piątek, 17 stycznia 2014

Caput XVI

Zbliżały się Święta Wielkiej Nocy. W szkole trwała już wiosenna przerwa. Państwo Orłowscy wzięli urlop i postanowili całą rodziną odwiedzić babcię Zofię.  Starsza kobieta zawsze spędzała we Wrocławiu Boże Narodzenie. W zamian za to, oni odwiedzali ją w każdą Wielkanoc. Zuza lubiła swoją babcię, jednak spotkania rodzinne zazwyczaj były dla niej wyjątkowo frustrujące. Za każdym razem wyglądały tak samo. Wszyscy siedzieli przy stole i udawali, że są wspaniałą, idealną, kochającą się rodziną. Wolne chwile spędzali na wspominaniu dawnych czasów i porównywaniu dziewczyn do ich matki. Cóż za idylla! Jaka wtedy mama staje się miła. Zawsze opowiada, jak kochane są jej córeczki i jak jest z nich dumna. Szkoda, że w domu nigdy tego nie okazała. Blondynka nienawidziła takiej hipokryzji. Fałsz i obłuda wywoływały w niej tak silne, negatywne emocje, iż za każdym razem przeradzały się one w niemal fizyczny ból.  Zawsze, gdy słyszała coś takiego, miała ochotę spytać: „naprawdę, mamusiu?”. W ryzach trzymał ją tylko rozsądek. Po co wywoływać awanturę? Bunt nie miał żadnego sensu. Tak naprawdę, zanim dziewczyna rozpoczynała walkę, była już przegrana. Szczerość w kontaktach z rodziną nigdy nie przynosiła Zuzce niczego dobrego. Dlatego zawsze,  gdy jej matka rozpoczynała powielanie corocznego schematu, maturzystka mocno gryzła się w język i siadała na uboczu ze sztucznym uśmiechem lub obojętnym, otępiałym wzrokiem bezmyślnie wpatrywała się w przestrzeń za oknem, by móc odciąć się od tematu rozmowy.
W tym roku jej rodzina miała niezwykłego pecha. Ich samochód zepsuł się na dwa dni przed planowanym wyjazdem. Tato oddał go do warsztatu, w związku z czym wszyscy musieli zdecydować się na podróż pociągiem. Matkę doprowadziło to do szewskiej pasji. Zaczęła wyżywać się na mężu. Wypominała mu, że przecież mógł sprawdzić wcześniej stan samochodu i zapobiec tej awarii. Chyba nigdy nie słyszała o złośliwości rzeczy martwych. Ponadto jazda pociągiem wcale nie była taka zła. Dla wszystkich poza panią Lidią stała się ona wręcz zbawieniem. Wprawdzie była odrobinę dłuższa, aczkolwiek przynajmniej podczas jej trwania nikt nie będzie musiał wysłuchiwać  krzyków kobiety, która zawsze najlepiej wiedziała, którędy jechać, gdzie są mniejsze korki i na którym pasie powinni się ustawić. W takich chwilach Zuza zawsze zastanawiała się, dlaczego jej rodzicielka nie zrobiła prawa jazdy, a także podziwiała anielską cierpliwość swojego ojca.
Ich pociąg odjeżdżał o 5:13, więc mama zarządziła wszystkim pobudkę już o wpół do czwartej. W końcu nie mogli się spóźnić. Dotarli na przystanek autobusowy, na którym czekali niecałe dziesięć minut. Oczywiście, zarówno dla najstarszej z kobiet, jak i dla Oleńki, była to wieczność. Przez cały czas na zmianę marudziły, że autobusy powinny jeździć częściej, powinno być więcej linii, a kierowcy powinni za wszelką cenę starać się docierać na czas. Kiedy w końcu pojazd zjawił się na przystanku, zaczęły lamentować, że jest tak przepełniony, iż na pewno nie znajdą miejsc siedzących. Zuza i jej ojciec wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Nie odzywali się. Przecież to i tak nie zmieniłoby niczego. I tak pewnie na koniec stwierdziłyby, że to wina rodzinnych „czarnych owiec”. Zuzanna i Andrzej Orłowscy – odpowiedzialni za tłok, bezrobocie i dziurę ozonową.
Kiedy jechali, mama znów zaczęła rozpaczać. Stwierdziła, że przez korki nie zdążą i na pewno pociąg odjedzie bez nich. „Korki? O tej porze?” przemknęło Zuzce przez myśl. Zamiast komentarza jednak, z jej ust wydobyło się jedynie ciężkie, ciche westchnienie.
Pomimo obaw matki  zdążyli. Całą rodziną wsiedli do pociągu i zaczęli wybierać odpowiedni przedział. Kobiecie w każdym coś nie pasowało, w każdym coś przeszkadzało. Starszej z córek państwa Orłowskich przypomniał się jeden z filmów, które mogłaby oglądać bez końca – „Dzień Świra”. „Przy oknie? Przodem do kierunku jazdy?” – pomyślała dziewczyna i nie zdołała pohamować śmiechu. Chichocząc, zasłoniła usta dłonią. Nie umknęło to uwadze jej siostry.
 A ty z czego się tak cieszysz? – warknęła Ola. – Bawi cię, że jedziemy jak ostatnia biedota?
Licealistka znów zaczęła się śmiać. Zazwyczaj na głupotę gimnazjalistki reagowała złością, ale tym razem nie miała na to siły. „To jest głupota wrodzona i nieuleczalna…” pomyślała, po czym znów wybuchnęła śmiechem. W tej chwili włączyła się mama. Spostrzegła obrażoną minę swojej młodszej córki i roześmianą twarz starszej. Bez pytania zaczęła wyciągać wnioski.
 Zuziu! Jesteś starsza, a zachowujesz się jak dziecko. No już, szybko przeproś siostrę i po sprawie – powiedziała półszeptem i odeszła. Zuza spojrzała na nią z wyraźnym niedowierzaniem i wzruszyła ramionami. Nie odpowiedziała. Wybrała znaczące milczenie. Który to już raz tego ranka?
Kiedy wreszcie znaleźli odpowiedni przedział,  usiadła w najciemniejszym jego kącie, założyła słuchawki i odcięła się od rzeczywistości. Została sama z kotem w transporterze na kolanach,i psem u boku oraz swoimi myślami. Myślami, które wciąż uparcie krążyły tylko i wyłącznie wokół Oliwiera. No i czasem również wokół grypy, z której jeszcze do końca się nie wyleczyła. Której zresztą nabawiła się z własnej głupoty… Ale przecież przy nim. Oparła głowę na pięści i zaczęła nieobecnym wzrokiem wpatrywać się w pustą przestrzeń, znajdującą się przed nią. Nie rozumiała swoich decyzji. Dziwiła się, dlaczego tak łatwo zgadzała się na wszystko, co żużlowiec wymyślał. Jakim cudem tak szybko mu zaufała? Poczuła dziwny ścisk w brzuchu. „Więc to są te słynne motylki u zakochanych? – pomyślała. – Ja bym raczej powiedziała, że to glonojad przemieszcza mi się po jamie brzusznej na samą myśl o nim…” Uśmiechnęła się do siebie. Własne skojarzenia bardzo często ją bawiły, a jednocześnie były jej przekleństwem.
Zastanawiała się, jakim cudem z nim była. Wciąż uważała, że „cud” to najlepsze słowo, jakim można było określić ich związek. Przypomniała sobie dzień, w którym oficjalnie zaczęli być ze sobą. Oliwier nie zaproponował dziewczynie związku, tak jak zrobiłby każdy normalny człowiek na jego miejscu – on bezceremonialnie ją o tym poinformował! Zuza zaczęła roztrząsać, dlaczego za coś takiego nie próbowała go zamordować. Nie cierpiała, gdy ktoś podejmował za nią jakiekolwiek decyzje, wcale nie pytając jej o zdanie. Kiedy była do czegoś zmuszana, czuła się jakby ktoś ograniczał jej wolną wolę i zazwyczaj robiła mu na przekór. Może właśnie dlatego nie potrafiła porozumieć się z matką? Tak, prawdopodobnie to despotyzm kobiety uniemożliwiał im dojście do jakiegokolwiek kompromisu. Najbardziej jednak nienawidziła, gdy ktoś stawiał ją przed faktem dokonanym – wtedy nie mogła już niczego zmienić i zaczynało ją dręczyć bolesne poczucie własnej bezsilności. Nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby zostać marionetką w czyichś rękach. Jej życie było już wystarczającym impasem.
Więc dlaczego wtedy nie zgotowała Oliwierowi piekielnej awantury – kłótni, którą wspominałby w najgorszych koszmarach? Takiej, której samo wspomnienie wywoływałoby u niego dreszcze i przynosiło na usta krzyk przerażenia? Przecież bez problemu byłaby w stanie tego dokonać, miała tego pełną świadomość…  Może dlatego, że była zbyt zaskoczona, by cokolwiek z siebie wykrztusić? Może dlatego, że chłopak tak naprawdę tylko i wyłącznie zwerbalizował to, co tkwiło między nimi od czasu ich przypadkowego pocałunku – czy też od chwili, gdy napomknął jej o zmianie, jaka zaszła w nim wyłącznie dzięki niej? A może po prostu dlatego, że od dawna – w głębi swojej zranionej duszy – coś do niego czuła i podświadomie pragnęła, aby urzeczywistnił jej marzenia, których, w obawie przed odrzuceniem, wolała nie wypowiadać na głos…? Teraz to już i tak bez znaczenia…
Dziewczyna zaczęła więc zastanawiać się nad tym, co takiego niezwykłego i pociągającego było w tym chłopaku, że tak bardzo jej na nim zależało. W końcu tyle razy powtarzała sobie, że nigdy więcej nie zaangażuje się w jakąkolwiek bliższą relację z drugim człowiekiem i wytrwałe dążyła do tego celu. Do czasu. Do czasu, gdy poznała Oliwiera… Może chodziło o to jak traktował jej sarkazm? „Nie ma to jak skakać z radości z mostu pod pociąg…” – pomyślała. A może ceniła go za jego poczucie humoru? Przypomniała sobie, że kiedyś na spotkanie przyniósł jej dużą, elegancką szkatułkę. Poczuła się skonfundowana. Nie wiedziała, co miała zrobić. Przyjąć ten prezent? Była pewna, że w środku jest coś wartościowego i pięknego. W końcu co można podarować w szkatułce? Biżuterię. To znaczy, każdy normalny człowiek w szkatułkę pakuje biżuterię. Lejkowicz natomiast chowa tam żelki. Jej mina musiała być piękna i niepowtarzalna, kiedy otworzyła pudełko i zobaczyła jego zawartość. Swoim pomysłem chłopak zaskoczył ją tak bardzo, że jedyne, co potrafiła odpowiedzieć to „Dużo tego…”. A on –  z nieziemską powagą na twarzy – rzekł, że sto dwadzieścia trzy. Tym jeszcze bardziej ją zszokował. Rzuciła mu tylko krótkie pytanie „Czemu?” i spojrzała na niego z zaciekawieniem. Znając sportowca, była pewna, że wymyśli na poczekaniu coś o stu dwudziestu trzech latach niewoli pod zaborami. Żużlowiec jednak wzruszył tylko ramionami i powiedział: „Nie wiem. Fajna liczba…”
Wspominając, Orłowska znów uśmiechnęła się pod nosem. Siostra wciąż bacznie ją obserwowała i zachodziła w głowę, o czym maturzystka mogła rozmyślać.
 Jakaś komedia jej się przypomniała, czy jak? – bąknęła pod nosem.
Zuzka wciąż czuła na sobie wzrok Oleńki, jednak wcale się nim nie przejmowała. Rozpamiętywała swoje spotkania z Oliwierem – przejażdżkę na motocyklu po autostradzie, wycieczkę do centrum wspinaczkowego, wypad na quady. Nigdy przedtem jej życie nie było tak ekstremalne.  Brakowało jej adrenaliny. Czym bowiem było cięcie się w kryjówce satanistów wobec igrania z demonami prędkości? Marną namiastką ekstazy. W tym momencie, niczym za sprawą niespodziewanego ciosu, dotarło do niej, iż teraz ponownie czekała ją samotność i powrót do codzienności. Na dźwięk własnych myśli zadrżała. Z rozmyślań wyrwał ją cichy głos ojca wyjmującego z jej ucha słuchawkę:
 Zuza, wstawaj zanim matka znowu zacznie się drzeć…
Dziewczyna przygotowała się na kontakt z rzeczywistością. Przetarła oczy dłonią, by strząsnąć z powiek resztki marzeń śnionych na jawie.
Zabrali swoje bagaże i udali się do domu babci. Na szczęście mieszkała niedaleko stacji. W przeciwnym wypadku Zuza i jej ojciec ponownie musieliby wysłuchiwać pretensji matki i Olki. Kiedy dotarli na miejsce, już w progu domu powitała ich staruszka. Babcia Zofia miała około stu pięćdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu. To okrągła i siwa już kobieta w podeszłym wieku. Powolnym ruchem poprawiła na nosie okulary, aby dokładniej przyjrzeć się swoim gościom. Gdy zyskała pewność, że w jej stronę rzeczywiście zmierzała jej najbliższa rodzina, uśmiechnęła się szeroko.
 Witajcie w moich skromnych progach, kochani! – zawołała, rozpościerając ramiona.
Pierwsza do domu wepchnęła się oczywiście zmęczona Oleńka. Zuza zaś cierpliwie czekała aż babcia się z nią przywita. Starsza kobieta uśmiechnęła się do wnuczki i objęła ją. Dziewczyna chętnie odwzajemniła uścisk. Kochała babcię, pomimo jej trudnego charakteru.
 Chodźcie szybko! Dam wam coś do jedzenia. W końcu przebyliście taką długą drogę! – krzyczała (była już lekko przygłucha, co sprawiało, że nie potrafiła mówić cicho).
Do kobiety nie docierały argumenty, że nie są wcale głodni i że jest jeszcze o wiele za wcześnie na obiad. Apodyktycznym tonem kazała wszystkim usiąść do stołu, po czym każdemu po kolei nalała duży talerz rosołu i zasiadła patrzeć, jak wszyscy zajadają jej zupę. Starsza z sióstr zjadła jednak tylko połowę swojej porcji i odsunęła od siebie naczynie. Nie umknęło to uwadze babci.
 Jedz, Słoneczko. Zobacz, jaka już jesteś chuda. Niedługo Azor cię nie odróżni od kości, które obgryza! – krzyknęła i z powrotem podsunęła jej talerz. Maturzystka nienawidziła, gdy ktoś mówił, że jest zbyt szczupła. Bardzo ciężko pracowała na swoją sylwetkę i tylko czasem pozwala sobie zapomnieć o diecie, jak na przykład w Lunaparku z Oliwierem. Uparcie znów odsunęła talerz, lecz – aby zrekompensować to babci – zaoferowała, że pozmywa. Zebrała wszystkie naczynia i udała się z nimi do kuchni. Podwinęła wysoko rękawy, po czym zabrała się do sprzątania po obiedzie. Była sama i to jej odpowiadało. Za chwilę bez rodziny mogłaby prać, sprzątać i gotować. Jednocześnie! Niespodziewanie do kuchni weszła babcia. Postanowiła pomóc wnuczce. W końcu była gospodynią – nie mogła pozwolić swoim gościom pracować za nią. Wzięła do ręki jeden z mokrych talerzy i rozejrzała się wokół w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby go osuszyć. Odebrała od Zuzki ścierkę, by zająć się wycieraniem oraz odkładaniem świeżo umytych naczyń. Gdy ich dłonie się spotkały, rzuciła okiem na jej nadgarstek. Talerz z impetem uderzył o podłogę. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk tłukącej się właśnie porcelany.
 W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego! – wrzasnęła przerażona. Zaraz w kuchni zjawiła się cała rodzina. Wszyscy przybiegli zaalarmowani krzykiem starszej kobiety. Bali się, że coś się stało. – Dziecko moje! Co ty masz na ręce?! To jakieś zaklęcie? Co oni ci zrobili w tej sekcie?
„Tego nie przemyślałam…” – powiedziała do siebie w myślach dziewczyna.
 To nie zaklęcie, tylko sentencja łacińska. „Albo zwyciężać, albo umierać!” Spokojnie, babciu – powiedziała powoli i z uśmiechem. Osiemdziesięciolatka jednak nie uspokoiła się.
 Łacina to język szatana! Opętał cię! – ponowiła lament, łapiąc się obiema dłońmi za głowę.
 Babciu Kochana! Łacina to język, którego używano w Kościele. Do tej pory gości również w medycynie i sądownictwie! Nic mnie nie opętało – odrzekła, lecz jej głos powoli zaczynał się łamać. W tej chwili do rozmowy włączyła się matka.
 Kto ci pozwolił na tatuaż? Kiedy go zrobiłaś? Po co? Gdzie? No i skąd miałaś pieniądze? – zarzuciła córkę pytaniami. Brutalnie złapała ją za nadgarstek i pociągnęła go w swoją stronę. Zuzie krew odpłynęła z twarzy. Nie wiedziała, jak wybrnąć z tego impasu. Przecież nie chciała zaczynać świąt od piekielnej awantury. Nagle wpadł jej do głowy pewien szatański plan.
 Mamooo, wyluzuj! To jest henna! Magda na wakacje chce robić tatuaże nad morzem. Musiała się na kimś uczyć. Chciałam jej pomóc – mówiła drżącym tonem, nerwowo wyszarpując się z matczynego uścisku. Od urodzenia nie umiała kłamać. W głębi serca ucieszyła się, że nie zaczęła się jąkać. – Za dwa tygodnie zejdzie!
Matka odetchnęła z ulgą. Babcia Zosia jednak wciąż nie wiedziała, co się dzieje. Ojciec tylko wzruszył ramionami i z powrotem usiadł przy stole. Jego chłodna obojętność czasem była naprawdę przydatna. Jedynie Olka przyglądała się siostrze badawczo.
 Cwana jesteś… Ale ja nie jestem naiwna jak oni…  powiedziała z tajemniczym uśmiechem, po czym wróciła do rodziny. Zuzka zaś bezsilnie opadła na szafkę. Aby nie upaść, zacisnęła dłonie na brzegu zlewozmywaka, starając się zachować pozory wewnętrznego spokoju. Na zewnątrz chłodna jak skała, pod powierzchnią była płonącym stosem nerwów. Po chwili odpoczynku skończyła zmywanie i  pod pretekstem zwiedzania  poszła odetchnąć świeżym powietrzem.
Szła przed siebie bez jakiegokolwiek celu. Wsunęła dłonie do kieszeni i spuściła głowę. Ciągnęła się powoli, leniwie powłócząc nogami. Rozglądała się wokół siebie. Jak dawno tu nie była? Ponad rok. Wiejska przyroda nie zmieniła się jednak ani trochę. Jak to dobrze, że na świecie istniały jeszcze miejsca niezniszczone działaniami człowieka. Wzięła głęboki wdech. Jej płuca wypełniły się czystym, świeżym powietrzem. Gdyby tylko mogła, zabrałaby tę cząstkę wsi ze sobą. Powoli dochodziła do siebie. Jej serce wracało do normalnego rytmu, a dłonie przestawały drżeć. Spacer dobrze jej zrobił. Potrzebowała chwili wytchnienia i samotności. Chciała spędzić jak najwięcej czasu z dala od rodziny. Musiała wszystko przemyśleć. Wściekle zaczęła ganić się za nieroztropność. Jaka była nierozsądna! Zrobiła tatuaż pod wpływem impulsu i nawet przez chwilę nie pomyślała o tym, co stanie się, gdy rodzice się o nim dowiedzą. Na razie sytuacja była opanowana, ale co potem? Co  zrobi za te dwa tygodnie? Wiecznie będzie nosić bluzki z długim rękawem? Przecież idzie lato! „Są bransoletki! – pomyślała. –  W końcu przez tyle lat ukrywałam sznyty, to i tatuaż dam radę.”  Pozostał tylko jeden problem – Oleńka. Oczywistym było, iż nie uwierzyła w wersję z henną i wyciągnie to przy najbliższej okazji!
Dziewczyna nawet nie zorientowała się, że z każdą chwilą szła coraz to szybciej i szybciej. Targało nią wiele emocji – żal, strach, ale szczególnie złość na samą siebie, na swoją głupotę i nierozwagę. Doprawdy, powinna być bardziej rozsądna. W końcu nie była już dzieckiem…
Wtem jej rozmyślania przerwały odgłosy kłótni. Rozejrzała się. Jakieś czterysta metrów od niej stała para. Niewysoki szatyn, prawdopodobnie w jej wieku, ewidentnie był pijany. Ledwie trzymał się na nogach. Alkohol kołysał jego postacią niczym wzburzone morze okrętem. Całym ciałem przygwoździł jakąś rudowłosą dziewczynę do drzewa, skutecznie uniemożliwiając jej ucieczkę. Przez moment Zuza bacznie się im przyglądała. Nie ruszała się. Za wszelką cenę starała się usłyszeć, o czym rozmawiają. Na krótką chwilę wstrzymała oddech, zamknęła oczy i wytężyła słuch.
 Kuba! Odsuń się ode mnie. Jedziesz wódą i piwem na kilometr…  powiedziała ruda drżącym ze strachu głosem. Chłopak jednak tylko spojrzał na nią z pogardą.
 A co ty sobie wyobrażasz?! Że będziesz mi mówić, co mam robić? Jesteś moja i tak już zostanie  czy to ci się podoba, czy nie! – wybełkotał, całując ją po szyi. Dziewczyna wzdrygnęła się i z całej siły odepchnęła go. Ledwie zdążył wysunąć w tył nogę, by nie stracić równowagi. To, że nie upadł było cudem. Bunt nastolatki ewidentnie bardzo się chłopakowi nie podobał. Uderzył ją w twarz tak mocno, że w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy. Wczepiła paznokcie w korę drzewa, z całej siły zacisnęła powieki i stała bez ruchu jakby oczekując na kolejny cios. Temu Zuza nie mogła się dłużej przyglądać. Podbiegła do nich jak najszybciej tylko mogła, krzycząc wściekle:
 Ej ty, przedszkolaku. Daj jej spokój, bo jak nie, to pożałujesz!
Nikt nie miał prawa nikogo w taki sposób poniżać. Znała z autopsji towarzyszące temu uczucie utraty godności  i nie mogła dopuścić, aby ta dziewczyna też przez to przechodziła. Patrząc na szatyna, Orłowska doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie skończy się na jednym razie. Całe jej ciało przechodziły konwulsyjne wręcz dreszcze. Była tak wściekła, że nie bała się o siebie. Chciała tylko ochronić rudą. Jej serce wybijało rytm niczym wojskowy werbel. Była gotowa do konfrontacji, zdeterminowana. Miała do spełnienia arcyważną misję. Misję uratowania ludzkiej godności. Stanęła przed agresorem i niczym chłodny, kamienny posąg zamarła w bezruchu. Chłopak spojrzał na nieznajomą z pogardą.
 A co ty mi możesz zrobić, dziewczynko? – spytał z wyższością. – Coś mi się wydaje, że jestem trochę silniejszy.
Zaśmiał się szyderczo. Maturzystka zacisnęła pięści tak mocno, że jej skóra zbielała. Wszystkie jej kości uwydatniły się w  przerażający sposób. Pewnym głosem wyrecytowała:
 Jesteś silniejszy, nie przeczę. I co z tego? Potrafię zrobić ci kilka fajnych rzeczy. Jestem troszkę niższa, więc bez problemu mogę przypieprzyć ci od dołu tak, że jednocześnie oberwiesz w podbródek, wargi, szew międzyszczękowy i nos. Założę się, że nawet jeśli nie stracisz przytomności, to będziesz ryczał jak małe dziecko. Mogę ci przywalić w płat potyliczny – wtedy przestaniesz widzieć. Albo w skroniowy – ogłuchniesz na chwilę. A może wolałbyś jednocześnie z dwóch stron dostać z liścia po uszach? Bębenki pękają, krew się leje, błędnik szaleje, a ty mdlejesz! Mogę ci zaproponować również cios w splot słoneczny – zaczniesz się dusić. Albo w brzuch – nie widzę tu żadnych mięśni, więc bez problemu trafię w wątrobę, a ty złożysz się jak scyzoryk. Mam do dyspozycji też kopniaka w zewnętrzny bok uda albo kolana, ewentualnie w nerki. No, jak wolisz, mogę też być nieoryginalna i tradycyjna i najzwyczajniej w świecie kopnąć cię w jaja, choć sądzę, że to nudne i mało widowiskowe!
Chłopak z wyraźnym zaniepokojeniem w oczach spojrzał na obie dziewczyny. Pogroził palcem swojej znajomej i odchodząc, dodał:
 Jeszcze się policzymy, szmato!
Orłowska na pożegnanie  z bezczelną miną  pomachała mu środkowym palcem i podeszła do nastolatki, która siedziała skulona i zapłakana pod drzewem.
 Zuzka jestem! – powiedziała z uśmiechem, wyciągając do niej rękę. Dziewczyna podniosła wzrok  i spojrzała na nią szklistymi od płaczu oczami.
 On cię zabije! Z Kubą się nie zadziera…  szepnęła rudowłosa, lekko się prostując. Nowa znajoma kątem oka spojrzała na jej przedramię. Delikatnie złapała ją za rękę i w kolejnym napadzie gniewu, krzyknęła:
 Co ty wyprawiasz, dziewczyno? Tniesz się przez tego imbecyla?
Zuzka chwilowo straciła nad sobą kontrolę. Nie mogła pozwolić, by ktokolwiek utknął w takim bagnie jak ona i to z tak błahego powodu. Cięcie się było jak ruchome piaski – bez pomocy z zewnątrz nigdy nie uda ci się uciec, zginiesz pochłonięta w ich czeluściach. Dziewczyna spojrzała na nią spode łba.
 Pewnie masz mnie za kretynkę. Ale co ty możesz o czymś takim wiedzieć, Panno Odważna? – warknęła, wyrywając się z uścisku. Blondynka podwinęła lewy rękaw i pokazała swoje blizny nowopoznanej dziewczynie.
 Chyba jednak coś wiem…  szepnęła z serdecznym uśmiechem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od zeszłego piątku wiele się wydarzyło. I to niestety – nic miłego. A my jak zwykle mamy opóźnienia… Czasami regularność nie popłaca.

Po pierwsze: kontuzja Batcha. Na szczęście – mimo bólu – cudowny uśmiech nie schodzi z jego twarzy J Mamy nadzieję, że uraz nie będzie jednak tak poważny jak mogłoby się wydawać. Żużlowiec okazał się dobrym ortopedą i miał rację, kiedy twierdził, że przerwa w treningach potrwa krócej niż można było się spodziewać. Trzymaj się, Troy! Wszystko będzie dobrze!

Po drugie: kontuzja Thomasa Morgersterna. Biedny chłopak ma pecha. Jego wypadki nie omijają. Chłopak jest jednak twardy, wyjdzie z tego cało. Na szczęście wyszedł już ze szpitala. Alles gute, Morgi! J

A po trzecie: najserdeczniejsze pozdrowienia dla naszej kochanej Ady. Nie mamy pojęcia kim jesteś, ale aż nie mogłyśmy oprzeć się temu dopiskowi. To przykre, że niektórzy ludzie – kiedy ewidentnie brakuje im argumentów, a wszelkie ich zarzuty zostały obalone – udają, że osiągnęły swój cel. Cóż, ciężko czasem przyjąć na siebie piętno porażki. Sic transit gloria mundi, Słoneczko…

18 komentarzy:

  1. Matka Zuzki doprowadza mnie do szału. Podziwiam dziewczynę, że potrafi to przemilczeć bo ja bym nie wytrzymała.
    Olka to już w ogóle osobny paragraf.. tę małą dawno bym zniszczyła... Nienawidzę takich gówniar, które wpieprzają się tam gdzie ich nikt nie chce.
    Dobrze, że Zuzka potrafi się zdystansować i "zamknąć" w swojej przestrzeni, lata praktyki zapewne. Przy takiej rodzince inaczej się nie da.
    Co do tatuażu to nieźle wybrnęła z sytuacji- obcowanie z Oliwierem jej służy.
    Uh nienawidzę nachlanych kolesi, którzy myślą, że jak dziewczyna jest głupia i zależy jej na takim pajacu to mogą z nią wszystko zrobić i nazywać ją swoją własnością- na miejscu dziewczyny zachowalabym się tak samo.
    Na szczęście krowa która dużo buczy mało melka daje i w tym przypadku było podobnie.
    Czuję, że spotkały się dwie podobne dusze... Jestem ciekawa co wyniknie z tej znajomości.
    Pozdrawiam, życzę weny :)

    P.S I oczywiście nie obraziłam się za komenatrz pozostawiony u mnie ;) Nie łatwo mnie obrazić ;) A w tym przypadku wręcz komentarz zainspirował mnie do pewnych zmian w przebiegu zdarzeń :D Także... dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale, ale to wcale, nie dziwi mnie to, że Zuza nie lubi rodzinnych spotkań. Są nudne i głupie. Ale oczywiście chcąc, czy nie trzeba na nie jechać, a już tym bardziej, gdy mieszka się z rodzicami.
    Wspomnienia Zuzy były takie miłe i wesołe. :) A w szczególności akcja z żelkami mnie rozwaliła. Chyba nie byłoby kobiety, która nie spodziewałaby się w szkatułce biżuterii. Ale Oliwier musi być oryginalny i on nie bawi się w takie oklepane rzeczy.
    Chyba nie ma babci, która nie zmuszałaby do jedzenia. Zuza nie okazała się jedną z tych wnuczek, które dla świętego spokoju zjedzą zrobiony przez bacie obiadek, tylko grzecznie odmówiła i wszystko w porządeczku. No może nie wszystko... Jak tylko przeczytałam "Podwinęła wysoko rękawy" to od razu wiedziałam, że na pewno ktoś zauważy ten tatuaż. Nie ukrywam, że reakcja babci była zabawna. :D A szczególnie, gdy stwierdziła, że opętał ją szatan. Niestety starsi ludzie mają już takie swoje teorie, których nikt nie zmieni... a szkoda.
    Podejrzewam gdy Zuza zaczęła wymieniać wszystkie części twarzy, które mogłaby uszkodzić chłopakowi, on nawet nie wiedział o czym ona mówi. A tak w ogóle to niezły dupek z niego. Chociaż to określenie jest zbyt delikatne, ale nie będę używać wulgaryzmów.
    No to mamy dwie bratnie dusze. Ciekawa jestem, czy dziewczyny jakoś bardziej się do siebie zbliżą. Nie mówię od razu o jakiejś wielkiej przyjaźni, bo ona jest niemożliwa, ale może jakaś mała znajomość?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja was serdecznie przepraszam, że tak dawno mnie tu nie było, ale ostatnie tygodnie w szkole były dla mnie dość straszne. Postaram się dzisiaj wystawić komentarz, ponieważ przeczytałam już dwa zaległe rozdziały.
    Mam was w obserwowanych, więc nie musicie mnie informować - wiem o nowych rozdziałach na bieżąco, tylko czasami nie wyrabiam z komentowaniem ich na czas; (

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta jej matka to straszna zołza -.- znając mnie wygadalabym wszystko, co o niej myślę, a nie byłoby to zbyt przyjemne. Dlatego podziwiam Zuzkę za trzymanie języka za zębami. Chociaż z pewno jej się oberwie za ten tatuaż, Olka nie odpuści, już zdążyłam się zapoznać z jej okropną osobą. W tej rodzinie chyba tylko ojciec jako-tako Zuzkę popiera. O matce nawet nie wspomnę, bo brak mi słów. Jest uosobieniem najbardziej wkurzających cech w ludziach :/
    Hmm, jeśli ten Kuba nie odpuszcza i jakimś cudem zapamięta Zuzkę, to dziewczyna ma przerąbane. Jednak podoba mi się jej odwaga i znajomość przydatnych ciosów ;D
    Tak w ogóle to dajcie mi taką szkatulke żelków *w* jadłabym.
    A w sumie to uczepię się tej matki, czemu nie. Jej zachowanie wskazuje na to, że została źle wychowana, albo nabawiła się urazu. Ale to jej nie usprawiedliwia! Takie chamskie dla innych osoby z reguły czegoś w sobie nie tolerują, ale są zbyt leniwi i zacofani, żeby to zmienić. Jej narzekania to jedynie wylewanie na zewnątrz skotłowanego żalu i pławienie się w nim jakby był największą świętością. UGH. Nie lubiłam, nie lubię i nie będę lubić takich osób, bo wyżywanie się na innych za własne smutki to idiotyzm. No! To się napisałam c:
    Poza tym ta ruda była strasznie niemiła dla Zuzki, zważając na to, że ta dopiero ją uratowała. Chłopak wyglądał jakby miał ją zgwałcić, a ta jeszcze z pyskiem. Eh.
    Swój swego znajdzie c:
    Świetny rozdział, dużo się działo, żadnego przynudzania i prawienia pseudo głębokich sentencji c: *ostatnio się natknęłam na opowiadanie, w którym było zero akcji tylko same prawienie pseudo mądrych morałów i zjada mnie to do dziś* :-:
    Pozdrawiam! :>
    ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo i btw. Nie trzeba mnie powiadamiać ^^ wpadam i patrze praktycznie codziennie, więc jestem na bieżąco ;D

      Usuń
  5. Dobrze, że Zuza pokazał dziewczynie nadgarstek. Teraz ruda wie, że nie jest sama.
    A matka to chyba najgorsza kobieta jaka istniała. Ale szczerze mówiąc to Zuza jest pełnoletnia, powinna zlekceważyć zastrzeżenia matki. Nie wytrzymam z Olką. Już czuję, że dokopie Zuzie za ten tatuaż.
    A co do powiadamiania, to jakbyście były takie miłe. Dość często sprawdzam czy coś się tu dzieje, ale dość dużo się teraz u mnie dzieje i nie ogarniam. Więc proszę o powiadamianie.
    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. Nominowałam cię do LBA :)

    Po więcej informacji zapraszam na: http://by-itsmisia.blogspot.com/p/nominacja-lba.html

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. heyy, bardzo miły i fajny rozdział. Kilku godzinna jazda jest zawsze dobrym miejscem naa rózne rozmyślenia i wspomnienia. Relacje pomiędzy Zuzką i jej matka juz chyba nie mają szans na jaką kolwiek poprawe, tak mi sie wydaje. A co do tatuażu to, moge sobie wyobrazić co dziewczyna czuła. Moja rodzina podobnie zareagowała na mój pierwszy tatuaż heh ;) Ciekwe czy Zuza znajdzie wspólny język z przypadkowo poznaną dziewczyną.

    Pozdrawiam, Klaudia ;)
    +Mogły byście mnie powiadamiać, prosze

    OdpowiedzUsuń
  8. Spotkania z rodziną zawsze są sztywne, czasem nawet bardziej niż wigilia klasowa, szczególnie jeśli mam do czynienia z małym gronem - ( przynajmniej w moim przypadku). Natomiast kiedy jest nas trochę więcej, wszyscy zaczynają się sprzeczać i dość głośno wymieniać poglądy - to na swój sposób zabawne, więc ogólnie nie narzekam na tego typu rodzinne spotkania.
    Zastanawiam się, jakim cudem ojciec Zuzy jeszcze wytrzymuje ze swoją żoną? Przecież ta kobieta potrafi doprowadzić do szału nawet, gdy się o niej czyta xd Podziwiam tego mężczyznę, gdyż musi mieć anielską cierpliwość i wiele miłości, by znosić jej narzekania.
    Cieszy mnie jednak fakt, że Zuza nie jest pozostawiona sama sobie. Ma tatę, która niewątpliwie ją kocha.
    Babcię bohaterki polubiłam już na wstępie. Babcie to ogólnie takie kochane i miłe istoty, lecz nie dziwię się, że Zofia zareagowała w tak gwałtowny sposób na widok tatuażu Zuzy. Uważam, że dziewczyna postąpiła lekkomyślnie. Takie znamię zostaje na całe życie. Może teraz jej się podoba, lecz nie może mieć pewności, że będzie tak samo za kilkanaście lat.
    Końcowa scena według mnie jest mistrzowska, podobała mi się najbardziej w całym rozdziale. To, jak Zuza obroniła rudowłosą, było aktem odwagi. Wiedziała, że tamten bydlak może zrobić jej krzywdę, mimo to stanęła w obronie pokrzywdzonej kobiety. I opłaciło się. Pomogła jej nie tylko w walce z mężczyzną, lecz dodała otuchy. W końcu zawsze łatwiej jest cierpieć, jeśli ma się kogoś, kto Cię rozumie.
    Rozdział czytało mi się naprawdę przyjemnie i lekko, zwłaszcza w połączeniu z poprzednimi, dlatego żałuję, że wszystko komentuję dopiero teraz. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :) Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za polecenie swojego bloga. Jest naprawdę ciekawy. Będę wpadać częściej. Pozdrawiam i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Matka Zuzy jest okropna, podziwiam ojca dziewczyny, na jego miejscu rozwiodłabym się z nią. Nieźle Zuzka wymyśliła z tą henną, tylko ta cała Olka... jestem ciekawa czego będzie chciała w zamian za milczenie... Mam nadzieję, że Zuza jakoś sobie z nią poradzi. Co do sytuacji na końcu to podziwiam Zuzę, że potrafiła podejść i obronić tą dziewczynę, to wymagało odwagi. Mam nadzieję, że dziewczyna dzięki Zuzie zrozumie, że nie warto się ciąć...

    OdpowiedzUsuń
  11. Trochę zazdroszczę Zuzie i jej tacie takiej cierpliwości. Mogliby się nią ze mną podzielić ;) A tak już bardziej na temat, to biedna ta nasza Zuza z tą swoją mamą i jej irytującym rycerzem w spódnicy u boku - Oleńką. Naprawdę jestem pełna podziwu dla tego, jak Z. udaje się zachować taki spokój, bo w niektórych momentach aż prosi się o jakiś zgryźliwy komentarz, który chyba jednak niestety tylko pogorszył by sytuację :( Więc wychodzi na to, że ignorowanie to najlepsze, co można zrobić.
    W rozdziale pojawiło się dużo przemyśleń Zuzy i bardzo mi się to podobało. W końcu musiał nastąpić ten moment, gdy zacznie na spokojnie podsumowywać wydarzenia ostatniego czasu. Czytając niektóre fragmenty, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Cóż, Zuza skrywa w sobie zalążki ironicznego poczucia humoru xd
    Zastanawia mnie, co takiego wyniknie w związku z tatuażem i prawdą na temat jego ,,trwałości". Chyba szykuje się małe tornado :D Swoją drogą dochodzę do wniosku, że ciężej znoszę Oleńkę niż mamę Zuzy, bo ta sobie pokrzyczy, pokrzyczy, a tamta to mała cwaniara...
    Właściwie ta ostatnia scena to tak jakby ostateczne potwierdzenie zmiany, jaka dokonała się w Zuzie. Super, że jest gotowa, by stanowczo odciąć się od przeszłości, zrozumieć pewne rzeczy i jeszcze próbować pomóc innym.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział (i mam nadzieję na obecność Oliwiera ;p)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem co powiedzieć. Zapewne już wiecie, że moje komentarze mają niewiele sensu. Echm, ta ironia losu. Dzisiejszy nie będzie zbyt długi, bo muszę jeszcze sama napisać rozdział, zająć się nauką, pójść do kościoła, znów się pouczyć. Ech, zaczynam tęsknić za gimbazjum, ale okej... Przechodząc do rozdziału. Pokrótce skoczyłabym z mostu mając taką matkę. Całe szczęście, że ojciec choć trochę popiera. Nie no, nie trawie tego babsztyla. Sucz. xD Odnośnie Olki... O dziwo przypadła mi jej postać. Pomimo tego, że wszyscy ją hejtują i uważają za wredną gówniarę, to ja pokochałam ją całym sercem <3 AJ LOF JU OLA! Hehe xD Odnośnie informowania, oczywiście nie będzie mi to przeszkadzać - koniec końców i tak wpadnę, zazwyczaj spóźniona, ale wpadnę. Taka już jestem niesumienna... Życie xd Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale muszem spadać, bo mnie matma zje. Pozdrawiam i te de...
    xx
    Niewierna
    PS: (chciałybyście własny, osobisty szablon? Zapraszam na
    http://iwillcatchyouifyoufallszablony.blogspot.com/ Powołajcie się na mnie, a wejdziecie bez kolejki huehue)
    Dobra, ogar...
    Ściskam
    xx
    Niewierna

    OdpowiedzUsuń
  13. Podziwiam Zuzę, że potrafi wytrzymać w takim domu. Ja na jej miejscu dawno bym się spakowała i uciekała gdzie pieprz rośnie. Dobrze, że chociaż ojciec jest normalny. Chociaż nie wiem jak daje rade żyć przez tyle lat z taką kobietą, jaką jest jego żona. Czy ona kiedykolwiek się uśmiecha, chwali męża i starszą córkę? Do tej pory chyba się to nie zdarzyło. Zostaje tylko współczuć kobiecie. Ciekawe jak wytrzymuje sama ze sobą?
    Akcja tatuaż, troszkę mnie rozśmieszyła. Babcia zareagowała jak 99% starszych osób. Nie wiem po co robić aferę z niewinnego napisu. Chyba u większości tatuaż kojarzy się z więzieniem, albo sektami. Cóż kłamstewko Zuzy raczej zostanie zdemaskowane. Oleńka pewnie po dwóch tygodniach pobiegnie na skargę do mamusi, czym przysporzy problemów siostrze, ale przecież to ją nie interesuje.
    Podróż pociągiem to najlepszy czas na przemyślenia. W życiu Orłowskiej doszło ostatnio do wielu zmian, dobry przyjaciel nagle stał się chłopakiem. Wiadomo, że w takim momencie pojawiają się różne myśli. Rozumiem, że dla Zuzy to swoista nowość. Do tej pory ukrywała się w skorupie, nie pozwalając sobie na bliższe kontakty z innymi. Kiedy pojawił się Oliwer odżyła na nowo. Mam nadzieję, że chłopak tego nie spieprzy, bo jego dziewczyna jest bardzo delikatna i każdy jego numer może ją "zniszczyć".
    Jestem dumna z Zuzki. Chyba niewielu zachowałoby się w podobny sposób. Większość ominęłaby tę dwójkę szerokim łukiem i zajęła swoimi sprawami. Na szczęście Orłowska nie należy do większości. Mając za sobą pewne doświadczenia, będzie umiała pomoc rudowłosej.
    Rozpisałam się jak zwykle, za co przepraszam. Mam nadzieję, że treść komentarza ma jakikolwiek sens. Zarwałam ostatnią noc, więc nie myślę logicznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem pod wielkim wrażeniem! Już kiedyś pisałam, że te opisy zwalają mnie z nóg. Są po prostu genialne i tak idealnie dograne, że nie mam pytań;D Ciągle bardzo się dziwię, jak ona może wytrzymać w tym chorym domu. Naprawdę jest silna psychicznie, bo każdy normalny człowiek już dawno by sfiksował. Nie wiem, co jej matka ma w głowie, że pragnie wszystkim utrudniać życie. Szczęście jej to daje? Mieszanie z błotem córki i męża? Zgadzam się w pełni z Zuzą, co do podłości i fałszywości. Ma stuprocentową rację, takie coś trzeba tępić! Ale jej matka jest chyba innego zdania. Nie cierpię jej! Chociaż nie wiem kto gorszy, matka czy Oleńka. Obie są po jednych pieniądzach... Tylko czemu ojciec nic z tym nie robi? Takie pobłażanie i przymykanie oka, wcale nie jest dobre! Doznałam szoku jak dowiedzieli się o tatuażu. Ale Zuza bezbłędnie z tego wybrnęła!
    Gdy przeczytałam jej tekst na temat urazów jakie może spowodować, prawie nie pękłam ze śmiechu:D Skąd ona ma taką wiedzę! No i autorki, studiujecie biologię czy co?:D Genialne to było! uwielbim tą dziewczynę, chociaż na początku ostro mnie wkurzała. Ma swój charakter i jest niesamowicie dobrym człowiekiem. To godne podziwu, że tak pomogła tej dziewczynie.

    Rozdział genialny;) Niecierpliwie czekam na kolejny i dziękuję z komentarz pod moim;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam serdecznie :)
    Nominowałam cię do Liebster Blog Award
    Więcej informacji :
    http://hope-i-jonathan.blogspot.com/2014/01/nominacja-do-liebster-blog-award.html

    Pozdrawiam,
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  16. Zajebiste. Wgl jestem ciekawa co sie dalej wydazy . Matka Zuzi jest po prostu chora tak samo jak Olenka. Fajnie by bylo jakby ojciec sie rozwiodl z jej matka albo zeby Zuza zamieszkala z jej chlopakiem . <3

    OdpowiedzUsuń
  17. No, chociaż te dwa rozdziały udało mi się przeczytać :D Przestaję się już łudzić, że przed maturą uda mi się doczytać wszystko D: Ale nic to, po maturze będzie dużo czasu, to nawet jednego dnia się nadrobi :D
    Więc odnośnie rozdziału poprzedniego - poranki Zuzy wyglądają bardzo podobnie do moich. Ja mogę spać w najlepsze co najmniej do południa, a jak mam dłuższy czas wolne, to bywa, że przestawiam się na chodzenie spać o 5:00 i wstawanie o 15:00-16:00 ;_; Anyway, ja jestem tak samo opóźniona, jak ktoś do mnie wydzwania, a i moja zdolność kojarzenia faktów i błyskotliwość oscylują gdzieś na poziomie inteligencji przeciętnego ziemniaka. Ale cóż poradzić - lepiej po prostu mnie nie budzić, no! Naprawdę się w tym momencie utożsamiam z Zuzą.
    Idąc dalej, to bardzo mi się podobały przemyślenia Zuzy na temat jej marzeń. Sama mam podobnie, właściwie, tylko takim moim cichym marzeniem jest adoptować dziecko i stworzyć mu kiedyś totalnie kochający i pełen ciepła dom. Może to nie to samo co opieka nad pieskami, ale myślę, że można to zakwalifikować do tego samego rodzaju, powiedzmy. Wiadomo, że moja ocena jest teraz bardzo subiektywna, ale naprawdę co raz bardziej lubię Zuzę, kiedy dostrzegam takie właśnie drobne rzeczy, przez które naprawdę mogę ją zrozumieć, i przez które wydaje mi się jeszcze bardziej prawdziwa, niż dotychczas.
    No i się przeziębiła... Ech, choroby są straszne. A takie z gorączką to już w ogóle - ja na szczęście nie pamiętam już, kiedy ostatnio miałam gorączkę, chyba... o Boże, jedenaście lat temu. No, ale jakbym miała teraz mieć gorączkę, ale przy okazji miałby się mną zajmować taki cud-chłopak jak Oliwier, to właściwie czemu nie? Ja bym poszła na taki deal :D
    Okej, Oleńka oficjalnie działa mi na nerwy niemal tak bardzo, jak Joffrey Baratheon, możecie sobie pogratulować. Ale widzę, że Oliwier szybciutko ją przejrzał - jakie to jest żałosne, o mój Boże, jaka Oleńka jest żałosna... (tak abstrahując, to za każdym razem jak piszę OLEŃKA, to przychodzi mi na myśl Billewiczówna D:) Ech, Oleńka jest żałosna, a Wy świetnie ją kreujecie, to Wam trzeba przyznać. Po jej występie w poprzednim, ale i w tym rozdziale, to wnioskuję, że ona lada chwila Zuzie w życiu namiesza...
    Ech, dobra, matki Zuzy i Oleńki nienawidzę bardziej niż tej młodszej. Aż się we mnie gotuje, jak tylko widzę o niej wzmiankę...
    Babcia jest... specyficzna. Okej, ja bym takiej Babci nie zniosła. Znaczy, wiadomo, że babcię się kocha właściwie niemal zawsze... :) Mam jedną babcię, która jest okrutnie upierdliwa i w ogóle chce mnie zjeść za niechodzenie na religię i do kościoła...Znaczy, Zuza akurat tutaj z tym problemów nie miała, ale mówię to dla pokreślenia tej babcinej religijności, która u babci Zuzy ujawniła się np. nazywaniem łaciny językiem szatana XD Moja babcia raz nawet za moje kolczyki, sztuk siedem, chciała mnie ukatrupić, ale z Szatanem tego nie łączyła XD Także I feel U, Zuzka *pat pat* Ale z drugiej strony, to Zuza faktycznie będzie miała przerąbane jak się dowiedzą, że ten tatuaż to jednak prawdziwy...
    Wielkie propsy dla Zuzy za bohaterskie stanięcie w obronie Rudej. Tu się z nią zgadzam w stu procentach i w ogóle bulwers złapał mnie jak nie wiem na tego Kubę, ahhhh, jak ja nienawidzę jak ktoś nie szanuje kobiet, jak ja nienawidzę, jak kobiety pozwalają się nie szanować... D: Darujcie marudzenie, ale właściwie to chyba komplement dla Was, że tak mną rzuca przez to, co napisałyście :) Tu akurat Zuza z moją Cecylią mogłyby sobie piątkę przybić, bo z tą moją Blondyną też mam gdzieś tam w przyszłości scenę, jak się ta moja dziewoja chce rzucić na pomoc innej uciśnionej dziewoi. Inna sytuacja zupełnie, ale liczy się, że podobne chęci. To przypieczętowało moją miłość do Zuzy i w ogóle ahhhh, idę umrzeć tonąc w uwielbieniu do niej <3
    Wracam jakoś na dniach, ale jak mówiłam, już się nawet nie próbuję łudzić, że zdążę wszystko przeczytać przed maturą D: No, ale jeszcze się parę razy odezwę w tym tygodniu, a potem to po egzaminach :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale