piątek, 11 kwietnia 2014

Caput XXVIII

Od wczoraj w domu Zuzy panowała naprawdę ponura i napięta atmosfera. Wrogość oraz presja dosłownie unosiły się w powietrzu. Matka praktycznie się do niej nie odzywała. Wciąż miała do córki żal o wczorajszy poranny powrót, zaś milczenie uznała za najskuteczniejszy sposób manifestacji swej dezaprobaty. Nie mogąc znieść niemej pretensji rodzicielki, dziewczyna zaraz po śniadaniu zaproponowała, że pójdzie do sklepu spożywczego po zakupy. Miała naiwną nadzieję, iż pomocą uda jej się choć odrobinę udobruchać kobietę. Gdy blondynka wyszła z budynku, odetchnęła głęboko i z nieskrywaną ulgą przyjęła zmianę środowiska – świeże powietrze, wolne od nienawiści.
Z oczywistych powodów Zuza nie spieszyła się. Gdy wracała z zakupów, bez przerwy rozglądała się wokół, chłonąc świat wszystkimi zmysłami – obserwując mijających ją ludzi, kwieciste ogródki, a nawet kolorowe reklamy. Kochała to robić. Obserwacja od zawsze dawała jej chwilę wytchnienia od zgiełku wszechświata. W pewnym momencie uwagę blondynki przykuło jedno z ogłoszeń – niewielki afisz na słupie, prawie niczym nieróżniący się od pozostałych. Podeszła bliżej i przyjrzała mu się dokładniej. Napisano na nim, iż na początku maja odbędzie się we Wrocławiu koncert, na którym wystąpi między innymi jej ulubiony zespół – Coma.  Informacja ta wywołała u Orłowskiej nagły przypływ entuzjazmu i pozytywnej energii. Zawsze marzyła o tym, aby iść na ich występ, jednakże wcześniej nie miała ku temu okazji. Teraz nareszcie miała szansę. Z tego powodu w bardzo dobrym humorze, niemalże w podskokach, wróciła do domu.
Jej dziwnie promienny nastrój od razu wzbudził zainteresowanie matki, która siedziała w kuchni, podczas gdy jej córka rozpakowywała zakupy.
– Z czego się tak cieszysz? – spytała burkliwie, obrzucając ją niezadowolonym spojrzeniem. Zachowywała się jak gdyby nienawidziła sytuacji, w których jej córka choć przez ułamek sekundy zdawała się być szczęśliwa.
W pierwszej chwili Zuza odruchowo zamierzała zbyć matkę, mówiąc że po prostu dzisiaj jest piękny dzień. Po chwili jednakże pomyślała, iż okłamywanie jej nie ma najmniejszego sensu. Przecież i tak w końcu będzie musiała powiedzieć kobiecie o koncercie, więc czemu miałaby nie mieć tego już za sobą? Pierwszy raz w życiu nie starała się uciec od problemu, a odważnie i dojrzale postanowiła stawić mu czoła. Przerwała na chwilę rozpakowywanie toreb z zakupami i odwróciła się w stronę rodzicielki.
– Emm, mamo – zaczęła niepewnie, niespokojnie drapiąc się w czubek nosa. – Na początku maja, to znaczy ósmego, będzie we Wrocławiu koncert Comy. To mój ulubiony zespół i bardzo chciałabym na to iść… – rozpoczęła grzecznie i miło, mimo iż oczywistym było, że pani Orłowska nie zgodzi się tak łatwo na owe wyjście. Dziewczyna nie chciała jednak arogancką postawą dodatkowo zaogniać i tak złych stosunków z rodzicielką.
– Ty chyba chora jesteś! – odparła bezczelnie matka dziewczyny. Kobieta nie interesowała się muzyką, a poza tym była typem domatora. Z tych właśnie względów nie rozumiała ludzi chodzących na koncerty i im podobne imprezy.
– S–słucham? – wyjąkała lekko zaskoczona blondynka. Nie tego się spodziewała. Oczekiwała raczej kategorycznej  i krótkiej odpowiedzi typu: „Mowy nie ma!”. Nawet po tylu kłótniach z panią Orłowską nie była jednak przygotowana na odpowiedź tak dogłębnie przepełnioną brakiem poszanowania.
– Myślisz, że puszczę cię na koncert, gdzie będzie pełno pijaków, ćpunów i zboczeńców? – spytała retorycznie matka dziewczyny, krzyżując ręce na piersi. Kobieta nigdy wcześniej nie była na tego typu wydarzeniu i nie miała pojęcia, że jej wyobrażenia na ich temat były bezsensowne. Jakby nie było, za takie imprezy się płaci. I to niemało. Nie był to przecież plenerowy koncert z okazji dziesięciolecia Carrefoura, ale prawdziwe wydarzenie muzyczne. W związku z tym, spotkanie osób, których tak bardzo obawiała się Lidia, stawało się mało prawdopodobne. Zuzka jednakże nie miała siły ani ochoty jej tego tłumaczyć. Wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić i pozbierać rozproszone myśli.
– Mamo! Ja jestem pełnoletnia. Mam prawo iść na ten pieprzony koncert! Jedyny powód, dla którego się kulturalnie spytałam jest taki, że tak po prostu wypadało! – odpowiedziała zirytowana. W następnej chwili poczuła bolesne pieczenie na policzku. Nie była zaskoczona – jej matka czasami używała siły, gdy córka powiedziała coś, co jej się nie spodobało. Cóż, niektórzy – gdy nie mają siły argumentów – sięgają po argument siły… Zuzka momentalnie pożałowała, że w ogóle wspomniała o koncercie… Mogła wybrać się na niego bez słowa wyjaśnienia. Wprawdzie skończyłoby się taką samą, piekielną awanturą, jednakże łatwiej jest przepraszać niż prosić o zgodę.
 – Jak śmiesz tak do mnie mówić?! – krzyknęła wściekła kobieta. Zuza w takich sytuacjach zazwyczaj od razu przepraszała za swoje niestosowne zachowanie i starała się uspokoić matkę. Tym razem jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Miała już serdecznie dosyć traktowania jej jak nic niewartego śmiecia. Tym razem nie zamierzała po raz kolejny godzić się na pomiatanie jej osobą. Każdy człowiek ma granicę, po przekroczeniu której traci nad sobą kontrolę. Tego dnia matka dziewczyny swoim zachowaniem niebezpiecznie zbliżała się do krańców wytrzymałości córki. Do eksplozji negatywnych uczuć brakowało tylko kilku słów. Jeden odłamek skalny mógł wywołać niewyobrażalną lawinę, której nic nie byłoby w stanie zatrzymać. Dlatego też blondynka odważnie spojrzała kobiecie prosto w oczy.
– Ech... Przepraszam. W zasadzie to nie było do końca pytanie o to, czy mogę iść, tylko takie oświadczenie... – odparła bezczelnie, arogancko siadając na stole.
– Ach tak? Świetnie! Ale nie licz na to, że dostaniesz od nas jakiekolwiek pieniądze na to wyjście – powiedziała złośliwie matka dziewczyny, wygrażając jej dłonią. Od dawna nie dawała córce kieszonkowego, w związku z czym była przekonana, że Zuzy nie stać na zakup biletu na ten koncert. Moment, w którym dziewczyna zrozumie, jaki błąd popełniła, miał być dla kobiety chwilą czystej satysfakcji. Nie dopuszczała nawet do siebie myśli, iż mogłaby przegrać konfrontację z własną córką.
– Tak się składa, że mam pieniądze. Poza tym zapewniam, że doskonale dam sobie radę z dotarciem tam i powrotem – odparła blondynka. Cieszyła się, że mogła ukazać siebie jako osobę odpowiedzialną i godną zaufania. Liczyła na to, że w ten sposób zyska przychylność ze strony matki. Liczyła, chociaż sama nie wierzyła w sukces tego kroku. Kobieta przecież nie należała do osób, które tak łatwo zmieniają zdanie.
 Dopóki mieszkasz w moim domu,  ja będę ustalać zasady!– syknęła przez zaciśnięte zęby. Można się było tego spodziewać… Kiedy Zuza po raz kolejny usłyszała argument, który przewijał się przy okazji prawie każdej kłótni, straciła resztki opanowania. Ostatnie zdanie przelało czarę goryczy.
– Więc jak zamierzasz mnie zatrzymać? Zamknąć na klucz?! Jestem pełnoletnia, mamo! Mogę wychodzić i wracać kiedy tylko mam na to ochotę! – Dziewczyna nieświadomie podniosła głos.
– Nie, nie będę cię zamykać na klucz. Wiedz jednak, że jeżeli pójdziesz na ten cholerny koncert, równie dobrze możesz już nie wracać do domu. Zobaczymy, czy rodzice Magdy przyjmą cię na kolejną noc – powiedziała kobieta z triumfem malującym się na jej twarzy. Była przekonana, że to był cios, którego jej córka już nie odeprze. Wygrała. – Nadal sądzisz, że warto iść?
- Nie masz prawa mnie szantażować! Nie w taki sposób! – wrzasnęła Zuzka. Nie sądziła, że matka jest w stanie posunąć się tak daleko w swoich oszczerstwach.
- Ech, ile bym dała, żebyś wyjechała na studia do innego miasta. Wreszcie miałabym spokój! Przez ciebie wiecznie się denerwuję i jeszcze się kiedyś rozchoruję, zobaczysz! – odrzekła teatralnie, opadając ciężko na krzesło.
Zuza była wstrząśnięta. Przez chwilę nie była zdolna do wypowiedzenia choćby słowa. Rodzicielka po raz kolejny zadała jej mocny cios prosto w serce. Dziewczyna poczuła się jakby była dla swojej matki największym ciężarem, utrapieniem, syzyfową karą za grzechy.
– Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałaś! Sama się o to prosiłaś! Skoro tak stawiasz sprawę, to oświadczam, że twój dom już nie jest moim domem – powiedziała, tracąc w końcu panowanie nad swoimi emocjami. W tej chwili nie chodziło jej o żaden koncert. Z tak błahego powodu nigdy nie zdecydowałby się na wyprowadzkę. Tym razem Zuza nie mogła pozwolić sobie na to, by ponownie odnieść porażkę. Wczorajsza rozmowa z Lejkiem uświadomiła jej, dlaczego prze tyle lat męczyła się z depresją, dlaczego się cięła, dlaczego piła... To nie brało się znikąd. Przyczyną wszystkiego, co działo się w sercu Zuzy, była jej własna matka! Właśnie dlatego nie mogła po raz kolejny z nią przegrać, po raz kolejny dać się poniżyć. Z tego właśnie powodu była pewna, że jeżeli kobieta ją do tego zmusi, zielonooka z całą pewnością wyjdzie z ich mieszkania i już nigdy do niego nie wróci. Ponadto dziewczyna wiedziała, że – bez względu na wszystko, co zrobi – będzie miała gdzie się podziać. W końcu Oliwier niedawno zaproponował jej, by po maturze się do niego wprowadziła. Ba, nawet ostatniego ranka był gotów ją przygarnąć. Z całą pewnością nie zostawi jej samej sobie w tak kryzysowej sytuacji.
Zuza już od pewnego czasu zastanawiała się nad porzuceniem swej toksycznej rodziny. Jedynym powodem, dla którego odkładała przeprowadzkę, była matura. Odkąd dziewczyna postanowiła przyłożyć się do nauki i zdawać na studia – nie chciała, by coś ją rozpraszało. Niestety Oliwier, samą swoją obecnością, odciągał ją od książek jeszcze bardziej niż wszyscy jej krewni. Tym razem jednak blondynka była zbyt wściekła i roztrzęsiona, by myśleć o nauce, a raczej jej braku jako konsekwencji wyprowadzki. Dlatego też od razu skierowała się do pokoju i wyjęła z szafy dużą, granatową torbę.
– I – przepraszam – jak zamierzasz na siebie zarobić? Jesteś przecież taka nieudolna. I beznadziejna – skomentowała złośliwie matka dziewczyny, stając w drzwiach jej pokoju z założonymi rękami. Słowa kobiety tylko i wyłącznie pogłębiły determinację młodszej Orłowskiej. Dziewczyna poczuła, że musi udowodnić matce, iż jej osądy wobec córki są błędne oraz że nastolatka poradzi sobie bez jej pomocy. Teraz nie mogła już zmienić decyzji. Szybko i nieuważnie zaczęła wrzucać do torby wszystkie ubrania, które tylko wpadły jej w ręce.
 – Myślisz, że sobie nie poradzę? – Zuza walczyła, żeby się nie roześmiać. – Zdziwisz się! W portfelu mam ponad tysiąc złotych! Jest maj. Na miesiąc mi wystarczy. Po maturze natomiast bez większego problemu mogłabym znaleźć sobie pracę, by się utrzymać. A poza tym – już teraz mogę się wyprowadzić, bo dla twojej informacji, mam gdzie mieszkać! – w tym momencie chwyciła kosmetyczkę i przeszła obok mamy, kierując się do łazienki. Kobieta poszła się za nią, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami.
– A studia? Zamierzasz iść na zaoczne? Powodzenia. Wszystko, co osiągnęłaś, masz dzięki mnie. Przez tyle lat dbałam o ciebie, a ty tak się odwdzięczasz! A w ogóle skąd masz te pieniądze? I gdzie zamieszkasz? Na squocie? – kobieta za wszelką cenę chciała udowodnić, że to, czym groziła jej córka, to tylko puste słowa, a pakowanie się jest najzwyklejszą groźbą czy też manifestacją własnego zdania, która przerodziła się w spontaniczne przedstawienie. Według niej dziewczyna nie umiałaby poradzić sobie w normalnym, dorosłym życiu. Takie myślenie jednakże dowodziło jedynie jej ignoranckiego stosunku do córki.
– Cóż. Myślę, że dla ciebie to i tak nie miałoby większego znaczenia! – wykrzyczała matce prosto w oczy, gwałtownie trzaskając drzwiczkami szafki łazienkowej. – Grunt, że będzie o jedną gębę mniej do wyżywienia, czyż nie? Więc nie przejmuj się mną. Jak sobie nie poradzę, to wrócę i przeproszę. Ale – wbrew temu – co sobie myślisz, to NIGDY nie nastąpi! Prędzej zdechnę! – blondynka pierwszy raz w życiu znalazła w sobie odwagę, by powiedzieć kobiecie wszystko to, co naprawdę krążyło po jej umyśle. Wszystko to, co tkwiło na dnie jej duszy od ponad trzech lat. W tej sytuacji naprawdę nic już jej nie powstrzymywało. Nie było odwrotu. Wszystko zaszło za daleko. Dziewczyna nawet nie drgnęła, gdy matka podeszła do niej i złapała ją za twarz. W jej organizmie krążyło zbyt wiele adrenaliny, by mogła zareagować na zachowanie Lidii. Była gotowa do walki.
– Skąd masz te pieniądze i gdzie będziesz mieszkać? Gadaj, ty smarkata szmato! Jak nie, to przysięgam, pożałujesz! – kobieta nie była przyzwyczajona do szczerości ze strony córki, która zawsze w milczeniu znosiła jej pretensje i krzyki. Zuza – swoim buntem i wypowiedzeniem posłuszeństwa – wytrąciła ją z równowagi. Nie wierzyła w ani jedno słowo córki. Była przeświadczona, że dziewczyna po prostu uległa emocjom i nie zapanowała nad słowami ani czynami. Pani Orłowska tak naprawdę wcale jej nie znała. Nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Nie miała nawet pojęcia, jak wiele zmieniło się w ostatnim czasie w życiu jej starszej córki.
– W przeciwieństwie do ciebie i Oleńki, ja umiem oszczędzać. A mój przyszły adres zamieszkania nic nie powinien cię obchodzić! Nie oczekuję odwiedzin! – Zuzka odpowiedziała złością, wrzucając do kosmetyczki szczotkę do włosów. Nie zamierzała podawać matce adresu Lejkowicza. Wiedziała, że to mogłoby się źle skończyć. Na przykład policją. Przecież jej rodzicielka była zdolną do wszystkiego furiatką.
– Oszczędzać? Dobre sobie. Widzisz? Nie znasz wartości pieniądza. Wszystkie te swoje "oszczędności" dostałaś od kogoś. A tak pyskować, to możesz do Adriana, nie do mnie! Gadaj, mała żmijo! – krzyczała kobieta. Zuza skrzywiła się, gdy usłyszała imię dawnego przyjaciela. Jednakże to jej nie zdekoncentrowało. Historia Adriana na tyle rozmyła się w jej podświadomości, by teraz wywoływać wyłącznie wściekłość, nie zaś żal. Pomimo narastającego gniewu, udało jej się zachować chłodne opanowanie.
– W zeszłym roku, w wakacje, postanowiłaś mi odciąć kieszonkowe, więc pracowałam przez dwa miesiące i zarobiłam ponad trzy tysiące złotych. Zapomniałaś? Ponadto sprzedałaś moje książki ostatnio, pamiętasz? Nie wydaję wszystkich pieniędzy od razu. Po prostu trochę mi tego zostało! – rzuciła, licząc na chwilę świętego spokoju, po czym wyrwała się matce. Z powrotem udała się do pokoju i wrzuciła do torby kosmetyczkę, jednocześnie chowając do kieszeni dokumenty. Następnie rozejrzała się ze skupieniem po pokoju, zastanawiając się, czy czegoś jeszcze będzie potrzebowała w najbliższych dniach.
– Chcesz się wyprowadzić? Dobrze! Tylko kiedy będzie źle – NIE WRACAJ! – krzyknęła matka w odpowiedzi, po czym pojawiła się w drzwiach pokoju zielonookiej.
– I tak nie zamierzałam! – odpowiedziała Zuzka tym samym tonem, nie odwracając się nawet w jej stronę.
– Wstyd mi za taką córkę. Oddałam ci wszystko, a ty? Ani odrobiny wdzięczności… – kobieta usiadła na łóżku dziewczyny i zaczęła płakać. Zuza pierwszy raz w życiu była w stanie patrzeć na to bez wyrzutów sumienia. Dobrze wiedziała, że to tylko poza. Kolejna rola w ich rodzinnym teatrze. Ona jednak nie zamierzała po raz kolejny płynnie wyrecytować narzuconej jej odgórnie kwestii.
– Oddałaś mi wszystko? Przykro mi, ale chyba mylą ci się dzieci! – krzyknęła, po czym zaśmiała się bez cienia wesołości – szyderczo i chłodno.
Kobieta w odpowiedzi szybko wstała i już drugi raz tego dnia uderzyła córkę w twarz.
– Znowu przeginasz, gówniaro! – warknęła przy akompaniamencie głośnego plasku.
– Przeginam?! Po prostu pierwszy raz w życiu jestem naprawdę szczera! I wiesz co? Dobrze mi z tym! – powiedziała dziewczyna rozbawiona. Cieszyła się, że w końcu padły wszystkie słowa, które dusiła w sobie przez ostatnich kilka lat. Wreszcie poczuła się wolna. Wolna od tyranii więzów, które pętały jej duszę i ciało każdego dnia.
– A jak sobie wyobrażasz swoją przyszłość? – spytała lekceważącym tonem mama Zuzy, sięgając po ostatnią – w jej mniemaniu – deskę ratunku.
– Jak ją sobie wyobrażam? U boku księcia na czarno-zielonym rumaku, mamusiu! I tak coś czuję, że się spełni! – rzuciła dziewczyna ze śmiechem. Właśnie pierwszy raz w życiu nie tłumiła swoich emocji, pozwoliła im się ponieść. Dzięki temu poczuła ogromną, nieskrywaną ulgę. Ponadto wizja wyprowadzki sprawiła, iż blondynka poczuła się absurdalnie szczęśliwa. W tej chwili jeszcze nie była w stanie martwić się tym, jak diametralnie pod wpływem jej decyzji wszystko się zmieni – była zbyt mocno zachłyśnięta szczęściem. Czuła się wolna. Wreszcie uwolniona od codziennego cierpienia. Sięgnęła po torebkę i spakowała do niej portfel oraz telefon. – A, i nie dzwoń do mnie. I tak nie odbiorę!
– Chcesz znać prawdę? Skończysz jako dziwka, bo nie będziesz miała za co żyć! – krzyczała roztrzęsiona kobieta. Jej córka natomiast po prostu ironicznie uniosła brwi.
– Nawet taka przyszłość byłaby lepsza niż całe życie z tobą w domu – odparła bezczelnie, wyzywająco patrząc pani Orłowskiej w oczy.
– Tak mi dziękujesz za te wszystkie lata? Wynoś się, ty zdziro!
– Tak właśnie zamierzałam zrobić. Do zobaczenia jak najpóźniej, mamo! A najlepiej nigdy – prychnęła dziewczyna, mrużąc nienawistnie oczy. Założyła torbę na ramię i skierowała się w stronę wyjścia ze swojego pokoju.
– Wypierdalaj i zejdź mi z oczu! I zabieraj ze sobą tego śmierdzącego kundla! – krzyczała bez opamiętania kobieta, wymachując rękami zaciśniętymi w pięści.
– I tak nie zamierzałam zostawić tu tobą Burżuja. Nawet psu nie zgotowałabym takiego losu – powiedziała Zuza, wynosząc spakowane rzeczy do przedpokoju. Wzięła do ręki smycz i zawołała psa, klaskając cicho w dłonie. Nie zdziwiło jej to, że matka zamierzała pozbyć się czworonoga. Nie znosiła go. Gdy czarny kundelek znalazł się na przedpokoju, rodzicielka spojrzała na młodszą córkę, która bezpardonowo stała oparta o ścianę, z zaciekawieniem przyglądając się awanturze.
– Olu! Chyba wreszcie będziesz mogła zrobić sobie garderobę! – powiedziała z fałszywym uśmiechem Lidia, ostentacyjnie przyglądając się swoim równiutko wypiłowanym paznokciom. Chciała w ten sposób pokazać starszej córce, że jej droga powrotna w tej chwili została ostatecznie zamknięta jak i to, że nie zamierzała z tego powodu rozpaczać.
– Zuzaaaaa? A będziesz mieszkać z MSO? – spytała złośliwie gimnazjalistka, nie zmieniając pozycji. Jak zwykle musiała dorzucić swoje trzy grosze. Liczyła na to, że wprawi siostrę w zakłopotanie, a przy tym podgrzeje już i tak piekielną atmosferę. Zuza przez krótką chwilę patrzyła na nią pustym wzrokiem, jednak po chwili rozszyfrowała skrót, którego użyła jej młodsza siostra.
– Tak, właśnie! Wolę mieszkać z nim w namiocie niż z wami! Chociaż nie będziemy zmuszeni do życia w takich warunkach, uwierz – odpowiedziała zgodnie z prawdą Zuzka, spoglądając z dumą i wyższością w stronę Oleńki, jednocześnie zakładając Burżujowi szelki i przypinając do nich smych.
– O czym wy bredzicie, córeczki? – spytała zdezorientowana matka dziewczyn. Zmierzyła obie niewiele rozumiejącym spojrzeniem.
– Ola ci to z całą pewnością wytłumaczy. A ja już schodzę ci z oczu, bo jeszcze się przeze mnie rozchorujesz – powiedziała zielonooka, sarkastycznie unosząc kąciki ust, po czym wyszła z mieszkania, z impetem trzaskając drzwiami. Nie mogła jednak powstrzymać się przed podsłuchaniem rozmowy matki z siostrą. Wiedziała, że nie powinna tego robić, jednakże była strasznie ciekawa, co Olka myślała o Oliwierze, a ponadto chciała wiedzieć, jak na te zapewne mocno wyolbrzymione rewelacje zareaguje ich rodzicielka. Już wiele razy wyobrażała sobie jej reakcję na wiadomość o nim lub na ich przypadkowe spotkanie. Nie mogła więc zrezygnować z tej szansy.
– Oleńko? O co chodziło twojej siostrze? Kim jest MSO?! Jaki, kurwa, namiot?! – pytała zdezorientowana kobieta. Nie znosiła tego uczucia, gdy nie rozumiała, o czym rozmawiają inni. Wówczas czuła się jak jedyna trzeźwa osoba na imprezie.
– Bo jakiś czas temu taki bezdomny zbudował namiot pod naszym domem... – „Oho, zaczęło się ciekawie” – pomyślała Zuzka i zasłoniła usta dłonią, z trudem tłumiąc śmiech. – I Zuza z nim rozmawiała. A raczej niemiłosiernie darła się na niego. Ale jakiś czas później natknęłam się na niego u nas w mieszkaniu… Już nie był bezdomny! Nie wiem, skąd miał tyle kasy, ale przyjechał do nas takim wypasionym, czarnym samochodem! Zbieranie puszek na serio musi być dochodowe…
– To na pewno mafia!  Boże, w co ona się wplątała? Przygotujmy się na jej pogrzeb! – kobieta nawet nie myślała o tym, co mówi. Zuzka natomiast prawie skręcała się ze śmiechu. Gdyby ktoś przechodził w tej chwili klatką schodową, na pewno miałby nad czym się zastanawiać.
– Ale nie skończy przynajmniej jako prostytutka na ulicy... – dodała Olka, chcąc pocieszyć załamaną kobietę. Tym razem blondynka straciła kontrolę nad sobą. Z jej krtani wyrwał się chichot, który jednak szybko stłumiła.
– Tylko jako prostytutka w trumnie! – dodała rozhisteryzowana matka.
– Taa...I się zarazi tą rzeżuchą, czy jak ta choroba się nazywała…  Ale już jej nie powstrzymamy... To co z tą garderobą?
– Spytaj ojca, czy ma jeszcze numer do stolarza…  – rzuciła zrezygnowana. Gdy Zuza usłyszała ostatnie zdanie, porzuciła bierny udział w dyskusji. Z jednej strony rozmowa ta bardzo ją bawiła, jednakże ostatnie słowa matki spowodowały, że znów poczuła bolesne ukłucie w sercu. Jedno zdanie ukazywało prawdziwy stosunek kobiety do starszej córki… Jedno zdanie wyrażało więcej niż ktokolwiek mógłby podejrzewać.
 Orłowska nie chciała się tym teraz zadręczać. Wiedziała, iż im dłużej będzie rozmyślać, tym bardziej zacznie się obwiniać, a wyrzuty sumienia schrupią jej duszę niczym przepyszne ciastko. Schodząc powoli po schodach, wyjęła telefon i zadzwoniła do Oliwiera. Odebrał po pierwszym sygnale.
– Co jest? – rzucił na powitanie lekko zaskoczony.
– Emm… Cześć, słoneczko! Mam taki pewien problem… – zaczęła łamiącym się głosem.
– O co chodzi? – spytał zaniepokojony. – Stało się coś złego?
– Ech, pokłóciłam się z mamą i, tak jakby, właśnie wywaliła mnie ze swojego – w jej mniemaniu – domu. Czy twoja... eee... – nie potrafiła ubrać swoich myśli w odpowiednie słowa. Nie chciała się narzucać chłopakowi, jednak teraz nie miała wyjścia. Wzięła głęboki oddech, by kontynuować przerwaną w połowie wypowiedź. – … oferta dotycząca mieszkania z tobą nadal jest aktualna? Bo tak jakby jestem bezdomna… – czuła się strasznie niezręcznie. Pomimo wcześniejszej propozycji Lejka, miała wrażenie, że się wpraszała. Nienawidziła prosić o pomoc. Nikogo. Nienawidziła także być dla kogoś ciężarem. W końcu nie prosiła o jednorazowy nocleg… Zażenowanie uwięziło słowa w jej gardle.
– Będę pod twoim domem za maksymalnie pół godziny – powiedział wyraźnie szczęśliwy chłopak. Orłowska mimowolnie uśmiechnęła się.  Dzięki jego entuzjazmowi poczuła wyraźną ulgę.
– Nie musisz przyjeżdżać. Przecież za kilka godzin masz mecz…
– Nie żartuj, słoneczko – przerwał jej żużlowiec. – Oczywiście, że przyjadę. I to z radością! – rzucił, po czym momentalnie rozłączył się. Nie zamierzał wysłuchiwać bezsensownych protestów dziewczyny, które z całą pewnością rozpoczęłyby się niebawem.
Zuza położyła swoje rzeczy na chodniku i usiadła na schodach pod bramą. Burżuj za przycupnął tuż obok niej, jednocześnie kładąc pyszczek na jej ramieniu. Czuła się, jakby zrzuciła z siebie ogromny ciężar. Od lat mieszkanie z matką i siostrą było dla niej torturą. Nie znosiła swojego domu. Nie wytrzymywała już wiecznych poniżeń i kłótni. Ponadto nie mogła patrzeć na to, do czego jej rodzicielka doprowadziła swojego męża. Był traktowany jak bezużyteczny śmieć, domowy bankomat. Nigdy nie miał swojego zdania ani żadnych praw. Z jednej strony żałowała go, z drugiej zaś nienawidziła za odwieczną bierność i uległość. Zuzka bała się, że niedługo stanie się dokładnie taka jak on – podporządkowana, zrezygnowana, zmęczona życiem – więc zaczęła się buntować. To natomiast sprawiło, iż dla matki stała się największym wrogiem. W tej chwili właśnie się od tego uwolniła. Uciekła przed zatrważającą wizją przyszłości. To niesamowite uczucie. Przez całe życie nie zdawała sobie sprawy z tego, jakim ciężarem tak naprawdę było dla  niej mieszkanie tutaj.
Dokładnie w tym momencie jej nostalgiczny wzrok padł na kamienicę, w której znajdował się jej strych. Poczuła, że będzie tęsknić za tym miejscem – jedyną ostoją, dzięki której wciąż jeszcze żyła. Nie martwiła się jednak brakiem możliwości spędzania wolnych chwil w twierdzy satanistów. Bynajmniej. Teraz było to dla niej jedynie wspomnienie, tylko i wyłącznie stary rozdział w jej życiu. Skończony rozdział. Oliwier natomiast był nowym. I właśnie nadszedł czas, by zapisać czyste kartki, które zawierał. Opisać historię, którą razem tworzyli. Uśmiechnęła się lekko do swoich myśli.
Nagle drzwi bramy otworzyły się. Dziewczyna mimowolnie odwróciła się, by sprawdzić, kto wychodzi z bramy i kto pierwszy rozniesie informację o jej wyprowadzce po osiedlu. Ku jej zdziwieniu, jej oczom ukazał się jej ojciec. Był wyraźnie zmęczony i sfrustrowany. Prawdopodobnie żona wysłała go,  by porozmawiał z córką. Zuzka bowiem nie podejrzewała go o to, by z własnej woli i wbrew żądaniom żony, był w stanie udać się za nią na sam dół.
– Zuza, matka kazała mi przyjść, bo mówi, że postanowiłaś się wyprowadzić do jakiegoś złodzieja czy  innego mordercy… – zaczął zniechęcony ojciec, oddychając ciężko. Jego mina wyraźnie ukazywała, iż uważał całą tę sytuację za obłęd. W Zuzie natomiast obudziło się jej złośliwe alter ego. Miała nadzieję, że jej słowa zostaną przekazane mamie oraz że kobieta szczerze zacznie się o nią martwić. Choć raz.
– Spoko, tatuś. Oliwier nigdy nikogo nie zabił. Tylko raz z kumplami przywalił takiemu jednemu komuś. Ale Kubie się należało. Złodziejem też nie jest, ale myślał sporo o kradzieży takiego jednego quada, ale szybko mu przeszło… Więc spoko, nie martw się – powiedziała, ignorancko i lekceważąco machając ręką. Spoglądając jednak na reakcję mężczyzny, szybko pożałowała wypowiedzianych przed momentem słów. Tak bardzo przyzwyczaiła się do jego bierności i beznamiętności, że nie pomyślała, iż jej monolog może przerazić również jego.
– Zuzanno, błagam. Poradzę sobie z matką, tylko wracaj do domu! – powiedział błagalnie, łapiąc córkę za rękę i wpatrując się w nią z niczym nieskażoną nadzieją.
– Ale ja nie chcę wracać – zaczęła, lecz szybko przerwała. Na horyzoncie pojawiło się bowiem BMW Lejkowicza. Zuza spojrzała na zegarek. Od ich rozmowy minęło niecałe dwadzieścia minut. – Pospieszyłeś się – powiedziała z uśmiechem, gdy chłopak wysiadł z samochodu, po czym wstała, kompletnie zapominając o obecności rodzica.
– Taa, wiem. Powiedzmy, że mam problemy z kalkulowaniem – powiedział zadowolony, nie zwracając uwagi na osobę siedzącą wcześniej obok jego dziewczyny. Podszedł do niej i objął ją w talii.
– Albo – co bardziej prawdopodobne – tak się nie mogłeś doczekać, że złamałeś wszystkie przepisy drogowe, jakie tylko mogłeś. Jak zwykle – odparła ze śmiechem Zuzka, kładąc mu dłonie na ramionach. Chłopak zamierzał  odpowiedzieć jej coś ironicznego, gdy nagle do jego uszu dotarł nieznajomy, męski głos. Zaskoczony odwrócił się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Gdyby bowiem ojciec dziewczyny nie odezwał się, zakochani szybko straciliby kontakt z otaczającą ich rzeczywistością.
– Oliwier Lejkowicz? – spytał zszokowany. – To z nim… eee… - przez chwilę zawahał się, nerwowo drapiąc się po czole. –  …chodzisz? Do niego się wprowadzasz?
– No cóż, owszem… – odparła nieśmiało dziewczyna, rękami oplatając chłopaka w pasie. Czuła się nieswojo, gdy mężczyzna wpatrywał się w nią z ogromnym niedowierzaniem. Czyżby sądził, że nie zasługiwała na Lejka? Że do niego nie pasowała?
– Ale jakim cudem? Od kiedy?  – zarzucał ją pytaniami, wciąż będąc w niemałym szoku. Przetarł oczy, jakby licząc, iż to, co widział, było wyłącznie halucynacją lub zadziwiająco realistycznym snem.
– To trochę długa historia. Ale cóż, możesz powiedzieć mamie, że to nie żaden mafiozo. A Olce, że nie zarobił na zbieraniu puszek – odrzekła, wtulając głowę w tors chłopaka. Ten zaś, w odpowiedzi, czule przesunął dłonią po jej włosach. Wiedział, że dziewczyna przeżywała najtrudniejsze chwile w swoim życiu i właśnie teraz najbardziej go potrzebowała. Niemniej jednak z każdą sekundą coraz to bardziej gubił się w słowach wypowiadanych przez Orłowską.
– Mafiozo? Zbieranie puszek? Rany… Co ty naopowiadałaś swojej rodzinie? – spytał wyraźnie niezadowolony Oliwier.
– Nic im nie mówiłam. One same sobie dopowiedziały to wszystko. To ich opinia nie o tobie, lecz o mnie – powiedziała Zuzka, śmiejąc się gorzko. Odsunęła się od Oliwiera, by spojrzeć mu w oczy. Widziała, że choć starał się zachowywać poważnie i opanowanie, w jego źrenicach zdawały się tańczyć ogniki szczęścia. Dziewczyna zaś, nie chcąc odbierać mu radości, również uśmiechnęła się lekko. Nie była jednak zadowolona. Gdy emocje zaczynały opadać, powoli docierał do niej bezsens jej postępowania. To, na co się zdecydowała, było zbyt radykalnym krokiem. Nigdy nie posądziłaby siebie o tak pochopne działania w tak poważnych sprawach. Niemniej jednak, niecałe pół godziny temu zamknęła za sobą drzwi do poprzedniego życia i wyrzuciła klucz w nieskończoną otchłań piekła. Godność nie pozwalała jej zmienić decyzji, której tak naprawdę w głębi serca już zaczęła żałować. Zwróciła się więc w stronę ojca, by ostatecznie pożegnać się z nim i tym samym już na zawsze odseparować się od dawnej codzienności. – W każdym razie mowy nie ma, że wrócę. Matka nie da mi żyć, jeśli to zrobię. A poza tym, jak widzisz – dam sobie radę – spojrzała na Lejkowicza z uczuciem. – Damy radę.
– No cóż. Chyba faktycznie nie zmienisz zdania. Tylko zadzwoń chociaż do mnie czasami – powiedział ojciec z uśmiechem, po czym – po chwili wahania – objął dziewczynę na pożegnanie. Jego spontaniczne zachowanie i wylewność bardzo ją zaskoczyły. Nigdy wcześniej nie okazywali sobie uczuć. Było to jednak przyjemne. – Miło było cię poznać. Zaopiekuj się nią, proszę… – zwrócił się po chwili do Oliwiera i uścisnął mu rękę. Wyraźnie zaskoczony żużlowiec skinął niepewnie głową, co najwyraźniej wystarczało ojcu Zuzy. Zanim Lejkowicz zdążył cokolwiek wykrztusić, pan Orłowski zniknął już w bramie. Chwiejnym krokiem wdrapał się na półpiętro i przytknął nos do szyby okna, z którego choć jeszcze przez chwilę mógł przyglądać się córce i jej chłopakowi. Nie był bowiem zdolny do tego, by spędzić z nimi choćby jeszcze krótki moment. Pożegnanie z blondynką było dla niego zbyt trudne. Właśnie odchodziła jego mała Zuzia. Dziewczynka, której powinien był strzec przed światem, a której nie poświęcał ani odrobiny czasu. Dziecko, które wycierpiało wiele dlatego, że on bał się sprzeciwić własnej żonie. Dopiero teraz dostrzegł, jak wiele stracił przez te wszystkie lata. Teraz inny mężczyzna będzie opiekował się jego maleństwem, a on musiał się z tym pogodzić.
Zuza patrzyła za nim z lekkim oszołomieniem. Nie mogła uwierzyć, że to miejsce nie jest już jej domem. Poczuła, że budynek, do którego wszedł właśnie jej ojciec, jest dla niej zamknięty… Ale nie było to negatywne uczucie. Z jednej strony, wręcz przeciwnie – odczuwała prawdziwą ulgę. Z drugiej jednak w jej umyśle powoli zagnieżdżały się obawy dotyczące ich przyszłości oraz tego, co przyniesie jutro…
– Jasne, że się zaopiekuję… – powiedział po chwili Oliwier, przerywając ciszę. Zuza spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, jednak nim zdążyła się odezwać, on już uśmiechnął się do niej szeroko, zbierając jej rzeczy z chodnika. – To co? Idziemy? – dodał, wyciągając do niej rękę.
Dziewczyna ujęła ją, po czym spojrzała na niego z uśmiechem.
– Oczywiście, że idziemy – odrzekła, na drugiej dłoni oplatając smycz i delikatnie pociągając psa, by zachęcić go do króciutkiej przechadzki. Lejkowicz wrzucił jej torbę do bagażnika oraz otworzył jej drzwi. Dziewczyna jednak zawahała się. Ostatni raz omiotła spojrzeniem swój stary dom, gdy nagle dostrzegła ojca stojącego na półpiętrze i wpatrującego się w nich bez ruchu.
– Wszystko będzie dobrze… – szepnął Oliwier, widząc niepewność zielonookiej, po czym bez zastanowienia opiekuńczo objął ją ramieniem, jednocześnie przyciskając ją do swojej piersi. Zuza mocno wtuliła twarz w jego barki, jednocześnie z całych sił zaciskając dłonie na materiale jego kurtki.
– Wiem – rzuciła cicho, z trudem tłumiąc cisnące się do oczu łzy przerażenia.

23 komentarze:

  1. Jaka ta matka jest głupia :/ fajnie że Oliwer chciał ją przygarnąć :* uwielbiam twojego bloga ;)świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. BOSKI <3333 Jak zwykle ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachowanie matki Zuzy przechodzi wszelkie wyobrażenia. Żeby wyzywać własne dziecko od szmat i zdzir?! Trzeba być potworem, naprawdę. Dziwię się, że dziewczyna wytrzymała w tym domu przez tak długo, jednak przez swoją cierpliwość stała się wrakiem człowieka i cierpiała na depresję. Choć miała normalnego ojca, mężczyzna był zbyt stłamszony przez swoją żonę, by wesprzeć córkę, czego teraz ewidentnie żałuje. Czytając ostatnie akapity, zrobiło mi się naprawdę przykro. Szkoda, że panu Orłowskiemu zabrakło odwagi, przez co stracił tak wiele chwil, które mógł spędzić z Zuzą.
    Mam nadzieję, że decyzja głównej bohaterki, mimo iż została podjęta pod wpływem gwałtownych emocji, wyjdzie jej na dobre. Choć mieszkanie na własną rękę w tak młodym wieku może być trudne, Zuzka ma Oliwiera, a on z pewnością nie zostawi jej na lodzie. To widać, że tych dwoje łączy potęzne uczucie.
    Poza tym dodam, iż podobało mi się to, jak przedstawiłyście ewolucję kłótni, która zaczęła się od zwykłej prośby o pójście na koncert, a skończyła na wyprowadzce. Niestety tak często bywa, że pozornie błahe problemy są tylko tłem dla czegoś ogromnego.
    Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było, aż 3 tygodnie :/ miałam okropne urywanie głowy, jednak teraz sytuacja powinna się nieco poprawić. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Zuza wyprowadziła się, z taką matką to chyba nikt by nie wytrzymał. Oby mieszkając z Oliwierem zaznała spokoju, jakiego dotąd jej brakowało. Oczywiście muszę przyznać, że decyzja dziewczyny była odważna. Teraz Lejkowicz nie ma wyjścia musi zaopiekować się dziewczyną, ale coś mi mówi, że dadzą radę i będą ze sobą szczęśliwi. Co do matki Zuzy to dopiero teraz dotrze do niej, co tak naprawdę się stało, oby wyrzuty sumienia zaczęły ją męczyć, bo powinna zdać sobie sprawę z tego, że niszczyła córce życie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, co powiedzieć, ten rozdział był cudowny! Było w nim tyle sprzecznych emocji i akcji... Zuza była taka szczęsliwa, taka wesoła... Nie sądziłam, że ta sprawa z koncertem doprowadzi do takiej awantury! Chociaż nie spodobało mi się to, że powiedziała matce o tej Comie. Przecież emocje nie opadły jeszcze po ostatnim spięciu, więc Zuza powinna chyba przewidzieć jej reakcję i zaczekać aż wszystko się unormuje. Ale kompletnie nie spodziewałam się tego, co się potem stało! Masakra! Zawsze wiedziałam, że jej matka jest psychiczna, ale że do takiego stopnia? Po pierwsze, nie mam pojęcia dlaczego nie pozwoliła jej iść na ten koncert.. Co z tym złego? To wyjaśnienie, że będą tam gwałciciele albo psychopaci było co najmniej śmieszne. Nagle się martwi? Ta awantura strasznie mi się podobała! :D Dlaczego? Bo wreszcie Zuzka pokazała na co ją stać i wyraziła swoje zdanie. Pokazała, że ma jaja! Wygrała tą wojnę. Co prawda konsekwencje są spore, ale moim zdaniem to było jedyne wyjście. Prawda jest taka, że matka zrujnowała jej życie i psychikę. Gdyby Oliwier się nie pojawił w życiu Zuzki, to prawdopodobnie byłaby już w dołku. Albo wpadłaby w alkoholizm, albo w końcu pojechała za daleko żyletką, albo Bóg wie co... W każdym razie moim zdaniem bardzo dobrze, że stało się tak jak się stało. Może odzyska spokój i stabilność? Przynajmniej nikt nie będzie jej wyzywać i mieszać z błotem. A tej matce to bym normalnie oczy wydłubała albo pobiła! Co za babsko! Zabić to mało!

    Niesamowicie przyspieszyłyście z akcją. Rozdział był cudowny!:) Czekam niecierpliwie na kolejny;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgodnie z moimi przypuszczeniami matka Zuzy postanowiła udawać obrażoną na cały świat, bo jej córka po raz kolejny sprzeciwiła się jej zakazom i wróciła do domu rano, na dodatek po całonocnej imprezie. Cóż, pewnie każdy rodzic byłby wściekły, gdyby jego dziecko - pełnoletnie czy nie - zniknęło na tyle godzin, w ogóle o tym nie uprzedzając, ale wiadomo, że pani Orłowska nie martwiła się o córkę, tylko po prostu nie lubi, kiedy ktoś robi inaczej, niż ona sama kazała. Zdziwiło mnie, że mimo tak napiętej atmosfery w domu Zuzka odważyła się spytać matkę koncert Comy, za to zupełnie nie zaskoczyła mnie reakcja tej nienormalnej kobiety. Dopiero potem rozpętało się piekło, którego zupełnie się nie spodziewałam. Z każdym kolejnym słowem pani Orłowskiej krzywiłam się albo prychałam z niezadowoleniem, po prostu nie mogłam uwierzyć, że matka przemawia w ten sposób do swojego dziecka, a na dodatek podnosi na nie rękę. Trochę się przeraziłam, kiedy Zuza rzuciła wszystko i zaczęła się pakować, ale w sumie to chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji. Oliwier sam jej proponował, żeby u niego zamieszkała, w końcu nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, iż nastolatka nie jest szczęśliwa w rodzinnym domu, więc tak właściwie nic nie stało na przeszkodzie. Lidia teraz może do woli drzeć mordę, tylko że teraz już za późno, jej najstarsza córka opuściła rodzinne gniazdo. Tylko żeby zarozumiała Oleńka się nie zdziwiła, kiedy ukochana mamusia zacznie na niej wyładowywać swoje nerwy, w końcu worek treningowy zniknął teraz z pola widzenia. Tak przy okazji: tekst z rzeżuchą rozwalił mnie na łopatki XDDD
    Jedyna osoba, której mi autentycznie szkoda, to ojciec Zuzy. W gruncie rzeczy to dobry, kochający człowiek, niestety poślubił prawdziwego diabła w babskiej skórze, a sam ma zbyt uległą i słabą osobowość, żeby mu się przeciwstawić. Chociaż kto wie, może odejście starszej córki doda mu nieco odwagi, dzięki czemu on również mógłby położyć kres poniżaniu ze strony żony? W każdym razie jego mina na widok Lejkowicza musiała być naprawdę bezcenna :D Po raz kolejny pokazał, że kocha Zuzę bezwarunkowo, nie starał się jej na siłę zatrzymywać, tylko przytulił na pożegnanie i polecił ją opiece Oliwiera. Swoją drogą sam Lejek również zachował się wspaniale, nie zadawał zbędnych pytań, tylko jak na skrzydłach pojechał odebrać swoją dziewczynę. Z nim będzie jej się mieszkało dużo lepiej, a jak się postara, to i do matury zdoła się spokojnie pouczyć :)
    Rozdział bardzo dynamiczny, świetnie się czytało. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. No i znowu ryczę ;(
    Nienawidzę matki Zuzy! Nie rozumiem, jak można uderzyć własne dziecko? Ta kobieta zalicza się do rodziców sadystów. Jestem bardzo uczulona na krzywdę ludzką i teraz właśnie przyszedł mi na myśl cytat z rapu, zresztą jeden z moich ulubionych "Sam powiesiłbym z chęcią tą kurwę, a nie człowieka". Zazwyczaj zachowanie takich ludzi tłumaczy się w ten sposób, że mieli trudne dzieciństwo i teraz to się przekłada na ich dzieci.
    Ile ja bym dała za to, by móc mieć tak 18, 19 lat i wyrazić swoje zdanie. Marzę o tym, by opuścić swoje aktualne miejsce zamieszkania. Jak zwykle za dużo o mnie.
    Z rozdziału na rozdział mam coraz większą ochotę poznać Zuzę osobiście. Dałoby radę to jakoś załatwić?
    Kiedy przeczytałam "Przygotujmy się na jej pogrzeb!" wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. :D Naprawdę, ta kobieta jest tak pojebana, jak jeszcze nikt.
    Końcówka rozdziału, w której Zuza żegnała się z tatą, sprawiła że się popłakałam. Pomijając to, że dał sobą manipulować, nie wyrażał własnego zdania i godził się na te wszystkie tortury dla Zuzki, był jedyną normalną osobą w tym domu. Moje relacje z tatą są zupełnie inne niż te u Zuzy i czytając ten moment pożegnania wyobraziłam sobie siebie i tatę... W moim przypadku sprawy mają się troszkę inaczej i raczej nigdy nie dojdzie do tego, bym musiała się wyprowadzać zostawiając tego mojego fana żużla :D
    Jestem mega ciekawa, jak będzie wyglądać to wspólne życie Zuzy i Oliwiera. Mam nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży, bo dziewczyna zasługuje na prawdziwe szczęście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Whatever, jeżeli chodzi o moje błędy interpunkcyjne to niestety, ale musisz je zaakceptować. W głowie aż mi się roi od przecinków, myślników, kropek i innych.
      To jest mój jedyny słaby punkt jeżeli chodzi o pisanie.
      Pozdrawiam Cię, Słoneczko :*

      Usuń
  8. Koncert z okazji dziesięciolecia Carrefoura… Mon Dieu, nie mogę przestać się śmiać :D
    Podobał mi się ten rozdział ze względu na duży wachlarz zawartych emocji. Gosh, ta mama Zuzki naprawdę ma nie po kolei w głowie. Rozumiem, że czasem można pokrzyczeć, ba, istnieją też ludzie, którzy z natury są na nie i ciągle wynajdują problemy czy też przeszkody, ale mama Zuzki to ktoś wychodzący swoją postawą poza obszar wszelkiej tolerancji. Zachowuje się jakby Zuza zupełnie nic dla niej nie znaczyła. I jeszcze wysyła na przeszpiegi ojca.
    A jak już wspomniałam o tatusiu, to czy on się kiedyś ogranie? Czasem ma przebłyski, tak jak w tym rozdziale, ale tutaj potrzeba działania, samo myślenie nie zniszczy tyranii. W końcu jest facetem, może bez skłonności przywódczych, ale to da się obejść :D
    Właściwie to cieszę się, że Zuzka się wyprowadza. Jeśli chodzi o jej stan psychiczny, ta zmiana może wyjść tylko na dobre. Ok, wyprowadzenie się z domu i to jeszcze w takiej atmosferze nie jest niczym dobrym, ale biorąc pod uwagę sytuację Zuzy i relacje między poszczególnymi członkami tej rodziny, to naprawdę jedno z lepszych rozwiązań.
    Och, i będzie sobie Zuza mieszkała z Lejkiem. Ciekawe, czy się tam nie pozabijają. Bo jednak z Zuzą trzeba uważać ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj to się porobiło, jej matka to jakaś zapyziała bździągwa ;/
    W sumie z jednej strony dobrze, że Zuza zostawia ten cały syf za sobą, ale jest jeszcze młoda... A jak jej nie wyjdzie z Lejkiem? ;c Nawet nie chce o tym myśleć!
    Rozdział całkowicie mi się podoba! Ile emocji!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwsze co jestem w stanie powiedzieć to... RZEŻUCHA! Boże, jaki ciemnogród, ale przy tym jaki zabawny. :)
    Matka Zuzy jest potworem. Dręczy dziewczynę psychicznie, fizycznie. Cieszę się, że się postawiła mamusi psychopatce. Nagle się martwi, że dziewczynie przytrafi się coś złego? A gdzie były te obawy, kiedy doprowadzała sama do stanu, w którym jej córka się cięła, upijała etc? Wydaje mi się, że teraz Lidia wyleje swoje żale na cudowną córeczkę i już nie będzie tak pięknie. W końcu, na kim miałaby się wyżywać, skoro Zuza zniknęła? Dodatkowo, ciekawi mnie jak zareaguje młodszy potwór na wieść tym, kim jest chłopak jej siostry. Decyzja Zuzy faktycznie mogła być pochopna, ale kiedyś trzeba się usamodzielnić. I odciąć od toksycznych więzi, bo się kiedyś wykończy. A Lejkowicz jest świetną możliwością daną jej przez los na ułożenie sobie życia. Zrozumiałe, że się boi, kto by się nie bał?
    Niemniej, mieszkanie razem będzie dla pary prawdziwym testem wytrzymałościowym. Trzeba trzymać kciuki za nich, ale węszę kłopoty.
    Zuzie należy się wynagrodzenie wszystkich trudów okresu dorastania. Matka powinna przeprosić dziewczynę, a nie stawiać ultimatum, bić i szantażować. Co ona chciała osiągnąć?! Szkoda mi tylko ojca Orłowskiej. Jest cichy, uległy ale kocha córkę i to widać, chociaż nie bardzo potrafi okazać swoich uczuć. Szkoda mi go podwójnie, bo teraz zostanie sam na polu bitwy nie z jednym a z półtorej potwora!
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzę mnóstwo błędów, przepraszam od razu. Matematyka przez naście godzin mi nie służy. ;)

      Usuń
  11. Jestem totalnie zaskoczona matką Zuzy. Chciałabym znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie jej zachowania, ale po prostu nie potrafię. Sama myślałam, że zaraz wybuchnę. Jak można być takim wobec swojego dziecka? To chora sytuacja i nie mam pojęcia, jak zamierzasz ją dokończyć. Za to tata Orłowskiej... Wydaje mi się, że wybrnął z tego bardzo dobrze. To, że pozwolił córce się wyprowadzić świadczy o jego dojrzałości. Przecież jasne jest to, że nastolatki pod wpływem emocji robią różne głupie rzeczy, ale to nie znaczy, że trzeba je wyzywać i krytykować. Czasami warto im po prostu powiedzieć, że się je kocha, bez względu na to jaką drogę życia wybiorą. Według mnie właśnie, dlatego z nim Zuzanna powinna utrzymywać kontakt. Bo widać, że w przeciwieństwie do matki mu na niej zależy.
    Podsumowując: mama Orłowskiej powinna się leczyć, Oliwier powinien się nią zaopiekować, a jej ojciec powinien walczyć o córkę. :)
    Ogólnie rozdział ten pobudził moje emocje. Świetnie napisany. Czekam na więcej i pozdrawiam *-*

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam chodzić na koncerty. Każdy to nowe emocje, nowe przeżycia i nowi ludzie, zresztą co może być lepszego od zobaczenia swojego ulubionego zespołu na żywo? A Comę uwielbiam, szczególnie "skaczemy" i "ostrość na nieskończoność", więc nie dziwię się Zuzie, że tak ucieszył ją plakat.
    Zachowania matki Zuzy kompletnie nie rozumiem. Nie dość, że ta kobieta nic nie wie o takich zwyczajnych sprawach jak koncerty to jeszcze zabrania dziewczynie na jeden z nich pójść. Jeszcze jakby zabroniła z czystej złośliwości albo za karę, bo dziewczyna spędziła noc poza domem. Ale z powodu zboczeńców? Skąd niby ta nagła troska?
    Gdybym miała taką matkę, z pewnością uciekłabym z domu. Nie rozumiem tej kobiety. Jak można w ten sposób traktować własne dziecko? I co to w ogóle za słowa? Jak ta kobieta śmie mówić, że bez niej Zuzia jest niczym i że tylko dzięki matce coś osiągnęła. No tak, dzięki matce osiągnęła wiele - zaczęła się ciąć i pogrążać w depresji. To się nazywa przykładne rodzicielstwo...
    Z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez matkę Zuzy albo Olę, utwierdzałam się w przekonaniu, że obie te kobiety są po prostu nienormalne. Nie potrafię sobie wyobrazić, że można być aż tak bez serca. Tym bardziej, że to nie żadna patologiczna rodzina, wszyscy są zdrowi, nie ma problemów finansowych itd...
    Dobrze, że Oliwier zabrał Zuzę do siebie. Zresztą i tak nie miał wyjścia, skoro inaczej dziewczyna wylądowałaby na ulicy. Mam nadzieję, że ta wyprowadzka coś zmieni w rodzinie głównej bohaterki. Może matka jakimś cudem zatęskni, chociaż szczerze w to wątpię. Ojciec już zaczął rozumieć swoje błędy, ale to chyba i tak niewiele zmieniło. Pewnie nadal pozostanie tak samo uległy wobec żony i jedynie będzie sobie w milczeniu żałował tego, co robi, jakby to cokolwiek zmieniało.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej, dziewczęta. Wpadłam na chwilę, powiedzieć, że od jutra zamierzam zacząć nadrabiać tu zaległości. No to chyba tyle. Pozdrawiam <33

    OdpowiedzUsuń
  14. Co za stara głupia cipa :")
    Jak mnie szał ogarnął! Już chciałam Wam nawrzucać za takie huśtawki nastrojów, które u mnie wywołałyście, ale za bardzo mnie wciągnęło.. zejdę na zawał czytając Wasze rozdziały, taka jest moja diagnoza ;-;
    Ta matka jest kuźwa najgorszym ścierwem o jakim kiedykolwiek miałam wątpliwą przyjemność czytać :") nawet chłopak obdzierający ze skóry małe szczeniaczki wydaje mi się normalniejszy niż ta głupia szmata! Ja rozumiem - faworyzowanie dzieci. W sumie to ludzkie zachowanie, że któreś lubi się bardziej. No ale kurna nie o tyle, by to drugie dziecko mieszać z błotem i pluć na nie. Ta matka to zwykłe gunwo na podeszwie, które ma owszem ciężko, bo raczej nie łatwo jest być taką chorą suką, ale męczenie innych przez swoje własne kompleksy to jest idiotyzm i wywołuje u mnie wkurwyzm. Gdyby to był ojciec, to stwierdziłabym że ma kompleks małego i musi się wyżyć na córce. Ale skoro to matka, to to jest zwyczajny kuźwa odjeb mózgowy :")
    Wszystkie Wasze rozdziały wprawiają mnie w jakieś dzikie wiraże! Ostatnio coraz więcej się tym przejmuję. Jakby to nazwać? Z każdym rozdziałem wciągam się coraz bardziej... myślałam, że to niemożliwe... ale najwyraźniej jest ,_,
    Matkę spalić na stosie! A Lejka wznieść na rękach i czcić jak boga! Tylko on ma tu jaja, bo ojcu Zuzki nagle zaświtało że zawalił sprawę z wychowaniem dziecka :")
    I teraz powinno być takie duże, mile "i żyli długo i szczęśliwie". Taaa, ale znając Was jeszcze parę razu dostanę zawału i będę wrzeszczeć jak głupia. Muszę zainwestować w chusteczki :")
    Przepraszam, jeśli jest trochę nieskładnie... to opowiadanie mąci mi w głowie, po przeczytaniu nigdy nie wiem co napisać :/
    Pozdrawiam! Weny dużo przesyłam, żeby historia nigdy końca nie ujrzała :3

    OdpowiedzUsuń
  15. Zostałaś nominowana do Liebster Awards. Więcej informacji : http://oczyserca.blogspot.com/2014/04/liebster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  16. Jej matka to za przeproszeniem jakas walnieta idiotka! ;o Jak mozna tak pomiatac dzieckiem?? Ja sie pytam? Bardzo sie ucieszylam jak sie okazalo, ze jej ojciec trochej ja wsparl. I tez sie ciesze z tego jak sytuacja sie potoczyla i, ze Zuza zamieszka u Oliwera. Chyba ta mala Olenka sie zdziwi kim on jest i tak samo jej "kochana mamusia". Bardzo dobrze, ze Zuzka potrafila sie postawic rodzicielce to wyjdzie tylko na lepsze. Zycze wiecej pomyslow i weny, ktora i tak ci towarzyszy haha to sie nie moge doczekac juz piatku i 29 rozdzialu ^^ ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam to, że kiedy to czytam, czuję się tak... swojsko. Polskie imiona, polskie nazwiska, polskie miejsca... W końcu zero Ameryk, Brytanii, Paryżów i innych bzdetów! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzień dobry, albo dobry wieczór. Nie wiem, jest siedemnasta i chyba jeszcze mogę użyć opcji numer jeden. Ale nieważne. Chciałabym na początek bardzo przeprosić {cóż za nowość!} za nieobecność. Bo gdy już miałam wrócić do regularnego komentowania komputer odmówił posłuszeństwa i byłam skazana na komórkę, a co to za opinia bez polskich znaków, interpunkcji i ogromem błędów! Dziś zwięźle, bo po świętach mam egzaminy i powinnam siedieć w książkach. Ale mniejsza...

    Boże święty, jak ja nienawidzę Lidii. Suka. Przepraszam za wyrażenie, ale ona jest po prostu suką. Dodatkowo dwulicową. Jak można doprowadzić własne dziecko do stanu, w jakim była Zuza. hm? Ale pół biedy, jak można coś takiego śmiało robić, a później martwić się o ów dziecko?! Przepraszam ale logika tej kobiety wychodzi poza moją inteligencję. Zrozumiem wszystko, prócz tego. Dobrze, że Zuzka się wyniosła, niech jej matka przemyśli swoje, karygodne zachowanie, a ona przynajmniej odpocznie od wszystkiego. Szczególnie od Oli. Z początku ją lubiłam, ale teraz, gdy moja mama postanowiła zaręczyć się z jakimś kutasem, który ma gówniarze z poprzedniego małżeństwa zrozumiałam ból naszej bohaterki. Młodsza siostra jest złem wcielonym, wiem z autopsji, a mieszkam z tą małpą - Anką dopiero 4 miesiące ;/ Ni niewżne. Chcę powiediecieć tylko, że uwielbiam Twój styl pisania, postaci Oliwera i Zuzi oraz wszystkie pomysły. Czekam na kolejny odcinek i życzę weny. Pozdrawiam serdecznie
    xx

    OdpowiedzUsuń
  19. swietne!! <3
    http://s3condbreathe.blogspot.com/ nowości u mnie :3

    OdpowiedzUsuń
  20. I znowu ta "kobieta"! jak ona działa mi na nerwy! aaaaa!!!
    Ciesze się, że Zuza opuściła ten chory dom.. ja też bym tam dłuże nie wytrzymała.
    W sumie i tak była bardzo cierpliwa do tej pory.
    Olka mnie rozwaliła! Dialog z mama był świetny! Chyba nauczyła się od Zuzy ;)
    Dobrze, że zawsze może liczyć na swojego chłopaka :)
    On zawsze stanie na wysokości zdania :)

    OdpowiedzUsuń
  21. No i się się prawie popłakałam. Scena pożegnania z ojcem była bardzo wzruszająca. Facet pierwszy raz w życiu okazał córce trochę czułości, jednak chyba trochę za późno. Gdyby wcześniej zareagował pewnie nie doszłoby do tych wszystkich awantur, a Zuza wiodłaby w miarę spokojne życie.
    Niestety kolejny raz pani Orłowska pokazała swoją prawdziwą twarz. Do tej pory trudno mi uwierzyć, że można potraktować własne dziecko w taki sposób. Przecież tak na prawdę Zuza nie zrobiła nic złego, a spotyka ją tyle nieprzyjemności. Gdybym była na miejscu blondynki nie zważałabym na to, że stoi przede mną matka i pewnie oddałabym jej, gdy ta kolejny raz uderzyłaby mnie w twarz. Te wszystkie nieprzyjemne słowa wypowiedziane pod adresem córki były czymś obrzydliwym. Zastanawiam się jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak się zachowywać.
    Może Zuza podjęła pochopną decyzję o przeprowadzce, ale na pewno u Lejkowicza będzie jej o niebo lepiej. Nie wyobrażam sobie życia w tak toksycznej rodzinie. U Oliwera w końcu znajdzie spokój i może uda się jej dojść do siebie po tych wszystkich przykrościach jakie doświadczyła w ostatnich latach.

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale