piątek, 3 stycznia 2014

Caput XIV

Smutny, dżdżysty dzień. Niebo zasnuły ogromne, ciemne chmury. Od samego rana padało. Ulewa mieszała się z mżawką. Zuza uwielbiała deszcz, aczkolwiek nie taki. Kochała moknąć, czuć na swojej skórze ogromne, zimne krople. Niekończące się opady jednak szybko zaczynały ją frustrować, wpędzały w melancholię. Z ich powodu aura stawała się przygnębiająca i depresyjna.
Blondynka uwielbiała spędzać lekcje na patrzeniu w okno i obserwowaniu przyrody, a w szczególności deszczu. Krople płynące po szybach, spotykające się i łączące ze sobą… Maturzystce zawsze kojarzyły się z ludzkim życiem – samotnością, która spotyka inną i łączy się z nią. I pomyśleć, że ona i Oliwier też kiedyś byli takimi kroplami… Deszcz często skłaniał dziewczynę do refleksji. Jednakże oglądanie zjawisk atmosferycznych po siedmiu godzinach lekcyjnych nawet Zuzie miało prawo się znudzić. Jej melancholię pogłębiła jednak lekcja języka polskiego – omówienie wiersza Leopolda Staffa pod tytułem „Deszcz jesienny”. Utwór idealny na taką pogodę. Nie ma to jak rozważania na temat śmierci ludzkich marzeń i nadziei... Wszystko to razem powodowało, że maturzystce odechciewało się jakiegokolwiek działania. Dekadentyzm, choć był postawą bardzo bliską jej światopoglądowi, wpędzał ją w stan strasznego przygnębienia.
Wyszła ze szkoły. Zimny wiatr przywitał ją silnym powiewem, który rozwiał jej włosy. Dziewczynę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Chłodne krople dżdżu spływały po jej skórze niczym łzy. Choć wydaje się to irracjonalne, lubiła to uczucie. Uważała, że deszcz zmywa z człowieka wszelkie gnębiące go troski i żale. Oziębłe łzy niebios przynoszące ulgę, oczyszczenie. Odetchnęła głęboko. Powietrze pachniało niczym po letniej ulewie. Było świeże i rześkie. Opady zabiły roznoszący się wiecznie przy szkolnej bramie odór papierosów palonych co przerwa przez licealistów żałośnie żebrzących o uznanie wśród rówieśników. Rozejrzała się wokół i spostrzegła grono ludzi, którzy ukrywali się pod kapturami lub parasolami. Na ich widok niewinnie uśmiechnęła się do siebie. Przez jej umysł przemknęła myśl, aby z premedytacją i na oczach wszystkich zdjąć kurtkę i moknąć. Moknąć na przekór światu. Oddać się chwilowej przyjemności. Zrezygnowała jednak z tego pomysłu, gdyż przypomniała sobie swój ostatni, kilkugodzinny, samotny  spacer w deszczu i późniejszą chorobę. Jednakże nie potrafiła się powstrzymać przed pieszym powrotem do domu. Założyła słuchawki, dzięki czemu odcięła się od otaczającego ją świata zewnętrznego i powolnym krokiem zaczęła podążać przed siebie, rozkoszując się owiewającym ją chłodnym wiatrem oraz wodą, która niespiesznie spływała po jej włosach i twarzy. W tej chwili istniała dla niej tylko muzyka. Pewnie dlatego nie usłyszała dźwięku klaksonu sportowego BMW.
Żużlowiec szybko zorientował się, że dziewczyna nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi. Czym prędzej wysiadł z samochodu i pobiegł za maturzystką.
Ona jednak, ani przez chwilę, nie podejrzewała, że ktokolwiek mógłby za nią podążyć. Nagle poczuła, że ktoś objął ją w pasie i delikatnie musnął ustami jej policzek. Przestraszyła się. Brutalnie przywrócono ją do rzeczywistości. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Odruchowo uderzyła napastnika łokciem w splot słoneczny.  Dłonie domniemanego agresora powoli zsunęły się z jej talii. Usłyszała przeciągły syk bólu, który wydobył się z jego ust. Odwróciła się.
– Odbiło ci?! – wrzasnęła, gdy zorientowała się, że przed chwilą prawie dostała zawału przez swojego chłopaka. Ujrzawszy zbolałą minę Lejkowicza, który – z powodu jej szybkiej, aczkolwiek z lekka brutalnej reakcji – zgiął się w pół, poczuła ogarniające ją wyrzuty sumienia. Towarzyszyły jej jednak tylko przez chwilę – chłopak zachował się nierozsądnie, więc w końcu dostał karę. Może nareszcie zacznie rozważać swoje pomysły przed wcieleniem ich w życie.
– Też się cieszę, że cię widzę, Słoneczko – wykrztusił z wymuszonym uśmiechem, powoli prostując się. Zacisnął zęby, po czym – udając niewzruszonego – objął maturzystkę. Stali przez chwilę pośród smagającego ich wiatru i deszczu, nie zważając na otoczenie. Na krótką chwilę zamknęli się w swoim własnym, małym świecie. Stali pośród obserwujących ich uczniów. Na przekór światu, na przekór ludziom, na przekór chwili. Mieli czas. Dziewczyna otrząsała się z zaskoczenia, jakie wywołał u niej widok chłopaka. Nie umawiali się, a ona nie była przyzwyczajona do pozytywnych niespodzianek. Życie przyzwyczaiło ją do czegoś zupełnie innego. Oliwier natomiast najzwyczajniej w świecie cieszył się jej widokiem. Ponadto, w dalszym ciągu starał się zregenerować i odzyskać siły po kontrataku Zuzy. Po pewnym czasie napawania się wspólną obecnością, żużlowiec szepnął coś dziewczynie do ucha i owinął swoje palce wokół jej dłoni, po czym oboje w milczeniu skierowali swe kroki w stronę samochodu. Oliwier pod koniec drogi nieznacznie wyprzedził licealistkę, by móc otworzyć przed nią drzwi. Szarmanckim gestem dłoni wskazał jej przednie siedzenie. Gdy zaskoczona dziewczyna zajęła już swoje miejsce, zamknął drzwi, po czym przeszedł na stronę kierowcy.
Orłowska nie była przyzwyczajona do takiej kultury ze strony chłopców, więc mimowolnie uśmiechnęła się do siebie.
Sportowiec zaś, wsiadając do wozu, kątem oka zauważył zazdrosne spojrzenia nastolatek. Ich widok był dla niego bezcenny. Nie miał pojęcia, że może wywoływać takie zainteresowanie wśród licealistek. A może to jego samochód? Bez względu na powód, ich zafascynowane twarze sprawiły, że nie potrafił opanować śmiechu.
– Co cię tak bawi, głupku? – spytała zaciekawiona dziewczyna, zapinając pas bezpieczeństwa. Żużlowiec jednak nie odpowiedział, tylko lekceważąco pokręcił głową. Przysunął się do dziewczyny, po czym delikatnie zebrał z jej czoła mokre, posklejane od deszczu pasma włosów. Zuzka zarumieniła się i spuściła wzrok. Mimo, że byli parą, wciąż nie potrafiła przyzwyczaić się do jego spontanicznych czułości. Kiedy Oliwier zorientował się, że jego bliskość mogła być dla Orłowskiej niekomfortowa, odsunął się od niej i pochylił do przodu. Szybko wyjął ze schowka zieloną kopertę, którą wręczył blondynce. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco. W dalszym ciągu milczał, starając się nie okazać zaciekawienia. Zuza ostrożnie zajrzała do środka. Wewnątrz znalazła bilet na mecz żużlowy. Żużlowiec nagle odezwał się:
– Przyjechałem dzisiaj, bo do niedzieli się nie zobaczymy. Wyjeżdżam na zawody. Znam twoje podejście. Wiem, że nie lubisz tego sportu, że cię nudzi i w ogóle. Ale to jest bardzo ważny mecz – pierwszy w tym sezonie. Uwierz, że będzie mi łatwiej, gdy będę wiedział, że jesteś na trybunie. Proszę cię, zrób to dla mnie. – Spojrzał na nią niczym pies w schronisku na potencjalnego właściciela.
– A nie mogę siedzieć tam z wami, w parku maszyn? Muszę na trybunie? – spytała, obracając bilet w dłoniach. Przyjrzała mu się. Laminowany, kolorowy kartonik. To właśnie on miał pozwolić jej poznać swojego chłopaka z zupełnie innej strony. Niby nic, a jednak coś. Klucz do nowych drzwi. Drobnym, nic nie znaczącym gestem, Lejkowicz otwierał przed nią inną stronę swojej osobowości. Podjęła już decyzję. Wiedziała, że wybierze się na stadion. Chciała jednak spędzić ten czas z nim.
– O nie! Nie ma mowy! – zaproponował stanowczo. – Mówiłem, to jest ważny mecz, a twoja obecność jest bardzo, ale to bardzo rozpraszająca… – z każdym następnym słowem zbliżał się do dziewczyny, a swoją wypowiedź zakończył namiętnym pocałunkiem. Dziewczyna jednak szybko się od niego odsunęła. Nie chciała, aby ktokolwiek ich widział. Nie była gotowa na wysłuchiwanie kolejnych szyderstw pod swoim adresem. Oliwier błyskawicznie domyślił się powodu jej gwałtownej reakcji. Spojrzał na nią przepraszająco i oparł się plecami o fotel kierowcy.
– Przyjdziesz do mnie zaraz po meczu, pogadam z ochroniarzami – wpuszczą cię do parkingu. A później pójdziemy gdzie tylko zechcesz, obiecuję – powiedział. Jego głos był przepełniony nadzieją i ekscytacją.
– Niech ci będzie, wariacie! – powiedziała, wywracając teatralnie oczami. – Ale pod jednym warunkiem. Odwieziesz mnie teraz do domu. – Zaśmiała się.
– To chyba oczywiste. Cała przyjemność po mojej stronie, Szefowo – odrzekł z szarmanckim uśmiechem i odpalił silnik.


***

Orłowska dotarła na Stadion Olimpijski. Nie była jednak z tego powodu zadowolona. Robiła to tylko ze względu na swojego chłopaka. Nie chodziło jej o fakt, iż miała obejrzeć mecz. Chciała poznać Lejkowicza od strony publicznej, oficjalnej. Zrozumieć jego zainteresowania i pasje. To pozwalało jej się do niego zbliżyć. Przecież tak naprawdę prawie nic o sobie nie wiedzieli. Nie podobało jej się jednak oglądanie  wydarzenia z trybun. Zuzę przerażał tłum, który otaczał ją ze wszystkich stron. Nigdy nie przepadała za tłokiem, ściskiem i masą ludzi. W końcu była indywidualistką – samotnikiem. Postanowiła jednak – nie zważając na ludzi – przecisnąć się, idąc pod prąd. Miała jeszcze pół godziny do próby toru, więc postanowiła zwiedzić okolice stadionu. Bez przerwy przez kogoś popychana, czuła zmieszany zapach piwa i kiełbasek z grilla.
„Nie mam pojęcia, co tych ludzi tu tak ciągnie. Bo raczej nie sądzę, żeby wszyscy przyszli ze względu na Lejkowicza…” – pomyślała i wybuchnęła śmiechem. Mężczyzna obok spojrzał na nią z wyrzutem. Dziewczyna jednak nie przejęła się tym – pomachała do niego z uśmiechem i poszła dalej przed siebie.
Zostało jedynie pięć minut do początku wydarzenia, więc postanowiła udać się już na trybunę. Przy wejściu ochrona przejrzała jej torebkę. Dla blondynki cała ta sytuacja była co najmniej dziwna. Zastanawiała się, czy to rutynowa procedura, czy może to ona wyglądała podejrzanie. Zresztą, nieważne. Przecież to i tak nie miało najmniejszego znaczenia.
Większość miejsc była już zajęta. Rozejrzała się. Znalazła wolne krzesełko na samej górze, tuż przy wyjściu.
„To dobrze – przynajmniej przy wychodzeniu uniknę tłumu…” – pomyślała praktycznie, siadając. Rozpoczęła się próba toru. Był to dla niej kolejny bezsens. Dwóch zawodników z każdej drużyny jeździło w koło, w jej mniemaniu, bez potrzeby. Zuza zaczęła żałować, że nie wzięła ze sobą jakiejś książki. Choć był to dopiero początek, dziewczyna już się nudziła... Do czasu. Wszystko zmieniła prezentacja. Poczuła dziwny ucisk w sercu, gdy zobaczyła Oliwiera stojącego z innymi zawodnikami na torze, kiedy usłyszała oklaski i piski, gdy spiker wypowiadał jego nazwisko. Nie wiedzieć czemu, wszystko nagle zaczęło ją interesować. Szybko przebudziła się z marazmu i znużenia. Pierwszy bieg. Woffinden i Suchecki kontra jakiś dwóch zawodników z Częstochowy. Nie miała pojęcia, kim są. Niemniej jednak była zadowolona, że zapamiętała nazwiska żużlowców reprezentujących Spartę. Mężczyźni ustawili się na starcie. Chwila oczekiwania i ruszyli. Trzecioklasistce bardzo spodobał się wyścig – to jak żużlowcy mijali się na dystansie, jak walczyli o pozycje, ale przede wszystkim jak po skończonym biegu podziękowali sobie za walkę. „Może jeszcze na świecie istnieją prawdziwi ludzie?” – spytała się w myślach blondyna. Wzięła głęboki wdech i poczuła dziwny zapach spalonego metanolu. Dziwny, ale zaskakująco przyjemny. Z każdą chwilą speedway podobał jej się coraz bardziej. „Chyba zacznę częściej przychodzić na zawody żużlowe” – mruknęła do siebie pod nosem.
Kolejny bieg należał tylko i wyłącznie do juniorów. Gdy ujrzała pod taśmą Oliwiera, jej serce zaczęło bić o wiele szybciej i mocniej. Przez chwilę miała wrażenie, że wyskoczy z jej klatki piersiowej niczym delfin wynurzający się ponad powierzchnię oceanu. Zawodnicy wystartowali. Już na początku Lejkowicz wdał się w walkę na łokcie z jakimś żużlowcem drużyny przeciwnej.
– Przepuść go – ty, ty, ty w żółtym kasku ty, bo jak coś mu się stanie, to najpierw powyrywam ci nogi z dupy, potem wydłubię oczy, a na końcu spalę żywcem – warknęła zestresowana Zuza. Na szczęście na stadionie panował taki zgiełk i hałas, że nikt nie był w stanie zrozumieć jej słów.
Gonitwa dobiegła końca. Wszystko skończyło się po jej myśli. Oliwier przywiózł trzy „oczka”, Patryk dwa, a Sparta prowadziła już czterema punktami! Zaczynała lubić ten sport. Każdy bieg przykuwał jej uwagę, a te z udziałem Lejkowicza przynosiły dodatkowo niepokój i nerwy. Pierwszy raz w życiu bała się o kogoś tak bardzo. Ulgę przynosiło jednak to, że do tej pory chłopak zaliczał same dobre wyścigi, a jego drużyna miała sporą przewagę.
Zuzie wszystko się podobało. Aż do biegu numer siedem, a raczej do przerwy po nim. Na stadionie pojawił się bowiem pewien mężczyzna w średnim wieku. Był ubrany w srebrną marynarkę i bardzo obcisłe spodnie. Jego średniej długości włosy tworzyły na głowie nieco chaotyczną konstrukcję. Wolne miejsca zostały tylko na samym dole trybuny, więc kibic postanowił stać na górze, tuż nad blondynką. Początkowo jego ekstrawagancki wygląd wzbudzał jej sympatię. Lubiła ludzi, którzy potrafili się wyróżniać. Kiedy jednak mecz znów się rozpoczął, człowiek ten stawał się coraz bardziej frustrujący. Podczas każdego wyścigu podskakiwał, biegał i wrzeszczał bez opamiętania. Okrzyki typu „Parą! Dawaj! Jedziesz! Szybciej! Spierdalaj, bo cię dogoni! Masz tego  na ogonie!” wydobywały się z jego ust bez ustanku. Podczas jednego z kolejnych jego skoków, maturzystka miała okrutną ochotę dopiec mu i uświadomić go, że noszenie nisko opuszczonych spodni wzięło swój początek z amerykańskich więzień i oznaczało gotowość do stosunku analnego. Postanowiła jednak odpuścić. „Niech się każdy cieszy, jak mu się podoba…” – pomyślała i uśmiechnęła się nieznacznie. Jej cierpliwość jednak również miała granicę. Mężczyzna przekroczył ją w czasie trwania jednej z gonitw jej chłopaka. Junior Sparty został wyprzedzony prawie równocześnie przez parę gości. Ścigał się z Sajfutdinovem, gdy z drugiej strony minął go Łaguta. Na stadionie słychać było szmer zawodu. Jedynie „Srebrny Pan”, jak nazwała go w myślach Zuza, nadal miał ochotę krzyczeć.
– Ty cioto! Jak tak można było? Przez ciebie mecz przejebiemy!!! – wrzeszczał w niebogłosy. Tego dziewczyna nie była w stanie tolerować. Nie wiedziała, co zamierza zrobić. Bez chwili wahania wstała z miejsca i odwróciła się w jego stronę. Już zamierzała coś powiedzieć, gdy spostrzegła, że wpatrzony w nią zaskoczony mężczyzna zamiast wypić piwo, przypadkiem wylał całą zawartość plastikowego kubka na swą błyszczącą marynarkę. Orłowska nie była w stanie opanować nagłego ataku pustego śmiechu. Zasłoniła usta dłonią i z powrotem usiadła na swoje miejsce, nie kierując w stronę mokrego człowieka ani jednego słowa. W jej mniemaniu sam ukarał się wystarczająco. Ponadto, chyba udał się na poszukiwania jakiejś łazienki, gdyż do końca meczu już go nie zauważyła.
Zawody zakończyły się zwycięstwem Sparty – 58:32. Oliwer zdołał zdobyć 13 punktów, co na pewno zadowalało zarówno jego, jak i jego dziewczynę. Blondynka z uśmiechem obejrzała jak zawodnicy dziękowali kibicom za przybycie, a następnie szybko udała się do parku maszyn. Dotarła do bramy, przy której stali ochroniarze. Nieśmiało podeszła do nich i powiedziała:
– Dzień dobry! A raczej dobry wieczór… – zaczęła się plątać. – Ja do Oliwiera. Można…?
– Panna Zuzanna Orłowska? – spytał z uśmiechem, na co dziewczyna odpowiedziała skinieniem głowy. – Zapraszamy.
– Kolejne trofeum mistrza? – Usłyszała szept drugiego z ochroniarzy, kiedy przekroczyła niewidzialną linię odgradzającą świat kibiców od azylu ich idoli. Nie zamierzała jednak odwracać wzroku w jego stronę. Żal ścisnął jej serce. Nie mogła w to uwierzyć. Wszyscy mieli Lejkowicza za podrywacza i kolekcjonera dziewczyn. Zabolało ją to szczerze. I to pomimo faktu, że sama jeszcze niedawno myślała o nim dokładnie w ten sposób … Spuściła zawiedziony wzrok. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym incydencie i znaleźć swojego chłopaka. Rozejrzała się wokół. Było tu wielu ludzi, jednak nigdzie ani śladu Oliwiera. Czuła się zagubiona. Miała paranoiczne wrażenie, że przyciąga wzrok wszystkich tam obecnych. Musiała wyglądać naprawdę interesująco, gdy nie potrafiła odnaleźć  się w parku maszyn, który wcale nie był szczególnie duży. Niespodziewanie drogę zastąpił jej na wpół rozebrany, bardzo przystojny chłopak.
– Who are you, Sweety? – spytał z zalotnym uśmiechem. Spojrzała w jego duże, niebieskie oczy. Jego spojrzenie naprawdę przykuwało uwagę. Lekko zażenowana odwróciła wzrok. Wpatrywanie się w ziemię było o wiele mniej krępujące.
– I’m looking for my boyfriend, Oliwier… – odpowiedziała drżącym głosem, podświadomie szukając jakiejś drogi ewakuacji.
– He’s lucky – you’re a pretty girl… – powiedział niskim tonem. Miał naprawdę urzekający głos. Jedną ręką oparł się o ścianę znajdującą się tuż za plecami dziewczyny i nieznacznie przygwoździł ją swoim ciałem do muru. Sytuacja stawała się coraz bardziej krępująca. Chłopak zbliżał się do niej z każdą chwilą coraz mocniej.
– Nice tattoo… – wyjąkała, aby przerwać niezręczną ciszę i odwrócić od siebie jego uwagę. Cały czas rozglądała się za wybawieniem pod postacią swojego chłopaka. Niestety, jej anioł stróż nie nadchodził.
– Yeah, it’s nice but not as much as you… – powiedział jej dręczyciel, równie cicho jak ona. Nagle, ni stąd, ni zowąd pojawił się jakiś sympatyczny, mocno wytatuowany chłopak. Podszedł do jej nowego znajomego i szybkim ruchem dłoni uderzył go lekko w tył głowy.
– You are asshole, Batch! – krzyknął, udając oburzonego.
– Yeah, but you are beefass – look at her! – odpowiedział mu niebieskooki ze śmiechem, wskazując na dziewczynę lekkim ruchem głowy. Na całe szczęście odsunął się na bezpieczną odległość.
– Hi! I’m Tai and this is Troy. And he’s stupid – powiedział wesoło jej wybawiciel, podając jej rękę. Bez chwili namysłu odwzajemniła jego uścisk dłoni.
– I am Zuza – odpowiedziała. Jej również udzielił się śmiech chłopców. Dopiero teraz zrozumiała, że osobą łamiącą jej przestrzeń osobistą był słynny Batchelor – najzabawniejszy zawodnik z całej drużyny. Orłowska znała jego charakterystyczne poczucie humoru z opowiadań Lejkowicza. Poczuła się lepiej, gdy dotarło do niej, że cała ta sytuacja to na pewno kolejny z jego oryginalnych żartów. Nagle spod prysznica wyszedł Oliwier. Zauważył całe zamieszanie i już z daleka zawołał:
– Get the fuck out of her, Batch!
Australijczyk uniósł ręce do góry, chcąc ukazać swoją niewinność. Mając jednak nadzieję, że Lejkowicz nie zauważy jego zachowania, ukradkiem puścił oczko w stronę blondynki. Ta uśmiechnęła się serdecznie.
– I’ve seen it! Where is your Ewelina? – wycedził Polak przez zaciśnięte zęby.
– Blow me, doggy… – rzucił Troy, który – pod wpływem komentarza Oliwiera – odrobinę spochmurniał, po czym pokazał juniorowi wysunięty środkowy palec. Po krótkiej chwili odszedł razem z Tai’em, śmiejąc się i machając na pożegnanie. Trzecioklasistka odpowiedziała im w tym samym.
– Przepraszam za tych kretynów… – powiedział Lejkowicz, przytulając swoją dziewczynę. Jej uwagę jednak zwróciło coś innego. Zwinnie niczym puma wysunęła się z jego ramion.
– Zaraz, zaraz. Odwróć się! No pokaż, co ty tam masz – powiedziała licealistka, kładąc dłonie na jego torsie i odpychając go od siebie. Wiedział, że nie uda mu się uciec od jej natrętnych pytań, więc niechętnie spełnił jej prośbę. Wzdychając, odwrócił się do niej tyłem. Na jego plecach dostrzegła sporych rozmiarów tatuaż przedstawiający wilka lub podobne zwierzę. Delikatnie przejechała palcem po konturach rysunku.– Skąd ty to masz?
– Taaa, miałem taki epizod. Nieważne… – odpowiedział wymijająco, po czym ponownie obrócił się w jej stronę.
– Lejek! Tak! Wiem, że nienawidzisz jak tak mówię, więc ostrzegam, że dopóki mi tego nie wyjaśnisz, nie będę się do ciebie zwracać inaczej! Mój Drogi Lejku, Lejeczku – recytowała, a na jej twarzy pojawił się ironiczny, złośliwy uśmiech. Chłopak nerwowo rozejrzał się wokół. Odetchnął z ulgą. Na szczęście nikt nie mógł tego usłyszeć. Dobrze wiedział, że w innym wypadku koledzy szybko podchwyciliby to określenie i już dla całego świata zostałby „Lejkiem”.
– Jezu! Uparta jesteś. I wredna! – burknął pod nosem. Zuza uśmiechała się coraz bardziej. Pokręcił głową, po czym objął dziewczynę w pasie i przysunął jej ciało do swojego. – W zeszłym roku. Finał Mistrzostw Świata Juniorów. Świętowaliśmy moje zwycięstwo, zachlałem się w trzy dupy, a rano wiedziałem tylko, że cholernie bolą mnie plecy. Dokładnie, to nie mam pojęcia, czemu to tam jest – durne pomysły Janowskiego. Chcesz więcej wiedzieć, to zapytaj Magica. Ja na serio nic nie pamiętam…
– Nieważne, fajne jest! – zawołała z uśmiechem. – Ja też chcę!
– Co?! Mowy nie ma! – krzyknął oburzony i zdenerwowany chłopak. Zabrał dłonie z talii Orłowskiej i bezzwłocznie zaczął kierować się do swojego boksu.
– Ale ja chcę! – krzyknęła za nim, składając dłonie wokół ust. Przypominała małe dziecko, któremu rodzice nie chcą zafundować wymarzonej zabawki.
– Na co ci to? – zatrzymał się, odwrócił i spytał cichszym już tonem.
– Bo ty masz! I oni! – odpowiedziała, wskazując na żużlowców, których dzisiaj poznała.
– Ale ja teraz tego żałuję! – powiedział stanowczo. Miał cichą nadzieję, że uda mu się odwieźć Orłowską od tego bezsensownego pomysłu.
– Ale ja nie będę – poinformowała chłopaka, splotła ręce na piersiach i wbiła w niego spojrzenie przepełnione pewnością siebie, a także uporem. Widać było, że już podjęła decyzję.
– Zuza, nie! Oszalałaś?! – zaprotestował i położył jej dłonie na ramionach, próbując ją uspokoić. Z każdą chwilą jednak coraz słabiej wierzył w to, że może mieć na nią jakikolwiek wpływ.
– Nie masz nic do gadania! I tak sobie zrobię! – powiedziała dobitnie podniesionym tonem, opierając dłonie na biodrach. Nie musiała tego mówić. Chłopak wiedział, że tak będzie. Poddał się, pierwszy raz w życiu.
– Dobra, idziemy – burknął z kwaśną miną, po czym wziął ją za rękę. Był bardzo niezadowolony z przebiegu tej rozmowy i nawet nie starał się tego ukryć. Dziewczyna kompletnie przejęła nad nim władzę.
– Dokąd? – spytała zdziwiona, marszcząc brwi. Czyżby szukał bardziej ustronnego miejsca na kłótnię?
– Do studia tatuażu! Ty jesteś nieodpowiedzialna i uparta – i tak to zrobisz, więc wolę cię zabrać w bezpieczne miejsce – powiedział ostro, patrząc na nią z wyrzutem.
– KOCHAM CIĘ!!! – wrzasnęła jak najgłośniej potrafiła i rzuciła mu się na szyję. Swoim zachowaniem zwróciła uwagę dosłownie wszystkich w parkingu. Tym razem jednak chłopak był bardzo ukontetntowany jej radością. Ułożył swoje dłonie na jej łopatkach, po czym powoli przesunął je w dół jej ciała, zatrzymując się dopiero na talii.
– Wiem... – szepnął z uśmiechem na ustach.
Mechanicy spakowali go, a on – po upływie czasu, który musiał spędzić w parku maszyn – poszedł z Zuzą spełniać jej zachcianki.
Zabrał blondynkę do miejsca, które często odwiedzali jego znajomi. Dzięki temu miał pewność, że nic złego się jej nie stanie. Chciał wejść z nią do środka, jednak dziewczyna zdecydowanie zaprotestowała. Nie umiał tego zrozumieć, ale musiał zaakceptować. Przez cały czas powstawania jej tatuażu siedział niczym na szpilkach. Usiłował sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tak się denerwował. Niestety, w głowie miał zatrważającą pustkę.
Zuza nie chciała, aby chłopak wszedł do gabinetu razem z nią. Nie zamierzała słuchać jego moralizatorskich wywodów. Jeszcze mogłaby się rozmyślić. Bała się. Bała się jak jasna cholera. Ale teraz nie było już odwrotu. Gdyby zrezygnowała, znów musiałaby wysłuchiwać wykładów o swojej niedojrzałości. Spojrzała na maszynkę z igłą, która przypominała jej pistolet. Jej ciało przeszedł dreszcz. Zamknęła oczy i wyciągnęła rękę przed siebie. Postanowiła wytatuować sobie na nadgarstku łacińską sentencję – „Aut Vincere, Aut Mori”. Było to jej motto życiowe. Jedyna możliwa dla niej droga. Albo zwycięstwo, albo śmierć. Wszystko inne przynosi cierpienie. Tu nie ma miejsca na kompromisy.
Poczuła dotyk tatuażysty, który stworzył napis markerem i posmarował jej skórę maścią znieczulającą. Zaczęło się. Igła szybko przemieszczała się po jej ciele. Była pewna, że będzie bolało bardziej. No tak, przecież już uodporniła się na ból…
Nie zorientowała się nawet kiedy było po wszystkim. Zauważyła dopiero bandaż na swoim przegubie. Z radością poszła do swojego chłopaka. Żużlowiec podziękował znajomemu za jego pracę i zapłacił za fanaberię nastolatki.
– I coś ty tam sobie wydziargała, wariatko? – spytał, unosząc jej prawy nadgarstek.
– Niespodzianka – powiedziała, uśmiechając się przebiegle.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mamy trzy komunikaty.
Pierwsza rzecz: doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że pierwszy mecz na żużlu w Polsce odbywa się  co roku w Lany Poniedziałek. Ze względu na dalszą część opowiadania, musiałyśmy to zignorować, stąd ten błąd rzeczowy kardynalny. Przepraszamy za niego.

Druga rzeczą jest to, że ten rozdział został zadedykowany naszemu znajomemu z klasy, bo Whatever obiecała mu to po tym, jak głupio uwierzyła kretynce - Whoever - że ten nie znajdzie naszego opowiadania. Brawo my :/ 
Masz i się ciesz, Rafałku!

I ostatnia sprawa: bardzo prosimy o informację o tym, czy chciałybyście być informowane o kolejnych rozdziałach, czy też nie. Byłybyśmy bardzo wdzięczne za takie określenie się.

And pozdrawiamy wszystkich Polaków :D

21 komentarzy:

  1. Jestem troszkę wredna, bo ciągle mi się znika, a moje komentarze są normalne od dupy strony. Z resztą mówi się, że mamy trzy rodzaje prawdy. Prawda, Święta Prawda i Gówno prawda. Ech, na litość Boga, ja chyba głoszę tą trzecią. Dobra koniec filozofowania, czas na komentowanie... Zlinczujcie mnie, bo za wszelkie prezenty gwiazdkowe, nie umiem tego robić! -.- ROZYBADŻ OGRYOMNYA ;C Oky, skończę pitolić...
    Co mogę powiedzieć o rozdziale... podobał mi się, nawet bardzo. Uwielbiam te przemyślenia w Twoim wykonaniu, to jak Zuza kontempluje sobie na przykład w tym wypadku o deszczu. Ubarwia to tekst, bo ubóstwiam opisy, przede wszystkim emocji i uczuć. Ja też mogłabym dostać piździelca od takiej pogody. Osobiście nie jestem fanką deszczu, ale nie o mnie mowa. Kufa, ja nie umiem komentować! Dobra, dalej. Aż mi się gęba śmiała, kiedy dowiedziałam się o tym, skąd "Lejek" ma tatuaż, ach, jakie to oczywiste! Hahaha :D No i Zuza, fajny pomysł ;) Jesteście świetne, kocham to opko normalnie xde Ja także pozdrawiam Polaków i nie tylko! :D Dobra kończę tą głupotę. Do nn! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już na początku, kiedy Zuza zaczęła rozmowę z "nieznajomym" chłopakiem wiedziałam, że to Troy ;) W ogóle przez cały rozdział uśmiechałam się do monitora, jak wariatka, ale pasuje mi to:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaa! Nareamszcie wspaniałe! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Lejeczek hahahhaha fajnie, że on tak okazuje te swoje uczucia. Szkoda, że w rzeczywistości tak nie jest. ;(
    Rozdział wspaniały ^ ^
    Pozdrawiam i zapraszam ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, ten blogger czasem doprowadzi mnie do szaleństwa. Jak tak można uskuteczniać znikanie komentarzy? xD Mam nadzieję, że jemu kiedyś ktoś za to odpłaci.
    Teraz muszę sobie przypomnieć, co chciałam napisać... grrr...
    Na pewno bardzo podobał mi się rozdział. Jest taki pozytywny, a Zuza nieźle się rozszalała. I pomyśleć, że wszystko w dużej mierze dzięki i w skutek działalności Oliwiera. Oni razem są tacy cudowni.
    Ale jak dla mnie rozdział skradli T. i T. (nazwę ich tak w skrócie, mam nadzieję, że się nie pogniewają). I chcę ich więcej. Dlatego liczę na to, że Zuza będzie częstym gościem na stadionie i w ten sposób i oni zagoszczą tutaj częściej :D
    I zrobiła sobie tatuaż. Myślę, że to w pewnym sensie pozwoli odciąc jej się od tej wcześniejszej Zuzy, a gdyby nadeszła taka potrzeba, przypomni o dobrych momentach, pozwalając odrzucić te chwilowe smutki.
    Udało się, mniej więcej. Chyba jeszcze coś chciałam dodać, ale nie mogę sobie przypomnieć.
    No nic, uciekam, bo bardzo chce mi się spać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zuza, chcąc czy nie, zmienia się. Oliwier wniósł wiele do jej życia. Tatuaż, żużel, miłość, przyjaźń... Mam nadzieję, że pozwoli jej to odciąć się od piekła w domu.
    Dziewczyna na pierwszym swoim meczu żużlowym musiała wyglądać jak przerażona pierwszoklasistka. xD Na każdym stadionie chyba znajdzie się jakiś Srebrny Pan, który będzie chciał popsuć zabawę innym. Eh.
    Troy i Tai skradli moje serce, serio. Przystojni, zabawni, utalentowani. Jak ich nie kochać? ;) Liczę, że wpleciesz ich jeszcze w kilka scen...? :)
    Lejeczek. Lejuś, Lejek. You go, girl! :D

    Pozdrawiam. ; *
    I zapraszam na lie-to-love.blogspot.com na nowy rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaaaa! Już nie mogę się doczekać reakcji "Lejka", na tatuaż Zuzy. :D Hahhaah :) Rozdział fenomenalny, jak zawsze. Kurde tylko pozazdrościć talentu <3 Uwielbiam tego bloga! SERIO :* I teraz znów byle do piątku, byle do kolejnego rozdziału. <3 Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Uh, ciarki mam na plecach na samą myśl, żeby dać komuś porozcinać mi skórę ;/ chyba jestem za mało odważna na taki tatuaż, nie to co Zuza ;-;
    Czy wszyscy żużlowcy to tacy podrywacze, czy mi się tylko tak wydaje?
    Poza tym mam ochotę na deszcz. Oczywiście, jak na złość nie pada ;/ ale z Zuzą coraz bardziej się utożsamiam ;3
    Kolejna dobra robota, czekam na kolejne rozdziały ;>
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  9. To dobrze, że Zuzce zaczyna podobać się żużel. Co do akcji w parku maszyn to Batch jest niemożliwy, dobrze, że Tai przyszedł na ratunek. Wilk na plecach i historia z Janowskim? Mam nadzieję, że Zuza będzie miała okazję pogadać z Maćkiem o tym tatuażu...
    Co do jej tatuażu to odważna z niej dziewczyna, w porównaniu do niej nie jestem zbyt odporna na ból, więc to jest moja motywacja, aby sobie tatuażu nie zrobić... ;)
    Co do informowania, to byłabym wdzięczna jeżeli informowałybyście mnie o nowościach. Z góry dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. No i jeeest żużel! Nareszcie!
    Wiadomo, że kazdy kto idzie na stadion "zaraża" się tą atmosferą i emocjami :D Nie mogło być inaczej w przypadku Zuzy :D
    Szkoda, że jej chłopak ma taką opinię, ale sam na nią zapracował.. oby to się zmieniło.
    Jest i Troy i Tai..no no teraz to się będzie działo :D
    Nie moge się doczekać kolejnego odcinka ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zacznę od tego, że mnie informować o kolejnych rozdziałach nie trzeba, bo mam Waszego bloga w obserwowanych. Widzę, kiedy dodajecie nowy rozdział, wiec to na pewno zaoszczędzi Wam czasu.
    Ach, z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej uwielbiam Lejkowicza. Jest taki troskliwy i ulega Zuzie, co pokazuje, jak bardzo mu na niej zależy. Nigdy bym nie pomyślała, że ten sam człowiek mógł kiedyś traktować dziewczyny przedmiotowo.
    A Zuza perfidnie wykorzystuje tę uległość Oliwiera. Mam nadzieję, że żużlowiec nauczy się mówić jej "nie"i nie będzie spełniał każdej jej zachcianki. Główna bohaterka często zachowuje się jak rozkapryszone dziecko. Ale to wcale mnie do niej nie zniechęca. Właściwie wydaje mi się, że ma do tego prawo. W domu raczej nie miała co liczyć na zaznanie miłości i rodzinnego ciepła, więc teraz nadrabia stracone dzieciństwo. I dobrze, niech korzysta póki może, bo już niedługo będzie w takim wieku, kiedy po prostu będzie musiała być poważna i zachowywać się jak dorosła.
    A dwaj koledzy Lejkowicza są bardzo pozytywnymi ludźmi. Od razu ich polubiłam.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  12. Zuza widzę ,że uległa Oliwierowi i zmienia się na pozytyw ! :) Tatuaż -mega odwaga ! No i oczywiście Troy <3 po prostu wielbię go za wszystko :) Mam tylko nadzieję ,że nie będzie już kłopotów rodzinnych Zuzy :O

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak samo jak wy, mam 3 sprawy;D
    1. Tak, chcę być informowana o nowościach. Chociaż i tak informacja pojawia mi się na blogu, bo obserwuję;)

    2. Bardzo dziękuję za komentarz pod moim rozdziałem. Wasze (albo którejś z Was, bo nie wiem, która komentuje:D) zawsze wprawiają mnie w doskonały nastrój i jestem za nie bardzo wdzięczna!:)

    No i 3, Rozdział! Jak zwykle był genialny. Uwielbiam te opisy pogody, nastroju. Wszystkie słowa dobieracie idealnie tworząc z tego spójną, bezbłędną całość. Czuję się jakbym czytała dobrą książkę! Cieszę się, że Zuza skorzystała z jego propozycji i była przy nim w tym ważnym dniu. To na pewno dodało mu skrzydeł. Choć komentarz ochroniarzy na pewno nie był zbyt miły. Podobało mi się, że puściła to mimo uszu i nie przejęła za bardzo ich opinią. Nie zniosłabym chyba, gdyby znowu przestała mu ufać. Jestem też bardzo ciekawa jak Oliwier i rodzina zareagują na jej dziarę;D Oby tylko gość nie spieprzył roboty!

    Nie mogę zgodzić się tylko z jednym- szerokimi spodniami. Nie wiem czemu Zuza tak na nie zareagowała. Moda jest różna, a to jak ktoś się ubiera nie powinno być powodem do szykan. Poza tym nie jest do końca wiadoma geneza takiego ubioru. Według moich informacji, pochodzą z Bronxu (jak cały hip hop), a że tam jest bieda, ludzie nie mieli często, co jeść, ani kasy na nowe ciuchy, to spodnie po jakimś czasie zaczynały na nich wisieć. Stąd moda. Jak było na prawdę- nie wiem. Ale wolę taką wersję.

    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział;* Pozdrawiam i ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Olśniłyście mnie i gdy teraz spotkam chłopaka z opuszczonymi spodniami, zdradzę mu tajemnicę jego zamiłowania, już się nie moge doczekać ;3
    Z tatuażem trafiłyście w dziesiątkę, też chcę w tym miejscu co Zuza, tylko oczywiście inną sentencję. A tak wgl Zuza i Oliwer jako para mają w sobie to coś, taką lekką swobodę pomieszaną z czułością i humorem . Żużel to świetny sport, osobiście mam kolegę, który go uprawia. Znajomi Oliwera są bardzo barwni, chętnie bym poznała tego Australijczyka.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahha, też mam kolegę, który nosi tak nisko spodnie! Ale mu pojadę. Hahha. Co do rozdziału.boski. Jak ten gościu oblał się to myślałam, że padnę. Widzę, że zawody się udały. Oby tak dalej, bo kocham ten romans.
    Pozdrawiam Was serdecznie i czekam na kolejny rozdział.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam całego bloga w jeden wieczór. Nie komentowałam każdego postu ponieważ na telefonie jest nie wygodne.
    Chyba najlepszy blo jaki czytałam.
    Po 1 świetny styl pisania
    po 2 profesjonalne podejście (rozdziały napisane)
    po 3 po prostu genialna fabuła.
    po prostu świetny :D
    ~J

    OdpowiedzUsuń
  17. No proszę jak to w kilka minut można polubić, coś co do tej pory omijało się szerokim łukiem. Nie myślałam, że Zuza tak szybko wkręci się w to wszystko. Szczerze to chyba mój początek z żużlem wyglądał podobnie. :)
    Czytając pierwsze słowo w języku angielskim coś podpowiedziało mi, że to Troy i uśmiech sam pojawił się na twarzy. Do niedawna nie przepadałam za tym panem, ale teraz nawet go lubię. Jak na Batcha przystało musiał "pokazać się z najlepszej strony". Nie dziwię się, że Zuza na początku była zmieszana, w końcu kto wie co takiemu odbije. :) Na szczęście pojawił się Tai, a potem Oliwer. Ciekawe dlaczego Australijczyk zareagował tak na wspomnienie o jakieś Ewelinie?
    Oj tatuaże to jest coś pięknego. Niestety sama nie posiadam, bo nie umiem przezwyciężyć strachu przed bólem. Tak więc Zuza jest dla mnie bohaterką w tym momencie. Brawo. Niestety decyzja o "malunku" na skórze jest na całe życie i nie da się tego odwrócić. Na przykładzie Oliwera widać, że czasami się tego żałuje.

    Uwielbiam tego bloga więc nawet bez informowania będę go odwiedzać, chociaż czasami potrzebuję przypomnienia. :)
    Pozdrawiam i do następnego. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Zachwycił mnie ten cudowny opis ba początku, świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetne opowiadanie :D Za chwilę pójdę czytać następne rozdziały, jednak chciałam zauważyć pewny błąd. Napisałaś "Ewelina". A tego imienia nie pisze się czasem przez "v"?

    OdpowiedzUsuń
  20. Ech, planowałam przeczytać dzisiaj ze trzy rozdziały, ale wyszło jak zwykle D: Wybaczcie, że to moje doczytywanie idzie tak powoli, ale wynika to z tego, że jeśli siadam na komputer w ciągu dnia, a nie dopiero późnym wieczorem, to mam okrutne wyrzuty sumienia, że się do matury nie uczę, a jak zaczynam czytać wieczorem, to mi się oczy same zamykają i tak to niestety wychodzi D:
    Dobra, to koniec marudzenia, a teraz co do rozdziału - to akurat mam z Zuzą wspólne, że bardzo lubię deszcz. Aczkolwiek ja nie odbieram go tak filozoficznie jak ona - co nie zmienia stanu rzeczy, że przy najbliższym deszczu pewnie mi się ten fragment przypomni i zacznę kontemplować. Tak już mam :)
    W ogóle, to z Zuzki naprawdę fajna dziewczyna - mam na myśli, że (sama nie wiem, może mi się wydaje) ona chyba jakby co raz bardziej pokazuje swój prawdziwy charakter, który do tej pory wydawał mi się jakby gdzieś schowany, stłamszony przez raczej nieprzyjemne przeżycia i to wszystko... Tak jakby przy Oliwierze totalnie rozkwitała. Może sobie wymyślam i nadinterpretuję, ale tak czy inaczej, to bardzo mi się taka perspektywa podoba :)
    Oliwier, to ty nie wiesz, że się ludzi od tyłu nie zachodzi? Dobrze mu tak - a Zuzka jest po prostu gold :D Naprawdę z każdym rozdziałem co raz bardziej ją lubię, a to właściwie spore wyróżnienie, bo zwykle nie przepadam za bohaterami płci żeńskiej D: Ale już to chyba mówiłam gdzieś, nie? To się nie będę powtarzać :)
    Jezu, ja nawet sobie nie chcę wyobrażać, co ja bym zrobiła takiemu facetowi w srebrnej marynarce. Nie ma nic gorszego niż takie darcie się komuś nad głową wniebogłosy. I jeszcze takie wulgarne. Ale bardzo mu tak dobrze, mam nadzieję, że nie doczyścił tej marynarki XD
    Btw, ja w ogóle nie mam zielonego pojęcia o żużlu. Wiem tylko, że używa się do tego motocykli. Chyba. Damn it, może powinnam chociaż z jeden mecz (?) obejrzeć, żeby się trochę rozeznać?
    Anyway, zawodnicy rzucili mnie na łopatki - ja nie wiem, co bym na miejscu Zuzy zrobiła, ale na pewno jak nic zapomniałabym języka w gębie D: jestem takim społecznie niezręcznym pingwinem (że się tak memem posłużę), że aż szkoda gadać D:
    Ohohoh, tatuaże są takie super! Ale to jest rzecz z rodzaju "bardzo mi się podoba, ale absolutnie nie u mnie." Ja jestem zbyt zmienna na coś takiego, pewnie po miesiącu bym żałowała... Ale to fajna rzecz, także rozumiem, czemu Zuza tak się nakręciła - chciałabym umieć się na tatuaż zdecydować tak, jak ona. Ech, nie będę Wam tu płakać nad moim niezdecydowaniem XD Ale uważam, że wybrała bardzo fajny motyw. To jest w ogóle świetne życiowe motto, naprawdę - jak dla mnie bardzo, bardzo motywuje do działania. A i jej znajomość różnych łacińskich powiedzeń, fraz itd. mi imponuje. No i Wasza też, bo przecież musicie to wiedzieć, skoro o tym piszecie :)
    Wracam w weekend, i mam nadzieję, że tym razem po przeczytaniu kilku rozdziałów.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale