piątek, 25 kwietnia 2014

Caput XXX

– Trzymaj gaz! Trzymaj! Jedziesz! – krzyczała Zuza na stadionie. Była w nieziemskim humorze. Dzień należał do słonecznych i ciepłych – dzięki temu dziewczyna nareszcie poczuła przedsmak lata. Tak bardzo pragnęła tych długich,  gorących dni, skąpanych w blasku naturalnego, słonecznego światła. Mimo, iż kochała deszcz i świeże, wilgotne powietrze, będące jego następstwem, po aurze, jaką zaserwował mieszkańcom Wrocławia marzec, miała już serdecznie dość dżdżystej pogody. Ileż w końcu można patrzeć na spadające krople? Orłowska chciała zaczerpnąć wreszcie ciepłych promieni słonecznych. Kiedy wszyscy zawodnicy po ostatnim biegu minęli linię mety, przeniosła wzrok na bezchmurne niebo i uśmiechnęła się do błękitu.
Ku wielkiej radości Zuzy, Oliwier w końcu pozwolił jej obserwować mecz z parku maszyn. Ostatecznie uznał, że bez względu na to czy dziewczyna ogląda mecz stąd, czy z też z trybun, jej obecność działała na niego równie rozpraszająco. Kiedy znajdowała się w jego boksie, nie musiał przynajmniej usilnie poszukiwać blondynki na trybunie pośród setek fanów żużla, co mimowolnie robił przed każdym swoim biegiem. Dziewczynę natomiast ten fakt wprawiał w jeszcze lepszy nastrój. Dzięki temu spędzała niedzielne popołudnie między ludźmi, których znała i lubiła, a nie pośród obcego, rozwrzeszczanego tłumu, który czasem ją przerażał.
Zamyślona patrzyła w dal, gdy nagle w jej polu widzenia pojawił się jej chłopak. „Ej, co on robi w powietrzu?” – pomyślała, marszcząc brwi i lekko przekrzywiając głowę. Owo dziwne, niespodziewane zjawisko przywróciło blondynkę do otaczającej ją rzeczywistości. Kilkukrotnie szybko zamknęła i otworzyła oczy, pragnąc upewnić się, czy wzrok nie płatał jej figli. Okazało się, że to ogarnięci euforią koledzy Oliwiera podrzucali żużlowca, chcąc podziękować mu za wynik meczu. Widok coraz to wyżej unoszącego się sportowca doprowadził jego dziewczynę do śmiechu. I niby to ona zachowuje się jak dziecko?
Powszechna radość jednakże bynajmniej nie dziwiła zielonookiej. Wszyscy cieszyli się, ponieważ wrocławskiej drużynie udało się wygrać arcytrudny mecz, a Oliwier zasłużył na  wdzięczność pozostałych zawodników Sparty, gdyż w ostatnim biegu zdobył trzy „oczka”, które ostatecznie zadecydowały o zwycięstwie.
Kiedy Lejkowiczowi udało się wreszcie wydostać z objęć przyjaciół, wrócił na swój motocykl i – zjeżdżając z toru – mrugnął do dziewczyny opierającej się tuż obok bramy parkingu, na co ona odpowiedziała mu szczerym uśmiechem. Podczas gdy żużlowiec udał się do swojego boksu, Zuza wciąż zajmowała się obserwowaniem ogromnej radości całej drużyny. Tak bardzo lubiła być pobocznym obserwatorem, który nie brał udziału w wydarzeniach. W pewnym momencie tuż obok niej ni stąd, ni zowąd pojawił się szeroko uśmiechnięty Patryk.
– Wygraliśmy! Z Toruniem! Dokopaliśmy im! To jest…  Niemożliwe, no! Wygraliśmy to!!! – wrzasnął jej do ucha, aby przedrzeć się przez hałas panujący wokół.
– No co ty nie powiesz, Sherlocku? – zaśmiała się Zuza ironicznie, opierając się plecami o bandę. Nie lubiła, kiedy ktoś mówił jej oczywistości. – Gdyby nie ty, to pewnie dowiedziałabym się o wyniku tego meczu dopiero z facebooka!
– Ale ty wredna jesteś… To miał być wstęp do poinformowania cię, że z tej okazji idziemy poimprezować. Potem chciałem się spytać, czy idziesz… No, ale nie dałaś mi dojść do słowa… – udawał oburzonego junior. Słysząc jednak wzmiankę o świętowaniu, dziewczyna od razu ożywiła się. Wyprostowała się i podstępnie spojrzała na juniora.
Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, do rozmowy włączył się Lejkowicz, który odprowadził już swój sprzęt i właśnie zmierzał w ich kierunku, by odebrać od blondynki gratulacje, na które po cichu liczył.
– Coś mnie ominęło? – spytał ze swoim charakterystycznym, szelmowskim uśmiechem, opierając się na ramieniu Dolnego.
– Słoneczko, pójdziemy na klubową imprezę? W końcu w Anglii jutro nie masz meczu, we wtorek nie wyjeżdżasz do Szwecji, więc możesz trochę zaszaleć… – spytała Zuza z zachęcającym uśmiechem. Oliwier spojrzał na nią sceptycznie. Po tym, co działo się na ostatniej imprezie, na którą poszli razem, miał ambiwalentny stosunek wobec tego pomysłu. Nie chciał dopuścić do tego, by scenariusz tamtego dnia mógł się powtórzyć. Orłowska od razu dostrzegła wahanie na jego twarzy. Domyślała się również, co było jego przyczyną. Była przekonana, że chłopak obawia się gorzkich konsekwencji imprezowania z nią, dlatego też niełatwo będzie go przekonać. – No proooszę… Długo mam na ciebie patrzeć jak taki szczeniaczek zbity patelnią? Błagam!!! – zagrała na emocjach. Splotła ręce niczym do modlitwy, po czym wbiła w chłopaka żebrzące spojrzenie i kokieteryjnie zaczęła poruszać rzęsami.
Chłopak dobrze wiedział, że dziewczyna była uparta i za żadne skarby świata nie zamierzała poddać się, więc po krótkiej chwili zgodził się na jej prośbę. Ponadto czuł, iż zwycięstwo z Toruniem rzeczywiście trzeba było należycie uczcić. Pokonanie jednej z najsilniejszych drużyn w lidze nie jest przecież byle błahostką. W takich okolicznościach siedzenie w domu byłoby wręcz przestępstwem.
– Niech ci będzie, ty mój szczeniaczku! – zaśmiał się głośno i zbliżył do niej.
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – rzuciła mu się na szyję i pocałowała. Szybko jednak odsunęła się od niego, obrzucając jego kevlar zniesmaczonym spojrzeniem – Jezu, ale ty brudny jesteś.
Chłopak spojrzał na nią z wyrzutem. Tak samo jak ona nie znosił, kiedy ktoś mówił mu coś oczywistego. Przecież to normalne, że jego kombinezon po zawodach był zakurzony. W końcu pracował na torze, nie w laboratorium. Otworzył usta, aby odpowiedzieć dziewczynie coś sarkastycznego, gdy niespodziewanie przerwał mu czyjś głos.
– Chłopaki! Koniec tych pogaduszek – na spotkanie z kibicami marsz!
Wtedy zielonookiej przyszedł do głowy pewien – w jej opinii genialny – pomysł.
– Lejku… – mruknęła, ściskając jego dłoń. Żużlowiec spojrzał na nią podejrzliwie. Wiedział, że dziewczyna czegoś od niego oczekiwała oraz że zapewne nie było to nic, czego mógłby się spodziewać. – Mogę iść z wami na to spotkanie?
– Ale po co? – spytał chłopak, marszcząc brwi. Nie rozumiał, w jakim celu dziewczyna mogłaby chcieć udać się z nimi. Przecież czekanie na niego, oglądając jak fani błagają o zdjęcia i autografy, nie należało do szczególnie interesujących zajęć. Zuza przecież mogłaby poczekać na niego tutaj, w towarzystwie jego mechaników. W jego mniemaniu byłoby to o niebo ciekawsze zajęcie.
– No, zobaczyć, jak to wygląda z drugiej strony. Będę wam wodę przynosić, albo coś… Nie wiem co…
– Jakbyś nie wiedziała, wodę już przynieśli. Tak durnej wymówki jeszcze nie słyszałem. Może jeszcze powiesz, że marzy ci się... – zaczął. Bardzo interesowało go, dlaczego dziewczynie tak na tym zależało. Wiedział jednak, iż jeśli spyta ją wprost, nigdy nie otrzyma odpowiedzi. Niestety, w pół słowa przerwał mu Zbigniew Suchecki. Bez słowa wyjaśnień, przeprosin czy choćby powitania pociągnął Oliwiera za ramię. Lejek spojrzał na niego z wyraźną niechęcią, po czym odwrócił się w stronę Zuzki. – Spytaj trenera – powiedział beznamiętnie, kciukiem wskazując pana Piotra, po czym razem z kolegami wyszedł do fanów. Był przekonany, iż mężczyzna również uzna fanaberię blondynki za bezzasadną, w efekcie czego zatrzyma ją w parku maszyn. Zuza natomiast, pełna nadziei, pobiegła zatrzymać selekcjonera.
W miejscu dla publiczności zebrała się już spora grupa ludzi. Wśród nich znajdowali się głównie fanatycy w podeszłym wieku, wrzeszczące dzieci i piszczące nastolatki. Zawodnicy – mimo że byli przyzwyczajeni do takich spotkań – za każdym razem czuli się tak samo osaczeni przez rozszalały tłum. Paradoksalnie, woleli ryzykować życie na torze niż spotykać się ze swoimi wielbicielami.
Kilka minut później, do chłopców dołączył ich trener w towarzystwie zadowolonej Zuzy. Oliwier, słysząc doskonale znany mu głos, odwrócił się. Kiedy dostrzegł swoją dziewczynę, spojrzał na nią wymownie. Nie spodziewał się, że jej urok i dar przekonywania zadziała również na Barona. Ta jednak tylko mrugnęła do niego i pokazała mu język, na co on pokręcił z niedowierzaniem głową i odwrócił się ponownie do fanów, przelotnie szukając wzrokiem managera drużyny.
Orłowska tymczasem oparła się o barierkę, by móc bacznie przypatrywać się temu, co działo się wokół. Kochała to robić. Miała naturę obserwatora. Uwielbiała patrzeć na wydarzenia, w których nie brała czynnego udziału. Dzięki temu była bezstronna, co umożliwiało jej poprawne analizowanie zachowań oraz obiektywne wyciąganie wniosków. Fanatyzm niektórych ludzi wprawiał ją w doskonały humor. Traktowali oni żużlowców jak bogów.  Czy do nich nie dociera, że każdy z nich to w rzeczywistości normalny człowiek, który potrafi jedynie dobrze jeździć na motocyklu?
W pewnym momencie do uszu Zuzy dotarły podniecone słowa dwóch  nastolatek. Rozejrzała się uważnie, by zlokalizować, skąd docierały owe niepokojące dźwięki. Po krótkiej chwili dostrzegła, iż dziewczęta stały po drugiej stronie barierki, o którą się opierała.
– Boże! Jaki ten Oliwier jest przystojny… Jak wyglądam? To idę sobie zrobić z nim zdjęcie. Może mu się nawet spodobam… – szczebiotała z entuzjazmem jedna z nich. Kiedy sens rozmowy dotarł do umysłu Orłowskiej,  w niej samej zawrzała krew. Wypowiedź nastolatki zbyt mocno ją rozdrażniła, by potrafiła nad sobą zapanować. Niestety, zazdrość była jedną z rzeczy, nad którą nie miała ani krzty kontroli.
– Ej, ty! – zawołała do dziewczyny, odwracając się w jej stronę. – Masz chyba zbyt wysokie mniemanie o sobie. Naprawdę myślisz, że masz jakiekolwiek szanse u niego, DZIECKO?
Dziewczynka spojrzała na blondynkę z wyraźnym zaskoczeniem i zmieszaniem. Nie miała pojęcia, o co mogło jej chodzić. Złowrogie spojrzenie Zuzki sprawiło jednak, że młoda fanka poczuła się dogłębnie urażona.
– A co? – syknęła ze złością. – Myślisz, że ty masz większe?
– Nie zamierzam ci niczego udowadniać. Nie jestem tak ograniczona – odpowiedziała złośliwie Zuza, kipiąc wręcz jadem.
– Serio? Jak sama nie masz odwagi do niego podejść, to weź się lepiej odpierdol ode mnie! – warknęła dziewczyna zaciskając dłonie w pięści i spoglądając na blondynkę z nieskrywaną wrogością. Nieświadomie zagrała na dumie Orłowskiej. Czyżby nawet ta małolata uważała, że zielonooka nie zasługiwała na Lejka? Że nie pasowała do niego? Czyżby właśnie tak postrzegał ją świat? Zuza nigdy nie przejmowała się opinią innych, aczkolwiek – nie widzieć czemu – słowa nastolatki głęboko ją dotknęły. Może dlatego, że zarzucały jej, iż prezent, który otrzymała od losu, został jej darowany omyłkowo? Dziewczyna nie była w stanie znieść tej myśli. Chcąc zawalczyć o prawo do szczęścia, odwróciła się w stronę nieletniej i spojrzała na nią z wyższością.
– Nie mam odwagi? W takim razie patrz – powiedziała arogancko, po czym podeszła do stolika swojego chłopaka. Celowo stanęła obok niego tak, by nie mógł nie zwrócić na nią uwagi, po czym bez słowa wyjaśnienia wzięła jego butelkę z wodą i napiła się z niej. Znała Oliwiera na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie będzie on w stanie przejść obok tego obojętnie. Oczywiście nie pomyliła się w swoich założeniach.
– Czy przypadkiem nie miałaś nam przynosić wody? Mnie to wygląda raczej na kradzież – powiedział uszczypliwie, patrząc kątem oka na blondynkę, jednocześnie podpisując się na czyjejś czapce.
– Wiesz, strasznie tutaj gorąco… Chciałam tylko trochę się napić, a resztę oddać tobie. Ale jeżeli wolałbyś, żebym w ramach rekompensaty przyniosła ci nową butelkę, bo tak brzydzi cię moje DNA... – zaczęła tłumaczyć się od niechcenia.
– Wiesz co? Mnie też jakoś tak nagle cholernie zachciało się pić… – przerwał jej Lejkowicz, udając obojętność. Zuza zaś, słysząc jego niby to poważny ton, musiała stoczyć ze sobą niezmiernie ciężką walkę ze sobą, żeby nie roześmiać się na cały głos.
– To ja już idę po tę obiecaną wodę dla ciebie – powiedziała, starając się brzmieć poważnie i nie zdradzać choćby cienia humoru, w jaki wprawiła ją owa konwersacja.
– Ależ nie musisz się fatygować. – Lejek całkowicie stracił zainteresowanie fanami i odwrócił się w stronę Orłowskiej, wywołując tym samym oburzenie na wielu twarzach.
– Ale przecież sam mówiłeś, że skoro się zadeklarowałam, to powinnam dotrzymać słowa – ucięła Zuza i odwróciła się od chłopaka. Zanim jednak zdążyła zrobić jakikolwiek krok, ten chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie, przyciskając jej plecy do swojej klatki piersiowej. Sprawnie wyjął z jej dłoni butelkę, po czym odstawił przedmiot na czerwony, plastikowy stolik, który miał ułatwiać mu rozdawanie autografów, o którym na dłuższą chwilę zapomniał.
– Mówiłem, że nie ma takiej potrzeby – mruknął jej do ucha i delikatnie pocałował dziewczynę w skroń. Zuzę przeszedł przyjemny dreszcz. Kiedy Oliwier nieco poluzował uścisk, obróciła się do niego z nieznacznym uśmiechem, opierając dłonie na jego ramionach.
– Skoro tak mówisz… – powiedziała ugodowo i uśmiechnęła się, w reakcji na co jej chłopak po prostu wywrócił oczami. Tym razem Orłowska nie była w stanie pohamować śmiechu. Gdy wyzwoliła się z objęć Oliwiera, przez chwilę jeszcze patrzyła na niego z politowaniem. – Zboczeniec… – mruknęła do siebie, po czym – kręcąc głową – odwróciła się na pięcie i wróciła na swoje poprzednie miejsce. Lejkowicz bez ustanku spoglądał za nią z głupim uśmieszkiem malującym się na twarzy. Oparłszy się plecami o barierki separujące go od kibiców, sięgnął dłonią po wywalczoną przed chwilą butelkę i pociągnął z niej łyk wody. Dopiero gdy Tai dość brutalnie szturchnął go łokciem w żebra, dotarło do niego, że czekały na niego obowiązki służbowe. Niechętnie odstawił butelkę na stolik, po czym obrócił się z powrotem do kibiców, a „Woffy’ego” zgromił ponurym spojrzeniem, na co Brytyjczyk z niewinnym uśmiechem wzruszył ramionami.
Gdy Zuza dotarła z powrotem do barierki, spojrzała z triumfem na dziewczynę, z którą uprzednio się pokłóciła. Miała pełną świadomość tego, iż wygrała ich małą potyczkę. Najlepszą  nagrodą dla zielonookiej zaś był pełen niedowierzania i z trudem tłumionej złości wzrok małoletniej fanki. Dopiero po chwili Orłowska dostrzegła, że podobne emocje wyrażały twarze większości dziewczyn, które bacznie przyglądały się tej scenie. Gdy zauważyła niesprzyjające spojrzenia ludzi, z ust blondynki od razu zszedł uśmiech satysfakcji.  Ujrzawszy niestosowność swojego zachowania, poczuła się fatalnie. Całe ukontentowanie momentalnie  wyparowało z jej wnętrza, jednocześnie ustępując miejsca wyrzutom sumienia i złości na samą siebie. Nie powinna była tak łatwo dać się sprowokować i wystawiać na oczach setek ludzi jakże irracjonalnego i żałosnego przedstawienia. Przecież doskonale znała prawdę o swoim związku z Oliwierem, inni zaś nie musieli. Zagłębiając się w rozterkach, odwróciła się plecami do ludzi i spuściła wzrok na ziemię, czubkiem buta delikatnie bawiąc się drobnym kamieniem, który przypadkiem znalazł się na wybetonowanym podłożu.
Po chwili frustrującą pustkę, którą czuła w sercu, przerwał znajomy, radosny głos przebijający się przez krzyki tłumu.
– Się masz, Ghost Rider – wykrzyczał nie kto inny, tylko Jimmy we własnej osobie. Entuzjastycznie pomachał do Oliwiera, który w odpowiedzi zgromił Pseudoamerykanina wzrokiem, i pobiegł porozmawiać ze swoją znajomą. Orłowska wdała się z nim w radosną dyskusję, której tematem były marchewki z Kazachstanu. W pewnym momencie Jimmy spytał, czy dziewczyna ma jakieś plany na ten wieczór. Zuza – zgodnie z prawdą – wspomniała wówczas o imprezie na cześć zwycięstwa. Chłopak ową wzmiankę opacznie uznał za zaproszenie, które przyjął z niemałą przyjemnością. Blondynka nie była w stanie wytłumaczyć mu, że jego obecność pośród żużlowców nie będzie pożądana. Znajomy Orłowskiej był tak podekscytowany, iż słowa dziewczyny zdawały się w ogóle do niego nie docierać.
Zuzka nie miała pojęcia, co robić. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo Oliwier zdenerwuje się, gdy tylko usłyszy o możliwości spędzenia wieczoru w towarzystwie Jimmy’ego. Ponadto nie chciała nawet wyobrażać sobie Pseudoamerykanina na jednej imprezie z żużlowcami, którzy słynęli z niemądrych pomysłów i nierozsądnych zachowań. Dla dziewczyny zestawienie to było istną mieszanką wybuchową. Jej umysł zaś wytwarzał przeróżne scenariusze, jakie mogłyby ułożyć się na imprezie, i podświadomie podpowiadał jej, że wieczór ten na pewno zakończy się katastrofą.

***

Po spotkaniu wszyscy zebrali się i w świetnych nastrojach wybrali wspólnie do klubu. Dobry humor Oliwiera prysł jednak, gdy tylko dostrzegł, w czyim towarzystwie zjawiła się Zuzka. Ledwie panując nad emocjami, nie czekając na sposobny moment, podszedł do swojej dziewczyny i odciągnął ją na stronę.
– Co, do jasnej cholery, on tu robi?! – spytał cicho, jednakże w jego głosie dało się usłyszeć wyraźną wściekłość i pretensję. Dziewczyna nie spodziewała się po Lejkowiczu innej reakcji. Wiedziała, że darzył Pseudoamerykanina szczerą, aczkolwiek według niej mocno wyolbrzymioną, niechęcią. Jimmy był bardzo specyficznym człowiekiem, który do tej pory nie zasłużył na sympatię Oliwiera. Jeśli już, to wprost przeciwnie. Po każdym spotkaniu z nim, dziewczyna była kompletnie pijana i zdana tylko i wyłącznie na siebie. Jimmy nie miał w sobie krzty odpowiedzialności i rozsądku, co sprawiało, że w głowie nadopiekuńczego żużlowca w jego obecności włączał się czerwony alarm. Choć starał się zaakceptować przyjaźń mieszkańca El Dorado z Zuzą, sam zainteresowany nie ułatwiał mu zadania. Zuzka jednak uważała, że choć działania Lejka były uzasadnione, czasem sam prowokował Jimmy’ego, otwarcie ukazując mu swoją niechęć, zanim nawet chłopak zdążył się odezwać.
– Przepraszam cię za to, ja wiem… – zaczęła jąkać się dziewczyna. – On sam się wprosił! Nie byłam w stanie wyperswadować mu z głowy pomysłu, żeby z nami poszedł. Nakręcił się jak jakaś zabawka... Przepraszam…
Oliwier przez chwilę zastanawiał się nad słowami dziewczyny. Relacja, jaką mu zdała, nie dziwiła go ani odrobinę. Po Jimmy’m bowiem można było spodziewać się wszystkiego. Nie zmieniało to jednak faktu, że obecność chłopaka była ostatnią rzeczą, o jakiej w tej chwili marzył. Po tak ważnym meczu i całym wyczerpującym tygodniu, chciał w końcu odpocząć, nie zaś bez przerwy mieć baczenie na jakiegoś psychopatę.
– Ech, no dobra… Powiedzmy, że w sumie rozumiem. Taki chory typ człowieka: wyrzucisz drzwiami, wróci oknem – mruknął wreszcie, obejmując blondynkę. – Chodź, dołączmy do reszty, bo jeszcze o nas zapomną – dodał, uśmiechając się rozbrajająco, po czym razem z Zuzą podszedł do swoich znajomych. Usłyszawszy to, dziewczyna odczuła niewyobrażalną ulgę. Spadł jej kamień z serca. Odpowiedź Oliwiera może nie była szczególnie entuzjastyczna, jednakże chłopak przynajmniej nie czynił jej wyrzutów i starał się zrozumieć zaistniałą sytuację.
Początkowo wszystko zdawało się być pod kontrolą. Żużlowcy przez całą drogę wesoło rozmawiali. Omawiali szczegóły dzisiejszych zawodów i – mile połechtani własną wygraną – marzyli o mistrzowskim tytule. Zbyt zajęci radosną konwersacją we własnym gronie, zdawali się w ogóle nie dostrzegać obecności Jimmy’ego. Jedynie Lejkowicz co jakiś czas wrogo na niego spoglądał. Nie zamierzał ukrywać swojego niezadowolenia spowodowanego tym, co się działo. Miał jednak nadzieję, że dzisiejszy wieczór zakończy się zupełnie inaczej niźli ostatni. Był zdania, iż ich ostatnia kłótnia diametralnie zmieniła stosunek zielonookiej do jej przyjaciela. Ponadto, słowa Zuzy nieco podniosły go na duchu. Cieszył się, że tym razem dziewczyna zgadzała się z nim w kwestii kłopotliwej obecności Pseudoamerykanina. Dzięki temu zyskał przekonanie graniczące wręcz z pewnością, iż tym razem blondynka będzie zachowywać się odpowiedzialnie i rozsądnie. Zauważył również, że towarzystwo Jimmy’ego także dziewczynie nie poprawiało humoru. Doskonale dostrzegał w jej zachowaniu obawę przed niepożądanym rozwojem wydarzeń objawiającą się bezustannym, ciągłym i podejrzliwym przyglądaniem się chłopakowi. Nade wszystko jednak zadowalał go fakt, że Jimmy na chwilę obecną siedział samotnie pogrążony w milczeniu.
Zuzę jednakże niezmiernie niepokoiło badawcze spojrzenie, którym chłopak nieustannie obrzucał Batchelora. Miała nadzieję, że Pseudoamerykanin zwyczajnie nie miał nic do powiedzenia i cierpliwie czekał, aż dyskusja przejdzie na inny temat. On jednak wciąż natarczywie patrzył się na Australijczyka, co jakiś czas nerwowo drapiąc się po karku, czym jedynie wzmagał czujność zielonookiej. Kiedy w końcu weszli do klubu okazało się, że jej obawy były całkowicie uzasadnione. Jimmy bowiem nieoczekiwanie wykrzyknął:
– Ja go znam! To ty! TROYAN! – wrzeszczał, palcem wskazując na Batcha. Każdy z zebranych spojrzał na niego z wyraźnym zaskoczeniem i zdezorientowaniem, po czym szybko przenieśli spojrzenia na zdezorientowanego Australijczyka. – Ty! Wiedziałem, że cię skądś znam! – pod wpływem jego krzyków, Troy gorączkowo zaczął rozglądać się w poszukiwaniu kogoś, kto zechciałby przetłumaczyć mu słowa nieznajomego. – Nie sądziłem, że jeszcze żyjesz… Mała, parszywa gnido!
Wszyscy z niepokojem skierowali wzrok na znajomego Zuzy. Zastanawiali się, czy był już pijany, pod wpływem jakichkolwiek substancji psychoaktywnych, czy też może miał jakiś atak. Niewiele myśląc, dziewczyna spojrzała na niego wymownie.
– O czym ty, do cholery, pieprzysz? – spytała rozgniewanym tonem. Nie chciała, aby nowi znajomi uznali go za wariata. Co prawda bawiły ją jego barwne opowieści, jednak wielu ludzi po usłyszeniu pierwszego zdania, chętnie zadzwoniłoby po karetkę wyposażoną w kaftan bezpieczeństwa. Niemniej jednak przerażał ją fakt, iż mieszkaniec El Dorado za obiekt swojej przemowy wybrał Batchelora. Kangur bowiem – podobnie jak Lejkowicz – należał do ludzi, w których organizmie roli głównego narządu nie odgrywał mózg, a nadnercza. Kiedy dawał ponieść się epinefrynie, nie zważał na swoje czyny. Dlatego też Orłowska przeraziła się tego, co mógł zrobić Jimmy. Nie miała pojęcia, w jaki sposób mogłaby go zatrzymać. Pseudoamerykanin zaś, nie przejmując się opinią innych i dezaprobatą swojej przyjaciółki,  zaczął opowiadać swoją historię.
– Tego tutaj znam z El Dorado! Operacja „Koń Troyański”. Myślał, że go nie pamiętam. Przeliczyłeś się chłopcze… Troyan był najlepszym policjantem w mojej ojczyźnie. Ale po pewnym czasie służba wobec kraju mu się znudziła. Postanowił przenieść się na drugą stronę – stronę zła. I był najlepszym El Bandito w historii. Do czasu, aż mu nie odbiło. Ukradł marchewkę. Wy to rozumiecie? Marchewkę Sprzedawcy Marchewek! I zaczęła się wojna! Sprzedawca zadzwonił po mnie, bo chciał pomocy. A Jimmy zawsze pomaga! Ale nie mogłem cholernika znaleźć! Więc zadzwoniłem po Pana Śmietankę, bo on co nieco o Troyanie wiedział. On go znalazł i złapał. Ale nie zabił. Walczyli trzy dni i trzy noce. Bez przerwy. Najgorsza to była bitwa pod Piramidą Czterech Wyznań! Obaj mieli za sobą swoich ludzi. Troyan stracił wielu z nich, ale wymknął się Panu Śmietance. Śmietana nie podołał. Powiedział Jimmy’emu wszystko, co wie i oddał zlecenie. Wtedy Jimmy musiał poprosić brata o drastyczny krok – musiał zdobyć asa w rękawie! I po jakimś czasie Pan Śmietanka się dowiedział, gdzie jest Troyan. I powiedział Jimmy’emu. Przeszedłem daleką drogę, żeby go spotkać. I spotkałem. To było epickie. Walka stulecia. Graliśmy w marynarzyka. Trzy razy. I do tej pory nie wiem, jak to możliwe, że był remis. Zresztą, we wszystkim był. Musieliśmy zacząć walczyć inaczej. Wtedy zaproponowałem mu dwa rozwiązania: albo trudne rozwiązanie albo MOJE rozwiązanie! Wybrał trudne, kretyn jeden. To chyba była walka wręcz. Tak, z pewnością. I wtedy użyłem swojego asa z rękawa! Nie, to nie była babcia Adolfika topless… To był słynny Pan K.! Pan K. powiedział do mnie tylko „Zaczekaj!” i po kilku sekundach Troyan uciekał jak tylko mógł najszybciej. NA JEGO WIDOK SPRZEDAWCA MARCHEWEK BYŁ PRZERAŻONY!!! Psomarchew to przy tym pikuś! I tak Troyana nikt więcej nie widział. Uznano go za najgenialniejszego i jednocześnie najgłupszego El Bandito w historii. A myślicie, że skąd ma ten tatuaż? „Make your life a story worth telling”, tak? Chyba samo się rozumie!
Początkowo wszyscy spoglądali na Pseudoamerykanina z nieukrywanym zdziwieniem. Szybko jednak każdy, kto był w stanie zrozumieć całą jego wypowiedź, tracił nad sobą kontrolę i zaczynał się śmiać. Żużlowcy nie mieli wprawdzie pojęcia, o czym dokładnie mówił Jimmy, lecz bez względu na wszystko, nie byli wstanie się opanować. Bezsens monologu powalał na kolana każdego.
Pozostali nie byli jednak w tak dobrych nastrojach. Niektórzy dlatego, ponieważ nie znali języka polskiego na tyle dobrze, by zrozumieć sens  nieskładnej wypowiedzi chłopaka. Zuza natomiast była zbyt wściekła i przerażona, by choćby się uśmiechnąć. Obawiała się zarówno reakcji Troy’a, jak i Lejka, który na pewno stanąłby po jego stronie. Tymczasem Oliwier za wszelką cenę starał się zachować grobową twarz. Jego przerośnięte ego zabraniało mu okazać choćby cienia sympatii wobec Jimmy’ego, w związku z czym chłopak mocno zacisnął usta, pilnując się, by nawet lekko nie unieść kącików ust. Uważał bowiem, iż znajomy dziewczyny na pewno uznałby jego śmiech za swój triumf. Nie zamierzał dawać mu tej satysfakcji. Kiedy Jędrzejak wraz z juniorami opanowali wreszcie atak śmiechu, pośród zgromadzonych zapadła niezręczna cisza.
– Zuza, could you translate it, please? – spytał po chwili Batchelor, wyraźnie zażenowany swoją słabą znajomością języka polskiego. Wiedział tylko, że jakiś chłopak najpierw go obserwował, później wskazywał palcem, a następnie szybko i niewyraźnie opowiedział coś, z czego żużlowiec zrozumiał jedynie nieliczne wyrażenia, które składały mu się w zwyczajny bełkot. Jego uwagę zaś zwróciło to, iż znajomy blondynki płynnie wyrecytował z pamięci dewizę, którą zawodnik wytatuował sobie na prawym ramieniu. To nie mogła być pomyłka…
– You should spend more time on learning polish, TROYAN – odpowiedział mu rozbawiony Tai, zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć. Choć znał język polski na poziomie równym umiejętnościom Australijczyka, był przekonany, iż opowieść na pewno była zabawna, a dogryzając koledze, uda mu się go zirytować.
– I kto to mówi, Panie „Tor był bardzo dobrze, mało guma”? – wtrącił złośliwie Oliwier. W odpowiedzi otrzymał jedynie ponure i gniewne spojrzenie spode łba Woffindena.
– Guma?! Woffy – Man of a Durex Track – skomentował Troy, śmiejąc się głośno. Większość towarzystwa  mu zawtórowała. – But you know, when you are having fun with your tunnels, you needn’t condoms!
– To akurat zrozumiałeś? – spytał rozbawiony Lejkowicz, uderzając się otwartą dłonią w czoło.
– You know – there are things, which are the same in every language! – odparł Batch, puszczając oko do Zuzy. Ona w odpowiedzi szeroko się uśmiechnęła, a Oliwier mimowolnie objął ją ramieniem i przyciągnął mocno do siebie, przez co wszyscy zaczęli się śmiać.
Kiedy atmosfera rozluźniła się, temat opowieści Jimmy’ego zszedł na dalszy plan. Zawodnicy szybko zapomnieli o drobnym incydencie i w doskonałych nastrojach skierowali się do baru. Nie obyło się oczywiście bez toastów za dzisiejszy sukces. Klimat stał się lekki i przyjemny, a alkohol zaczął lać się hektolitrami. Choć chłopcy byli już mocno wstawieni, żaden z nich nie stronił od kolejnego drinka. W towarzystwie znalazła się jednak jedna osoba, której nastrój zdecydowanie odstawał od humoru reszty. Orłowską cały czas dręczyły wyrzuty sumienia. Miała już dosyć tego dnia. Choć zapowiadał się naprawdę przyjemnie, skończył się tak jak każdy inny. Najpierw ostra kłótnia z matką i spontaniczna decyzja o wyprowadzeniu się z domu, później bezpardonowe wproszenie się do domu  Oliwiera. Jej pojawienia się w domu jej chłopaka bowiem nie można było inaczej określić. Bez względu na to, czy Lejkowicz chciał zamieszkać z Zuzą, czy też nie, nigdy nie pozostawiłby jej samej sobie, na pastwę okrutnego mrozu, z czego dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę. Chcąc nie chcąc, wykorzystała jego dobre, uczynne serce. Zaledwie kilka godzin później napatoczyła się tamta Bogu winna fanka, na której Zuza wyładowywała swoje frustracje. Chwilę później rozpętała się kwestia z Jimmy’m…  Żużlowcy wprawdzie szybko zapomnieli o niechlubnym incydencie, jednakże blondynka cały czas obwiniała się. Wciąż wyrzucała sobie, iż to właśnie z jej winy doszło do niefortunnego spotkania Pseudoamerykanina ze znajomymi Oliwiera i jego nieciekawej rozmowy z Troy’em. Nieustannie zarzucała sobie, że nie zrobiła wszystkiego, by go powstrzymać. W myślach ubolewała nad swoim absolutnym brakiem asertywności. Nagle zapragnęła wrócić do domu i schować się pod ciepłą kołdrą w swoich czterech ścianach przed całym światem. Chwilę później jednak uświadomiła sobie, że nie ma dokąd uciec. Nie mogła bowiem wrócić do swojego mieszkania. Teraz jej domem był dom Lejkowicza. Niestety, choć przestronny, nie było w nim miejsca, w którym Orłowska mogłaby ukryć się przed rzeczywistością. Zasmucona spuściła wzrok i zaczęła bacznie przyglądać się lawirującym po jej szklance pęcherzykom dwutlenku węgla.
Po pewnym czasie żużlowcy postanowili choć na chwilę zaprzestać libacji i odejść od baru, by spróbować pozawierać w klubie nowe znajomości – w końcu otaczało ich wiele dziewczyn.
Przy kontuarze został tylko Lejkowicz z Orłowską oraz ich przyjaciel – Patryk. Blondyn chciał wyciągnąć dziewczynę na parkiet, jednakże ona odmówiła, twierdząc iż tymczasowo nie ma ochoty na tańce i wolałaby jeszcze zostać na uboczu. Słysząc w jej głosie niepewność, Oliwier nie naciskał, a jedynie zaczął toczyć radosną konwersację ze swoim przyjacielem. Szybko jednak spostrzegł, że Zuza była dziwnie milcząca i zdołowana. Kiedy zaś spytał ją o przyczynę jej kiepskiego nastroju, zielonooka zbyła jego troskę, mówiąc że po prostu zamyśliła się. Żużlowiec jednak znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy starała się ukryć przed nim prawdę. Zdawał sobie sprawę również z tego, że dziewczyna nie lubiła się zwierzać, w związku z czym na pewno nie powie mu tak po prostu, co ją trapi. Czuł się sfrustrowany, gdy nie znał przyczyny jej smutku, ponieważ z tego powodu nie miał pojęcia, jak mógłby poprawić jej humor.
Nagle wpadł na pewien pomysł i szybko szepnął coś do przyjaciela. Obaj uśmiechnęli się porozumiewawczo. Dziewczyna jednak nie zwróciła na to większej uwagi. Tkwiła bowiem w emocjonalnych ruchomych piaskach, z których nie potrafiła wydobyć się bez pomocy z zewnątrz.
– Niedługo wrócimy, słoneczko – powiedział Lejkowicz z tajemniczym uśmiechem, po czym lekko musnął ustami policzek dziewczyny i razem z przyjacielem wyszedł z klubu. Zuza tylko pokiwała głową i oparła się o czarny blat. Była zbyt skupiona na swoich rozterkach, by zwrócić uwagę na niecodzienne zachowanie Lejka. Przez cały ten czas, choć siedzieli tuż obok siebie, i tak czuła się niezmiernie samotna. Czasem jednak człowiek musiał samodzielnie uporać się z demonami trawiącymi jego duszę. Niespodziewanie usłyszała jakiś obcy głos. Wyrwawszy się z marazmu, uniosła głowę.
– I co, ślicznotko? Panowie zostawili cię samą? To może chciałabyś mi pomóc na zapleczu? – spytał niski, brązowooki barman z szelmowskim uśmiechem na ustach, arogancko opierając się o ladę. Blondynka spojrzała na niego z pogardą.
– Wiesz, koleś – mam odrobinę większe aspiracje niż sprzątanie po tobie burdelu – syknęła wściekle. Tylko tego jej brakowało – jakiegoś kretyna, który będzie próbował ją poderwać. W innych okolicznościach prawdopodobnie zabawiłaby się jego kosztem – wyładowałaby się, wchodząc z nim w uwłaczającą dyskusję. Tego dnia jednak marzyła, by odizolować się od świata i pogrążyć we własnych myślach.
– Mhhhm, pyskata jesteś. Zadziorna. Lubię takie… – dodał z obleśnym uśmiechem, coraz bardziej pochylając się nad barem. – Wolisz samotnie czekać na swoich kolegów niż spędzić ze mną miło czas?
– Sama myśl o tym, że tamci dwaj wrócą jest milsza niż cokolwiek związanego z tobą, imbecylu! – warknęła. Nie zamierzała bawić się w uprzejmości, ponieważ ów człowiek niezmiernie irytował ją swą arogancją i bezczelnością. Chciała jak najszybciej zostać sama i nacieszyć się swobodą przed zapewne rychłym powrotem swojego chłopaka.
– Och! Jeśli panienkę czymś uraziłem – proszę o wybaczenie. Czasami rzeczywiście zachowuję się niestosownie. W ramach przeprosin: drink na koszt firmy! – powiedział, teatralnie podając jej szklankę. Z jego twarzy nie znikał dwuznaczny uśmieszek, na widok którego dziewczynie robiło się niedobrze. Chętnie jednak przyjęła napój, po czym utkwiła nieobecny wzrok w szklance. Z tego powodu nie widziała złośliwego uśmieszku, który wykwitł na twarzy barmana. Co jakiś czas lekko pociągając łyk słodkawego drinka, nawet nie zauważyła, kiedy opróżniła całą szklankę.
Po dłuższej chwili ujrzała wreszcie wchodzącego do klubu Patryka, a za nim swojego chłopaka, niosącego pluszowego tygrysa. Dziewczyna spojrzała na obu z nieukrywanym zdziwieniem.
– No co? Pamiętasz, jak się przed tobą ukrywałem w barze pod stolikiem, kiedy się poznaliśmy? Obiecałem, że ci kupię tygryska. No to masz! – zawołał wesoło, wręczając dziewczynie prezent i całując ją w czoło.
– Kretyn! – zażartowała i oplotła jego szyję ramieniem, przytulając się do niego. – Ale najbardziej kochany kretyn na świecie.
Dzięki głupim pomysłom żużlowca, blondynce zawsze udawało się zapominać o problemach. Nie był cudotwórcą – nie potrafił ich likwidować. Umiał jednak sprawić, że przestawały wydawać się tak ogromne. Zuza z uśmiechem przyjrzała się maskotce. Sporych rozmiarów tygrysek wpatrywał się w nią rozkosznymi oczami, w których obecnie odbijała się jej rozradowana twarz. Dzięki temu prezentowi przypomniała sobie dzień, w którym poznała Lejka. Doskonale pamiętała, jak niemiłosiernie działał jej na nerwy tamtego dnia. Jak okrutnie drażniła ją jego pewność siebie, jak dosłownie nie mogła odpędzić go od swojej osoby. Tak samo, jak dzisiaj nie potrafiła pozbyć się Jimmy’ego. Na jej twarzy po raz kolejny zagościł smutek.
Chłopcy jednak nie zauważyli kolejnej zmiany w jej nastroju. Postanowili bowiem odejść od baru i przesiąść się do stolika. Oliwier wziął Zuzę za rękę, żeby nie zgubić jej pośród tłumu, kiedy we trójkę lawirowali między rozkołysanymi w rytm muzyki ludźmi. Gdy w końcu dotarli do pustej loży i wygodnie się rozsiedli, Orłowska przytuliła się do żużlowca, wciąż mocno obejmując obiema rękami pluszaka. Po jakimś czasie jednak z jej ciałem oraz umysłem zaczęło dziać się coś niepokojącego.
– Jezu… Ale mi się chce pić. Boże! Jak tu duszno… Mogliby włączyć klimatyzację! – powiedziała powoli, odsuwając się od chłopaka i wachlując się otwartą dłonią. Nagle zaczęła kaszleć, ledwie broniąc się przed atakiem duszności. Lejkowicz przyjrzał jej się badawczo, po czym przeniósł wzrok na kolegę i spojrzał na niego wymownie. Ten, niewiele myśląc, pobiegł do baru po coś do picia. Dziewczyna jednym duszkiem wypiła całą szklankę coli, którą żużlowiec podał jej rozdygotaną dłonią. Pijąc, mocno zacisnęła dłonie na szkle, by nie rozlać ani kropli drogocennego napoju. Jej mięśnie drżały, oblewał ją zimny pot. Gdy ostrożnie odstawiła szklankę na stół, zmartwiony Oliwier złapał ją za ręce – były przeraźliwie zimne i dygoczące. Uniósł jej twarz i spojrzał w oczy. Orłowska miała rozszerzone źrenice i mętny wzrok, tak jakby nie patrzyła na niego, lecz przez niego. Lejkowicz był coraz bardziej zdenerwowany.
– Ale tu jasno. Mogliby wyłączyć te światła. Trzeba oszczędzać prąd! Przecież dzieci w Afryce głodują! Ej, nie sądzicie, że „jasno” brzmi trochę jak „ciasno”?! I „masło”… Butterfly! Latające masło… maślana mucha… Nie! Zmuszone masło! – Zuza zaczęła bredzić. Jej oddech stał się szybszy i płytszy. Nie przeszkadzało jej to jednak w tym, by – bez jakiegokolwiek bodźca z zewnątrz – zacząć się histerycznie śmiać. Nikt nie wiedział, skąd wziął się jej nagły, doskonały humor. Na domiar złego, ona sama prawdopodobnie też nie. Jej śmiech był pusty i niepohamowany. Wręcz psychopatyczny. Przerażający.
Dolnego przeszedł dreszcz. Nie miał najmniejszego pojęcia, co się działo z blondynką. Bez przerwy przenosił zdezorientowany wzrok ze swojego przyjaciela na jego dziewczynę i z powrotem.  
Na twarzy Orłowskiej pojawiły się ciepłe rumieńce. W tym momencie Lejkowicz zrozumiał, co było przyczyną niecodziennego zachowania zielonookiej. Rozejrzał się wokół i mocno przytulił dziewczynę do siebie. Chciał ją wyprowadzić, jednak ona zaczęła stawiać opór. Postanowił więc nie walczyć z nią, a poczekać. Dobrze wiedział, co będzie działo się dalej. Za kilka chwil jej mięśnie zaczną odmawiać posłuszeństwa. Wtedy będzie mógł uporać się z wyniesieniem jej z pechowego klubu bez robienia niepotrzebnej sceny.
Niespodziewanie w oczach Zuzki zagościło przerażenie. Mocniej wtuliła się w swojego chłopaka, zaciskając dłonie na jego barkach i nerwowo rozglądając się dookoła.
– Słoneczko… Dlaczego w tych ścianach są oczy?! One się na nas patrzą. Widzisz je? Tam, koło tego czarnego kolesia z pochodnią… – mówiła, wskazując palcem na drzwi. Szybko jednak jej wzrok zaczął niespokojnie wodzić po otaczających ich ludziach – Skąd się wzięły te wszystkie stworzenia? Dlaczego oni chcą mnie dotknąć? Zabierajcie łapy, parszywe gnidy! Słyszycie?!
Z każdą chwilą była coraz bardziej zatrwożona. Zaczęła krzyczeć, z całych sił wtulając się w ramiona Lejkowicza. Próbowała odgrodzić się od świata, chowając się za swoją maskotką.
– Co jej jest? – spytał cicho Patryk. Był wystraszony dziwnym zachowaniem dziewczyny. Nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. Uczestniczył w wielu suto zakrapianych imprezach, jednakże żadna nie kończyła się w ten sposób.
– To chyba LSD! Jaki ja byłem głupi! Nie zostawia się dziewczyn samych w pubach… – odparł przerażony żużlowiec. – Cicho, wszystko w porządku, kochanie. Zuzka, jestem tu – mówił spokojnie, głaszcząc dziewczynę po włosach. Za wszelką cenę starał się ją uspokoić. Niestety, bezskutecznie.
Żadne z jego słów nie przynosiło jej ulgi. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Miała dość wszystkiego. Chciała opuścić tamto miejsce, uciec, umrzeć. Po chwili do stolika podszedł zaniepokojony krzykami blondynki Jimmy. Orłowska jednak była przerażona jego widokiem. Jej zmysły podsuwały jej fikcyjne obrazy, których dziewczyna nie potrafiła odróżnić od rzeczywistości.
– In nomine Patris, et Filli, et Spiritus Sancti. Amen. Ego te exorciso, Spiritus Immunde! Apage Satanas! – wykrzyczała, układając palce w znak krzyża. Zdawała się naprawdę wierzyć w ochronną moc tego gestu. Niestety, tylko przez krótką chwilę. Nagle wyrwała się z objęć Oliwiera, po czym wzięła ze stołu szklankę i cisnęła nią w swojego znajomego z El Dorado. Na szczęście chłopak zdążył uchylić się przed wymierzonym w niego prowizorycznym pociskiem. Tego wszystkiego było już zbyt wiele. Zuzka stawała się niebezpieczna – zarówno dla siebie, jak i dla otoczenia. Oliwier szybko wstał i bez słowa podszedł do niej. Zamierzał wziąć dziewczynę na ręce i – nie tłumacząc jej niczego – wynieść ją z klubu. Ta jednak zaczęła wrzeszczeć z przerażenia:
– Nie zostawiaj mnie samej! Nie chcę tu być! Ja nie chcę żyć! – wzięła do ręki kolejną szklankę i upuściła ją na ziemię. Wszystko działo się tak szybko, że chłopak nie zdążył nawet zareagować. Zuza kucnęła na podłodze, podniosła większy kawałek rozbitego szkła i próbowała rozciąć nim nadgarstek. Lejkowicz szybko i zdecydowanie wytrącił jej narządzie z ręki zanim zdążyło dotknąć jej skóry. Przesunął swoją dłonią po jej, sprawdzając, czy przypadkiem nie skryła kolejnego odłamka, którym mogłaby zrobić sobie krzywdę. Następnie podniósł blondynkę i – ignorując jej protesty – wyniósł z klubu, zanim zdołałaby ponownie mu uciec.
Po wyjściu z budynku, postawił roztrzęsioną dziewczynę na ziemi i mocno przytulił ją do siebie. Nie miał pojęcia, co zrobić. W swoim życiu nie raz widział ludzi pod wpływem środków psychoaktywnych, jednakże ani on, ani jego dawni znajomi nigdy nie balansowali na granicy szaleństwa tak jak Zuzka w tej chwili. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że Orłowska nie wyrwie się z tego stanu jeszcze przez najbliższych kilka godzin. Oznaczało to, iż w tym czasie Oliwier ani na sekundę nie mógł spuścić jej z oczu. Koniecznie jak najszybciej musiał zabrać ją do domu i sprawić, by poczuła się bezpiecznie. Nerwowym ruchem wsunął dłoń do kieszeni, po czym wyjął z niej smartfona. Spojrzał na wyświetlacz – było już po dwudziestej drugiej.
– Spokojnie, skarbie. Wszystko będzie dobrze. To już niedługo minie. Jesteś bezpieczna, jestem przy tobie – mówił spokojnie, głaszcząc zrozpaczoną dziewczynę po wilgotnych od  łez policzkach. W tym samym czasie zastanawiał się gorączkowo, w jaki sposób szybko pojechać z nią do domu. Autobus? Zarówno na przystanku, jak i w samym pojeździe na pewno znajdowałoby się zbyt wielu ludzi, których obecność i natarczywe spojrzenia na pewno nie wpływałby korzystnie na blondynkę. Ponadto, o tej porze środki komunikacji miejskiej nie kursowały zbyt często, co uniemożliwiało im sprawny powrót na Złotniki. Taksówka? Żużlowiec uznał ów pomysł za godny uwagi. Niedaleko od miejsca, w którym obecnie przebywali znajdował się postój, więc dotarcie do niego nie stanowiło większego problemu.
Lejkowicz pocałował swoją dziewczynę w czoło, po czym – obejmując ją mocno w talii – ruszył powoli w odpowiednim kierunku. Zuza poruszała się niezdarnie, powłócząc nogami i co chwilę potykając się i mimowolnie chwiejąc z powodu zwiotczenia mięśni wywołanego działaniem narkotyku. Z tego właśnie powodu przejście tych kilkuset metrów zajęło im mnóstwo czasu, zdając się być jednocześnie wyprawą na Czomolungmę. Ponadto, przez swoje halucynacje, dziewczyna wielokrotnie zaczynała krzyczeć lub wybuchała niepohamowanym płaczem, co również nie ułatwiało Oliwierowi bezpiecznego dotransportowania jej. Próbował wziąć ją na ręce i zanieść ją w docelowe miejsce, jednakże dziewczyna momentalnie zaczynała płakać i nieskładnie mówić coś o aniołach unoszących ją ku niebu, w które nie wierzyła. Lejek powoli tracił siły. Po meczu jego ciało nie było równie silne jak zazwyczaj. Ponadto spore ilości wypitego alkoholu, choć nie wpłynęły znacząco na jego koordynację ruchową, również nie dodawały mu energii. Mimo wszystko nieustannie starał się swoim dotykiem i spokojnym głosem ukoić zszargane nerwy dziewczyny. Wiedział jednak, że jego starania w żaden sposób nie wpływały na obrazy, które podsuwał blondynce jej otumaniony umysł i rozszalała imaginacja. Jego obecność co najwyżej mogła sprawić, iż Zuzka była odrobinę spokojniejsza i czuła się choćby trochę bezpieczniej. Nadal jednak jej serce biło jak oszalałe, oddech był ciężki i przyspieszony, a przez jej ciało co chwila przechodziły fale silnych dreszczy.
Kiedy udało im się złapać taksówkę, kierowca na szczęście nie zadawał żadnych zbędnych pytań. Interesował go wyłącznie adres, pod który miał odwieźć parę. Najwyraźniej w swojej karierze widział już wiele niecodziennych rzeczy lub uznał, że nie powinien wtrącać się w prywatne sprawy swoich klientów. Bez względu na kierującą nim motywację, Lejkowicz był mu niezmiernie wdzięczny za milczenie i szybkie tempo podróży. Mocnym uściskiem unieruchomił Zuzę, wciąż szepcąc jej do ucha słowa otuchy. Cały czas jednakże obawiał się, iż Orłowska w każdej chwili może wyrwać się z jego objęć. Wtedy zaś sytuacja szybko mogłaby stać się niesamowicie niebezpieczna.
Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, żużlowiec podał kierowcy stuzłotowy banknot, nie zwracając najmniejszej uwagi na licznik. Nie miał czasu na takie szczegóły, jak zaprzątanie sobie głowy cenami nocnego przejazdu. Całą jego uwagę zaprzątała bowiem dziewczyna ulegle tkwiąca w jego ramionach. Rzucił w stronę taksówkarza krótkie podziękowania i razem z blondynką wysiadł z samochodu.
Ani na chwilę nie rozluźniając żelaznego uścisku, szybko poszedł z nią do drzwi frontowych i drżącą dłonią przekręcił klucz w zamku. Gdy znaleźli się w hallu, wziął Orłowską na ręce i szybkim krokiem skierował się z nią do sypialni. Jego ciało ponownie zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Podczas wchodzenia po schodach lekko zakręciło mu się w głowie, przez co nieznacznie się zachwiał. Na szczęście jednak, opierając się o ścianę, zdołał zachować równowagę. Zaniósłszy zielonooką do sypialni, usiadł z nią na łóżku i zaczął szeptać jej do ucha ciepłe, kojące słowa otuchy. Pomimo późnej godziny był rozbudzony jak jeszcze nigdy przedtem. Dzięki nadmiarowi adrenaliny krążącej w jego żyłach był w stanie wytrzymać do końca bad tripa Zuzy.
Dopiero nad ranem objawy zażycia narkotyku zaczęły ustępować. Mimo wszystko, nie był to jednak koniec horroru. Pomimo okrutnego wyczerpania fizycznego, Zuza była emocjonalnym wrakiem. Wszystko, czego doświadczyła pod wpływem LSD, w dalszym ciągu żyło w jej sercu i umyśle, przez co dziewczyna nie potrafiła ot tak beztrosko powrócić do rzeczywistości. Co rusz zanosiła się spazmatycznym szlochem, a gdy tylko zamykała na chwilę oczy, niczym kadry z przerażającego filmu, wracały do niej straszne obrazy, jakich doświadczała w ostatnich godzinach.
Nigdy przedtem nie była tak bardzo wdzięczna Oliwierowi za jego obecność jak teraz. Cały czas trwał przy niej, obejmował ją swoimi silnymi ramionami, dając jej przy tym ogromne poczucie bezpieczeństwa, i szeptał uspokajające słowa. Jego działania naprawdę przynosiły jej ulgę i choć odrobinę wytchnienia. Kiedy w końcu łzy przestały sączyć się z jej oczu, a zmęczenie zaczęło poważnie dawać się we znaki ciału, położyła głowę na ramieniu chłopaka i chwilę później zapadła w płytki, nerwowy sen. Ostatnim przebłyskiem świadomości udało jej się zarejestrować moment, w którym Lejek opadł razem z nią na materac łóżka i opiekuńczo otoczył jej ciało ramieniem.

-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Ze względu na wielki „Come back” Batcha i Woffy’ego (znanych również jako duet T&T), pragniemy zadedykować ten rozdział Tince. Enjoy!

23 komentarze:

  1. Boże! Wspaniałe <3 Oliwer kocham Was <33

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny początek, podoba mi się że są taką słodką parą :*** nie to żeby dalej mi się nie podobało, tylko smutne że Zuze musiało to spotkać :( dobrze że Lejek jej pomógł i się nią opiekwał ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Coś mi się wydaje, że ten narkotyk barman dosypałdo drinka mając nadzieję, że żużlowiec nie wróci tak szybko i uda mu się wykorzystać Zuzke, ale na szczęście nie udało się. Biedna Zuza. Ah ten Jimmy :D
    rozdział boski :) uwielbiam twoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No co dziewczyny gratuluję wam pomysłowości! Wyobraźnia Jimmy'ego mnie powala hahahha nie wiem co zrobilabym na miejscu Troya jeśli bymcokolwiek zrozumiała.
    Zuza zbyt dużo myśli! Serio, wymyśla kolejne problemy ;/
    I dobrze tej gówniarze gdzie jej miejsce, Lejek jest Zuzy!
    A co do Lejka to powiem po raz kolejny, że go kocham, że to skarb i tylko takich ze świecą szukać. No serio ogromny plus do i tak nieskazitelnej karty za pomoc Zuzie, słodziutko <3
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Zuza mogła się powstrzymać przed zrobieniem sceny przy fanach, chociaż z drugiej strony jej zazdrość była uzasadniona... Co do zdarzenia na imprezie, to mam nadzieję, że dziewczynie nic nie będzie i że ten barman zostanie złapany przez policję za to, co zrobił, bo na pewno Zuza nie była jego jedyną ofiarą...

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow, rozdział genialny. Działo się i to nie mało ;)
    Biedna Zuza, mam nadzieję, że wszystko się ułoży :)
    Już nie mogę się doczekać next'a ^^
    Pozdrawiam :*
    S.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć ;) Tutaj Wasza prawdziwie niewierna czytelniczka o troszkę innym niku. Musiałam odsapnąć od opowiadań o One Direction i wrócić do anaturalnych tworów, ale mniejsza. Co mogłabym powiedzieć. Dobrze wiecie, że moje komentarze są bardzo kiepskie i niespójne, ale postaram się umieścić dziś w jednym z nich wszystko, co najważniejsze. Po pierwsze uwielbiam Olivera. Chłopak na medal. Ma bardzo ciekawie przedstawiony charakter, idealnie pasuje do Zuzki i mimo małych, bądź większych problemów nadal stanowią wspaniałą parę. Najbardziej podobała mi się ta akcja z fanami. Była przeurocza. To jak ją przytulał. Afff... Najbardziej jednak rozbawił mnie angielski Troya. Lałam, ja się zwijałam ze śmiechu. Dla takich rozdziałów watro czytać. Mogę jeszcze tylko powiedzieć biedna Zuza, bo ma wiele na głowie ;c Mam nadzieję, że wszystko się ułoży, a narkotyki będą mogły pójść w odstawkę. Tym czasem zapraszam na prolog... Jeśli macie ochotę, wpadnijcie ;)
    Niegdyś Niewierna, a teraz Mały wilk
    http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem dumna, ze Zuza wziela sie w garsc ale szybko sie dala sprowokowac przez zazdrosc.. no ale tam gdzie jest milosc nie powiedziane, ze nie ma zazdrosci..
    Jak jest ten moment gdy dostaje tego drinak juz se pomyslalam " AHA! dziewczyno tam cos musi byc!" W zyciu nie powinna pic tego, co za frajer jej tam to dodal yyyh!
    Dobrze, ze Oliwer jest przy niej i zawsze sie nia opiekuje, na prawde mu na niej zale.zy, to takie slokie ;)
    Zycze weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, ojej, dziękuję! <3 Powrót duetu i taka cudowna dedykacja na raz to najpiękniejsze, co mnie spotkało w ostatnim czasie :) Nie mogę przestać się uśmiechać i mam wrażenie, że tak szybko mi to nie przejdzie (i bardzo dobrze). Teraz tylko wypadałoby się na chwilę skoncentrować i napisać coś konkretnego i w miarę rozsądnego :D
    Najpierw miało chyba być o ,,szczeniaczku zbitym patelnią”… Jak ja lubię Zuzę w takich momentach. Wydaje się wesołą i beztroską małą dziewczynką. I to jest urocze. Bo porzuca wszelkie zmartwienia i po prostu jest. Wtedy też pojawia się to jej charakterystyczne poczucie humoru, które u niej tak bardzo mi się podoba xd Albo też, kiedy jest zła (choćby rozmowa z natrętnym barmanem czy ową małolatą, która swoje zdanie i plany, co do Oliwiera, wyjawiła w złym miejscu i przy złej osobie :D)
    I jestem z niej dumna, bo wreszcie zrozumiała, że stosunek Oliwiera do Jimmy’ego wziął się nie ot tak, lecz został podyktowany przez jego troskę o nią. I w ogóle sama żałowała tego, że nie dała rady sprzeciwić się J. i jego pomyśle o wspólnej imprezie. Brawo Zuzka, tak trzymaj! Oliwier naprawdę się o ciebie martwi i powinnaś mu być za to choć odrobinę wdzięczna.
    Bo tu też nie chodzi o to, żeby ona zupełnie odgrodziła się od Jimmy’ego, tylko po prostu na niego uważała i się pilnowała, bo musi to robić i za niego, i za siebie ;)
    Co do starcia gigantów (no dobra to trochę przesadzone określenie, biorąc pod uwagę, że Zuzka praktycznie zmiotła przeciwniczkę bez większego problemu), w pierwszym momencie wydało mi się, że postąpiła głupio dając się sprowokować. Ale naprawdę mało kto na jej miejscu odpuściłby. A tak, przynajmniej mogłam się nacieszyć wyobrażeniem miny tamtej. Och, Zuzka, swoim walecznym usposobieniem naprawdę imponuje :)
    No i na koniec ten wredny barmanek. Tacy ludzie mogą człowieka naprawdę przytłoczyć własną głupotą i natrętnością. Dobrze, że Oliwier wrócił w porę i się nią zaopiekował. Marne to pocieszenie dla Zuzy, bo biedaczka się namęczyła strasznie, ale no cóż, ma tygryska ;) Mam nadzieję, że uda jej się z pomocą Lejka dość szybko wydobyć z tego stanu, bo ona i bez takich przygód, ma wiele do zapomnienia :)
    Jimmy, mój drogi, kangury z reguły wolą liście i trawę od marchewek ;) I jaki El Bandito? Ech, trochę podpadłeś, ale nie będę się gniewać, bo te twoje historyjki są genialne (babcia Adolfika topless sprawiła, że ze śmiechu nieomal padłam na podłogę):D Więc po prostu nie mogę cię nie uwielbiać za te wszystkie wariackie sformułowania.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Na samym początku rozdziału zaczęłam uśmiechać się jak nienormalna, ponieważ przyjemnie było czytać o pełnej entuzjazmu Zuzie, której wyraźnie - a przynajmniej tak się wydawało - powrócił humor, kiedy mogła kibicować swojemu chłopakowi w otoczeniu mechaników jego drużyny, dzięki czemu uniknęła mieszania się w tym rozwrzeszczanym tłumie. Najwidoczniej radość zawódników z odniesionego zwycięstwa również się jej udzieliła, niestety sielanka nie mogła potrwać długo. Szczerze mówiąc w ogóle nie dziwię się Zuzce, że tak zareagowała na słowa tej młodej fanki. Chociaż ona i Oliwier nie obnoszą się jakoś ze swoim związkiem, a Zuza może nie zawsze pokazuje, jak bardzo jej zależy na swoim chłopaku, to jednak jest o niego piekielnie zazdrosna, co najlepiej dowodzi jej uczuć. Ja sama też bym się wściekła, słysząc takie słowa od jakiejś obcej laski. Mimo to zaczepka Zuzy i to, co zrobiła później, było zupełnie zbędne. Mam wrażenie, że to się odbije nieco w przyszłości, bo teraz większość fanów odkryła, że Lejkowicz nie jest wolny, a wiadomo, że takie psychopatki zapatrzone w swojego idola mogą być zdolne do wszystkiego. Media też bywają okrutne. Mam nadzieję, że para jakoś z tego wybrnie.
    Chociaż Jimmy w gruncie rzeczy wzbudza moją sympatię, a jego historyjki powalają na łopatki, to również niezbyt się dobrze czułam z faktem, że udało mu się wprosić na imprezę żużlowców. No ale w sumie co Zuza miała zrobić, żeby go powstrzymać? Bądź co bądź to jej kolega, trudno komuś znajomemu powiedzieć: "nie chcę Cię tam, spier*alaj", a najwyraźniej łagodniejsze wersje takiej odmowy w żaden sposób nie podziałały na chłopaka. Oczywiście ani przez moment nie zdołałam uwierzyć, że tym razem obejdzie się bez jakiegoś incydentu, dlatego wcale mnie nie zdziwiło, kiedy Jimmy w końcu wybuchnął - szkoda tylko, że pod adresem Troya. Jestem przekonana, że gdyby nie niedorzeczność jego kolejnej historii, mogłoby się zrobić naprawdę nieprzyjemnie, zapewne pomógł również fakt, że Batch niezbyt biegle posługuje się językiem polskim. Jak dobrze, że większość potraktowała to jako dobry żart i szybko puściła tę scenę w niepamięć.
    Ten cały barman od razu mi się nie spodobał, niby się wydawało, że jego obleśne teksty to jedynie żałosna próba zaciągnięcia Zuzy na zaplecze, ale kiedy tylko ten tak chętnie podał jej drinka na koszt firmy, od razu pomyślałam, że gnojek mógł jej czegoś dosypać. Niestety dziewczyna to wszystko wypiła, a ponieważ przez pewien czas nie było widać jakichś negatywnych efektów - poza tym pochłonął mnie podarunek od Oliwiera, w sensie ten pluszowy tygrysek, co było totalnie urocze - zupełnie przestałam się przejmować. A potem się zaczęło. Kretyn dał jej LSD! Generalnie nie mam pojęcia, jak naprawdę reagują po tym ludzie, ale jeśli wszystko wygląda podobnie, jak tutaj, w opowiadaniu, to jestem przerażona i nie rozumiem, jak niektórzy ludzie zażywają to z własnej woli ;o Na szczęście Oliwier jakoś zdołał zapanować nad sytuacją i odwieźć dziewczynę do domu, dlatego mam nadzieję, że tylko na niepokoju się skończyło.
    Rozdział moim zdaniem bardzo udany, zresztą trudno, żeby było inaczej :D Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze, spóźniłam się tylko i wyłącznie dlatego, bo pojechałam na cały dzień z wyładowanym telefonem i nie miałam jak i gdzie przeczytać. ://
    "jak taki szczeniaczek zbity patelnią" nie wiem która to wymyśliła, ale zrobiła mi dzień 8-) i przyznać się, obydwie macie hopla na punkcie biologii, czy tylko jedna? Bo te liczne nawiązania nie tylko w tym rozdziale, trochę mi to sugerują :D
    Na samym początku jak Zuza widziała lecącego Oliwiera, to myślałam że miał wypadek i zaraz umrze. W ciągu sekundy zaczęłam panikować ;_;
    A Jimmy z tą swoją opowieścią mnie rozwalił i to na drobne kawałki! >< na dodatek nic nie rozumiejący Troy. To było piękne ,-,
    A jak tylko Oliwier powiedział że przyniósł jej tygryska, to przed oczami stanęła mi wizja tego tygrysa z adhd z kubusia puchatka .-.
    I DLATEGO NIE PIJE SIĘ DRINKÓW OD FRAJERÓW. W życiu bym się na to nie pokusiła, zwłaszcza jeśli taki brudny typ wcześniej proponował mi jakieś zbreźności! -,- na początku myślałam że to w ogóle pigułka gwałtu D: i teraz się zastanawiam jak ona wypiła to LSD, skoro to jest taki dziwny kwadracik co go się kładzie na język. Ah te Kwasy! Wybaczcie mi za zrujnowanie psychiki Zuzy.. nie no moment, to przecież Wasza sprawka! :/
    Biedna dziewczyna, nie dość że męczy się bez żadnych dodatkowych ekscesów to jeszcze zafundowałyście jej koszmary innego rodzaju .__. To chore, mam nadzieję, że nie zostawi jakichś ogromnych szkód w jej umyśle. W sumie to nikt nie wie czy ten barman LSD wrzucił, czy innego śmiecia. Najgorsze są takie nieokreślone i w ogóle z tyłka wzięte. To mogłoby ją nawet zabić ._. Robicie mi wodę z mózgu, teraz się będę zastanawiać co dalej ;_;
    Kolejny świetny rozdział, od którego nie mogłam się wręcz oderwać! Gdzieś znalazłam literówkę, ale uciekła mi.. jestem na telefonie i ciężko wskazać.
    Ale warsztat pisarski - cudo.
    Fabuła - cudo.
    Całość - cudo^2
    Wy - cudne.
    Oliwier - cudo.
    Zuza - moja biedna, przyciągająca złe wydarzenia, silna dziewczyna :") tak, silna, w końcu jeszcze nie popełniła samobójstwa ._.
    CUDO.
    Pozdrawiam! Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, w końcu udało mi się nadrobić moje zaległości u was. Szczerze, za to przepraszam, bo naprawdę mi się nazbierało i musiałam jeszcze trochę wrócić, gdy się pogubiłam, ale jestem. Zuza zaczęła mnie naprawdę irytować, te kilka rozdziałów wcześniej i nawet jeśli teraz jest już trochę inaczej, nadal mnie denerwuje. Oliwer to chyba chłopak, którego każda by chciała, jest przy niej zawsze, może i kłóci się, jest zazdrosny, ale ją kocha i to wiadomo.
    Wydaje mi się, z jednej strony, że dobrze zrobiła wyprowadzając się od mamy, ale z drugiej strony Zuza nie jest moim zdaniem do końca faktycznie na to gotowa. Cóż, zobaczymy co będzie dalej, tym bardziej, że nie ma jakiejś szansy na powrót.
    Rozdział jest dobry, od razu wyczułam, że z barmanem jest coś nie tak. Ciesze się, że Zuzce, jednak nic nie jest ... :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział jest boski i niesamowity :D
    Mam do was takie pytanko...
    Ile jeszcze rozdziałów (boskich i niesamowitych) planujecie?

    ~Laurecora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli pytasz o rozdziały boskie i niesamowite, to zostały tylko 2 - Caput XXXI oraz Caput XXXVI. Jeśli zaś chodzi o wszystkie rozdziały - odpowiedzi na to pytanie już raz udzielałyśmy. Z racji tego, że ostatnio tak jakoś nadszedł czas sprawdzania swoich umiejętności w czytaniu ze zrozumieniem (podstawówka i gimbaza mają to za sobą, pora na maturę z polskiego xD) - może i Ty potrenujesz? Zapraszamy do zakładki "Pytania". Niech Twoim mottem zostanie "Szukajcie a znajdziecie!"
      Serdecznie pozdrawiamy!

      Usuń
  14. No nie! Ależ zaskoczeniem dla mnie był ten rozdział... Miałam cichą nadzieję, ze teraz wszystko w jej życiu pójdzie z górki, a tu taka niespodzianka. Ale zacznę od początku.
    Wcale się nie dziwię, że Zuzka zareagowała w taki sposób, w jaki zareagowała, gdy te fanki napalały się na Oliwiera. Wiadomo, mają prawo do wzdychania do niego, ale niech nie myśli jedna czy druga, że uda im się go zdobyć jak się ładnie uśmiechną, albo coś. A cóż takiego im pokazała? Że jest jego dziewczyną i tyle. Powinny zdawać sobie sprawę z faktu, że ich bożyszcze już znalazło swoją drugą połówkę.
    Jimie, Jimie, Jimie... Jak zwykle pojawia się w nieodpowiednim momencie. I chociaż jego teksty mega mnie zawsze śmieszą, bo gość ewidentnie ma głowie mega poprzewracane, to nie darzę go sympatią. Dziwnym trafem zawsze gdy się pojawia, to Zuzka wpada w kłopoty, albo robi coś głupiego. Tym razem była nadzwyczaj spokojna i nie odwalała żadnych akcji, co bardzo mnie cieszy, ale za to on pokazał, że zachować się nie umie i nigdy się nie zmieni. Najpierw wprasza się na nie swoją imprezę, a potem nie potrafi dostosować do innych. Nie dziwię się Zuzie, że była wkurzona i zawstydzona swoim kolegą i Lejkowi, że ledwo znosił całą tą sytuację. Swoją drogą, Zuzka wiedziała, że to wszystko może tak wyglądać. Czemu nie postawiła sprawy jasno? "To nie moja impreza, jestem tam tylko gościem, więc przepraszam, ale nie mogę Cię wziąć ze sobą" albo coś w tym stylu i już.
    No i jeszcze ta końcówka! Ten barman to jakiś totalny wsiór. Takie propozycje? No na Boga... Chyba nie sądził, że ktokolwiek się złapie na te jego obleśne teksty. No i pytanie, które nie może mi dać spokoju... po co dodał jej tego LSD do drinka? Bo domyślam się, że stąd to się dostało do jej organizmu. Rozumiem tabletka gwałtu... Przynajmniej jest z tego jakaś korzyść dla człowieka, który to daje. Ale LSD? Co tym zyskał? Nie zrozumiem:D
    Podziwiam Lejka! Kurde, ten facet jest prawdziwym ideałem... Tak się martwi o Zuzkę... Uwielbiam go!:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziwi mnie, że żużlowcy po tylu spotkaniach z fanami, jakie mają za sobą, nadal czują się w takich sytuacjach nieswojo. Myślałam, że niektórzy z nich będą zarozumiali i bardzo pewni siebie. Ludzie siłą rzeczy często się tacy stają, gdy inni traktują ich jak bogów, jak to słusznie zauważyła główna bohaterka.
    Jak tylko Zuzie udało się dostać na spotkanie, tak mi się właśnie wydawało, że może z tego wyniknąć kłótnia z fankami. Wiadomo, że wiele dziewczyn szaleje za Oliwierem i Orłowska powinna mieć do tego trochę większy dystans, ale z drugiej strony to bardzo impulsywna dziewczyna, więc jej zachowanie mnie nie zaskoczyło. Zuza zdecydowanie nie powinna nikomu niczego udowadniać, bo jej podatność na prowokacje wcale nie świadczy zbyt dobrze o jej sile woli. Teraz pewnie te wszystkie fanki z całego serca nienawidzą Orłowskiej.
    Na początku rozdziału pomyślałam sobie, że Zuza nie powtórzyłaby błędu z poprzedniej imprezy, a tu nagle pojawił się Jimmy i już nie byłam tego taka pewna. Ja na miejscu głównej bohaterki chyba starałabym się jakoś zniechęcić chłopaka do pójścia na imprezę, żeby nie ryzykować kolejnej kłótni.
    Trochę nie rozumiem, czemu Zuza aż tak bardzo się przejęła tym monologiem Jimmy’ego. Nie było w tym nic obraźliwego, tym bardziej, że to, co chłopak mówił, jak zwykle było kompletną głupotą. Najgorsze, co mogło się przez to stać, to że wszyscy uznaliby, że główna bohaterka ma nienormalnego znajomego.
    Oj coś tak czułam, że kelner może czegoś dodać do drinka Zuzy. Dobrze, że Oliwier był w pobliżu, bo inaczej wszystko skończyłoby się gorzej. Ale nie spodziewałabym się, że tym razem w centrum kłopotów na imprezie znajdzie się Orłowska, a nie Jimmy. Każdy człowiek reaguje trochę inaczej na narkotyki, ale zachowanie Zuzy było nadzwyczaj przerażające. A Oliwier jest po prostu cudowny ! Co prawda chyba każdy przyzwoity chłopak zachowałby się podobnie, ale żużlowiec urzeka mnie zawsze tą swoją nieprzemijającą czułością i troską w stosunku do głównej bohaterki.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  16. Po pierwsze przepraszam Was za to, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio brakuje mi czasu na wszystko. Chociaż jest jeden plus... nie muszę długo czekać na nowy rozdział ;)
    Sama bym podrzucała Oliwiera, gdyby wygrał bieg za 3 punkty i tym samym dał drużynie zwycięstwo :D a już tym bardziej, że tą drużyną jest Unibax Toruń (-,-) każda ich porażka daje mi ogromną satysfakcję. Musiałybyście widzieć moją radość, kiedy zobaczyłam wynik z Gdańska. Jak oni by spadli do I ligi to ja bym chyba zrobiła jakąś imprezę :D a są znaki na niebie, że tak może się stać. Nawet teraz przypomniał mi się tekst mojego taty, kiedy zapytałam go o to gdzie chciałby jeździć, gdyby był żużlowcem. Jego odpowiedź to: "W Toruniu. I przyczyniłbym się do ich spadku do I ligi". taa, uwielbiam oglądać z nim żużel :D zawsze jest zabawnie :)
    Jezu, jak Zuza może przyjaźnić się z Jimmym? Przecież ten chłopak ma jakieś problemy ze sobą. To wstyd gdziekolwiek z nim wyjść! Gdybym była na miejscu Zuzy to wyprowadziłabym go z tego klubu. "Bezsens monologu powalał na kolana każdego" no przepraszam, nie każdego. Ja przeczytałam cały ten głupi wykład i ani razu się nie uśmiechnęłam.
    Najbardziej spodobał mi się fragment, w którym opisywałyście uczucia Zuzy. "choć przestronny, nie było w nim miejsca, w którym Orłowska mogłaby ukryć się przed rzeczywistością" myślę że wynika to z tego iż dziewczyna czuje się w tym domu jak gość. No w sumie, jakby nie patrzeć to było coś takiego "Hej Słoneczko! Przyjedź po mnie, wprowadzam się do Ciebie". Ja nic nie zarzucam Zuzie, ale rzeczywiście to było takie trochę wproszenie się. Chociaż zapewne prędzej czy później zamieszkaliby razem.
    A na tego całego barmana nasłałabym Martynę i swoją siekierą odcięłaby mu chuja! W taki sposób moja przyjaciółka zagroziła jakiemuś chłopakowi na asku (tak właściwie to my wiemy kto to jest). Ale to już część innej historii... Tak czy inaczej koleś to totalne dno. Może znowu Oliwier i Troy zorganizują jakiś napad na niego. Przydałoby mu się! A najgorsze jest to, że takie gówna serio chodzą po tym świecie.
    Dobra, ja już kończę, bo słyszę że mama się przewraca na łóżku i pewnie za chwilę się obudzi, a ja dostanę opierdziel, że jeszcze nie śpię. XD

    OdpowiedzUsuń
  17. Lejek jest genialny. :) Szkoda, że w prawdziwym życiu tak rzadko można spotkać kogoś takiego.
    Zuzka ma sporo na głowie. Ciekawa jestem jak długo jeszcze będzie w stanie wytrzymać psychicznie z tym wszystkim co ją spotyka.
    Jimmy jest moim idolem. Niezaprzeczalnie wygrywa w konkursie na najbardziej ukochanego bohatera Waszego opowiadania. :) Jego opowieści są świetne.
    No i na koniec : Tajski i Troy. :D Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Nawet nie wiecie, jak długo czekałam na to aż znów wrzucicie do rozdziału tę dwójkę. :)
    Pozdrawiam
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  18. No hej :D Nie wiem, czy dziś skomentuję więcej, bo miałam bardzo pracowity tydzień (po 10-14 godzin w pracy zależnie od dnia, chlip chlip ;_;), ale w każdym razie chociaż pod tym jednym rozdziałem się wypowiem :)
    Najpierw może błędy, bo tu wyjątkowo znalazłam kilka:
    "miał ambiwalentne stosunek wobec tego pomysłu " - ambiwalentny
    "W pewnym momencie Jimmy spytał się, " - spytał, bez "się"
    "But you know, when you having fun with your tunnels, you needn’t condoms!" - when you ARE having fun
    "Jimmy’m" - nie jestem pewna, czy apostrof jest tu potrzebny
    I niestety macie tu spory błąd merytoryczny, znaczy - LSD wcale nie działa tak, jak opisałyście. Znaczy, oczywiście pomimo tego, że zwykle wywołuje raczej pozytywne odczucia, to w wypadku zażycia kiedy ma się podły nastrój, ten nastrój może się pogłębić i wywoływać bardzo nieprzyjemne halucynacje, tu się wszystko zgadza. Ale po LSD, z tego co wiem, nie traci się nad sobą kontroli. W sensie, chodzi mi o zwiotczałe mięśnie i tak dalej. Bo to chyba nie to samo, co odrętwienie? Czy to samo? D: No i jeszcze coś - żeby LSD zadziałało musi minąć zdecydowanie więcej czasu. Upierać się nie będę, bo być może macie rację i wtedy oczywiście zwracam honor, jednak wydaje mi się, że to chyba nie do końca tak wygląda. Ale tak jak mówię, mogę się mylić :)
    No dobra, a teraz przejdźmy do właściwej części komentarza :)
    Zacznę może od akcji, jaką Zuza odstawiła z tą fanką na początku rozdziału - raz jeden się z Zuzy zachowaniem nie zgodzę. Znaczy, nie to, żebym nie rozumiała czemu tak postąpiła. Ba! Pewnie sama postąpiłabym na jej miejscu podobnie, też bym chciała utrzeć takiej smarkuli nosa, jednak z punktu widzenia osoby trzeciej, takiej jak czytelnik, to rzeczywiście było niepotrzebne. Zuza miała oczywiście wyrzuty sumienia - ja na pewno też bym miała. Chociaż właśnie fakt, że to było niepotrzebne, czyni Zuzę cudownie ludzką postacią - nadaje jej wiarygodności, a i Wam należą się za takie podkreślenie, że nie jest doskonała i nieraz podejmuje nienajlepsze decyzje gratulacje. Nie wiem, jak wypadł cały ten mój bełkot, ale chciałabym, żebyście odebrały to jak najbardziej jako komplement :D
    Z resztą Lejek wcale nie lepszy, też niezłe przedstawienie odstawił :D
    Nie dziwię się też Zuzie, że cały czas wyrzuca sobie, że wlazła z butami w życie Lejka, chcąc z nim zamieszkać. Oczywiście jestem przekonana, że wcale tak to nie wyglądało, że Lejek na pewno tak nie myśli, ale kto by się tym nie zadręczał na miejscu Zuzy? Myślę, że każdy normalny człowiek na pewno miałby wyrzuty sumienia.
    Znów pojawił się Jimmy i jego opowieści! Ten koleś jest naprawdę tak udany, jak mało kto. Jestem ciekawa, czy on tak cały czas, bo w sumie - dopiero teraz o tym pomyślałam - jeśli tak, to jego gdzieś chyba powinni zamknąć, co? Znaczy, mam na myśli, jakiś psychiatryk, albo coś. No chyba, że się zgrywa, to co innego, ale nie wygląda na to - on raczej sprawia wrażenie, jakby totalnie wierzył w to, co mówi. No, oczywiście rozumiem, że jego postać należy traktować tak troszkę z przymrużeniem oka, tak tylko nagle sobie pomyślałam, że właściwie, gdyby potraktować go poważnie, to chyba naprawdę już dawno by go gdzieś zamknęli. No, ja nie wiem, co mi się dziś stało, że tak bełkoczę, chyba zmęczona robotą jestem, ale no nic, będę się produkować dalej.
    Ten koleś z baru, o-mój-Boże, jak ja nienawidzę takich typów! Uczepi się taki, patrzy jak na kawałek mięsa i za nic nie da się spławić... Ech, mogłabym tu zacząć wywód na temat tego, jak bardzo nienawidzę traktowania kobiet tylko i wyłącznie jako obiektów seksualnych, ale naprawdę wtedy ten komentarz nie miałby końca. Bądź co bądź, to ten fagas wsypał jej LSD do drinka, prawda? Wielka szkoda, że pewnie już teraz nie da się tego w żaden sposób udowodnić i nikomu nawet przez głowę nie przejdzie, żeby facet poniósł za to konsekwencje... Ech, dobra, naprawdę coś na dziwnych rzeczach się dziś skupiam, soraski ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej - ja się zawsze zastanawiałam, jak się czuje człowiek po LSD. Ogółem nie mam żadnych ciągot do narkotyków ani tego typu rzeczy, ale jeśli w ogóle kiedykolwiek przeszła mi przez myśl możliwość spróbowania któregokolwiek, to właśnie LSD. Zakładam, że wszystko jest fajnie, dopóki ma się tego normalnego tripa - trochę schizowych halucynacji, dobry nastrój... Ale rzeczywiście, jak się trafi na takiego bad tripa, to naprawdę nawet nie chcę myśleć, jak się człowiek musi czuć. Szczególnie, że jak się jest pod wpływem, to się chyba wcale nie czai, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. To musi być naprawdę straszne - bardzo współczuję Zuzie, że musiała to przeżyć, dodatkowo wcale nie na własne życzenie, a Oliwierowi należą się gratulacje, że stanął na wysokości zadania i zajął się dziewczyną. To się dopiero nazywa troska. Kurczę, naprawdę z niego prawdziwy facet z krwi i kości.
      Jak zwykle chciałabym poczytać dalej, ale czasu brak ;_; No nic, wracam pewnie za tydzień, może mi się uda już za jednym razem dobrnąć do końca, ale nic nie obiecuję, bo nie wiem, jak będzie z czasem ;_;
      W każdym razie jak zwykle stanęłyście na wysokości zadania i rozdział był bardzo dobry :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dziękujemy bardzo za pokazanie nam tych błędów. Nie mamy pojęcia, jakim cudem niektóre z nich nam się tu pojawiły – tekst sprawdzałyśmy z 5 razy xD Tak czy inaczej, są one już poprawione :)
      Jeżeli zaś chodzi o sprawę z LSD, to musimy powiedzieć, że jesteśmy niemal w 100% pewne, że nie popełniłyśmy błędów merytorycznych. Przy pisaniu tego rozdziału, Whatever czytała o LSD wszystko, co tylko dało się znaleźć i starała się opisać to jak najdokładniej. Podczas betowania i wprowadzania poprawek, Whoever zrobiła dokładnie to samo (aczkolwiek zwracała uwagę na nieco inny aspekt bycia w bad tripie po LSD). Dlatego możemy zapewnić, że ta nieznaczna utrata siły w mięśniach jest naturalna dla osób naćpanych tym związkiem chemicznym. Jest to związane z tym, że działa on na cały nasz system nerwowy i upośledza go.
      Natomiast czas reakcji na narkotyk faktycznie jest dość długi. Może nie ukazałyśmy tego dobitnie w tym rozdziale, ale w naszym zamyśle minęło około 40 minut. Nie napisałyśmy w końcu, kiedy Lejek wrócił, ani jak długo siedział z Zuzą, nim nastąpiły objawy. One zaś następują po sobie dość szybko.
      Dziękujemy bardzo za tak długi komentarz :)
      Pozdrawiamy!

      Usuń
    3. A, wiecie, ja swoje rozdziały też sprawdzam po milion razy i niestety zawsze coś umknie, takie życie D:
      No, nie będę się upierała przy swoim, bo ja grzebałam kiedyś-kiedyś coś na ten temat, więc skoro robiłyście research, to pewnie rzeczywiście macie rację, także zwracam honor :)
      Ależ proszę, zaraz się za następny zabieram :D No, może nie tak zaraz, ale na pewno dzisiaj :)

      Usuń

Szablon by Rowindale