piątek, 10 stycznia 2014

Caput XV

Niedzielny poranek. Zuza została obudzona przez donośny dźwięk jej telefonu. Nie otwierając oczu, wysunęła rękę spod kołdry i po omacku sięgnęła po komórkę. Miała ochotę nie zareagować  i smacznie spać dalej, jednakże dzwonek – swoją głośnością i natarczywością – ranił jej uszy. Niechętnie odebrała, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni. W słuchawce usłyszała znajomy głos. Nie była jednak na tyle przytomna, by go zidentyfikować.
– Cześć! Co robisz? – spytał radośnie rozmówca dziewczyny.
– Śpię! – burknęła i przerwała połączenie. Rzuciła telefon na blat biurka, przewróciła się na łóżku, naciągnęła kołdrę na głowę i ponownie zanurzyła się w ramiona Morfeusza. Śniły jej się wydarzenia minionych dni.
Po chwili drzemki,  telefon znów zadzwonił. Zaspana i zdenerwowana dziewczyna nagle zerwała się z łóżka, podeszła do mebla i – niemalże zionąc ogniem z wściekłości – odebrała, po czym warknęła:
– Jeśli jesteś samobójcą – dzwoń dalej, bo jak się obudzę to cię zabiję! Przysięgam! Będę mordować i wskrzeszać dopóki się nie znudzę!!!
Cisnęła telefonem pod przeciwległą ścianę. Miała nadzieję, że jej „rozmówca” poszedł po rozum do głowy i już więcej do niej nie zadzwoni. Niestety, myliła się. Po niespełna pięciu minutach znów usłyszała „Leave Out All The Rest” zespołu Linkin Park. Kiedyś kochała tę piosenkę, więc wybrała ją na dzwonek. Po dzisiejszym poranku wiedziała jednak, że ją znienawidzi. Ponownie naciągnęła kołdrę na głowę, by odseparować się od frustrującego dźwięku i wtuliła się w poduszkę. Natarczywy człowiek jednak ani na chwilę nie odpuszczał. Telefon dzwonił jak oszalały. Blondynka, nie wytrzymując, ostatecznie dała za wygraną. Niechętnie zsunęła z siebie ciepłe nakrycie i wstała z łóżka. Leniwie udała się po swój telefon. Schyliła się, podniosła go z podłogi i spojrzała na wyświetlacz.
– O Jezu… – szepnęła sama do siebie, lekko przygryzając wargę. W myślach modliła się, aby poprzednie połączenia wykonywał ktoś inny. Życie jednak zawsze stawało jej na przekór. Przypomniała sobie pierwszą rozmowę – ten znajomy, ciepły, męski głos. To musiał być Oliwier. Z wyraźnym wstydem i niechęcią odebrała.
– Halo…? – bąknęła cicho. Była pewna, że chłopak ją wyśmieje. Skompromitowała się. Jak zwykle. Dziewczyna najchętniej zapadłaby się pod ziemię lub udawała, że nie żyje.
– Już mnie nie zabijesz? – Zaśmiał się. Uwielbiał rozmawiać z zaspanymi ludźmi. Ich opóźnione zdolności kojarzenia zawsze wprawiały go w dziwnie dobry nastrój.
– Och, przepraszam, no… Byłam zaspana. A poza tym – czegoś ty się naćpał, żeby dzwonić do mnie w środku nocy?! – spytała z wyraźnym wyrzutem w głosie. Hipokryzja. Zrzucała całą winę na niego, aby ukryć swoje zażenowanie.
– Zuza! Spójrz przez okno – co widzisz? – zapytał, nie mogąc opanować śmiechu.
Zaspana ziewnęła i przetarła przymglone oczy. Wciąż jeszcze nie do końca była w kontakcie z rzeczywistością. Posłusznie jednak skierowała wzrok w stronę okna.
– To, co zawsze – choinkę! A dokładniej świerk. Takie zielone drzewko iglaste… – odpowiedziała, nie ukrywając irytacji. Zastanawiała się, czy chłopak obudził ją o nieludzkiej porze, aby spytać o widok za oknem. Jeśli tak, to mógł już wybierać sobie nagrobek.
– A nie sądzisz, że gdyby była noc, to miałabyś subtelny problem, aby zobaczyć to swoje „zielone drzewko iglaste”? – spytał. – Bo wiesz, w tej szerokości geograficznej, w nocy jest ciemno…
Blondynka musiała się sporo natrudzić, aby zrozumieć, co żużlowiec do niej mówił. Nie wiedziała, czy jest to spowodowane jej niewyspaniem czy też jego głośnym i radosnym śmiechem, który przemieniał słowa w bełkot. Jedno było pewne – miał rację, był dzień.
– Zrób dla mnie coś jeszcze, Moja Droga – kontynuował swój wywód. – Spójrz na zegarek i łaskawie powiedz mi, która jest godzina.
Rozejrzała się wokół. Po chwili jej wzrok padł na czarno-srebrny, okrągły zegar, który wisiał na ścianie  dokładnie na wprost jej łóżka.
– Jest dokładnie dwadzieścia osiem minut po godzinie dziesiątej… – powiedziała cicho i niewyraźnie, gdyż zrozumiała w końcu, że żużlowiec miał jednak pełne prawo ją budzić.
– Dokładnie, dziewczynko! I to – uwierz mi na słowo – wpół do jedenastej przed południem, a nie przed północą – mówił, z trudem tłumiąc śmiech. – I jakoś mi tak smutno i tęskno za tobą, więc za godzinę będę pod twoim domem. Bądź gotowa, bo jak nie – wejdę na górę! Ostrzegam!
Rozłączył się. Maturzystka zaś w pośpiechu pobiegła do łazienki, po czym – w równie szybkim tempie – zjadła śniadanie i ubrała się. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. Zostało jej piętnaście minut do przyjazdu Oliwiera. Wystarczająco dużo czasu, aby wyjść z Burżujem na spacer. Jej chłopak kiedyś obiecał, że nigdy nie wpadnie do mieszkania, gdy nie będzie sama, jednak dziewczyna – bez względu na jego zapewnienia – wolała się pospieszyć. Czasami lepiej nie kusić losu. W końcu Oliwier był najbardziej nieobliczalną osobą, jaką kiedykolwiek poznała.
Wyprowadziła psa. Wycieczka po okolicznych skwerkach i trawnikach jak zwykle sprawiła jej ogromną przyjemność. Każda, nawet najkrótsza chwila spędzona na łonie natury pozwalała jej odetchnąć od zgiełku i pośpiechu. Wracając, dostrzegła czarne, sportowe auto, zaparkowane przed swoim blokiem. Odwróciła się w jego stronę. Za kierownicą dostrzegła Lejkowicza. Uniosła dłoń i delikatnie pomachała w jego kierunku. Chłopak odpowiedział jej dźwiękiem klaksonu. „Czy on zawsze musi robić tyle hałasu?” pomyślała, kręcąc głową i wywracając oczami, po czym skierowała się do bramy. Odprowadziła psa do domu, wzięła torebkę i wyszła, nie budząc nikogo. Bardzo się z tego ucieszyła, bowiem uchroniło ją to od miliona niewygodnych pytań. To zaskakujące, że wszyscy członkowie jej rodziny wciąż jeszcze spali. Nie zamierzała się jednak nad tym zastanawiać, a tym bardziej zamartwiać z tego powodu. Szybko zbiegła po schodach. Żużlowiec, gdy ją zobaczył, wysiadł z samochodu i udał się w jej stronę. Wyciągnął do niej ręce, próbując ją objąć, jednak dziewczyna trzymała się od niego na dystans. Nie chciała, aby ktokolwiek ich zobaczył. Plotki nie miałyby końca. Niestety jej matka miała naturę plotkarki i zadziwiająco dobre kontakty z sąsiedztwem. Oczywistym więc było, iż szybko dowiedziałaby się o ich znajomości. Wtedy kobieta prawdopodobnie wykończyłaby Zuzę pytaniami lub moralizującymi kazaniami. Dziewczyna od lat nie mówiła jej niczego o swoim życiu osobistym, nie wspominając już nawet o sferze uczuciowej i nie zamierzała tego zmieniać. Między nimi już od dawna nie było nawet namiastki prawdziwej więzi, jaka powinna łączyć matkę i córkę.
Sportowiec spojrzał na blondynka zaskoczonym i nieco rozczarowanym wzrokiem. Czyżby była zła za „poranną” pobudkę?
– Cześć! – przywitał się. W jego głosie dało się usłyszeć nutkę niepewności. – Co Pani powie na wycieczkę? Może pojedziemy gdzieś za miasto? Nad jakieś jezioro czy coś… – Mówiąc to, uniósł wzrok ku górze i przyjrzał się jasnemu, bezchmurnemu niebu. – Chyba wreszcie będzie ładna pogoda!
– A tobie nogi urwało, czy ci już dupa do tej beemki przyrosła? – zakpiła. – Idziemy z buta! Na spacerek, Słoneczko! Trochę ruchu ci się przyda!
– W tych butach? – spytał, z powątpiewaniem spoglądając na jej szpilki. – Dasz radę?
Dziewczyna zaśmiała się w odpowiedzi. Od lat wszędzie, gdzie tylko mogła, chodziła pieszo. Nienawidziła zatłoczonych środków komunikacji miejskiej, zaś – ze względu na wrodzony brak orientacji w terenie – o zdaniu egzaminu na prawo jazdy nigdy nawet nie myślała. Dzięki częstym spacerom udało jej się wypracować sobie naprawdę niezgorszą kondycję. Mijający ją na ulicach ludzie często patrzyli na nią z niemym podziwem, gdy obserwowali, jaką prędkość potrafiła rozwinąć na obcasach. Ponadto każda wędrówka była dla niej momentem spokoju i wytchnienia od codzienności. Błogą możliwością chwilowej separacji od problemów. Najbardziej lubiła spacerować po Starym Mieście. Choć dzielnica ta znajdowała się z dala od jej domu, kochała ją. Przedzierając się przez kręte uliczki miasta, odcinała się od swoich problemów, by móc napawać się pięknem średniowiecznej architektury. Tutaj najłatwiej było o zapomnienie.
– O mnie się nie martw! Najwyżej wrócę na twoich rękach! – Zaśmiała się. – Raczej to ty będziesz miał problem… Nie będzie autka, nie będzie motorka, samolociku też nie!
Wizja powrotu dziewczyny w jego objęciach bardzo mu się spodobała.
– W takim razie nie mam nic przeciwko, żeby nogi cię cholernie rozbolały. Oby tylko jak najszybciej – szepnął Zuzie do ucha, obejmując ją w pasie i zbliżając do siebie. Dziewczyna jednak odpowiedziała mu delikatnym szturchnięciem łokciem w żebra. Chłopaka stać było jedynie na wywrócenie oczami. Nie zamierzał się z nią siłować. Odsunął się od dziewczyny i ujął jej dłoń w swoją. Maturzystka jednak tylko westchnęła, nie próbując się wyswobodzić. Dobrze wiedziała, że nie miałoby to najmniejszego sensu. „Co ma być, to będzie…  – przemknęło jej przez myśl. – A niech widzą! Mam to gdzieś! Moje życie, to moja sprawa i gówno im wszystkim do tego…” Mimowolnie uśmiechnęła się, po czym oparła głowę na ramieniu Lejkowicza. Twarz chłopaka rozpromieniła się. W końcu oddalili się od jej mieszkania i poszli na długi spacer.
Szli przed siebie. Dotarli tam, gdzie zaprowadziły ich oczy. Czas płynął im wolno niczym spokojna woda przemykająca ospale po kamieniach górskiego strumienia. Rozmawiali, śmiali się i żartowali. Dotarli na Wyspę Piasek. Ostrów Tumski, nie wiedzieć czemu, wprowadził jednak Zuzę w stan refleksji i rozmyślań. Oparła się o czerwoną barierkę mostu i tępo wpatrywała w prąd rzeki. Zaczęło się chmurzyć, przez co woda przybrała piękny, granatowy odcień. Sportowiec postanowił wyrwać Orłowską z zamyślenia. Początkowo delikatnie położył ręce na jej talii. Po chwili jednak, gdy wciąż zdawała się nie dostrzegać jego obecności, zaczął łaskotać ją bez opamiętania. Mimo to, dziewczynie nie było do śmiechu. Niemal od razu złapała jego dłonie i powoli zsunęła je ze swojego ciała. Odwróciła się i – oparłszy się o chłodną poręcz – spojrzała mu głęboko w oczy.
– Oliwier, mogę cię o coś spytać? – mówiła, nie odrywając od niego wzroku.
– Jasne… – odpowiedział, jednak jego głos lekko zadrżał. Tak poważny początek rozmowy nie mógł zwiastować niczego dobrego. Zacisnął palce na balustradzie i pochylił się nad licealistką. Zupełnie jakby chciał odgrodzić ją od świata. 
– O czym marzysz? Ale wiesz, tak najbardziej na świecie? – spytała poważnym tonem, opierając swoje dłonie na jego przedramionach. Lejek nie miał pojęcia, do czego dążyła Orłowska.
– Tak służbowo, to oczywiście o Mistrzostwie Świata. A prywatnie? Hmm, zastanówmy się… O tobie! O spędzaniu każdej wolnej chwili z moją cudowną dziewczyną. O spełnianiu wszystkich jej najskrytszych marzeń… – Mówiąc to, przysunął się do niej, rozkurczył mięśnie i objął ją w pasie. Przyciągnął dziewczynę jak najbliżej do siebie i złożył pocałunek na jej szyi. Maturzystka jednak delikatnie odepchnęła go i ponownie odwróciła się do niego plecami. Znów utkwiła beznamiętne spojrzenie w lekko falującej tafli Odry. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Skonsternowany stanął tuż obok niej i również oparł się łokciami o barierkę.
– A ja zawsze chciałam zmienić świat, wyeliminować zło. Kiedy zobaczyłam, że nie da się go wyplenić z ludzi, zaczęłam marzyć o ich zniszczeniu, tworzyć teorie o samozagładzie gatunku. A wiesz co odkryłam przed chwilą? Że jestem taka sama jak oni wszyscy! Idąc tutaj z tobą pomyślałam, że chciałabym, żeby spotkała nas Magda. Chciałam, żeby zobaczyła nas razem, jacy jesteśmy szczęśliwi. A wiesz po co? Żeby ją to zabolało… Jestem podłą suką… – Ostatnie zdanie wypowiedziała drżącym głosem. Po policzkach blondynki spłynęły łzy. Żużlowiec delikatnie odsunął jej włosy z twarzy i dopiero wtedy spostrzegł strumienie sunące po jej skórze. Delikatnie starł je opuszkami palców, unosząc jej podbródek. Zmusił ją do kontaktu wzrokowego.
– My, ludzie, już tak mamy. Uwierz mi – to wcale nie znaczy, że jesteś podła. Mogłabyś tak myśleć, gdybyś marzyła o spotkaniu z nią i wrzuceniu jej do jakiejś rwącej rzeki. Wiesz co? Sam chciałbym, żeby nas zobaczyła. Niech nie myśli, że jest taka ważna! A teraz zastanów się i powiedz mi, o czym marzysz naprawdę. Tak w głębi serca… – Jego spokojny, ciepły głos działał jak balsam na krwawiące serce dziewczyny.
– Chciałabym założyć taki „Rodzinny Dom Pieska”… – Zaśmiała się. Oliwier jednak nie zrozumiał, co miała na myśli. – To by była taka fundacja. Zbierałabym chore psy i leczyła je u nas w domu. – Zarumieniła się. – To znaczy, w domu, w którym będę mieszkać. Przepraszam, zagalopowałam się… Sądzę, że byłyby szczęśliwsze niż w schronisku. Ja też byłabym szczęśliwa, bo wreszcie ktoś by mnie potrzebował…
– Nie przepraszaj! U nas w domu… – powiedział rozmarzonym głosem, przyciskając ją do barierki, po czym namiętnie ją pocałował.
– Zboczeniec i erotoman! Szukasz tylko najdrobniejszego powodu, żeby się do mnie dobierać! Jesteś napalony jak słoń w okresie mustu! Dobrze tylko, że jeszcze nie niszczysz wszystkiego wokół – zażartowała, gdy w końcu oderwali się od siebie. To go bardzo ucieszyło. Wiedział, że udało mu się jej pomóc. W końcu oddałby wszystko za jej uśmiech.
– A dziwisz mi się? – spytał, rozkładając ręce. – Popatrz w lustro!
Znów zaczęli żartować i dokuczać sobie nawzajem, gdy nagle poczuli na swoich twarzach drobne krople deszczu. Przed nimi była jeszcze długa droga, więc postanowili już wracać. Deszcz zaczynał padać coraz to mocniej. Tej wiosny pogoda nie sprzyjała spacerom. Opady były już codziennością. Nawet Zuza, mimo swej ogromnej sympatii do deszczowej aury, miała nadzieję, iż kwiecień w końcu przyniesie więcej promieni słonecznych.
– Może wrócimy tramwajem? Robi się mokro… – zaproponował sportowiec.
– Żartujesz sobie ze mnie? Z cukru jesteś? Uciekanie przed deszczem do środków komunikacji miejskiej jest dla tchórzy! Ja nie wsiadam, ale ty – proszę bardzo! – krzyknęła złośliwie, przyspieszając kroku. Nie potrafiła zrozumieć tego, że ludzie boją się drobnych kropelek lecących z nieba.
– Nie. Wolę poczekać aż rozbolą cię nogi. Masz rację – jestem erotomanem. Erotomanem, który oszalał na twoim punkcie! – Mówiąc to, zdjął swoją czarną, skórzaną kurtkę i okrył nią ramiona blondynki. – Ubierz to, bo mi się przeziębisz!
Dziewczyna spojrzała na niego wymownie. Chyba oczywiste było, że jej nie weźmie. Gdyby chciał ochronić ją przed chłodem, chętnie skorzystałaby z propozycji. Przed deszczem jednak nigdy nie będzie uciekać – to wbrew jej zasadom. Wracali więc oboje w deszczu, nie zwracając uwagi na otaczający ich świat i moknąc na przekór wszystkim.
               
***

Wieczorem Zuzie zrobiło się straszne zimno. Usiadła pod kaloryferem, szczelnie opatuliła się kocem i rozpoczęła oglądanie filmu. Po chwili jednak zaczęła kichać. „Cholera… Chyba miał rację…” pomyślała i ponownie kichnęła.
Rano dziewczyna nie była w stanie ruszyć się z łóżka. Czuła się fatalnie. Bolała ją głowa i gardło, miała okropne dreszcze. Chyba dostała gorączki. Miała wrażenie, że jej mięśnie nie należą do niej, a kończyny wykonane są z ołowiu. Wszyscy już wyszli z domu, więc sama podjęła decyzję o pozostaniu w łóżku. Musiała odpuścić sobie szkołę.
Około godziny trzynastej usłyszała dźwięk swojego telefonu. Sprawdziła. SMS od Oliwiera. Otworzyła wiadomość. Chłopak pytał, czy nie miałaby ochoty, żeby podjechał pod szkołę i gdzieś ją zabrał. Musiała mu powiedzieć, że była chora. Nie chciała go oszukiwać. Ponadto doskonale wiedziała, że kłamstwo ma krótkie nogi, a jej minięcie się z prawdą szybko wyszłoby na jaw. Po krótkiej chwili zastanowienia wysłała chłopakowi wiadomość z wyjaśnieniami. Lejkowicz nie odpisał. „Pewnie jest na mnie wściekły…” pomyślała i poszła spać, szczelnie opatulając się swetrem.
Obudził ją dzwonek do drzwi. Powoli wstała i podeszła do wejścia. Niechętnie otworzyła drzwi. Jej oczom ukazał się zdenerwowany Oliwier, trzymający w ręku torbę pełną zakupów. Widok żużlowca bardzo ją zaskoczył.
– Mówiłem, że tak będzie! – krzyknął, wchodząc bez zaproszenia do mieszkania. – Ale ty mnie nigdy nie słuchasz… Zawsze jesteś mądrzejsza! Do łóżka, już! Idę ci zrobić herbatę. Herbatka Lejkowicza od razu stawia na nogi! – wołał, krzątając się po mieszkaniu w poszukiwaniu kuchni. Dziewczyna, chichocząc, posłusznie poszła się położyć. Po dłuższej chwili chłopak wszedł do jej pokoju z kubkiem gorącego naparu. Postawił go na stoliku obok jej łóżka i szczelnie przykrył ją kołdrą. Wokół nich rozchodził się cudowny, słodki zapach herbaty z imbirem.
– I co? Zadowolona jesteś? Z tobą zawsze jest jak z dzieckiem? – spytał podniesionym tonem. Był zły, że maturzystka wczoraj go nie posłuchała.
– A czy ty zawsze tak marudzisz? – spytała zmęczonym głosem. Przez dręczący ją katar spała naprawdę bardzo krótko. Jej fizyczne wycieńczenie mieszało się z podłym nastrojem. Ostatnim, o czym marzyła były wysłuchiwanie wykładu na temat: „Jak Zuzanna Orłowska sama zapracowała sobie na przeziębienie”. – Jakbym słuchała własnej matki!
Lejkowicz wywrócił oczami, spytał maturzystkę o apteczkę i skierował się w jej stronę. Z łazienki zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Przeszukiwał wszystkie opakowania z lekami. Po chwili wrócił z zapasem witamin i podobnych specyfików. Zuza zaczęła się śmiać. Już zamierzała wyrazić swą dezaprobatę, jednakże sportowiec od razu skarcił ją wzrokiem, uciszając wszelkie protesty. Zmusił ją do połknięcia masy tabletek, które w rzeczywistości nie mogły jej pomóc. Kiedy jednak to zrobiła, wreszcie się uspokoił. Misja skończona. Blondynka nigdy nie podejrzewałaby go o aż taką nadopiekuńczość. On zaś usiadł na brzegu łóżka obok niej i powoli pochylił się nad jej twarzą.
– Ej, głupku! Zarazisz się – powiedziała, kładąc dłoń na jego torsie, by go od siebie odsunąć.
– Jakoś mi to nie przeszkadza… Ktoś mnie może zastąpić – powiedział szybko i skradł dziewczynie pocałunek.
– Hipokryta! Masz do mnie pretensje o to, że zachorowałam, a sam… – Dziewczyna przerwała swój wywód, gdy usłyszała szczęk klucza przekręcanego w zamku w drzwiach. Oliwier odwrócił się, a maturzystka lekko uniosła się na łokciach i spoglądała na otwierające się drzwi znad jego ramienia. W przedpokoju ujrzeli Oleńkę. Szesnastolatka nie wiedziała, że starsza z córek państwa Orłowskich nie poszła do szkoły, więc swobodnie wróciła do domu, uciekając z ostatniej lekcji. Nie interesowało jej, co działo się z siostrą. Jej uwagę przykuwał gość Zuzy. Spojrzała na niego badawczo.
– O mój Boże, Menel Spod Okna! – krzyknęła i zasłoniła usta dłonią.
Zuza była przerażona. Szukała jakiejkolwiek wymówki, by wytłumaczyć tę sytuację. Wiedziała, że Olka była najgorszą gadułą na świecie i niewątpliwie byłaby w stanie od razu wszystko powiedzieć mamie. To mogłoby się bardzo źle skończyć, a licealistka miała przecież z rodzicielką już wystarczająco dużo kłopotów. Jak miałaby wyjaśnić swoją absencję w szkole i wizytę w ich mieszkaniu obcego mężczyzny? Poza tym, Olka i tak już wszystko zepsuła. Mieli udawać, ze jej nie zauważyli? Nawet gdyby blondynce cudem udało się zaszantażować gimnazjalistkę, obecność Młodej w domu niszczyła ich własną, magiczną atmosferę intymności.
Oliwier natomiast doskonale wiedział, co robić. Odetchnął głęboko i spokojnie sięgnął do kieszeni po portfel. Wyjął z niego stuzłotowy banknot, który podał nastolatce.
– Sprawdź, czy cię nie ma w jakimś centrum handlowym… – powiedział zniecierpliwiony. Jego wzrok, eufemistycznie mówiąc, dobitnie ukazywał Oleńce, że w czymś im przeszkodziła.
– Nie wiedziałam, że tyle można zarobić sprzedając puszki... – mruknęła zdziwiona, wyszarpując wartościowy papier spomiędzy jego palców, po czym wybiegła z pieniędzmi. Szybko zamknęła za sobą drzwi, nie siląc się nawet na odrobinę delikatności. Nie zaprzątała sobie głowy tym, co właśnie widziała. Miała pieniądze, więc mogła kupić fajki. Tylko to się teraz liczyło. Orłowska zaś bezsilnie opadła na łóżko.
Lejkowicz miał nadzieję, że nikt więcej nie będzie im przeszkadzał. Zuza jednak zmarkotniała. Młodsza siostra zapewne zacznie ją szantażować i powie wszystko matce. Teraz dopiero zaczną się kłopoty. Była pewna, że dostanie szlaban, a swojego chłopaka nie zobaczy przez długi czas. Postanowiła więc się nim nacieszyć.
– A więc, na czym skończyliśmy zanim Młoda przylazła? – spytał Oliwier z uśmiechem.
– Chyba na tym, że chciałeś, żeby kibice Sparty zlinczowali mnie za NASZ katar. – Zaśmiała się i lekko uniosła.
– A tak, już pamiętam… – szepnął, wsuwając jedną dłoń pod kołdrę, by objąć dziewczynę, drugą zaś musnął policzek maturzystki i przytrzymując delikatnie jej głowę – znów zaczął ją całować.

20 komentarzy:

  1. Niedzielny poranek Zuzy przypomina mi moje wstawanie do szkoły. Niestety ja też zawsze ustawiam sobie na dźwięk budzika moją ulubioną piosenkę, a później już jej nie znoszę, tyle że w tym przypadku było to dzwonek. Wyobrażam sobie Zuzę i Oliwiera, którzy prowadzą poranną pogawędkę. :D
    Myślę, że dogadałabym się z Oliwierem, ponieważ ja też wolę gdzieś jechać niż iść, chociaż też nie lubię środków komunikacji miejskiej. Tłumy ludzi, które się tam znajdują sprawiają, że się stresuję. Także jeśli chodzi o pojazdy to tylko samochód, a jeżeli miałabym wybrać między autobusem a pójściem pieszo, to wole się przejść.
    Marzenie, aby wyeliminować zło, ciekawe. Myślę, że każdy człowiek chciałby, aby tak było. Jednak życie nie jest kolorowe. Ja również uważam, że Zuza nie jest podła. Jakby nie patrzeć to każdy człowiek ma w sobie zło. Jedni więcej, drudzy mniej, ale przecież nikt nie jest doskonały.
    "U nas w domu…" jak to pięknie brzmi. :) Ja wierzę, że kiedyś oni będą mieli swój dom, jeśli tylko wszystko będzie się im układać, ale wszyscy doskonale wiemy, że życie sportowca nie jest łatwe i być może Zuza nie będzie umiała zaakceptować tego, że rzadko widuje swojego chłopaka. Miejmy nadzieję, że tak nie będzie, bo ta dwójka doskonale do siebie pasuje ;)
    I już było tak romantycznie, ale musiała pojawić się Oleńka. Jak ja nienawidzę tej dziewczyny! Ale już lepiej, że przyszła ona niż mama. Myślę, że nie dałaby się przekupić stówą ;)
    Mam wrażenie, że Zuza jest "inna". To znaczy, że to jest ciągle ta sama dziewczyna, ale zachowuje się inaczej. Oliwier zmienia jej światopogląd i podoba mi się to. Dziewczyna musi zobaczyć, że świat to nie tylko źli ludzie, ale są też dobrzy. Wiem, że nie zostało już ich zbyt wielu, ale są...
    I wrócę do początku... Ja też uwielbiam przebywać na łonie natury. Chociaż nie ukrywam, że zakochałam się w wielkich miastach, to jednak spacerek po lesie, czy odpoczynek nad jeziorem, pozwalają odciąć się od tej szarej rzeczywistości i przenieść, jak gdyby w inny świat... Ja zawsze w takich cichych i spokojnych miejscach zaczynam przeprowadzać refleksje na temat życia...
    To już chyba wszystko. :)
    Pozdrawiam i do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah ojeju, Zuza bardzo mnie przypomina na samym początku :D -Nie budzić, nie przeszkadzać, w razie pożaru wynieść z łóżkiem- c: Mraw, genialny dzwonek, Linkin Park <3
    Zuza taka wspaniałomyślna, pozwoliła mu wybrać własny nagrobek, mm c; Jednak tu się nie zgodzę, wpół do jedenastej "rano" to nadal noc :// Dajcie człowiekowi pospać w dzień wolny!
    Wiedziałam, że się rozchoruje ;D
    Aww, takie słodkie, też chcę takiego chłopaka noo :c
    Czekam na następny, pozdrawiam, weny! c:
    ~ no-rules-in-my-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O boże jak słodko. Jak on sie nią opiekuje ;c
    Też chce taka osobe poznac ;/
    Ale we Wrocławiu chyba nikogo takiego nie poznam.
    A co do Olki to denerwuje mnie ta gówniara -.- cięta na hajs i tyle.
    Jeszcze raz powtórzę, jak słodko!
    Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże, jak ja znam to -Przecież jest noc! - Nie, jest dziesiąta. Na jej miejscu też byłabym zła. Za to Lejek jest tak słodki, że aż herbatę mi osłodził. Ten spacerek i wkurzanie się, bo Zuza ma katar i jest chora, boskie. Ale mnie wkurza Młoda, jest wredna, a do tego jest konfidentem. Niech jej zabiorą kartę wstępu do supermarketu.
    Przepraszam, że tak krótko, ale nie mam weny do komentarzy dzisiaj.
    Pozdrawiam.
    Kocham Was <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Głupio tak nic nie napisać ale nie wiem co. ;_;
    Rozdział naprawdę dobry. c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone to, że nie skomentowałam poprzednich rozdziałów, staram się teraz zrehabilitować komentując od razu po przeczytaniu, żeby znowu nie zgapić się, tak jak wcześniej.

    Może zacznę od tego, co jest na nie. Będę całkowicie, w 100% szczera. Od samego początku w tym opowiadaniu wkurza mnie tylko i wyłącznie jedna rzecz - opisywanie bohaterów po wieku. Wystarczy nawet wzrokowo przelecieć całe opowiadanie i wychwycić ile razy pojawia się określenie "dziewiętnastolatka", "dwudziestojednolatek", "maturzystka" i mogę się w ciemno założyć, że częściej niż imiona bohaterów. Rozumiem zabieg, unikanie powtórzeń, ale jest mnóstwo określeń, po których można zidentyfikować daną postać, niż wypominanie na każdym kroku wieku, tym bardziej kobiecie ;) No, ale już nic nie mówię, bo każdy ma swój styl pisania, to opowiadanie jest takie a nie inne i i tak je oczywiście uwielbiam, tylko chciałam szczerze zwrócić na to uwagę. Tylko w tym rozdziale "dziewiętnastolatka" pada kilkukrotnie.

    A teraz milsza część. Podziwiam bohaterkę za umiejętność śmigania na obcasach, mi tam od razu odpadają nogi i szpilki zakładam tylko w ostateczności, chociaż są ładne i estetyczne, ale po prostu nie potrafię w nich chodzić i o :( Bardzo podobał mi się główny bohaterów, niby nic ważnego nie mówią, a jednak tak. Rozumiem rozterkę wewnętrzną Zuzy, chciałaby być osobą miłą, życzliwą, ratującą świat od nienawiści i zła, a jednak sama wewnątrz siebie ma ukryte zło, z którym nie potrafi wygrać i to budzi w niej poczucie winy. Myślę, że każdy z nas chociaż raz w życiu doświadczył takiego uczucia. No i ten dom dla piesków... No coś magicznego. Przypadło mi to do serca strasznie, ze względu, że sama wielką miłością darzę zwierzaki i szczerze sympatyzuję z każdą organizacją zajmującą się pomocą zwierzętom.

    Wybacz chaos i skakanie po tematach, ale napomknę jeszcze, że motyw ze wskrzeszaniem i ponownym mordowaniem jest, najkrócej mówiąc, zajebisty i żałuję, że sama na niego nie wpadłam. Cudo, istne cudo.

    Mam nadzieję, że Twój zły dzień przyniósł za sobą wiele bardzo dobrych dni i humor jak najbardziej Ci dopisuję. Jakby nie było, tego Ci z całego serca życzę.

    Pozdrawiam serdecznie xxx
    http://insomnia-fanfiction.blogspot.com

    PS. Jesteś pewna, że forma "Linkin Parku" jest poprawna? Bo jak na mój gust wyrazów obcych się nie odmienia i powinno być po prostu "Linkin Park".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo wahałam się nad tym, jak zapisać nazwę zespołu. Zdaje mi się, że masz rację, więc zaraz poprawiam :)
      Co do określeń bohaterów, szukałam synonimów, ale może czasem po prostu lepiej napisać "Zuza" i nie kombinować :)
      Serdecznie dziękuję za jakże miły komentarz - cieszę się, że zwróciłaś uwagę na to, co dla mnie było najważniejsze w tym rozdziale, ich rozmowę. Bo niestety zauważyłam, że na plan pierwszy wysunęło się zakończenie, a nie to było moim celem.
      Dziękuję również za życzenia i pozdrawiam cieplutko :)
      Whatever

      Usuń
  7. Niesamowite... udało mi się wpaść na twój blog zupełnie przypadkowo, i uznałam że sprawię sobie mały spoiler w postaci przeczytania dalszego rozdziału. Nie zawiodłam się. jest naprawdę świetny! Od dzisiaj obserwuję Cię *-* Masz bardzo fajnego bloga :3 :> Mam także mini pytanie, czy mogłabyś skomentować mój prolog? Bardzo zależy mi na szczerej opinii. :) I dopiero zaczynam pisać więc chciałabym sprawdzić czy piszę w miarę znośnie ;) LINK : http://kill-me-with-a-smile-on-the-face.blogspot.com/ Prosiłabym też o wpadnięcie do mojej Przyjaciółki :) : LINK: przed-miloscia-nie-ma-ucieczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ja lubię czytać te ich rozmowy, od razu poprawia się człowiekowi humor. Oliwier jest taki uroczy. Zuzie naprawdę choć raz się poszczęściło. Ta jego opiekuńczość i troska o nią, to chyba najlepsze potwierdzenie jego zmiany i tego, jak bardzo mu na niej zależy. Bardzo ważne jest to, że ten związek każdemu z nich dał wiele. Oliwierowi pozwolił zrozumieć niektóre rzeczy, uporządkować swoje uczucia i pokazał, że często to szczęście drugiej osoby, sprawia, że i my możemy się cieszyć. Zuza z kolei wyszła z własnego cienia. Może nie stała się od razu nie wiadomo jak pewną siebie osobą, ale widać, że powoli porzuca wszelkie wątpliwości i po prostu chce żyć chwilą, momentem.
    Podobała mi się zwłaszcza ta rozmowa na spacerze. Rozumiem wątpliwości Zuzy, ale tak naprawdę ona nie jest złą osobą i nie może nawet tak myśleć. Już Oliwier jej takie pomysły wybije z głowy. Z tym fragmentem o schronisku, od razu wyobraziłam sobie jakiś przytulny domek, Zuzę, Oliwiera i masę uroczych szczeniąt biegających wokół nich, szarpiąc ząbkami za nogawki spodni xd
    I w momencie jak Oliwier zaproponował jej kurtkę, zaczęłam uśmiechać się jak głupia. To było tak straszliwie romantyczne i w pewnym sensie magiczne. God, niby taki banalny gest, a jakoś tak podkreślił całość.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć :) Na początku chciałabym bardzo podziękować za komentarz do mojego opowiadania, bardzo się cieszę, że Ci się spodobało i mam nadzieję,że będziesz dalej śledzić losy bohaterów ;) Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że jest bardzo ciekawe, co prawda będę nadrabiać od I rozdziału, więc troszkę mi zajmie, aby połapać się kto jest kim, ale już mogę powiedzieć,że postać głównej bohaterki - Zuzy ma naprawdę ciekawa osobowość. Zaciekawił mnie także Oliwer ;) Bardzo dobrze napisane i pełne emocji partie dialogowe zachwycają, a opisy dokładnie przekazują informację na temat kreowanego przez Ciebie świata bohaterów. Naprawdę miło się czyta, a także skłania do refleksji :)
    Zostanę tu na dłużej ;)

    Pozdrawiam, życzę weny i zapraszam do mnie na nowy rozdział:
    http://przypadek-panny-pi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam takie sielankowe rozdziały. Świetnie się czytało o wyprawie nad jezioro i odwiedzinach Lejkowicza w domu Zuzy. Dobrze, że dziewczyna wyciągnęła Oliwiera na spacer. Ładną pogodę trzeba zawsze maksymalnie wykorzystać, chociaż jestem pełna podziwu, że dziewczyna miała ochotę na dłuższą wyprawę w szpilkach. Najwyraźniej naprawdę jest przyzwyczajona do długich spacerów na obcasach. No i musiała mieć bardzo wygodne buty :))
    Wydaje mi się, że nawet, gdyby dziewczyna przyjęła kurtkę od Oliwiera, i tak by zachorowała. W końcu kurtka nie jest w stanie całkowicie uchronić przed deszczem, więc Lejkowicz nie powinien aż tak gniewać się na Zuzę. Chociaż muszę przyznać, że ta jego troska jest naprawdę urocza. Kiedy nie odpisywał dziewczynie, byłam pewna, że postanowi ją odwiedzić w domu i jak widać, nie myliłam się. Widać, że Oliwier jest naprawdę porządnym facetem, który potrafi się zatroszczyć o swoją dziewczynę i naprawdę mu na niej zależy. Zuza jest prawdziwą szczęściarą.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  11. Spóźniona! Kurczaczki, tak jak ostatnio byłam pierwsza, dziś jestem troszkę nie na czas. Mimo to mam nadzieję, że może ten komentarz... Fuck, zgubiłam wątek. Jestem wycieńczona, bo dziś pół miasta przeleciałam (ZBOKI!) na obcasach! Cha! Prawie padłam czytają o Zuzie hasającej w szpileczkach! Zaczynam się z nią utożsamiać <3 Ona i Oliwer to po prostu mistrzostwo. Ich relacja tak bardzo do mnie trafia, jak Trudne Sprawy... Co?! HAHhahaha. Beka z mojej głupoty, ajm sori. Okej, ogar. Podobał mi się rozdział ze względu na Lejka. Akcja z kurtką była słodka <3 Ja bym wzięła ;33 Kurdeee, zdarłabym z niego i miała zaciesz przez następny rok. Jeżu Kolczasty! Co ja dzisiaj pierdolę?! Dooobraaa Ogaaar! Widzisz Zuzu! Tak się kończy łażenie bez kurtki! Dobra, ja kończę gadać, bo jestem z lekka dzika już dzisiaj... Esu, ratuj... Papa, dobranoc. Da, kto chodzi spać o 23?! Cały dzień na nogach tak działa... Zieeeeew ;) Papapappa :* Do nn. Eszu, następnym razem się ogarnę...

    OdpowiedzUsuń
  12. Oliwier jest niemożliwy, te telefony, opiekuńczość...Grzebanie w apteczce i wymądrzanie się mogło irytować Zuzę, ale to było słodkie. Co do Zuzy, jej teksty kierowane do chłopaka były świetne, a jak domyśliła się kto dzwonił i zaczęła mieć wyrzuty sumienia po prostu mnie rozwaliło. Denerwuje mnie ta cała Olka... mam nadzieję, że para nie będzie miała z nią problemów. A zapomniałabym te marzenia o których mówiła Zuza były niesamowite, dzięki takim przemyśleniom dziewczyny potrafię w jakimś stopniu utożsamić się z nią.
    Jestem też ciekawa, co będzie jak rodzina Zuzy dowie się o tatuażu...podejrzewam, że matka nie będzie zadowolona....

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta nieobliczalność Oliwiera jest imponująca... Nigdy nie wiadomo jak się zachowa i co zrobi.. nie można się z Nim nudzić :D I to jest piękne :)
    W dodatku ma sposób na każdą sytuację, zawsze wychodzi z nich bez opresji :D
    No i te ich dialogi? Uwielbiam!
    Są dla siebie stworzeni... chociaż wiadomo, że nigdy nie może być za dobrze...
    Obawiam się, że Olka da im popalić... Mam nadzieję, że się myle.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kochane!:)
    Rozdział był przecudowny! Niesamowicie umilił mi dzisiejszą poranną podróż pociągiem. Chyba dzięki niemu nie usnęłam:D

    Wreszcie do szarego życia Zuzy wdarł się minimalny romantyzm i uczucia, które wcześniej były jej obce. Bardzo mnie to cieszy, bo widać, że już nie myśli o podcinaniu sobie żył, nie jest jej potrzebny Jimmie i nie łazi po nocach w jakieś dziwne miejsca. Oliwer to prawdziwy anioł! Wydobył ją z dołka i jak widać, nie jest dla niego tylko zabawką. Martwi się, troszczy, przyjeżdża pod szkołę by ją zobaczyć chociaż na moment, a gdy powiedziała, że jest chora to w pare minut pojawił się pod drzwiami. No czysty ideał! Złoto nieoszlifowane! A to jak się na nią wydarł, gdy okazało się, że miał rację i rzeczywiście złapała choróbsko przez nieposłuszeństwo, było nieziemskie! A zarazem tak słodkie, że uśmiechałam się sama do siebie.
    Oby ta sielanka trwała jak najdłużej... Zauważyłam, że Zuza naprawdę się zmieniła. Oprócz tych rzeczy, które wymieniłam wyżej wydaje się jakaś szczęśliwsza, bardziej otwarta. Bardzo się z tego cieszę!;D mam nadzieję, że wredna Olka nie zniszczy im tego swoim niewyparzonym językiem. Dostała na 9 ram fajek to niech się wali;D
    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział:*

    Przy okazji serdecznie zapraszam na krótki Prolog rozpoczynający nowe, kryminalne opowiadanie;) Bardzo proszę o informację, czy mam powiadamiać o nowych rozdziałach i czy ta część zainteresowała;)
    Ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy ten chłopak posiada jakąś wadę? Romantyczność, opiekuńczość, stanowczość, można tak wymieniać w nieskończoność. Aż trudno uwierzyć, że tak bardzo zmienił życie Zuzy. Dzięki niemu w końcu zaczyna się uśmiechać i żyć tak jak inni, nie przejmując się otaczającym światem.
    Ten spacer po części pozwolił im na kolejne poznanie. To zrozumiałe, że Zuza chciałaby, żeby "koleżanka" zobaczyła ją z innym. Co w tym złego? Niech widzi, że stać ją na kogoś odpowiedniego.
    Spacer+deszcz=choroba. Całkiem znane mi równanie. W takich okolicznościach to najgorsze przeziębienie jest niczym. W końcu jak opiekuję się tobą taki facet, można wylegiwać się w łóżku nawet rok.
    Oczywiście ktoś musiał zepsuć sielankę. Olka wybrała sobie genialny dzień na wagary. Pogratulować wyczucia. Ta kasa pewnie nie starczy na długu. Nie wiem czy Oliwer zrobił dobrze płacąc jej za milczenie. Pewnie i tak przy najbliższej kłótni sekret Zuzy wyjdzie na jaw i matka będzie miała o co się czepiać. Obym się myliła.
    Cóż kolejny genialny rozdział i aż nie mogłam uwierzyć, ze tak szybko się skończył. Dobrze, że do następnego zostało tylko kilka dni.
    Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej, hej ----> (ta strzałka prowadzi do spamu), a pytanko mam. Kiedy nn? :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja też nie przepadam za takimi nagłymi pobudkami, choć w gruncie rzeczy zwykle nie śpię zbyt długo, bo potem w nocy nie potrafię zmrużyć oka xD
    Cieszę się, że Oliwier stopniowo wyciąga Zuzę z przysłowiowego "doła", zmusza ją do wspólnych spacerów i wyjścia do ludzi, a nie uciekania od nich.
    Poruszył mnie fragment, w którym główna bohaterka stwierdza, że jest "wredną suką". Oliwier miał niestety rację - my, jako ludzie, często nie panujemy nad swoimi myślami i słowami, mówimy to, co nam ślina na język przyniesie, a potem tego żałujemy. Całe szczęście mamy sumienie i zdajemy sobie sprawę z własnych błędów.
    Oliwier to ideał faceta - przyjechał do niej, gdy była chora, zrobił jej tym niespodziankę, a w dodatku przyniósł torbę z jedzeniem ^^
    Siostra głównej bohaterki jest okropna... co za bachor. Żeby Zuza musiała się bać kogoś młodszego i głupszego od siebie... masakra.
    Co do poprzedniego rozdziału... cieszę się, że Oliwier zabrał Zuzkę na wyścigi. Choć sama nie interesuję się żużlem, jestem pewna, że również mi spodobałyby się takie zawody. A zwłaszcza, jeśli obserwowałabym rywalizację kogoś bliskiego. Nie dziwię się, że tamten głośny kibic tak bardzo zdenerwował dziewczynę. Na jej miejscu, gdybym tylko miała wystarczająco wiele odwagi, chciałabym dać mu w twarz xd mógł przynajmniej zachować swoje uwagi dla siebie, a nie krzyczeć i rozpraszać innych.
    Kolega Oliwiera jest dość specyficzny xd haha pewnie bym się wystraszyła, że to jakiś zboczeniec i zaczęłabym uciekać. Całe szczęście okazał się zupełnie niegroźny. Ma po prostu charakterystyczne poczucie humoru, mimo to pod koniec rozdziału naprawdę go polubiłam :)
    Naprawdę jeszcze raz was przepraszam, że nie komentuję na bieżąco. Staram się wszystko czytać, ale często nie pozwala mi na to bardzo ograniczona ilość czasu wolnego. Dlatego teraz, kiedy zaczęły się ferie, mogę wreszcie usiąść i skomentować wasze rozdziały - muszę się przyznać, że naprawdę na to czekałam :) Piszecie świetnie, a przedstawiona przez was historia jest niebanalna, ukazuje miłość w wielu różnych aspektach - taką prawdziwą bezinteresowną miłość zwykłych ludzi, niewyidealizowanych, z wadami.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ogl to powiem tak zajebiscie piszes i wgl czytam to od dzisiaj i strasznie mnie wciaglo <3 ale mam nadzieje ze beda jakies ich romantyczne scenki bo jak narazie to ona bardzo czesto go od siebie odsuwa ale wyobraznie masz zajebista podziwiam <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Po kolejnych pięciu rozdziałach podtrzymuję swoje zdanie. Kocham to opowiadanie!!!:-)
    Jesteście genialne i piszecie cudnie.
    Lejek z Zuzką to taka fajna para. Aż chce się o nich czytać. Coś czuję, że ta ich idylla może nie potrwać zbyt długo . Mam jednak nadzieję, że się nie rozstaną.
    Mecz żużlowy z poprzedniego rozdziału był świetny. Szczególnie, kiedy ujęłyście w nim nazwiska moich dwóch ukochanych żużlowców - Tai'a i Emila.:-) Nie zdziwiłam się też, kiedy Zuza poddała się atmosferze panującej na stadionie. Nie ma nic piękniejszego niż zapach metanolu w powietrzu i ryk silników.:-)
    Pozdrawiam i lecę czytać dalej
    GA

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale