piątek, 23 maja 2014

Caput XXXIV

Dzwonek zadzwonił po raz trzeci. Przeciągły brzdęk wypełnił cały parter. Tym razem dźwięk był o wiele bardziej energiczny, a przez to i drażniący jak gdyby wyrażał frustrację i znudzenie gościa. Orłowska w końcu dała za wygraną. W wyobraźni niemal słyszała niewyobrażalny hałas, jakim następnym razem chłopak mógłby ją katować, bawiąc się dzwonkiem tak długo, dopóki ona nie dotrze do drzwi i łaskawie ich nie otworzy. Ostatecznie kapitulując, Orłowska wstała z krzesła i sennie powlokła się do przedpokoju.
– Rany! Czy zmęczenie tak ci się rzuciło na mózg, że nie umiesz już wsadzić klucza do dziurki?! Rano w sypialni z czymś stricte podobnym nie miałeś najmniejszego problemu, erotomanie! – krzyczała krocząc powoli przedpokojem. Kiedy dotarła do drzwi, bez zastanowienia czy profilaktycznego zerknięcia przez wizjer, otworzyła je gwałtownie. Nie dojrzawszy jednak swojego chłopaka, a czyjąś obcą sylwetkę, wpadła w niemałą konsternację. – O kurwa… – mruknęła czerwona z zażenowania i naciągając poły szlafroka oraz szczelnie zakrywając umorusany dekolt, spuściła wzrok na swoje bose stopy. – Eeee, to znaczy – kim pani jest? – spytała po chwili niepewnie, nieśmiało unosząc wzrok.
W głębi duszy modliła się do Siły Wyższej, w którą od dawna już nie wierzyła, by sytuacja, w której się znalazła, okazała się pomyłką, a stojąca po drugiej stronie drzwi kobieta była wyłącznie natrętną akwizytorką, fałszywą żebraczką, aktywną działaczką WWF lub nawet świadkiem Jehowy. Najważniejsze, by należała do osób, których Zuzka nie musiała już nigdy więcej spotkać. Dziewczyna miała również złudną nadzieję, iż kobieta mogłaby być także lekko przygłucha bądź po prostu nie zwróciła uwagi na kąśliwą uwagę, jaka padła z ust zielonookiej pod adresem jej chłopaka. Cokolwiek. Wwiercający się w blondynkę niczym wiertarka udarowa wzrok nieznajomej rozwiał jednakże wszelkie naiwne marzenia Orłowskiej.
– Matką rzeczonego erotomana – odparła zimno kobieta, przyglądając się wnikliwie dziewczynie i mimowolnie zaciskając dłoń na pasku swojej torebki starając się, by opanować gniew i oburzenie. Widok, jaki ukazał się jej oczom, najwyraźniej nie przypadł jej do gustu, gdyż spojrzenie jakim obrzuciła Zuzę było pełne wyższości, pogardy i niedowierzania. – Mogę wejść? – spytała wyniośle, zerkając nad ramieniem dziewczyny na buty, które chaotycznie walały się po podłodze w przedpokoju.
– Eee… Oczywiście… – wyjąkała zielonooka i pospiesznie odsunęła się od drzwi, potykając się o kość zostawioną przez Burżuja oraz przepuszczając kobietę. Swoim ciałem starała się utorować matce Oliwiera drogę, jednakże jej zachowanie spotkało się wyłącznie z ironicznym uniesieniem brwi.
Podążając za rodzicielką Lejka, przystanęła na chwilę i zaciskając mocno zęby, zmrużyła oczy. Była niewiarygodnie wściekła na siebie za to, co mówiła, gdy nie chciało jej się otworzyć tych przeklętych drzwi. Wiedziała jednak, że nawet gdyby milczała, zapewne nie spotkałaby się z choćby cieniem aprobaty ze strony matki jej ukochanego, ponieważ jej rozchełstany, niedbały wygląd każdemu człowiekowi przesłoniłby nawet najlepsze maniery. „Naprawdę musiałeś mnie wymazać tym cholernym sosem? Musiałeś?!” – krzyczała w głowie na Oliwiera, bezskutecznie starając się zetrzeć plamę ze swojego szlafroka. W rzeczywistości jednak do niego miała najmniejszy żal. Nie miała prawa go obwiniać. W końcu ona sama choć raz mogła odpuścić sobie zbędne, złośliwe komentarze. Skąd jednak mogła przypuszczać, iż zwykła, słowna utarczka skończy się tak kuriozalnie? Czy zawsze musiała mieć takiego pecha? Jakie było prawdopodobieństwo, że kobieta złoży synkowi wizytę po tak długim czasie akurat dzisiaj? Bo ile w końcu minęło lat od wyprowadzki Lejkowicza? Dwa? Trzy? Szanse na spotkanie były w związku z tym dosłownie zerowe! Blondynka przyciągała jednak kłopoty niczym magnes.
Matka Oliwiera bez pytania czy choćby odrobiny skrępowania usiadła na kanapie w salonie i krytycznym wzrokiem przesunęła po całym pomieszczeniu. Jej pewność siebie sprawiała, iż Zuza miała wrażenie, że to właśnie kobieta była gospodynią domu, w którym obie przebywały. Zdawała się w ogóle nie dostrzegać niezręczności w sytuacji, w jakiej postawiła właśnie blondynkę. Albo przynajmniej nie zwracała na nieprzyjemną atmosferę najmniejszej uwagi.
Szczupła, ciemnowłosa kobieta nie wzbudzała w Zuzce ani krzty sympatii. Była taka chłodna, wyniosła, dumna, tak majestatyczna… Wyglądała jakby nie odczuwała żadnych emocji, jakby nie była zdolna do okazywania jakichkolwiek uczuć. Jakby była ponad nimi – chłodny rozum ponad czułym sercem. Twarda oraz nieprzystępna niczym skalny głaz lub bryła lodu. Należała do osób, do których ludzie boją się podejść – są onieśmieleni ich wyższością, niedostępnością i hieratycznością. Orłowska zaś właśnie znalazła się na jej celowniku bez najmniejszych szans na ucieczkę i ani przez moment nie była zdolna wątpić w talent snajperski pani Lejkowicz.
Nie miała pojęcia co mogłaby zrobić, by wyratować się z impasu, w związku z czym zrezygnowana zajęła miejsce na fotelu po drugiej stronie pokoju. Przerażona, rozpaczliwie zastanawiała się, co na ten temat powiedziałby savoir-vivre. Ciekawe, czy znalazłaby w nim jakiekolwiek dobre wyjście z tej sytuacji. Pewnie zacząłby od polecenia zmiany odzieży…  „Zabiję cię za ten sos, kretynie…” – przeklęła w myślach Oliwiera po raz kolejny tego dnia.
– Chciałaby pani napić się jakiejś kawy? Albo herbaty? – zaproponowała uprzejmie po chwili, nerwowo bawiąc się zawieszką spoczywającą na jej szyi. Miała nadzieję, że drobną sugestią zyska choć odrobinę przychylności ze strony kobiety lub choć w minimalnym stopniu zmaże fatalne wrażenie, jakie na niej sprawiła. W odpowiedzi jednak po raz kolejny została obrzucona pozbawionym emocji spojrzeniem.
– Nie, dziękuję. Nie zamierzam przyjąć niczego od jakiejś prostytutki panoszącej się bezprawnie po domu mojego syna pod jego nieobecność – powiedziała pani Lejkowicz lodowatym wręcz tonem, wbijając w dziewczynę pogardliwy wzrok, jednocześnie mocno  ściskając swą torebkę jakby chcąc ją ochronić. Pod naporem jej granatowych jak u Oliwiera oczu, Zuza momentalnie zarumieniła się i spuściła wzrok. Wypowiedź kobiety sprawiła, że blondynka straciła resztki wiary w siebie, a także w to, iż uda jej się w jakikolwiek sposób porozumieć z kobietą. Czuła się zażenowana, gdy tylko starała się wyobrazić sobie, co jeszcze niespodziewany gość sądzi na jej temat. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, iż zupełnie zgadzała się z osądem kobiety – bezprawnie panoszyła się po domu Lejka, tym samym niszcząc jego szanse na porozumienie z matką.
– Okay… – wymamrotała dziewczyna w odpowiedzi, rozglądając się neurotycznie w poszukiwaniu Burżuja. W oczach rozmówczyni zapewne nie grzeszyła elokwencją, jednakże tylko tyle zdołała z siebie wykrzesać, gdy z nerwów jej język zdawał się być sztywny niczym kołek. Po chwili zastanowienia jednak udało jej się ułożyć w myślach pełne zdanie, które składało się z podmiotu oraz orzeczenia. – Muszę tylko panią uprzedzić, że Oliwiera nie będzie jeszcze przez co najmniej dwie i pół godziny – powiedziała niepewnie, pocierając otwartą dłonią koniuszek nosa. Kobieta niechętnie spojrzała na zegarek, po czym poruszyła się lekko na kanapie, by znaleźć najwygodniejszą pozycję i przygotować się na długie oczekiwanie. Zdawała się w ogóle nie dostrzegać obecności dziewczyny. Była panią sytuacji. Przez jej powagę i emanujące wręcz poczucie wyższości Orłowska czuła się niesamowicie onieśmielona. Szczerze i z całego serca nienawidziła impasu, do którego nie przywykła. Rzadko bowiem zdarzało się, iż nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa, a w jej głowie panował mętlik uniemożliwiający zwerbalizowanie swoich myśli. Zazwyczaj była zdolna zripostować praktycznie każdą wypowiedź czy nieprzyjemny komentarz jaki rzucano pod jej adresem. Tym razem jednak słowa grzęzły w jej gardle, a w umyśle kłębiło się coraz więcej pytań, na które nie znała odpowiedzi oraz frustrujących wątpliwości. Z jednej strony znała sytuację, jaka panowała między Oliwierem a jego matką. Chłopak mówił jej, że odkąd wyprowadził się z domu, nie utrzymuje z kobietą kontaktu. Choć początkowo chciał naprawić łączące go z nią stosunki, w pewnym momencie zaniechał usilnych prób i starań, gdyż wszelkie jego wysiłki były przez nią brutalnie tłamszone. Zuza sądziła, że po tak długim czasie Oliwierowi trudno byłoby wybaczyć matce ostatnie lata i tak po prostu, bez chwili wahania zacząć wszystko od nowa… Zbyt wiele przez nią wycierpiał. Orłowska wiedziała więc, że gdy chłopak wróci do domu, nie będzie zachwycony widokiem kobiety. Należał on do ludzi bardzo porywczych, toteż dziewczyna nie była w stanie przewidzieć jego reakcji. Najlepiej dla nich wszystkich byłoby, gdyby wyprosiła jego matkę z domu, nie informując nawet chłopaka o jej wizycie. Z drugiej strony jednak nie mogła wtrącać się w ich wzajemną relację. Nie miała prawa tak po prostu powiedzieć pani Lejkowicz, że nie była mile widzianym gościem. Takie zachowanie bowiem byłoby nie na miejscu i na pewno w jakikolwiek sposób nie polepszyłoby jej wizerunku w oczach „teściowej”. Nie miała takiego prawa. Obserwując kobietę, nagle poczuła, iż to ona – a nie niedawno przybyła – jest w tym domu prawdziwym intruzem.
– Rozumiem. Poczekam na niego – powiedziała kobieta, odwracając uwagę blondynki od ponurych myśli. Spełniły się jej najgorsze obawy. Gdyby matka Oliwiera powiedziała, że wróci przy innej okazji, dziewczyna miałaby możliwość wzięcia prysznica, przebrania się, a tym samym uwolnienia od niewdzięcznej roli. Byłaby wolna. Teraz niestety straciła swoją jedyną szansę na ratunek. Przecież nie mogła kazać kobiecie zostać samej w salonie, tłumacząc się koniecznością odświeżenia się. Byłoby to bardzo niewłaściwie, a przez to i niekulturalne. Ponadto na pewno usłyszałaby kolejny nieprzyjemny komentarz pod swoim adresem, a tego chyba nie byłaby w stanie znieść. Choć doskonale zadawała sobie sprawę, że oskarżenia te były bezpodstawne i zakrawały o oszczerstwa, boleśnie w nią godziły. Najgorsze zaś w tym wszystkim było to, iż nie była w stanie się postawić, odpowiedzieć agresorowi tym samym. Gdyby chodziło o jakąkolwiek inną osobę, zapewne  już dawno wyszłaby ona stąd dogłębnie urażona, nie chcąc nigdy więcej spotkać blondynki. Tym razem jednak Zuza miała związane ręce. Matka Oliwiera była częścią jego życia, a nie przypadkowym przechodniem na drodze Orłowskiej. Nie mogła więc tak po prostu, kolokwialnie mówiąc, przepędzić jej na cztery strony świata. Ponadto monumentalny wręcz sposób bycia kobiety pozbawiał dziewczynę całej jej odwagi, śmiałości i resztek pewności siebie. Czuła się przy niej jak nic niewarty robak, śmieć na wysypisku, rozdeptana resztka papierosa czy szyba potłuczona w drobny mak – bezużyteczna, niezdolna do naprawy, zbędna. Przez strach i uczucia, jakie kumulowały się w jej wnętrzu, bała się nawet spojrzeć kobiecie w oczy.
– Okay… – mruknęła w odpowiedzi, nerwowo drapiąc się po dekolcie. W dalszym ciągu nie potrafiła wydobyć z siebie bardziej elokwentnej odpowiedzi. „Tego jeszcze brakowało! Według niej jestem niewychowaną dziwką, która nie potrafi złożyć prostego zdania! Ale po co mam mówić, skoro jestem tu tylko od dawania dupy? Lejku, wracaj zanim umrę ze wstydu albo zanim wyjdę na jakąś byle szmatę, która chce cię okraść czy zabić…” – błagała w myślach. Niespodziewanie jej rozmyślania przerwało ciche kichnięcie. Zielonooka potrząsnęła głową i spojrzała na rodzicielkę Oliwiera. Upewniając się, iż nagły dźwięk pochodził właśnie z jej strony, bez zastanowienia rzuciła się po paczkę chusteczek higienicznych i niezdarnie podała ją kobiecie. Ta jednak spojrzała na nią niechętnie, po czym otworzyła torebkę i z jej przepastnych czeluści wydobyła kawałek materiału, którym delikatnie otarła nos.
W pokoju po raz kolejny tego dnia zapanowała niezręczna cisza, która zdawała się wręcz przyprawiać blondynkę o nieprzyjemne dreszcze. Pani Lejkowicz cały czas przyglądała się Zuzie oceniająco, bezustannie taksując ją od stóp do głów. Powoli wiodła wzrokiem po jej zawstydzonej twarzy, leniwie przesuwając go wzdłuż jej poplamionego szlafroka, kończąc na jej bosych stopach. Dziewczyna bez przerwy czuła wwiercające się w nią spojrzenie. Sama jednak nie umiała go odwzajemnić. Choć często prowokowała ludzi patrząc im prosto w oczy, wyniosła i dystyngowana  kobieta onieśmielała ją. Zamiast w jej granatowe, chłodne oczy, dziewczyna niecierpliwie wpatrywała się w podłogę, sufit, ściany, wiszący na jednej z nich obraz, zdjęcia, drewniane słoje układające się na meblach – cokolwiek, byle nie musieć wytrzymywać jej mrożącego, przeszywającego na wskroś  wzroku. Gdy przyglądała się drzewom za oknem, nie wytrzymała. Mimowolnie musiała się odezwać. Chęć przerwania ciszy wzięła górę nad rozsądkiem.
– Ładna dzisiaj pogoda, prawda? – spytała cienkim, łamiącym się od nadmiaru emocji głosem. Głusza wokół bowiem naprawdę zaczęła stawać się dla niej nie do zniesienia.
– Posłuchaj mnie uważnie. Nie zamierzam się zaprzyjaźniać z utrzymanką mojego syna. Cisza sprawia mi o wiele więcej przyjemności niż niedorzeczna rozmowa z tobą, więc daruj ją sobie – powiedziała kobieta zimnym, odpychającym tonem, na dźwięk którego Zuzę przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
– Eee… Okay… – wyjąkała załamana dziewczyna, opadając bezwładnie tułowiem na oparcie fotela. Usłyszawszy opinię matki Oliwiera na temat jej starań, postanowiła definitywnie przestać się odzywać. Każda jej wypowiedź była bowiem niczym gwóźdź do trumny, który wbijała sobie sama. Starając się ukryć zażenowanie, ukradkiem spojrzała na zegar i niemal jęknęła, gdy zobaczyła, że będzie musiała znosić tę ciężką sytuację jeszcze przez co najmniej dwie godziny. Niemniej jednak zasłoniła usta dłonią, dzięki czemu z jej krtani wydobył się wyłącznie cichutki świst. Ponadto nie mogła uwierzyć w to, że od przybycia kobiety minęło niespełna trzydzieści minut. Dla Zuzy bowiem czas wlókł się niemiłosiernie niczym średniowieczne stulecia nędzy i zarazy. Natarczywie i tępo wpatrywała się w sekundnik, odnosząc wrażenie, że dzisiaj poruszał się o wiele wolniej niż zazwyczaj. A może naprawdę przestał prawidłowo działać? Dziewczynę ogarnęła przeogromna ochota, by zerwać się z kanapy i sprawdzić, czy  przypadkiem nie wyczerpały się w nim baterie. Wzrok pani Lejkowicz jednak skutecznie unieruchomił ją, przyszpilając do skórzanego obicia fotela. Czuła się jak zwierzyna stojąca przed niebezpiecznym drapieżnikiem. Mały zajączek niemogący uciec przed krwiożerczym wilkiem. Z tego powodu umysł mimowolnie narzucał jej ciału wskazówki, zalecając nie wykonywanie gwałtownych ruchów, spokojny oddech oraz brak kontaktu wzrokowego z oprawcą.
Mimo upływającego czasu, Orłowska wciąż czuła na sobie ciężkie spojrzenie matki Oliwiera. Było ono tak natarczywe, iż z nerwów dziewczyna zaczęła niespokojnie wiercić się na swoim siedzeniu. Zastanawiała się, jakie myśli kłębiły się w głowie kobiety. Co widziała, gdy patrzyła na Zuzę? Nad czym się zastanawiała? Co sądziła o związku Oliwiera z nią? Co myślała o swoim synu? O jego domu, stylu życia, najbliższej przyszłości…? W jakim celu tutaj przyjechała? Czego chciała? Momentalnie jednak uświadomiła sobie, iż  głębi duszy nie chciałaby poznać odpowiedzi na swoje pytania. Tak przecież było lepiej…
Od natłoku natrętnych i dołujących myśli, zielonooką okrutnie rozbolała głowa. Chciała wstać i jak najszybciej udać się po jakieś tabletki przeciwbólowe, jednakże prędko uświadomiła sobie, że nie wiedziała, gdzie znajdowała się apteczka. Zrozumiała również, iż neurotycznym poszukiwaniem proszków ponad wszelką wątpliwość nie zaplusowałaby w oczach kobiety. Miała dosyć. Czuła się sfrustrowana, zdenerwowana, zmęczona… Przede wszystkim jednak była zniecierpliwiona. Niezmiernie nie mogła doczekać się powrotu Oliwiera. Tego dnia wyczekiwała go niczym czyśćcowa dusza zbawienia. Cisza między nią a kobietą szargała jej nerwy. Z tego powodu wciąż nerwowo zerkała na swój telefon, naiwnie licząc na litościwego telemarketera, który zająłby ją bezsensowną rozmową, tymczasowo uwalniając od męki. Zadowoliłaby ją również niespodziewana wizyta domokrążców, którzy z zapałem staraliby się zareklamować jej zepsuty odkurzacz. Wiedziała bowiem, iż jeśli Oliwier nie wróci niebawem, ona sama niechybnie oszaleje i wyląduje w psychiatrycznej izolatce!
Szukając ucieczki, rzuciła nieme spojrzenie przez okno. Zawsze w szkole, gdy nie miała siły słuchać nauczycieli bądź żałosnych dyskusji znajomych z klasy, pomagało jej to. Wolność, jaką mogła w nim zobaczyć przypominała jej, że już niedługo będzie po wszystkim. Niedługo wróci Lejek i wszystko się ułoży. Wszystko będzie dobrze. Tym razem także odwieczna mantra i piękno natury przyniosły jej tę odrobinę upragnionego, błogiego spokoju. Mentalnie odcięła się od kobiety zajmującej miejsce naprzeciw niej. Patrzyła na ptaki, liście, wiatr delikatnie poruszający koronami drzew, a w pewnym momencie przeniosła wzrok na błękit nieba. Zaczęła przyglądać się białym śladom na niebie pozostawionym przez jakiś samolot, obserwowała błędną wędrówkę chmur. Chociaż widok za oknem emanował spokojem, jego błogość nie wystarczała, by Zuza w pełni wyzwoliła się spod presji i poczuła swobodniej. Wciąż tak bardzo pragnęła wykrzyczeć kobiecie, iż ma dość jej zbędnej obecności oraz że swoją wizytą na pewno nie uszczęśliwi syna, a jedynie wprawi go w niemałe zakłopotanie.
Nawet Burżuj trzymał się z dala od salonu. W pewnym momencie zaciekawiony wszedł do pokoju i podszedł do gościa, by się z nim przywitać. Kiedy jednak kobieta zwróciła nieprzychylny wzrok w jego stronę, biedny i zatrwożony pies podkulił ogon, po czym szybko wycofał się z pokoju, pozostawiając swoją właścicielkę na pastwę pani Lejkowicz i chowając się w swoim legowisku w kuchni. Najwyraźniej nawet zwierzę było w stanie wyczuć gęstą atmosferę, jaka unosiła się w powietrzu. Czemuż się dziwić? W końcu jedynie psy i małe dzieci nie dają się zwieść grze pozorów, dzięki czemu bezbłędnie rozpoznają ludzkie intencje.
Po dłuższej chwili Zuza ponownie spojrzała na zegar. Tym razem jednak nie spotkało jej kolejne rozczarowanie. Była już bowiem niemal osiemnasta. To zaś oznaczało, że Oliwier przed momentem prawdopodobnie skończył trening i niebawem zjawi się w domu, w którym czeka go niemała niespodzianka. Na twarzy blondynki mimowolnie zagościł szczery uśmiech. Kiedy uświadomiła sobie, jak blisko mentalnego zwycięstwa nad własnymi słabościami była, momentalnie wstąpiła w nią nowa energia oraz wiara w to, że wytrzyma do końca. Już niedługo będzie mogła stąd uciec! W końcu zostawi ich samych i stanie się niewidzialna, rozpłynie się, odejdzie w niebyt.
Jak na zawołanie usłyszała szczęk przekręcanego w drzwiach frontowych klucza. W tym momencie wydawał się on dziewczynie najwspanialszym dźwiękiem, jaki usłyszała w całym swoim życiu. Cudem powstrzymała się od okrzyku ulgi, gdy cudowny hałas dotarł do jej uszu. Myślenie życzeniowe jednak się sprawdza!
– Wróciłem, kochanie! Mam nadzieję, że... Mama?! Co ty tutaj robisz, do cholery?! – krzyknął zszokowany chłopak, upuszczając na ziemię torbę ze swoimi rzeczami. Jego oczy były ogromne niczym pięciozłotówki, a on sam znieruchomiał na chwilę, przerywając zdejmowanie butów. Kiedy jednak jego niemy wzrok padł na Zuzę, jego spojrzenie na powrót wypełniło się emocjami.
– O kurwa… – bąknął półświadomie, siadając  na szafce na buty. Uświadomił sobie bowiem, w jak bardzo niekomfortowej sytuacji znalazła się Orłowska. Choć nie miał wpływu na wydarzenia owego dnia – czuł, że powinien jakoś wynagrodzić jej cierpienia oraz upokorzenia, jakie na pewno ją spotkały. W końcu doskonale znał swoją matkę i wiedział, do czego była zdolna.
 – Widzę, że się od niej uczysz. Pogratulować! – rzuciła kobieta, unosząc się z kanapy. Lejkowicz jednak puścił jej uwagę mimo uszu, jak gdyby w ogóle jej nie słysząc. Wciąż przepełnionym uczuciami wzrokiem wpatrywał się w zielonooką. Orłowska mogła odnaleźć w nim współczucie, wyrzuty sumienia i wściekłość na zaistniałą sytuację. Sportowiec momentalnie wziął na siebie całą winę za nieprzyjemności, jakie spotkały jego dziewczynę. Patrząc w jego oczy, poczuła niesamowitą ulgę. Wiedziała już, że wszystko się ułoży. Na powrót poczuła się bezpiecznie. Wchodząc ostrożnie do salonu, chłopak oparł się o futrynę i kręcąc z niedowierzaniem głową, otworzył usta, by wyartykułować choćby jeden wyraz. Choć bardzo chciał powiedzieć Zuzce coś, co podniosłoby ją na duchu, nie był w stanie. Zanim zdążył dobrać odpowiednie słowa i złożyć je w jakiekolwiek sensowne zdanie, blondynka wstała z fotela i skierowała się w jego stronę.
– Myślę, że powinnam zostawić was samych – powiedziała półszeptem, odwracając wzrok od jego twarzy i oddychając ciężko. Kiedy jednak mijała go – przelotnie, lecz mocno – chwycił ją za rękę, zatrzymując ją przy sobie na ułamek sekundy. Ten drobny gest przekazał jej całe jego wsparcie, współczucie oraz ukazał targające nim poczucie winy. O dziwo, dodało jej to sił. Ponownie spojrzała chłopakowi w oczy. Tym razem jednak jej spojrzenie przepełnione było ciepłem, wdzięcznością, a także wsparciem. W jednej chwili zapragnęła przytulić się do chłopaka i tym samym wymazać ostatnie godziny ze swojego życia. Wiedziała jednak, że jej nagła potrzeba będzie musiała trochę zaczekać, więc po prostu zdecydowała się posłać mu szczery uśmiech. W jednej chwili uświadomiła sobie, iż w tym momencie ich role zamieniły się. Tym razem to Oliwier stawał się ofiarą, która potrzebowała jej wsparcia i obecności. Mimo wszystko jednak nie była w stanie przemóc się i zostać z nim na dole, by czuł się odrobinę pewniej. Delikatnie przesunęła kciukiem po dłoni żużlowca i przysunęła się do niego. Lekko dotykając ramienia żużlowca, wspięła się na palce, by choćby fragment ich rozmowy nie wydobył się poza wiedzę ich dwójki.
– Dasz radę… – wyszeptały niemal bezgłośnie jej usta, po czym znów zamknęły się pod osłoną niemrawego uśmiechu. Widok twarzy zielonookiej przyniósł chłopakowi ulgę. Wiedział, do czego zdolna była jego matka. Znał ją bardzo dobrze, więc bez najmniejszego problemu mógł domyślić się, co pomyślała o Zuzie i jak ją potraktowała. Kobieta nigdy nie skrywała swoich antypatii, a wszystkim nowo poznanym ludziom okazywała swoją wyższość. Miał jednak cichą nadzieję, że nie wyraziła ona swoich poglądów na głos w obecności Orłowskiej. Nikomu nie życzyłby niespodziewanego spotkania ze swoją rodzicielką. Nikomu, a już z całą pewnością nie swojej dziewczynie. Właśnie dlatego jej przelotny uśmiech sprawił, że poczuł ogromną ulgę. Zuza była twarda i wytrzymała. Życie nauczyło ją, jak radzić sobie z przeciwnościami losu i jak nie poddawać się innym ludziom. Oliwier puścił dłoń dziewczyny i uniósł rękę, by dotknąć jej twarzy, jednak blondynka szybko odwróciła wzrok i skierowała się ku wyjściu z pokoju. Była przekonana, iż czułość pozbawi ją jej dystansu, obedrze z niej maskę wytrzymałości i doprowadzi na skraj rozpaczy. Chłopak patrzył za nią tęsknie aż do momentu, w którym zniknęła za drzwiami. Dopiero wówczas spojrzał na swoją rodzicielkę i zebrał w sobie siły, by stawić jej czoła.
Orłowska szybkim krokiem skierowała się do łazienki. Tylko gorąca kąpiel była w stanie ukoić jej nerwy i przynieść błogi spokój po tych pełnych stresu i niezręczności godzinach. Nie czuła bólu czy żalu, a jedynie frustrację, która przeszywała wszystkie jej komórki. Pragnęła choć momentu samotności, możliwości zrzucenia kostiumu, który przywdziała, by dopasować się do niewdzięcznej roli. Świat jest teatrem – każdy człowiek ma do odegrania role, które stawia przed nim świat, jednakże tylko od niego zależy, jak wywiąże się ze swoich zadań. Jej serce wciąż kołatało jak oszalałe. Liczyła, że kilka chwil w wannie może zniwelować stres. Sądziła bowiem, iż absolutna alienacja to w tej chwili najlepsze rozwiązanie. Nade wszystko jednak, nie chciała słyszeć rozmowy między Oliwierem a jego matką. Nie była na to gotowa. To, co działo się na dole domu Lejkowicza, nie było jej sprawą. Mimo wszystko, wciąż czuła się obca w ich świecie. Intruz pośród rodziny… Chcąc zmyć z siebie wszelki wstyd i odciąć się od minionych chwil, prędko zdjęła poplamiony szlafrok i koszulkę nocną i bez chwili wahania wskoczyła do wanny. By zagłuszyć myśli, odkręciła duży strumień wody i wsłuchała w jego spokojny szelest.
Kiedy zakręciła kran, szum umilkł, a przez drzwi przebił się oburzony głos jej chłopaka:
– Albo przestaniesz w tej chwili obrażać moją dziewczynę, albo równie dobrze możesz stąd wyjść! – krzyczał żużlowiec. Jego słowa bardzo rozbudziły zainteresowanie Zuzki. Wiedziała, iż nie powinna podsłuchiwać i mieszać się w nieswoje sprawy, jednakże ciekawość była silniejsza od niej.
– A co?! Mylę się?! Nie mam racji?! – jego matka także podniosła ton.
– Tak, mylisz się! Nie jesteś wszechwiedząca i nie masz prawa jej tak oceniać! Nawet jej nie znasz! A ja nie zamierzam tolerować twojego zachowania, bo ją kocham i twoje słowa skierowane przeciw niej, są wymierzone też we mnie!!!
– No to serdecznie gratuluję ci gustu, mój drogi! Nie tak cię wychowałam. Kochasz ją?! A czy ty w ogóle wiesz, co to znaczy? Dobre sobie! Ty wiecznie myślisz tylko o sobie – zaśmiała się ironicznie kobieta.
– Chyba powinnaś już się zbierać, nie? – spytał zimno Oliwier. – Myślę, że wiesz, gdzie są drzwi, więc daruję sobie odprowadzanie cię. I jeżeli kiedykolwiek jeszcze pomyślisz o przyjeździe tutaj, nie spodziewaj się miłego przyjęcia.
– I pomyśleć, że chciałam zacząć wszystko od nowa i zapomnieć o tym wszystkim, co stało się z naszą rodziną… – odpowiedziała kobieta głosem graniczącym z lamentem.
– Na to już trochę za późno… mamo – ostatnie słowo wyartykułował dosadnie.
Zuza usłyszała jakąś odpowiedź ze strony pani Lejkowicz, jednak nie była w stanie rozróżnić słów. Przez drzwi łazienki przedarł się tylko niewyraźny szum pretensji i zawodu. Potem natomiast nastąpił głośny trzask zamykanych drzwi. Słysząc to, dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Poczuła bowiem, że w końcu oboje uwolnili się spod panowania złej królowej, która niechybnie prowadziła ich ku zagładzie. Ponadto słowa wypowiedziane przed chwilą przez chłopaka znaczyły dla niej zdecydowanie więcej niż jakiekolwiek deklaracje, które kiedykolwiek jej składał. Do tej pory Oliwier wiele razy wyznawał jej miłość, jednakże jego długie monologi często zdawały się dziewczynie irracjonalną, aczkolwiek pięknie brzmiącą blagą. Zdawały się bowiem zbyt idealne, perfekcyjne, szablonowe.  Ona zaś zbyt wiele razy zaufała kształtnym słowom, by przyjmować na wiarę każde kolejne. O uczuciu, jakim darzył ją Lejek przekonywały ją wyłącznie jego rycerskie czyny, nie zaś górnolotne słowa. Tym razem jednak bez najmniejszych przeszkód uwierzyła w moc wyrazów padających z jego ust. A dlaczego? Dlatego, że wypowiedział je w oczy kobiecie, która dla każdego człowieka powinna być najważniejszą osobą w życiu – własnej matce. Uśmiechając się do swoich myśli, zanurzyła się w wodzie i niemalże poczuła, iż z jej ciała i umysłu zmywają się wszystkie negatywne emocje, które skumulowały się w niej w ciągu całego męczącego dnia.

***

Po ponad godzinie dziewczyna w końcu wyszła z łazienki. Po długiej kąpieli poczuła się o wiele lepiej. Kierując się w szlafroku do sypialni, nagle zapragnęła jak najszybciej ułożyć się w ramionach swojego chłopaka. Z tego powodu więc prędko zaczęła szukać go po całym domu. Jak na złość nie mogła go jednak nigdzie znaleźć. W związku z tym, zrezygnowana udała się do swojej sypialni. Kiedy jednak przekroczyła próg, zatrzymała się w pół ruchu, po czym skonfundowana spojrzała na łóżko. Czasem proste rozwiązania były najwłaściwsze. Okazało się bowiem, że żużlowiec rozłożył się na materacu i smacznie na nim drzemał, zajmując niemal trzy czwarte łóżka. Na nocnej szafce obok niego stała natomiast pusta szklaneczka. Odruchowo podniosła ją, by przyjrzeć się resztkom jej zawartości. Kiedy jednak uniosła ją bliżej, jej nozdrza uderzył intensywny zapach Bourbona. Patrząc na chłopaka z politowaniem, Zuza uniosła brwi.
– Co ty tu robisz? – spytała groźnym tonem, opierając dłonie na biodrach. Nie wiedzieć dlaczego, aroganckie zajmowanie całego łóżka, bardzo rozzłościło dziewczynę. Niemniej jednak, najbardziej jednak bolał ją fakt, iż chłopak wciąż wytykał Orłowskiej zapijanie problemów, samemu robiąc dokładnie to samo. Hipokryzja Lejka sprawiła, iż zielonooka postanowiła przytemperować odrobinę jego charakter i przypomnieć o pewnych zasadach. Poczuła, że jej ciało może jeszcze trochę poczekać na dotyk jego silnych, bezpiecznych ramion.
– Śpię… – mruknął chłopak, zasłaniając oczy przed ostrym światłem zalewającym pokój.
– A dlaczego tutaj? – spytała nieco rozbawiona odsuwając się na tyle, by kolejna dawka jasności pochodzącej z nocnej lampki rozlała się na twarz Oliwiera. Chłopak spojrzał na nią z niemą pretensją.
– Rany… Miałem dzisiaj naprawdę męczący dzień. Chcę się wyspać! Daj mi spokój… – bełkotał nieprzytomnie, zakładając na głowę poduszkę.
– Ubiorę się, a potem idę na spacer z Burżujem. Trochę go dzisiaj zaniedbałam – szczęście, że może swobodnie wychodzić do ogrodu. Kiedy wrócę – ma cię tu nie być – powiedziała szorstko i bezkompromisowo, po czym skierowała się do drzwi.
– Mhm… – mruknął chłopak w odpowiedzi, balansując na granicy jawy i snu. Widząc jego bezczelną ignorancję, blondynka wyszła z pokoju, złośliwie nie gasząc światła.

***

Spacer z psem był jak zwykle długi i przyjemny. Chłodne, wieczorne powietrze omiotło twarz dziewczyny, studząc wszelkie emocje. Rześki wiatr okazał się kolejną formą regeneracji Zuzy po dzisiejszym dniu. Choć przez chwilę potrzebowała uczucia wolności. Wolności, którą skradła jej pani Lejkowicz. Ponadto fatalnie czuła się z faktem, iż tego dnia praktycznie zapomniała o swoim ukochanym zwierzaku. Spacer więc okazał się błogim zadośćuczynieniem dla nich obojga.
Gdy prawie godzinę później wróciła do domu, od razu skierowała się do swojego pokoju. Tak jak się spodziewała, jej chłopak nie raczył wynieść się z pomieszczenia. Wciąż leżał nieruchomo, kryjąc twarz pod poduszką i cichutko pochrapując. Zuza możliwie jak najciszej podeszła do łóżka i uklękła na jego brzegu, po czym pochyliła się nad swoim chłopakiem.
– Miałeś stąd zniknąć! – unosząc delikatnie pościel z głowy Oliwiera, krzyknęła mu do ucha w formie zemsty za atrakcje, jakie zapewnił jej o poranku. Wystraszony chłopak usiadł gwałtownie, prawie zderzając się głową ze swoją dziewczyną. Zauważywszy jednak, iż powodem nagłej, niepotrzebnej po budki okazała się fanaberia Zuzki, z powrotem opadł na materac, odwrócił się plecami do dziewczyny i kryjąc twarz we własnym ramieniu, wymamrotał cicho:
– Daj mi spokój… Przecież i tak praktycznie tu mieszkam… Co za różnica…?
Na usta Zuzki cisnęły się miliony złośliwych ripost, jednakże powstrzymała się przed wypowiedzeniem ich nagłos. Przecież obecność jej chłopaka tak naprawdę wcale jej nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, to właśnie jej pragnęła w tej chwili najbardziej.
W milczeniu przesunęła dłonią po ramieniu Oliwiera, po czym położyła się obok niego i przytuliła do jego pleców. Zaskoczony chłopak odwrócił się do niej i objął ją mocno ramieniem przesuwając się razem z nią na środek materaca. Zuza uśmiechnęła się do niego ciepło i czułym gestem przejechała dłonią po jego policzku. Dzisiaj niczego nie pragnęła bardziej niż tego, by znaleźć się w jego ramionach. Żużlowiec pocałował ją delikatnie w czoło, po czym oparł podbródek na głowie dziewczyny i zamknął oczy. On również potrzebował bliskości dziewczyny. Dzisiaj pierwszy raz od tak dawna widział swoją matkę... Nie oczekiwał, że ten dzień kiedykolwiek nastąpi i z tego powodu owe spotkanie było dla niego sporym wstrząsem. Poza tym skończyło się ono naprawdę nieprzyjemną, zbędną w jego odczuciu kłótnią, którą sam sprowokował. Z drugiej strony nie mógł  przecież bezczynnie stać i słuchać słów, którymi rodzicielka obrażała najważniejszą osobę w całym jego życiu! Awantura z matką pozwoliła mu uświadomić sobie, jak wiele w rzeczywistości znaczyła dla niego Orłowska. Choć od dawna był pewien swoich uczuć do niej, nigdy nie przypuszczałby, że kiedykolwiek będzie musiał wybierać między kobietami, które powinny być dla niego najważniejsze – matką a partnerką. Gdyby też wcześniej spytano go o to, jak hipotetycznie zachowałby się w owej sytuacji, nie potrafiłby odpowiedzieć jednoznacznie. Człowiek zna siebie na tyle, na ile już zdążył się poznać. Uzmysławiając sobie, iż tak naprawdę Zuza jest w jego życiu najważniejszą osobą, mocniej przycisnął ją do swojego torsu. O nie – Lejkowicz dzisiejszego wieczoru z pewnością ani na sekundę nie wypuści blondynki ze swoich ramion.
Zuza przymknęła oczy i wtulając się w pierś Lejka, napawała się chwilą ciszy i spokoju. Mocno objęła go w pasie, przylegając do jego ciała jak najszczelniej. Przyciskając twarz do jego ramienia, oddała się chwili. Jej nozdrza wypełnił cudowny zapach jego wody kolońskiej, a na ciało przeszło wszelkie bijące od niego ciepło. Nareszcie czuła się pewnie i bezpiecznie. Pierwszy raz od kilku godzin. Teraz, gdy miała blondyna przy sobie, nie istniały żadne problemy i troski. Nie było jego matki, matury ani niczego, co zakłócałoby ten cudowny stan. Byli tylko oni dwoje, nic poza tym. Teraz cały świat mógłby dla niej nie istnieć. Niebawem Zuza zaczęła jednak słyszeć powolny, miarowy oddech Oliwiera. Zasnął. Najwyraźniej tego dnia chłopak naprawdę był bardzo zmęczony. Blondynka zaś nie zamierzała go budzić. Po ciężkim dniu żużlowiec zasłużył na odpoczynek. Dlatego też delikatnie podniosła jego rękę ze swojej talii i wysunęła się sprytnie z łóżka.  Wstając, pochyliła się i pocałowała go w policzek.
– Też nie chcę być dzisiaj sama… – mruknęła, po czym przykryła go kołdrą, skierowała się do wyjścia z pokoju i zgasiła światło.

`*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*``*`*``*`*``*`*``*`*``*`*`
Z racji tego, że do końca zostały nam dwa rozdziały, pod którymi jednak z pewnych powodów nie chciałybyśmy niczego pisać – informujemy, że po publikacji rozdziału 36 pojawi się zakładka „Podziękowania”. Mamy nadzieję, że do niej zajrzycie ;)
Jeżeli natomiast chcecie przypomnieć sobie historię Oliwiera i jego matki, znajdziecie ją w "Caput VI" :)

15 komentarzy:

  1. Kochany ten rozdział, dobrze że nasz Lejuś obronił Zuze :*czekam na następny i smutam że prawie koniec :( ale warto było czytać :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałabym się, że matka Lejkowicza może od razu zaatakować Zuzę :( Mimo genialnego opisu psychiki dziewczyny, nie umiem w pełni wyobrazić sobie tego, jak się czuła. Słowa Oliwiera, które skierował do rodzicielki pokazały, że chłopakowi naprawdę zależy na blondynce... Oby już nikt nie zakłócił ich spokoju, ta dwójka po prostu musi być razem...

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu się spóźniam o trzy tygodnie... ale w szkole nam żyć nie dają :/ Dobra, wiem, nikomu nie dają, więc nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
    Kurczę, Oliwier i Zuzka tworzą naprawdę świetną parę. Nic dziwnego, że dziewczyna martwiła się, że z czasem będą się kłócili o drobnostki. Chyba każdy ma podobne wątpliwości. Nigdy nie wiadomo, jak druga osoba zniesie naszą nieustanną obecność. Na szczęście czas pokazał, że wszystkie obawy Orłowskiej się nie sprawdziły.
    Czasem odnoszę wrażenie, że dziewczyna jest trochę dla niego zbyt surowa, ale najprawdopodobniej taki ma charakter. Podoba mi się, że byłyście takie konsekwentne w kreowaniu jej.
    Co jak co, ale nie spodziewałam się, że Zuza ujrzy w drzwiach matkę Oliwiera. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Nic dziwnego, że Lejek nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Kobieta przyszła, jak gdyby nigdy nic, uznając, że pragnie wszystko naprawić. W rzeczywistości tylko pogorszyła sprawę. Zachowywała się tak samo egoistycznie, jak dawniej. Na miejscu Zuzki pewnie zapadłabym się pod ziemię, co nie zmienia faktu, że pani Lejkowicz nie miała racji. Cieszę się, że Oliwier wstawił się za swoją dziewczyną. Wyznał swojej rodzicielce, że ją kocha. Bronił jej. To pokazało, że darzy Zuzę potężnym uczuciem.
    Zastanawia mnie, co przygotowałyście w ostatnich rozdziałach. Szczerze mówiąc, żal mi rozstawać się z tą historią. Liczę na to, że jeszcze któraś z was zdecyduje się na pisanie jakiegoś opowiadania. Byłoby naprawdę miło ;* Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, to się nazywa akcja. Bardzo fajnie, że Oliwier obronił Zuze. Szkoda że to już prawie koniec.
    Pozdrawiam :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
  5. CO CO CO?! Kończycie?! Też jestem z Wrocławia więc jak was znajdę to uduszę! xD
    Lejka kocham, a jego matki nienawidzę! Co za ironia? On wspaniały i kochany wyszedł z krocza takiej jędzy! Jak można jawnie wypowiedzieć takie słowa w stronę dziewczyny swojego syna?!
    Zuza wykazała się ogromną cierpliwością, ja bym tak nie postąpiła wykrzyczałabym co mam do powiedzenia i wyszłabym! Nie mogłabym dać się tak upokorzyć. Ale ona została dla Lejka, który okazał się idealnym wsparciem. Cieszę się, że podsłuchała rozmowę Lejka z matką, to na pewno strasznie dużo dla niej znaczyło, popłakałbym się chyba ze szczęścia. Nie mogłabym na miejscu Zuzy tak brutalnie potraktować zmęczonego chłopaka ;c
    I tak ich kocham, ale Lejka i tak bardziej!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. zgadzam się z luckily
    oni są tacy słodycz aww <3
    rozdział wyszedł BOSKI
    szkoda że kończcie :'(
    kocham <3 i czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej, wygląda na to, że naprawdę niezła ze mnie sklerotyczka, skoro chciałam ożywić zmarłego :( Dzięki za wskazanie odpowiedniego rozdziału. Od razu, kiedy się cofnęłam i zaczęłam czytać pierwsze linijki, nawet zanim dotarłam do odpowiedniego fragmentu, przypomniała mi się całą historię. Czasami straszne zaćmienie ogarnie człowieka i za nic nie można niczego sobie uświadomić.
    Hmm, delikatnie mówiąc, mama Oliwiera raczej nie będzie zaliczać się do pozytywnych postaci. O ile milej byłoby, gdyby szczerze się uśmiechnęła, kulturalnie przedstawiła itd. Ale, ale - to nie w tej bajce ;) Teraz już zupełnie rozumiem dlaczego Lejek nie chciał utrzymywać z nią kontaktu. Mama mamą, ale jednak jakieś granice powinny istnieć, a obrażanie wszystkich wokoło, to nic szlachetnego. Zresztą, nie chodzi tylko o stosunek tej pani do Zuzki, ale i do własnego syna. Wygląda na to, że jego los jakoś niespecjalnie ją obchodzi. W sumie to chyba nic jej nie obchodzi poza czubkiem własnego nosa. Przy fragmencie, kiedy tak bolała nad okrucieństwem Lejka, tworząc patetyczną wypowiedź o tym, jak to chciała się pogodzić, z trudem powstrzymywałam się od odreagowania złości na moim laptopie (biedak jakoś jednak ocalał, najwidoczniej siła woli czasem czyni cuda). Tacy ludzie naprawdę bywają irytujący zwłaszcza, gdy pojawią się nagle i popsują niewinnej Zuzce jej sielankę. Oliwier powinien założyć jakiś system monitorujący, czy przypadkiem jego mamy nie ma w pobliżu. A nuż jednak zechce wrócić, a wtedy zapali się czerwona lampka albo zabrzęczy alarm i bum, przynajmniej nie przeżyją wielkiego szoku, lecz spokojnie przygotują się do odparcia ataku i zaopatrzą w pożyteczne zatyczki do uszu. Bo zainstalowanie samoistnie odpalającej się bomby, gdy ta tylko przekroczy próg domu byłoby już okrucieństwem ;)
    Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że tak niewiele pozostało do końca…:(
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochane, bardzo przepraszam za zwłokę! Nadrobię wszystko, obiecuję;) Może uda mi się do końca tygodnia. Zawalili mnie kolosami;/

    OdpowiedzUsuń
  9. Chwila, chwila! To ma być matka? Gdzie wsparcie dla dziecka? Oliwierowi musiało być trudno żyć pod jednym dachem z taką despotką. Łaskę zrobiła i przyszła się pogodzić. A może wina była w niej? Każdy kij ma dwa końce i nie wierzę, że mogłaby być tak zaślepiona i nie widzieć swoich wad. Chociaż... Przecież istnieją takie osoby, które są w stanie dostrzec tylko czubek własnego nosa. Wrr...
    Oliwier mi zaimponował. Postawił się jej i pokazał, że naprawdę zależy mu na Zuzie. To już można podciągnąć pod dowód prawdziwego uczucia. Co mam na myśli? To, że chce ją chronić, i dobrze, poczucie bezpieczeństwa dla kobiety jest ważne.
    Kurczę, tak niewiele pozostało do końca. Z jednej strony chciałoby się już znać zakończenie, z drugiej nie chce się wierzyć, że to już koniec. Liczę, iż macie jakiś projekt w zanadrzu. ;)
    Mogę sobie wyobrazić skrępowanie Zuzy, siedzącej w jednym pomieszczeniu z tą kobietą. Nie zna Orłowskiej, opiera się tylko na intuicji. Zastanawia mnie, co ona wie o miłości, skoro stwierdziła, że Zuza to prostytutka na utrzymaniu jej syna. Stosunki kobiety z możliwe, że przyszłą synową nie zapowiadają ocieplenia, ale kto wie? Pozostaje mi tylko dziękować losowi, iż mama mojego chłopaka jest złotą kobietą, a nie jędzą, jak rodzicielka Lejka. :)
    W przekroju całej historii widzimy rozwijające się uczucie dwójki głównych bohaterów. Ale nie tylko to się zmienia. Modyfikacji ulega także charakter zarówno Zuzy, jak i Lejka. Gdzie podział się ten bawidamek? Albo co się stało ze skrzywdzoną, niezdolną do zaufania innej osobie dziewczynie z poczuciem beznadziei? Postacie dynamiczne pełną parą. ;)
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. przeczytałam tylko początek, narazie, i umarłam xD
    "Matką rzeczonego erotomana"
    :D :D :D
    Ooo, widzę tu 'moje' poczucie humoru, uwielbiam, juz uwielbiam, tak mnie boli, ze teraz nic wiecej przeczytac, napisac nie mogeee.
    Wroce! ;)))

    arrancarno6.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Po pierwsze to zdecydowałam, że jednak nie usunę mojego bloga. Stwierdziłam, że nie mogę się tak łatwo poddać. Tak wiem, jestem nieodpowiedzialną gówniarą, ale co zrobić. Taka już jestem...
    Muszę napisać, że po przeczytaniu dwóch ostatnich akapitów zupełnie straciłam jakąkolwiek ochotę na pisanie komentarza. Boże, Wy nawet nie macie pojęcia jak ja nienawidzę czytać o miłości! Mam już dosyć tych wszystkich love story! Czy choć raz ktoś nie może napisać o problemach młodzieży? Ten świat wcale nie jest piękny! Stop!
    "Świat jest piękny tylko ludzie to kurwy" ~ Chada

    Zuza się za bardzo wszystkim przejmuje. Jak czytałam ten fragment opisujący te straszne przeżycia, od razu pomyślałam o piosence (chociaż nie powinnam tego tak nazywać, ale niech już będzie) "Nikt mi tego nie dał, nikt mi tego nie zabierze".
    Jak to powiadają, miej wyjebane a będzie Ci dane. Jak ta cała mamuśka Oliwiera mnie by nazwała prostytutką to bym poprostu wyszła. Za kogo ona się uważa? Ona by się świetnie dogadała z Hitlerem. On też się uważał za kogoś lepszego. A jak sobie jeszcze przypomnę ten film, który oglądaliśmy dzisiaj na historii to już w ogóle. Ludzie, którzy przeżyli II wojnę światową przeżyli chyba najgorsze, co mogło ich spotkać.
    Powracając do salonu Oliwiera, Zuza więcej pewności siebie. Napiszę teraz to, co powiedziała mi w niedzielę moja kuzynka "Musisz być pewna siebie, bo jak wyczują że jesteś mięczakiem albo się boisz to już jest po tobie". Ja 2 tygodnie temu też praktycznie codziennie ryczałam, a teraz totalna olewka na nich. Jeszcze ten pedał w rurkach mnie zapraszam do znajomych na fejsie. Niech się kurwa jebnie w ten pusty łeb. Spuchlok też nie jest lepszy. Niech uważają, bo jeszcze znowu się zaczniemy przyjaźnić :D A o tej suce to już w ogóle nie wspomnę. Dwulicowa szuja.
    Ja też chcę takiego Burżuja! Znaczy się nie Burżuja tylko Tajfuna :D ale chyba psa dopiero sobie kupię jak już będę mieszkać sama. Normalnie cholera mnie bierze jak słyszę to "Kto go będzie wyprowadzał" , "A co z nim będzie jak gdzieś wyjedziemy?" bla, bla, bla... Taa kurwa, chcę psa po to, żeby go zamknąć w piwnicy i czekać aż zdechnie.

    Najbardziej spodobało mi się to zdanie: " Świat jest teatrem – każdy człowiek ma do odegrania role, które stawia przed nim świat, jednakże tylko od niego zależy, jak wywiąże się ze swoich zadań." Skoro tak to ja proszę o zmianę mojej roli. Ale tak na poważnie to piękne zdanie <3
    I wyłapałam jeszcze jedno, z którym się nie zgadzam.
    "Dlatego, że wypowiedział je w oczy kobiecie, która dla każdego człowieka powinna być najważniejszą osobą w życiu – własnej matce."
    Jak mnie denerwuje to pierdolenie, że matka to najlepsza przyjaciółka itd. Wcale nie! I to też nie jest najważniejsza osoba w życiu! Bynajmniej nie dla mnie. Nie można kochać kogoś, kto Cię ciągle krzywdzi i obraża.
    Przepraszam, że tak późno, ale #brak #czasu. Już i tak dzisiaj trochę nadrobiłam. A właściwie to wczoraj ;) Myślałam, że właśnie może dzisiaj uda mi się trochę poczytać, ale - jak to mówi moja polonistka - kicha. No ale w końcu muszę odwiedzić moją friend, która cały tydzień nie chodziła do szkoły, bo biedna siedzi w domu i sobie choruje :(


    Po przeczytaniu notki pod rozdziałem zrobiło mi się tak smutno, bo już tylko 2 rozdziały do końca. I cholernie się boję jak Wy to skończycie, bo obejrzałam jeszcze dzisiaj zwiastun i naprawdę boję się tego zakończenia. Coś przeczuwam, że to nie będzie happy-end. Ale z jednej strony może to dobrze, bo bym chyba nie mogła czytać o szczęściu...

    Pozdrowienia gdzieś z jakiegoś zadupia, które ogranicza mnie i moje marzenia.
    #zabij #mnie
    Chyba za dużo tumblra...

    OdpowiedzUsuń
  12. Intuicja mnie nie zawiodła. Przeczuwałam, że jeżeli to będzie matka Oliwera, to na pewno nie będzie to miłe spotkanko z "teściową". Nie cierpię ludzi, którzy oceniają kogoś po zaledwie kilku sekundach znajomości, a do takich niewątpliwie należy pani Lejkowicz. Może i okoliczności poznania były dość dziwne, jednak to nie upoważniało ją do tego typu komentarzy. Niby wielka dama, a zachowuje się bardzo niestosownie. Na miejscu Zuzy nie spędziłabym z ową panią nawet minuty w jednym pomieszczeniu. Jak chce to niech sobie sama siedzi i czeka na syna. Poza tym wypadałoby tak uprzedzić o wizycie, w końcu jej kontakty z Oliwerem nie są najlepsze i taka wizyta niepotrzebnie zaogni i tak gorącą atmosferę. Jak widać sam zainteresowany też nie był zachwycony przybyciem swojej matki. Bardzo dobrze, że stanął w obronie dziewczyny nie pozwalając ją obrażać. Moze tym sposobem pani Orłowska zastanowi się nad swoim postępowaniem i jak na prawdę chce poprawić relacje z synem, to spróbuje jeszcze raz, ale tym razem podejdzie do tego w bardziej cywilizowany sposób.

    OdpowiedzUsuń
  13. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, że owym gościem będzie matka Lejka. Jednak jeszcze większym szokiem był dla mnie cały późniejszy bieg wydarzeń. Okazała się być bardzo ograniczoną kobietą. Nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa i po tym wszystkim, co zrobiła jeszcze śmie mówić, że przyszła się pogodzić. Gdyby tak było, chyba nie zachowywałaby się od progu jak rozwydrzona, wielce obrażona nastolatka, której rodzice dali szlaban na wyjścia z domu. No ludzie! Lejek ma chyba prawo do szczęścia i to kto jest w JEGO domu, na który sobie SAM zapracował, nie powinno matki interesować. Jak również to, co się w tym domu dzieje. Skoro przez tyle czasu nie miała ochoty na kontakty z nim i ewidentnie waliło ją, co się u niego dzieje to niech teraz się nie wtrąca do jego życia. Jak można widzieć w niej dobre intencje, skoro pierwsze co robi to wyzywanie jego dziewczyny od prostytutek? To chyba nie było zbyt miłe, kulturalne, a na pewno nie było elokwentne. Fakt, matka jest bardzo konkretną osobą. DO razu powiedziała, co jej leży na sercu i że nie ma zamiaru rozmawiać z Zuzką. Ale dlaczego? Milej jej było siedzieć przez dwie godziny w ciszy?

    Chociaż i tu muszę się doczepić do Zuzy (serio, znowu?). Te jej odpowiedzi "okeeej" były naprawdę poniżej poziomu. Jeszcze jakby powiedziała "rozumiem", "dobrze" albo coś w tym stylu to spoko, ale to "okej" wywołało u mnie pewnego rodzaju złość. Bo ja rozumiem oczywiście, że nie chciała się odzywać by nie pogorszyć sytuacji, że czuła się onieśmielona i ta chamska (wręcz) kobieta wywołała u niej dziwny zastój i suchość w gardle. No ale "okej" powtarzane kilka razy na pewno nie sprawiło, że Zuza wyszła przed matką na mądrą, inteligentną dziewczynę. Początek był straszny, ale można było jakoś wyjść z tej całej sytuacji. Poza tym jak ona mogła tak po prostu milczeć gdy jego matka wymawiała tak niesprawiedliwe słowa? Nie mogła chociaż powiedzieć "źle mnie pani ocenia, ja nie jestem prostytutką" i zakończyć w ten sposób temat? A tym milczeniem tylko ją utwierdziła w przekonaniu i pokazała jak nie-charakterną osobą jest. I Lejek musiał powiedzieć wszystko to, co mogła powiedzieć Zuza. Mogła to zrobić spokojnie, niezaoglając sytuacji. No, ale... wyszło jak wyszło. Najwidoczniej pogodzenie się nie było im pisane. Ale ja i tak byłam pewna, że Lejek wybierze Zuzę, nie matkę.

    OdpowiedzUsuń
  14. NO CHOLERA JASNA, BLOGSPOT ZEŻARŁ MI KOMENTARZ ;_;
    Okej, nie ważne, napiszę jeszcze raz. No cholera jasna, jak ja tego nienawidzę...
    Po pierwsze, to przepraszam, że tak długo to trwało. W końcu ogarnęłam życie, ogarnęłam studia i mam dziś czas na komentarz. Chociaż tylko jednego rozdziału, niestety.
    Najważniejszą sprawą tego rozdziału jest oczywiście matka Lejka. Która, muszę to powiedzieć, wyszła Wam obłędnie. I wcale nie rozminęła się z moimi oczekiwaniami. No, bo oczekiwania miałam, bo oczywiście - chyba Wam pisałam - zaspojlowałam sobie ten rozdział, nieopatrznie czytając fragment zanim przeczytałam Caput XXXIII ;_; Ale nic to, teraz to już nie ważne. W każdym razie, wyobrażałam sobie, że kobieta, z którą Lejek nie chciał utrzymywać kontaktów musiała być szalenie charyzmatyczna, ale i tak samo despotyczna. I rzeczywiście u Was taka jest, i bardzo się cieszę, że nie rozminęła się z moimi oczekiwaniami.
    Jak to ja, pozwolę sobie na taką randomową i luźno związaną z tekstem uwagę: ja z jednej strony straszliwie gardzę, a z drugiej podziwiam takie osoby jak matka Lejka. No bo, takie okazywanie wyższości i pogardy, jakie ona zaprezentowała względem Zuzy doprowadza mnie do białej gorączki, a z drugiej, to nawet sobie nie wyobrażam sobie, jak szalenie pewna siebie musiałaby byćtak kobieta, by rzeczywiście tak się zachować. Podziwiam osoby, które mają taką ogromną charyzmę. I bardzo im tej charyzmy zazdroszczę. Charakteru może ta kobieta nie ma godnego podziwu, ale jego siła na pewno na to zasługuje. Podsumowując, to propsy za nią, bo wyszła wam wspaniale, bardzo przekonująco. Jak wszyscy tutaj, zresztą.
    W ogóle, to naprawdę nie wyobrażam sobie, ile Zuza musiała mieć w sobie samozaparcia, by wytrzymać tyle czasu w tak okropnej sytuacji. Z jednej strony mogę sobie pod nosem marudzić, że ja na miejscu Zuzy wywaliłabym matkę Oliwiera z domu, ale gdzieś tam w środku wiem, że bym tego nie zrobiła. I cieszę się, że Zuza się powstrzymała, bo rzeczywiście, jak sama zauwazyła, właściwie to nie jej dom i nie jej matka, ale oprócz tego, to rzeczywiście świadczyłoby to o jej braku kultury. Ja osobiście uważam, że jeśli ktoś mnie nie okazuje szacunku, to ja jemu też nie muszę, ale gdyby Zuza poszła moim tokiem myślenia, to tak na dobrą sprawę dałaby matce Oliwiera dziką satysfakcję, bo pokazałaby jej, że ta wcale się nie pomyliła w negatywnej ocenie Orłowskiej. A tak, Zuza przynajmniej starała się pokazać z dobrej strony. Bardzo ładnie rozegrane.
    Oliwiera jak zwykle widzę tu bardzo pozytywnie - bronił swojej dziewczyny przed niepochlebną i niesłuszną opinią matki. Z jednej strony to smutne, że łączą go z matką tak okropne relacje, ale z drugiej, to chyba nic nie bierze się z powietrza, prawda? A wydaje mi się, że jego matka naprawdę zasłużyła na to, żeby ją wyrzucił, no bo co - przyszła się z nim pogodzić? I zaczyna od zezwania jego dziewczyny od dziwki? No gratuluję pomysłu, na pewno bym się na miejscu Oliwiera chciała w takiej sytuacji z nią pogodzić. NA PEWNO. Krótko mówiąc - świetnie rozegrane, jak zwykle bardzo gratuluję, dziewczyny :)
    Jedna malutka uwaga: "Przede wszystkim jednak była niecierpliwa." - spójrzcie sobie na to zdanie. Nie mówię, że to błąd, ale ja osobiście użyłabym tu słowa ZNIECIERPLIWIONA. Niecierpliwa to cecha charakteru, a zniecierpliwiona to chwilowy stan uczuć i w tym kontekście moim zdaniem odpowiedniejsze by było to drugie słowo. Ale nie czepiam się, ani nic, to tylko takie moje odczucie, nawet nie wiem, czy to błąd, tylko uznałam, że zwrócę uwagę.
    No, także tego. Wracam za tydzień, albo ciut więcej, jakoś tak, bo trochę pracy jeszcze przede mną i nie wiem jak będę stała z czasem. No i mam nadzieję, że uda mi się skomentować już całość, ale zobaczymy.
    A tak btw, to skoro zostały tylko dwa rozdziały, to chyba nie wprowadziłyście matki Oliwiera tylko tak randomowo i odegra jeszcze jakąś rólkę, co? :D
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dzień dobry, kocham Cię! Już posmarowałem Tobą... dżem. To moja wersja *3*
    DDD: taka strasznie awkward sytuacja z matką Lejka, no normalnie nie mogła sobie wybrać lepszego dnia na odwiedzinki! Wredna, głupia baba. Nagadałabym jej i to ostro, nie zwracając uwagi kim ona jest dla mnie i dla osób mi bliskich, eh, jestem porywcza, jak Lejek. W każdym razie zaprowadziłabym reżim i totalną rozpierduchę w to jej piękne cudowne życie sztywnej niewydymki. :| ale mnie wkurzyła :D
    Najcudowniejszą chwilą w tym rozdziale było zdecydowanie to przywitanie Zuzy i Oliwiera. Poplynęła taka magia pomiędzy nimi w tekście, dało się wyczuć ich uczucie i widać było, że chwila należy do nich, mimo siedzącej w fotelu babyjagi!
    Hipokryzja, aj za to mogę urwać łeb nawet kochanemu Oliwierowi. To się szykuję, zabiorę tylko moją siekierę 8)
    I co ja tu jeszcze... nie jestem w stanie pisać długich komentarzy, kiedy ciekawość końca wręcz zżera mnie od środka. Postaram się rozpisać na sam koniec, a tu pozostawiam jedynie ślad mojej obecności.
    W takim razie idę dalej (:

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale