piątek, 18 kwietnia 2014

Caput XXIX

Kiedy odsunęli się od siebie, Oliwier czule pocałował Zuzę w czoło i delikatnym skinieniem głowy wskazał jej wnętrze samochodu. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przelotnie i bez słowa sprzeciwu wsiadła do pojazdu, nie patrząc chłopakowi w oczy. Nie chciała, by dostrzegł jej wątpliwości czy obawy. To nie zmieniłoby niczego, a jedynie mogłoby zepsuć mu jego szampański wręcz humor… Drżącym rękami zapięła pasy, po czym wzięła na kolana swojego psa. Wtuliła przerażoną twarz w aksamitne, czarne futro Burżuja i odpłynęła w niebyt.
Oliwier szybkim krokiem okrążył pojazd. Chwilę później zajął miejsce za kierownicą swojego samochodu, po czym z nieskrywanym entuzjazmem przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik przyjemnie zamruczał, a on odwrócił głowę w stronę swojej dziewczyny. Nie był w stanie dostrzec twarzy blondynki, jednakże od razu wyczuł, że coś było nie w porządku. Od Orłowskiej bowiem wręcz biło ogromne przerażenie przeplatające się z niezmiernym smutkiem. Odruchowo wyciągnął rękę w jej kierunku i spróbował odgarnąć z jej czoła opadający kosmyk włosów. Zuza jednak odsunęła jego dłoń i skierowała wzrok w stronę okna. Żużlowiec zawahał się chwilę, po czym zacisnął ręce na kierownicy i odjechał.
Przez całą podróż zielonooka tępo wpatrywała się w zatłoczone ulice wielkiego miasta. Nie miała pojęcia gdzie się znajdowała. Zresztą, nawet jej to nie obchodziło. Korki na Piłsudskiego czy na Hubskiej – co za różnica? Jej bezmyślne spojrzenie sunęło ozięble poprzez kolorowe samochody, które mijali i szczęśliwych przechodniów, zdających się nie dostrzegać trudów życia.
Lejkowicz widział jej zamyślenie. Domyślał się, że dziewczyna musi oswoić się z nową sytuacją. Doskonale rozumiał jej obawy. Zaczynała nowe życie, z dala od rodziny i wszystkiego, co znała do tej pory. W końcu sam przez to przechodził. Opuszczenie domu rodzinnego spowodowane kłótnią było dla młodego człowieka ogromnym przeżyciem. Każdy odbierał takie zdarzenia w sposób bardzo indywidualny, dlatego też przez dłuższy czas chłopak milczał, dając jej szansę na przygotowanie się do nowego początku.
Z racji tego jednak, iż dziewczyna wciąż zdawała się być nieobecna, jego cierpliwość powoli zaczynała się kończyć.
– Zuzka, co jest? – spytał ciepło, nerwowo kierując wzrok w jej stronę. Nie doczekał się jednakże odpowiedzi. Dziewczyna nawet nie drgnęła. Milczała, ale nie dlatego, że nie chciała z nim rozmawiać. Pogrążyła się w swoich myślach tak mocno, iż jego spokojny i cichy głos nie był w stanie do niej dotrzeć, przedrzeć się przez barierę, którą – tak jak kiedyś – odizolowała się od otaczającego ją świata. Chłopak więc ponowił próbę. Po raz kolejny bezskutecznie.
– Zuza, do jasnej cholery! – wrzasnął w końcu i uderzył rękoma o kierownicę. Tego już nie mogła nie usłyszeć. Gwałtownie odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona i nieco zdezorientowana jego raptownym zachowaniem.
– Czego? – spytała przez łzy. Jej rozpaczliwy głos uderzył Oliwiera w samo serce. Poczuł się jakby niespodziewanie rzeczywistość wymierzyła mu solidny policzek. Zacisnął zęby tak mocno, że jego szczęka znacznie się uwydatniła. Twarz straciła swój zwyczajny zawadiacki i uroczy wyraz, a stała się męska i zadziwiająco tajemnicza. Nieoczekiwanie samochód wystrzelił do przodu i wyminął jadące przed nim pojazdy tylko po to, by kilka sekund później gwałtownie skręcić  prawo i zatrzymać się na czyimś podjeździe. Wyłączywszy silnik, Lejkowicz szybko wysiadł z auta, obiegł je i otworzył drzwi od strony pasażera. Był sfrustrowany. Dlaczego Zuza nie powiedziała mu, że coś jest nie tak, jak być powinno?! Nie rozumiał jej zachowania. Chcąc dowiedzieć się, co tak naprawdę trapi dziewczynę, uklęknął przed blondynką, która z całych sił wtulała się w futro swojego psa. Czując jego obecność, uniosła lekko głowę i odwróciła w jego stronę w taki sposób, iż chłopakowi w końcu udało się dojrzeć jej przekrwione oczy i spuchnięte od płaczu powieki.
– Słoneczko, co jest? – spytał czule, kciukiem ocierając łzy z jej twarzy.
– Wpadłam z deszczu pod rynnę! – wykrzyczała, wciąż pochlipując. Sportowiec zupełnie nie miał pojęcia, co zielonooka mogła mieć na myśli. Malujące się w jego oczach zaniepokojenie szybko przerodziło się w zaskoczenie. Mimowolnie uniósł brwi, a jego twarz nabrała zdziwionego wyrazu.
– Słucham? – spytał niepewnie, starając się nie unieść głosu choćby o pół tonu. Czyżby dziewczyna żałowała swojej decyzji? Zmieniła zdanie?
– Narzekałam, że jestem zależna od matki. A teraz? Teraz jestem uzależniona od ciebie! – krzyczała, nie mogąc się uspokoić. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Oliwiera ze strachem. – Przeszłam na twoje utrzymanie. Chciałam z tobą zamieszkać, ale dopiero wtedy, gdy będę miała jakieś źródło dochodów! Albo przynajmniej jakieś realne szanse na nie. Pragnęłam niezależności. Zależy mi na tobie – i to cholernie! – ale nie chcę żyć skazana na twoją litość. Teraz jestem bez pracy, bez wykształcenia i bez możliwości powrotu. Odcięłam sobie drogę ewakuacji! Nie mogę wrócić do matki, nie po tym wszystkim! Jestem na twojej łasce. Znudzisz się mną, to skończę pod mostem!
Dziewczyna nie potrafiła opanować łez i drżenia całego ciała. Naprawdę się bała. Bała tego, co będzie. Przerażało ją to, co może przynieść jutro. Z jednej strony cieszyła się, że w końcu udało jej się uciec od codziennych cierpień. Wiedziała, że wyprowadzka otworzyła przed nią nowe drzwi – wrota prowadzące do szczęścia, odcinające ją od mąk i emocjonalnego bólu. Z drugiej jednak, niepewność dotycząca przyszłości doprowadzała ją do szału. Krok, na który się zdecydowała, był nierozsądny, by nie powiedzieć „głupi”! W kilka chwil, pod wpływem targających nią emocji, zdecydowała wyprowadzić się do chłopaka, którego poznała jakieś dwa miesiące temu! Cały czas walczyła z rodzicielką o niezależność, a tymczasem sama wybrała życie na łasce człowieka, którego tak naprawdę nawet dobrze nie znała. Uświadamiając sobie własną nieroztropność, momentalnie zaczęła tęsknić za domem. Tam przynajmniej wiedziała, że zawsze będzie dla niej miejsce. Mizerne, ale będzie. W obecnej sytuacji jednak powrót byłby przyznaniem się do porażki. Nie mogła tego zrobić – to by ją zniszczyło. Była zbyt dumna, by po raz kolejny dać się sponiewierać. Ponownie wtuliła twarz w aksamitne futro psa, który spokojnie siedział na jej kolanach.
– Myślisz, że ja prowadzę jakiś hotel? I że będę ci kazał płacić za mieszkanie ze mną, a jak braknie ci pieniędzy, to cię wyeksmituję?! Bycie razem to miłość, nie umowa najmu! Dziewczyno! – zaczął mówić coraz głośniej. Zaraz jednak zorientował się, że to nie czas na kłótnię. – Zapewniam cię, że tak nie jest. Nikomu wcześniej nie proponowałem wspólnego mieszkania, to chyba coś znaczy. Zależy mi na tobie! Nie udowodniłem ci tego? Nie zamierzam cię wyrzucać. Mam się tobą opiekować, obiecałem przecież. Jestem teraz za ciebie odpowiedzialny. Ba, czuję się za ciebie odpowiedzialny odkąd cię poznałem… Wiem, że się boisz, że coś się między nami skończy, a ty nie będziesz miała gdzie mieszkać. Rozumiem to. Ja nie dopuszczam do siebie nawet takiej myśli, ale jeśli to cię uspokoi, to – bez względu na wszystko – będziesz mogła żyć w tym domu. Jest wielki, nawet nie będziemy musieli się widywać. Załatwi się oddzielne wejścia… – zażartował, a Zuza mimowolnie uniosła kąciki ust. Jej oczy znów zaczęły błyszczeć. Jego ciepły szept był niczym balsam na jej rozpalone myśli. Nawet jeśli kłamał, to robił to bardzo przekonująco. Jego słowa sprawiły, że całe napięcie opuściło ciało dziewczyny, a strach zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Jedźmy, bo blokujemy komuś podjazd – powiedziała dziewczyna i wreszcie szczerze się uśmiechnęła, czym od razu uspokoiła swojego chłopaka. Lejek pocałował ją delikatnie w czoło, ostrożnie zatrzasnął drzwi i wrócił spokojnie za kierownicę.

***

 Oderwawszy wzrok od odjeżdżającego samochodu, ojciec Zuzy powolnym krokiem wspiął się po kamiennych schodach, po czym wszedł do mieszkania, nie odzywając się ani słowem. Jego żona i młodsza córka już od progu spoglądały na niego wyczekująco, jednakże mężczyzna obrzucił jedynie obie chłodnym spojrzeniem i w milczeniu udał się do kuchni. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć, w jaki sposób opisać skomplikowaną sytuację, której świadkiem był przed momentem. Miał więc złudną nadzieję, że nie odzywając się, zdoła uniknąć mętnego tłumaczenia się, dlaczego pozwolił Zuzie odjechać z Lejkowiczem. Marzył, by milczenie mogło chociaż opóźnić moment kłótni, której bardzo się obawiał.
Jego żona nie pozwoliła mu jednak ani na chwilę wytchnienia. Od razu szybkim krokiem podeszła do męża i zatrzymała się tuż przed nim, opierając ręce na biodrach. Chrząkając znacząco, wymownie spojrzała na Andrzeja. W ten sposób zamierzała sprowokować go do mówienia. Nie mogła już doczekać się opowieści o tym, jak to się stało, że Andrzej wrócił do domu sam, nie zaś z córką, po którą został wysłany. Czyżby był aż taką ofiarą losu, by nie mieć żadnego wpływu na swoją pierworodną? Ponownie spojrzała na niego wyczekująco, jednak on nie zareagował. Zdając się nie zauważać jej obecności, nonszalancko wziął do ręki gazetę i oddał się lekturze, lub przynajmniej starał się to uczynić.
Podczas gdy kobieta wciąż wbijała w niego ostry jak nóż wzrok, niespodziewanie podbiegła do nich Ola. Przystanęła na chwilę i – nerwowo tupiąc nogą – spojrzała wyczekująco na rodziców. Niecierpliwie czekała na awanturę. Od zawsze lubowała się w chaosie, przez co często była prowokatorką wszelkich kłótni i sprzeczek. Ponadto ciekawość dosłownie ją zżerała. Zachodziła w głowę, co tak naprawdę wydarzyło się chwilę wcześniej pod ich blokiem. Z tego powodu, po krótkiej chwili oczekiwania, która zdawała się trwać wieki, postanowiła zacząć działać. Doszła do wniosku, iż jeśli szybko czegoś nie zrobi, jej rodzice nigdy nie wyrwą się z marazmu. Matka do końca świata będzie mordować ojca spojrzeniem Bazyliszka, podczas gdy on niestrudzenie będzie ukrywał się za ogromną płachtą zadrukowanego papieru. Niewiele myśląc, wzruszyła ramionami i szybkim ruchem ręki wyrwała ojcu gazetę. Mężczyzna spojrzał na nią z wyrzutem, jednak postępowanie córki nie skłoniło go do zwerbalizowania swojej dezaprobaty wobec jej niesfornego zachowania. Oddychając ciężko, oparł głowę na pięści i przeniósł wzrok na rozgałęzioną koronę kasztanowca rosnącego na podwórzu.
– Poznałeś Menela Spod Okna! Widziałam, że z nim rozmawiałeś! – wrzeszczała w niebogłosy podekscytowana Ola, żywo gestykulując, jednocześnie wymachując nad głową ojcowską gazetą. Mężczyzna jednak wyłącznie obrzucił ją zirytowanym spojrzeniem.
– Mogłabyś tak nie nazywać tego chłopaka? To bardzo porządny człowiek – warknął cicho pod nosem, próbując odzyskać czasopismo. Dziewczyna jednak ukryła je za plecami i dodała:
– Porządny człowiek? Dobre! Jak go pierwszy raz widziałam, wyglądał jak pół dupy zza krzaka! –wybuchnęła szyderczym śmiechem, wciąż próbując ukryć ojcowską własność.
– Może był po treningu… – mruknął Andrzej, gdy w końcu udało mu się wyszarpać gazetę z rąk córki. Z niechęcią spojrzał na oderwany róg strony tytułowej i znów spróbował zagłębić się w lekturę, jednocześnie starając się odciąć od panującej wokół napiętej do granic możliwości atmosfery. To z kolei jednak skutecznie uniemożliwiła mu żona.
– Jakim treningu? Kto to jest? Ty go znasz? – zasypywała męża pytaniami, nieustannie wymachując rękami tuż przed jego nosem. Andrzej niechętnie opuścił magazyn na kolana, po czym spojrzał ponuro na matkę swoich dzieci.
– Można tak powiedzieć… On jest żużlowcem. Jeździ w Sparcie Wrocław. To dobry, ambitny chłopak. Trochę szalony, ale sprawia dobre wrażenie. Obiecał, że się nią zajmie… – powiedział cicho, wzruszając ramionami, wciąż wpatrując się w świdrujące oczy kobiety.
– Puściłeś ją z jakimś psychopatą na motorze? Czy Ciebie do końca pojebało? Miałeś ją zatrzymać! – krzyczała. Uniosła dłoń, by uderzyć go w twarz. W połowie drogi jednak jej ręka zatrzymała się, po czym z powrotem opadła bezsilnie wzdłuż ciała. W jej głosie przerażenie mieszało się z wściekłością. Nie mogła uwierzyć, że jej mąż okazał się równie nieodpowiedzialny jak ich nastoletnia córka. W końcu żaden rozsądny rodzic nie pozwoliłby na to, by jego dziecko zamieszkało z jakimś szalonym motocyklistą! Kobieta nie wiedziała, co tak naprawdę skłoniło Zuzę do pochopnego podjęcia tej bardzo nieprzemyślanej decyzji. W całej sytuacji nie potrafiła zauważyć swojej winy. – Na jaki los ją skazałeś? Przez ciebie straciłam córkę! Moją Zuzię! Przecież tak bardzo ją kocham… – dodała prawie szeptem.
W istocie tak było. Jak mogłaby nienawidzić swej rodzonej córki? Każdy rodzic, w mniejszym lub większym stopniu, kochał własne dzieci. Lidia chciała dla Zuzki jak najlepszej przyszłości. Chciała dać jej szczęście, ułatwić start w dorosłość, pomóc. Niestety uważała, że tylko i wyłącznie twarde wychowanie, które nie uwzględnia odmów ze strony dziecka, pozwoli jej osiągnąć cel. Bunt wywoływał u niej agresję. Wspólne życie zawsze wymaga kompromisów. Kobieta jednak nie uznawała ich. Nieposłuszeństwo blondynki uznawała nie za chęć samostanowienia, lecz odrzucenie pomocnej dłoni, którą nieprzerwanie wyciągała. Wszystkie jej decyzje natomiast odbierała jako cios zwrócony przeciwko niej. Zauważywszy podobieństwo zielonookiej do jej ojca, chciała uchronić ją przed rolą życiowej ofiary. Pragnęła, by móc nauczyć ją radzenia sobie w świecie. Nienawidziła, gdy Zuzka – buntując się – niweczyła jej misterne plany wdrażania jej w dorosłość. I właśnie dlatego wciąż chciała nad córką dominować. Przez swoje zaślepienie ani przez chwilę nie zastanawiała się nad tym, jak Zuza mogła czuć się, gdy bez przerwy była traktowana tak okrutnie.
– To masz jakieś dziwne metody okazywania uczuć. Czy ją puściłem? Pewnie, że tak! Zrobiłem to z niemałą przyjemnością! – skłamał, lekko ściszając głos. – Nie dziwię się, że woli mieszkać z nim niż z tobą. – Zatrzymał się na chwilę, by móc spojrzeć na córkę. – Nie, chciałem powiedzieć „z wami”.
Obie zaniemówiły. Wstrząśnięte nieoczekiwanym biegiem wydarzeń spojrzały wzajemnie na siebie, potem znów utkwiły spojrzenia w jego bladej z przerażenia twarzy. Żadna z nich nie spodziewała się usłyszeć słów, które przed chwilą z niemałym trudem z siebie wyrzucił. Lidia zdawała się być zaskoczona jego otwartym buntem. Po tylu latach małżeństwa mąż ośmielił się jej przeciwstawić. Od dnia ich ślubu miała go za zniewieściałego ignoranta, który za wszelką cenę ze strachu przed kłótnią unika poważnych rozmów, bezustannie wpatrując się w ekran telewizora nastawionego na kanał sportowy. W głębi serca nie wiedziała, co tak naprawdę bardziej ją zirytowało – to, że mężczyzna pozwolił ich starszej córce wyprowadzić się do obcego mężczyzny, czy też to, iż jawnie przeciwstawił się jej woli i nie wykonał powierzonego mu zadania.
W głowie Oli zaś szybko pojawiła się podświadoma negacja słów ojca. Przecież to niemożliwe, by jej kłótnie z siostrą mogły przyczynić się do wyprowadzki blondynki. Szesnastolatka od zawsze lubiła ich sprzeczki. Dzięki nim mogła wyżyć się, odreagować. Traktowała je jak zwykłą rozrywkę – mogła skatalogować je między oglądaniem filmu a słuchaniem muzyki.  Była pewna, że jej siostra traktowała je podobnie…
Cóż, rozwój emocjonalny Oli był na poziomie warzywa. W tej chwili jednak zrozumiała, jak wiele zmieni się w tym domu teraz, gdy Zuzy nie ma. Niespodziewanie poczuła, iż bardzo będzie jej brakowało siostry. Może i rzadko zdarzało im się normalnie porozmawiać, lecz mimo wszystko, w głębi serca kochała ją. Mimo wszystkich niedokończonych sporów oraz licznych niesnasek uznawała swoją siostrę za najbliższą osobę. W końcu to zawsze do niej kierowała się, gdy miała jakiś problem lub gdy potrzebowała pieniędzy. Ponadto wiedziała, że blondynka nigdy nie wyda jej sekretów rodzicom. W jednej chwili pożałowała wszystkich krzywd, które zdążyła wyrządzić jej przez te wszystkie lata… Nie wiedziała, co teraz będzie. Bardzo nie podobała jej się zmiana, jaka właśnie zaszła. Kochała chaos, jednak nienawidziła niepewności. Nie miała pojęcia jak wyprowadzka Zuzy wpłynie na jej sytuację w domu. Bała się tego, co przyniesie przyszłość.
Podczas gdy jej myśli błądziły gdzieś daleko od rzeczywistości, jej ręka machinalnie skierowała się do kieszeni i wyjęła z niej zmiętego papierosa. Drżącą ręką wsunęła go do ust. Musiała odreagować. Drugą dłonią zaś niepewnie wodziła po wszystkich kieszeniach, nerwowo poszukując zapalniczki.
– Co ty wyprawiasz? – wrzasnęła wyraźnie zszokowana matka. Oczy kobiety wielkością zaczęły przypominać latające spodki. Jej idealna córeczka właśnie próbowała zapalić, ani przez moment się z tym nie kryjąc. Znalazłszy poszukiwany przedmiot, dziewczyna – nie zważając na rodziców – uniosła go i niezdarnie zaczęła przesuwać palcem po krzesiwie. Po kilku nieudanych próbach w końcu udało jej się otrzymać wymarzoną porcję ognia. Unosząc dłoń nadpaliła bibułkę wypełnioną tytoniem i zaciągnęła się, mrużąc oczy. Lidia zaś wciąż nie była w stanie uwierzyć swoim oczom: Ola bezczelnie i arogancko paliła papierosa, nieświadomie wbijając matce szpilkę w samo serce. Głowę kobiety niczym rozwścieczone psy atakowały pytania. Skąd ona to ma? Jak to możliwe? Od jak dawna…?
– Teraz to już i tak bez znaczenia… Wszystko spierdoliłaś, mamo! – rzuciła Olka, wydychając dym z płuc prosto w twarz rodzicielki i wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. Roztrzęsiona usiadła na trawniku pod pobliskim klonem. Fajka jednak pozwoliła jej się uspokoić i spojrzeć na całą sytuację z boku. „Może jednak nie będzie tak źle? Zuza się wyprowadziła… No i co z tego? Kiedyś i tak by to zrobiła. Poza tym, zawsze można znaleźć jakiś pozytyw. W końcu będę miała garderobę!” – pomyślała, uśmiechając się do siebie. Kiedy zaś wypaliła papierosa, podniosła się z ziemi, otrzepała resztki brudu ze swoich spodni i w o wiele lepszym nastroju wróciła do domu.

***

Kiedy dojechali na miejsce, żużlowiec szybkim ruchem wyjął bagaż Orłowskiej z samochodu i – obejmując dziewczynę w pasie – odprowadził do drzwi domu.
– Daj mi swoje klucze – poprosił, stawiając torbę blondynki i przejmując od niej smycz. Na jego twarzy zagościł podstępny uśmiech. Zuza spojrzała na niego ze zdziwieniem. Nie miała pojęcia, co zamierzał zrobić. Nie sądziła, iż zwyczajnie zapomniał swoich. Znając Lejkowicza, zapewne planował coś spektakularnego. Zuzka podejrzliwie spojrzała na chłopaka, jednak bez słowa sprzeciwu spełniła jego prośbę. Wciąż bacznie go obserwując, wyjęła z czeluści torebki brzęczący pęk i niezwłocznie podała go Lejkowi. Ten wziął je w dłonie i starannie obejrzał ze wszystkich stron, delikatnie nimi potrząsając. Ich uszu doleciał przyjemny dźwięk wygrywany przez metalowe przedmioty. Dźwięk nowego jutra.  – Nic się nie zmieniły te moje zapasowe klucze… panno Orłowska! Oto panienki klucze. Klucze od panienki domu!
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Zawsze wiedziała, że Oliwier nie należał do ludzi normalnych. Teraz udowodnił jej to po raz kolejny. Niedowierzająco pokręciła głową.
– Lecz się, słoneczko – mruknęła, wyciągając otwartą dłoń ku chłopakowi i przyjmując na nią z powrotem brzęczący pęk. Chłopak w tym czasie ponownie podniósł bagaż zielonookiej i zaczął wybijać stopą nerwowy rytm, starając się pospieszyć zielonooką. – Oczywiście na nogi, bo na głowę już za późno!
– Nie gadaj, tylko czyń honory! – ponaglił ją niecierpliwie, wymownie spoglądając na swoje dłonie. – Trochę mi ciężko z twoją torbą i dzikim psem, który cały czas próbuje mi się urwać ze smyczy.
Zuzka spojrzała na niego ironicznie i celowo zaczęła otwierać zamki najwolniej jak tylko się dało. Z premedytacją najpierw wybrała zły klucz, potem – niby to przypadkiem – upuściła pęk na ziemię, a następnie próbowała wsunąć klucz do zamka, trzymając go do góry nogami. W tej chwili nawet żółw byłby przy niej demonem prędkości. Sportowiec zacisnął zęby i co jakiś czas wzdychał niecierpliwie, co tylko wzmagało jej satysfakcję. Kiedy wreszcie „uporała się” z wejściem, chłopak jak najszybciej odpiął zwierzaka z uprzęży. Szarpiąc się, ciążył mu o wiele bardziej niż wszelkie bagaże. Uradowany kundel, celebrując odzyskanie wolności, biegał radośnie po całym parterze, przewracając co jakiś czas drobiazgi rozrzucone po podłodze.
– Nie zdążyłem posprzątać… – rzucił Oliwier, drapiąc się po głowie. Dziewczyna zaś tylko ponownie wybuchnęła śmiechem. „Zaczęło się mieszkanie z facetem…” – pomyślała i zachichotała, zasłaniając usta dłonią. Żużlowiec obrzucił ją spojrzeniem miotającym błyskawice i – nie zwracając uwagi na blondynkę – pospiesznie skierował się na piętro. Orłowska pozostawiła psa na parterze, by niezwłocznie udać się w pogoń za swoim chłopakiem. Niespodziewanie usłyszała dźwięk przypominający przewracanie się krzeseł. No tak. Burżuj nie mógł zachowywać się jak każdy normalny pies. Odkąd tylko znalazł się w domu Lejkowicza, zdążył już narobić niemałego hałasu i zamieszania. „Jeszcze chwila a Oliwier zmontuje mu jakąś prowizoryczną budę i wyrzuci na dwór!” – pomyślała. Zamierzała udać się za psem do kuchni i uspokoić go, jednakże gdy dostrzegła, że chłopak zamiast odnieść jej rzeczy do pokoju, który miała zajmować, skierował się w przeciwną stronę, niedbale machnęła dłonią i kontynuowała pościg za żużlowcem.
– Dokąd tak pędzisz, wariacie? – zawołała za nim, biegnąc po schodach. Lejkowicz jednak nie odwrócił się.
– Zanieść twoje rzeczy, panno rezolutna! – rzucił, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Orłowska była zaskoczona. Przecież pokój, który miała zająć, znajdował się w drugiej części korytarza. Nagle przez jej umysł przemknęła niepokojąca myśl, którą jednak szybko przegoniła. Nie miała czasu na rozmyślania. W tej chwili musiała zorientować się w tym, co planował jej chłopak. Żużlowiec zatrzymał się dopiero pod drzwiami swojej sypialni. Delikatnie otworzył je i cisnął torbę na łóżko. Po chwili w drzwiach pojawiła się dziewczyna. Kładąc dłonie na biodrach, spojrzała z zaciekawieniem na sportowca, po czym zbliżyła się do niego. Po chwili niespodziewanie dołączył do nich czworonóg, który najwyraźniej nie chciał zostać sam na parterze i pognał za swoją właścicielką po schodach.
– Czemu tutaj? – spytała tonem pełnym zdziwienia, spoglądając pytająco na swojego chłopaka. Bezustannie zastanawiała się, co też takiego mógł on znów wymyślić? Jakby czytając jej w myślach, Oliwier postanowił objaśnić jej swój plan. Czule objął ją w pasie i przysunął jej ciało do swojego.
– Bo tutaj jest najszersze łóżko! – powiedział radośnie, przysuwając swój nos do jej tak blisko, by każde z nich wyczuwało oddech drugiego. Serce Zuzki niespodziewanie przyspieszyło, a oddech zatracił swój dawny rytm. Wyczuwszy to, żużlowiec przysunął się do niej jeszcze bliżej. Z jego twarzy nie znikał kpiący uśmiech. Dziewczyna położyła swoje dłonie na jego ramionach, by choć na chwilę zwiększyć dzielący ich dystans i – niby to od niechcenia – rzuciła:
– Miły jesteś! Aż taka gruba, to chyba nie jestem. Jeszcze się mieszczę na jednoosobowych materacach!
Jego dłonie powoli i zmysłowo zsunęły się po jej ciele o kilka centymetrów, przez co dziewczyna mimowolnie przylgnęła do jego torsu. Gdy Oliwier wyczuł jej nagłą bliskość, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Ale nie będziesz tu spała sama… – szepnął pewnym głosem, pochylając się nad nią. Jego oddech delikatnie omiótł jej policzek, wywołując przyjemny dreszcz, który przebiegł przez całe ciało blondynki. Jej serce po raz kolejny zabiło szybciej. Jego uderzenia brzmiały niczym tętent galopującego stada koni. Nie miała pojęcia, jak mogłaby zareagować na wypowiedziane przed momentem słowa. Zaniemówiła.
Lejkowicz natomiast w dalszym ciągu obejmował ją jedną ręką, drugą zaś odsunął jej włosy z twarzy. Musnął jej ucho swoimi wargami, po czym prawie niesłyszalnie szepnął:
– Też kiedyś miałem psa i wiem, że te kudłacze lubią w nocy zajmować większą część łóżka!
Odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się serdecznie. Po raz kolejny udało mu się wprawić Orłowską w stan niemałej konsternacji. Wściekła Zuza obrzuciła go spojrzeniem zimnym niczym lód. Nienawidziła, gdy tak z nią pogrywał. We wszystkich sprzeczkach od razu stała na przegranej pozycji, miała tego pełną świadomość. On zaś – nie zważając na naburmuszoną minę dziewczyny – zawołał psa i zaczął uderzać otwartą dłonią w materac.
– Wskakuj, psinko! – zawołał. Burżuj bez wahania przyjął jego propozycję i rozłożył się na ciemnoczerwonym prześcieradle. – Zabiorę swoje rzeczy po meczu – powiedział Oliwier do Zuzy, nieco poważniejąc.
– Nie musisz, ja mogę spać gdziekolwiek – powiedziała cicho, wbijając spojrzenie w swoją torbę, jednocześnie obejmując rękami swój brzuch. Wstydziła się tego, że chłopak dla niej rezygnował ze swojej wygody. Jakby nie czuła się już wystarczająco źle z faktem, iż tak naprawdę wprosiła się do jego domu…
– Nie marudź! Ja się przekimam gdziekolwiek. Zresztą i tak prawie nie śpię. Nie mam czasu. Trener robi wszystko, żeby mnie wykończyć! – zawołał i teatralnie złapał się za głowę. Jego mina wywołała u zielonookiej kolejny atak śmiechu.
– Trzeba było zostać księgowym! – krzyknęła, kiedy wychodził i pochyliła się nad swym bagażem, by wyjąć najpotrzebniejsze rzeczy. Na dźwięk jej słów Lejek jednak zatrzymał się i odwrócił. Pomyślał, że może jeszcze chwilkę zostać. Mecz zacznie się dopiero za półtorej godziny. Miał być wcześniej, jednakże na pewno nic się nie stanie, jeśli przyjedzie jakieś pięć minut później. Nigdy w życiu nie odpuściłby sobie okazji na drobną sprzeczkę z Zuzą.
– Oszalałaś?! Cyferki śniłyby mi się po nocach! Nie ma mowy! – wykrzyknął, udając oburzonego. Uniósł rękę nad głowę i nonszalancko oparł się łokciem o futrynę.
– Ale przynajmniej byś spał! – odparła dziewczyna z uśmiechem. – A teraz – jeśli uda ci się zdrzemnąć – co ci się śni? Podprowadzające? – spytała z udawaną zazdrością, unosząc prowokująco brew.
– Mhm… – mruknął. Słysząc to, Orłowska chwyciła w dłoń swoją kosmetyczkę i wycelowała nią w chłopaka. On zaś, chcąc uniknąć ciosu, postanowił rozwinąć myśl. – Szczególnie jedna. Ale ona zamiast do startu, doprowadzi mnie kiedyś do zawału! I jeszcze ze mną mieszka!
– A wiesz? Mnie też czasem śni się taki jeden żużlowiec… – rzuciła, udając obojętność i wracając do rozpakowywania torby. Chaotycznie rozłożona w niej zawartość raniła jej pedantyczną duszę. „Zamiłowanie do porządku jak u matki…” – pomyślała i westchnęła głośno. Cóż, genów i wychowania nie można sobie wybrać. Choć zawsze wyszydzała drobiazgowość rodzicielki, w kwestii porządku była do niej bardzo podobna. Niestety, musiała się z tym pogodzić.  Tym razem jednak musiała zaakceptować bałagan – nie miała czasu na dokładne układanie rzeczy.
– Tak? – spytał z uśmiechem, podchodząc do niej i obejmując ją od tyłu.
– Mhm… – przedrzeźniła go, obracając się w jego ramionach. – Bardzo przystojny, z wytatuowaną prawą ręką, lewym bokiem i z kolczykiem poniżej wargi. Może go znasz?
Oliwier mimochodem odsunął się o pół kroku, a jego oczy stały się granatowe niczym wieczorne niebo. Z twarzy niespodziewanie zniknął szeroki uśmiech, który towarzyszył mu od dłuższego czasu. Dziewczyna znów zaśmiała się. Splotła ręce na piersiach i udawała, że komentuje mecz:
– Panie i Panowie. Niemożliwe nie istnieje! Brawurowym atakiem po małej Orłowska wyprzedziła Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów. 3:2 dla mnie, Lejku!
– Faktycznie po małej – syknął. – Żerujesz na najpodlejszych instynktach faceta! Tak się nie robi! Przegrany żąda nagrody pocieszenia!
Zuza uśmiechnęła się do niego zalotnie i kazała mu się odwrócić. Nie podejrzewając niczego, podporządkował się. Blondynka czule położyła mu dłonie na ramionach, serwując mu krótki, bardzo delikatny masaż. Chłopak zamknął oczy, czekając na jakąś niespodziankę. Zielonooka jednak podarowała mu wyłącznie kopniaka w tyłek i krzyknęła głośno:
– Zbieraj się, leniu!!!
– Też cię kocham – burknął i skierował się w stronę garażu.
– Do zobaczenia na Olimpijskim! – usłyszał jeszcze, gdy schodził po schodach. To wywołało na jego twarzy uśmiech. Do samochodu wsiadał z ogromną radością. Wreszcie miał dziewczynę tylko dla siebie. W końcu nie będzie musiał przejmować się tym, że ona musi wracać, a żadne telefony nie będą przerywać ich spotkań w najmniej odpowiednich momentach. „Cholernie się cieszę, że w przyszłym tygodniu nie muszę jechać do Szwecji czy Anglii” – pomyślał i odjechał.
Zuzka zaś podeszła do okna i rozejrzała się niepewnie. Kiedy jej oczom ukazał się widok wyjeżdżającego z posesji BMW, straciła całą siłę do działania. Wraz z Oliwierem dom opuściła jakakolwiek radość. Nagle dziewczynę ogarnęło poczucie przerażającej pustki. Uświadomiła sobie, iż została zupełnie sama. Sama w całkowicie obcym miejscu, w kompletnie innym życiu. Nagle całe jej ciało przeszedł chłodny, nieprzyjemny dreszcz samotności. Wszelka siła wypłynęła z jej ducha niczym woda z pękniętego naczynia. Oparła się plecami o ścianę, po czym bezwładnie zsunęła się na podłogę. Rozejrzała się krótko po pokoju, w którym aktualnie się znajdowała. Kiedyś, gdy Lejkowicz oprowadzał ją po swojej posesji, zachwycała się nim. Poprzedniego wieczoru nawet spędziła w nim noc. Poznała go już dość dobrze. Doskonale pamiętała rozmieszczenie potrzebnych przedmiotów, potrafiła odtworzyć z pamięci usytuowanie bibelotów. Teraz jednak sypialnia wydała jej się ponura, zimna i nieprzystępna. Zupełnie obca. Podobnie jak korytarz znajdujący się za drzwiami, który również mimowolnie omiotła spojrzeniem.
Jedynym znanym jej elementem tego pomieszczenia był Burżuj, który teraz mościł się wygodnie na łóżku Oliwiera. A może raczej jej…? Przerażona zasłoniła twarz dłońmi, a jej ciałem zawładnął spazmatyczny szloch rozpaczy.

21 komentarzy:

  1. Szkoda mi Zuzy. Bardzo to wszystko przeżywa. Będzie mieć z Oliwierem swój pierwszy raz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytułem wstępu: na przyszłość takowe pytania prosimy pozostawiać w zakładce "Pytania" (a to enigmatyczna nazwa, nieprawdaż?). Nie wiedzieć czemu, irytuje nas wszystek spam pod postami. Powinnyśmy więc prosić Cię o przekierowanie tego komentarza w odpowiednie dla niego miejsce. Tym razem jednak uczynimy wyjątek i na pytanie odpowiemy już tutaj.
      Czy Zuzka będzie mieć z Oliwierem swój pierwszy raz? Hmmm... zastanówmy się... A czy wszystko musi być takie zwyczajne, proste i przewidywalne? Czy nie znasz naszego opowiadania na tyle dobrze, by wiedzieć, że stać nas na dosłownie wszystko? Masz do czynienia z osobami, które w ramach odpału wcisnęły Lejka do namiotu („Caput VIII”) a Zuzie zrobiły tatuaż („Caput XIV”). Kto wie, co jeszcze mogłyśmy wymyślić, by skomplikować życie naszym bohaterom?
      Nie zastanawiałaś się na przykład, jakim cudem Lejek powstrzymał się w "Caput XXVI"? Może nie chodziło tu o uczucia, jakie żywił wobec Zuzy? Może po prostu kiedyś miał podczas meczu niezbyt przyjemny upadek jak Batchelor w Auckland i od tej pory jest impotentem?
      Nie myślałaś nad tym, dlaczego tak często w rozmowach Zuzy i jej chłopaka przewija się Troy we własnej osobie? No i - przede wszystkim - dlaczego Lejkowicz jest o niego tak zazdrosny? Wiesz, z Kangura jest meeeegaseksowna dupa. Po tym, co działo się w „Caput XIV” wyraźnie widać, że Orłowska również mu się podoba, więc być może po jakiejś kłótni między naszymi zakochańcami, Australijczyk spróbuje zburzyć sielankę i wykorzystać sytuację, bo jest mniej gentelmeński od Lejka?
      A nie pamiętasz już o Kubie? On nie miałby żadnych oporów, by wziąć od Zuzki to, czego akurat by pragnął.
      Konkludując - zgaduj zgadula, w której ręce złota kula.
      Pozdrawiamy serdecznie

      Usuń
  2. Rozdział cudny :)
    Słowa mamy Zuzy i Oli, jednym słowem wow. Straciły i dopiero wtedy doceniły.
    Lubię czytać rozmowy Oliwiera i Zuzy :)
    Już nie mogę doczekać się next'a
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świat ! :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jestem na bieżąco :D
    Z jednej strony Zuza jest jak w bajce mieszkanie z idealny chłopakiem itp it, ale z drugiej to nadal nastolatka która potrzebuje bliskości i ciepła rodziny. Szkoda, ze to wszystko tak się potczyło, ale wierze, że Oliwier będzie się bardzo starał jej to wszystko wynagrodzić ;)
    Uwielbiam te jego zagrywki :d Nie da się go nie lubić ;)
    Ale mam jakieś dziwne przeczucie, że Troy przerwie tę sielankę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie podejrzewałam, że matka Zuzy i Ola posiadają jakiekolwiek uczucia... Co nie zmieni faktu, że są winne całej sytuacji, matka Zuzy chciała dla niej dobrze, twardo ją wychowując, super, ale dlaczego w takim razie faworyzowała drugą córkę? Dlaczego nie wychowywała jej w ten sam sposób? Co do Oli to mogła wcześniej pomyśleć, że ma świetną siostrę. Co do Lejkowicza to mam nadzieję, że będzie się opiekować Zuzą. Co do dziewczyny to rozumiem jej obawy,ale z Oliwierem powinna to wszystko przetrwać. Nie może się załamywać, tylko myśleć pozytywnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział:) czekam na następny :* cieszę się że razem zamieszkali

    OdpowiedzUsuń
  6. No i Zuzka się doigrała, sama w sumie nie wie czego chce. Ale to w sumie nie jest dziwne, nikt w tym wieku tego nie wie. A przeprowadzka to poważny krok naprzód.
    Normalnie szapo ba dla jej tatusia! W końcu poniżył tę pieprzoną tyrankę.
    Olka w końcu zrozumiała jak ważna jest więź sióstr... Tylko troszeczkę za późno...
    Trzymam kciuki za Zuzę i Lejka, żeby wytrzymali ze sobą!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, mam ważną sprawę.
    Zakładam spis blogów i chciała bym aby twój też się w nim znalazł. Jeżeli wyrażasz zgodę
    to proszę abyś zgłosił/a się na ten e-mail: kathy.reen286@gmail.com.
    Tam odeślę wiadomość z resztą informacji.
    Kathy

    OdpowiedzUsuń
  8. I znowu niestrudzony Oliwier wykazał się mnóstwem cierpliwości i taktu :) Prawdziwy skarb wyłowiła ta nasza Zuzka :D
    Ale właściwie cały rozdział w mojej głowie siedziała tylko i wyłącznie jedna osoba - pan Andrzej. Pomijając fakt, że i mój tata ma tak na imię, więc na wstępie pałałam do niego dużą dozą sympatii, mimo wszystko, to wreszcie jestem z niego naprawdę dumna. Szkoda tylko, że aż tak dużo czasu musiało upłynąć i że dopiero w takim momencie postanowił się ogarnąć. Ale lepiej, że takie ,,przebudzenie" w ogóle miało miejsce niż gdyby dalej siedział z tą swoją gazetą, nerwowo tłumacząc się przed żoną. I tutaj drugie zaskoczenie - Olka i mama Zuzki. Że one są zdolne do okazania takich względnie ludzkich uczuć? Proszę, proszę... Tego się nie spodziewałam ;) W porządku, wiedziałam, że pewnie to nie jest tak, że chcą za wszelką cenę uprzykrzyć Zuzce życie i że w swoim mniemaniu mają prawo do takiego postępowania, ale kiedy doszło do swoistego finału ich tłumaczenia rozłożyły mnie na łopatki. Och, Olka wykazała się naiwną dziecinnością, mama tak samo, chociaż w jej wypadku to już odrobinę do niej nie pasuje z racji chociażby wieku i doświadczenia życiowego. No, bo, jednak trzeba troszkę pomyśleć. To że my traktujemy wyżywanie się na kimś jako przyjemność, naprawdę nie oznacza, że ta nasza ,,ofiara" dobrze się bawi i jeszcze może jest nam za to wdzięczna. Także drogie panie, na przyszłość trzeba trochę się zastanowić nad obraną taktyką działania (czytaj: siania terroru). Ciekawa jestem czy w ich relacjach się coś zmieni. Niech pan Andrzej, na fali pierwszego wielkiego buntu, zacznie wprowadzać własne porządki i powoli całość się ustatkuje. Może jeszcze zobaczymy kiedyś u nich na niedzielnym obiadku Zuzką i Oliwiera, kto wie? ;)
    Końcówka była cudowna. Uwielbiam te ich przekomarzania. I jak czasem ciężko mi znieść Zuzkę, to zawsze świetnie poprawia mi humor jej poczucie humoru. Dziewczyna jest waleczna i uparta, trzeba przyznać.
    Czekam na ich kolejne perypetie (ciekawe jakie jeszcze przeszkody przed nimi się czają? :P)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  9. O M G !!!! Tego to się nie spodziewałam.Po pierwsze Zuza postawiła się matce i się wyprowadziła.2 ojciec w końcu zaczął dostrzegać swoją córkę.3 zobaczyła jakie popełniła błędy wychowawcze.4 Ola w końcu zobaczyła świat oczami starszej siostry.Na koniec Zuza zamieszkała z chłopakiem.Podsumowując rozdział The Best !!!! Czekam na dalszy ciąg wydarzeń :))

    OdpowiedzUsuń
  10. "wyglądał jak pół dupy zza krzaka!" o borze szumiący hahah, przypomniała mi się jedna koleżanka, co tak bez przerwy gadała hahahhahah XD płaczę ze śmiechu. Co nie zmienia faktu że Olka mnie wkurza :/
    Okay, dobra momencik. To matka chciała ją d o m i n o w a ć i traktować jak szambo, tylko żeby nie była życiową ofiarą. Jasne, pewnie, to kuźwa ma sens. Tyle że wcale nie.
    "Cóż, rozwój emocjonalny Oli był na poziomie warzywa." hhahahhaha okay popłakałam się i to tak serio. A co fakt to fakt, wyżyć to się można na worku treningowym, biegając, w ogóle na wszystkie inne sposoby, byleby nie robić tego na żywym człowieku. No co za bezsens! Aż dodam takie coś, co pokazuje idealnie Olkę - " #gunwo " C; jestem z siebie dumna przez to porównanie :")
    Cóż... rozdział pokazuje Polaków po fakcie. Przed nawet nie zauważą, a po rozpamiętują i podpisują pod katastrofę. Tyle dobrego, że się ojciec postawił. Ale jak czytałam, że ta durna kobieta chce go uderzyć, to aż zaczęłam kipieć ze złości. Frajerka :/ Ale z chęcią też bym zapaliła na oczach takiej matki. Jeszcze bym napluła i zdeptała! I zostawiła psu do obsikania!
    Nie rycz mała nie rycz! Zuzka i Oliwier to czysta słodkość. Aż mi się miód leje przez ekran jak o tym czytam *w* Ale niestety końcówka zepsuła nastrój rozdziału. A mogło być tak pięknie, uroczo i wesoło. Mogło być tak, że będzie mi się mordka cieszyć. Ale nie jest, no cóż taka właśnie ta nasza Zuza lalka nieduza jest. ;__;
    Borze szumiący, dopiero teraz to zauważyłam "śladowe ilości orzechów" hahaha umieram.
    Tym pięknym akcentem kończę ;_;
    Rozdział wyszedł genialnie i chyba powtarzam to w dosłownie każdym komentarzu, jaki u Was zamieszczam, ale nie sposób się temu oprzeć. No, brak mi słów. Muszę sobie wykombinować słownik "określenia na opowiadanie Anteguam vadam". Ktoś powinien go stworzyć, zbiłby fortunę, bo po rozdziale mam głowę pełną wydarzeń i słów, ale w komentarzu za nic się nie wypowiem, bo nie mam pojęcia jak.. tia :/
    W każdym razie pozdrawiam!
    Mam nadzieję, że święta się udały (nadal się udają? ;_;)
    Pozdrawiam! c;

    OdpowiedzUsuń
  11. Wcale się nie spodziewałam, że kiedy Zuza odjedzie razem ze swoim chłopakiem i dotrze do niej świadomość, że właśnie wyprowadziła się z domu, to zacznie skakać z radości, przepełniona uczuciem wolności. Jakby źle nie było z tak apodyktyczną matką i przeuroczą siostrunią, to jednak tam się wychowała, mieszkała od urodzenia. Takie miejsce na ziemi, którego każdy przecież potrzebuje. Tak więc jej reakcja wydała mi się wręcz normalna, aczkolwiek rozumiem, że Oliwier był zdezorientowany. Chwilowo zaślepiła go ogromna radość na myśl, że zamieszka ze swoją ukochaną, dopiero później dotarło do niego, co ona może o tym wszystkim sądzić. Taka prawda, Zuzka jest młodą kobietą o silnej potrzebie niezależności, a tak jak sama stwierdziła, odcięła się od jednego "kamienia", żeby niemal natychmiast przywiązać się do następnego. Jestem strasznie szczęśliwa, że Lejkowicz zareagował na jej słowa właśnie w taki sposób: na spokojnie, tłumacząc Zuzce, że nie musi bać się o przyszłość, znowu zapewniając ją, że się nią zaopiekuje. Serio, z rozdziału na rozdział coraz bardziej zazdroszczę jej takiego chłopaka, mogę mieć tylko nadzieję, że sama kiedyś trafię na kogoś takiego.
    Jestem strasznie, niesamowicie dumny z ojca Zuzy, który wreszcie, w akompaniamencie mojego stanowczego kibicowania, przeciwstawił się swojej żonie, czym w koncertowy sposób wyprowadził ją z równowagi. Chociaż ja też zostałam zbita z tropu, kiedy ta bezduszna kobieta oznajmiła, że kocha swoją starszą córkę. Nie wierzę jej za cholerę. Moja mama również była bardzo wymagająca według mnie, zwłaszcza kiedy byłam młodsza, nieraz się kłóciłyśmy, ale nigdy nie wątpiłam, że mnie kocha. A ta? Tylko maltretowała Zuzkę. Podobne odczucia mam względem Olki, chociaż szczerze przyznaję, że nawet zrobiło mi się jej trochę żal. Odnoszę wrażenie, że wieczne zamieszanie w domu plus może nieodpowiedni koledzy sprawili, że wyrosła na taką bezczelną, głupiutką dziewczynę, ale może jest jeszcze dla niej nadzieja. W każdym razie liczę na to.
    Przyjemnie było czytać o tym, jak Zuza wprowadza się do Oliwiera. Co prawda jeszcze pewnie przez długi czas będzie czuła tę pustkę opisaną pod koniec, jeszcze wiele łez wyleje, a wiadomo, ze wspólne mieszkanie niekoniecznie musi być usłane różami, ale wierzę, że nastolatka świetnie sobie poradzi. Zda maturę, znajdzie jakąś pracę, może pójdzie na studia i będzie szczęśliwa. Trzymam za nią kciuki.
    Rozdział świetny, bardzo przyjemnie mi się go czytało :) Jestem ciekawa, jak to będzie dalej. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Kuedę, ciężka sprawa. Myślę, że to normalne bać się czegoś nowego w swoim życiu, jakby nie było - gruntownych zmian. Ale ona nie jest sama. Chyba zakorzeniła się w niej myśl o byciu ciężarem dla wszystkich i na dzień dobry ma takie obawy w stosunku do swojego chłopaka. Charakteru Zuzy nie zmieni, może jedynie próbować pomóc jej oswoić się. W końcu miłość powinna pomagać, nie tak? Ola od początku wydawała mi się pustą lalunią, utwierdziłaś mnie w tym. Nie może być porządnym człowiekiem, bo nie wyglądał na milion dolców? A nie, przepraszam, wyglądał jak pół dupy zza krzaka. Chciałabym poznać śmiałka, który zdecydowałby się na życie z taką małą, upierdliwą zołzą. Kopią swojej matki wręcz. Znalazła się idealna mamcia. Boże, jak mnie to irytuje. Zmienianie świata zacznij od siebie. Wszyscy są winni, tylko nie ona. Lejkowicz, Zuza, Andrzej. To wszystko ich wina, przecież to oczywiste. Matka dziewczyny jest tylko ofiarą. No żałosne! Jak można przez tyle lat KATOWAĆ swoje dziecko psychicznie, dorzucając bicie fizyczne i twierdzić, że się bardzo kocha? Mam rozumieć, że to wszystko było z miłości, tak? No nic tylko śmiechem wybuchnąć. Tacy ludzie nie powinni mieć dzieci, bo tyle je krzywdzą i sprowadzają na samo dno. Może świadomie, może nie do końca wiedzą, co robią, ale ich dzieci cierpią - Zuza najlepszym przykładem. Nie mieści mi się w głowie, że do tej kobiety nie dociera, dlaczego Zuza chciała się wynieść! Najwyraźniej nie tylko Zuza się usamodzielnia, Andrzej również wychodzi z cienia. I dobrze. Co to za toksyczny związek, w którym głos ma tylko jedna osoba, a druga bez względu na wszystko musi przytakiwać?
    Wydaje mi się, czy Ola jeszcze nie jest tak bardzo zepsuta jak jej matka? Może jeszcze jest dla niej nadzieja, nikła ale zawsze jakaś. Ojej, Lidia wreszcie zobaczyła Olę- Olę, nie Olę- przez różowe okulary. W sumie podziwiam, że zniosła tyle szoku jednego dnia, ale należało się jej. Zmieniłam zdanie, nadzieja na 'zdrową' Olę właśnie zgasła. Nie wiem, czy ona jest taka pusta z natury, czy po prostu starannie się wy...puszcza? wypustkuje? Nie wiem jak stworzyć adekwatny neologizm.
    Na pierwszy rzut oka, Zuza się uspokoiła. Ale nie podoba mi się ta gra.A może to nie gra? Może tylko obecność Oliwiera ją uspokaja? Zapewne dowiemy się tego już niedługo.
    Wszystkim im dobrze zrobi ta wyprowadzka. Zuza ma szansę być szczęśliwą, Andrzej wyjść z cienia żony i nie dać sobą pomiatać, Ola i Lidia mogą wreszcie zrozumieć swoje błędy.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie często mogę to powiedzieć, ale rozumiem Zuzę! Przynajmniej teraz. W tym rozdziale wydała mi się bardziej ludzka. Normalnie, lubiła wymyślać sobie problemy z kosmosu, zachowywała się czasem irracjonalnie, a tutaj? Tutaj mogłabym się z nią szczerze identyfikować. Powiedziała Oliwierowi dokładnie to, co ja poczułam czytając poprzedni rozdział i martwiła się o to, co mnie samej przeszło przez myśl. Wierzę w uczucie Lejka, wiem, że jest typem porządnego faceta (przynajmniej od czasu poznania Zuzy), ale bądźmy szczerzy... mieszkanie razem to spory skok naprzód. Wiele par tego nie przetrzymuje, bo po czasie okazuje się, że do siebie nie pasują. Przecież z nimi też tak może być. I to nie musi być wina Zuzy czy Oliwiera. Po prostu niedobrania. Zwykłej pomyłki, co do uczuć. A wtedy Zuza nie będzie mogła żyć na jego koszt. Będzie musiała poradzić sobie sama. Ale jak? Wcale, ale to wcale nie dziwię się jej rozterkom. Wydawało mi się, że ucieczka od matki jest najlepszym wyjściem i szczerze powiedziawszy nadal tak sądzę. Nie było innego wyjścia. Zuzka by w końcu do psychiatryka musiała iść. Podjęła dobrą decyzję. Ale obarczoną pewnym niebezpieczeństwem i niestety - ryzykiem.
    Ale tutaj czekała na mnie mega niespodzianka. Lejek jak zwykle wiedział, co powiedzieć! Boże, ten facet jest istnym ideałem. Jest tak opanowany, tak spokojny i odpowiedzialny. Aż dziwne, że w tym wieku można spotkać kogoś takiego. Tym bardziej, że jest sławny, bogaty, mógłby mieć każdą pannę jaką by chciał. A to nie uderzył mu do głowy. I to w nim najbardziej lubię! Rany, co ta miłość robi z człowiekiem...
    Mamusia z Oleńką chyba się bardzo zdziwiły gdy się okazało, że Menel Spod Okna to bogaty, sławny i przystojny chłopak. Jak mi przykro no... :D Zapewne się nie spodziewały, że ktoś taki w ogóle może spojrzeć na Zuzkę, a tu proszę, taka niespodzianka. Chociaż mamusia jak zwykle musiała szukać dziury w całym. Niech nie udaje teraz, że się tak strasznie martwi! Ja rozumiem, że nic nie jest albo czarne albo białe i że pewnie jest jakaś racja w jej zachowaniu, tylko jakoś jej znaleźć nie mogę. Bo jak można zrozumieć kobietę, która wyzywa własną córkę? Która non stop miesza ją z błotem? Niech nie gra teraz dobrej, zatroskanej matki, bo mi się normalnie nóż w kieszeni otwiera!

    OdpowiedzUsuń
  14. Komentuję podczas czytania, więc może wyjść nieco chaotycznie.

    Nie dziwię się, że Zuza jest przerażona. Poza tym to rzeczywiście musi być dla niej okropne - to poczucie, że znów jest od kogoś zależna. Nie mogła wcześniej uciec ze swojego domu, który raczej trudno nazwać przyjaznym miejscem i musiała żyć ze świadomością, że jest zależna od matki. Zresztą jej kochająca mamusia nie mogła się przecież powstrzymać przed wygarnięciem jej, że sobie nie poradzi i w końcu i tak wróci. Na miejscu Zuzy byłabym pewnie w jeszcze gorszym stanie psychicznym. Po części rozumiem słowa, które wypowiedziała do Oliwiera, ale jednocześnie się z nimi nie zgadzam. Nic dziwnego, ze Zuza może się obawiać, że kolejna osoba okaże się kimś innym, niż mogłaby się wydawać, bo przecież w życiu spotkało ją wiele rozczarowań. No ale Oliwiera musiało mocno zaboleć stwierdzenie, że jak się już znudzi Zuzką, to zostawi ją na ulicy. Uważam, że to tak dobry człowiek, że nawet, gdyby rzeczywiście z jakiegoś powodu rozstał się z główną bohaterką, nie wyrzuciłby jej za próg. No a poza tym uczucie bycia zależnym od kogoś jest niemal nie do zniesienia. Wtedy cały czas ma się poczucie, że nie można po prostu odejść, że jest się na stałe przywiązanym do jakiegoś miejsca. Chociaż akurat mieszkanie z Oliwierem nie powinno należeć do nieprzyjemnych...
    O, no właśnie, Oliwier w dalszej części dowiódł, że jest świetnym facetem i potwierdził moje przypuszczenia, że bez względu na wszystko nie wyrzuci Zuzy. Główna bohaterka wreszcie spotkała kogoś, kto być może chociaż po części wynagrodzi jej nieprzyjemne sytuacje z przeszłości.
    Rodzina Zuzy jest naprawdę nienormalna. Nie mam pojęcia, co musiało się wydarzyć w życiu jej matki, że kobieta traktuje wszystkich z góry i swojego męża ma za ofiarę losu. A może po prostu była wychowywana w poczuciu, że może mieć wszystko, o co poprosi i że jest doskonała? Zaczynam się zastanawiać, po co jej w ogóle mąż? Raczej nie wierzę, że wzięła ślub z miłości.
    Słowa o miłości matki Zuzy naprawdę mnie zdziwiły. Wiedziałam, że ta kobieta musi kochać własną córkę i nawet przez chwilę poczułam do niej sympatię, ale potem przypomniałam sobie wszystko, co zrobiła Zuzce. Zresztą może nawet bym to jakoś zrozumiała, ale przecież mam porównanie z Olką. Drugiej córki nie próbuje wychowywać w taki bezwzględny sposób. I niby czemu? W czym ta druga jest lepsza? A stwierdzenie, że kobieta traktuje główną bohaterkę w taki sposób, żeby nie była życiową ofiarą jak jej ojciec ostatecznie przesądziło o tym, że znów całkowicie się zniechęciłam do matki Zuzy.
    No i brawo dla ojca! Wreszcie chociaż raz wyraził własne zdanie. Szkoda, że nie robił tego wcześniej, to może w domu żyłoby się wszystkim lepiej. Nie wiem, czy odniosłam dobre wrażenie, ale wydaje mi się, że próbowałyście pokazać, że Olka i matka Zuzy nie są aż takie straszne. Po poznaniu ich uczuć czuję do nich jednak tylko jeszcze większą niechęć. Może i Olka żałuje, że jej siostra się wyprowadziła, ale skoro sama przyznaje, że lubiła kłótnie z siostrą, bo mogła sobie odreagować cały dzień, nie myśląc o tym, jak ta druga się wtedy czuje, to chyba coś jest nie w porządku.
    To chyba rozdział, w którym najbardziej podoba mi się zachowanie Zuzy. Mam na myśli ostatni fragment. Przyznam, że czasem ta postać mnie irytowała albo po prostu nie rozumiałam jej zachowań, a tym razem po prostu się uśmiechałam, kiedy dziewczyna była złośliwa. No i Oliwier nie pozostawał jej dłużny. Sama byłam przekonana, że o co innego mu chodzi, gdy powiedział, że Zuza nie będzie spała sama. To się dziewczyna musiała zdziwić!
    Dobrze, że Lejkowicz potrafi odwrócić uwagę głównej bohaterki od jej problemów. Kiedy tak się sprzeczają, są naprawdę uroczy. Przerażające jest jednak to, że kiedy tylko chłopak znika, Zuzę od razu ogarnia smutek. Dziewczyna jest uzależniona od żużlowca bardziej, niż mogłaby przypuszczać. No chyba, że to po prostu potrzeba odreagowania po kłótni z rodziną i wyprowadzce, a nie stan, który się będzie ciągle utrzymywał.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  15. KURWA! Przepraszam, ale wyłączyłam internet wtedy kiedy miałam napisaną już połowę komentarza. Nie chcę pisać mi się tego samego.
    Jak zwykle świetny. Nie gniewajcie się, ale po prostu nie lubię się powtarzać. Przy następnym rozdziale postaram się skombinować coś dłuższego o ile znowu nie wyłączę sobie internetu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Obawy Zuzy są zrozumiałe. W końcu jej życie nagle wywróciło się do góry nogami. Dotąd musiała mierzyć się z toksyczną matką i irytującą siostrą, teraz to wszystko nagle się zmieni. Mimo, że Oliwer wydaje się idealnym facetem, to nigdy nic nie wiadomo. Kto wie jak rozwinie się ich związek. Zawsze może pojawić się ktoś inny i co wtedy? Wspólne mieszkanie to ogromna zmiana i wyzwanie dla obojga. Minie sporo czasu zanim Orłowska przyzwyczai się do nowej sytuacji. Mam nadzieję, że tym razem dziewczyna znajdzie chociaż trochę spokoju.
    Zazdrość Oliwera o Troy' a jest zabawna. Niby nic złego się nie dzieje, ale życie lubi płatać figle. :)
    Co do pozostałych członków rodziny Orłowskich jakoś trudno mi uwierzyć w ludzką odmianę szanownej mamusi i siostrzyczki. To, że nagle zatęskniły za Zuzką, to chyba efekt chwilowego zaćmienia umysłu. Chociaż może z drugiej strony w końcu coś do nich dotarło?Tak czy inaczej wielkie brawa dla ojca, który w końcu pokazał charakter. Oby tak dalej. :)

    No w końcu udało mi się wszystko nadrobić. :) Teraz powinnam być już na bieżąco. Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. – Teraz to już i tak bez znaczenia… Wszystko spierdoliłaś, mamo!
    Tekst ever!!
    Jeszcze nie skończyłam czytać, ale musiałam skomentować. Jesteście coraz lepsze. I do tego posty w terminie. Cud, miód i orzeszki ;)
    Dobra czytam dalej^_^
    Powodzenia w dalszej twórczości.
    Lara ;3

    OdpowiedzUsuń
  18. " – Myślisz, że ja prowadzę jakiś hotel? I że będę ci kazał płacić za mieszkanie ze mną, a jak braknie ci pieniędzy, to cię wyeksmituję?! Bycie razem to miłość, nie umowa najmu! Dziewczyno! " Mój ulubiony fragment. <3 Nie mam żadnych zastrzeżeń. Uwielbiam czytać rozmowy Zuzy z Oliwerem. Są takie wciągające i pozytywne. Nie będę się rozpisywać, ponieważ mam wiele zaległości na innych blogach. Pozdrawiam i życzę weny:*

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobra, jestem! Znów niestety tylko dwa rozdziały, i dziś pewnie lepiej nie będzie, bo zaraz mi się znajomi na łeb zamierzają zwalić, ale mam nadzieję, że się jakoś specjalnie nie niecierpliwicie? Ja sobie to powolutku doczytam, spokojna głowa. I, chyba opowiadanie już skończone, co? No to niedużo mi zostało, w zasadzie.
    Dobra, więc najpierw odnośnie poprzedniego rozdziału - był jednocześnie straszny i prześwietny. Straszny dlatego, że aż mi się w głowie nie mieściło, jak matka Zuzy się wobec niej zachowała. A niby powinnam była się tego spodziewać po zachowaniach, jakie prezentowała w poprzednich rozdziałach. (Tak abstrahując, to ciągle nie mogę cię przestawić na Caputy zamiast rozdziałów ;_;) Naprawdę aż mnie nosiło, jak czytałam kłótnię Zuzy z matką - po pierwsze, to Zuza miała świętą rację, że skoro jest pełnoletnia, to na dobrą sprawę sama za siebie odpowiada. Oczywiście ja nie praktykuję używania argumentu "jestem pełnoletnia, robię co chcę" - uważam, że póki się z rodzicami mieszka, to naprawdę zwyczajnie wypada zapytać ich o zdanie, a ogarnięci rodzice wiedzą, że nie ma sensu takiej, bądź co bądź dorosłej, osobie zabraniać pewnych rzeczy, jeśli się cudów nie wymaga. A Zuza nie wymagała cudów, dlatego tym bardziej zachowanie pani Lidii wydawało mi się całkiem pozbawione sensu i zwyczajnie złośliwe. Znaczy, pozbawione sensu to nie znaczy, że coś nie tak napisałyście, bo scena wypadła bardzo przekonująco i chyba wystarczającym tego dowodem jest to, że naprawdę miałam ochotę matkę Zuzy udusić, gdy to czytałam. Oleńkę też.
    Z kolei scena pożegnania z ojcem była super. Bardzo się cieszę, że pozwolił Zuzie odejść, rozumiejąc, że rzeczywiście nie była w tym domu szczęśliwa. Oczywiście wyobrażam sobie jego żal, który musiał czuć, gdy pozwalał swojej ukochanej córce odejść, ale naprawdę wzruszyło mnie to, że pozwolił jej na to, aby była szczęśliwa. Taki właśnie powinien być, moim zdaniem, dobry ojciec. I tak szczerze powiedziawszy, to nie wiem, czy on nie wpłynie trochę na przedstawianie przeze mnie Juliana Łukasiewicza, znaczy się ojca mojej Cecylii. Whoever czyta, to jak się Julian przewinie gdzieś później, to będzie wiedziała pewnie o co chodzi. Ale dobra, wracając!
    Oliwier naprawdę spisał się na medal i Matko Boska, jak ja bym chciała kiedyś spotkać takiego chłopaka, to nie mam słów. Wyszedł Wam świetnie jako postać, nawet jak na faceta (bo moim zdaniem facetów łatwiej wykreować niż kobiety, ale to tylko moja opinia). Z resztą, w sumie tu nie ma źle wykreowanych bohaterów, więc co ja się tam będę rozdrabniać.
    Żal mi Zuzy. Strasznie - wyobrażam sobie, jakie to musi być dla niej trudne, taka radykalna zmiana, życie wywrócone do góry nogami... Ale ja osobiście głęboko wierzę, że teraz przynajmniej jest wolna i ta myśl będzie ją pocieszała. Nie ma nad głową matki, przez którą cierpiała tak strasznie przez tyle lat, i choć myśl o domu i wyrzuty sumienia na pewno będą dawały o sobie znać, to myślę, że u Oliwiera naprawdę będzie jej lepiej.
    Idąc dalej, już na temat tego rozdziału, to baaaardzo mi się podobała scena w domu Zuzy, już bez Zuzy. Niezmiernie się cieszę, że jej ojciec w końcu się żonie postawił - tak to niestety jest, że musiał stracić kogoś, kogo bardzo kochał, żeby znaleźć w sobie do tego siłę. Przykre to, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. I tak jeszcze odnośnie wcześniejszego rozdziału, to nie wiem, czy już to pisałam, ale cieszę się, że ojciec Zuzy zaakceptował Oliwiera, w przeciwieństwie do reszty rodziny. Chociaż z drugiej strony co innego mógł zrobić? Chyba nic tak naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się też, że przybliżyłyście trochę psychikę pani Lidii i motywy jej działań. Nie to, żeby to jakoś ociepliło w moich oczach jej wizerunek, bo tu już chyba nic nie pomoże, ale rzeczywiście, przynajmniej kiedy człowiek rozumie co działo się w jej głowie to przestaje ona być aż tak żałosnym człowiekiem, jakim się wydawała. Tak naprawdę teraz jest mi jej szkoda, bo przez swój upór i zacietrzewienie w swoich poglądach najwyraźniej straciła wszystkich. A z resztą, inna sprawa, która ciągle działa na jej niekorzyść jest taka, że ja rozumiem - uważała wychowywanie twardą ręką za najlepsze i tak też chciała wychowywać Zuzę. A Oleńkę to jak traktowała? Twarde wychowanie stosowane wybiórczo? To się nazywa hipokryzja, pani Lidio. I wcale mi pani nie jest szkoda.
      Miałam dodać coś jeszcze, ale na śmierć zapomniałam. Dopiszę, jak mi się przypomni.
      A podsumowując, jak zwykle podobało mi się bardzo, chociaż moje serduszko zostało strzaskane w drzazgi D: Ciągle mam nadzieję na happy end tego opowiadania, bo Zuzie się należy, ale z drugiej strony, to patrząc na to, jak pesymistyczne ono jest jako całość, to nie wiem, czy przypadkiem nie zaserwujecie jakiegoś smutnego zakończenia. Od razu powiem, że nie spojrzałam nawet na ostatni rozdział, żeby sobie nie spojlować, więc nie mam pojęcia jaki będzie koniec. A smutne zakończenia są z reguły lepsze, więc teraz już naprawdę nie wiem, czego ja bym chciała D:
      No nic. Wracam za niedługo, standardowo :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Szablon by Rowindale