piątek, 21 lutego 2014

Caput XXI

Kolejny poniedziałek. Zuza, korzystając z pięknej pogody, powoli wracała ze szkoły do domu. Dwa dni temu zaczęło – chyba po raz pierwszy w tym roku przez dłuższy czas – świecić słońce, a temperatura wzrosła.  To wystarczyło, by przyroda momentalnie obudziła się do życia. Na drzewach i krzewach rozkwitły drobne pąki przemieniające się w jasnozielone liście. Na skwerkach zaczęła rosnąć soczysta trawa i gdzieniegdzie drobne, różnokolorowe kwiaty. Cudowna odmiana po tegorocznej niezwykle długiej zimie oraz marcu przypominającym dżdżystą jesień. Nareszcie rozpoczęła się prawdziwa wiosna – piękna, kwitnąca, pełna życia. Fakt ten wprawił Orłowską w wyjątkowo dobry humor, a także dodał jej chęci do  działania. Jak zwykle piękno przyrody uspokajało ją i pozwalało odciąć się od wszelkich doczesnych problemów. Pierwszy podmuch wiosny sprawił, iż postanowiła zerwać z zadręczaniem się. W końcu przestała krążyć myślami niczym karuzela wokół ostatniego wyczynu Oliwiera. Ważne, że wreszcie poznała prawdę. Tylko na tym jej zależało. Inaczej obsesyjne pytania wciągnęłyby ją w niekończącą się spiralę szaleństwa. Postanowiła nie osądzać zachowania chłopaka – nie oskarżać go, ani też nie usprawiedliwiać – po prostu zapomnieć o całym zajściu. Obsesyjne rozważanie tej jakże dziwnej sytuacji nie mogło przecież cofnąć czasu.
Zmiana w otoczeniu wywołała również zmianę w jej sposobie odbierania rzeczywistości. Deszcz ustąpił miejsca słońcu, więc pora, by uśmiech przegnał ból. Zuzka zawsze uwielbiała ten moment w roku, gdy ponury, zimowy krajobraz zmieniał się na bardziej optymistyczny i radosny. Kolejny nadejdzie dopiero wczesną jesienią, gdy liście barwy wypłowiałej zieleni zaczną zmieniać kolor na żółty, pomarańczowy i krwistoczerwony. Owe dni zawsze uważała za najpiękniejsze w ciągu roku. Szkoda tylko, że łącznie trwają maksymalnie dwa tygodnie…
Gdy dotarła pod swój dom, jej uwagę od przemyśleń i kontemplacji natury odwrócił jakiś motocyklista stojący pod klonem. Nie zwróciłaby na niego najmniejszej uwagi, gdyby jej wzroku nie przykuł jego piękny, pedantycznie czysty motocykl crossowy. Wyglądał jakby zaledwie przed chwilą opuścił garaż. Widać, że również jego właściciel dopiero co poczuł pierwsze tchnienia wiosny. Dziewczyna od zawsze uwielbiała crossy. Pasję odziedziczyła po ojcu, który w młodości często wybierał się na motocyklowe eskapady po Polsce. Błyskawicznie rzuciła okiem na maszynę. Wydawało jej się, że był to Kawasaki KXF 250. Nie mogła jednak upewnić się w swych domniemaniach, gdyż nie zamierzała obcesowo i bezpardonowo gapić się na jakiegoś obcego mężczyznę.
Nie potrafiła jednakże przejść zupełnie obojętnie obok tego czarownego, zielono-czarnego rumaka. Kilkukrotnie jej spojrzenie mimowolnie kierowało się w jego stronę. To było silniejsze od niej. Kiedy jednak motocyklista, nie zdejmując kasku, zaczął się w nią wpatrywać, speszona  błyskawicznie odwróciła wzrok. Spuściła głowę i niespiesznie udała się w kierunku swojej bramy.
– Cześć, Słoneczko – usłyszała po chwili. Nie zdążyła nawet zastanowić się, do kogo należał dobrze znany jej głos, gdy wtem poczuła, iż przed momentem mijany mężczyzna obrócił ją, przyciągnął do siebie i pocałował. Znieruchomiała z przerażenia. Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Miała wrażenie, że zaraz wyskoczy z jej piersi. W mgnieniu oka jednak zorientowała się, iż nie był to żaden nieznajomy. Tak głupie pomysły mógł mieć tylko i wyłącznie Oliwier.
– Pogrzało cię?! Chcesz, żebym dostała zawału?!  – wrzasnęła i wyrwała się z jego objęć. Dopiero, gdy jej umysł powrócił do kontaktu z rzeczywistością, uświadomiła sobie, że któryś z jej sąsiadów lub – o zgrozo! – jej matka mógł ją zobaczyć. Odsunęła się od chłopaka na bezpieczną odległość, nerwowo rozglądając się wokół. Ona chyba już nigdy nie wyleczy się ze swojej paranoi…
– Trochę mi się nudziło i pomyślałem, że skoro wiosna w końcu nadeszła, to może miałabyś ochotę się gdzieś ze mną przejechać? – zaproponował Oliwier, obrzucając ją swym uwodzicielskim spojrzeniem.
– Wiesz… – zaczęła Zuza. Musiała przez chwilę zastanowić się nad tą propozycją. Miała ogromną ochotę nacieszyć się pierwszymi prawdziwymi promieniami wiosennego słońca oraz obecnością żużlowca, jednakże tego dnia jej matka była w domu, więc gdyby dziewczyna spóźniła się choćby o kilka minut, zaczęłyby się niewygodne pytania i niemiłe oskarżenia, a tego Zuzka wolałaby uniknąć. Z drugiej strony jednak, chłopak fatygował się pod jej dom, więc nie mogła tak po prostu powiedzieć „Sorry, ale nie mogę, bo mama się będzie czepiać”. Byłaby zbyt zażenowana sytuacją, jaka panuje w jej rodzinie. Tak bardzo nienawidziła tej zależności, a jednocześnie czuła, że jest zbyt słaba, by ją zerwać.
– Oj, proszę. Przecież nie wmówisz mi, że masz jakieś plany na dzisiaj – powiedział lekko zniecierpliwiony żużlowiec, przerywając jej przemyślenia. Nie zastanawiał się nad swoimi słowami. Za bardzo zależało mu na tym spotkaniu i spędzeniu cudownego popołudnia ze swoją dziewczyną. Zwłaszcza, że od pewnego czasu musiał z nią poważnie porozmawiać i nie mógł tego odkładać w nieskończoność.
W Zuzie natomiast krew zawrzała.
– A niby dlaczego nie? – spytała, patrząc na niego złowrogo i opierając dłonie na biodrach. Co on sobie wyobrażał? Sądził, że Orłowska nie miała własnego życia?
– Bo… To nie tak… Nie to chciałem powiedzieć. To znaczy, ja nie miałem na myśli, że… – zaczął bronić się chłopak, gdy nagle dotarł do niego sens własnych słów. Dopiero w tej chwili zorientował się, jaką gafę popełnił i jakie konsekwencje może ona za sobą nieść. Plącząc się we własnych słowach, nerwowo pocierał kark dłonią. Zuzka, nie mogąc dłużej znieść jego żałosnych wyjaśnień, przerwała mu gwałtownie.
– Bo tak się składa, że mam plany na dzisiaj. Nie wiedziałam tylko, jak powiedzieć to w miarę delikatnie, ale teraz to już mi w sumie wszystko jedno – warknęła, zaciskając z całej siły pięści. Rzuciła mu wyzywające spojrzenie. Zdenerwowała się. I to nie dlatego, że powiedział coś, co mogłoby wyprowadzić z równowagi.  Straciła panowanie nad sobą, ponieważ jego słowa były szczerą prawdą. I to właśnie ona zabolała. Mimo wszystko.
– Słuchaj, przepraszam. Wiem, że to źle zabrzmiało, ale po prostu jutro rano wyjeżdżam do Szwecji, a wrócę dopiero pojutrze wieczorem, a do tego ostatni raz widzieliśmy się w piątek. Dlatego uznałem…  – starał się wytłumaczyć, jednakże Orłowska po raz kolejny tego dnia nie dała mu dokończyć zdania przerwanego w połowie.
– Że będę wolna dzisiaj przez cały dzień, bo dosłownie umierałam z tęsknoty za tobą? – spytała ironicznie, po czym zaśmiała się szyderczo. – Przykro mi, ale nie jestem tak bardzo zależna od ciebie jak ci się wydaje. To, że jesteśmy razem, wcale tego nie gwarantuje. Nie myśl, że nie poradzę sobie bez ciebie przez te trzy dni. Bo tak nie jest – dodała nieprzyjemnym tonem, splatając ręce na piersiach i odgradzając się od niego.
– Słuchaj, tu wcale nie o to chodzi… – spróbował po raz kolejny chłopak. Starał się ją objąć i obłaskawić, jednak bezskutecznie. Dziewczyna źle zinterpretowała jego intencje. Wciąż nie pozwalała mu się wytłumaczyć.  To chyba była jej najgorsza cecha – obrażała się zanim ktokolwiek zdołał jej coś wyjaśnić, zawsze wiedziała swoje.
– Dobra… Nieważne, o co ci chodziło. Tak, czy owak – mam na dzisiaj plany i nie przełożę ich tylko dlatego, że mój chłopak ma takie widzimisię. Przykro mi. I na razie – powiedziała zimno Zuza, odpychając od siebie Oliwiera. Nie odwracając się więcej w stronę Lejkowicza, pospiesznie udała się do domu. Chciała jak najszybciej zostać sama.
– Pojutrze wracam około osiemnastej, bo w Vetlandzie mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że może chociaż wtedy się spotkamy! – krzyknął za nią z żalem w głosie zrezygnowany chłopak, po czym wsiadł na motocykl, zapiął kask i odjechał. Był wściekły na siebie za swą impulsywność i rzucanie nieprzemyślanych słów. Znał Orłowską na tyle dobrze, by móc przewidzieć konsekwencje swojego zachowania.
Zuza, słysząc jego ton, poczuła wyrzuty sumienia. Chciała natychmiast go zawołać, przeprosić i sprostować całą sytuację. Jednakże większa, złośliwa cząstka niej, zdusiła cichnący szept współczucia, przypominając jej, że przecież żużlowiec zasłużył na karę. W końcu dziewczyna nie mogła być na każde jego zawołanie. A on powinien to zrozumieć i uszanować. Dlatego też po prostu patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę dopóki nie zniknął za zakrętem, a potem skierowała się do domu.
Gdy tylko otworzyła drzwi mieszkania, rozpętało się piekło. Matka – jak zwykle z resztą – narzuciła jej do wykonania multum obowiązków domowych. Jednakże tym razem Zuzka nie narzekała. Przynajmniej nie musiała myśleć o tym, co stało się przed chwilą. Pracą mogła zagłuszyć swoje wyrzuty sumienia. W końcu okłamała Oliwiera. Chciała się bronić.  Jego „nie wmówisz mi, że masz jakieś plany” zadziwiająco mocno ją zraniło. Nieważne, czy było to celowe – żużlowiec jasno dał blondynce do zrozumienia, że nie ma wielu przyjaciół, a poza spotkaniami z nim praktycznie nigdy nigdzie nie wychodzi, tkwi zamknięta pośród odosobnienia.  Jedną kwestią jest po prostu to wiedzieć, znać prawdę tkwiąca na dnie serca. Do tego przywykła, pogodziła się z tym. Zaakceptowała swoją samotność. Inną kwestią jednak było usłyszeć to z ust osoby, na której tak bardzo jej zależało. Teraz nagle zaczynało to niezmiernie boleć. A jedynym, co mogłoby ukoić ten ból, było wyjście z domu. Wyjście do ludzi. By choć na chwilę zatuszować rzeczywistość. By uciec od prawdy.
Gdy Zuza skończyła wykonywać obowiązki domowe,  fakty uderzyły w nią z ogromną siłą. W innych okolicznościach prawdopodobnie załamałaby się. Tym razem jednak była zbyt zdeterminowana. Udowodni mu… nie, udowodni sobie, że jej samotność i wyalienowanie to jej wybór, jej świadoma decyzja, że gdyby chciała mieć grupkę przyjaciół i narzekać na brak wolnego czasu dla samej siebie – zdobyłaby to. Po prostu miała inne priorytety.  A skoro tak, to on nie miał prawa jej tego wypominać i wtrącać się w jej życie. W końcu to tylko i wyłącznie jej sprawa, co robi w wolnym od niego czasie. Jeśli mu to nie odpowiada, droga wolna!
Niemniej jednak pragnęła dowieść również, że potrafi dać sobie bez chłopaka radę, że nie jest jedną z tych otumanionych dziewczyn, które – gdy nie ma ukochanego w pobliżu – zalewają go bezsensownymi wiadomościami i telefonami. Takich, które śpią w jego koszulach, „bo jest na nich jego zapach”. Które marudzą każdemu, kto wysłuchuje ich z wyboru lub zwykłego braku asertywności, jak bardzo za nim tęsknią. Dokładnie takich, na widok których Zuza zawsze dostawała ataku mdłości.
W tym właśnie momencie przypomniała jej się propozycja Ady, aby poszła kiedyś razem z nią do schroniska. Kiedy tylko o tym pomyślała, od razu chwyciła za telefon i wykręciła numer przyjaciółki.
– Cześć, Aduś! – powiedziała zniecierpliwiona, gdy tylko rudowłosa odebrała.
– Oh, hej – odparła zaskoczona dziewczyna. Jej reakcja podłamała Orłowską. Szybko się jednak pozbierała. Nie miała ochoty na kolejne bezsensowne rozważania, nie dziś…
– Jak Kuba? Lepiej z nim? – zaczęła niepewnie. Nie chciała bowiem rozpoczynać rozmowy od prośby.
– Tak, dzięki. Jest stabilny, ale jeszcze trochę poodpoczywa w szpitalu… - zaśmiała się gorzko Ada. – Ale chyba dalej ma coś z głową, bo ostatnio gadał, że „mam pozdrowić swoją przyjaciółeczkę i jej kochasia”… A potem marudził coś, że jeszcze mu zapłacicie…
– Cieszę się, że czuje się lepiej! – rzuciła Zuzka, starając się ukryć fakt, iż ostatnie słowa dziewczyny napawały ją lekką obawą. Nie zamierzała jednak zaprzątać sobie nimi głowy. Była zbyt zdeterminowana, by udowodnić coś Oliwierowi. –  Dzwonię, bo chciałam się spytać o to schronisko. Pamiętam, że zaproponowałaś mi wspólną pracę w wolontariacie. A jako, że obecnie nie mam co robić, to postanowiłam się spytać, czy to jest nadal aktualne. – „O rany, to brzmiało tak, jakbym się tłumaczyła z tego telefonu…” – pomyślała zła na samą siebie blondynka, gdy tylko skończyła swoją wypowiedź.
– Jasne, żaden problem. Idę tam za pół godziny. Jeśli chcesz, to możesz wybrać się razem ze mną – odpowiedziała radośnie Adrianna. – Ale mieszkamy po dwóch stronach miasta, więc chyba lepiej będzie spotkać się na miejscu.
– Tak, masz rację… I chętnie – odparła podekscytowana Zuza, po czym szybko pożegnała się i rozłączyła. Później cały czas wyrzucała sobie głupotę, jaką popisała się w trakcie tej rozmowy. Jak zwykle przejmowała się drobiazgami. Zupełnie niepotrzebnie.
Podczas podróży udało jej się dojść do siebie. Nie mogła doczekać się chwili, w której dotrze na miejsce. Od zawsze kochała zwierzęta, więc możliwość opiekowania się nimi była dla niej bardzo miłą perspektywą. Ponadto one również darzyły ją sympatią. Dowodem na to były jej zwierzęta domowe, które od zawsze to właśnie ją traktowały jak swoją właścicielkę. Radość sprawiał jej także fakt, iż w schronisku czas spędzi razem z przyjaciółką. Dzięki temu przynajmniej do reszty nie wykończą jej ponure, dołujące myśli oraz ciągłe analizy dzisiejszej rozmowy z Lejkiem. Wiele razy słyszała, że za bardzo się wszystkim przejmuje, za dużo myśli, za mocno przeżywa każdą drobnostkę… Dziewczyna jednak nie umiała tego zmienić. Bez względu na usilne starania, nie była w stanie uciszyć swojego umysłu, który wciąż i bez końca tworzył czarne scenariusze, wszędzie szukał podstępu. Potrafiła co najwyżej odwrócić uwagę od swoich problemów. Niestety, złowróżbne myśli prędzej czy później zawsze wracały.
Pod schroniskiem Zuzka czekała na Adę przez około dziesięć minut. Jak zwykle przechadzała się w tę i z powrotem. Zawsze zachowywała się tak, gdy była zdenerwowana lub zniecierpliwiona. Nie potrafiła ustać w miejscu. Dlatego też, kiedy dziewczyny wreszcie się spotkały, nie marnowały czasu na niepotrzebne rozmowy i natychmiast skierowały się do środka. Tam zielonooka poznała swoje obowiązki, po czym od razu mogła zacząć pracę. Przez cały czas wszystkim zajmowała się razem z rudą, gdyż  - jako nowa pomoc – musiała na początku wszystkiego się nauczyć. Obowiązków było dużo, jednak Zuza była z tego faktu ogromnie zadowolona. Praca należała do przyjemnych. Szczególnie wyprowadzanie zwierząt. Jedynie wtedy Orłowska mogła spokojnie rozmawiać o wszystkim ze swoją przyjaciółką, cieszyć się dniem i być choć na chwilę wolną od hałasu i zgiełku panującego notorycznie w schronisku. W końcu cisza pośród blisko dwustu psów i stu kotów nie może istnieć. Poza tym podczas spaceru nie musiała zmagać się z własnymi myślami… W końcu znalazła coś, co dawało jej ukojenie psychiczne, nie wyniszczając ciała.
Pod koniec pracy dziewczyny przeszły do sekcji ze szczeniakami. Słodkie maluchy były pełne energii i radości. Na ich widok Zuza przypomniała sobie historię tego, jak jej ukochane zwierzęta pojawiły się u niej w domu.
Pierwszy był Burżuj. Zuza od zawsze chciała mieć psa, a jeszcze cztery lata temu była w dobrych stosunkach ze swoją rodziną, dzięki czemu bez większych problemów udało jej się wybłagać o niego rodziców. Znajoma jej matki miała suczkę, która się oszczeniła. Kobieta nie wiedziała, co zrobić z młodymi, więc rodzicielka Zuzy zaproponowała, że przygarnie jednego z  psów. Wprawdzie Zuzka wolała suczkę, jednak zmieniła zdanie, gdy tylko zobaczyła Burżuja. Od razu go pokochała. Jego czekoladowe, mądre oczka podbiły jej serce. Jednakże matka dziewczyny szybko znienawidziła uroczego psiaka. Wszystko przez jej pedanterię, którą Zuza zazwyczaj złośliwie określała „zboczeniem związanym z pracą”. Pies zachowywał się jak…. cóż, jak szczeniak. Kiedy w wieku pięciu miesięcy zniszczył jej ulubione buty, miarka się przebrała. Kilka tygodni później w domu pojawiła się Tinalda. Kot należał tylko i wyłącznie do matki Zuzy. Kobieta opracowała misterny plan pozbycia się Burżuja. Wszystkim przecież znany jest mit o niechęci psów do kotów! Pani Orłowska liczyła na to, iż zwierzęta w jej domu będą dowodem na istnienie takich właśnie stosunków między gatunkami. Wtedy mogłaby wysłać Burżuja do swojej mamy pod pretekstem chaosu panującego w domu. Zuza doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaki zamiar roił się w głowie matki. Dobrze ją znała. Wtedy właśnie przestała być idealną „córeczką mamusi”. Miarka się przebrała. Zaczęła kłócić się z kobietą i buntować przeciw niej. Już wcześniej nie podobało jej się postępowanie rodzicielki, a przede wszystkim jej przedmiotowe traktowanie ludzi. Często zachowywała się jakby ewolucja obdarowała ją nienawiścią i poczuciem wyższości, zastępując nimi wszelkie pokłady empatii. Intrygi uknutej wobec psa zaś nie mogła wybaczyć jej tak łatwo. Nie potrafiła przymknąć na to oka. Po tylu błaganiach i staraniach jej matka tak po prostu chciała odebrać jej ukochanego zwierzaka, nie przejmując się wcale ani uczuciami córki, ani przywiązaniem kundelka!
Los jednak bywa przewrotny. Burżuj i Tinalda zaprzyjaźniły się ze sobą. Ponadto kot przywiązał się do Zuzy, podczas gdy jej matkę bez przerwy gryzł i drapał, przysparzając kobiecie prawdziwej udręki. Przynajmniej nie miała żadnego irracjonalnego i jednocześnie żałosnego pretekstu, by pozbyć się ukochanego psa córki. I nie udało jej się to aż do dzisiaj. Na szczęście.
 Kiedy około godziny dziewiętnastej dziewczyny szykowały się do wyjścia, do budynku wszedł starszy człowiek niosący szare, kartonowe pudełko otulone szczelnie miękkim, zielonym kocem w kratkę. Z wewnątrz dało się usłyszeć ciche popiskiwanie. Orłowska niemal natychmiast podbiegła do niego i delikatnie uniosła ciepły materiał przykrywający prowizoryczny transporter. Po chwili wyłoniła się z niego mała, szara, kocia główka. W ślad za nią to samo uczyniły również trzy kolejne. Zwierzaki wyglądały na zaledwie kilkudniowe. Mężczyzna był wyraźnie zbulwersowany, co zainteresowało obie dziewczyny.
– Dobry wieczór. Co się stało? – spytała go nieśmiało Ada.
– Jakiś idiota położył to pudełko koło śmietnika. To był przypadek, że usłyszałem ciche miauczenie jednego z  tych maluchów i je znalazłem – odparł wściekły i przekazał karton w ręce młodszej z dziewczyn.
– Jak można tak traktować bezradne stworzenia?! – krzyknęła Zuza tonem przepełnionym goryczą. – Przecież mógł je przynieść tutaj! A nawet jak nie chciał brać na siebie takiej odpowiedzialności, to przecież istnieje coś takiego jak sterylizacja! Co za nieodpowiedzialność! No ludzie! Gdybym tylko miała okazję - zabiłabym gnoja! Obezwładniłabym go paralizatorem i przywiązała do kaloryfera. Potem wzięłabym piekielnie tępy nóż i zaczęła go ciąć. Pochlastałabym dupka jak tylko się da! A potem wydłubałabym mu oczy. W końcu ślepota wzmaga inne zmysły! Wszystkie wcześniej zadane rany zaczęłabym solić. Chlorek sodu – król cierpienia! Gnojek by tego nie wytrzymał! Potem zrobiłabym mu waterboarding! A gdy zacząłby się dusić – zlitowałabym się. Poodcinałabym mu kończyny. Albo nie – powiesiłabym go głową w dół i przecięła na pół. A on by się męczył, w pełnej świadomości prawie do końca. A to co z niego by zostało – spaliłabym, no ewentualnie przeznaczyła na preparaty dla biol-chemów! – wyrecytowała przez zęby, zaciskając pięści. Z każdym słowem robiła się coraz bledsza. Podobnie zresztą jak wszyscy ludzie, którzy zdołali usłyszeć jej monolog.
– Hej, spokojnie. Nic im nie będzie. Tutaj są bezpieczne… – próbowała ją uspokoić rudowłosa.
– No jasne, pewnie. A bo to tylko taki jednorazowy wybryk, hmm?! Bo takie historie jeszcze nigdy się nie zdarzały?! I ty się dziwiłaś, że nienawidzę ludzi! – napędzała się Zuzka, z każdą chwilą coraz bardziej podnosząc głos. Nie znosiła tego, że ludzie potrafią ignorować tak poważne sprawy. Nie potrafiła zaakceptować okrutnego i bezwzględnego traktowania słabszych od siebie. Na świecie panuje coraz większa znieczulica! W wojnach biorą udział całe narody, a nie tylko wojska. Giną cywile, dzieci, ludzie starsi… A wszystko po co? Po władzę? Pieniądze? Po nic! I tak wszyscy – bez względu na status społeczny i  majątkowy – zginą w tej samej ziemi. Ziemi skażonej okrucieństwem i niesprawiedliwie przelaną krwią… Zwierzęta natomiast są traktowane jak zabawki, a gdy właściciele zaczynają się nimi nudzić – jak zwykłe śmieci. Zuza od lat nie chciała żyć na świecie, na którym dzieje się tyle zła. Tyle zła absolutnie bez powodu! Martyrologia niezmieniająca zupełnie niczego. Po raz kolejny dopadł ją ból świata… Miała ochotę skulić się w sobie i odizolować od otoczenia. Przeczekać aż ból zamilknie, odejdzie w niebyt.  Dlaczego na Weltschmerz nie działa nawet morfina?
– Słuchaj, wiem, że jesteś wściekła. Sama też jestem. Ale te kotki są już bezpieczne. Tutaj będą pod odpowiednią opieką. Nic im się nie stanie. Pomyśl o tym. To pomaga… – spróbowała po raz kolejny Adrianna. Ucieszyła się, gdy zobaczyła, że Orłowska powoli się uspokajała. Nie wiedziała jednak, że jej koleżanka nie złości się już tylko dlatego, że nie ma na to siły. Gniew ustąpił miejsca załamaniu.
Obie w ciszy wyszły ze schroniska. Ada – ponieważ nie wiedziała, co powiedzieć, a jej przyjaciółka dlatego, iż nie była w nastroju na jakiekolwiek rozmowy. Cały czas myślała o okrucieństwie tego świata i tym, jak bardzo go nienawidzi…

19 komentarzy:

  1. Dobrze, więc podejście drugie. W połowie pisania, przypadkowo niestety, ale wyłączyłam Internet. Inteligenta ja. Ale nieważne.

    Przepraszam Cię, że pod poprzednim rozdziałem nic nie napisałam, ale miałam małe problemy i nie mogłam się na niczym skupić. Teraz postaram się napisać coś dłuższego ;)

    Mam wrażenie, że Wy to opowiadanie piszecie o mnie. Zuza wkurzyła się na Oliwiera tylko dlatego, że powiedział jej prawdę. Może rzeczywiście nie powinien tego mówić, ale to powiedział i nie mam zamiaru jakoś nad tym lamentować. To jest bardzo dziwne. Bo doskonale wiem, że moje życie jest beznadziejne, ale bardzo boli, gdy powie to ktoś inny. Zuzę też zabolało. Kurde, też bym się na niego wkurzyła. Tym bardziej, że to jej chłopak. Ale dobra, nieważne ;) Wybacz, ale jakoś nie potrafię napisać nic co miałoby sens. Także, jeśli piszę głupoty to trudno, ale musisz to zaakceptować. Jednak pozostaje pytanie. Czy ona będzie potrafiła się na niego gniewać? No ludzie, to jest Oliwier! A tak poza tym, jak to czytam to już nie mogę doczekać się żużla. Niestety jeszcze ponad miesiąc do zawodów w Toruniu :( Chyba obejrzę jakiś mecz na komputerze ;) Jak zwykle piszę zupełnie o czymś innym. Dobra, spróbuje się ogarnąć.

    Jak zaczęłaś pisać o zwierzakach to wzbudziłaś we mnie zdeterminowanie, żeby prosić tatę o psa. Już nawet nie liczę ile lat się proszę o niego. Kto wiem może w końcu zdołam coś wyprosić :)
    Z każdym rozdziałem uświadamiam sobie, że matka Zuzy to naprawdę jędza. Sprowadziła sobie do domu kota po to, żeby wygnać z niego psa. Ale na szczęście te zwierzaki, które się "nie lubią" zaprzyjaźniły się. I dobrze, przynajmniej ta .... nie ma satysfakcji z tego, że swoim głupim pomysłem udało jej się coś osiągnąć.
    Zaczynam się bać Zuzy, serio O_O Ja wiem, że ludzie różnie reagują na krzywdę zwierząt, ale nie spodziewałabym się takiej wściekłości. Lepiej, żeby ten co porzucił te kotki, nie spotkał Orłowskiej na ulicy. To mogło by się skończyć tragicznie...

    To już chyba wszystko, co chciałam napisać. Wybacz, że ten komentarz jest taki niekompletny, ale ja z natury jestem roztrzepana i złożyć coś do kupy jest ciężko :D
    Także ja czekam na następny rozdział, a w okresie tego czekania (czyli mam tydzień) ponawiam akcję "Klaudia chce psa" ;)

    POZDRAWIAM :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Za mało Oliwiera dziewczyny :((

    OdpowiedzUsuń
  3. Oliwier pewnie niechcący wypowiedział te słowa, z jednej strony było mi go żal, że Zuzka tak na niego naskoczyła. Z drugiej strony mógł pomyśleć zanim palnął taką gafę. Dobrze, że Zuzie spodobała się praca w schronisku, ale takiego napadu gniewu się po niej nie spodziewałam. Co do jednego ma rację, w dzisiejszym świecie za dużo jest zła, znieczulicy i bezsensownych konfliktów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak przeczytałam opis na początku, to absolutnie zatęskniłam za wiosną. Co prawda ostatnio pogoda dopisuje, ale też bym chciała, że wokół zrobiło się zielono, a słońce wyszło już na stałe. Może niedługo tak będzie.
    Aż się wystraszyłam, kiedy Oliwier podjechał tym crossem pod dom Zuzki, bo tak jak ona nie sądziłam, że to on. Już myślałam, że to jakiś kolejny psychol, który próbował zaszpanować motocyklem, dlatego poczułam ulgę, gdy tylko się okazało, że to Lejkowicz. W sumie miał świetny pomysł z tą przejadżką, szkoda, że nic z tego ostatecznie nie wyszło... Co jak co, ale bardzo mnie irytuje w Zuzie to błyskawiczne strzelanie focha. Owszem, ma dziewczyna powody, w końcu wsparcia w rodzinie oczekiwać nie może, a ufności do ludzi nie ma, więc często coś zupełnie niewinnego odbiera jako rzecz obraźliwą, ale mimo wszystko powinna nad tym popracować. Szkoda, że nie powiedziała Oliwierowi prostu z mostu, że obawia się reakcji matki, która jak widać od razu zaciągnęła ją do roboty. Ucieszyłam się jednak, że Zuza nie spędziła reszty dnia w domu, tylko odezwała się do Ady i pojechała z nią do schroniska. Taki wolontariat to sama przyjemność. I też się wkurzyłam, kiedy przyniesiono te porzucone kociaki. Nigdy nie rozumiałam, jak można się tak zachowywać w stosunku do zwierząt, które są przecież żywymi istotami jak my i tak samo czują. Tylko człowiek może zachować się w taki sposób, aż się przykro robi.
    Rozdział mi się spodobał, czekam na ciąg dalszy, bo coś czuję, że wątek z Kubą niedługo się rozwinie... Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Też chcę już wiosnę… Co prawda to niespecjalnie moja ulubiona pora roku, ale lepsze to od tego, co jest teraz :D
    Ach, ten Oliwier. Zawsze musi coś namieszać. Już ostatnio trochę nabałaganił, a tutaj znowu. Bardzo często zdarza się, że wypowiemy kilka słów z względnie dobrymi intencjami, ale dla drugiej osoby okażą się one bardzo raniące i chociaż szybko zrozumie się sens i ich niezbyt odpowiedni dobór, cóż, nie da się tego odwrócić. Szkoda, że spotkało to akurat Zuzę i Oliwiera… Ale przecież na pewno, jak tylko on wróci, znowu się dogadają i będę mogła skakać z radości.
    Zupełnie rozumiem Zuzę i jej zdenerwowanie. Mnie samej, kiedy uświadamiam sobie jak okrutni i bezmyślni potrafią być ludzie w zakresie opieki (lub raczej jej braku) nad zwierzętami, podnosi się ciśnienie, a co dopiero, kiedy znajdzie się w takim miejscu, gdzie z każdej strony można doświadczyć cierpienie tych cudownych istotek. Cieszę się, że pojawił się tutaj ten wątek, bo ja wręcz uwielbiam psy, więc to trochę takie idealne podpasowanie pod moje preferencje :P
    Martwi mnie za to Ada. Czemu ona znowu wplątuje się w jakiekolwiek relacje z Kubą? To nie skończy się dobrze… Już myślałam, że ten fragment życia ma za sobą, ale właściwie nie ma się czemu dziwić. Skoro była z nim, mimo że ją krzywdził, to dlaczego teraz miałaby się tak od razu wycofać? Pewnie, Zuza dała jej jakiś impuls do działania, ale sam fakt, że była z nim tak długo nie zostanie ot tak przekreślony. Mogę się jeszcze łudzić, że to tylko chwilowe, ze względu na jego stan, ale mam wrażenie, że akurat w tym wypadku to stwierdzenie może rozmijać się z prawdą w znacznym stopniu… Te dziwne i skomplikowane związki…
    Miałam coś jeszcze napisać, ale jak na złość wypadło mi z głowy…
    Chyba chciałam wspomnieć o samej końcówce i powrocie pesymistycznych myśli Zuzy. Mam nadzieję, że szybko się ich pozbędzie. Oliwier, wracaj! Przeproś i nie rób więcej głupstw :D
    Ja też muszę przeprosić, bo tak długo zabierałam się do skomentowania ostatniego rozdziału, że już zdążył pojawić się nowy… :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha, aż przerwałam oglądanie Władców Pierścieni, bo sobie przypomniałam że nie skomentowałam ><
    Rozdział... hm, nie mam słowa. Lejek zachował się tak bo to facet.. a oni myślą dopiero po tym jak coś powiedzą ;_; i są strasznie denerwująco głupi! Wrr.
    Hmm, Zuzka by mnie chyba nie polubiła, bo śpię w koszuli chłopaka :D dobra, mniejsza ;-;
    Strasznie poddenerwowana była bohaterka w tym rozdziale! Nic tylko by pluła zgrozą na prawo i lewo. Jak mówiła co by z tym facetem zrobiła który wyrzucił kociaki, to aż mnie wzięło i skręciło na lewą stronę. Tej to lepiej nie podpadać!
    Ahh przypomniałam sobie, że od dziecka chciałam być wolontariuszką w schronisku.. trochę im zazdroszczę :D
    O i co za wyrodna matka! Gdyby moja robiła takie spiski przeciwko mojemu psu, to chybabym wyszła z siebie, stanęła obok i zaczęła ją tłuc patelnią. Nie po to błagałam rodziców 5 lat o psa, żeby mi go zabrali. No i tu jestem murem ciałem i wszystkim, zapierając się kończynami za Zuzką!
    Zawsze jak czytam to się dziwię, że to blog, a nie książka! Profesjonalny warsztat :3
    O! I ja się pochwalę, mój tata też w głowie ma tylko motory :D ma dwa w garażu i jednego rozebranego na części ><
    Komentarz bardziej chaotyczny niż zazwyczaj... trudno, może ktoś się połapie :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zuza ma trochę problemy ze złością. Rozumiem, że mogła ją urazić sugestia, że z pewnością nie ma żadnych planów na spędzenie wolnego czasu, no ale tak właściwie to Oliwier miał rację. Zuza rzeczywiście nie ma zbyt wielu znajomych. Co prawda to przede wszystkim jej własna wina, bo ze względu na swój wiecznie beznadziejny nastrój izolowała się od ludzi, ale teraz, kiedy coraz częściej się uśmiecha, mogłaby spróbować to zmienić. Ale ona rzeczywiście wszystkie chwile spędza ze swoim chłopakiem, choć próbuje się tego wyprzeć. No dobrze, widuje się też czasem z Adą, ale do niedawna nawet jej nie znała i wtedy jej życie towarzyskie ograniczało się do Oliwiera.
    Rozumiem, że Zuzę mogła zirytować uwaga jej chłopaka, ale nie wiem, jaki sens ma wypieranie się prawdy. Może główna bohaterka próbuje oszukiwać samą siebie, ale nie sądzę, by było to dla niej dobre. Zamiast tego powinna częściej spotykać się z innymi ludźmi i znaleźć przyjaciół, by Oliwier nie miał powodów do takich uwag. No a poza tym, gdyby tak się zdarzyło, że tych dwoje by ze sobą zerwało (nie żebym od razu tworzyła jakieś czarne scenariusze, bo prostu w życiu nigdy nic nie wiadomo) to Zuza rzeczywiście zostałaby całkiem sama i nie wiedziałaby, co ze sobą zrobić. Uzależnianie się od jednej osoby nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny ciekawy rozdział:) Zuza powinna nauczyć się panować nad swoimi emocjami, bo jeśli tego nie zrobi znajomość z Oliwierem, który nie jest za bardzo domyślny, skończy się bardzo szybko. Wydaje mi się, że ona do niego wcale nie pasuje, chociaż oboje są bardzo porywczy. :) Ten rozdział był raczej mało ekscytujący, ale wciąż lubię czytać twojego bloga. Może po prostu jestem ciekawa jak to wszystko się skończy:) Pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam ale ten rozdział nie szczególnie mi się spodobał.
    Nic się praktycznie nie działo. Ciezko bylo mi dotrwac do końca. Chyba najsłabiej w cakym opowiadaniu.
    Ale nic. Przeciez w kazdym nie musi sie cos dziac. : )
    Czekam na przyszly piatek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Co mogę powiedzieć ? Kolejny wspaniały rozdział ;) Trochę mało Lejka jak dla mnie. Boję się żeby jak Kuba wyjdzie że szpitala nic nie zrobił Lejkowi i Zuzce.Te podrzucenie kotków to szczyt okrucieństwa.Nie dziwię się Zuzi, że tak zareagowała.Myślę,że postąpiłabym podobnie :3 Czekam na kolejny rozdział .
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nieźle się nakręciła hahahha gadała jak najęta. Z Lejkiem odrobinę przesadziła, ale jestem pewna, że sama bym tak zareagowała ;/ biedny. A jej matka to jakaś jędza, boże jak można być takim człowiekiem ;o

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział naprawdę wspaniały i porywający. Czekam na kolejny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Twój blog został zaaktualizowany na Spisie Opowiadań.
    http://katalogopowiadan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże, jaki piękny szablon *.* zakochałam się po prostu :D Rozdział też wspaniały, fajnie piszesz :)
    Zapraszam Cię do mnie, dopiero zaczynam :)
    http://because-someday-it-will-be-better.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Od razu proszę o wybaczenie za treść komentarza. Domyślam się, że będzie bez składu i ładu.
    Ale do rzeczy. Któż z nas nie lubi pierwszych słonecznych dni, gdzie wszystko wydaje się takie nowe, piękne i dające nadzieję. Niewątpliwie takim okresem jest wiosna. W tym czasie każdy nabiera większej ochoty do życia i pstrzy na różne sprawy z innej perspektywy.
    Szkoda, że tak miły dzień zamienił się w niepotrzebną awanturę. Jedno niefortunne stwierdzenie spowodowało lawinę gniewu. Zuza chyba zbyt emocjonalnie do tego podeszła. Niestety najbliższa osoba pokazała jej jak na prawdę wygląda jej życie. Orłowska kompletnie zamknęła się na innych i ma trudności z okazaniem zaufania potencjalnym znajomym. Dobrze, że chociaż Oliwer przebił się przez twardą skorupę dziewczyny.
    Pomysł z pracą w schronisku okazał się chyba strzałem w dziesiątkę, jeśli mogę to tak określić. Chociaż los tych zwierząt jest przygnębiający. Sama w domu mam trzy znajdy, jednego psiaka i dwa psotne kociaki. Pierwsza pociecha została znaleziona w kartonie zostawionym gdzieś na drodze. Widok trzech biednych szczeniaczków łapał za serce. Kocięta natomiast to mieszkańce ze schroniska. Miał być tylko jeden, ale widocznie jego braciszek upatrzył sobie mnie jako właścicielkę, chyba stąd przydomek Batch Attack. :)
    Wracając do rozdziału. W pełni podzielam podejście Zuzy do zwyrodnialców, którzy tak traktują zwierzęta. Wcale nie dziwię się, że dziewczyna tak zareagowała. Jedno przykre zdarzenie pociąga kolejne. Szkoda, że nie nie ma recepty na naprawienie świata...

    Jeszcze raz przepraszam za komentarz trochę bez sensu. Następnym razem jakoś się ogarnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniale piszesz!Jestem pod dużym wrażeniem!Zabrałaś mnie w inny świat...zakochałam się !Na maxa się zakochałam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zuza trochę zbyt gwałtownie zareagowała na słowa Oliwiera. Przynajmniej moim zdaniem. Przecież on na pewno nie chciałby sprawić jej przykrości- wręcz przeciwnie,wszystko robi dla niej. A każdemu zdarza się czasem źle dobrać słowa. Nawet nie dała mu się wytłumaczyć. A skoro nie widzieli się tyle czasu, to chyba powinna chcieć się z nim zobaczyć i spędzić trochę czasu. Tym bardziej, że wyjeżdża. Zachowała się trochę jak naburmuszona nastolatka. Rzuciła, krótkie "cześć" i odwróciła na pięcie. Czasem mam wrażenie, że traktuje Oliwiera jak kolegę, a nie chłopaka. Dziewczyno, trochę uczucia!

    A co do jej reakcji w schronisku to wcale się nie dziwię. Ja zdenerwowałabym się w podobny sposób. Podobnie jak Zuza nienawidzę zła tego świata tym bardziej jeśli jest skierowane do zwierząt. W końcu człowiek jako istota myśląca powinien dbać o bezbronne zwierzęta, pomagać im, albo chociaż nie krzywdzić! Ktoś kto bierze kota albo psa, powinien wziąć pod uwagę, że będą się rozmnażać. Ludzi, którzy od tak wyrzucają zwierzęta, albo topią je są dla mnie poniżej krytyki! Zdecydowanie w Polsce są za niskie kary za znęcanie się za zwierzętami., I cieszę się, że poruszyłaś tą kwestię w swoim opowiadaniu. Trzeba wreszcie coś zrobić z tą wszechobecną znieczulicą.
    Składam pokłon Zuzie za tą reakcję i Wam za ten rozdział;)
    Ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
  18. Zuza jest nieobliczalna... Nigdy nie wiadomo jak zareaguje.
    Myślę, że Oliwier nie mial nic złego na myśli zresztą- Ona też to wiedziała, ale zołzy tak mają ;) Chwilami jej zachowanie wydaje się być takie znajome ;)
    A trochę tęsknoty jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a nawet niektórym wyszło na dobre.
    Jeśli chodzi o jej rekację w schornisku- znowu łudząco podobna..
    Nienawidzę okrucieństwa wobec zwierząt nic mnie tak nie boli jak krzywda niewinnych istot. Zabiłabym każdego kto odważył się podnieść na nie ręke.

    OdpowiedzUsuń
  19. No i jestem :D Dziś wracam na pewno z jednym, a jak się sprężę, to z dwoma rozdziałami do skomentowania :D
    Ech, Zuza, to tu się akurat nie zgadzamy. Znaczy, te dni, kiedy zaczyna się wiosna są może fajne, ale... ale ja tak kocham zimę <3 Z kolei wiosna, to mi się kojarzy tylko i wyłącznie z tą paskudną ciapą, jak śnieg topnieje D: Ale wiadomo, co kto lubi. A opis tego Wam wyszedł bardzo zgrabny ;3
    Kurczę, ta sytuacja z Lejkiem i Zuzą to w sumie przypomina mi sytuacje, które spotykają mnie. Znaczy, mam na myśli, że ja osobiście nie jestem jakąś wybitnie towarzyską osobą, mam wąskie grono znajomych, z którym widuję się i tak rzadko. I mnie z tym bardzo dobrze. Ale czasem ktoś mi walnie takim tekstem jak Oliwier Zuzie i tak samo mnie krew zalewa, jak ją. No bo właśnie o to chodzi, że ja mam dokładnie tak samo. I każdy chyba - że prawda boli najbardziej. i już nie jest ważne, co ten ktoś miał na myśli - im bardziej zgodne jest z prawdą, tym bardziej człowiek chce udowodnić, że to nieprawda. Także I feel you, Zuza *pat pat*
    Idąc dalej, to ja osobiście nigdy jakoś nie paliłam się na wolontariat - ale jest to rzecz z tych, do których sama nie czuję powołania, ale uważam za baaaaaaaardzo godne pochwały. I generalnie to ja naprawdę się cieszę, że dziewczynom układa się dobrze, bo ja osobiście naprawdę życzę po cichu Zuzce jak najlepiej i należy jej się, żeby w końcu znalazła sobie przyjaciółkę, która choć odrobinę zatrze całą tę traumę związaną z Magdą. A bałam się, że ta sprawa z Oliwierem jakoś popsuje ich znajomość... Chociaż może i jeszcze tak się stanie, kto wie? Poczytam dalej, to pewnie się dowiem :)
    Idąc dalej, to naprawdę nienawidzę matki Zuzy jeszcze bardziej po tym, jak się dowiedziałam z tego rozdziału, jak chciała się rozprawić z Burżujem. Kurna, wzięła psa do domu i co, nie wiedziała, że takie rzeczy jak zniszczenie butów mogą się zdarzyć? Jezu, co za tępota, co za straszna kobieta... nie mam słów D: I bardzo dobrze, że Tinalda ma do niej taki stosunek, nawet kot ją wyczuł... Bardzo jej tak dobrze :D
    Nie dziwię się temu, jak Zuza się wściekła, kiedy zobaczyła te kociaki (bo to były kociaki, prawda?). Ja też nie rozumiem, jak można traktować zwierzęta w taki sposób, jak można być tak pozbawionym wyobraźni i jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności. Naprawdę, ja rozumiem, że komuś się takie małe kociątka trafiły, ale kurczę, jak można je tak po prostu zostawić? Nie można było sprzedać/oddać do schroniska? Jeeeezu, ludzie mnie nieraz tak okrutnie denerwują....
    Ale rozdział jak zwykle bardzo dobry. Nie mam nic do zarzucenia.
    Nie wiem, czy jeszcze dziś coś Wam skomentuję, a jeśli nie dziś, to pewnie wrócę najwcześniej w środę, bo do środy oblewam koniec matur, więc mnie w Internetach niet. Ale potem wrócę, spodziewajcie się mnie :D Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale