wtorek, 2 maja 2017

Caput XXV

Zuza przez całą noc nie mogła zmrużyć oka. Tego dnia Oliwier miał wrócić do Wrocławia. Nareszcie. Dziewczyna przez ostatnich kilka dni niezmiernie za nim tęskniła. Pragnęła znów poczuć dotyk jego silnych ramionami, usłyszeć ciepły głos, śmiać się z jego idiotycznych żartów… Ogromna radość z powrotu chłopaka była jednak nieco przyćmiona przez ponure myśli dziewczyny. Orłowską wciąż okrutnie przerażało to, jak bardzo stała się od niego zależna. Ponadto martwiła się, że Oliwier mógłby przypadkiem odkryć ślady na jej rękach. Zazwyczaj ludzie nie dostrzegali szram na jej nadgarstkach, jednak z Lejkowiczem Zuza była tak blisko… Jak długo będzie w stanie odsuwać się od niego, uciekać przed jego dotykiem czy spojrzeniem? Jak długo zdoła żyć w świadomości, że coś przed nim ukrywa? Jak długo uda jej się go okłamywać? Bała się, że prawda wyjdzie na jaw tak samo jak w przypadku małego dziecka, które przypadkiem zbiło ulubiony wazon mamy. Ów niepokój prawdopodobnie nie minie jeszcze przez kilka najbliższych dni. Dopiero później, gdy problem sznytów zniknie, jej obawy odejdą w zapomnienie, rozpłyną się niczym mgła, a ona sama w końcu będzie mogła odetchnąć z ulgą.
Ambiwalentne uczucia sprawiły, że Zuza spała zaledwie trzy godziny. Przez cały dzień natomiast co chwila nerwowo spoglądała na zegarek. Żużlowiec miał bowiem wrócić późnym popołudniem, a ona po prostu musiała go zobaczyć. Nie mogła się doczekać chwili, w której się w nim spotka. Tak bardzo pragnęła go zobaczyć, usłyszeć, dotknąć… Zdarzenia, które miały miejsce w ostatnich dniach, rozstroiły jej nerwy oraz otworzyły zasklepione już rany. W ciągu dwóch tygodni powróciło do niej dawne życie. Miała nadzieję, że spotkanie z żużlowcem po tak długiej rozłące ukoi jej ból. Od samego rana żyła wyłącznie myślą o jego powrocie. Była rozkojarzona i nie umiała skupić się na niczym. Z tego właśnie powodu Zuzka prawie cały dzień spędziła na kanapie, bezmyślnie przesuwając wzrok z sufitu na ścianę i z powrotem. Samotnie słuchała muzyki, korzystając z tego, że matka miała dniówkę. Dzięki temu Orłowska nie musiała wysłuchiwać jej ciągłego jazgotu i pretensji. Nie była także nieustannie zaganiana do wykonywania licznych prac domowych.
Spokojna, melodyjna muzyka wprowadziła dziewczynę w stan półsnu, który brutalnie przerwał dzwonek jej telefonu.
– Tak? – spytała Zuza, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
– Cześć, kochanie. Wiesz, chyba nie uwierzysz, gdzie jestem – odezwał się Oliwier. Jego głos brzmiał niecodziennie. Chłopak zdawał się być rozbawiony, a jednocześnie z lekka… zaniepokojony, zestresowany.
– No mów! Wiesz przecież, że nie znoszę zgadywać – powiedziała niecierpliwie zielonooka, nerwowo postukując nogą.
– No dobra… Wróciliśmy wcześniej. Właśnie miałem do Ciebie dzwonić, kiedy… eee… przyszła do mojego domu policja – rzucił, udając obojętnego.
– Policja? Ale po co? – spytała przerażona Zuzka, błyskawicznie zrywając się z kanapy. Niespokojnie zaczęła chodzić w kółko po całym swoim pokoju.
– No bo ten cholerny kretyn – Kuba – zobaczył mnie w telewizji i najwyraźniej rozpoznał – zaczął opowiadać żużlowiec. – Postanowił złożyć na policji sprawę o pobicie. I wiem, że masz teraz cholernie dużo do powiedzenia, ale wysłuchaj mnie cierpliwie – dodał szybko nim Zuza zdążyła się odezwać. Wziął głęboki oddech, po czym zmęczonym, przyciszonym głosem powiedział:
– W tej chwili jestem w więzieniu.
– Gdzie?! Mam nadzieję, że się przesłyszałam! – krzyknęła Zuzka, tracąc nad sobą kontrolę. Z wrażenia zatrzymała się dokładnie pośrodku pomieszczenia.
– Miałaś mi nie przerywać… Tak, jestem w więzieniu. Ale dowiedziałem się, że jeśli zostanie wpłacona kaucja, to po podpisaniu jakichś dokumentów będę mógł wyjść na wolność. Potem będę musiał się stawić w sądzie, ale spokojnie – Sparta na pewno opowie się po mojej stronie i pomoże mi się z tego wykaraskać. Na bank nie wyląduję w więzieniu… Przecież gorsze afery już się zdarzały…– dodał lekceważąco.
– Ale… Ty… To jest… – zaczęła się jąkać zszokowana dziewczyna. – Ech, no dobra – przyjadę – powiedziała  w końcu zmęczonym głosem.
– Cholera, kocham cię! – wykrzyknął chłopak. W jego głosie dało się słyszeć wyraźną ulgę.
– Mhm. Lepiej, żebyś potem się przede mną płaszczył w błaganiu o przebaczenie, bo tak łatwo ci tego nie odpuszczę – rzuciła Zuza, po czym rozłączyła się bez słowa pożegnania. Cisnęła telefonem na łóżko i szybko doprowadziła się do porządku. Wsunęła do kieszeni portfel, po czym wyszła z domu, zostawiając rodzicom krótką wiadomość. Oczywiście nie wspomniała o tym, gdzie i po co się wybiera. Miała jednak ogromną ochotę zobaczyć minę matki czytającej pozostawioną jej krótką notatkę dotyczącą wycieczki krajoznawczej na wrocławski komisariat… Jednakże, ze względu na potencjalne konsekwencje, zdecydowała się porzucić ów pomysł.
Miała mieszane uczucia. Z jednej strony nadal nie podobał jej się sposób, w jaki Lejek rozwiązał problem z Kubą, jednak z drugiej wiedziała, że chłopak zasłużył na karę... Jednego jednakże była pewna –  Oliwier nie powinien przebywać w więzieniu z tak idiotycznego powodu. Przecież jedynym, co zrobił, było okazanie sprzeciwu wobec znęcania się nad kobietami! Rzeczywiście, niewiarygodna zbrodnia… Najlepiej od razu skazać go na karę śmierci!
Przez całą drogę Zuza klęła w myślach oraz narzekała na irracjonalność polskiego prawa, które nie po raz pierwszy stawało po stronie oprawców, oskarżając ofiary. Pocieszała ją jedynie myśl, że jeżeli Kuba nie odpuści, to Lejkowicz z pewnością wyciągnie na powierzchnię również wszystkie jego brudy. Wtedy może dopadnie go w końcu sprawiedliwość. W końcu przewinienie żużlowca w stosunku do występków  byłego chłopaka Ady było niczym.
Blondynka szybkim krokiem dotarła na komendę i skierowała się do najbliższego policyjnego biurka, za którym siedziała wysoka kobieta, wertująca niedbale stos papierów.
– Przepraszam, ja w sprawie zamknięcia Oliwiera Lejkowicza. Chciałam wpłacić kaucję – powiedziała  nieśmiało dziewczyna.
– Hę? A za co on został zamknięty? – spytał policjant siedzący na krześle w rogu pomieszczenia i czytający gazetę, zanim dyżurna zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
– Za pobicie takiego jednego gnojka – odparła bez zastanowienia Zuza, po czym znów spojrzała wyczekująco na kobietę.
– Sprawa o pobicie? Zawsze wiedziałem, że motocykliści stanowią zagrożenie dla społeczeństwa… – zażartował cicho policjant, po czym głupawo zaśmiał się pod nosem. Niestety, jego słowa dotarły do uszu dziewczyny. Rozemocjonowana podeszła do niego, by obrzucić go prowokacyjnym spojrzeniem.
– Kuba to kretyn! W pełni mu się należało! – warknęła, pilnując żeby nie powiedzieć zbyt wiele. Nie chciała bowiem przez swój temperament wpaść w poważne tarapaty.
– Być może – tego nie wiem. Wiem za to, że prócz tego należy mu się też odszkodowanie. I to spore – odparł mężczyzna bezczelnym tonem, wracając do lektury. Orłowska zawrzała. Szybkim ruchem wyrwała mu gazetę, zgniatając ją w kulkę i rzucając za siebie.
– Odszkodowanie? Chyba sobie jaja robisz!  – krzyknęła, ledwie panując nad sobą. Zacisnęła pięści, by powstrzymać się przed zrobieniem czegoś bardzo nierozsądnego. Poczuła bowiem nieodpartą chęć, by rzucić się na posterunkowego.
– Jestem policjantem. Za brak szacunku mam pełne prawo zamknąć cię na dwadzieścia cztery, gówniaro! – odparł podniesionym głosem. Jego zachowanie jednak tylko i wyłącznie sprowokowało Zuzkę do dalszej kłótni. Dziewczyna zazwyczaj nie potrzebowała zbyt wielu bodźców, by rozbudzić w sobie swoją złośliwą część osobowości.
– Ty cholerny skurwysynu! Jak możesz stawać w obronie tego przeklętego fiuta? Przecież to jakiś pieprzony damski bokser! Lejek jest honorowy i nie pozwoli, żeby byle kutas okładał jego dziewczynę. Ale ty pewnie stałbyś z boku i patrzył jak taki Kuba leje twoją żonę. A wiesz czemu? Bo ty nie masz jaj! – wywrzeszczała na cały głos, spoglądając na mężczyznę z każdą chwilą coraz bardziej wyzywająco.
– Cóż, jak mówiłem, tak zrobię – odparł policjant ze spokojem i cynicznym uśmiechem. Zuza momentalnie pożałowała swoich ostrych słów. Przeklęła się w duchu za nieroztropność i lekko zacisnęła usta, by przypadkiem znów nie rzucić czegoś głupiego lub nie zacząć uśmiechać się prowokacyjnie. To jednak nie ugasiło ognia wściekłości w jej wzroku, który w dalszym ciągu wbijała w policjanta.
Wzdychając głośno, mężczyzna wstał, wyjął kajdanki i sprawnie skuł dziewczynę. Ta podczas tego procederu nieustannie złorzeczyła mu na głos. Porzuciła swoje postanowienia o chwilowym poskromieniu temperamentu. Uznała bowiem, iż ostatecznie i tak już nic nie mogło jej bardziej zaszkodzić.
Policjant, ująwszy dziewczynę pod ramię, zaprowadził ją do celi. Oprócz niej był tam również Oliwier, który z zamkniętymi oczami leżał nieruchomo na ławce, prawdopodobnie śpiąc. Obraz jaki ukazał się oczom Zuzki momentalnie ją uciszył. Nagle poczuła się jak skończona idiotka. Przyszła na komisariat, aby wyciągnąć swojego chłopaka z celi, a zamiast tego dołączyła do niego. Doprawdy, godne podziwu. Lejek na pewno ucieszy się z jej odwiedzin. Wyobraźnia co rusz podsuwała jej liczne przytyki, jakimi uraczyłby ją żużlowiec, gdyby zauważył, w jakiej sytuacji się znaleźli. W tym momencie jej rozmyślania przerwał chrzęst klucza przekręcanego w zamku celi. Usłyszawszy niepokojący dźwięk, sportowiec poruszył się niespokojnie, jednak po chwili znów odpłynął. Policjant zaś z szerokim uśmiechem pchnął Orłowską do celi, by po chwili rozpiąć jej kajdanki i brutalnie zszarpać je z jej nadgarstków. Dziewczyna jednak, nie chcąc wyrwać chłopaka z półsnu, zrezygnowała z obrzucenia funkcjonariusza bujną wiązanką soczystych przekleństw. Chcąc wyrazić dezaprobatę wobec jego zachowania, cicho prychnęła w jego stronę, po czym wbiła w niego nienawistne spojrzenie i odeszła od krat. Starała się poruszać bezszelestnie. Wiedziała, że to, co robiła, było bez sensu – przecież Oliwier nie mógł spać do końca życia. Za wszelką cenę chciała jednak opóźnić moment jego pobudki.
– Mamy następną – powiedział zadowolony z siebie komisarz do drugiego policjanta, który najwyraźniej pilnował więźniów. Ten w odpowiedzi zaśmiał się cicho i z impetem zatrzasnął drzwi, przekręcając klucz jak najgłośniej tylko się dało.
Szczęk metalu obudził Oliwiera, który przeciągnął się leniwie i usiadł. Ujrzawszy Zuzę, przetarł niespiesznie oczy i uśmiechnął się do niej ciepło.
– O, hej, kochanie – powiedział, nie zmieniając wyrazu twarzy. Dziewczyna zawstydziła się. „Pewnie myśli, że zaraz stąd wyjdzie – pomyślała ponuro. – Gdy pozna prawdę, będzie wypominał mi to do końca życia.” Dlatego też nie odpowiedziała uśmiechem, a jedynie spuściła wzrok na ziemię.
– Hej… – odparła cicho, pocierając dłonią obolałe ramię.
– Proszę, proszę. Przynajmniej będziesz miał teraz towarzystwo. Już się bałem, że jak się obudzisz, to znowu zaczniesz łazić w kółko jak kretyn… – powiedział jeden z policjantów w kierunku żużlowca.
– Zaraz, co? – spytał zdezorientowany chłopak, marszcząc brwi. Dopiero wtedy dotarły do niego słowa mężczyzny. Skierował wzrok na swoją dziewczynę. – Zuza! Miałaś mnie wyciągnąć, a nie do mnie dołączać! – krzyknął po części rozbawiony, po części rozczarowany.
– Oj, proszę cię! Nie byłoby mnie tu, gdyby nie ten twój cholerny testosteron, więc daruj sobie te pretensje… – mruknęła, splatając ręce na piersi. Chłopak walczył ze sobą, by nie wybuchnąć szaleńczym śmiechem. Podszedł do dziewczyny i delikatnie przesunął dłońmi po jej plecach, by w końcu objąć ją w talii i przyciągnąć do siebie. Zuzka rozplotła ręce i objęła Lejkowicza w pasie, układając głowę na jego ramieniu i zamykając oczy. Bliskość Oliwiera działała kojąco na jej zszargane nerwy. Powoli zaczęła się uspokajać. Przy nim nawet w tak niecodziennym i nieprzyjaznym miejscu czuła się bezpiecznie.
– Co zrobiłaś, że cię wsadzili? – spytał po chwili szeptem, pochylając się nad jej uchem. Zuza, brutalnie wyrwana ze swojego stanu wyciszenia, błyskawicznie uniosła powieki. Westchnąwszy, niechętnie odsunęła się odrobinę od chłopaka, by móc spojrzeć mu w oczy. W jej spojrzeniu malowała się nutka pretensji.
– Powiedzmy, że kiedy jestem zdenerwowana, to nie panuję nad słowami… – powiedziała wymijająco, lekko się rumieniąc.
– Wkurzyłaś policjanta? – tym razem chłopak nie był w stanie się opanować. Zabrał ręce z talii dziewczyny, odrzucił głowę do tyłu i – łapiąc się za brzuch – zaczął śmiać się jak oszalały. Orłowska próbowała zachować powagę, a tym samym resztę godności. Ponownie splotła ramiona na piersi i zerknęła na niego z pretensją, lecz po chwili również nie wytrzymała. Nie mogła się nie uśmiechnąć – ta sytuacja była zbyt niedorzeczna!
– To co teraz zrobimy? – spytała niepewnie, gdy Lejek w końcu zapanował nad śmiechem.
– Hmm… Tai jeździ na Grand Prix, więc lepiej go nie budzić. Ale Batch… On będzie marudził i łatwo mi tego nie zapomni, ale przyjedzie… – powiedział Oliwier. – Jak nie dla mnie, to dla ciebie – dodał z przekąsem.
– Prawo do wykonania jednego telefonu? Ty swój zużyłeś na mnie, więc teraz moja kolej? – spytała dziewczyna, delikatnie unosząc brew. Sytuacja, w jakiej się znaleźli była irracjonalna! Zuzka zupełnie nie wiedziała, czy w tej chwili powinna śmiać się, czy też płakać. – No dobra, warto spróbować. Przepraszam, Panie Glino! Chciałabym zadzwonić… – krzyknęła, uśmiechając się przebiegle.
– Oczywiście – odparł policjant zmęczonym głosem. Widać było, że wolałby siedzieć teraz w domu zamiast usługiwać nieletnim przestępcom. Niemniej jednak podniósł się z krzesła. Żółwim tempem podszedł do rzeczy zabranych Lejkowiczowi i Orłowskiej na czas ich pobytu w celi.
– Z mojego telefonu – dodał Oliwier. Policjant przewrócił oczami, by po chwili zabrać się za poszukiwania smartfonu.
Po niedługim momencie oczekiwania Zuza wykręcała numer.
– Hi, Batch! I’m sorry that I woke up you but I… We have a problem…

***

Po upływie około godziny, Zuza siedziała załamana  na podłodze w kącie celi. Na początku chodziła po niej w kółko, by w oczekiwaniu na Troy’a, zająć się czymkolwiek. Swoimi spacerami jednak doprowadzała do szału nawet Oliwiera, który siedział w tym czasie na niewielkiej ławce i wodził wzrokiem za dziewczyną. Widząc na twarzy Lejkowicza frustrację mieszającą się z gniewem, zrezygnowana blondynka usiadła w kącie niewielkiej celi. Po chwili zaczęła lamentować niemiłosiernie oraz narzekać na trudną sytuację, w której się znaleźli. Straciła nadzieję na to, że Australijczyk łaskawie uraczy ich swoją obecnością.
– Boże! Jak moi rodzice się o tym dowiedzą, nigdy więcej nie wypuszczą mnie z domu. A Olka to dopiero będzie miała używanie! Już to słyszę – Menel Spod Okna mnie zdemoralizował. Matka, jak tylko się o tobie dowie, to – zanim zdążę cokolwiek powiedzieć – od razu zamknie mnie na klucz w moim pokoju! – lamentowała, opierając głowę o dłonie. Chwilę później poczuła ciało chłopaka tuż obok swojego. Oliwier bez słowa usiadł obok niej i otoczył ją ramieniem. Położyła mu głowę na barku, a on pocałował ją lekko w czubek głowy.
– Nie martw się. Jeśli zajdzie taka potrzeba, wejdę do ciebie przez okno. Mowy nie ma, że pozwolę cię tak więzić. W sumie, to może lepiej byłoby jednak zostać tutaj? Z pewnością będą cię tu lepiej traktować – próbował ją rozśmieszyć chłopak. Efekt był jednak przeciwny do zamierzonego. Dziewczyna spojrzała na niego z wyraźną wrogością wypisaną na twarzy. – No i będziemy razem.
– Czy ty zawsze musisz żartować?! – krzyknęła w odpowiedzi blondynka, stanowczym ruchem zrzucając z siebie rękę Lejkowicza oraz odsuwając się  od niego. – To jest, do cholery, poważna sprawa! SIEDZIMY ZAMKNIĘCI NA KOMISARIACIE!!! A naszą jedyną nadzieją jest nierozgarnięty Australijczyk, który był tak śnięty, gdy z nim rozmawiałam, że pewnie nawet nie dotarło do niego to, o co go prosiłam! Do jasnej cholery, utknęliśmy tu! – W odpowiedzi Oliwier ponownie objął dziewczynę, przyciskając delikatnie jej głowę do swojej piersi i głaszcząc jej włosy, by ją uspokoić. Najwyraźniej dotarło do niego, że nie sposób dotrzeć do niej słowami. Była zbyt roztrzęsiona. Nie zamierzała jednak mu tego okazywać. Chciała, aby myślał, że jest zła, a nie zrozpaczona. W takich sytuacjach zawsze udawała twardą. Pragnęła, by sądzono, że jest niczym z żelaza. Dzięki temu nikt  nie litował się nad nią. I bardzo dobrze. Nienawidziła tego. Litość bowiem była uczuciem destrukcyjnym. Litując się nad kimś, uznajesz go za gorszego od siebie… Gdy Zuza wreszcie przestała się trząść, Oliwier przesunął delikatnie dłonią po jej policzku, po czym pocałował ją w czoło i odsunął się od niej nieznacznie, opierając ręce o kolana. Teraz po prostu siedział obok niej, stykając się z nią ramieniem. Blondynka mimochodem przesunęła ręką po podłodze. Spojrzała na wnętrze dłoni i spostrzegła dość dużą ilość kurzu.
– Macie tu brudno jak jasna cholera! – wrzasnęła na cały głos. Zawsze, gdy była zdenerwowana, mówiła, co jej ślina na język przyniosła. – Jakbyście nie wiedzieli, to czasem się sprząta, a nie tylko zamyka niewinnych ludzi!
Nagle drzwi celi otworzyły się. Po drugiej stronie stał uśmiechnięty i nieco zmęczony Troy. Uradowana jego widokiem Zuza momentalnie wstała. Miała serdecznie dosyć tego okropnego miejsca.
– No nareszcie! Ile w końcu można czekać? Już zaczynałam myśleć, że na zawsze tu utknęliśmy! – wykrzyczała z nieskrywaną ulgą, po czym szybko wyszła z celi, nie zwracając najmniejszej uwagi na kogokolwiek. Po załatwieniu formalności również była pierwszą, która opuściła budynek. Dopiero wówczas poczuła się wreszcie wolna, a ciężar, który towarzyszył jej przez ostatnie godziny, nagle opadł z jej ramion, przynosząc niespodziewaną ulgę.
– Thanks, guy – powiedział Oliwier do przyjaciela, klepiąc go po plecach, gdy dotarli na parking.
– Yes! Me too! – krzyknęła Zuza, rzucając się Australijczykowi na szyję. Dopiero teraz dotarło do niej, że to jemu zawdzięczała swoją wolność.
– I have no idea, how you’ll redress me this, but I’m creative – I’m going to imagine something – powiedział Batchelor wyraźnie zmęczony i podirytowany, gdy wreszcie udało mu się uwolnić z ramion dziewczyny. Bez pożegnania powlókł się, niemal zataczając ze zmęczenia lub zaspania, w kierunku swojego Subaru. W bardziej sprzyjających okolicznościach na pewno byłby zadowolony, że dziewczyny – szczególnie takie, jak Zuza – dosłownie rzucają mu się w ramiona. Niewykluczone wręcz, że wykorzystałby taką okazję w stu procentach, nie zwracając najmniejszej uwagi na stojącego obok Oliwiera, który z niechęcią patrzył na plecy oddalającego się przyjaciela. Teraz jednak tkwił na pograniczu snu i jawy. Tak w każdym razie pomyślała Orłowska, spoglądając na jego oddalającą się sylwetkę.
– I widzisz? Nic się nie stało. Oboje wyszliśmy z tego, a twoja rodzina o niczym się nie dowiedziała i nie dowie, jeśli im tego nie powiesz – powiedział uśmiechnięty Oliwier, stojąc obok Zuzy i nonszalancko wsuwając ręce do kieszeni. Zachowywał się jak gdyby absolutnie nic się nie stało. Dzień jak co dzień. Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
– Tak, wiem, spanikowałam... Ale czemu się dziwisz? Wylądowałam w więzieniu! To normalne, że byłam zestresowana! – z każdym następnym słowem Zuzka coraz bardziej podnosiła ton. Jeszcze nie doszła do siebie po czasie spędzonym za kratkami. Jej emocje były istną huśtawką, która potrzebowała jeszcze trochę czasu, by zwolnić i się ustabilizować.
– Taa, wiem. To właśnie z powodu tego stresu wylądowałaś ze mną w celi. Co właściwie nagadałaś tamtemu glinie? – bezlitośnie naśmiewał się z niej szeroko uśmiechnięty Lejkowicz.
– Nie twój zasrany interes, kochanie – odparła zielonooka ze złośliwym uśmiechem. Oliwier w odpowiedzi zaśmiał się cicho. – Dlaczego cię to wszystko tak bawi? Co w tym śmiesznego? Przecież gdyby ten cholerny Kuba się postarał, to mógłbyś mieć poważne kłopoty, Panie Wielki Pracoholiku Żużlowy! – warknęła Zuza. Miała nadzieję, że chociaż ten argument dotrze jakoś do jej chłopaka. Jego wiecznie dobry humor i brak wyobraźni w tym momencie zaczął poważnie działać jej na nerwy.
– Aż tak martwisz się moją karierą? – spytał chłopak z lekko uniesionymi brwiami. – To w sumie słodkie – dodał, ściszając głos, po czym lekko przygarnął Zuzę do siebie. – Tęskniłem, wiesz? – Czułym gestem założył dziewczynie zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Spojrzał jej w oczy, a następnie pochylił się, aby ją pocałować.
Zuza zamknęła oczy, ale zamiast ust Lejkowicza na swoich, poczuła coś mokrego na policzku. Otworzyła oczy i z rozczarowaniem dostrzegła pysk Burżuja. Pies miał pod łapami gumową, piszczącą piłkę, więc prawdopodobnie chciał się pobawić z właścicielką.
– Musiałeś mnie teraz obudzić? Nie mogłeś pięć minut później? – spytała sennym głosem, głaszcząc zwierzaka po brzuchu. Szybko jednak oprzytomniała, gdy przypomniała sobie, że jej chłopak miał dzisiaj wrócić ze zgrupowania. Roztrzęsiona sięgnęła po telefon. Spostrzegła, że dostała wiadomość. Tak, jak podejrzewała, była ona od żużlowca. Chłopak informował ją o tym, że dotarł już do Wrocławia. – Kurwa! Przyjechał dwie godziny temu!
Jedną ręką zrzuciła z siebie psa, drugą zaś momentalnie zrzuciła z siebie kołdrę. Pomarańczowa piłeczka poturlała się po podłodze, by po chwili zniknąć w ciemnym kącie. Dziewczyna szybko zerwała się z łóżka, co prawie poskutkowało przewróceniem się na podłogę i prawdopodobnie pobiła rekord w przygotowywaniu się do wyjścia. No, swój na pewno.
– Idę się przejść! – krzyknęła do ojca siedzącego w drugim pokoju, po czym wybiegła z domu, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Nie miała na to czasu.
Przez całą drogę przeklinała siebie, wyciszony telefon, światła, korki i cały świat. Nie mogła uwierzyć, że tak długo czekała na powrót swojego chłopaka i tak po prostu się zagapiła! A raczej zaspała, co w jej odczuciu było jeszcze straszniejsze. Ponadto, cały ten sen z lekka ją zaniepokoił. Nie miała pojęcia, jak tak naprawdę wyglądałaby sytuacja Oliwiera, gdyby Kuba rzeczywiście złożył na niego oskarżenie. Dobrze wiedziała jednak, że był gotów to zrobić, a wtedy jej chłopak miałby naprawdę spore problemy. Przecież – jak to nazwał go sportowiec – hrabia Kuba the Quader był nieprzewidywalny! Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że złożenie jakiegokolwiek oskarżenia mogłoby wpędzić w nie lada kłopoty  również jego.
Blondynkę uspokajała jednak myśl, że przecież był to tylko chory sen, prawdopodobnie spowodowany oglądanym poprzedniego wieczoru filmem. To nic takiego. Przecież nie istnieje coś takiego jak „proroczy sen”. To niedorzeczne!
Gdy tylko Zuza dotarła pod dom swojego chłopaka, zawahała się przed naciśnięciem dzwonka. Nie była pewna, czy przypadkiem go nie obudzi. Wrócił jakiś czas temu, lecz pewnie był wyczerpany – po pierwsze z powodu podróży, a po drugie dlatego, iż wczoraj na pewno nie poszedł zbyt wcześnie spać. Przy tych wszystkich żużlowcach? Nikt nie dałby rady zasnąć, nawet gdyby bardzo się starał. A Lejkowicz z pewnością tego nie robił. Za dobrze go znała. Ponadto, gdyby był w pełni sił, na pewno sam zaproponowałby spotkanie. Zawsze po powrocie z wyjazdu był zaś nieprzytomny i nie docierały do niego żadne sygnały wysyłane przez rzeczywistość. Przykładem mógł być choćby tamten dzień, gdy pokłócili się o pobicie Kuby. Możliwe, że teraz nawet nie otworzy drzwi, ponieważ nie będzie chciało mu się wstać z łóżka. Być może będzie spał zbyt twardo, by w ogóle usłyszeć dzwonek. „Ale cóż, warto spróbować” – pomyślała Zuza i zdecydowanym ruchem zadzwoniła kilkukrotnie do drzwi. Po dłuższej chwili niepewności usłyszała ciche kroki i zmęczony, podirytowany głos chłopaka.
– Ktokolwiek tu jest, niech lepiej ucieka, bo jak go dorwę… – mamrotał, otwierając drzwi. Gdy zobaczył maturzystkę, jego gniew od razu zniknął. – O, cześć kochanie – powiedział z lekkim uśmiechem, ziewając. – Przepraszam…
– Cześć, Słońce – odpowiedziała radośnie dziewczyna, po czym bez zastanowienia rzuciła mu się na szyję. Musiała. Tak bardzo za nim tęskniła. Nadal przerażało ją jej własne uzależnienie od Oliwera. Teraz jednak nie chciała się w to zagłębiać, teraz liczyło się tylko ciepło jego ciała. – Tęskniłam za tobą.
– Ja za tobą też, skarbie – powiedział cicho, mocno ją obejmując. Lekko uniósł dziewczynę, by wnieść ją do domu. Szybkim ruchem zatrzasnął drzwi, po czym oparł się o nie plecami. – Zaraz, powiedziałaś to bez potrzeby użycia siły? – dodał po chwili, lekko odsuwając od siebie Orłowską, by dostrzec jej wyraz twarzy, gdy dotarł do niego sens słów, które przed chwilą wypowiedziała.
– I spróbuj tu chociaż raz okazać emocje – mruknęła pod nosem dziewczyna, zabierając ręce z jego ramion i udając obrażoną. Chłopak w odpowiedzi uśmiechnął się, po czym splótł dłonie Zuzy ze swoimi, przyciągnął dziewczynę do siebie, oplatając jej ramiona wokół swojego pasa i mocno ją pocałował.
– Przynajmniej teraz wiem, że to nie sen… – mruknęła do siebie Zuza, gdy po chwili odsunęli się od siebie.
– Słucham? – spytał zdezorientowany Lejkowicz.
– Nieważne, nie wnikaj – odparła z uśmiechem blondynka, po raz kolejny przytulając się do niego. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się jak w domu. Znów była spokojna. Szczęśliwa.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Parafrazując klasyka „Ja, Whatever, córka mojej matki…”
Dobra, kończę, bo biedny Aleksander hrabia Fredro zapewne przewraca się w grobie.
W każdym bądź razie: ten rozdział Whoever pisała w jakimś dziwacznym ataku czy manii, czym wpędza mnie w niewiarygodną depresję i Weltschmerz. Ja tego nie rozumiem! Ja się pod tym nie podpisuję! AMEN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by Rowindale