piątek, 4 kwietnia 2014

Caput XXVII

Zuza z trudem otworzyła zaspane oczy. Czuła się jakby jej powieki były niemiłosiernie ciężkie, a spojówki zdawały się palić ją żywym ogniem. Kilka razy szybko i energicznie mrugnęła, by choć w maleńkim stopniu rozproszyć mgłę przesłaniającą jej wzrok. W pierwszej chwili nie była w stanie rozpoznać miejsca, w którym się znajdowała. Uniosła się delikatnie na łokciach i badawczo rozejrzała po pokoju. Wiedziała, że znała to pomieszczenie. Niestety, nie potrafiła od razu przypomnieć sobie, skąd. Po dłuższej chwili wreszcie zorientowała się, że była w sypialni Oliwiera. Odetchnąwszy głęboko, bezsilnie opadła z powrotem na jego łóżko. Nagle – ku własnemu zaskoczeniu – poczuła, że poduszka, na której spała była lekko wilgotna. Powoli przesunęła po niej dłonią. Tak, nie wydawało jej się. „Tylko dlaczego? Co tu się działo? Czemu tu jestem?” – zastanawiała się, potrząsając delikatnie głową. Ów ruch jednak sprawił, że wszystko, co widziała, na chwilę zawirowało. Zatrzymała się na moment i przetarła ręką po policzku. Sunąc opuszkami palców po twarzy, wyczuła na swojej skórze szorstkie ślady rozmazanego tuszu do rzęs. Zamknęła oczy i uparcie starała się przypomnieć sobie cokolwiek z wczorajszego wieczoru. Niemiłosierny ból głowy nie ułatwiał jej jednak tego zadania. Spuściła bose stopy na podłogę, aby wstać z łóżka. Zanim to jednak uczyniła, kątem oka dostrzegła, że obok niego stała półtoralitrowa butelka wody mineralnej oraz pusta szklanka.
– Skąd on wiedział, że tak cholernie będzie mi się chciało pić? – bąknęła pod nosem, tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Przez jej myśli przewinęły się migawki wspomnień. Przypomniała sobie, że piła. Bardzo dużo. Najpierw dlatego, że miała ochotę. Dlatego, że Jimmy podawał jej kolejne drinki. A potem uparcie na złość Oliwierowi. Tylko dlaczego? Tego wciąż nie mogła sobie przypomnieć. Zmarszczyła czoło, maksymalnie skupiając się na wydarzeniach ostatniej nocy. Pamięć jednak niestrudzenie dozowała jej dostęp do wątpliwie przyjemnych wspomnień.
Od umysłowego wysiłku zakręciło jej się w głowie. Aby ustabilizować ciało, oparła się dłońmi o materac. Piła chyba dlatego, że jej zabronił. Bo próbował jej mówić, co ma robić. Nagle poczuła palący wstyd. Dlaczego zawsze musiała być taka uparta? Przecież miał rację – właśnie teraz odczuwała dotkliwe skutki tego, iż po raz kolejny wypiła zbyt wiele. Piekielny ból głowy wciąż jej towarzyszył. Nie potrafiła jednak przypomnieć sobie, dlaczego płakała. Alkohol tymczasowo zatarł wspomnienia. Nie umiała przebrnąć przez barierę niepamięci. Chociaż może to i dobrze…  Przynajmniej dla niej.
Dłonią zaczesała do tyłu potargane włosy, napiła się wody i powolnym, nieco chwiejnym krokiem udała się do łazienki.
Spojrzała w lustro. To, co w nim zobaczyła sprawiło, że od razu spuściła wzrok na białą powierzchnię umywalki. Nie mogła na siebie patrzeć. Miała spuchnięte powieki, cienie pod zaczerwienionymi od płaczu oczami. Jej twarz pokrywały wzory powstałe z rozmazanego makijażu. Właśnie ów obraz nędzy i rozpaczy sprawił, że przypomniała sobie powód wylanych w nocy łez. Pokłóciła się z Lejkowiczem. Chyba o Jimmy’ego. Jak przez mgłę widziała wściekłe, a zarazem pełne bólu spojrzenie żużlowca. A potem? Czy ona nie zasugerowała rozstania? Tak – wykrzyczała mu prosto w twarz pierwsze, co przyszło jej do głowy. Jak zwykle w gniewie...
Obrazy z przeszłości ponownie rozpłynęły się i odeszły w niebyt. Tkwiąc pośród retrospekcji, dziewczyna poszła się wykąpać. Miała nadzieję, że chłodny prysznic uśmierzy jej ból głowy i zmyje resztki snu. Wraz z wodą, do jej umysłu napłynęły kolejne wspomnienia. Chciała zatrzymać chłopaka, ale nie miała pojęcia jak to zrobić. Przed oczami majaczyły jej niewyraźne sceny tego, co robiła zeszłej nocy. A raczej tego, co razem robili. Znów poczuła wewnątrz siebie ten piekielny wstyd, który trawił jej ciało i psychikę. „Ciekawe, co on sobie teraz o mnie myśli… – zagadnęła samą siebie. – Nie zdziwię się, jeśli nie będzie chciał mnie znać!” Najbardziej jednak zdziwił ją fakt, że chłopak tego nie wykorzystał – tego akurat była pewna. Nie zapomniałaby. Kolejny raz udowodnił jej, że ją szanuje. Szanuje chyba bardziej niż ona sama…
Po kąpieli wróciła do sypialni, ubrała się i ponownie napiła. Czuła, że zanim  wróci do formy, wypije chyba cały światowy zapas słodkiej wody.
Miała mętlik w głowie. Niczego nie była pewna. Niczego poza tym, że dręczył ją kac. Nie miała jednak pojęcia, który bardziej – ten fizyczny, poalkoholowy czy moralny. Usiadła ciężko na łóżku Oliwiera i schowała twarz w dłonie. Po prysznicu pod względem fizycznym czuła się nieco lepiej, jednakże mimo to wciąż nie chciała jeszcze schodzić na dół. Obawiała się chwili, w której będzie musiała stanąć oko w oko z Lejkowiczem. Za wszelką cenę starała się opóźnić nieunikniony moment konfrontacji. „Nie jestem gotowa na spotkanie z własnym chłopakiem…” – pomyślała oraz cicho zaśmiała się z ironii sytuacji, po raz kolejny chwytając w dłonie plastikową butelkę. Zdjęła nakrętkę i ostatni raz napiła się wody.
Przymykając oczy, starała się jeszcze choć na chwilę skupić się, zebrać myśli, by przed spotkaniem z Oliwierem odzyskać trzeźwość umysłu. Nagle w jej głowie pojawiła się przerażająca myśl. Trzęsącymi się dłońmi złapała za telefon i nerwowo zaczęła stukać w klawiaturę. Była zbyt zdenerwowana, by bez problemu trafiać w przyciski, przez co pisanie zajęło jej nad nadzwyczaj wiele czasu. Po uporaniu się z drżeniem rąk i złośliwością urządzenia, wysłała do matki wiadomość, w której napisała, żeby kobieta nie martwiła się o nią, ponieważ impreza przeciągnęła się i że nie wróci do domu na obiad. Naiwnie łudziła się, iż taki sms choć trochę złagodzi nieuniknioną awanturę po powrocie. W tym momencie przypomniała sobie kłótnię, która miała miejsce po jej ostatniej nocnej nieobecności. Kiedy jej pamięć podsyłała jej przerażające, bolesne wspomnienia, Zuza poczuła drżenie wewnątrz swojego ciała. Miała wrażenie, że wszystkie jej narządy zdawały się kurczyć jakby chroniąc się przed cierpieniem. Wiedziała, że tym razem powrót następnego dnia nie ujdzie jej płazem. Miała świadomość tego, iż w końcu przeciągnęła strunę. Z jednej strony rozumiała obawy matki – miała prawo denerwować się, gdy jej córka, nie informując jej, nie wracała do domu z imprezy. Z drugiej jednak, gdy tylko wspominała to, co działo się ostatnio, poczuła w sercu silne ukłucie. Mimo wszystko kobieta nie musiała przecież szydzić z niej, obrażać jej i wyzywać. „Dom to miejsce, w którym czujesz się bezpiecznie…” – pomyślała ironicznie, przecierając dłonią zmęczoną twarz. Wiedziała jednak, że gęste tłumaczenie się przed rodzicielką stanie się kłopotliwe dopiero za kilka godzin. Teraz powinna zmierzyć się z zupełnie innym problem.
Spojrzała na drzwi pokoju. Wiedziała, że dłuższe przeciąganie tej chwili jest bez sensu. Wzięła więc głęboki wdech i wstała z łóżka, by w końcu zmierzyć się z własnym strachem.
Powoli i cicho zeszła na dół. Automatycznie skierowała się do kuchni, dziecinnie wierząc, że tak jak ostatnio spotka w niej chłopaka. Niestety, przeliczyła się. Liczyła, że po raz kolejny Lejek poda jej gorącą, aromatyczną kawę jednocześnie udając, że poprzedni wieczór nigdy nie istniał. Doskonale jednak wiedziała, że to, co wydarzyło się między nimi na tej feralnej imprezie oraz w jego sypialni tuż po niej było zbyt poważną sprawą, by oboje byli w stanie udawać, że wszystko to nie miało miejsca. Niemiłosiernie bała się spotkania z żużlowcem, jednak podświadomie pragnęła jak najszybciej odnaleźć go i mieć za sobą to, co nieuniknione. Snując się więc po domu niczym zjawa w poszukiwaniu Lejkowicza, zajrzała do każdego pomieszczenia, obok którego przechodziła. W końcu udało jej się go znaleźć. Leżał rozciągnięty na kanapie w salonie, zasłaniając twarz poduszką. W pierwszej chwili Zuza pomyślała, że chłopak na pewno śpi, jednak on, jak gdyby wyczuwając jej obecność, niechętnie zsunął jaśka z twarzy, po czym otworzył oczy i spojrzał na nią. Z jego mętnego, zmęczonego spojrzenia nie dało się jednak niczego wyczytać. Na jego twarzy zaś momentalnie zaczęły malować się liczne emocje, które jednakże udało mu się ukryć pod maską spokoju i obojętności, nim Zuza zdążyła którąkolwiek z nich zinterpretować.
– Hej – szepnęła nieśmiało i lekko zarumieniona opuściła głowę, wbijając wzrok w ziemię. Splotła ręce na piersi jakby mając nadzieję, że w ten sposób uda jej się odgrodzić się od chłopaka i zamknąć w własnym świecie na tyle skutecznie, by móc uniknąć kłótni.
– Cześć… –  bąknął w odpowiedzi i – odrzucając poduszkę – powoli wstał z kanapy. Starając się nie zwracać uwagi na dziewczynę, podszedł do barku, otworzył go, po czym prędko zamknął. Miał ogromną ochotę na szklankę Jacka Danielsa, zorientował się jednak, iż w tej sytuacji jego zachowanie zakrawałoby o hipokryzję. Pochylając się nad stołem, nerwowo zaczął przekładać wszystkie stare gazety oraz papiery, jakie znajdowały się w zasięgu jego rąk. Nie wiedział, co powiedzieć, jak rozpocząć rozmowę, więc postanowił zająć się czymś tak prozaicznym jak spontaniczne porządkowanie blatu.
Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że to właśnie on powinien odezwać się jako pierwszy, ponieważ Zuza z całą pewnością nie będzie w stanie dokonać tego kroku. Biorąc w dłoń stary bilet lotniczy, odetchnął głęboko, po czym – gnąc nerwowo papier - odwrócił się do Orłowskiej.
– Nie pij więcej… – powiedział w końcu. Nadal jednak nie miał pomysłu na kontynuację dialogu. W jego głowie trwała wyłącznie przerażająca, głucha pustka.
– Oliwier! Słuchaj… Ja… –  zaczęła. Nie potrafiła jednak wykrztusić z siebie choćby jednego, sensownego zdania. Słowa plątały się w jej ustach niczym stare nici, których początku nie potrafiła odnaleźć. Pragnęła powiedzieć chłopakowi tak wiele, aczkolwiek nie wiedziała od czego mogłaby zacząć.
– Po prostu nie pij. Nie w takich ilościach – mruknął pod nosem. Nie miał ochoty mówić więcej. W obecnym stanie bowiem miałby ogromny problem z pohamowaniem swoich emocji. Wściekłość łącząca się z bólem wciąż nie opuściły jego wnętrza. Wiedział, że rozpamiętując wczorajszy wieczór,  szalałby ze złości. Nie chciał znów kłócić się z dziewczyną. Przecież to nie rozwiązałoby niczego. Nie miał zamiaru powtarzać schematu z ostatniej nocy…
W tym momencie blondynka usłyszała dźwięk swojego telefonu. Była pewna, że to matka odpowiedziała na jej sms. Sprawdziła – brak jakichkolwiek nowych wiadomości. Czasem – gdy bardzo czekała na połączenie lub smsa – wydawało jej się, że słyszała sygnał, pomimo milczenia urządzenia. Tak było i tym razem. Oczekiwała na jakąkolwiek odpowiedź ze strony rodzicielki. Oczekiwała ze strachem. Spodziewała się bowiem, że wiadomość nie przyniesie niczego dobrego. Chciała jednak, by rodzicielka odpisała jej jak najszybciej – chciała w końcu mieć za sobą kolejną tego dnia konfrontację z nieuniknionym. Widząc, że niestety będzie musiała jeszcze poczekać na uwolnienie się od lęku, zrezygnowana odłożyła telefon na stolik do kawy, aby znów nie dać oszukać się złudzeniom.
Nagle i bez ostrzeżenia Oliwier podszedł do niej, złapał ją za przegub i pociągnął jej rękę w swoją stronę. Zauważył na jej nadgarstku niepokojące ślady. Po przebudzeniu Zuza była tak bardzo nieprzytomna i zaabsorbowana wspomnieniami, iż zapomniała o swojej bransoletce! Jak mogła być tak nieostrożna?! Nie zwalniając ani na chwilę silnego uścisku, żużlowiec przejechał palcem po jednej ze nie do końca zagojonych szram na jej ciele. Dziewczyna cicho syknęła  z bólu.
– Co to jest? – spytał zaniepokojony, patrząc jej w oczy. Zaciekawione spojrzenie szybko jednak ustąpiło świdrującemu, ostremu niczym sztylet wzrokowi. Nagle zaczął sięgać pamięcią do wielu ich minionych rozmów. W myślach odtwarzał każdą, podczas której Zuzka opowiadała mu o tym, jak bardzo nienawidzi siebie i świata. Niczym kadry z filmu przed oczami ukazywały mu się sceny, gdy dziewczyna niespodziewanie odsuwała się od niego i nerwowo zakrywała nadgarstki. Połączył wszystkie ślady, które dotychczas tłumaczyła mu kocimi pazurami z dzisiejszymi ranami. Nie, jej słowa nie mogą być prawdą. Te sznyty są zbyt równe, zbyt perfekcyjne, by mogło je zrobić zwierzę. Starał się odpędzić od siebie niepokojącą myśl, niczym natrętnego owada i oczyścić umysł, by bez uprzedzeń i hipotez wysłuchać wyjaśnień Orłowskiej.
– A… Wiesz – stłukłam szklaną miskę i przy sprzątaniu się chlasnęłam –  z fałszywym uśmiechem tłumaczyła się żużlowcowi blondynka. Nie mogła powiedzieć mu prawdy. Nie teraz. Natarczywe spojrzenie chłopaka, którym nieustannie ją obdarzał sprawiało, że nie była w stanie wykrztusić choćby słowa. Była zbyt onieśmielona, zawstydzona. Przede wszystkim jednak była przerażona. Wiedziała, że kiedyś Oliwier dowie się o jej samookaleczaniu. Miała jednak nadzieję, że nastąpi to jak najpóźniej – kiedy będzie to tylko śladem przeszłości. Tego dnia nie umiała z nim rozmawiać. Nie zdążyli załagodzić jednego konfliktu, gdy niespodziewanie między nimi pojawił się kolejny problem. Kolejny, który narodził się wyłącznie z jej winy. Spuściła wzrok. Gdyby ktoś spytał ją, jaki kolor mają sufity w domu jej chłopaka, nie potrafiłaby mu odpowiedzieć. Potrafiła za to z najdrobniejszymi szczegółami opisać każdy element podłogi… Nie była bowiem zdolna spojrzeć mu w oczy, jednocześnie karmiąc go bolesnymi kłamstwami. Nie chciała go oszukiwać, jednak nie widziała innej możliwości ucieczki przed odpowiedzialnością. Przeczuwała nadchodzącą awanturę na wzór jaskółki zwiastującej burzę. Miała pełną świadomość tego, że była nieunikniona.
Wiedziała, że jej nie uwierzył. Chyba nikt nie uwierzyłby w tak idiotyczną historyjkę. Zuzka nigdy nie potrafiła kłamać. Zawsze zaczynała mówić zbyt wiele rzeczy, które nie miały sensu lub – wręcz przeciwnie – zaczynała się jąkać, plątać, rumienić. Pomimo, iż czasem udawało jej się oszukać rodziców, z żużlowcem nie miała najmniejszych szans. Przełknęła głośno ślinę i zamknęła oczy. Nie chciała widzieć jego twarzy. Przez to byłoby jej jeszcze trudniej. Nie miała innej możliwości, musiała udawać. Bała się, że chłopak nie zrozumie tego, co robiła ze swoim ciałem. Nie mogła się przed nim przyznać, nie chciała go stracić. Zdążyła już dowiedzieć się, w jaki sposób ludzie zaczynają traktować swoich znajomych, gdy dowiadują się o ich problemach. Obawiała się, że dla Lejkowicza prawda mogłaby okazać się zbyt dużym szokiem, a przecież i bez tego ich związek wisiał na włosku. Nie mogła pozwolić, by jeszcze bardziej oddalić się od Oliwiera.
– To jakoś często coś ci spada. Dużo masz tych blizn – powiedział spokojnie, wskazując jej kolejne ślady na ręce. Znał prawdę. Nie rozumiał jednak, dlaczego dziewczyna tak się krzywdziła. Największą zagadkę jednak stanowiło dla niego pytanie – dlaczego go okłamuje?
– Nie, tamte to po pazurkach Tinaldy, mówiłam przecież, głuptasie – powiedziała cicho i wysiliła się na sztuczny, nienaturalny uśmiech. By zachować pozory szczerości, podniosła wzrok, dzięki czemu w końcu zobaczyła jego twarz. Twarz pełną emocji, bólu i żalu. Był zły, zmartwiony, sfrustrowany, załamany… Uśmiech dziewczyny momentalnie zniknął, a wzrok ponownie skierował się w dół.
– Myślisz, że jestem taki głupi? Kot cię drapie zawsze w tym samym miejscu? Tak pokochał twoją lewą rękę? A poza tym – musi być  z ciebie straszna niezdara. Chyba tylko ty potrafisz pochlastać sobie nadgarstek, sprzątając szkło! Nie okłamuj mnie – nie zasłużyłem na to. Dlaczego to robisz? – ostatnie zdanie wypowiedział półszeptem. Mocno złapał dziewczynę za ręce i przyciągnął do siebie. Chciał ją zmusić, by spojrzała na niego, aby powtórzyła wszystko, patrząc mu prosto w oczy. Ona jednak szybko wyszarpała się z jego objęć. Zaczęła drżeć. Z gniewu, z frustracji, ale przede wszystkim ze strachu. Ze strachu przed konsekwencjami swojego postępowania oraz ciągłego uciekania przed prawdą.
– Co niby? – nadal udawała dziewczyna, rozcierając obolałe od uścisku nadgarstki. Wiedziała, że jej zachowanie było pozbawione sensu, jednak nie chciała dzielić się z chłopakiem swoimi spostrzeżeniami. Nie teraz. Nie potrafiła przewidzieć jego reakcji. Sądziła, że jeszcze nie jest gotów, by poznać prawdę. Była to jednak wyłącznie próba zamaskowania swojej niechęci do rozmowy. Starała się zrzucić winę za brak porozumienia i szczerości na swojego chłopaka. W głębi serca wiedziała jednak, że to właśnie ona nie była gotowa  na szczerość. Uniósł jej podbródek, by zmusić ją do kontaktu wzrokowego, po czym przyciągnął ją do siebie, łapiąc ją za ramiona.
– Jak to co? Tniesz się… – wypowiadając ostatnie słowa, poczuł wręcz fizyczny ból. Wciąż nie dopuszczał do siebie tej myśli. Z całych sił odganiał ją niczym natrętną muchę, która jednak bez przerwy uparcie brzęczała mu nad uchem.
– Za kogo mnie masz?! – krzyknęła oburzona, osiągając jednocześnie apogeum hipokryzji. Cały czas próbowała udowodnić żużlowcowi, że się mylił. Bezskutecznie. Jak miała udowodnić coś, w co sama nie była w stanie uwierzyć?
– Za dziewczynę, którą kocham i która powinna być ze mną szczera – powiedział ostro, wbijając w nią spojrzenie przeszywające niczym piracki kordelas.
– Nie masz prawa się wtrącać w moje sprawy! Moje życie to moje wybory, a moje ciało to mój ból. A tobie gówno do tego! Już ci mówiłam, że będę robić, co mi się podoba! – krzyknęła ponownie. Miała nadzieję, że wrzaskiem zagłuszy wyrzuty sumienia. Niestety, nie udało się. Wewnętrzny krzyk był zbyt głośny i przerażający, by jakikolwiek dźwięk mógł go stłumić.
– Niczego ci nie zabroniłem! Chcę tylko wiedzieć, dlaczego… Czy to moja wina? – spytał drżącym głosem. Bał się odpowiedzi. Wciąż nie pozwalał jej się od siebie odsunąć. Obawiał się, że dziewczyna wykorzysta każdą, nawet najmniejszą okazję do ucieczki.
– Nie twoja, wierz mi. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. To ci powinno wystarczyć. Nie zamierzam ci się spowiadać – to moje nadgarstki, nie twoje. Będziesz mógł mieć pretensje jak zacznę ciebie chlastać! – burknęła na chłopaka, w gniewie nie zwracając uwagi na własne słowa. Po chwili dopiero dotarło do niej, co właśnie powiedziała. Odkrywszy sens swoich słów, z trudem stłumiła śmiech.
– Byłabyś w stanie mi to zrobić? – spytał bez zastanowienia. Dopiero gdy zwerbalizował swoje pytanie, zrozumiał jego niewątpliwą głupotę.
– Nie, co ty. Mam prawo sprawiać ból sobie, a nie komuś innemu… – szepnęła, nieustannie natarczywie wpatrując się w podłogę. Niedługo będzie w stanie odtworzyć z pamięci wzór każdego panelu.
– W takim razie, proszę cię – nie tnij się więcej! – powiedział błagalnym głosem, wpatrując się w nią niczym  bezpański pies.
– Bo co? – spytała obojętnie. Nie miała ochoty słuchać kolejnych pouczeń i lamentów. Chciała jedynie wtulić się w jego ciało, poczuć się bezpiecznie. Niestety, choć dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów, nie mogła zrealizować tak banalnego pragnienia. Choć między nimi nie było fizycznego muru, nadal istniał ten mentalny, który zabraniał jej zrobienia kroku, o którym w tej chwili tak bardzo marzyła.
– Bo wyobraź sobie, że każda blizna na twoim nadgarstku to również rana na moim sercu – wyszeptał, przesuwając dłońmi wzdłuż jej ramion.
Zuza zaśmiała się bez krzty radości. Jej chichot był pusty i ironiczny.
– Takie jebane frazesy to wciskaj tej swojej wczorajszej… ekhm… – ona ma gąbkę zamiast mózgu, może wsiąknie – powiedziała złośliwie, mrużąc oczy. Nienawidziła ckliwych tekstów. Zawsze zastanawiała się, skąd ludzie je biorą. Z jakichś głupich stron internetowych?
– Ok, to weź żyletkę i proszę, dalej wycinaj te swoje pierdolone wzorki na moich narządach wewnętrznych! – odpowiedział udawanym, wściekłym tonem. Ostatnie zdanie spowodowało u Orłowskiej nagły i niepohamowany atak śmiechu, tym razem szczerego. Kiedy zaś gromki chichot ustąpił miejsca lekkiemu, aczkolwiek szczeremu uniesieniu kącików ust, Lejkowi z serca spadł ogromny kamień. Miał już bowiem serdecznie dosyć wszelkich kłótni z Zuzką. Stoczyli ich zbyt wiele w tak krótkim czasie.
– I właśnie za to cię kocham – powiedziała, uśmiechając się uroczo. Mocno objęła chłopaka. Musiała. W tym momencie potrzebowała wyłącznie odrobiny jego czułości, która pozwoliłaby ponownie odnaleźć jej się w rzeczywistości, pozbyć się gniewu i strachu. Kiedy silne ramiona chłopaka oplotły jej ciało, poczuła nagłą i niewytłumaczalną potrzebę wyjaśnienia mu swojego postępowania. Zrozumiała bowiem, iż pomimo faktu, że żużlowiec poznał jej najskrytszą tajemnicę, w dalszym ciągu jej nie skreślał. Dawał szansę im obojgu. Naprawdę chciał zrozumieć, dlaczego dziewczyna czasem robiła sobie krzywdę. Nagle Zuza odkryła, że – niezależnie od słów, które wypowie  – Lejkowicz nigdy jej nie potępi. Będąc pewną swojej decyzji, odsunęła się od swojego chłopaka i uśmiechnęła ciepło, splatając swoją dłoń z jego. – Zrób kawę, porozmawiamy.
Nie puszczając nawzajem swoich rąk, skierowali kroki w stronę kuchni. Przechodząc obok stolika, Zuzka chwyciła prędko telefon i schowała go do kieszeni. Nie chciała przez nieuwagę wywołać kolejnej awantury z matką. Ten dzień był i tak bardzo emocjonujący. Żużlowiec zaparzał espresso, a dziewczyna opatuliła się jego klubową bluzą, rzuconą wcześniej bezładnie na oparcie krzesła i usiadła równolegle do ściany na blacie niedaleko ekspresu. Drżąc, wbiła wzrok w bliżej nieokreśloną przestrzeń. Było jej okrutnie zimno. Nieprzyjemny chłód nie miał jednak swego źródła w otoczeniu. Pomimo niesprzyjającej aury i zawodzącego wiatru, w domu było przyjemnie ciepło. To przerażające uczucie pochodziło z jej wnętrza – ze zmrożonego serca. Z lodowatego strachu przed prawdą i szczerością, wypełniającego każdą, nawet najdrobniejszą część niej…
Gdy Oliwier podał jej gotową kawę, uśmiechnęła się do niego nieznacznie. Odkładając swój kubek, wsunął się na blat i usadowił wygodnie za jej plecami, opierając się o kafle znajdujące się tuż za nim. Domyślał się, że dziewczyna nie będzie w stanie rozmawiać z nim twarzą w twarz. Z tego właśnie powodu zdecydował się usiąść za nią, nie narzucając swojej obecności, a jednocześnie stanowiąc dla niej podporę. W głębi serca on również bał się tej rozmowy. Zuza – nie zdając sobie sprawy z obaw chłopaka – beznamiętnie spojrzała w okno. Nienawidziła mówić o swoich uczuciach, jednakże tym razem nie miała wyboru. Skoro zdecydowała się na ów krok, musiała być szczera od początku do końca.
– Masz rację… – westchnęła, podciągając kolana. Oplotła kubek zmarzniętymi dłońmi i przycisnęła go do brzucha, po czym uparcie zaczęła wpatrywać się w powierzchnię kawy ozdobioną delikatną pianką. – Nie mogę cię oszukiwać. Ty byłeś ze mną szczery, więc ja też powinnam. Proszę tylko, zanim cokolwiek powiesz – wysłuchaj mnie do końca. Na krytykę przyjdzie czas później… Tak, tnę się. I to już prawie trzy lata. Zaczęło się,  gdy poszłam do liceum. Zazwyczaj robiłam to przez matkę i Olkę, ale zdarzało się też, że przez innych ludzi… Wiesz, że piłam, bo nie radziłam sobie z własnym życiem. Z chlastaniem się jest podobnie. To nie jest iluzja – to… naprawdę pomaga… – jej głos zadrżał, a ciało wypełnił ciężki, nierówny oddech. Oliwier od razu zauważył jej roztrzęsienie. Pochylił się nad nią i – kładąc ręce na jej ramionach – pocałował ją w tył głowy. Kiedy poczuła jego dotyk, kątem oka zerknęła w jego stronę. Musiała mu wszystko powiedzieć, czuła to. Inaczej ich związek nie miałby najmniejszego sensu. Jak mieliby być razem, jeśli nie potrafiłaby być wobec niego szczera? Odsunęła się nieco od chłopaka i wzięła łyk kawy. Była pyszna jak zawsze. Intensywny smak espresso wypełnił jej usta. Przez chwilę Orłowska delektowała się gorącym napojem. Nie chciało jej się bowiem pić. Była to chwila tylko dla niej, chwila na przemyślenie tego, co dokładnie chciała powiedzieć. – Wszyscy sądzą, że samookaleczanie jest po to, żeby zapomnieć. Że niby ból fizyczny jest tak silny, że już nie pamiętasz o tym psychicznym. Tak jest, ale tylko przez chwilę. Tylko w momencie przecinania skóry.  Dla mnie to jest akurat najmniejsza zaleta. Robię to z innych powodów. A z jakich? To zależy od sytuacji. Czasem jestem tak zła, że po prostu muszę wyładować jakoś negatywne emocje. Nie należę do tych, którzy chcą krzywdzić innych, więc robię to sobie. Wreszcie ktoś  musi odpowiedzieć za to zło. Wypadło na mnie. Czasami po prostu chcę się ukarać – za własną beznadziejność, głupotę, tchórzostwo. A jak? Skazując siebie na ból i cierpienie. W innym przypadku… i tak jest najczęściej… robię to, kiedy skrzywdzi mnie świat. To jedyna forma cierpienia, którą sprawiam sobie sama. Tylko taki ból mogę kontrolować. Nad tym panuję. Wtedy czuję, że jestem panią swoich odczuć. Tylko wtedy ból mnie nie przeraża – krzywdzę siebie sama. Wreszcie coś, o czym decyduję wyłącznie ja. Ja wyznaczam początek i koniec. To mój wybór. Najbardziej nienawidzę, gdy ranią najbliżsi. Zadane przez nich rany goją się najdłużej. Ból sprawiany przez samą siebie to zupełnie coś innego. Nie robię tego, żeby zwrócić na siebie uwagę. Gdyby tak było, nie ukrywałabym śladów, tylko się z nimi obnosiła. I już dawno bym ci o tym powiedziała. Po prostu ta adrenalina sprawia, że czuję się szczęśliwsza. Nie masz pojęcia, jaką ulgę przynosi widok spływającej po skórze krwi. Daje spokój. Można się w nim całkowicie zatracić. Cięłam się, bo nie miałam z kim porozmawiać. Byłam samotna, nikomu nie ufałam. Po prostu nie miałam nikogo… – skończyła szeptem Zuza, ponownie wbijając wzrok w kawę. Jej oczy były pełne łez. Całe jej ciało zaś ogarnęło drżenie. Oddychała bardzo cicho, lecz spazmatycznie. Po raz pierwszy w życiu była z kimś tak szczera. Szczera do bólu. Odczuła ogromną ulgę. Ciężki głaz opuścił z hukiem jej serce. Ta rozmowa dała jej więcej ukojenia niż wszelkie rany, jakie sobie zadawała przez ostatnie trzy lata. Była wolna. W końcu.
Oliwier objął dziewczynę w talii, opierając podbródek na jej ramieniu. kiedy jednak poczuł, że całe jej ciało drży, a serce bije nienaturalnie szybko zrozumiał, iż zwykłe przytulenie nie wystarczy, by ją uspokoić. Jedną ręką mocno ujął dziewczynę w pasie, drugą zaś wsunął jej pod kolana, po czym delikatnie podniósł ją i posadził na swoich kolanach. Kilka kropel kawy dziewczyny wyskoczyło z kubka, rozlewając się na blat. Żadne z nich nie zwróciło na to jednakże najmniejszej uwagi. Lejek uniósł twarz blondynki i spojrzał głęboko w jej szkliste, zielone oczy.
– Kochanie, masz mnie – powiedział, delikatnie głaszcząc palcami jej policzek.
– Teraz już wiem… – odpowiedziała Zuza, kładąc swoją głowę na jego torsie. Przez dłuższą chwilę siedzieli objęci, trwając w milczeniu. W tej chwili nic nie mogło lepiej oddać zrozumienia jak właśnie ta cisza. Niema tolerancja wyrażała więcej niż milion górnolotnych, patetycznych słów. Siedzieli w bezruchu, przytulając się do siebie. Przetrwali najgorszą próbę. W tej chwili Zuzka poczuła, że już nic nie będzie w stanie ich zniszczyć. Bolesna prawda nie zabiła ich kruchego związku. Wiedziała, że teraz przezwyciężą wszystko. Zacisnęła pięść na jeansowej koszuli chłopaka i jeszcze silniej przywarła do jego ciała. Lejkowicz w odpowiedzi pocałował ją w czubek głowy, uśmiechając się lekko. On również poczuł, że tego dnia ich związek stał się naprawdę solidny i poważny. Niespodziewanie w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Były to jednak łzy szczęścia, których smaku nigdy wcześniej nie zaznała.
Po kilku minutach odezwał się telefon Zuzy. Jak zwykle coś musiało przerwać im tak cudowny moment. Niechętnie zsunęła się z kolan chłopaka, ukradkiem otarła łzy i wyjęła z kieszeni aparat. Dźwięk zwiastował smsa od jej mamy. „Rób jak chcesz…” – brzmiała wiadomość. W tym jednym zdaniu gromadziło się więcej pretensji niż w wielu ich kłótniach. Zuzka doskonale o tym wiedziała.
– Mógłbyś odwieźć mnie do domu? – spytała z wyraźnym żalem w głosie, odwracając się w stronę Oliwiera. Żużlowiec westchnął i niechętnie się zeskoczył na podłogę.
– Dla ciebie mogę ruszyć dupę! – zaśmiał się, delikatnie trącając ją palcem wskazującym w nos. Pocałował dziewczynę we włosy i – obejmując ją – wziął ze stołu kluczyki do samochodu. Szybko opuścili dom i w milczeniu oboje starali przygotować się na spotkanie z nieprzychylną rzeczywistością.

18 komentarzy:

  1. Będę pierwsza, serio? Przyzwyczaiłam się do bycia ostatnią, miła odmiana;D
    A więc! Spodziewałam się chyba wszystkiego, ale nie tego, co przeczytałam. W ogóle nie dziwię się Zuzie, że obudziła się z moralniakiem. Wyczyniała wczoraj cuda! Przeszła samą siebie w tej głupocie, ale za to już ją opierniczyłam pod poprzednim rozdziałem. Teraz miałam nadzieję, że podejdzie do sytuacji z opuszczoną głową i przestanie pokazywać jaka jest czasem niesprawiedliwa. I przez chwilę byłam z niej dumna, a potem znowu mnie nieziemsko wkurzyła. Znowu zaczęło się przeklinanie, upartość, wonty i już czułam w kościach, że ta awantura się źle skończy. Naprawdę nie potrafię jej czasem zrozumieć.. A gdy Lejek odkrył jej szramy, to już nie widziałam nadziei dla nich. Zuza za wszelką cenę chciała mu wmówić, ze jest debilem. Ale w tym momencie się jej nie dziwię, wstydziła się, nie umiała o tym porozmawiać. No a mi zaczynało stawać serce. Na szczęście pogodzili się w najmniej oczekiwany przeze mnie sposób. Byłam w szoku, ale równocześnie nieziemsko szczęśliwa. Zuza wreszcie powiedziała wszystko, może teraz będzie jej łatwiej? Może teraz wreszcie ich związek będzie wyglądał jak ZWIĄZEK!

    Swoją drogą nie spodziewałam się takiego monologu ze strony Zuzki. Sytuacja ją do tego zmusiła, ale... nie spodziewałam się! Jestem dobrej myśli. I nie mogę doczekać się następnego rozdziału! ;)

    Jedna uwaga:

    @"W pierwszej chwili nie była W STANIE rozpoznać miejsca, w którym się znajdowała. Uniosła się delikatnie na łokciach i badawczo rozejrzała po pokoju. Wiedziała, że znała to pomieszczenie. Niestety, nie była W STANIE od razu przypomnieć sobie, skąd. " - powtórzenie, które trochę rzuca się w oczy. Może "nie potrafiła sobie przypomnieć, skąd"?

    Ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! Dobrze, że Oliwier zauważył ślady na rękach dziewczyny i zmusił ją do powiedzenia prawdy. Tego potrzebowali, oboje. Mam nadzieję, że Zuza zrzucając z siebie ten ciężar nie będzie więcej się ciąć. No i przedstawienie świata widzianego przez dziewczynę i opis powodów dla których się tnie był niesamowity!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział. Nie spodziewałam się że po tej całej akcji Oliwer będzie taki spokojny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój komentarz tak jak ostatnio będzie skromny.
    Podziwiam Zuzę za jej szczerość. Przyznała się do czegoś co trudno powiedzieć komukolwiek, a już na pewno bliskiej osobie. No i Oliwer... Szacunek i podziw, że zrozumiał, że przeczekał, że dał radę.
    Piękne i wzruszające.
    Pozdrawiam :)
    'Memento mori'

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio Ty płakałaś u mnie, teraz ja płaczę u Ciebie.
    Zuza zaskoczyła mnie trochę swoją szczerością. Raczej spodziewałabym się tego, że jak najszybciej ucieknie z domu Oliwiera niż będzie rozmawiać z chłopakiem.
    Przez ten rozdział chyba wpadnę znowu w jakąś depresję.
    Szczerze to według mnie chyba lepiej, jakby Zuza dalej ukrywała tą prawdę. W końcu chłopak to chłopak. Oni tego nie rozumieją. Zdaję sobie sprawę, że zawiodłam Was tym komentarzem, ale mam totalną pustkę w głowie. Pśeplasiam :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Po tym, jak sobie przypomniałam, ile wypiła Zuza poprzedniego wieczoru, aż mnie skręciło, kiedy sobie wyobraziłam tego ogromnego kaca, który dopadł ją od razu po przebudzeniu. Ale chyba nic, nawet suche gardło czy obolała głowa nie męczyło jej tak bardzo, jak wyrzuty sumienia po przypomnieniu sobie, co wydarzyło się zaledwie kilka, kilkanaście godzin wcześniej. Trzeba przyznać, że dziewczyna stanowczo przesadziła. Oliwier może również ma tendencję do zbyt przerysowanych reakcji, ale to głównie Zuzka zachowuje się jak nieodpowiedzialna gówniara. Cieszyłam się, że kiedy tylko doprowadziła się do porządku, pokornie, ze spuszczoną głową podreptała do swojego chłopaka. Oczekiwałam długich i wyczerpujących przeprosin, w końcu właśnie coś takiego należało się Lejkowiczowi. Tymczasem ona znowu zaczęła się na niego drzeć! Lubię tę bohaterkę i nieraz jest mi jej cholernie szkoda, w końcu wiele w życiu przeszła, jednak w tym momencie miałam ochotę nią potrząsnąć. Po raz kolejny zachowała się jak małe dziecko, które obraża się o byle co. Strach pomyśleć, jakby to się dalej potoczyło, gdyby Oliwier zareagował jakoś inaczej na widok kresek na jej rękach. Strasznie obawiałam się tego momentu, kiedy Lejek odkryje, że jego dziewczyna się samookalecza, na szczęście rozegrał to w odpowiedni sposób. Rozluźnił atmosferę, tym samym dając Zuzie większe pole manewru, dał jej do zrozumienia, że te jej rany na nadgarstkach nie sprawią, że nagle przestanie ją kochać i myślę, że właśnie to sprawiło, że tak bardzo się przed nim otworzyła. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałam się, że ona to wszystko powie. Wiem, jak było jej trudno pokazać właśnie taką szczerość, niemalże do bólu. Chociaż te wszystkie sznyty naprawdę, jak w jakimś tandetnym tekście, bolą również Oliwiera, wydaje mi się, że teraz, kiedy wszystko już jest jasne, to kolejna rzecz, która ich do siebie zbliży. Może nawet Zuza stopniowo zacznie się "leczyć" z takiego sposobu rozładowywania negatywnych emocji? Bardzo bym tego chciała, bo naprawdę źle się czuję, kiedy bohaterka wyżywa się na sobie w ten sposób. Rozumiem, że jej to pomaga, ale na dłuższą metę to niekoniecznie się sprawdzi. A blizny zostają zawsze.
    Piękny i wzruszający rozdział :) Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział cudny :)
    Dobrze, że Zuza ma Oliwiera i ma na kim polegać.
    Bardzo mi się podoba wasze opowiadanie, i to jak opisujecie uczucia i przeżycia.
    Już nie mogę doczekać się next'a.
    Pozdrawiam :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziwi mnie to, że Zuza tnie się akurat z takiego powodu. Rzeczywiście ludzie zazwyczaj robią to po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie zgadzam się jednak ze zdaniem głównej bohaterki, że gdyby o to chodziło, nie ukrywałaby śladów po cięciach. Osoby, które się okaleczają właśnie ukrywają rany i chcą, żeby mimo wszystko ktoś je dostrzegł. Z jednej strony wmawiają sobie, że nikt nie może się o tym dowiedzieć, a z drugiej złoszczą, kiedy nikt niczego nie dostrzega. Mimo tego, że Zuza uważa się za panią sytuacji, w chwilach, kiedy się tnie, jest zupełnie na odwrót. Tak naprawdę kaleczenie się jest jedynie potwierdzeniem tego, że Zuza nie radzi sobie z własnym życiem i póki tego nie zrozumie, chyba nigdy nie przestanie zadawać sobie ran.
    Oliwier zareagował na tę sytuację w niecodzienny sposób. Może i to było najlepsze rozwiązanie, bo chłopak świetnie zna dziewczynę i doskonale wiedział, jak powinien się zachować, ale mimo wszystko nie za bardzo spodobała mi się ta reakcja. Nie potrafiłabym się śmiać w takiej sytuacji i na pewno byłabym bardzo poważna, bo nie uważam, żeby istniał jakikolwiek powód do śmiechu w takiej chwili nawet, jeśli miał służyć polepszeniu atmosfery.
    Pewnie się powtarzam, ale Zuza naprawdę powinna być wdzięczna losowi, że spotkała kogoś tak cudownego jak Oliwier. Mam nadzieję, że chłopak zdoła sprawić, że jego dziewczyna przestanie się ciąć i może najzwyczajniej w świecie będzie szczęśliwa. Chociaż coś mi się wydaje, że to nie będzie takie łatwe...
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat autoagresji jest bardzo bliski nam obu. Dlaczego? Bo dotyka nas bezpośrednio. Mamy tutaj na myśli fakt, że potrafimy opisać cały mechanizm tego procesu autodestrukcji. Umiemy wymienić wszelkie powody, dla których ludzie sięgają po żyletkę. Potrafimy dokładnie opisać schematy ich zachowań, ich uczucia oraz to, w jaki sposób odziałują na osoby z zewnątrz.
      Znamy kilka osób, które się okaleczają. Niby ten sam problem, u każdego jednak wszystko wygląda zupełnie inaczej. Na podstawie tego, co widziałyśmy, opiszemy tutaj uśredniony schemat zachowań takich ludzi.
      Załóżmy, że jest sobie dziewczyna (ich dotyka to najczęściej, jednak nie jest to regułą). Nagle pojawia się w nowej grupie ludzi, np. w nowej szkole. Od razu zaczyna mówić o swoim nieprzystosowaniu do społeczeństwa, o tym, że ma myśli samobójcze, że nie lubi świata, jest zmęczona życiem. Żali się, iż jej życie jest jednym wielkim „vanitas vanitatum et omnia vanitas”. Początkowo jej oryginalne zachowanie przyciąga co poniektórych ludzi. Chcą jej pomóc, pocieszyć, wyrwać z marazmu, w którym tkwi. Dziewczyna wtedy przypuszcza brutalny atak – pokazuje sznyty. Ludzie reagują strachem, niepokojem, ich chęć pomocy sięga zenitu. Wtedy taka osoba naprawdę znajduje się w centrum uwagi- dopięła swego. Aczkolwiek udaje, że nie chce, by się nią przejmowano, że woli być sama, że i tak nikt jej nie zrozumie i jej nie pomoże. To przyciąga innych jeszcze bardziej. W ten właśnie sposób rodzi się chory układ. Dziewczyna robi żałosną farsę. Gra na bezsilności i frustracji ludzi, ponieważ kocha być w centrum uwagi, jednakże nie potrafi zwrócić na siebie uwagi w jakikolwiek inny sposób. Jest egoistką, która nie zdaje sobie sprawy z tego, że postępuje nie fair. Z czasem jednak spotyka ją rozczarowanie. Po kilku miesiącach ludzie się od niej odwracają. Dostrzegają mechanizm jej działania, mają dość jej humorów, kapitulują i dają jej to, czego „chce”.

      Istnieją jednak ludzie, którzy są jak Zuza. Kogoś takiego tak łatwo nie wypatrzysz w tłumie, bo taka osoba mniej mówi, lecz działa. Całe swoje cierpienie nosi w sobie, jest samotnikiem, który siedzi gdzieś obok ludzi. Nikogo do siebie nie dopuszcza, na każdego warczy i krzyczy. Albo wprost przeciwnie – dostosowuje się. Jest miła, wesoła, udaje, że jest szczęśliwa. Dusza towarzystwa, która w głębi duszy woła o pomoc. Ma grupkę znajomych, ale żadnego bliskiego przyjaciela. Kogoś takiego ciężko jest poznać bliżej. A tylko osoby, które dobrze ją znają, są w stanie dostrzec, że coś jest nie tak. Że jej „siła” jest zwykłą maską.
      Teraz odnieśmy się do tego, co dziewczyna mówiła o tym, jak postrzega ten ból. Zuza tnie się, ponieważ chce mieć w swoim życiu JAKĄKOLWIEK kontrolę. Nie może kontrolować emocji swojej matki, chamstwa swojej siostry, tego, co się dzieje w szkole. Nie może kontrolować praktycznie żadnej rzeczy w swoim życiu. A przecież każdy chciałaby mieć nad czymś władzę - choćby nad samym sobą. I tak postrzega chlastanie się. Sama bierze żyletkę, sama robi przecięcie, sama decyduje o tym, jakie będzie ono długie, głębokie, jak bardzo bolesne. Czy ona uświadamia sobie, że sobie nie radzi? Oczywiście, że tak. Czy jest z siebie dumna? Nie wydaje nam się. Ale ta potrzeba jest zbyt silna, by mogła się jej oprzeć. Nie ma w niej niczego, co mogłoby ją powstrzymać, więc idzie na strych i cieszy się swoją chwilą wolności, władzy, oderwania się od rzeczywistości.
      Chciałyśmy to dokładniej wytłumaczyć, żeby nieco bardziej przybliżyć mentalność Zuzy.
      Serdecznie pozdrawiamy!

      Usuń
  9. Uf nareszcie wszystko u nich ok :) zapewne do czasu, ale żyjmy chwilą ;) super podział

    OdpowiedzUsuń
  10. Właściwie to na początku znowu zrobiło mi się żal Zuzki, bo gdy tak żałowała swojego wczorajszego postępowania i tak pokornie zachowała się w pierwszym momencie, byłam nieomal gotowa uznać, że przecież każdy może mieć jakieś gorsze momenty, a u niej zdarza się to odrobinę częściej i tyle. Ale potem, gdy znowu krzyczała i oskarżała Oliwiera o niewiadomo co, miałam dosłownie ochotę zabrać jakiś garnek z kuchni, napełnić go zimną wodą i wylać na laptopa, tak żeby dzięki temu ona trochę się uspokoiła i przystosowała. Naprawdę od kilku rozdziałów nie mogę jej ogarnąć i zrozumieć. I o ile wcześniej od biedy mogłam znaleźć jakieś częściowe usprawiedliwienie (chociażby w postaci tęsknoty za Oliwierem i małego pomieszania zmysłów z tego powodu :P), to w tym rozdziale, nawet bardzo się starając, niczego takiego nie wymyślę. Przed całkowitym złym wrażeniem uratowała ją jeszcze końcówka, bo w sumie byłam przygotowana na to, że trzaśnie drzwiami i wyjdzie, bo przecież Oliwier jest potworem, który ją ogranicza, więc chyba lepiej byłoby trzymać się z dala od niego…? Ok., kończę te rozważania, bo jeszcze stworzę długą epopeję.
    Bałam się momentu, w którym Oliwier spostrzeże, że Zuza się tnie. Jak dobrze, że choć on zazwyczaj potrafi podejść do sytuacji rozsądnie, bo inaczej ich związek by się posypał. I mam wrażenie, że to, że ta sprawa wyszła na jaw, Zuzie będzie teraz łatwiej. Bo chyba trochę jej o to chodziło, by on jednak się o tym dowiedział, mimo wszystko. Wierzę, że Oliwier wykaże się po raz kolejny rozsądkiem i będzie wspierać Zuzę, a ta pozbędzie się swoich problemów. No chyba, że wcześniej odstraszy go od siebie ;)
    I jeszcze zacytuję mój ulubiony fragment, który sprawił, że się szeroko uśmiechnęłam - „Gdyby ktoś spytał ją, jaki kolor mają sufity w domu jej chłopaka, nie potrafiłaby mu odpowiedzieć. Potrafiła za to z najdrobniejszymi szczegółami opisać każdy element podłogi… „
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyjemny rozdział! Im dalej idziemy tym bardziej mogę każdy zaliczyć do najlepszych, nie tylko pod względem treści ale i wykonania, bo to co tu wstawiacie to robota warta oprawy :>
    Zuza nareszcie w pełni zaufała Oliwierowi. Niby taki mały kroczek, ale bez niego ich związek mógłby się rozlecieć, bo w nim głównie chodzi o zaufanie ;_; wiedziałam że Oliwier przyjmie to ze wsparciem dla Zuzy :3
    Nie wiem czemu ilekroć czytam że jest blondynką, to widzę ją jako rudowłosą dziewczynę. Zawsze, od samego początku. Nawet gdybyście próbowały wybić mi to z głowy .-.
    Nie potrafię ogarnąć czemu Zuzkę tak garnie do niezależności. Przecież związek to też jest jakieś ograniczenie-zobowiązanie. Zuzka chyba zdaje sobie z tego sprawę, prawda? To po co się tak od niego wyrywa? :/
    Z matką będzie ciężko, ale mam nadzieję że będzie oszczędzać głos na Zuzkę. W końcu dobrze się zaczęło :P
    Ehh, którym rozdziałem wy nie wywołujecie u mnie huśtawki nastrojów i emocji skierowanych do bohaterów ;-; wątpię by taki rozdział w ogóle istniał.
    Tylko "ów" się odmienia. Np na owy itp C:
    Pozdrawiam! :3
    ~ czarny-mazak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. KOCHAM TEN BLOG !! Piszcie jak najwięcej ;3

    OdpowiedzUsuń
  13. Boże, to opowiadanie jest wspaniałe i tak bardzo życiowe, że nawet nie wiem co napisać. Rzadko płaczę, czytając coś, bo ogólnie rzadko czytam blogi o podobnej tematyce, ale twój totalnie mnie urzekł i masz teraz moje łzy. Nie wiem, czy autor opowiadania potrafi sobie wyobrazić jaki wpływ może mieć na jego czytelników, na mnie masz ogromny. Nie mogłam oderwać wzroku od tekstu i przeczytałam rozdział dwa razy, ponieważ za pierwszym nie dałam rady dokończyć. Sama nie wiem co wywarło na mnie takie odczucia. Może sytuacja Zuzy, która tak bardzo kojarzy mi się z moją? Utożsamiłam się z tą bohaterką i niemal mogę poczuć to, co czuje ona. To niesamowite i dziękuję, że dałaś mi taką możliwość. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału, który wywoła u mnie równie skrajne emocje.
    Pozdrawiam.

    Zapraszam również do siebie, na:
    http://banshee-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo dobrze, że dziewczyna w końcu szczerze porozmawiała z Lejkiem, należała mu się prawda. Bardzo dobrze zareagował, nie oceniał - słuchał, to było jej bardzo potrzebne. Ciekawa jestem co tym razem wymyśli jej matka...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Chyba taka rozmowa była im potrzebna. Podziwiam Zuzę, że mimo nieprzychylnych okoliczności zebrała się na taką szczerość. Na pewno nie jest łatwo mówić o swoich problemach komuś kto jest dla nas bardzo ważny. Nigdy nie możemy mieć 100% pewności jak zareaguje na taką wiadomość. Niewątpliwie samookaleczenie odbierane jest przez wielu jako poważne zaburzenia psychiczne i automatycznie przekłada się to na odwrócenie od osoby, która to robi. Czasami jednak warto dać szansę i spróbować zrozumieć powody takiego zachowania. Może to głupie, ale zawsze podziwiałam takie osoby za odwagę. Ja raczej nie byłabym w stanie zrobić czegoś takiego, mimo, że podobne myśli przechodziły mi przez głowę.
    Bałam się trochę, że związek Zuzy i Oliwera po tej nocnej awanturze może przejść poważny kryzys. W końcu padło wiele słów, które nigdy nie powinny paść. Poranek dla dziewczyny okazał się niezbyt przyjemny. Wypity alkohol ograniczył jej kontrolę nad własnym umysłem i pamięcią. Każdy przypomniany element składający się na obraz całego wieczoru sprawiał tylko ból i niepokój. Jakby tego było mało zostało jeszcze wytłumaczyć się matce z późnej pory powrotu. Aż strach pomyśleć co się działo w domu Orłowskiej. Coś mi się wydaje, że będzie to gorsza przeprawa niż zwierzenie się ze swojej tajemnicy Oliwerowi.

    Rozdział mi się szalenie podobał. :)

    Pozdrawiam i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  16. Chwilami Zuza jest nie do wytrzmania, Oliwier musi mieć dużo cierpliwości i dojrzałości zarazem. Mimo to cieszę się, że Zuza się przed Nim otworzyła..inaczej niezdrowa atmosfera mogłaby nigdy nie minąć a to by Ich zniszczyło.

    OdpowiedzUsuń
  17. No jestem :) Sorcia za opóźnienie, kolejne, i pewnie na dodatek dość krótko dziś będzie, jak na mnie, ale jak nie dziś, to dopiero w sobotę, więc postanowiłam spiąć zadek i zostawić porządny komentarz zanim usnę przy komputerze (robota na 6:00 mnie wykończy D:).

    Widzę, że kac poalkoholowy, że tak powiem, idzie w parze z moralnym. Niestety, tak to bywa w życiu często, choć mnie na szczęście do tej pory nie spotkało, ale tak coś czułam, że dokładnie tak będzie, kiedy kończyłam wczytać poprzedni rozdział. Na jej miejscu ja pewnie okrutnie bym stchórzyła i sama nie wiem, ale pewnie gdybym to ja była na jej miejscu, to nie skończyłoby się to tak dobrze. Znaczy wiecie, mam na myśli całą tę rozmowę z Oliwierem.
    Ogółem, to bardzo się cieszę, że Zuza powiedziała mu prawdę, chociaż szczerze powiedziawszy spodziewałam się całkiem innej reakcji z jego strony. To nie znaczy, naturalnie, że to co napisałyście mi się nie podobało, bo podobało się bardzo, taki naprawdę miły akcent, który skłonił mnie do przemyśleń, że nie ma nic wspanialszego niż to, kiedy ta "druga połówka" zostawia Ci tyle wolności, ile chcesz, pozwala Ci robić, co chcesz i jedyne, co narzuca, to te konieczne granice, żeby nie zrobić nic skrajnie głupiego. Nie to, żebym uważała, że każdemu należy pozwolić się okaleczać... Kurczę, pewnie będę gadała głupoty teraz, bo zmęczona jestem, a i z ubieraniem myśli w słowa też mam spore problemy... Mam na myśli to, że z jednej strony to jest dla mnie cudowne jak tolerancyjny i pełen zrozumienia dla Zuzy jest Oliwier, ale z drugiej strony to przeraża mnie trochę myśl, że on nie zrobił nic, żeby... sama nie wiem, zniechęcić ją? Kurczę, ciężko mi się wypowiadać na ten temat, bo sama nigdy nie miałam styczności z osobami, które się cięły, kolokwialnie mówiąc (okej, z jedną miałam, ale to była taka typowa attention whore - przeczytałam Wasz komentarz pod tym rozdziałem i ona należała zdecydowanie do tej pierwszej grupy), więc ciężko jest mi się w jakiś sposób ustosunkować, ponieważ tak naprawdę nie wiem, jak to jest, nie wiem, co tacy ludzie czują i tak naprawdę to dopiero Wasze opowiadanie (no i jeszcze twórczość Kwasa, ale ona się na tym konkretnie nie skupia) skłania mnie do jakichkolwiek przemyśleń na temat osób, które nie radzą sobie ze swoimi problemami i o tym, jak się zachowują, jak myślą. Przez to uwielbiam Wasz tekst, jest naprawdę szalenie wartościowy i pomaga mi, że tak powiem trochę z patosem, rozwinąć się jako człowiek i rozbudzić w sobie trochę więcej empatii. Widać, że nie piszecie tylko dla samego pisania, ale robicie to, żeby coś przekazać. I ja ten przekaz, jak sądzę, chwytam, za co dziękuję.

    Takie to było gadanie trochę od czapy, bo bardziej na temat całości tekstu niż tego konkretnego rozdziału, ale jakiś taki był mocno refleksyjny, że uznałam, że lepiej będzie tutaj odnieść się do całości moich przemyśleń, niż tylko do samego tego rozdziału.

    A jeśli chodzi o ten konkretnie, to mam do dodania jeszcze tyle, że okropnie się cieszę, że Zuza i Oliwier w końcu doszli do porozumienia, cieszę się, że dziewczyna w końcu mu zaufała i wyznała całą prawdę, i - tak jak mówiłam - choć zaskoczyła mnie jego reakcja, to w naprawdę miły sposób.

    Z kolei po tym, jak zaspojlowałam sobie następny rozdział już wiem, że matka Zuzy pewnie przejdzie samą siebie... Nie wiem, z jednej strony rozumiem, bo matka ma prawo się złościć, gdy dziecko nie wraca na noc, ale z drugiej strony wszyscy wiemy, że matka Zuzy stanowczo przesadza. I nie wątpię, że tym razem tak będzie.

    To tyle na dziś. Sorcia, że mi to czytanie idzie jak krew z nosa, ale jestem tak okrutnie zmęczona po pracy, że mam siłę tylko leżeć i gapić się w monitor, a jedyny wysiłek, na jaki jestem w stanie się zdobyć, to przełączanie kolejnych odcinków Fringe. A jak już się zbiorę do czytania czegokolwiek, to wpadam.

    Jakoś się w niedalekiej przyszłości znów pojawię, standardowo :) I sorcia, że dziś mi jakoś tak marnie poszło, wstyd i hańba mi, bo naprawdę ten tekst zasługuje na porządne i długie komentarze. Następnym razem się poprawię :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale