piątek, 14 marca 2014

Caput XXIV

Każdy dzień przynosi nowe doświadczenia, nowe wydarzenia, nowe wyzwania. Każdy dzień to nowe cierpienie.
Był czwartek. Dzień jak co dzień. Zaczynał się i kończył. Trwał i przemijał. Stawał się przeszłością. Zanim jednak przechodził do historii, tworzył wspomnienia. Zwyczajny dzień. Trwając, zabija. Budząc się we wspomnieniach, na nowo rani.
Zuza nienawidziła czwartków. Uważała je za najgorsze dni każdego tygodnia. Kiedy ktoś pytał dlaczego – zawsze odpowiadała, że historia je takimi ustanowiła. Jako argumenty przytaczała Czarny Czwartek na Wall Street, Czarny Czwartek z 1970 roku i Czarny Czwartek 1994, czyli jej narodziny. Często miewała dziwne teorie i własną interpretację rzeczywistości, które ludzie brali za część jej specyficznego poczucia humoru. Nie każdy bowiem potrafi rozpoznać sarkazm. Wiele osób w ogóle nie jest w stanie go wyczuć, inni zaś odnajdują go tam, gdzie nie ma dla niego miejsca… Właśnie przez owe przykre tendencje społeczeństwa Zuza bardzo rzadko spotykała się ze zrozumieniem.
Zaraz po lekcjach blondynka pojechała do schroniska dla zwierząt, w którym – podobnie jak Ada – została wolontariuszką. Dzięki temu wreszcie czuła się spełniona. Robiła to, co kochała, a ponadto pomagała potrzebującym i słabszym. W końcu znalazła jakiś cel w życiu. Po tylu latach bezsensownej – w jej mniemaniu – egzystencji, nareszcie poczuła się potrzebna. Wiedziała, że są stworzenia, które może uszczęśliwić, podarowując im cząstkę siebie – swojego czasu, zaangażowania i serca. Odkryła własną Arkadię – miejsce, w którym mogła poczuć się szczęśliwa. Wreszcie miała dokąd uciec – zarówno od matki, jak i siostry. Najbardziej  jednak uszczęśliwiało ją to, że wszystko – całą swą radość – dzieliła z przyjaciółką. Po tym, co zaszło między nią a Magdą, Orłowska sądziła, że nikomu już nie zaufa. Nigdy. Była jednak w błędzie. Ada stała się dla niej wręcz kimś w rodzaju Alter Ego. Były do siebie tak podobne. Zuza traktowała ją jak młodszą siostrę. W odróżnieniu bowiem od jej biologicznego rodzeństwa – Adrianna zdawała się posiadać choć odrobinę empatii i zrozumienia, które Zuzka tak bardzo ceniła w ludziach. Czuła, że jej nowa znajoma jest inna niż wszyscy, że nigdy jej nie skrzywdzi. Skąd owe przekonanie? Być może dziewczyna w bardzo krótkim czasie zdążyła doskonale poznać nową znajomą? A może po prostu – błądząc niczym we mgle – podświadomie desperacko szukała bratniej duszy, której zaufałaby bezgranicznie? Może, chcąc zmienić swoje życie, po raz kolejny dała się zwieść pozorom. Może zwyczajnie chciała wierzyć, że Ada jest jej przyjaciółką? Tego nie wiedział nikt. Odkąd się poznały, wszystko robiły razem. Zuzka powoli uczyła się mówienia o swoich uczuciach. Były sprawy, o których nie mogła porozmawiać z Oliwierem – bez względu na to, jak był wspaniały, zawsze jednak pozostawał mężczyzną. Niestety, czasem płeć uniemożliwiała mu zrozumienie pewnych spraw. Wtedy właśnie zgłaszała się do rudowłosej dziewczyny. Przy Adzie bowiem mogła uwolnić swoje myśli niczym ptaki z klatek.
Tego dnia, jak zwykle z resztą, blondynka zaczęła pracę od wyprowadzenia czworonogów na spacer. Nie należało to do narzuconych jej obowiązków, aczkolwiek zawsze wykonywała to zadanie z własnej woli. Zazwyczaj dziewczyny robiły to wspólnie, jednak tym razem rudowłosa miała do załatwienia kilka rzeczy na miejscu. Została tam z Moniką, kolejną ich koleżanką z wolontariatu. W rzeczywistości Orłowska nie ubolewała nad decyzją Ady o pozostaniu w schronisku. Mimo zmian, jakie zaszły w jej życiu w ostatnim czasie, wciąż lubiła samotność. Zawsze była dla niej ostoją i ukojeniem oraz chwilą na uporządkowanie chaotycznych myśli.
Dziewczyna zabrała psiaki na długi spacer po parku. Lawirowała pośród drzew otoczona gromadką zwierzaków. Kochała te krótkie chwile zapomnienia. Mogła poczuć się jak dziecko – beztrosko i niefrasobliwie. Jej twarz omiótł ciepły, wiosenny wiatr – delikatny powiew wolności. Znów poczuła się jak za dawnych czasów. Kiedyś często spacerowała z Burżujem wśród zieleni. Zapomniała już jakie to może być przyjemne. Chwila rozkosznej odskoczni od monotonii i rutyny. Wreszcie miała czas, by w spokoju przemyśleć wszystko to, co działo się w ostatnim czasie. Teraz o wiele rzadziej kłóciła się z matką. Potrafiła również cierpliwie i beznamiętnie znosić fanaberie swojej młodszej siostry. Zastanawiała się, czy w jej życiu w rzeczywistości nastąpił względny spokój, czy może to dzięki Oliwierowi przestała przejmować się błahostkami… Miała wrażenie, że bodźce, które do tej pory bez przerwy ją niszczyły, zaczęły omijać ją, odbijać się od niewidzialnej tarczy. Czyżby to chłopak stanowił jej zbawienną ochronę przed rzeczywistym światem?
 Gdy Lejkowicz wspomniał o swoim wyjeździe, niemiłosiernie zaczęła obawiać się o to, co będzie się z nią działo pod jego nieobecność. Ostatni tydzień pokazał jednak, że jej obawy były zupełnie bezpodstawne. Była przekonana, że w końcu udowodniła zarówno jemu, jak i sobie, iż doskonale potrafi poradzić sobie bez niego.  Ostatnie zaliczenia w szkole oraz praca w schronisku zajęły ją do tego stopnia, że ledwie zauważała jego brak. Całymi dniami manewrowała między masą obowiązków domowych, szkołą, a także wolontariatem. Jedynie wieczorami, gdy pośród blasku świecy oraz dźwięków kojącej muzyki, siedziała samotnie na swym łóżku, tęskniła za obecnością Oliwiera – za jego cudownym ciepłem, rozkoszną czułością. Nostalgia jednak bynajmniej nie paraliżowała jej życia. Wiedziała, że następnego dnia znów będzie musiała stawić czoła wielu niełatwym zajęciom.
Pomimo nawału pracy, była zadowolona. Od zawsze lubiła działać. Nie potrafiła znieść bezczynności. Miała wówczas wrażenie, że marnuje cenny czas, a dni przeciekają jej przez palce niczym woda pitna pośród bezbrzeżnej pustyni. Działając, czuła się… po prostu szczęśliwa. Nigdy nie sądziła, że taki czas nastąpi, że kiedykolwiek wszystkie swoje problemy będzie mogła uważać za przeszłość, zamknięty rozdział swojego istnienia. „Chyba wreszcie wszystko jest tak, jak powinno być. – pomyślała. – Los się do mnie uśmiechnął.” Miała wspaniałego chłopaka, który nie widział poza nią świata i oddaną przyjaciółkę. Miała też pasję. Wreszcie czerpała radość z życia. W końcu. Spojrzała na zegarek. Nawet nie zorientowała się, że spacerowała ze zwierzakami już dwie godziny. Musieli wracać. W końcu trzeba było im też dać jeść! Miała również wiele innych obowiązków, które musiała spełnić. Wracając, spotykała wielu ludzi, do których się uśmiechała. Robiła to mimowolnie, bezinteresownie i – o dziwo – sprawiało jej to przyjemność. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak szczęśliwa. Powoli odzyskiwała wiarę w ludzkość, jej dobro i filantropię. Miała wrażenie, że otaczający ją świat zmienił się. Jakby powstał na nowo. Odrodził się niczym mityczny Feniks gorejący pośród popiołów.
Kiedy wraz z czworonogami wróciła na miejsce, od razu wzięła się za napełnianie ich misek. Doskonale wiedziała, iż długie wędrówki wzmagają apetyt. Ona zaś – naładowana pozytywną energią – starała się jak najszybciej uporać ze wszystkim oczekującymi zadaniami. Gdy spełniła wszystkie obowiązki, zabrała się za przyjemności. Udała się do klatek, w których przebywały szczeniaki poddane kwarantannie i zaczęła się z nimi bawić. Uwielbiała ich figlarne spojrzenia, ostre ząbki i miękkie futerka. Zaczęła wspominać czasy, kiedy to jej pies był jeszcze szczeniakiem. Przed oczami ujrzała jego pierwsze dni w ich domu, psoty na łóżku, jak również  poobgryzane zabawki. Gdzieś w szafce chyba miała nawet schowane jego mleczne ząbki… Kochała Burżuja, a wszystkie związane z nim wspomnienia wywoływały na jej twarzy szeroki uśmiech.
Niebawem zaczęła zbierać się do wyjścia. Po chwili namysłu postanowiła jednak zrobić przyjaciółce niespodziankę i poczekać na nią. Miała nadzieję, że resztę dnia spędzą razem. Nie chciała bowiem wracać do domu. Zamierzała nacieszyć się cudownymi chwilami, napełnić szczęściem. Ubrała się i stanęła przy drzwiach. Po chwili zobaczyła zbliżające się Adę i Monikę. One jednak nie zauważyły jej obecności. Blondynka przypadkiem usłyszała fragment ich rozmowy.
– Co robisz dzisiaj po południu? Idziecie gdzieś z Zuzką jak zwykle? – spytała starsza z dziewczyn.
– Nie wiem, niczego nie planowałam. Wiem jedynie, że muszę zwiać przed Zuzą… Pewnie znowu będzie chciała gdzieś łazić! – odrzekła ruda zmęczonym głosem. Po chwili, niepewnym tonem, spytała: – Bo ty jej nie cierpisz, nie?
Ada z niemym wyczekiwaniem przyglądała się koleżance. Podczas kilku spotkań w schronisku zdążyła zauważyć, iż dziewczyna nie darzy Orłowskiej zbytnią sympatią. Rudowłosa zaś należała do osób, które swoje poglądy opierała na słowach innych. Spełnieniem jej marzeń była ogromna popularność objawiająca się posiadaniem wianuszka znajomych, więc za wszelką cenę unikała znaczących różnic w poglądach. Jej indywidualizm podczas spotkań z rówieśnikami ograniczał się do wyboru smaku lodów. Potrafiła więc mistyfikować sympatię lub niechęć, aby dopasować się do tego, co jej aktualny rozmówca sądził o danej osobie. Miała nadzieję, że udając antypatię wobec blondynki, uda jej się zdobyć przychylność Moniki. Swoje podejście usprawiedliwiała przekonaniem, iż Zuza na pewno nie dowie się o tej rozmowie, więc ruda nie straci również jej.
– Sądziłam, że ją lubisz… – powiedziała zdziwiona Monika, lekko marszcząc brwi. – Nie przyjaźnicie się?
– Przyjaźnić się? Z nią? Dobre sobie. Uczepiła się mnie, kiedy byłam u ciotki na święta. Wtedy nie miałam nic lepszego do roboty, więc nie przeszkadzała mi. Wiesz, zawsze lepsze jej towarzystwo niż pijanego i nachalnego Kuby. – Zrobiła pauzę, gdy przypomniała sobie, że chłopak w dalszym ciągu znajduje się w szpitalu. Szybko jednak odepchnęła tę myśl, by kontynuować wypowiedź. – No, jedyna jej zaleta to to, że pomogła mi się go pozbyć – w końcu mam z nim spokój! Ona jest w ogóle taka marudna… Wiecznie mi się z czegoś zwierza. A co mnie obchodzą jej głupawe problemy?! I w ogóle jej nie ogarniam. Każda normalna dziewczyna w naszym wieku słucha popu i ogląda komedie romantyczne. A ta? Wielka Pani Rockmenka. I fanka horrorów. Przecież to chyba logiczne, że filmy grozy wymyślono tylko i wyłącznie po to, żeby móc na nie iść z facetem na randkę – wtedy łatwiej się poprzytulać. A poza tym – o czym ona ze mną rozmawia?! Pieprzy coś o jakiś filozofiach, schizofrenikach i jakiś ludziach, co się bali, że wiek się kończy czy coś tam. A jak z nią próbuję pogadać o modzie czy czymś takim normalnym, to zaczyna się ze mnie śmiać i pierdzielić coś o jakiś pustakach i kwituje to czymś w rodzaju „budowlanka mnie nie kręci”. I weź tu taką zrozum. Nie wiem, co jej chłopak w niej widzi. Ty nie masz pojęcia, jaki on jest uroczy. Chyba jest sportowcem. Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz mnie widział i na powitanie pocałował w rękę. To było takie słodkie. Nie rozumiem, jak on z nią wytrzymuje. Jestem pewna, że to tylko kwestia czasu. Oni ze sobą zerwą, a wtedy ja się nim zaopiekuję… – wyrecytowała płynnie. Jej głos przepełniała duma. Miała nadzieję, że swym okrutnym monologiem zrobiła dobre wrażenie na koleżance. Była pewna, iż wszystko, co powiedziała, zostanie na zawsze tylko między nią a Moniką. Nie przyszło jej jednak do głowy, że omawianie osób znajdujących się w tym samym budynku jest co najmniej nierozsądne.
Po usłyszeniu ostatnich zdań Ady, Orłowska nie wytrzymała. Bez słowa wybiegła poza teren wrocławskiego schroniska. Nie mogła uwierzyć w to, czego przed chwilą była świadkiem. Jej serce zamarło. Miała wrażenie, że w istocie przestało bić. Szła przed siebie, nie zastanawiając się, dokąd zmierza. Chciała być jak najdalej od tego miejsca. Jak najdalej od niej. Jej nowa przyjaciółka w rzeczywistości jej nienawidziła, a spędzała z nią czas tylko i wyłącznie dlatego, że Lejek się jej podobał! Zuzka znów udowodniła, że jej drugie imię brzmiało Naiwność. Zaufała bezgranicznie jakiejś nowopoznanej, obcej dziewczynie. A dlaczego? Ponieważ spotkała ją w trudnej sytuacji? Ponieważ chciała jej pomóc, gdy zobaczyła ją płaczącą pod drzewem? A może dlatego, że najzwyczajniej w świecie potrzebowała obecności drugiego człowieka… Jak mogła być tak głupia? Sądziła, że ona i Ada są do siebie bardzo podobne. Tymczasem okazało się, że rudowłosa dziewczyna cały czas tylko i wyłącznie udawała, odgrywała swoje własne przedstawienie. Tylko po co? To oczywiste. Najpierw Zuza była dla niej lekarstwem na nudę, a później możliwością zbliżenia się do Oliwiera. Ludzka podłość wywoływała u zielonookiej mdłości. Myśląc o tym wszystkim, czuła jakby jej narządy wewnętrzne zaczynały się kurczyć. Doskonale znała to uczucie. Cierpienie zawsze przynosiło podobne objawy i reakcje. Zamykała się w sobie, starając się pozbyć klucza na zawsze. Weltschmerz. I pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu dziewczyna rozmyślała o tym, jaka jest szczęśliwa i beztrosko cieszyła się dniem. W chwili euforii zapomniała, iż tak naprawdę szczęście nie istnieje. Jest wyłącznie ulotnym stanem umysłu, przemijającą chwilą. Moment nirwany nietrwały jak obraz odbity na powierzchni wzburzonej tafli wody. Teraz całkiem zgorzkniała. Nie miała już siły, aby płakać. Z każdą sekundą stawała się coraz bardziej pusta, wyprana z uczuć. W jednej, krótkiej chwili straciła wszystko, co wypełniało jej wnętrze. Doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż tego dnia nawet drobne niepowodzenie mogłoby ją wykończyć. Zatraciła zalążki swojego optymizmu. Po tym, co ją spotkało, nastawiała się na najgorsze. „Jeszcze tylko brakuje, żeby Lejek mnie pogonił! – pomyślała, po czym kopnęła srebrzystoszary kamień leżący u jej stóp. – Ile bym dała, żeby tu teraz ze mną był…”
Po długiej drodze w końcu dotarła do domu. Ból przepełniał ją tak bardzo, iż nawet spacer nie był w stanie poprawić jej nastroju oraz ukoić zszarganych nerwów. Zadano jej zbyt wiele ran. Tego dnia znów poległa w boju.
Weszła do mieszkania, nie zwracając uwagi na cokolwiek. Była wyzuta z jakiejkolwiek chęci do życia. Pragnęła uniknąć nawet błahej kłótni rodzinnej. Tymczasowo czuła się otępiała, jednak w każdej chwili mogła po prostu pęknąć. Była tego świadoma. Przebywała na krawędzi, więc byle drobiazg mógł sprawić, że straciłaby panowanie nad sobą. Nie zamierzała wyładowywać swoich frustracji na innych. Chciała tylko w spokoju zrobić to, co musiała i móc pójść się zrelaksować. Czuła się fatalnie. Wszystko ją przerosło. Jedyne, czego potrzebowała to odpoczynek i samotność. Miała dość. Marzyła o tym, by zamknąć się w swoim pokoju pośród ciszy i odpłynąć w niebyt, zapomnieć choć na chwilę. Choć na moment złagodzić ból. Oddałaby wiele, by świat zamienił się w książkę. By móc przewrócić stronę zapełnioną fatalnymi zdarzeniami, w mgnieniu oka ominąć je i przenieść się do własnej Arkadii.
Postanowiła szybko zjeść obiad, by później nie rzucać się nikomu w oczy. Nie chciała bowiem prowokować jakiejkolwiek awantury. Miała nadzieję, że chwila samotności pozwoli ukoić jej nerwy i dotrwać szczęśliwie nowego dnia.
Zauważyła, że na kuchence stała jej ulubiona zupa pomidorowa. Ucieszyła się. Choć jedna rzecz zdawała się jej sprzyjać. Sprawdziła, była jeszcze ciepła. Wzięła więc do ręki małą, szklaną miseczkę, aby nalać do niej pomidorówki.
Nagle jej kochany pies, Burżuj, skoczył na nią i zaczął szczekać. Dziewczyna była pewna, że zwierzak spał, więc bardzo się go wystraszyła. Niezdarnie upuściła naczynie. Szkło rozbiło się na setki drobnych, połyskliwych kawałeczków. Zuzka chciała jak najszybciej posprzątać bałagan i udawać, że nic się nie stało. Huk upadającej miski sprowadził jednak do kuchni jej mamę. Odgłos zbliżających się kroków kobiety jeszcze bardziej zestresował Zuzę. W pośpiechu skaleczyła się. Po jej dłoni powoli zaczęła spływać szkarłatna struga krwi.
– Co ty, do jasnej cholery, robisz? – wrzasnęła matka na powitanie, wziąwszy się pod boki.
– Cześć! Burżuj mnie wystraszył i tak jakoś upuściłam miskę – tłumaczyła się nerwowo, szybko zasłaniając krwawiące śródręcze. Udawała, że wszystko z nią w porządku, że nic się nie działo. Wzrok matki jednakże zawsze stresował ją i wywoływał u niej nieprzyjemne dreszcze. Wiedziała, że bez awantury się nie obędzie. Przecież dzień jeszcze się nie skończył. Do nocy zostało kilka godzin, które los na pewno zdąży jeszcze wypełnić cierpieniem.
– Nie zrzucaj winy na tego biednego psa! Nawet nie umiesz się przyznać do błędu! Prawda jest taka, że jesteś ofermą! – krzyknęła kobieta. W oczach Zuzy zaszkliły się łzy. Miała już naprawdę dosyć tego feralnego dnia. Wiedziała jednak, że nie może pozwolić sobie na słabość. Dla jej matki byłoby to jak kolejna wygrana. Zuza zaś miała już serdecznie dość dawania jej tej satysfakcji. Zapomniawszy o szkle trzymanym w dłoni, zacisnęła ją w pięść. Ostre resztki naczynia wbiły się w jej rękę i boleśnie przecięły skórę. Dziewczyna jednak nie mogła ukazać ani krzty słabości. Nie teraz.
– Do niczego w życiu się nie nadajesz! Widzisz, nawet przy głupim sprzątaniu się skaleczyłaś. – rzuciła, spoglądając na ręce Zuzy, gdy ta – zapominając o ranie – odsłoniła przypadkiem dłoń. – Boże, po kim ty jesteś taka nieudolna? Pewnie po ojcu… On jest taką samą niedojdą jak ty! – warczała matka nienawistnie.
W tym momencie dziewczyna przestała nad sobą panować. Straciła wewnętrzną siłę. Wiedziała, że porównanie do ojca w ustach  jej matki było najgorszą obelgą. Kobieta nie cierpiała  własnego męża. Uważała go za źródło wszelkich problemów i niepowodzeń w jej życiu. Zuzę czasami również.
Myśl o tym sprawiła, że dziewczyna nie potrafiła dłużej hamować łez. Po jej policzkach zaczęły spływać ogromne, przezroczyste krople. Oczywiście, nie umknęło to bacznej uwadze jej matki.
– O właśnie! Znowu beczysz? No tak, tylko to umiesz zrobić porządnie… Zamiast się mazgaić – posprzątaj! – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i bezzwłocznie wróciła do salonu.
Zuzka szybko wzięła do rąk szufelkę i zmiotkę, po czym zabrała się do pracy. Kiedy jednak jej łza spłynęła na szkło, blondynka nie mogła oprzeć się pięknu i tęczy, która powstała dzięki promieniom słonecznym. Rozejrzała się wokół. Matki nie było. Wzięła więc Największy odłamek, obejrzała go i prędko schowała do kieszeni. Doskonale wiedziała, jak go wykorzystać. Gdy posprzątała, szybko wzięła pudełko zapałek i wybiegła z domu.
Udała się na strych. Jedyne miejsce, w którym mogła być sobą. Ostrożnie rozejrzała się wokół. Nie było nikogo. Wyłącznie ona i cisza. Cisza jednak czasem potrafiła być głośniejsza niż najgorętszy krzyk… Zuza weszła na górę, wyjęła z kryjówki swoją ostatnią świeczkę, która przypomniała jej o niedawnym załamaniu, po czym zapaliła ją i postawiła na pokrytym sadzą oraz woskiem taborecie. Patrzyła w ogień, obserwowała drgający delikatnie, migoczący płomień. Widziała w nim kształty, które wciąż z czymś kojarzyła. Początkowo zauważyła pożar, następnie zgliszcza swojego życia. W jednej chwili wyobraziła sobie płonące piekło. Jej myśli odpłynęły w otchłań, a wyobraźnia kreowała diabły tańczące wokół palących się dusz grzeszników.
Zaczęła rozmyślać nad życiem i postępowaniem ludzi, nad etosami moralnymi oraz sensem ludzkiej egzystencji. Próbowała zająć czymś umysł, zapomnieć o popołudniowych wydarzeniach, jednak nawet tak abstrakcyjne wizje nie zajęły jej głowy na tyle, by wyprzeć bolesne wspomnienia. Desperacko potrzebowała ulgi. Musiała się uwolnić. Wyjęła z kieszeni drobne szkiełko. Trzymając je na otwartej dłoni, spojrzała na nie niczym na ostatnią szansę zbawienia. Obróciła je w palcach, po czym przyjrzała mu się dokładnie. Przez nie świat wydawał się inny, bardziej karykaturalny. Mimo to, jego kubistyczna wersja podobała się dziewczynie o wiele bardziej.
Ogień nie ukoił stopniowo wyniszczającego dziewczynę bólu, postanowiła więc poszukać ulgi gdzie indziej.

Jestem tutaj, sama w swojej świątyni. Jestem, choć nie istnieję. Widzę, choć nie patrzę. Samotna ze swymi myślami przy płomieniu nadziei. Przy jedynej jasności w mym życiu – jasności płomienia. Spalam się niczym zapałka. Dając innym własne ciepło – kończę się, umieram, płonę!

Już nic nie czuję, ból odszedł.
Jeszcze chwila…
Karmazynowa kropla krwi.
Jeszcze moment…

Zniszczyłam siebie, zgubiłam szczęście, zatraciłam marzenia. Ogień mnie niszczy! Jestem nikim, lecz tylko przez chwilę. Uderz mnie jeszcze raz, jeszcze raz poniż… Ja już nie czuję, nie cierpię. Ból przeminął. Wyzwij, przeklnij, zniszcz – mnie już nie ma – już nie czuję.

Kryształowa łza spływa po raz ostatni…

Oskarżaj o wszelkie zło. Niszcz. Rób, co chcesz. Ukrywam prawdę –  umieram. Samotna, żyjąc wyobraźnią, oszukuję siebie. Tylko siebie… Już nikt nie wierzy… Ukrywam uczucia… Przynajmniej próbuję… To, co mówię i to, kim dla Was jestem to tylko maska.

Ostatni moment refleksji…

Na dnie mego serca tkwi zadra – kolec ukryty głęboko. Już nikomu nie ufam, już nie mogę, nie potrafię. Sama wśród miliona zbłąkanych dusz…


Przymykając jedno oko, ponownie spojrzała przez odłamek szkła. Teraz już nie był krystaliczny i czysty. Po jego ostrym brzegu spływała ciemnoczerwona ciecz. Ta sama, która znajdowała się na jej nadgarstku oraz na podłodze. Świat oglądany przez zakrwawioną szybkę nie wydawał się już tak ciekawy, zaskakujący i pociągający. Był raczej mroczny i niepokojący niczym mglista, bezgwiezdna noc. Zuzka zwróciła wzrok na podłogę. Znajdowało się na niej coraz więcej ciemnych kropel. Zdziwiona spojrzała na swój przegub. Na jasnej skórze widoczne było kilka ran, na pierwszy rzut oka niczym nieróżniących się od poprzednich. Kiedy jednak dokładniej się im przyjrzała, dostrzegła iż po każdej szramie spływała ogromna, szkarłatna kropla – od źródła do ujścia – i powoli opadała na zakurzoną posadzkę. Zawsze jej krew krzepła błyskawicznie. Dziś, po raz pierwszy w życiu, miała problem z zatamowaniem krwotoku. Przyciskała do ran chusteczki – jedną, drugą, trzecią. Nic nie pomagało. „Szlag by to trafił!” – zaklęła w myśli, zauważywszy ciemną, mokrą plamę na swoich jeansach. Teraz jednak postanowiła nie przejmować się bałaganem. Za pranie weźmie się zaraz po powrocie do domu.  Na szczęście tym razem miała alibi, którego mogła użyć, by wytłumaczyć się, gdyby ktoś zobaczył krwawe zacieki na jej odzieży.
Ranę zamknął dopiero czas. Czas, który spędziła na patrzeniu w pustkę i wspominaniu bólu. Cierpienie fizyczne kolejny raz odwróciło uwagę od tego, które rozdzierało wnętrze. Wreszcie poczuła coś, za co była odpowiedzialna tylko ona. Coś, o czym decydowała sama. I taki ból akceptowała – była jego Panią – Wielką Panią Cierpienia… Władza nad własnymi odczuciami dawała jej ulgę.
Gdy wypalona świeca zgasła, a knot zgiął się pod ciężarem świata, Orłowska sprzątnęła krzepnące resztki swojej życiodajnej cieczy, po czym wróciła do domu. Wykrwawiona z żalu i emocji – silniejsza.

11 komentarzy:

  1. Wprowadzam zmianę w komentowaniu. Teraz będę czytać i komentować na bieżąco.
    Przeczytałam dopiero pierwsze zdanie i już mi się spodobało. A najbardziej fragment ". Sorry, przeczytałam już 2 zdania :D a więc najbardziej spodobało mi się to drugie "Każdy dzień to nowe cierpienie." Skąd ja to znam?
    "Czarny Czwartek 1994, czyli jej narodziny" hahaha genialne. Może w końcu się uśmiechnę, ale tak prawdziwie. Okey, uśmiech zniknął z mojej twarzy. Nienawidzę, gdy ktoś mówi, że w życiu powinno się robić to, co się kocha! Nienawidzę tego, bo wiem, że ja nigdy nie będę robiła tego co naprawdę chce! Gratuluje Zuzie, że przynajmniej ona odnalazła coś, co rzeczywiście sprawia jej radość.
    Zuzka i Ada to tak jak ja i moja przyjaciółka. Napisałyście, że Orłowska szybko zaufała Adzie. Ja Oli też. Powiedziałam jej wszystko, cała prawdę, nawet tę najgorszą, tę o której nigdy nikomu nie powiedziałam i nawet nie myślałam, że kiedykolwiek powiem, a to wszystko podczas... wyjazdu na basen. Dziewczyny też spotkały się w "oryginalnych" okolicznościach. ;) Jak zwykle za dużo rozpisuję się o sobie. W ostatnim czasie przejawia się u mnie bardzo dużo egoizmu. Trzeba coś z tym zrobić, bo nienawidzę takich ludzi. Znowu nie na temat ;)
    Jak można lubić samotność? Według mnie to jest jedna z najgorszych rzeczy na świecie. Chociaż z drugiej strony lepiej jest być samotnym niż otaczać się jakimiś fałszywymi ludźmi albo penerami, jak to mówi mój tata.
    Doszłam do fragmentu, w którym jest mowa o Burżuju. Kiedyś (i to nie tak dawno temu) napisałam, że będę prosić tatę o psa. Po części nawet nieźle to wyszło, ale wczoraj jak poruszyłam ten temat to usłyszałam tylko krótkie "na wakacje". Ugr! Oczywiście jeśli będę miała psa to podzielę się z Wami tą nowiną :)
    Z reguł wieczory są najgorsze. To wtedy zaczyna się takie zastanawianie "po co tu w ogóle jestem?" wtedy zaczyna się płakać i takie tam. Nienawidzę wieczorów, a równocześnie je kocham. Dziwne, prawda? A najbardziej lubię usiąść na parapecie i patrzeć w gwiazdy. Naprawdę chyba powinien ktoś nade mną stać z batem i sprawdzać co tu piszę.
    Wy nie możecie pisać o bezczynności, bo ja się zaraz pobeczę. To uważam za drugą z najgorszych rzeczy na świecie i niestety ona mnie dotyczy...
    Zazdroszczę Zuzie, że w końcu poczuła się szczęśliwa. Ciekawe czy ja też doznam kiedyś takiego uczucia...
    Opis o szczeniaczkach jest taki słodki <3 Ja też kiedyś miałam szczeniaka... 3 dni. Tata stwierdził, że się nim nie zajmuje, a poza tym powiedział, że jak będzie większy (a był to owczarek niemiecki) to będzie mu rył trawnik! A to wcale nieprawda! Bo ja się nim świetnie zajmowałam. Dzień, w którym Szarik miał nas opuścić, cały czas beczałam. Do dziś jestem pod wrażeniem, że zaledwie przez 3 dni tak przywiązałam się do psa.
    A to kurwa! Jestem tak rozemocjonowana, że za chwilę chyba rozbiję kubek. Ja wiem, że ludzie są fałszywi, ale żeby aż tak! Nawet nie masz pojęcia, jak denerwują mnie ludzie, którzy chcą być w centrum zainteresowania. Ale jak Ada chce mieć dużo znajomych to niech żyje w takim zakłamaniu.
    Tak ciężko czyta się o nieszczęściu Zuzy. Czy ona będzie jeszcze kiedykolwiek szczęśliwa? No bo przecież człowiek może znosić okrucieństwa ze strony ludzi, ale to wszystko jest do czasu. Kiedyś ona się po prostu załamie psychicznie i potnie tą swoją żyletką na śmierć. Nie lubię, jak opisujecie jej nieszczęście, to że czuje się niepotrzebna, zbędna itd. Mam nadzieję, że kiedyś będzie tak naprawdę szczęśliwa. :)
    Ta matka mnie wkurwia! Jest dokładnie taka jak moja! Nieważne, co bym zrobiła to zawsze będzie moja wina. Znam doskonale te uczucie, w którym chciałoby się płakać, ale nie chce się pokazywać tej słabości, a już tym bardziej nie przed nią. Dlatego ja zawsze po kłótni idę do swojego pokoju i tam mogę sobie popłakać.
    Jak ona mogła nazwać Zuzę "ofermą i niedojdą"? Ta dziewczyna ma 19 lat, a jest sto razy mądrzejsza od tej ...(nie chcę używać wulgaryzmów, choć same cisną mi się na usta). Wiem coś o wyzywaniu córki od "debilki, idiotki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmieściło mi się wszystko, więc to jest ciąg dalszy ;)
      Wcale nie podoba mi się pomysł z kawałkiem szkła.
      Wczoraj opowiedziałam mojej przyjaciółce o tym blogu i m.in. wspomniałam też o strychu. Jej reakcja to: "ja bym się bała". hahaha
      Znowu jest opis o świecach. Zuza ma jakieś swoje sposoby, które pomagają jej się uspokoić. Ja zamieniam to na rap i płacz. Doskonałe połączenie.
      Ja nie mogę czytać tego ostatniego akapitu. Wy opisujecie o tym, jak ona się przecięła tym szkłem. Jestem strasznie uczulona na krew. Nie mogłabym się ciąć żyletką, bo jakbym zobaczyła krew to bym chyba zemdlała.
      Mimo iż akceptuję ludzi, którzy się tną, to chyba nigdy nie będę mogła zrozumieć dlaczego to robią. Zuza po tym jest silniejsza. Ja byłabym osłabiona. :D
      Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
      Pozdrawiam :)
      P.S. Przepraszam Was, że tak dużo piszę o sobie. Naprawdę, ja nad tym pracuję, ale nie do końca efekt jest taki, jakbym chciała.

      Usuń
  2. Żal mi Zuzy, najpierw Ada (nie przypuszczałabym, że okaże się taka wredna), potem matka... W ogóle to jak matka może tak traktować jedną z córek, a drugą faworyzować?! Mam nadzieję, że Zuzka będzie mogła wyprowadzić się z domu. To, co się stało na końcu jest przerażające, oby dziewczyna już nie okaleczała, bo to nie rozwiąże jej problemów... Jak Oliwier odkryje, co ona zrobiła to chyba będzie ją pilnować 24 h na dobę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po ostatnim rozdziale marzyłam tylko o tym, żeby Zuza jakoś doszła do siebie, żeby pozbyła się ogarniającego żalu i wyszła na prostą. Dlatego tak bardzo się ucieszyłam z pierwszej części tego odcinka, kiedy główna bohaterka wyraźnie czerpała radość z życia. Ostatecznie spięcie między nią a Oliwierem zostało rozwiązane, zbliżyła się do Ady jeszcze bardziej, tym samym przywiązując się do niej, no i oddała całe serce pracy w schronisku. Miała co robić, dlatego czuła się szczęśliwa. Uległam tej atmosferze i kompletnie nie przyszło mi do głowy, że po tak lekkim, przyjemnym nastroju na pewno przyjdzie jakiś nieprzyjemny zwrot akcji. No i nie pomyliłam się. Prawdę powiedziawszy słowa Ady niemal dosłownie złamały mi serce. Wiadomo, że rudowłosa powiedziała to wszystko, żeby zdobyć sympatię tej całej Moniki (swoją drogą idiotyczny sposób imponowania komukolwiek), ale i tak zachowała się okropnie. Poza tym Zuza nie znała jej pobudek, usłyszała tylko ten okropny elaborat na swój temat i wątpię, by pozwoliła to sobie wytłumaczyć, zresztą nawet motywy Ady są żałosne i niezbyt zmieniają całą sytuację. No i cały dobry humor szlag trafił. Jeszcze potem Burżuj musiał wpaść na swoją właścicielkę i ta nieszczęsna miska się stłukła... A jej mama jak zawsze zachowała się jak skończona suka. Wybaczcie to słowo, ale chyba nie ma lepszego. Potraktowała własną córkę jak gówno, zero współczucia czy jakiegokolwiek innego cieplejszego uczucia, w sumie nie sądzę, żeby była do nich zdolna. Biedna Zuza... A tak się ostatnio cieszyłam, że powstrzymała się od cięcia, tym razem jednak nie wytrzymała. Boże, ona mogła sobie zrobić poważną krzywdę! Mam nadzieję, że Oliwier jakoś porozmawia ze swoją dziewczyną i wszystko wyjdzie na prostą.
    Niemniej rozdział naprawdę świetny, po raz kolejny jestem fanką tego fragmentu napisanego kursywą, tak jak poprzedni wprowadza niesamowity nastrój.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy wyobrażałam sobie scenę, gdy Zuza wyprowadza całą gromadkę takich cudownych psiaków, aż musiałam wykonać długą serię głębokich wdechów. Jak ja uwielbiam psy, a fakt, że ze względów technicznych sama nie za bardzo mogę mieć własnego, tylko potęguje moją fascynację czworonogami występującymi w opowiadaniach. I przy okazji muszę przyznać, że Zuza odwala kawał dobrej roboty, opiekując się tymi biednymi zwierzątkami, z których większość już zapewne wiele wycierpiała (niestety).
    Zuza wydawała się taka pełna optymizmu na początku. Właściwie to aż sama się dziwiłam, że wreszcie w pełni porzuciła swoje wątpliwości i obawy, i zdawała się patrzeć na siebie i najbliższych jej ludzi bez rezerwy, za to z nadzieją i czymś na kształt zaufania oraz wiary w ich szczerość. A tuż po tym wydarzyło się coś takiego… Niestety, ale postawa Ady nie jest wcale czymś nadzwyczajnym, bo całkiem spory odsetek ludzi ma w zwyczaju aż za bardzo przejmować się innymi, uważając, że mogą zdobyć ich sympatię, próbując przypodobać się swoim postępowaniem czy opiniami. W rzeczywistości wszystko, co robią, nie przyniesie rezultatu, bo przecież nie można mieć prawdziwych przyjaciół, jeśli ciągle jest się kimś innym. To, jak postąpiła Ada naprawdę jest nie w porządku. Zwłaszcza po tym, że gdyby nie Zuza dalej musiałaby się męczyć z Kubą... Ale najwidoczniej nie każdy jest w stanie docenić czyjąś pomoc. Nie mówiąc już o tym, że w pewien sposób to właśnie sprawa z Kubą też przyczyniła się do chwilowych problemów między Zuzą i Oliwierem. Naprawdę, świetna nagroda dla Zuzy za jej walkę i chęć pomocy. Szkoda, że dziewczyna nie zdobyła się na wyciągnięcie właśnie takich wniosków, zapominając o starej drodze rozwiązywania problemów. Ale jej będzie bardzo trudno wygrzebać się z czeluści pesymizmu, jeśli zewsząd będą ją otaczać tacy ludzie jak mama i Ada.
    Ach, Lejek, patrz, co się tutaj dzieje… Szybko zakończ swoje sprawy i wracaj, bo Zuza nam się tutaj gubi, a jeśli potrwa to jeszcze jakiś czas to biedna się zamęczy…:(
    A ta jej mama jest naprawdę straszna. Jak mi się marzy, żeby tata wreszcie poczuł się mężczyzną z krwi i kości i trochę potrząsnął tą rodziną. W końcu ile można dać się terroryzować histeryczce, która potrafi walczyć jedynie krzykiem? ;) Tato Zuzy, zakładaj bojówki, i do ataku! Jak nie będziesz sobie radził, to możesz poprosić, to postaram się dostarczyć jakiś pistoletów (mam taki jeden na wodę, ale może wystarczy jak na początek)
    Cudowny ten fragment kursywą. Trochę dziwnie czuje się, zachwycając się nim ze względu na przesłanie i umieszczenie w tekście, ale naprawdę jest wspaniały…
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. "Każda normalna dziewczyna w naszym wieku słucha popu i ogląda komedie romantyczne" TT.TT" no jak widać nie każda, sorrasy, ale schematowanie wiekowo tylko Cię pogrąży droga Adusiu. Okay, w tym opowiadaniu jeszcze nic mnie tak nie wkurzyło jak ta wypowiedź Ady i reakcja Zuzy.. ja bym chyba podeszła do niej i strzeliła w ten sztuczny ryj... tak, jestem zła na fikcyjną postać :D
    Tak jest Zuzajc! Nie załamuj się, trzeba iść dalej co nie! O i cieszy mnie to, że nie jest tak kompletnie załamana przez wyjazd Oliwiera, a praca w schronisku wywiera w niej same pozytywne emocje, tak samo jak spacer. A i owszem, naturalna zieleń uspokaja i odpręża, więc najlepiej szukać w niej radości.
    Bardzo mi się podobał opis mętliku w Zuzie pod koniec rozdziału. I tak mi teraz przyszło do głowy, że oby sobie żyły nie rozkroiła ;_; bo kiepskawo będzie.
    Ada zrobiła faila i to nie małego :/ Zuzka jej tak nie wybaczy. A jak wybaczy to.. ygh. Zdradliwa głupia żmija mać :/
    Eh, co nie trafię na jakąś Adę, to się okazuje głupią rurą. >< wydechową.
    W sumie coś tak czułam, że skoro Zuzka na początku jest taka radosna, to coś się w dalszej części stanie :p
    Aha i jeszcze co do Ady.. ciekawa jestem czy naprawdę gada z Zuzką tylko przez Oliwiera. W końcu obgaduje każdego, ale czy serio tak uważa? Hmm, do niej by pasowało takie odbijanie Lejka, już od kiedy się tak w niego wlampiała ją o to podejrzewałam :/ dziwka. A monika nie lepsza, bo pewnie uzna ją jeszcze za swoją. To przecież jasne, że jeśli ktoś obgaduje z tobą kogoś, to prędzej czy później obgada ciebie z kim innym. Proste? Banalne. Ale tego po Adzie się szczerze mówiąc nie spodziewałam...
    A co do matki.. chciałam to pozostawić bez komentarza, bo ta głupia krowa irytuje mnie od samego początku, ale cóż... no bez przesady, można być głupią narzekalską zołzą, ale żeby tak pogrążać swoją córkę? Pierworodną, własną, jedyną w swoim rodzaju, naszą kochaną Zuze? Na stos z nią. :/
    Rozdział zalicza się do udanych, z całą pewnością. Ale mówię to zawsze, bo każdy taki jest :< i już mi brakuje epitetów i słów... moglibyście dla odmiany napisać jakiś koszmar gramatyczny i składniowy, to by mi może język wrócił na miejsce :D chociaż nie, nie życzę Wam tego. Oby każdy kolejny był lepszy od poprzedniego!
    Pozdrawiam! :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealny ten rozdział. Tyle emocji. Tyle bólu, przeżyć, złości, bezradności. Te uczucia są straszne, ale też wspaniałe. Idealnie je przedstawiłyście, ale wiem też jak trudno je opisać. Trzeba to naprawdę czuć - przeżyć, by tak dobrze podejść do takich sytuacji.
    Jeszcze tak skundlonej baby jak ta Ruda nie spotkałam, zdenerwowała mnie i to solidnie. A matka Zuzy to ogromny tyran, już nie raz to mówiłam i nie raz powtórzę - nienawidzę jej!
    Niech Lejek wraca, bo Zuza nie wytrzyma no! ;/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wytrzymam! No po prostu nie wytrzymam! Nie ufałam Adzie od momentu, gdy spotkała Lejka. Czułam w kościach, że zaczał jej się podobać i że mogą być problemy. Może nawet o tym pisałam. Ale to co przeczytałam teraz totalnie zbiło mnie z nóg! Boże! Jak mi jest żal Zuzy... Gdy już wreszcie komuś zaufała, tak strasznie się sparzyła. To straszne i naprawdę nie chciałabym być na jej miejscu. Jak ona teraz komukolwiek zaufa?
    Mam nadzieję, ze Lejek szybko wróci, a Zuza nie bedzie miała oporów by przyznać się do dręczących ją myśli. jest jedyną osobą, która może mu pomóc. Gdybym była przyjaciółką Zuzy, poradziłabym jej jedno. By wyprowadziła się z tego tragicznego domu, od strasznej matki i uległego ojca i zamieszkała z Lejkiem. Ma w końcu dużo kasy, a Zuza mogłaby przecież gdzieś dorabiać. Odpoczełaby od matki i siostry, była cały czas u ukochanego mężczyzny i może zyskała trochę siły. A Adzie powinna pokazać gdzie jej miejsce. Cholerna, głupia, tępa dziewucha!

    Kochane moje, rozpaliłyście moje emocje do granic możliwości tym rozdziałem. Już dawno nie byłam taka wściekła czytając jakieś opowiadanie! Normalnie nie wytrzymam chyba! Co za dziewucha! Zuza trzymaj się!
    A ja czekam niecierpliwie na kolejny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Początek tego rozdziału napawał optymizmem. Ucieszyłam się, że Zuza w końcu znalazła coś co daje jej radość. Ten spacer z psami, niewinne uśmiechy posyłane przechodniom, to pokazało, że dziewczyna zaczyna na nowo odżywać. Praca z bezbronnymi zwierzakami, które potrzebują miłości stały się swoistą terapią dla Orłowskiej. Nawet brak Oliwera nie był tak zauważalny. W końcu Zuzka może powiedzieć, że potrafi sobie bez niego poradzić i dlatego jestem z niej dumna.
    Niestety piękne chwile prysły jak bańki mydlane. Wiedziałam, że Ada udaje niewiniątko i jeszcze sporo namiesza. Tak to w życiu jest, że osoba, której zaufaliśmy prędzej, czy później nas oszuka. Kiedy Zuza jej pomagała wszystko było dobrze, ale wystarczyło, że na horyzoncie pojawiła sie nowa znajoma i wszystko przestało mieć znaczenie. I to tylko ze względu na "popularność". Widocznie rudowłosa nie dorosła do prawdziwej przyjaźni. Najchętniej urwałabym jej głowę. Nie raz przerabiałam na własnej skórze takie sytuacje. Kiedy ktoś potrzebował mojej pomocy, zawsze mógł na mnie liczyć. Niestety kiedy sytuacja się odwracała musiałam liczyć tylko na siebie, dlatego postanowiłam, że raz na zawsze skończyłam z "działalnością charytatywną".
    No i oczywiście w tym wszystkim musiał pojawić się wątek Oliwera. Tutaj też podejrzewałam, że Ada będzie chciała coś ugrać. Jedno niewinne spotkanie i dziewczyna założyła sobie, że chłopak prędzej, czy później będzie jej. Mam tylko nadzieję, że żużlowiec jest na prawdę rozsądnym facetem i nie da złapać się w sieć.
    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że Zuza nie ma teraz nikogo komu może znowu zaufać. Zachowanie matki jest... nawet nie wiem jakich użyć słów. Skoro uważa najstarszą córkę i męża za ofiary losu, to po co zakładała rodzinę? Mogła wybrać życie w pojedynkę, pewnie byłoby jej łatwiej. Żyjemy w czasach, gdzie rozwody są na porządku dziennym, więc jeszcze nic straconego. Niech szanowna mamuśka spakuje swoje rzeczy i pójdzie swoją drogą. Chyba nikt poza Oleńką nie będzie za nią tęsknić.
    Wiedziałam, że to nie koniec samookaleczeń Zuzy. Czułam, że prędzej, czy później do tego dojdzie. Może jej to daje uwolnić się od natrętnych myśli, ale czy na pewno pomaga? Wątpię. W takiej chwili najbardziej przydaje się wsparcie kogoś komu można zaufać. Szkoda, że nie ma przy niej Oliwera. Właśnie teraz Orłowska potrzebowałaby jego ramienia, dobrego słowa, tego co dla niej zrobił kiedy pierwszy raz się spotkali...

    Kolejny rozdział i kolejny powód do rozmyślań nad własnym życiem. Jak Wy to robicie? Każda część tego opowiadania jest jak terapia, za co dziękuję. :)

    Pozdrawiam i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co za fałszywa suka z tej Ady.. właśnie przypomniałam sobie dlaczego nie lubię dziewczyn i od małego lepiej dogaduje się z facetami. Co za interesowna szmata... Wybacz, ale nienawidzę takiego zachowania. Zuza dobrze zrobiła, że wybiegła bo gdyby tam wparowała to mogłoby się źle skończyć. I jeszcze ta "matka" jeny! jak ta "kobieta" mi działa na nerwy! Czytając "dialog" z Nią wzbierało we mnie napięcie i złość. Jak ona w ogóle może nazywać Siebie matką?!
    Cholera... i tego się bała, że znowu zacznie się kaleczyć... już od kilku rozdziałów miałam to złe przeczucie, że to się w końcu stanie.
    mam nadzieję, że to jednorazowe...

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziś tylko z jednym rozdziałem, ale jednak jestem :D
    Bardzo mi się podobają te takie filozoficzne rozmyślania Zuzy, które są tu wplatane co jakiś czas. Cały ten rozdział był ich pełen - najpierw rozmyślania o szczęściu, później te zdecydowanie mniej radosne, że się tak delikatnie wyrażę. Jezu, jak mnie wkurzyła Ada w tym rozdziale! Niestety, ludzie bez charakteru i za wszelką cenę szukający poklasku wśród innych właśnie tacy są. Niemożliwie bezduszne było to, co powiedziała, to prawda, ale dodatkowo to było tak żałosne i płytkie, że aż się przykro robiło, czytając to. I oczywiście nie to, że Wam coś poszło nie tak przy pisaniu, już raczej zupełnie odwrotnie! Wyszło Wam bardzo dobrze, bo przecież chyba o to właśnie chodziło, żeby czytelnika krew zalała przy czytaniu - a ze mną tak właśnie się stało. Z jednej strony rozumiem chęć posiadania kogoś bliskiego, ale do cholery, Zuza to co, kiełbasa? To najbardziej boli, kiedy taki szary czytelnik jak ja wie, co Zuzka przed chwilą sobie na temat Ady myślała. Takie rozczarowania są okropne, szczególnie, kiedy ktoś ma już za sobą takie nieprzyjemne doświadczenia, jak Zuza z Magdą. Jedyne, czemu się szczerze dziwie, to to, że Zuza nie wparowała między nie, dając do zrozumienia, że wszystko słyszała - ja na jej miejscu tak bym zrobiła. Później pewnie zaszyłabym się w kącie i płakała do rana, ale na pewno chciałabym po czymś takim jak najbardziej Adzie dopiec. A myślę, że postawienie jej w tak bardzo niekomfortowej sytuacji, szczególnie na oczach Moniki, której przecież Ada chciała się przypodobać, byłoby dla rudzielca bolesne. I słusznie, bo należałoby jej się. Kurczę, mogłabym teraz żalić się na ten temat w nieskończoność, ale naprawdę brakłoby mi miejsca nie tylko w jednym, a chyba ze trzech komentarzach, więc może po prostu zakończę tutaj.
    Dalej, mamy oczywiście matkę Zuzy. Znów. Już zdążyłam zapomnieć, jak ta kobieta działa mi na nerwy. Naprawdę nie dziwię się, że Zuza pękła - taki dzień mógłby przytłoczyć każdego, i o ile sama nie mam i nigdy nie miałam jakichkolwiek zapędów w stronę robienia sobie krzywdy, to rozumiem, że osoby, które w taki sposób próbują radzić sobie z problemami miałyby w wydarzeniach tego dnia dostateczny powód, by znów to zrobić. Powiem tak: mam nadzieję, że jak Lejek wróci, to zobaczy ślady na jej rękach. I że pomoże jej się z tym ogarnąć, raz na zawsze. Ech... żeby to było takie proste D: Bardzo mi jej szkoda, że cierpiała aż tak bardzo, że znów musiała się posunąć do tak drastycznego rozwiązania, po raz kolejny z resztą... Chociaż opisy tego, jej rozmyślań i cała reszta (chodzi mi o to pisane w pierwszej osobie) naprawdę robią wrażenie, bardzo mi się podobają.
    Wrócę jeszcze do matki Zuzy. Jezu, ta kobieta naprawdę nie powinna mieć dzieci. Ja nie wiem, czy ona ma po prostu taki despotyczny charakter, czy może stało się w jej życiu coś, co sprawiło, że stała się taka, a nie inna... i bardzo jestem ciekawa, czysto teoretycznie, co by powiedziała, kiedy dowiedziałaby się, co Zuza sobie robi: czy byłby to dla niej powód do dalszej i jeszcze większej krytyki, czy może byłoby to dla niej jak kubeł zimnej wody i w końcu przejrzałaby na oczy i zaczęła Zuzę choć odrobinę lepiej traktować...
    Rozdział jak zwykle świetny, chociaż bardzo smutny, niestety. Ale po kilku weselszych, powiedzmy, musiał przyjść taki gorszy moment. Żałuję, że nie mam dziś czasu na czytanie dalej D: Ale nic to, nadrobię jak będę miała wolną chwilę. Wracam najpóźniej w sobotę, a może wcześniej, zależnie od tego jak praca mi pozwoli.
    Pozdrawiam i przy okazji zapraszam w wolnej chwili na nowy rozdział do mnie [gud-med-oss] :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale