalszy rozwój sytuacji :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Mam nadzieję, że Zuza spotka Oliviera w najbliższym czasie! W ogóle chłopak ma u mnie plusa za to jak potraktował Zuzę i że pokazał, że reputacja nie jest dla niego ważna... Już się nie mogę doczekać dalszych losów Zuzy....

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Cieszę się, że wreszcie zabrałam się za przerabianie tego mułu, który zebrał mi się w spamowniku - jakoś nie miałam okazji. Dobrze jest trafić na coś nowego, co mnie zainteresuje.
    Zacznę może od początku: współczuję Zuzie takiej popieprzonej rodziny. Jej młodsza siostra, Olka, to faktycznie wredna suka. Jak może tak traktować swoją starszą? Przecież żaden człowiek nie jest czyimś sługą, który ma spełniać wszelakie wymagania.
    Nie wiem, czy w ogóle chcę wspominać o matce.
    O, chyba jednak muszę, bo tej kobiety nie rozumiem w ogóle. Owszem, w moim opowiadaniu także pojawia się motyw faworyzowania jednej z córek, ale chyba nie do tego stopnia, co w Non clamabit. Nie wiem jak ta kobieta może postępować w ten sposób - w końcu to chore. Sprzedała książki swojej starszej córki, żeby zrobić miejsce na płyty młodszej. Nie wyobrażam sobie jak bardzo ta kobieta musi być przesycona nienawiścią do swojej córki, żeby wciąż robić jej na złość. Może chodzi jej właśnie o to, że dziewczyna jest tak podobna do swojego ojca? Może właśnie jego nienawidzi? Nie wiem sama.
    Zastanawia mnie to, jakie kontakty ma Zuzka z ojcem właśnie. Skoro są podobni, to powinni się w jakiś sposób zrozumieć, oboje cierpią w milczeniu. Co prawda dziewczyna sprawia wrażenie totalnie rozchwianej emocjonalnie, ale i tak uważam, że jest całkiem sympatyczna, za swoim murem, zbudowanym głównie z bólu, uprzedzeń i zniszczonego zaufania.
    Historia z jej "przyjaciółką" Magdą spowodowała, że zaczęłam się zastanawiać komu w ogóle można ufać, pewnie jest niewiele takich osób na świecie. Każdy chce kogoś takiego znaleźć... a zaufania nie da się odbudować.
    Cudnie, że Zuzka ma swoje miejsce, w którym czuje się bezpiecznie; szkoda tylko, że nie jest to jej własny dom, tylko miejsce, którego ja osobiście bym się bała. Ten strych... i rzeczy, które w nim robi są zwyczajnie przerażające i smutne. Smutne, bo dziewczyna wydaje się być już uzależniona od "ucieczek" ze swojego życia.
    A teraz trzy postacie męskie, które wydają się być naprawdę pozytywne i które lubię już od samego początku: Oliwier, Jimmy i Kajetan.
    Żałuję, że Zuzka odrzuca każdego z nich. Może i Jimmy nie wydaje się być godny zaufania z tymi swoimi opowieściami o wyimaginowanym świecie, ale podczas czytania niektórych jego słów parskałam niekontrolowanym śmiechem, bo nie tylko Zuzce ten chłopak poprawił humor - tyle, że ja nie piłam wcześniej piwa.
    Od Kajetana Zuzka oddaliła się - tak, jak pisałaś - już jakiś czas temu. Tyle, że sądzę, że ten chłopak mógłby wpłynąć na nią naprawdę pozytywnie, wystarczyłoby, gdyby dziewczyna pozwoliła mu do siebie dotrzeć. Owszem, Kajetan może i jest "pozytywnie walnięty", ale w tym rozdziale pokazał, że umie zachować powagę wtedy, kiedy trzeba. Mam nadzieję, że nie zmieni swojej opinii w moich oczach.
    I postać, którą pokochałam najbardziej, a pojawiła się dopiero pierwszy raz: Oliwier! Żużlowiec, któremu należą się brawa. O ile żużlem się nie interesuję, o tyle postać wykreowana w tym opowiadaniu wydaje się być najbardziej pozytywną z pozytywnych. Owszem, upór to często cecha bardzo niepożądana, ale w tym wypadku jest jedyną, która może pomóc uratować Zuzkę przed samą sobą. Mężczyzna rozweselił dziewiętnastolatkę. I był na tyle taktowny, żeby nie dopytywać o problemy dziewczyny, w końcu naprawdę niewiele osób chce opowiadać o swoich prywatnych tragediach osobom, które ledwo się zna. Scena, gdy Oliwier wszedł pod stolik naprawdę mnie rozbawiła. Mimo tego, że prawie nie znał Zuzki już pokazał, że mu na niej zależy. Mam nadzieję, że nie pozostanie obojętny i wybierze w końcu numer dziewczyny, bo ktoś musi uratować ją przed nią samą.

    Dodaję do obserwowanych i czekam na następną część, bo Non clamabit mnie zainteresowało.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    kolczaste-serce

    OdpowiedzUsuń
  4. Oliwer jesteś moim bohaterem. Znaleźć sposób na rozweselenie Zuzy to coś niemożliwego. Trzeba przyznać, że jest on zupełnie innym facetem, który delikatnie i konsekwentnie dąży do zamierzonego celu. W przypadku Zuzy metoda małych kroczków to jest to. Najpierw pierwszy uśmiech, a kto wie z czasem jak rozwinie się sytuacja. Może żużlowiec będzie tym szczęśliwcem, który pozna co skrywa dziewczyna?
    Oliwer tą akcją w barze podbił moje serce. Co tam reputacja, lepiej poprawić notowania u dziewczyny. :)
    No i na koniec Jimmy ze swoją historią. :)

    Szkoda, że do następnego rozdziału jeszcze tyle dni. Czas zacząć je odliczać. :)

    W wolnej chwili zapraszam do mnie: http://trzymajgaz.blogspot.com oraz http://bez-ciebie-znikam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Znalazłam tego bloga nie dawno ale odwiedzam go regularnie bo piszesz na prawdę super :D Twoje opowiadania uzależniają jak kończy się część to człowiek nie ma co ze sobą zrobić i tylko myśli co będzie działo się dalej :) I właśnie za to kocham twojego bloga *.*
    http://opisy-i-cytaty-na-gg.blogspot.com/ To jest mój blog z opisami na gg i nie tylko. :) Jeśli czas i ochota Ci pozwolą to zajrzyj :D Miłoo widziane komentarze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no ja się zabiję... napisałam komentarz i przed wysłaniem przypadkowo zamknęłam kartę! :(
    nie chce mi się już drugi raz rozpisywać co do fabuły, ale koniecznie muszę napisać, że piszesz przecudownie! naprawdę, aż chce się czytać takie opowiadania, w którym autor dba o każdy detal. nie mogę się doczekać kolejnej części, trzeba czekać do piątku. :)
    PS: powróciłam po długiej przerwie do pisania. notka nie jest dla mnie satysfakcjonująca, jednak i tak zapraszam na http://szpilkinazuzlu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Oliwier rozegrał to sprytnie! :D Podoba mi się, że się nie spieszy, a powoli i konsekwentnie pnie się w górę. Może on nie jest taki jak inni, ale ona z pewnością jest nietypowa.
    Akcja w barze stawia go w dobrym świetle. Nie dość, że żużlowiec, to jeszcze zabawny i z dystansem do siebie. Tak trzymać! :)
    Jimmy jest moim bohaterem. To, co mówi jest bezsensowne, ciekawe, śmieszne i potrafi sprawić, że nawet największy pesymista zobaczy coś pozytywnego. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku chciałam podziękować za komentarz na moim blogu. To bardzo miłe uczucie - wiedzieć, że wciąż pojawiają się nowi czytelnicy, poza tym, gdyby nie ten komentarz, prawdopodobnie nigdy nie odkryłabym non-clamabit
    Postać Zuzy jest naprawdę ciekawa, jeśli chodzi o jej charakter. Widać, że dziewczyna jest bardzo zagubiona, a przede wszystkim niezwykle nieszczęśliwa. Właściwie nie ma się czemu dziwić, bo matka dziewczyny jest naprawdę okropna. Traktuje swoją własną córkę jak służbę i jeszcze wciąż mówi, że ta cała Ola jest o wiele lepsza. To właściwie tak, jakby powiedziała "kocham jedną córkę bardziej niż drugą". A sprzedawanie książek bez zapytania o zgodę? I to jeszcze w celu zwolnienia półki na płyty drugiej córki? Jakby nie mogła chociaż tych książek gdzieś przełożyć, jeśli już uparła się, żeby nie stały cały czas w tym samym miejscu. A ta Ola wcale nie jest lepsza. Jeszcze co innego, jakby matka miała o niej wyidealizowane zdanie, a ona sama byłaby miła wobec swojej siostry. Ale nie, traktuje Zuzie równie okropnie albo nawet jeszcze gorzej.
    Jimmy to dziwna postać. Z początku myślałam, że jego monologi wynikają z bycia pijanym, ale skoro za drugim razem, gdy spotkał Zuzę, najwyraźniej był trzeźwy, to nawet nie wiem, co mam o nim myśleć. Tym bardziej, że jak zostało wspomniane, jest to osoba, która naprawdę istnieje. Nie wyobrażam sobie spotkać w rzeczywistości takiego człowieka...
    Oliwera polubiłam od razu. Widać, że jest bardzo inteligentny i potrafi przejąć się losem drugiej osoby. Dziwię się, że zdołał wytrzymać z Zuzą i nie przejąć się tymi wszystkimi złośliwymi uwagami. Jak widać, to się mu opłaciło, skoro pod koniec spotkania to dziewczynie bardzo zależało na tym, by ponownie się gdzieś razem wybrali. I jeszcze nawet z własnej woli podała mu swój numer telefonu... Mam nadzieję, że znajomość z tym chłopakiem zmieni coś w życiu dziewczyny i sprawi, że przestanie tak ponuro postrzegać świat i wciąż sięgać po żyletkę.
    Oczywiście dodaję do obserwowanych
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, tak, tak! Już nie ma ograniczenia! Wreszcie nadrobiłam! I od razu przepraszam za brak mojego komentarza pod ostatnim rozdziałem- to przez tą głupią blokadę. Dziękuję, że ją cofnęłyście. :D
    Oliwier!!! On jest idealny! Chyba się zakochałam! Dopiero co się pojawił ja już za nim szaleję! :D
    Myślałam, że tacy faceci nie istnieją. Cieszę się, że się myliłam! :3
    Podoba mi się ten upór chłopaka. Uważam, że w Zuzka pęknie, zauważy jego starania i coś z tego będzie. Byłoby pięknie! :D
    No i kurczę! Jimmy! Go też uwielbiam! Inaczej, ale jednak. Co on w sobie ma??? :D
    W wolnej chwili zapraszam do mnie na nowość. :)
    na-pelnym-gazie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana! Długo mi zeszło z nadrabianiem zaległości, ale po Twoich komentarzach widzę, że nie zwątpiłaś we mnie i masz jeszcze troszkę cierpliwości;D Ze względu na długość rozdziałów, na razie przeczytałam dopiero 4. I ten skomentuję. Może uda mi się przeczytać dzisiaj kolejne. Istnieje taka możliwość, ale nie obiecuje.

    Ogólnie muszę Ci powiedzieć, że tematyka totalnie mnie zaskoczyła, zaszokowała i cholernie wciągnęła. Piszesz w genialnym stylu, a bohaterka, którą stworzyłaś jest tak szalenie pokręcona i oryginalna, że aż mi się to w pale nie mieści. Wszystko ma gdzieś, nie przejmuje się zdaniem innych, odpycha ludzi, zachowuje trochę jak psychopatka, a mimo to ma w sobie coś, co do niej przyciąga. Uwielbiam czytać jej teksty, bo za każdym razem śmieszą mnie do tego stopnia, że wytrzymać nie mogę;D Postać Jimmiego, dla mnie bomba. Nie wiem, co gość ma w bani;D To postać autentyczna tak? Z chęcią bym go poznała. Święto selera... odjazd! Przy takim kimś nie można się nudzić. Uwielbiam go! ;D

    Bardzo polubiłam tez Oliwiera. Widać, że nie rezygnuje z niczego tak szybko. Ma charyzmę i zacięcie. Nie jeden na jego miejscu olałby taką wariatkę jak Zuza, a on sukcesywnie ją do siebie przekonuje. Mam nadzieję, że chociaż on pomoże jej z sytuacją w domu. Matka jest po prostu okropna! Nie mam na nią słów!

    Kochana, opowiadanie spodobało mi się szaleńczo! Jesteś boska w tym, co robisz! Strasznie mnie wciągnęłaś w tą historię, serio. Już nie mogę doczekać się jakiejś wolnej chwilki, w której będę mogła przeczytać dalej;)

    Ściskam Cię bardzo serdecznie;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak obiecałam, tak jestem :)
    Zacznę może od Zuzy. Gdzie nie komentuję, to zawsze na samym wstępie mówię, że zwykle nie lubię bohaterek, w sensie, że kobiet. Wynika to stąd, że sama nie wiem, ale jakoś chyba łatwiej z kobiety zrobić nieciekawą postać niż z faceta - niestety wielokrotnie są takie postacie absolutnie nudne i bezpłciowe. A Zuza ujęła mnie właściwie od samego początku. Po pierwsze, to lubię bohaterki z charakterem, ale nie przerysowane - a Zuzka nie jest przerysowana w żaden sposób. Owszem, jest skrajnie źle nastawiona do ludzi, łatwo ją sprowokować do wybuchu, wydaje się gwałtowna i nieprzystępna. Przy tym wszystkim nie mogę i nie chcę zapomnieć o tym, jak pełne problemów jej jej życie. Już od pierwszego rozdziału targała mną straszna złość, kiedy czytałam o jej matce. Naprawdę udzielało mi się poczucie beznadziei i niesprawiedliwości, jakiego doświadczała Zuza. Myślałam, że mój gniew sięgnął apogeum, kiedy przeczytałam polecenie "Zrób Oleńce herbatę", czy coś podobnego, wiecie o co chodzi - w każdym razie, myślałam, że gorzej być nie może, ale jak przeczytałam o tych książkach, które matka sprzedała, bo OLA NIE MA GDZIE TRZYMAĆ PŁYT, to mnie po prostu krew zalała. Natychmiast zaczęłam sobie wyobrażać, że ja na miejscu Zuzki wywaliłabym WSZYSTKIE te płyty, po czym poszłabym i kupiłabym raz jeszcze każdą jedną książkę, jaką matka sprzedała. Pewnie nie skończyłoby się to najlepiej, ale wiadomo - ile ludzi tyle różnych reakcji, i ja osobiście chyba zareagowałabym inaczej niż Zuza. Ale to tylko czyni z niej ciekawszą bohaterkę, jak dla mnie, ponieważ świetnie przedstawiacie motywy jej działania, niemal wszystkiego co robi, i ja kupuję to w całości.
    Idąc dalej, to w ogóle niecodzienny jest pomysł matki-tyranki. Chyba wiecie o co mi chodzi, że to ojciec zwykle jest "tym złym" kiedy rodzina ma problemy. A wielu ludzi mówi, że tak naprawdę to kobiety są gorsze. I u was świetnie widać to, jak kobieta, która powinna być wsparciem i źródłem wszelkiej pomocy dla swoich dzieci staje się powodem ich cierpienia. No, jednego z nich, bo przecież OLEŃKA nie ma powodów do narzekania... I w ten sposób przechodzimy do sposobu, w jaki Zuza próbuje sobie radzić. Ja osobiście jestem osobą może trochę histeryzującą i faktycznie skłonną do popadania w jakieś dziwne stany depresyjne, ale jednocześnie jestem na tyle silna, że nawet sobie nie jestem w stanie wyobrazić co takiego musiałoby się w moim życiu wydarzyć, żebym sama zaczęła się ciąć - i to jest powód, dlaczego to opowiadanie tak mnie ujmuje. Bo pozwala mi zrozumieć ludzi, którzy to robią. Nigdy nie poświęcałam temu tematowi dużo myśli, dlatego cieszę się, że tu trafiłam, ponieważ ten tekst skłania mnie do przemyśleń na wielu płaszczyznach. I chyba o to właśnie wam chodziło, prawda?
    A jeszcze z innej paki, to muszę powiedzieć, że Zuza jest mi osobiście bliską postacią przez wzgląd na tę jej przyjaciółkę, Magdę. Miałam lata temu podobną sytuację, naprawdę bardzo podobną, również z koleżanką z gimnazjum - dziewczyna, która wymyślała sobie masę problemów, a robiła dookoła siebie taki szum, i robiła to tak szalenie przekonująco, że dosłownie wszyscy stawali na rzęsach, aby ją pocieszyć. Przy czym, zaznaczam wyraźnie, nie było ku temu żadnych powodów, jak się później okazało. Poszło mi z nią zupełnie o co innego, ale ostatecznie nasze drogi bardzo gwałtownie się rozeszły i do tej pory nie jestem w stanie znieść nawet patrzenia na nią. Wyobrażam więc sobie, jak okropnie musiała czuć się Zuza - i tu akurat na jej miejscu z pewnością zachowałabym się dokładnie tak samo.
    Oliwier jest tak przesympatyczną postacią, że aż mi się ciepło na serduszku robi, jak o nim myślę. Zuza zasługuje na to, żeby ktoś naprawdę szczerze się nią zainteresował, żeby wniósł coś dobrego do jej życia - tylko, że coś mi się zdaje, że to nie będzie wyglądało tak ładnie, jak się zapowiada. I to jest ból dla mnie, jako czytelniczki. Ale przecież życie nie jest sprawiedliwie ani łatwe. I chyba zamierzacie częściowo właśnie to pokazać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jimmy za to jest moim absolutnym idolem. Mam nadzieję, że sprawdzacie powiadomienia o komentarzach na e-mailu, a nie tylko na blogu, bo inaczej pewnie mój komentarz wam umknie - bądź co bądź, chciałabym zapytać: co to znaczy, że on jest autentyczną postacią? To znaczy, że co - plącze się po mieście taki facet, który wygaduje farmazony o El Dorado i Sprzedawcach Marchewek? I to tak zupełnie serio? Bo jeśli tak, to musi być wspaniałym indywiduum. I naprawdę chciałam kiedyś przeżyć spotkanie z kimś takim. Pod taką paplaniną bardzo wiele się może kryć, wbrew pozorom. A mnie do takich oryginalnych egzemplarzy niezmiernie ciągnie. W każdym razie, liczę na to, że Jimmy w dalszych rozdziałach też się pojawia. A to: "„Zawsze wiedziałem, że kobiety przy mnie świrują…”– pomyślał Jimmy i uśmiechnął się do siebie." było absolutnie gold i przypieczętowało moją absolutną i niezmierzoną sympatię do jego postaci :D
      Mam jeszcze taką maleńką uwagę techniczną - powinnyście chyba przed wypowiedziami również dawać wcięcie. Lepiej się czyta i chyba jest bardziej poprawnie - ale nie chcę się w żaden sposób przy tym upierać, bo tak po prawdzie to nie mam pewności, czy rzeczywiście mam rację, to tylko takie moje subiektywne odczucie. A oprócz tego, to chciałabym wam bardzo pogratulować tego, że w tych czterech rozdziałach nie znalazłam nawet pół błędu. Widać, że bardzo wiele pracy wkładacie w ten tekst i należą się Wam za to wszelkie pochwały.
      Na razie chyba tyle. Pozwolę sobie zaobserwować, a doczytywać będę dalej - może jeszcze dziś coś napiszę, ale obiecać nie mogę. Ale jutro wpadnę.
      Naprawdę wciągnął mnie ten tekst i czuję, że nie będę żałowała ani chwili poświęconej na przeczytanie go.
      Pozdrawiam serdecznie!
      Freyja
      http://gud-med-oss.blogspot.com

      Usuń

Szablon by Rowindale