piątek, 30 maja 2014

Caput XXXV

Była niedziela, ciepły i słoneczny dzień. W parkingu panowała nerwowa atmosfera. Sparta walczyła dzisiaj z doskonale dysponowaną w tym sezonie Unią Tarnów. Kalendarz Ekstraligi nie był dla żużlowców ze stolicy Dolnego Śląska łaskawy, ponieważ czekał ich właśnie drugi z rzędu mecz z wymagającym przeciwnikiem. Wrocławianie mieli przewagę pod postacią własnego toru, dzięki czemu ich nadzieje na zwycięstwo były naprawdę znaczne – podczas spotkania z Toruniem owa przewaga rzeczywiście okazała się ogromną. Jeśli jednak marzyli o play-offach, dzisiejsze spotkanie musieli wygrać dużą różnicą punktów, by mieć jakąkolwiek szansę na zwycięstwo w dwumeczu. Byli świadomi odniesienia porażki w meczu rewanżowym – tor w Tarnowie należał bowiem do bardzo specyficznych owali, przez co doskonale spasowani gospodarze rzadko odnosili na nim porażki bądź pozwalali rywalom wywieźć z „jaskółczego gniazda” choćby punkt. Co prawda, nie była to ostatnia szansa Spartan, jednakże od tego meczu zależało naprawdę wiele. Kto by się tego spodziewał? Przed sezonem wszyscy skazywali wrocławian na spadek. Zwłaszcza, że ten rok był inny niż poprzednie, ponieważ – ze względu na pomniejszanie Ekstraligi – wyjątkowo zamiast jednej drużyny, do pierwszej ligi spadały aż trzy. Z tego powodu przed Spartą stało wyjątkowo ciężkie zadanie. Drużyna jednak bardzo pozytywnie zaskoczyła wszystkich sceptyków – po czterech meczach znajdowała się w czołówce tabeli czając się tuż za Falubazem. Być może drużyna nie posiadała wielkich i znanych w świecie nazwisk, ale jak widać nie brakowało jej woli walki.
Wszyscy zawodnicy pilnie pracowali przy swoim sprzęcie, maksymalnie skupiając się na zadaniu, które musieli wykonać. Zuza, kiedy tylko przyjechała na stadion, usiadła cichutko w kącie boksu Oliwiera i nie wyściubiała z niego nosa ani na moment. Wolała bowiem przypadkiem nie wpaść na przykład na wściekłego Batchelora, który rzucał czym popadnie i miał pretensje do każdego, kto odezwał się do niego na temat inny niż stan jego motocykla lub na rozproszonego Patryka, który ciągle czegoś szukał i kręcił się wokół własnej osi. W polu widzenia Orłowskiej chyba tylko Lejkowicz zdawał się zachowywać powierzchowny spokój, a raczej jego zwodnicze pozory. Koledzy podziwiali go za chłodne opanowanie w trudnych sytuacjach, jednak w głębi duszy był on chodzącym kłębkiem nerwów. Ukrywał zdenerwowanie lub obracał je w żart, starając się być swobodnym jak zawsze. Wszystko po to, by jego stres nie udzielał się innym oraz nie potęgował i tak nerwowej już atmosfery. Jedynie Zuza była w stanie zauważyć, jak trzęsły mu się ręce, gdy za wszelką cenę starał się dokręcić śrubkę, która uparcie wysmykiwała się z jego szczupłych palców, kilkukrotnie upadając na ziemię oraz jak bardzo był skupiony, gdy pomagał Dolnemu zmienić przełożenia. Był zbyt zajęty, by chcieć wymienić ze swoją dziewczyną choćby kilka luźnych zdań. Na wszelkie próby nawiązania konwersacji odpowiadał krótko i zwięźle – bez zbędnych słów czy złośliwości. Od tej strony Orłowska jeszcze go nie znała. Obserwując Lejka w tak niecodziennych okolicznościach zaczęła zastanawiać się, jak wiele uczuć jej chłopak ukrywał pod powłoką śmiechu i pozornej swobody… Ileż to razy mógł szaleć z nerwów, na powierzchni zachowując hardość wyłącznie po to, by ona czuła się bezpiecznie? Miała ogromną ochotę spytać go o to, jednakże nie był to odpowiedni czas na rozmowę. Teraz zapewne chłopak wyśmiałby ją, odwracając jej uwagę od problemu. Kolejny hipokryta... Jego dwulicowość jednak przynosiła pozytywne efekty, a on sam mógł przynajmniej mianować się obłudnikiem w dobrej wierze.
Przez cały mecz wynik oscylował w granicach remisu. Raz Spartanie prowadzili dwoma punktami, innym razem to goście z Tarnowa mieli więcej „oczek”. Zawodnicy wrocławskiej drużyny jeździli bardzo nierówno. Chłopcy w jednym biegu potrafili przywieźć pięć punktów, w kolejnym natomiast ta sama para zostawała objeżdżana przez rywali. Jedynie Oliwier i Troy w każdej gonitwie odnosili zwycięstwo. Obaj byli w tym roku w niezwykłej formie, której nikt się po nich nie spodziewał. Kiedy nadszedł czas na długą przerwę, zawodnicy zgromadzili się na krótką naradę, na której zadecydowali, iż zaraz po zakończeniu pauzy, Lejkowicz wystartuje w ramach rezerwy taktycznej za Zbyszka Sucheckiego. Baron nie mógł dłużej liczyć na przełamanie się Suchego, a przecież w tej chwili każde „oczko” było na wagę złota. Poznawszy decyzję trenera, mechanicy zajęli się sprzętem juniora, a on sam usiadł na skrzynce z narzędziami stojącej obok krzesła jego dziewczyny.
– Nie wyrabiam… Zaraz mi łeb rozwali z tych nerwów! – szepnął, obejmując blondynkę i kładąc jej głowę na ramieniu. Kto by pomyślał? W końcu role się odwróciły… Orłowska spojrzała na niego z kpiącym uśmiechem, po czym wybuchnęła salwą śmiechu.
– Ludzie! Zanotujcie! Słynny Lejkowicz przyznał się do tego, co czuje! Powiedział, że się denerwuje, a nie udawał, że wszystko go bawi! Już za to powinni wam dać złoto! – mówiła, nie mogąc opanować chichotu, jaki bezustannie wyrywał się z jej ust. Nie spodziewając się takiej reakcji, żużlowiec spojrzał na nią spode łba, obrzucając ją poirytowanym wzrokiem. Silnym i pewnym ruchem przyciągnął blondynkę do siebie i posadził sobie na kolanach, po czym szepnął jej do ucha:
– Policzymy się w domu, wredna jędzo! Obiecuję!
– Ej! To już są groźby karalne! Oskarżę cię o molestowanie! Przestań mnie łaskotać, głupku! – wrzasnęła na cały głos, konwulsyjnie wyrywając się z ramion Oliwiera, które jednak wciąż utrzymywały ją przy sobie. Mogła pozwolić sobie na dość głośne zachowanie, ponieważ dobrze wiedziała, że panujące w parku maszyn zgiełk i hałas uniemożliwią innym dostrzeżenie jej krzyków.
– Mówiąc „policzymy się” miałem na myśli „dam ci wycisk w warcaby”! O czym ty myślisz, dziewczynko?! – powiedział, udając oburzonego i uśmiechając się nonszalancko. Gdy w końcu przestał znęcać się nad dziewczyną, Zuza – by utrzymać stabilną pozycję – wbiła palce w jego barki i spojrzała na niego z wyrzutem. Czy on zawsze musiał obrócić wszystko w taki sposób, by to właśnie ona bezustannie wychodziła na nimfomankę, której myśli obsesyjnie krążyły wyłącznie wokół jednego? Dobrze wiedziała, co miał na myśli, mówiąc „policzymy się”. Znała go już na tyle, by bez problemu zorientować się, iż ani przez moment nie chodziło mu ani o warcaby, ani o jakąkolwiek inną grę. Już teraz mogła być pewna, że następnego dnia będzie miała zakwasy… ze śmiechu. Chłopak przecież zdążył już odkryć, że łaskotki to najgorsza kara, jaką mógł jej wymierzyć. Zuza od zawsze narzekała na swoją zbyt wrażliwą skórę. Kiedy zaś żużlowiec poznał jej najczulszy punkt, bez wahania zaczął używać przeciw niemu swojej tajnej broni.
– Ale tak na serio, to powinienem cię przeprosić… – bąknął, poważniejąc i spuszczając wzrok. Jego smutne, granatowe oczy utknęły na wysokości jej kolan, skutecznie pozwalając mu uniknąć kontaktu z dziewczyną. Zuzka jednak – nie dając się zwieść – zmarszczyła czoło, po czym spojrzała na niego niepewnie.
– Ale za co? – spytała zaskoczona. Czyżby o czymś nie wiedziała? Czy coś się stało? Jej umysł rozpoczął snucie niewyobrażalnych wizji, które sprawiły, iż mimowolnie zaczęła się denerwować. Jak zwykle w stresujących sytuacjach na wpół świadomie ulegała własnej paranoi.
– Jak to za co? Za moją matkę… – odpowiedział, niespokojnie bawiąc się skrawkiem bluzki dziewczyny oraz wciąż unikając jej spojrzenia. Choć zielonooka nie miała do niego ani krzty pretensji, chłopak czuł się winny.
– Przecież to nie twoja wina! Nie mogłeś nic zrobić. A poza tym żyję – uśmiechnęła się blondynka, chcąc pocieszyć żużlowca. Oparła się na jego ramieniu, po czym wplotła dłoń w jego potargane włosy. – Popatrz na to z innej strony – poznałam teściową!
Usłyszawszy w jej głosie niespodziewany entuzjazm, chłopak podniósł wzrok i zgromił Orłowską spojrzeniem. W tej chwili nie był w nastroju na żarty. Czuł się winny, iż w jakikolwiek sposób nie ostrzegł jej przed swoją matką. Nie ochronił jej. Po raz kolejny.
– Mogłem to przewidzieć. Mogłem cię ostrzec. Albo wybić jej z głowy durne pomysły. Mogłem… – wyrzucał sobie sportowiec. Dziewczyna jednak nie była w stanie wysłuchać tego, co miał jej do powiedzenia. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego brał na siebie całą odpowiedzialność za wizytę kobiety. Nie mogła jednak pozwolić, by zadręczał się taką błahostką w trakcie ważnego meczu.
– Niczego nie mogłeś... – szepnęła mu do ucha, po czym przesunęła dłonią po jego wilgotnej od potu twarzy. Niespodziewanie odwróciła głowę, chcąc spojrzeć na niebo. Promienie majowego słońca trafiły wprost do jej oczu, jednocześnie oślepiając ją, przez co mimowolnie dziewczyna zmrużyła powieki. Tego dnia aurę rzeczywiście można było uznać za sprzyjającą. Na niebie nie sposób było znaleźć choćby jednej chmurki, a temperatura powietrza oscylowała w granicach dwudziestu pięciu stopni. – Nie jest ci gorąco w tych wszystkich ochraniaczach?
– Gdzie tam. Febra mnie trzepie… – fuknął, spoglądając na dziewczynę spode łba. Kiedy był zdenerwowany, bardzo łatwo można było go rozdrażnić. Najprostszą drogą do wyprowadzenia Lejkowicza z równowagi zaś było mówienie mu oczywistości, na które nie miał najmniejszego wpływu. Widząc jego obruszoną minę, Zuzka roześmiała się cicho.
– W takich sytuacjach trzeba ruszyć głową, słoneczko! – powiedziała, drwiąco unosząc brwi, po czym przesunęła powoli suwak jego kevlaru w dół, tym samym chcąc choć odrobinę ulżyć jego tropikalnym cierpieniom. Wplótłszy obie dłonie w jego włosy, oparła się swoim czołem o jego i spoglądając mu w oczy, uśmiechnęła się nieznacznie. Widząc jej radość, Oliwier również mimowolnie uniósł kąciki ust. Zadowolenie blondynki zawsze udzielało mu się, poprawiając nastrój. Korzystając z chwili sielanki, wsunął dłonie pod bluzkę dziewczyny i silnym, zdecydowanym ruchem przyciągnął jej ciało do swojego tułowia. Zaskoczona Zuzka momentalnie przeniosła ręce na dłonie chłopaka, lekko uderzając go oraz naiwnie licząc, iż żużlowiec zreflektuje się w niestosowności swojego zachowania i wysunie ręce spod jej ubrania. Niestety, nic bardziej mylnego.
– Just do it, kids! I wanna see it! – przerwał im głos Batchelora. Nie odwracając się od swojego chłopaka, Orłowska wysunęła w stronę Australijczyka środkowy palec, po czym złożyła na ustach Lejkowicza krótki pocałunek. Doskonale wiedziała, iż zawodnik chciał ją zirytować, dlatego też nie zamierzała dać mu tej satysfakcji.
– Czemu zaprowadziłaś dziś Burżuja do sąsiadów? – spytał chłopak, odsunąwszy się od dziewczyny na kilka centymetrów oraz delikatnie przesuwając dłonią po jej twarzy. Nigdy nie spodziewał się, iż jej obecność będzie miała tak kojący wpływ na jego zszargane nerwy.
– Aaaa, no bo wiesz… – rzuciła Zuzka niepewnie, nerwowo drapiąc się po ramieniu. Obawiała się bowiem, iż Oliwier, słysząc jej wyjaśnienia, uzna ją za przewrażliwioną psychopatkę. Niemniej jednak musiała wytłumaczyć się ze swojego czynu. – Jak nas nie ma, on tak strasznie wyje. Żal mi go było, a ci ludzie z naprzeciwka mają takiego husky’ego i Burżuj lubi się z nim bawić, a oni się zgodzili i…
Blondynka zaczynała plątać się w swej chaotycznej argumentacji starając się, by po raz kolejny nie wyjść na przewrażliwionego dziwoląga. Bała się, że Lejkowicz nie zrozumie motywów jej postępowania, a wyłącznie ją wyśmieje. On jednak uniósł lekko brew, po czym objął dziewczynę w talii.
– To może odbierzemy go troszkę później, żeby znowu nie zaczął odstawiać mi scen zazdrości? – mruknął jej do ucha, powoli zsuwając jedną dłoń z jej pasa. Delikatnie wodził nią wzdłuż jej pośladków i ud, jednocześnie składając drobny pocałunek na jej szczęce, dzięki czemu zielonooką przeszedł cudowny dreszcz. Jak to możliwe, że choć byli ze sobą już ponad półtora miesiąca, efemeryczne, ulotne czułości wciąż przyprawiały ją o zawrót głowy i przyspieszały rytm bicia jej serca? Dlaczego za każdym razem, gdy ją całował, czuła tę samą, błogą rozkosz? Odsuwając włosy z jej szyi, dodał cichutko: – A najlepiej rano…
Szepcząc ostatnie słowa, przesunął usta na jej szyję, eterycznie łechcząc jej delikatną skórę.
– That’s my boy! – wrzasnął Troy, opierając się na ściance dzielącej jego boks od przestrzeni Lejkowicza, natarczywie przyglądając się działaniom kolegi z toru. Zaskoczeni zakochani odwrócili się od siebie, natychmiastowo odwracając gromiące spojrzenia w stronę Australijczyka. Niespodziewanie Kangur złapał się za potylicę i z pretensją odwrócił do tyłu. Jego oczom ukazał się Tai, dzierżący w dłoni garść nakrętek i celujący dokładnie w jego głowę.
– Leave them alone, you pervert! – rozległ się rozbawiony głos Brytyjczyka. Urażony Batch natychmiast wręcz podniósł z ziemi śrubokręt i wymierzył nim w kolegę, jednak ten uchylił się, wybuchając gromkim śmiechem.
– Jesteś tu atrakcją, przyzwyczaj się – zażartował Oliwier, uśmiechając się szeroko do swojej dziewczyny. – Poza panią prezes jesteś tu jedyną kobietą.
Usłyszawszy jego słowa, Orłowska zamyśliła się. W milczeniu utkwiła wzrok w przeciwległej ściance i odpłynęła w krainę własnych rozterek. Po krótkiej chwili jednak zreflektowała się. Potrząsnęła głową oraz ponownie przeniosła wzrok na swojego chłopaka. Widząc jego zaniepokojone spojrzenie wbite w jej rozszerzone źrenice, postanowiła zadać mu frapujące ją od dłuższego czasu pytanie.
– No właśnie. Dlaczego tylko ja tu jestem? Gdzie reszta? – spytała, wstając z jego kolan i z powrotem siadając na małym krzesełku tuż obok niego. Oczekując odpowiedzi, spojrzała na niego niecierpliwie.
– Ech… A kto tu ma być? Dolny jest sam. W końcu kto by go chciał? – spytał, gestem dłoni wskazując na Patryka, który właśnie poślizgnął się na rozłożonej na ziemi osłonie motocykla i z impetem uderzył w oponę. Na ów widok Zuzka mimowolnie zachichotała. Widząc jej radość, żużlowiec objął ją ramieniem i kontynuował wypowiedź. – Karolina ma na głowię Oliwkę i Lilly. Faye jest w Anglii. Nie będzie przecież latać za Woffy’m po całym świecie! A Batchowi ostatnio nie układa się z Eweliną. Ciągle się kłócą. Ostatnio chyba poszło im o dzieci, których Troy za wszelką cenę chce uniknąć. Gdybyś ty wiedziała, co on mi powiedział. Facet jest tak przerażony tym, że panna Kenkel wrobi go w ciążę, że aż postanowił robić coś, na co się nigdy nie decydował… – w tym momencie zrobił krótką pauzę. Zdawał się bowiem rozmyślać nad tym, co przed chwilą powiedział. Nie był przekonany, czy tak naprawdę mógł dysputować ze swoją dziewczyną o prywatnych sprawach ich wspólnego znajomego. Choć kolega zawsze był dla niego powodem do kpin, tym razem Oliwier wydawał się rzeczywiście przejęty jego losem.
– Na co Troy się zdecydował? Coś głupiego? – spytała zaskoczona dziewczyna, spoglądając na Lejka z zaciekawieniem. Mimowolnie jednak jej oczy z niepokojem uciekały w stronę Australijczyka, taksując go podejrzliwie.
– Wręcz przeciwnie. Wreszcie zmądrzał. W niektórych sprawach kobietom się nie ufa – rzucił, palcem trącając ją lekko w czubek nosa. Odruchowo Zuzka wsparła ręce na biodrach, szykując się do słownej utarczki. Widząc jej rozgniewane spojrzenie, chłopak wystawił język i rozbawionym tonem dodał: – Męskie sprawy. I tak ci nie powiemy.
Zbliżał się koniec przerwy. Sportowiec więc niechętnie przerwał sprzeczkę ze swoją dziewczyną i zaczął interesować się pracami, jakie mechanicy odbywali przy jego sprzęcie. Badawczo przyjrzał się łańcuszkowi sprzęgłowemu. Coś nie pasowało mu w sposobie, w jaki owa część została zamontowana. Miał dziwne wrażenie, że nie przylegał on odpowiednio, zdawał się nie pasować do reszty.
– Ej, Marcin… Wszystko okay z tym łańcuszkiem? Przyjrzyj mu się, stary… – powiedział, pochylając się nad motocyklem oraz marszcząc brwi. Na jego twarzy niewątpliwie malowało się zafrasowanie.
– Sir yes sir! Tak jest, szefuńciu! – zasalutował pomocnik żużlowca, uśmiechając się drwiąco. Lejek odwrócił się w stronę mechanika i zgromił go wymownym wzrokiem. Nienawidził, kiedy ktokolwiek żartował z niego w taki sposób. Nigdy nie chciał ukazywać wyższości nad kimkolwiek, szczególnie nad swoimi współpracownikami. Kiedy miał do czynienia z jakimś słabszym kolegą w teamie, nie ukazywał mu swojej przewagi. Wręcz przeciwnie, starał się mu pomóc, doradzić, wesprzeć. Podobna zasada dotyczyła mechaników, fizjoterapeutów i im podobnych. Właśnie dlatego drażniły go dowcipy, które traktował jak oszczerstwa. Wielokrotnie media ukazywały dobrych zawodników jako egoistycznych ludzi, którzy uznawali innych za gorszych od siebie, interesowali się wyłącznie własnymi wynikami, czasem nawet działając na szkodę kolegów. On zaś podchodził do żużla zupełnie inaczej. Każdy z zawodników był w jego oczach przede wszystkim znajomym, z którym spędzał czas zarówno na zawodach, jak i po nich, nie zaś konkurentem.
Ponadto – kiedy uświadomił sobie, iż za chwilę czeka go kolejny bieg, całe zdenerwowanie, o którym choć na chwilę udało mu się zapomnieć – powróciło ze zdwojoną siłą. Z tego właśnie powodu Marcinowi tak łatwo udało się wyprowadzić go z równowagi. Bez względu na to, jak wielu ludzi zatrudniał, jego sprzęt był głównie jego problemem, więc przede wszystkim on sam powinien interesować się jego stanem. W końcu w głównej mierze od jego przygotowania zależał wynik, jaki zawodnik mógł osiągnąć. Nikt więc nie powinien więc mieć do niego choćby cienia pretensji o to, że zwrócił uwagę na coś, co zdawało mu się być niedociągnięciem. Zwłaszcza, że chłopak mimo wszystko dość dobrze znał się na przygotowaniu sprzętu.
– Oliwier! Gotowe – masz ten swój łańcuszek! – zawołał Marcin, podrzucając w dłoni wkrętak, po czym poklepał motocykl. – Dowiezie ci „trójeczkę”!
– Dzięki! – powiedział radośnie Lejkowicz, siadając na swojej maszynie. Założył na głowę niebieski kask oraz uniósł kciuk do góry, spoglądając w stronę Zuzki. Blondynka zaś odpowiedziała mu szczerym, szerokim uśmiechem. Wierzyła, że chłopak bez problemu wygra wyścig, tym samym pomagając Sparcie odrabiać straty. „Kto jak nie on?” – przemknęło jej przez myśl.
Mechanik pomógł wypchnął jego motocykl na tor, a Lejkowicz pojawił się na starcie jako pierwszy. Ustawił się w głębokiej koleinie na pierwszym polu i oczekiwał kolegów, przygotowując się do startu. Precyzyjnie odsuwał nadmiar luźnej nawierzchni spod swoich kół, jednocześnie obserwując warunki panujące na pierwszym łuku. Po chwili na trzecim polu zameldował się Tai Woffinden. Zawodnicy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym przenieśli wzrok na zegar odliczający czas do rozpoczęcia biegu. Mieli jeszcze ponad czterdzieści sekund. Miejsce między nimi zajął Martin Vaculik. Przy samej bandzie zaś startował Artjom Łaguta. Zawodnicy nieruchomo ustawili się na starcie, wbijając skupione spojrzenia w zamki maszyny startowej. Po kilku sekundach, które dla żużlowców zdawały się trwać wieczność, sędzia w końcu zwolnił taśmę. Wszyscy ruszyli równo. Na pierwszym łuku było spore zamieszanie, jednak dwie czołowe pozycje zajęli ostatecznie Lejkowicz i Łaguta. Przez całe okrążenie mijali się, wyprzedzali, tasowali. Kiedy jeden z nich szukał przyczepnej ścieżki przy kredzie, drugi gonił go, napędzając się po szerokiej. Po pierwszym okrążeniu wciąż nie było wiadomo, który z nich wygra. Łaguta bowiem bezustannie atakował swojego przeciwnika. W pewnym momencie Oliwier, odpierając kolejny atak, ostro wepchnął Rosjanina na bandę, czym ostatecznie pogrzebał jego szanse na wygranie z nim pojedynku. Zuza nie znała go z tej strony. Ten przyjazny człowiek potrafił tak brutalnie działać na torze? Brawurowej jazdy zapewne nauczył się od Batcha. Ale cóż – żużel to sport dla twardych mężczyzn. W nim nie było miejsca na sentymenty. Choć starszy z zawodników wciąż starał się naciskać Lejka, Oliwier przez cały czas umiejętnie odpierał jego ataki. Po wejściu w drugi łuk czwartego okrążenia na stadionie zapanowała euforia. Niestety, tylko na chwilę. Przed samą metą junior Sparty zanotował defekt. Na szczęście siłą rozpędu udało mu się przepchać motocykl przez linię i przywieźć dzięki temu dwa punkty. Artjom niestety zainkasował trzy „oczka”. Trzeci na mecie zameldował się „Tajski”, ostatni zaś był Vaculik. Bieg zakończył się więc remisem trzy do trzech, który wcale nie zmieniał kiepskiej sytuacji Sparty. Wściekły Lejkowicz rzucił goglami o murawę Stadionu Olimpijskiego. Był sfrustrowany, a jednocześnie niesamowicie zrozpaczony. Czuł się jak gdyby to, co stało się zaledwie minutę temu, było jego winą, jakby dał się wyminąć przeciwnikowi jak nowicjusz. Pragnąc poznać przyczynę swojego niepowodzenia, uklęknął na trawie i zaczął pobieżnie poszukiwać usterki. Szybko podbiegł do niego Marcin, aby pomóc mu odholować sprzęt do boksu.
– Łańcuch, kurwa!!! Mówiłem!!! – wrzasnął, ujrzawszy swojego mechanika. – „Masz ten swój łańcuszek”, tak?
– Sorry, pękło mu się… Co ja mogę? – bronił się chłopak, wzruszywszy ramionami. Spotkawszy się z chłodną obojętnością, w żużlowcu krew zawrzała.
– Pękło mu się? Twoje „pękło mu się” może kosztować nas zwycięstwo!!! – krzyczał w niebogłosy, ściskając kask w dłoni. Poniosły go emocje. Jak zwykle z resztą, gdy w grę wchodził wynik meczu. Nie można jednak było dziwić się jego zachowaniu. Przez cztery okrążenia walczył jak lew, ryzykował, odpierał ataki. I co? Przez niekompetencję mechanika jego wysiłek i ciężka praca poszły na marne.
– Nie moja wina… Jak ci nie pasuje, to sobie sam pilnuj sprzętu, Panie Perfekcyjny! – warknął zdenerwowany pomocnik, odprowadzając maszynę do parku maszyn.
– A żebyś wiedział, że sam sobie poradzę! – syknął Lejek, wyprzedzając chłopaka. W boksie szybko otworzył skrzynkę z narzędziami i zaczął „dłubać” przy motocyklu, na którym miał za chwilę wystartować. Niespodziewanie poczuł, że czyjaś ciepła dłoń delikatnie spoczęła na jego ramieniu. Nie zaprzestając pracy, lekko odwrócił głowę do tyłu. Oczywiście, była to Zuzka. Nie musiał nawet tego sprawdzać. Przecież jej dotyk rozpoznałby wszędzie.
– Byłeś genialny, kochanie – powiedziała, klękając obok niego, po czym musnęła wargami jego policzek wciąż wspierając się na jego barkach. – Uśmiechnij się, no!
– Nie zamierzam! Robię wszystko, żeby tylko pomóc drużynie, a przez takiego imbecyla możemy przegrać mecz, stracić szansę na mistrzostwo! Przecież mu mówiłem, że coś jest nie tak z tym łańcuchem. Powiedział, że już jest dobrze. A ja durny mu zaufałem, zamiast sprawdzić! – mówił, nie odrywając oczu i rąk od swojej maszyny. Musiał ją dobrze przygotować, miał bowiem jechać ponownie w biegu dziesiątym. Blondynka jednak, nie zważając na jego obowiązki, zgrabnym ruchem wysunęła z jego dłoni śrubokręt, po czym wsunęła dłoń pod jego twarz i przybliżając się do niego, pocałowała go czule.
– Dla mnie było genialnie… – szepnęła, gdy ponownie zaczerpnęli tchu. Na twarzy chłopaka mimowolnie wykwitł nieznaczny uśmiech. W podziękowaniu za ciepłe słowa musnął wargami jej czoło, po czym wrócił do przerwanego zajęcia. Musiał w końcu poświęci czas swojemu sprzętowi, by ponownie nie zawieźć kibiców wrocławskiej drużyny. Po krótkiej chwili był zadowolony z wykonanej przez siebie pracy.
– Teraz wygram! Dla ciebie – zawołał do swojej dziewczyny i pocałował ją przelotnie w policzek, wyprowadzając z boksu motocykl. Orłowska zaś uniosła pięści pod brodę, mocno zaciskając kciuki. Choć nie wierzyła w sprawczą siłę owych gestów, w tej chwili chwytała się każdej, nawet najmniejszej i złudnej możliwości zaklęcia losu oraz uchwycenia łutu szczęścia. Chciała, by Lejek wygrał ten bieg, by w końcu czuł się usatysfakcjonowany własną jazdą, zadowolony, spokojny. Ze względu na wrodzoną empatię, Zuza odczuwała wszystkie negatywne emocje targające jej chłopakiem. Dlatego też jego ponury nastrój udzielał jej się, sprawiając iż czuła się niesamowicie podminowana. Musiała jednak ukrywać to, co kumulowało się na dnie jej serca, by w jakikolwiek sposób podnieść żużlowca na duchu. Od zawsze on był dla niej ostoją, jednak tym razem nadszedł czas, w którym będzie mogła odwdzięczyć się mu za wszelkie dotychczasowe starania.
Kilka minut później na starcie pojawili się w czerwonym kasku Troy Batchelor, w białym Leon Madsen, w niebieskim Oliwier Lejkowicz, a w żółtym Maciek Janowski. Zawodnicy otaksowali się spojrzeniami, po czym zamarli pod taśmą w oczekiwaniu na start. Kiedy biały materiał uniósł się do góry, ruszyli niczym padlinożercy rzucający się do boju o najznamienitszy kąsek. Najlepiej spod taśmy wyszedł Australijczyk. Pozostali zawodnicy musieli brutalnie walczyć o swoje pozycje. Na wejściu w pierwszy łuk zrobiło się bardzo ciasno, a przez co i niezmiernie niebezpiecznie. Wychowanek wrocławskiego klubu, startując spod bandy, „założył się” zarówno na Lejkowicza, jak i na swojego kolegę z drużyny. Żaden ze sportowców nie chciał odpuścić. Stawka meczu była niepomiernie wysoka, a w tym biegu spotkało się czterech naprawdę utalentowanych, ale też i zawziętych zawodników. W żużlu nie ma miejsca na strach. To sport, w którym najkrótsza chwila zawahania skutkuje porażką. Wśród zawodników nie można znaleźć rozsądku, przemyśleń czy chłodnej kalkulacji. Kiedy sytuacja staje się trudna, górę biorą emocje, adrenalina. Tutaj tylko odwaga pozwala osiągnąć cel.
W ferworze walki Magic zagrodził drogę Oliwierowi. Ten jednak liczył, że jeśli wciąż będzie atakował, rywal w końcu przestraszy się i odpuści. Niestety, tak się nie stało. Tor był miejscem, w którym strach nie miał prawa bytu. Na pierwszym łuku brakło miejsca przy kredzie dla tak wielu zawodników. Madsen, łamiąc swój motocykl, zahaczył o tylne koło Lejkowicza, co spowodowało groźnie wyglądający upadek ich obu. Sędzia, najszybciej jak tylko mógł, przerwał bieg. Rozległo się przejmujące wycie syren, a kierownik startu – machając energicznie czerwoną flagą – obwieścił zawodnikom przedwczesny koniec gonitwy. Duńczyk odbił się od dmuchanej bandy i leżał na torze. Lejkowicz zaś miał mniej szczęścia. Wpadł pod nią w taki sposób, że spod płachty wypełnionej sprężonym powietrzem wystawała jedynie jego głowa. Gdyby schował się pod nią cały, zapewne nie stałoby mu się nic poważnego. Pech jednak chciał, że rozpędzony motocykl Madsena uderzył go prosto w kark.
Orientując się w sytuacji na torze, będący właśnie na drugim łuku Troy szybko zsiadł ze swojej maszyny i pobiegł w stronę kolegi z drużyny. To, co zobaczył, przeraziło go. Junior bowiem leżał w ogromnej kałuży krwi. Jakaś część motocykla najprawdopodobniej uszkodziła mu tętnicę szyjną. Jasnoczerwona ciecz tryskała rytmicznie w górę, z każdą sekundą coraz bardziej pozbawiając chłopaka szans. Kangur nie miał złudzeń. W jednej chwili stracił całą swą przekorność i dobry nastrój. Doskonale bowiem wiedział, co oznaczał widok, który miał przed sobą. Dopuszczając do swojej świadomości bolesną prawdę, z całych sił rzucił swoim kaskiem o murawę i w milczeniu padł na kolana pośród granitowej nawierzchni obok przyjaciela z zespołu.
W tym samym czasie na tor wyjechała karetka. Za nią pobiegły wszystkie osoby znajdujące się w parku maszyn – zawodnicy, mechanicy, trenerzy, działacze. Oczywiście, między nimi znajdowała się również Zuza.
Kiedy Oliwier uderzył o tor, dla niej czas jakby się zatrzymał. Struchlała. Przerażenie odebrało jej całą siłę. Jedynym, co dawało jej energię do biegu, było nieopanowane pragnienie, by móc jak najszybciej znaleźć się obok swojego chłopaka i prędko dowiedzieć się, czy coś mu się stało. Zlękniona biegła pośród tłumu ile sił w nogach, ale wciąż czuła się jakby stała w miejscu. Miała wrażenie, że z każdą chwilą pierwszy łuk oddala się od niej o kilkaset metrów.
Po kilkunastu sekundach, które dla niej wlekły się niczym długie godziny, dotarli na miejsce. Przy ambulansie było ogromne zamieszanie, zaś wokół Lejkowicza nieustannie lawirowali lekarze i trener. Orłowska próbowała dostać się do Oliwiera, jednak nikt nie pozwolił jej się do niego zbliżyć. Swoimi ciałami ludzie odgradzali ją od zatrważającego widoku, który prawdopodobnie zmroziłby w jej żyłach krew. Ich nietypowe zachowanie wzbudzało jednak w niej ogromny niepokój. Pragnęła rozgonić wszystkich i dotrzeć do żużlowca. W końcu w tej chwili zapewne bardziej potrzebował swojej ukochanej niż szefostwa. Czuła się jakby jej ciało i wnętrze rozdzieliły się. Jej dusza zdawała się uchodzić w przestrzeń, by dostrzec, co tak naprawdę działo się z jej chłopakiem. Mięśnie zaś w przerażeniu tkwiły w miejscu. Serce dziewczyny waliło niczym po przebiegnięciu maratonu, a całe ciało ogarnęło silne drżenie. Tylko cudem nadal utrzymywała się na nogach, które były niczym z waty. Nagle poczuła, że ktoś mocno złapał ją za ramiona i unieruchamiając ją u swojego boku, zabronił mieszać się z tłumem. Początkowo miała ogromną ochotę zrzucić z siebie pęta czyjegoś ciała i spoliczkować swojego strażnika. Kątem oka jednak zauważyła wytatuowane, męskie dłonie. To musiał być Woffy. Wziąwszy głęboki wdech, spojrzała na niego pytającym, przerażonym wzrokiem. Nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa. Jej podbródek drżał, a twarz zalała się malinowym rumieńcem. Jej tętno przyspieszyło, zaś ona sama zdawała się oczekiwać na wyrok niczym grzeszna dusza na sądzie ostatecznym.
– Lepiej nie… – szepnął niewyraźnie i pokręcił głową, po czym spuścił wzrok, starając się ukryć malujące się na jego twarzy emocje. Zuzka nawet nie zorientowała się, w jakim języku do niej mówił. Zdecydowanie bardziej frapował ją widok klęczącego wciąż na torze Batchelora, który klął i wyzywał, w niebogłosy.
– Where is that fucking God?! – wrzeszczał, pomimo niezmiernego drżenia głosu. Australijczyk skrył twarz w dłoniach, po czym oparł głowę o nawierzchnię. Niespodziewanie jego obraz w oczach blondynki spowiła mgła odbierająca jej ostrość widzenia.
Po chwili w stronę Zuzy i Anglika zbliżył się trener. Kilkukrotnie zmrużył oczy, a następnie spojrzał na dziewczynę ze współczuciem. Nie mogąc zebrać słów, po kilku nieudanych próbach wypowiedzenia choćby zdania, ostatecznie wyszeptał coś, jednak blondynka nie zrozumiała zupełnie niczego. Do jej świadomości dotarł jedynie niewyraźny szmer, fala odgłosów, z których nie dało się rozpoznać choćby dźwięku. Potok słów bez jakiegokolwiek znaczenia. Jej umysł zdawał się opuścić ciało całkowicie niewrażliwe na bodźce z zewnątrz. Miała wrażenie, iż straciła kontrolę nad swoją fizycznością. Czuła się jak duch obserwujący żywych, jednocześnie mający związane ręce i niemogący niczego zmienić. Była poza świadomością. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z jej strony, pan Piotr oddalił się i przekazał wiadomość pozostałym ludziom.
Okrutny, cichy zabójca – czas. Właśnie on nieubłaganie wyliczył końcowe sekundy życia żużlowca. To on odebrał mu ostatnią szansę. Wszystko działo się zbyt szybko, nie dało się nic zrobić. Oliwier właśnie przegrał swój ostateczny pojedynek, swoją ostatnią walkę – walkę o życie.
Umysł Zuzy wciąż uparcie wypierał rzeczywistość. Podświadomość stworzyła wokół niego barierę, która odbijała wszystko, co działo się wokół. Z oddali dziewczyna usłyszała niewyraźny głos trenera, który informował wszystkich o śmierci żużlowca. W jej głowie jednak pojawiło się tylko zaprzeczenie. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli o tym, że w jednej chwili Lejek stał się dla niej wyłącznie najcudowniejszym wspomnieniem. Niemożliwe, by odszedł. Przecież obiecał jej, że już zawsze będą razem. Otaczający ją ludzie próbowali okazać jej wsparcie, lecz Zuza czuła w środku jedynie przepełnioną bólem pustkę, która oddzieliła ją od ciała. Stała na płycie stadionu sama pośród tłumu. Tkwiła w ciszy. Nie słyszała niczego, co działo się wokół. Miała wrażenie, jakby przyległy świat obserwowała przez szybę, jakby nie była w centrum wydarzeń, ale obok nich. Jakby oglądała niezmiernie realistyczny spektakl, w którym aktorzy za wszelką cenę starali się wciągnąć widza w wir fikcyjnych realiów. Odrętwiała stała w epicentrum chaosu, zdając się żyć w zupełnie innym świecie.
– Przykro mi… – powiedział ktoś, wyrywając tym samym Orłowską z głębokiego marazmu. Dwa słowa okazały się być dla niej ciosem, jakiego nigdy się nie spodziewała. Jakby ktoś uderzył ją tak silnie, iż ból odebrał jej dech. Wtem wyrwała się z ramion Tajskiego i – rozpychając ludzi – ruszyła w kierunku karetki. Wciąż łudziła się, że tkwi pośród najgorszego koszmaru swojego życia, z którego jednak za moment na pewno się obudzi – otworzy oczy i powróci na jawę, czując obok siebie zapach i dotyk swojego chłopaka. Licząc na cud, wdarła się do ambulansu. Nikt nawet nie próbował jej zatrzymać ani stamtąd zabrać. Siląc się na choćby krztę empatii, postanowili dać jej chwilę na pożegnanie.
Orłowska, spostrzegłszy ciało swojego chłopaka, prędko podbiegła i objęła jego rękę obiema dłońmi. Była jeszcze ciepła, lecz uścisk Zuzy nie został odwzajemniony. Fragment ciała w jej dłoniach był bezwładny, nieruchomy. Dziewczyna usiadła obok i drżącym głosem odezwała się do żużlowca.
– Oliwier! Słyszysz mnie?! Wstawaj! Przestań, ta twoja zabawa wcale mi się nie podoba! To nie jest śmieszne! – z każdą chwilą mówiła coraz to głośniej, przenosząc się od szeptu w krzyk. W jej oczach pojawiły się ogromne łzy. Zdawała się jednak nie być tego świadoma. Z jej ust wylała się fala pretensji. – Mieliśmy policzyć się w domu! Obiecałeś!!!
Z każdą mijającą sekundą dziewczyna krzyczała coraz to głośniej, chociaż z czasem jej głos zaczął załamywać się poprzez szloch, który ogarnął całe jej ciało. Wypowiadając każde kolejne zdanie, coraz to trudniej było jej wierzyć, iż w końcu Oliwier odezwie się, poruszy, odetchnie. Kiedy jednak traciła resztki nadziei, słowa więzły w jej gardle i traciły jakikolwiek sens. Gdy spazmatyczny oddech uniemożliwił jej wypowiedzenie choćby jednego wyrazu, pochyliła się nad ciałem żużlowca, opierając czoło na jego dłoni, wciąż kurczowo trzymając ją jakby to właśnie ona była pomostem między blondynką a jej utraconą nadzieją. Jakby chwytając ją, chwytała również resztki wiary. Jej klatka piersiowa zaczęła poruszać się w rytm nierównomiernego oddechu, a ciało pokryło się gęsią skórką.
Nagle ogarnął ją przerażający chłód, organizmem zaczęły miotać konwulsyjne wręcz dreszcze. Słone łzy zaś spływały po jej policzkach, tworząc na jej twarzy mokre wzory. Widząc stan, w jakim się znajdowała, dwaj mężczyźni postanowili zabrać ją z karetki. Ona jednak szarpała się, broniła, błagała. Błagała choćby o jedną chwilę. Choćby o moment iluzji. Rzeczywistość była jednak nieubłagana…
Gdy tylko dziewczyna znalazła się poza pojazdem, ludzie zamknęli przed nią drzwi, a ambulans odjechał, odbierając jej tym samym ostatnie złudzenia. Instynktownie chciała pobiec za nim, by zawalczyć z nieprzejednanym losem, lecz po pierwszym kroku potknęła się i przewróciła na tor. Nie miała już siły się podnieść. Klęczała pośród nawierzchni, wbijając paznokcie w brunatny tor. Jej serce łomotało jak oszalałe, jakby chciało uwolnić się z jej klatki piersiowej i podążyć w krok za Lejkowiczem. Chwilę później poczuła, że ktoś pomagał jej wstać.
– Powinnaś zadzwonić do jego matki… Któraś z was musi zająć się pogrzebem… – szepnął Patryk. Dziewczyna spojrzała na niego nic nierozumiejącym, pustym spojrzeniem, po czym odwróciła wzrok. Nie była zdolna do tego, by choć na chwilę skupić myśli w jednym miejscu. Odcinając się od słów chłopaka, na dłuższą chwilę wbiła tępy wzrok w tablicę wyników, która wciąż obwieszczała przybyłym obsadę biegu. Kiedy jej oczom ukazało się nazwisko jej chłopaka, poczuła nieprzyjemne ukłucie, pod wpływem którego skuliła się, obejmując dłońmi głowę, po czym kucnęła, chowając twarz w ramionach. Dolny ponownie rzucił jej się na ratunek, jednakże tym razem dziewczyna odepchnęła go od siebie pewnym i zdecydowanym ruchem. Zamykając na chwilę oczy oraz oddychając głośno, zacisnęła dłonie w pięści, z całych sił wbijając w ich wnętrze paznokcie, tym samym tworząc na nich krwawe półksiężyce. Bez słowa odsunęła się od wszystkich otaczających ją ludzi i udała się do parku maszyn, w którym nie było tego zwyczajnego, przyjemnego gwaru i harmidru, tylko frustrująca cisza, przerywana jednie przez nieliczne szepty. Cisza idealnie obrazująca pustkę, jaka tkwiła w jej sercu. We wnętrzu Zuzy kotłowały się liczne emocje, których nie była w stanie zinterpretować czy choćby nazwać. Wyglądało to jak gdyby jej umysł odizolował się od nich. Był tak otępiały, iż nagle przestała czuć i słyszeć. Jakby i ona umarła… W jej głowie zaś, niczym okropna mantra, wciąż brzmiał jedynie głos lamentującego Batcha. Ile oddałaby, aby wyrzucić z pamięci ów dźwięk?
Miała wrażenie, że jej serce nie bije, a krew stała się zimna, wręcz lodowata. Czuła jakby zmrożona, gęsta, rubinowa ciecz rozpierała jej naczynia krwionośne, jakby za chwilę jej wnętrze miało rozpaść się na miliony drobnych kawałków. Niespodziewanie jej oczy przestały zalewać się łzami. Nagle stała się zimnym, twardym głazem. Jej ciało opuściły wszelkie uczucia, które jeszcze sekundę temu miotały jej duszą. Odcięła się od swego rozumu, pozwalając organizmowi kierować się nieznanym instynktem. Nie myślała już, nie czuła. Nie żyła. Ale mimo to, szła dalej. Jakaś siła wewnątrz niej kierowała ją do boksu Janowskiego.
– Zuza, ja nie chciałem, to był przypadek… Przecież wiesz, że to jest mój kumpel. Znaczy się… to znaczy… był… – tłumaczył się zawodnik, spoglądając na nią szklistymi oczyma, lecz dziewczyna nie chciała go słuchać. Przestała się kontrolować. Wpatrując się w niego wzrokiem przepełnionym nienawiścią i pragnieniem zemsty, uderzyła go. Raz, drugi, trzeci… Nie umiała przestać. Nie chciała przestać. A żużlowiec nie zamierzał się bronić. W głębi duszy czuł się winny. Myślał, że choć ta kara złagodzi jego wyrzuty sumienia. Oczywiście mylił się. Zuza zaś, kierowana zwierzęcym instynktem, żałośnie liczyła, iż zemsta zagłuszy ciszę, która zamieszkała właśnie w jej sercu. Bezbrzeżną nicość, która ogarnęła całe jej wnętrze, wypierając z niego Oliwiera. Najgłośniejszy nawet krzyk nie był jednak w stanie przebić szeptu niemocy. Szamocząc się w szale, Orłowska poczuła nagle, że ktoś mocno otoczył ją ramionami – to mechanicy odciągnęli ją od młodego żużlowca. Budząc się z amoku, stanęła pośrodku otaczającej ją nicości, powoli wracając do rzeczywistości. Straciła wolę walki.
Wtedy właśnie prawda dotarła do niej z całą swoją brutalnością. Poczuła się jakby ktoś wbił jej w serce sztylet. Tego właśnie w tej chwili pragnęła najbardziej – misericordii, która ukróciłaby jej męki, ukoiła ból. Zakręciło jej się w głowie, a przed oczami ukazała się bezgraniczna ciemność. Ulegając jej, powoli osunęła się na podłogę i straciła przytomność.

27 komentarzy:

  1. Ja dopiero co napisałam komentarz do rozdziału XXXIV a tu już następny O______O
    Później przeczytam. Ide spać, mam dzisiaj szkołe...

    OdpowiedzUsuń
  2. ???
    Niech mi ktoś powie, że to jest żart!!!!! Już pierwsze zdania tego rozdziału wzbudziły mój niepokój. Każde słowo przyśpieszało bicie serca. Sam fragment o tym łańcuszku był takim ostrzeżeniem. Szczerze powiedziawszy nie wiem co mam napisać. Niby zwykły mecz, piękna pogoda, doskonałe humory, kolejne wyścigi, nic nie zapowiadało takiej tragedii. Przecież Oliwer miał się policzyć z Zuzą w domu!!!! Jak on mógł jej to zrobić, przecież obiecywał, że zawsze przy niej będzie. Kto teraz będzie się nią opiekował? Niestety właśnie takie jest życie żużlowca. Każdy bieg może być tym ostatnim. Ryzyko związane z ty sportem jest ogromne i niejednokrotnie możemy się przekonać jakie skutki niosą za sobą upadki.
    Ciężko sobie wyobrazić co Zuza musiała w takiej chwili czuć. Przecież na takie coś nie można być przygotowanym. Jej chłopak za 60 parę sekund miał do niej wrócić i uśmiechnąć się po wygranym biegu, przybić "piątkę" z Troy'em, po prostu cieszyć się z dobrego wyniku.
    Nie wiem co jeszcze mogę napisać. W tym momencie trudno mi pozbierać myśli i chyba na tym poprzestanę...

    Pozdrawiam i czekam na ostatni rozdział, w którym mam nadzieję wszystko okaże się tylko złym snem...

    P.S. Mam taką malutką uwagę odnoście imienia mechanika raz jest Marcin, a raz Michał. No chyba, że ich było dwóch.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed chwilą jeszcze raz obejrzałam zwiastun i bardzo spodobała mi się ta piosenka. Byłabym wdzięczna za tytuł i wykonawcę. Takie trochę nie na temat, ale to późna pora tak na mnie działa. :)
      Jeszcze raz pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Hej :)
      Evanescence - My Immortal <--- to ta piosenka ze zwiastunu

      Usuń
  3. Nienawidzę Was! Na początku czytając pomyślałam, że będę Was chwalić za te śmieszne teksty i powtarzając jak to Lejka kocham, a tu nagle to na mnie spadło jak jakiś ogromny głaz, łzy poleciały, a ja stałam się ociężała. Jak to można się zbliżyć do postaci, która nie istnieje naprawdę? Do końca rozdziału miałam nadzieję, że ją przytuli i powie, że to był głupi żart, nie wyszło mi to. Nadal ryczę pisząc to i po raz kolejny powtórzę jak bardzo Lejka kocham. Zuza, teraz musi stanąć na wysokości zadania i dać radę choć nie będzie to łatwe ;c
    Dziewczyny, jak mogłyście? ;/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, to było straszne. Biedna Zuza. Dlaczego musiałyście uśmiercić Oliwiera? Mam nadzieję, że Zuza sobie z tym poradzi.
    Już nie mogę się doczekać następnej części.
    Pozdrawiam :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. Brakuje mi słów... płaczę... nie mogę opanować emocji które mną owładnęły... on zmarł... Zuza... opis jej uczuć... nie wiem jak mogę to ocenić... ale wiedzcie że wywołałyście we mnie naprawdę skrajne emocje...

    OdpowiedzUsuń
  6. Z racji tego, że mam zapieprz w szkole, więc powinnam właśnie uczyć się biologii, wystawię bardziej treściwy komentarz za dwa tygodnie. Tymczasem powiem tylko, bo nie mogę się powstrzymać: co wyście mu, kurna, zrobiły???!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nienawidzę was, tak bardzo was nienawidzę! To nie fair... teraz przez was płaczę... :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Wy się dobrze czujecie? Ja pierdole... Co to jest w ogóle? Kurwa!!! Rycze jak durna, zniszczyłyście wizje mojego świata:,( Uwielbiam to opowiadanie, miało być tak pięknie, mieli ŻYĆ razem i być szczęśliwi :* A tu co? O matko no nie mogę, przepraszam was ale to jest bardzo, bardzo złe zakończenie... No proszę was, jesteście świetne i uwielbiam was, musicie to zmienić ( wie że i tak tego nie zrobicie) :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam za taki komentarz wyżej, ale to przez te emocje:,((((już trochę lepiej ze mną :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Co... Nie mogę w to uwierzyć. Aż mi łzy rozmazały obraz i nie mogłam dalej czytać. Myślałam że już Zuza będzie szczęśliwa z Oliwerem.. ;c

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś czuję, że jeszcze przez długi czas nie będę w stanie dojść do siebie...
    Kiedy zaczynałam czytać, autentycznie miałam złe przeczucie. Ale potem sama się za to zganiłam, bo przecież historia Zuzy i Lejka będzie musiała zakończyć się dobrze, więc nic wielkiemu żadnemu z nich się nie stanie. Potem zupełnie uspokoiła mnie rozmowa Oliwiera z Zuzą - to ich urocze przekomarzanie się znowu mnie zachwyciło. No i jeszcze Batch <3 Ten człowiek potrafi mnie w Waszym opowiadaniu rozbawić do łez. Ha, i pojawiła się ta historia z łańcuchem. Rany, obstawiałam, że Oliwier co najwyżej zawali Sparcie mecz, później będzie wściekły i wyżyje się na kimś, wszczynając małą awanturę albo w ostateczności zaliczy stosunkowo niegroźny upadek, ale, że... (ekhm, tak ciężko mi to napisać) zginie? Nigdy w życiu! Opanowała mnie fala wszelakich emocji - od smutku przez niedowierzanie aż po wiarę. Wiecie, kiedy Zuzka wpadła do tej karetki, moje myśli krzyczały: niech coś się stanie i on ożyje; nieważne, że lekarze stwierdzili zgon; on musi żyć. Ogarnął mnie irracjonalny szał, w tym momencie stałam się Zuzką i czułam się trochę tak, jakby i mnie on był bliski (to przede wszystkim zasługa świetnego opisu odczuć Zuzki - bije Wam za niego pokłony). Na tę chwilę nie mogę sobie niczego wyobrazić. Po prostu nie potrafię myśleć o tym, jak wielki to cios dla Zuzki i jak ona dalej to wszystko pociągnie. Dla niej Lejek był wszystkim i w tym jednym momencie utraciła cały swój świat, oparcie, na którym zbudowała nową siebie. Jej rozpacz, naturalnie, będzie przytłaczająca i dla niej samej. I chociaż, jak już wspomniałam, ciężko jest mi nawet myśleć o dalszym życiu Zuzki bez Lejka, to mam taką cichą nadzieję, że ona nie zaprzepaści tego, co dał jej Oliwier. Że w pewien sposób dalej będzie silna, tak jak w tych ostatnich dniach spędzanych razem w jego domu.
    Smutno mi :(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam że go uśmiercisz po prostu wiedziałam .............ostatnio było za pięknie i kolorowo ........ SZKODA BO ZAWSZE IM KIBICOWAŁAM :(

    OdpowiedzUsuń
  13. rozdział wyszedł wam bosko ale jak wyście mogły ????!!!!!!!
    rycze jak najęta !!!!!!!!!!
    błagam powiedzcie że to tylko sen
    nie możecie tego zrobić waszym fanką
    jeśli choć trochę wam na nas zależy to powiedzcie że to tylko zły sen Zuzy BŁAGAM !!!!!
    nie możecie tego zrobić, wiem powtarzam się ale naprawdę nie możecie go uśmiercić.
    Wiem to wasz blog i możecie wszystko co chcecie ale pomyślcie o waszych fankach
    które teraz siedzą przed komputerem, telefonem itd. i nie płaczą tylko RYCZĄ
    bo Lajek umarł, bo kibicowały miłości tym dwoje itp.
    nie róbcie nam tego bo wątpię że mówię tylko za siebie
    BŁAGAM NAPRAWDĘ BŁAGAM NIECH TO BĘDZIE TYLKO ZŁY SEN

    OdpowiedzUsuń
  14. bo kibicowały miłości tych dwojga *

    OdpowiedzUsuń
  15. nie musiałyście go zabijać
    mogłyście skończyć że teraz są razem itp. a puzniej już nie wiecie jak z ich miłością czy będą
    razem na zawsze czy po roku zerwą nie koncie tego opowiadania tak
    tym zranicie wiele fanek nie dlatego bo są za Lejkowiczem tylko dla tego bo są za Zuzą i nim
    nie musicie przecież kończyć I ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE
    tylko że nie wiecie jak dalej z nimi będzie
    wiem wy tego nie lubicie ale pisząc to opowiadanie dałyście wielu osobą
    czuć to samo co ON I ONA
    a zabijając go wiele dziewczyn które KOCHAJĄ to opowiadanie płacze a wręcz RYCZY
    oczywiście my nie mamy nic do gadania bo TO WASZE OPOWIADANIE
    ale BŁAGAM WAS BŁAGAM nie koncie tak tego opowiadania !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. To żart prawda? Nie, nie, nie! Ja nie wierzę, że chcecie to skończyć w ten sposób!

    Palce mi się plątają, nie wiem co piszę, jak piszę, nawet nie wiem, co chcę napisać. Jestem szalenie zaskoczona tym jak można przeżywać wydarzenia w opowiadaniu na blogspot. W końcu cała ta historia to tylko Wasz wymysł i sposób na przelanie wydarzeń, które powstają w wyobraźni, a mimo to cała ta historia wywoływała i wywołuje ogromne emocje nie tylko we mnie, ale i w wielu innych osobach, które czytają i którym się podoba. Unosiłam się do nieba, gdy Zuzka zaczynała być szczęśliwa i opadałam gdy zdarzała jej się jakaś przykrość. Byłam przy niej w najgorszych momentach i w tych najlepszych. czułam jakby wszystko rozgrywało się koło mnie, a jej cierpienie w tym rozdziale było i moim cierpieniem. I tak samo jak ona, nie mogę uwierzyć, że tak to rozegrałyście! Śmierć na torze jest w tej sytuacji najbardziej realnym rozwiązaniem, ale czy Wy naprawdę tak to chcecie zostawić? Zobaczcie jakie reakcje wywołałyście tym rozdziałem... Dziewczyny płaczą, przejmują się, nie mogą uwierzyć, że Zuza znowu spada w dół, że straciła coś najważniejszego. Macie koncepcje, którą szanuję, ale pomyślcie o tych wszystkich czytelniczkach... Ja dostałam szoku, prawie mi serce stanęło. I po tak długim czasie oczekiwania na przemianę Zuzy, po wyczekiwaniu na jej szczęście po latach upokorzeń i smutku znowu dostaję Zuzę załamaną? Dziewczyny! Jesteście w tym momencie Bogiem, możecie zmienić wszystko... Nie krzywdźcie i tak skrzywdzonej już dziewczyny. Lejek może przeżyć... Niech przeżyje!

    Pokazałyście teraz, że będąc osobą taką jak Zuza, nie warto walczyć o szczęście. Dostała Lejka, który zmienił jej świat, wyszła z dołka i co? Znowu w niego wpadła! Po co się unosić do góry, po co być szczęśliwą skoro zaraz i tak się spadnie? Skoro szczęście będzie chwilowe? Po co przyzwyczajać się do innego świata, skoro i tak potem wszystko się spieprzy i człowiek będzie cierpiał? Nie zostawiajcie tak tego! dajcie tej dziewczynie użyć trochę szczęścia!

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz nie będzie długi, za co was bardzo przepraszam, bo moim zdaniem, bez względu na samą treść opowiadania, powinnam w wielu zdaniach opisać, jak bardzo podobały mi się przeżycia wewnętrzne, sposób ich przedstawienia... Ale ja po prostu nie jestem w stanie tego ciągnąć, nie tym razem.
    Nigdy, nawet w najczarniejszych myślach nie wyobrażałam sobie, że będziecie chciały w taki sposób zakończyć te opowiadanie. Wiem, że został jeszcze jeden rozdział i tli się we mnie iskierka nadziei, że może to wszystko okaże się tylko snem... Ale coś mi się wydaje, że ta iskierka zgaśnie za kilka dni. Czułam, że zakończenie będzie smutne, jednak nie spodziewałam się czegoś takiego. Jestem zupełnie osłupiała, smutna, zdruzgotana, nie potrafię wyjść z szoku. Jak to się mogło stać, do cholery? A wydawało się, że wszystko wraca na prostą... Oliwier przeprosił swoją dziewczynę za zachowanie matki, jego drużyna świetnie radziła sobie w meczu i miała szansę na wygraną, po rozgrywkach, bez względu na wynik, przed bohaterami roztaczała się już wizja kolejnego romantycznego popołudnia... A tu coś takiego. Jak tylko się pojawił problem z tym łańcuchem czy czymś tam, to pomyślałam, że może zdarzyć się jakiś wypadek. Ale wydawało mi się, że w najgorszym razie Oliwier wyląduje na kilka tygodni w szpitalu, a nie zginie! Aż mi się teraz płakać zachciało. Boże kochany, co teraz z Zuzą? Jak ona się po tym pozbiera? Przecież teraz wpadnie w jeszcze większy dołek, niż była kiedykolwiek, boję się, że już się nie podniesie... No i Oliwier! Tak się z nim zżyłam, uwielbiałam go... Nie, naprawdę, jestem zupełnie rozstrojona emocjonalnie. Technicznie rozdział jest cudowny, ale jego treść zwaliła mnie na kolana. Nie mam do was pretensji o takie poprowadzenie akcji, to wasza wolna wola, w każdym razie w pewien sposób pękło mi serce, bo wiele opowiadań przeżywam wyjątkowo intensywnie - wasze jest jednym z nich.

    OdpowiedzUsuń
  18. Moim zdaniem jeżeli to nie był sen to czuje że Lejek zostawił Zuzi prezent na całe życie który będzie nosić pod sercem <3 i zawsze przypomni jej o ich wielkiej miłości

    OdpowiedzUsuń
  19. Antequam vadam- od poczatku czytania tego bloga ta nazwa gdzies chodzila mi po glowie. Teraz juz wiem dlaczego......od zawsze wiedzialam, ze to sie moze tak skonczyc, ale nie sadzilam, ze tak nagle. Czytam wiele blogow (z nudy, albo braku ciekawych ksiazek) i to najczesciej o zyciu "slawnych" osob. Wasz blog zainspirowal mnie pomimo tego, ze opowiada o zyciu zwyklych ludzi, malo tego- akcja dzieje sie w Polsce...poprostu brak mi slow, jestem dumna z tego, ze polskie blogerki okazuja sie byc wiele razy duzo lepsze niz te z innych stron swiata. Pozdrawiam i zycze szczescia.
    Antequam vadam-no coz...od dzisij moje motto
    Ps:Komentarz mial byc w piatek, ale moje palce nie umialy odnalezc klawiatury w morzu lez na biurku

    OdpowiedzUsuń
  20. Pewnie zrobicie coś jeszcze gorszego niż samo zabicie Oliwiera. Pewnie Zuza popełni błąd życia i będzie z Jimmy'm! Najgorsza rzecz na świecie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak jak poprzednio rozdział przeczytany wcześniej... Wtedy jak napisałam ten komentarz, że idę już spać... Położyłam się, ale nie mogłam zasnąć, poprostu musiałam przeczytać ten rozdział... a później prawie całą noc nie spałam. Teraz jak go czytałam to już wiedziałam jak to się skończy, ale za pierwszym razem zalałam się łzami. I już nawet nie chodzi mi o Oliwiera, ale o Zuzę. Przecież ta dziewczyna sobie bez niego nie poradzi.
    Ale czułam, że to się tak skończy. Tak naprawdę to już od kilku rozdziałów wiedziałam, że tu już nie będzie happy-endu. Zupełnie nie wiem, co napisać. Jestem mega ciekawa tego 36 rozdziału. Zamknąć wszystkie drogi jakie prowadzą z Wrocławia do Torunia! Chociaż we Wrocławiu też jest most. Śmierć Oliwiera jeszcze przeżyję, ale Zuzki mi nie zabijajcie. W niektórych sytuacjach jesteśmy do siebie podobne. Nawet moja przyjaciółką, która zaczęła czytać tego bloga po tym jak ciągle jej opowiadałam, co się tutaj dzieje, napisałam mi wczoraj, ze jestem podobna do Zuzy.
    Ona: Jesteś jak ,,Zuza''
    Ja: ??
    Ona: Z bloga :D

    Ciągle nie wierzę, że to już jest koniec. Będzie mi brakować Waszego pisania. Pierwszy raz przeczytałam coś, co nie jest o miłości. No dobra, trochę tej miłości było, ale ja tam najbardziej lubiłam czytać o Zuzie. O jej problemach, emocjach, rozterkach itd. Prawdopodobnie już nigdy takiego czegoś nie przeczytam. A ja tak bardzo lubię smutne opowiadania. A poza tym to jest pierwszy blog, w którym nie ma happy-endu. Co prawda jest jeszcze jeden rozdział do końca, ale szczerze wątpię w to, aby to był tylko zły sen. Kurwa, szkoda mi Zuzy. Fajna dziewczyna. No ale, miłość nie istnieje. Za kilka lat cały czar i tak by prysnął. Czytając komentarze powyżej jeden mi się najbardziej spodobał.

    "Moim zdaniem jeżeli to nie był sen to czuje że Lejek zostawił Zuzi prezent na całe życie który będzie nosić pod sercem <3 i zawsze przypomni jej o ich wielkiej miłości"

    Moja pierwsza reakcja to: Awww... jak słodko <3
    Ale to jest niemożliwe. Znaczy możliwe to może jest, ale nie z Wami ;) A poza tym, no kurwa dziecko? Wydaje mi się, że wtedy Zuza by była jeszcze bardziej załamana. Zresztą kto by nie był...

    To ja już się nastawiam na ostatni rozdział, przy którym na pewno się pobeczę, bo ja nie chcę, żebyście kończyły! A poza tym to muszę się przygotować, aby napisać Wam coś, co poprostu muszę Wam napisać ;) coś co mi się najbardziej tutaj podobało...

    Pozdrawiam nieserdecznie. Jestem na Was zła za to, że zostawiłyście Zuzę samą! -,- I jak Wy to sobie teraz wyobrażacie? Co ona zrobi? Nie, most nie wchodzi w grę.

    OdpowiedzUsuń
  22. No to teraz żeście mnie zaskoczyły. I to bardzo niemile...
    Biedny Lejek...:( Płakałam strasznie jak to czytałam. Ledwo cokolwiek widziałam na monitorze potem. Rozumiem to jednak, bo żużel jak to żużel rządzi się swoimi prawami i zasadami... Taki urok tego sportu, tylko czemu akurat Oli?
    Biedna Zuzka. Dopiero co jej życie zaczęło się układać, a tu taki cios.
    Teraz aż się boję czytać ostatni rozdział, o nie wiem co tam zobaczę...

    OdpowiedzUsuń
  23. No kurwa wiedziałam.
    Ryczę jak bóbr.

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale