piątek, 6 czerwca 2014

Caput XXXVI

Gdy odzyskała przytomność, wokół niej stała grupa ludzi próbujących ją ocucić. Początkowo, kiedy powracała do kontaktu z rzeczywistością, była bardzo oszołomiona. Gdy jednak ocknęła się w pełni, w jej głowie zrodziła się tylko i wyłącznie jedna, absorbująca całą uwagę myśl – uciec stamtąd i już nigdy nie wrócić. Nie mogła dłużej oglądać tego przeklętego miejsca. Nie mogła znieść tych wszystkich ludzi, którzy składali jej kondolencje, mówili jak jest im przykro. Jakby te puste słowa cokolwiek dla niej znaczyły… Jakby mogły coś zmienić… Jakby były cokolwiek warte… Przecież tak naprawdę nikt spośród zebranych nie był w stanie nawet wyobrazić sobie jak przejmujący ból trawił jej tkanki, palił serce czy rozrywał duszę. Nie potrafił pojąć tego, co tliło się w jej umyśle, który zapętlając się, bezlitośnie malował przed nią portret Oliwiera leżącego w karetce. Cierpiała tak dotkliwie, iż żadne, nawet największe pokłady empatii nie umożliwiały poznania jej uczuć osobie, która nie poznała na własnej skórze podobnej męki. Nierozróżnialne emocje skumulowane pod dowództwem paraliżującej rozpaczy targały nią niczym sztorm spienioną falą, przez co Zuza nie potrafiła ze spokojem patrzeć na ludzi, którzy obłudnie wmawiali jej, że wiedzą, co czuje, rozumieją ją doskonale i  chcą jej pomóc. Nie była w stanie znieść ich hipokryzji. Nie dzisiaj. Nie tym razem…
Dlatego też, nie zważając na protesty innych, momentalnie zerwała się z miejsca i wyswobodziwszy się z krzyżujących spojrzeń oraz plączących ją dłoni, najszybciej jak tylko potrafiła wybiegła ze stadionu. Uciekając, dziewczyna ani razu nie spojrzała za siebie, by sprawdzić, czy ktoś przypadkiem nie podążał za nią. W tamtej chwili nie interesowało jej to choćby w najmniejszym stopniu. Przecież i tak nikt nie byłby w stanie jej zatrzymać.
Nie miała pojęcia, co dalej robić. Świat falował przed jej oczami, a ona nie potrafiła skoncentrować się ani na chwilę. Rozbiegane myśli gnały przed siebie, nie układając się jednak w logiczną całość. Orłowska tkwiła w impasie. Pierwszy raz od bardzo dawna nie miała żadnego wyjścia, na zapleczu życia nie czekały na nią drzwi ewakuacyjne. Skołatane serce, umęczone morderczym maratonem, pragnęło jedynie chwili spokoju. Jeśli dziewczyna jednak zwolniłaby choćby na ułamek sekundy, nie byłaby  w stanie podjąć ponownie jakiegokolwiek działania. Opadając z sił, odpłynęłaby pośród morza słonych łez. Napędzone żalem mięśnie nie pozwalały jej jednak na wytchnienie. Biegła więc nieprzejednanie, nie wiedząc, dokąd zmierza. Uciekała, nie mając naprawdę pojęcia przed czym. Była pewna jedynie tego, że nie wytrzyma w tym okropnym miejscu ani chwili dłużej. Miejscu, które do tego feralnego dnia, przynosiło jej niezmiernie wiele radości. Chciała uciec jak najdalej. Uciec od cierpienia, bólu, rozpaczy. Od obrazów i dźwięków, które wytrwale lawirowały wewnątrz jej głowy, nie pozwalając na ukojenie. Była bliska obłędu.
Oddalając się coraz bardziej od stadionu, nieustannie biegła w nieznane. Mimo upływu czasu wciąż nie wiedziała, dokąd zmierzała. Nie wiedziała, w którym kierunku się udawała. Wiedziała tylko, że nie mogła przestać biec. Nie potrafiła zatrzymać swoich mięśni napędzanych adrenaliną. Tkwiła w amoku, który przesłaniał jej logikę. W pewnym momencie jednak, nie zwalniając tempa, rozejrzała się wokół jakby chcąc chociaż spróbować wyrwać się z otępienia. Kiedy jednak dostrzegła, gdzie się znalazła, momentalnie oblała ją fala gorąca, a oczy po raz kolejny wypełniły się łzami. Mijała miejsca, które znała, w których spędzali wspólnie czas. Miejsca ich spacerów, randek, pocałunków, ale i szczerych rozmów. Przejmujący ból ponownie oplótł jej serce cierniami. Nie była w stanie tego znieść. Mimo starań, nie mogła dłużej wypierać wspomnień. Musiała więc od nich uciec. Biegła tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu. Jakby chciała oderwać się od tego przerażającego bólu i pustki, które czuła. Jakby chciała obudzić swój otępiały umysł, który ciągle od nowa odtwarzał najgorszą chwilę w jej życiu. Jakby chciała wyprzedzić czas… Naiwnie próbowała uciec przed goniącym ją światem. Łudziła się, że w ten sposób zmieni rzeczywistość, zaklnie świat. Że za chwilę przerażona obudzi się w jego ramionach i usłyszy, że wszystko jest w porządku, że to tylko straszny sen. Za chwilę poczuje ciepło jego ciała i usłyszy miarowe, głośne bicie jego serca – najpiękniejszą melodię na Ziemi.
Nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd opuściła stadion. Mimo epinefryny, która wciąż krążyła w jej krwiobiegu, organizm w końcu zaczął buntować się szaleńczym wysiłkom, jakim poddawała go Zuza. Drżące mięśnie odmawiały posłuszeństwa, rozsierdzone serce łomotało niecierpliwie, a płytki oddech grzązł w gardle. W końcu blondynka musiała poddać się prawom biologii. Niechętnie zatrzymała się, opierając dłonie o kolana i nierówno dysząc. Chwilowa tachykardia uniemożliwiała jej złapanie tchu, a jej przełyk zalewała ostra fala piekącego bólu. Kierowana jednak nieznaną jej siłą czy też pragnieniem, resztkami sił uniosła wzrok.
Spostrzegła, iż znalazła się pod bardzo dobrze znanym jej budynkiem – jej ostoją, ratunkiem od całego zła tego świata… Jej niedawną ucieczką przed wszystkim, co odbierało jej spokój i nie pozwalało zasnąć. Jakaś niepojęta moc sterująca jej działaniami zaprowadziła ją aż tutaj. Podświadomie wiedziała, że właśnie w tym miejscu musiała się teraz znaleźć. Niemiłosierny, bezlitosny czas zatoczył koło, zbierając krwawe żniwo. Zuza podświadomie czuła, w jakim celu się tu udała.
Nagle zalała ją fala przyjemnego chłodu, ale i wytchnienia. Jej tętno i oddech powoli normowały się, a ona sama zdawała się uspokajać. Jakby wszystkie negatywne emocje opuściły jej umysł i ciało niczym za sprawą magicznego zaklęcia. Dziewczyna przeniosła beznamiętne spojrzenie na linię horyzontu, ku której właśnie chyliło się złociste, płonące szczerym żarem Słońce, zdobiąc niebo cudowną, krwawą falą czerwieni, która diametralnie kontrastowała z niemalże czernią granatowego nieba poprzecinanego smugami szarawych chmur rumieniących się blaskiem purpury. Zbliżający się koniec dnia wzbudzał zachwyt, pozwalając na zatracenie. Czasem właśnie kres bywał najpiękniejszy… Nie odrywając wzroku od nieboskłonu, dziewczyna – jakby natchniona nową energią – pewnie wyprostowała tułów, a jej spojrzenie wypełniło się przerażającą imperatywnością. Zdeterminowana wbiegła na górę. Podjęła decyzję. Nie miała innego wyboru. To była jej jedyna szansa ucieczki przed wiecznym, palącym wnętrze cierpieniem…

Moje życie to jedno wielkie pasmo nieszczęść. Moje życie to cierpienie, upodlenie, ból, żal, smutek, gorycz, rozpacz, brak akceptacji i odrzucenie. Ale w życiu każdego człowieka pojawia się jakiś promyk nadziei… Mój pojawił się, kiedy poznałam Oliwiera. Światło życia zaś zgasło w chwili jego śmierci. Teraz nie ma już niczego. Zupełnie niczego…
Do tej pory żyłam na krawędzi przepaści. Wahałam się, stojąc na granicy śmierci, lecz nie byłam w stanie  przekroczyć tej magicznej linii. Jakaś nieznana mi siła wciąż utrzymywała mnie na tym świecie. Coś nie pozwalało mi dokonać ostatecznego kroku. Odejście miłości mojego życia sprawiło jednak, że owa niewytłumaczalna siła nagle zniknęła jakby ktoś przeciął nić spajającą mnie z rzeczywistością. On bowiem pokazał mi, że nie trzeba podporządkowywać się innym. Pokazał mi, jak się przeciwstawić. Pokazał mi szczęście. Ale wiem, że sama nie dam rady wciąż się buntować. Nie mam już powodu, by to robić… Nie mam też na to sił.
Nie chcę tkwić w świecie, w którym prawie wszyscy istnieją tylko po to, by krzywdzić innych. W świecie, w którym usta lepiej znają smak słonych łez niż słodkiego uśmiechu. W którym najbliżsi z  satysfakcją zadają najgłębsze rany, tym samym popychając nas w wir psychicznych mąk. Wszystko było blagą… Nie mogę dłużej tak żyć, bo to przecież nawet nie jest życie… To tylko marna egzystencja, namiastka bytu, przystanek na drodze ku śmierci. Ja przecież nie robię niczego złego – pragnę ją tylko odrobinę skrócić… Przyspieszyć nieuniknione. Wiele razy myślałam, że chcę odejść, ale nigdy nie miałam wystarczająco dużo siły, by pokonać strach. Oliwier mi ją dał. To on nauczył mnie odwagi. Teraz wiem, że śmierć to nie ucieczka. Ona jest moim świadomym wyborem. Całym swoim ciałem czuję, iż nigdy nie pożałuję swojej decyzji.

Nie chcę dłużej tkwić w tym chaosie… Nie mogę… Nie potrafię.

Ciekawe tylko, czy kiedykolwiek mi wybaczy…

Zawiodłam go… Po raz kolejny go zawiodłam…

Ale przed nami jest wieczność! I kocham go, a on kocha mnie… Dopóki tak jest, wybaczy mi wszystko, prawda? PRAWDA?! A może jednak nie? Może tylko się łudzę, że istnieje coś po śmierci? A nawet jeżeli – po tym, jak żyłam… To oczywiste, że on trafi do nieba, podczas gdy ja spalę się w odmętach upalnego piekła. On był dobry, ja zagubiona gdzieś pośród nonsensu egzystencji. Dziś po raz pierwszy w życiu żałuję tego, co robiłam. Gdybym tylko mogła cofnąć czas – żyłabym tak, aby nasze dusze miały prawo razem przemierzać otchłanie czasu, razem kształtować nasze współistnienie… Tylko czy to zmieniłoby cokolwiek …? Czy w ogóle będzie nam dane spotkać się po drugiej stronie? A może nas oboje pochłonie nicość…?

Gdzie jest ten Bóg?! Bo coś mu chyba nie wyszło… Świat wymknął Ci się spod kontroli, Panie Władco… Co takiego Ci zrobiłam, że postanowiłeś odebrać mi tę odrobinę szczęścia?! Że najpierw mi je dałeś, a potem tak brutalnie go pozbawiłeś?!  Czym sobie na to zasłużyłam?!
Predestynowałeś mnie do samobójstwa? Czy stawiając Oliwiera na mojej drodze założyłeś mi na szyję niewidzialny, mentalny stryczek? Jeżeli tak, to po co w ogóle dawałeś mi życie?! Obyłabym się bez Twojego wątpliwego daru…

A może dałeś mi życie i porzuciłeś, znudziłeś się?

Dlaczego milczysz? Dlaczego odpowiada mi wyłącznie bezbrzeżna cisza niestłamszona choćby szmerem?

A może tak naprawdę Ciebie NIE MA? Może jesteś tylko wytworem wyobraźni ludzi, którzy szukali wyjaśnień? Zresztą… nieważne. Przecież odpowiedź na te pytania poznam już za chwilę – nie ma sensu odwlekać tego w nieskończoność. Jeśli dłużej będę się wahać, mogłabym zmienić zdanie, a tego przecież nie chcę. Nie stchórzę po raz kolejny. Nie pozwolę, by po raz kolejny strach spętał moją wolę, skuł dłonie w niemocy niczym kajdany niewoli. Nie tym razem…

Mój koniec nie jest emocjonalną ucieczką – wszystko dokładnie przemyślałam. Choć brzmi to abstrakcyjnie, skłania mnie do tego głos rozsądku. To już nie szept, który wciąż tkwił w jakiejś części mojego umysłu. Po tym, co się stało, ustąpił miejsca przejmującemu krzykowi bólu istnienia. Odejście teraz to najlepsze, co mogę zrobić. Umrzeć póki pamiętam, czym jest uśmiech. Podczas mojego krótkiego życia zaznałam wszystkiego, czego powinnam. Poznałam gorzki smak bólu i cierpienia. Wiem, czym jest nieakceptacja społeczna czy alienacja. Ale też zasmakowałam słodkiego  szczęścia, radości, a przede wszystkim zaspokajającej wszystkie zmysły gorącej miłości.

W oczach ludzi pewnie znów będę tą złą, potępioną… Po raz kolejny to ja okażę się tą słabą. W opinii innych zabiję się, nie będąc w stanie znieść cierpienia po stracie ukochanego. Ale czy którekolwiek z nich zastanawiało się choć raz, co skłania człowieka do tak drastycznego kroku? Tak jak i Werter, tak i ja odejdę pod pozorem miłosnego cierpienia. Samobójstwo jednak nigdy nie jest spowodowane jednostkowym epizodem, lecz splotem wydarzeń. Do ostatecznego pożegnania z życiem skłonić może wyłącznie szereg upokorzeń, cierpień czy poniżeń. A kiedy granica ludzkiej wytrzymałości nabrzmiewa, wystarczy drobnostka – choćby mały podmuch wiatru – która pełni rolę zapalnika. Pohańbiony człowiek bowiem żyje na beczce prochu, a choćby iskra może zetlić lont. Iskrą dziś było uczcie, które brutalnie zostało obrócone w pył.

Teraz, gdy odeszło, nic nie będzie takie jak wcześniej. Moja dalsza egzystencja oznaczałaby powrót do rodziny, poniżeń, strachu… Nie mogłabym wrócić do domu, nie po tym wszystkim. Choć życie odebrało mi praktycznie  wszystko, wciąż jeszcze została mi ta odrobina godności. Wiem, że teraz cierpienie związane z moim poprzednim życiem byłoby dwa razy silniejsze, ponieważ dowiedziałam się jak można żyć inaczej. Poznawszy rozkosz szczęścia, nie potrafiłabym znów powrócić do bezpodstawnych oskarżeń matki, szantaży siostry czy przerażonego spojrzenia ojca. Nie umiałabym znów oddać się pod władzę nieśmiertelnych poniżeń i wstydu. Kiedy poznałam Oliwiera, dałam się ponieść skrzydłom namiętności i wreszcie stałam się szczęśliwa. Teraz jednak samotnie nie potrafię trwać w iluzji radości. Odkryłam, że bez niego już sobie nie radzę… Miałam rację. Stanę w trawiącym ogniu niczym ta przeklęta ćma. Spłonę, a egzekucja ta odbędzie się już za chwilę.

Zuza wzięła do ręki żyletkę. Swoją chłodną przyjaciółkę, która po raz kolejny stała się jej ostatnią ostoją. Czas zatoczył koło. Po szczerej rozmowie z Oliwierem myślała o pozbyciu się jej – chciała w ten sposób ostatecznie pożegnać się ze swoim życiem sprzed przeprowadzki. Potem jednak zdecydowała się zostawić ją tutaj, by nie odcinać sobie wszelkich dróg. Traktowała ją niczym swoiste wyjście ewakuacyjne. Możliwość ucieczki na wypadek rozstania. Wtedy jednak „rozstanie” znaczyło dla niej coś zupełnie innego… Jak widać – nie przewidziała wszystkiego. W najgorszych nawet koszmarach nie śniła, iż ich znajomość zakończy się tak szybko i równie tragicznie. Jak w podrzędnym filmie, którego żadne z nich nie chciałoby obejrzeć. Kiedy wspomnienia ponownie odżyły, serce Zuzki wezbrało przemożnym bólem. Chcąc ukoić piekło, jakie płonęło w jej duszy, odetchnęła głośno, po czym drżącą dłonią przesunęła ostrzem po opuszce palca. W ślad za żyletką pojawiła się drobna rana przypominająca otwarte do krzyku usta, po której wąskich konturach spłynęła odrobina szkarłatnej krwi. Rdza i wilgoć nie zniszczyły tego, co było jej ostatnią szansą. Nie dając sobie szans, dziewczyna ostatecznie oparła się plecami o ścianę i koniuszkiem języka nerwowo oblizała spierzchnięte usta. Zamykając oczy, wzięła głęboki wdech jakby starając się zabrać ze sobą jak najwięcej tlenu, którego przecież już niedługo nie będzie potrzebowała
– Jestem gotowa – szepnęła do siebie, wbijając brzeg ostrza głęboko w skórę przegubu. Dygocząc z przerażenia, z całych sił przygryzła zębami dolną wargę i szybkim, energicznym ruchem przesunęła żyletką wzdłuż całej długości przedramienia, tym samym rozcinając sunącą pod powierzchnią błękitną żyłę.

Zrobiłam to… Teraz wiem, że już za późno, by cokolwiek cofnąć. Pulsujący ból rozdziera moją rękę. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś takiego. Ten wypływ krwi z rany o wiele głębszej od tych wszystkich zadawanych wcześniej. Każda kropla krwi opuszczająca moje ciało przynosi mi błogi spokój i gasi ten strach, który mimo wszystko czułam przed przyłożeniem żyletki. Strach przed końcem. To naturalne. Zwyczajny instynkt samozachowawczy… Każdy go ma, bez względu na swój stosunek do ludzkiego istnienia. Właśnie dlatego samobójstwo jest tak trudne. To nie tylko pożegnanie ze wszystkim, czego zdążyliśmy już dokonać, a także z niespełnionym marzeniami. Przede wszystkim jest to walka z najgłębiej ukrytymi zmysłami – z mocno zakorzenionym w każdym człowieku instynktem przetrwania.
Czuję ogarniające mnie cudowne ciepło. Moje serce bije szybciej i mocniej, kurczowo trzymając się tej mizernej resztki życia, która mi pozostała niczym tonący pośród spienionych wód rwącej rzeki… Ono dobrze wie, że to potrwa już tylko chwilę…
Ciepło powoli opuszcza moje ciało, ostrze zagłębia się we mnie coraz bardziej.

Z każdą chwilą czuję już coraz mniej… Każda sekunda przybliża mnie do szczęścia, do wybawienia… Już nie słyszę rozpaczliwego bicia serca. Powoli moje ciało ogarnia chłód… Już niedługo będę mogła zatopić się w zimne ramiona nicości.

Powoli zaczynam czuć mrożący dotyk Śmierci na swojej skórze. Czuję jej chłodne palce sunące leniwie po mojej niezwykle bladej dziś cerze. Kiedy jej mroźny oddech omiata moją twarz, moim ciałem targają dreszcze. Witaj, Moja Droga! Ileż to już razy czułaś zapach mojej krwi i liczyłaś, że w końcu będę Twoja? Ileż to razy Ci się wymykałam, dając wiarę tchórzostwu? Dziś wiem, że wszystkie lęki były jedynie kłamstwem – odwlekały w czasie nieuniknione. Ale przecież cierpliwość popłaca. Za chwilę to Twoja kosa rozetnie pajęczą nic, która spaja mnie z żywotem. Za chwilę się spotkamy…

Widok krwi spływającej po mojej skórze jeszcze nigdy nie dawał mi tyle radości. Kropla za kroplą. Wąska stróżka sunąca po kontrastującej z nią bladej powłoce mojego ciała niczym górski strumień. Zawsze z nią wypływało cierpienie. Ale dziś jest inaczej. Dziś ta życiodajna ciecz opuści mnie na zawsze…
Dziś z nią odejdzie wszystko.
Na dobre.
Upragniony koniec.
Lodowate ostrze jest już zbyt głęboko, nie cofnę tego. Nikt nie cofnie. To właśnie daje mi szczęście i ukojenie pośród mordującego me serce cierpienia. Doskonale wiem, że już nie ma odwrotu, ucieczki… Właśnie ta myśl daje mi poczucie błogiego spokoju. Zafascynowana patrzę na powiększającą się kałużę na ziemi i moich ubraniach…  Pierwszy raz nie przeszkadza mi ten bałagan powstający wokół… To pewnie przez to, że nie będę musiała go potem sprzątać czy martwić o plamy na jeansach...
A więc to prawda, że ludzie miewają dziwne myśli w tak skrajnych sytuacjach… Ale nieważne… Jeszcze tylko chwila, a znów go zobaczę… Mam nadzieję… Chwila, a będę wolna, bezpieczna… Czuję to… Czuję, jak moje serce zwalnia. Jego okrutny maraton dobiega końca. Za chwilę stanie, a wraz z nim moje życie... Życie pełnie cierpienia, smutku, żalu i nieszczęść… Życie okrutne i podłe… Jeszcze tylko chwila… Nic tego nie powstrzyma… Tak, już po wszystkim…

Karmazynowy początek i koniec;
Rubinowe narodziny i śmierć.
Tylko ona jest z Tobą zawsze,
Nigdy Cię nie opuści.
Możesz chcieć się jej pozbyć, ale ona powróci,
A gdy odejdzie, Ty odejdziesz krok za nią.
Szkarłatna kropla krwi, szklista łza –
Płyną jedna obok drugiej,
Płyną, by wyrazić żal,
Płyną, by uśmierzyć ból.
Uwolnione z cierpieniem…
To mój niemy krzyk,
Szept złamanego serca,
Zimny dotyk obojętności,
Lodowata samotność.
Nie chcę cierpieć!
Odpłynę, zniknę, zapomnę.
Wzlecę, uniosę się nad żal i ból.
Krew i łzy spłyną na cierpienie…
Powoli… Kropla za kroplą…
Struga śmierci ideałów i marzeń…
Zapomnienie.

42 komentarze:

  1. O mój Boże...
    czytając to opowiadanie mialam nadzieje, ze bedzie szczesliwe zakonczenie, bo jest mi juz przeokropnie zle od ksiazek i filmow ktore koncza sie nieszczesciem.
    Pomimo tego cale opowiadanie bylo swietne i jeszcze kiedys do niego powroce.
    Po przedostatnim rozdziale mozna bylo sie domyslec (a bynajmniej ja) ze Zuza ze soba skonczy. Ale i tak łzy w dwoch ostatnich rozdzialach poleciały.


    Powinnyscie zmienic to opowiadanie internetowe w ksiazke i ja wydac.

    pozdrawiam serdecznie zapłakana

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybaczcie szczerość, ale uśmiercenie głównej bohaterki to nie jest dobry sposób na zakończenie historii. To jest zbyt proste, zbyt banalne. Rozpacz po utracie ukochanego doprowadziła ją do odebrania sobie życia. Serio, to już było. Poza ostatnim rozdziałem jak dla mnie blog świetny. Opis emocjonalnych przeżyć głównej bohaterki był tak przyjmujący, że wielokrotnie sama je przeżywałam i coś mi się wydaje, że nie jestem w tych odczuciach odosobniona. Zdecydowanie historia niebanalna i bardzo realistyczna, a przede wszystkim nieprzesłodzona. Brawo i wielkie dzięki! Dla mnie to była przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerość jest cnotą, a przecież zalet się nie piętnuje. Aczkolwiek Twój komentarz skłonił mnie do odpowiedzi.

      Przed publikacją tego rozdziału długo biadoliłam, że tak naprawdę nikt nie zrozumie Zuzy. I chyba dlatego tak starałam się przy dogłębnym wyjaśnianiu motywów działania głównej bohaterki. Samobójstwo pochodzące z głębi serca nie jest spowodowane jednym zdarzeniem. To skutek żalu, który gromadził się latami. Zawsze potrzeba tylko czegoś, co ruszy lawinę. Zuza nie umarła z tęsknoty, rozpaczy czy - o zgrozo! - z powodu utraconej miłości. Odebrała sobie życie, ponieważ w jednej chwili straciła naprawdę wiele. Można pokusić się nawet o stwierdzenie, że odebrano jej wszystko, co w jej życiu miało jakąkolwiek wartość.
      Kolejnym bodźcem był fakt, iż nie miała dokąd wrócić. Miała ponownie zdać się na łaskę matki? Tak po prostu po tym wszystkim wrócić do domu i przeprosić? Myślisz, że tam znalazłaby jakiekolwiek zrozumienie czy współczucie? Przykro mi, ale za żadne skarby świata nie znalazłaby ich tam. A przecież nie miałaby innego wyjścia jak tylko wrócić do domu. W końcu z czego miała żyć? Miała zostać tą słynną prostytutką?
      Dla niej śmierć była drogą honoru, ucieczką przed upokorzeniem. Pamiętasz może życiowe motto Zuzy? "Aut vincere, aut mori." Kiedy przegrała swoje szczęście, nie widziała innej, lepszej drogi. Bo czasem godniej jest umrzeć niż dać się zgnoić.
      Niemniej jednak to nie znaczy, że samobójstwo jest rozwiązaniem. Ono jest wyłącznie ucieczką... Chociaż wymaga naprawdę wiele odwagi - oto cały jego paradoks.

      Usuń
    2. Zgadzam się. Uśmiercenie jej było banalne. A tak wgl mogliście usniercic zuze a zostawić oliwera. Albo przynajmniej napisać coś o znalezieniu jej ciala

      Usuń
  3. Mimo smutnego zakończenia to opowiadanie było świetne i realistyczne. Szkoda mi Zuzy bo życie jej nie oszczędziło. Bardzo mi się podobało jak opisywałyście uczucia, przeżycia bohaterów. Aż czuło się z nimi więź.
    Świetnie piszecie i mam nadzieję że jeszcze napiszecie inne opowiadania, bo ja je chętnie przeczytam. Życzę wam dużo weny. Macie talent :)
    Miłego dnia
    S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu to musiało się tak stoczyć?
    Jesteście genialne:*

    OdpowiedzUsuń
  5. W stu procentach rozumiem Zuzę, nie chciałabym zostać sama z tymi ludźmi nazywającymi się rodziną. Bardzo podobała mi się rozmowa z Bogiem i Śmiercią. Oddawała się jej krok po kroku. Opisałyście to jakbyście same to przechodziły, czego nigdy nie wiadomo bo jesteście anonimowe, ale oby nie. Jedyne czego mi zabrakło to strach przeplatający się z ulgą, sama jestem po próbie i wiem jak to było gdy płakałam z ulgi, ale bałam się jak cholera śmierci.
    Mam nadzieję, że napiszecie nowego bloga, tak samo wspaniałego jak ten!
    Trzymam kciuki za Waszą dalszą twórczość + życzę weny i pozdrawiam!
    Dziękuję, że mogłam się utożsamić z Zuzą i zakochać w Oliwierze!

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz właśnie siedzę na fotelu, patrzę w ten głupi monitor i ryczę jak ostatnia idiotka! Brawo! Zniszczyłyście mnie! Nienawidzę Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie będę taką jedzą i skomentuję, ale żeby nie było - robię to tylko ze względu na Zuzkę.
      Pierwszy raz przeczytałam coś, co naprawdę mi się spodobało. Albo inaczej. Pierwszy raz przeczytałam coś, co było prawdziwe. Denerwują mnie te wszystkie blogi, gdzie jest tyle miłości, szczęścia, bla, bla, bla. #rzygamtęczą
      Nigdy nie przeczytałam i prawdopodobnie nie przeczytam czegoś tak... bardzo o mnie. Pisałam już, że uwielbiam smutne opowiadania? Ale nie tak smutne... Oliwiera jeszcze przeżyłam, ale Zuza to już za dużo. Grr! Życie jest brutalne.
      Sama nie wiem, co już o tym myśleć. Z jednej strony, gdyby tego nie zrobiła znów musiałaby przechodzić przez piekło. Ale z drugiej strony czy samobójstwo jest dobrą decyzją? Wiem, że nie wszyscy mają taką mocną psychikę, ale kurwa! Samobójstwo to nie jest rozwiązanie problemu. Chociaż... nigdy nie straciłam kogoś, kto byłby dla mnie najważniejszy. Przyznam się, że nieraz sama się zastanawiałam, jak wyglądałoby moje życie i co bym zrobiła, gdyby umarł mój tata lub moja przyjaciółka. I przyznam się też, że chyba bym zrobiła to samo co Zuza. Po części nawet ją rozumiem, ale i tak będzie mi jej brakować w tym opowiadaniu. Będzie mi brakować całego tego bloga. To jest okropne, że niektórzy ludzie nie mają nikogo z kim mogliby się podzielić swoimi problemami.
      Zupełnie nie wiem, co napisać i znając mnie pewnie nic, co już zdążyłam napisać nie ma sensu, ale zupełnie nie wiem, co o tym myśleć. Jedna połowa mnie mówi "Dobrze, że to zrobiła. Chciałaś, żeby znowu cierpiała?" a druga "Nie! Jak ona mogła to zrobić!?". Moje życie straciło sens.
      A teraz napiszę to, co obiecałam sobie, że napiszę. A mianowicie: Zuza i Oliwier. Sposób jaki przedstawiłyście ich miłość był... sama nie wiem jak go nazwać. Już kiedyś pisałam, że z Zuzą i Oliwierem kojarzy mi się piosenka (grr!) Paluch "W każdej chwili" ale z nimi kojarzy mi się też inna piosenka Happysad "Zanim pójdę". Dobra, słucham czasami też innych piosenek niż rap i hip-hop. Nie każdy chłopak chciałaby być z kimś takim, jak Zuza. Była zamknięta w sobie, cięła się... Mimo to Oliwier się nie poddawał. Pomógł jej się wydostać z dołka. Pokazał jej czym jest szczęście. Był i jej chłopakiem i najlepszym przyjacielem... jedynym jakiego miała. Bo nie wiem czy Jimmy'ego można zaliczyć do przyjaciół. Tak naprawdę to Zuza spotykała się z nim tylko wtedy, kiedy chciała się nachlać.

      Już mi przeszło, ale i tak Was nie lubię. Nie chciałam zakończenia "i żyli długo i szczęśliwie" ale kurde lubiłam Zuzę. Chociaż czasami podnosiła mi ciśnienie to i tak ją uwielbiałam.

      Dziękuje Wam za to całe opowiadanie. Były momenty, gdzie nie mogłam opanować śmiechu i były momenty, gdzie ryczałam i co chwilę przecierałam oczy, by móc czytać dalej. Będzie mi brakować Waszego pisania. Chciałabym, bardzo bym chciała, żebyście znów pisały, ale to powinna być tylko i wyłącznie Wasza decyzja.

      Pozdrawiam nieserdecznie.

      Usuń
  7. To koniec i powinnam opisać wszystkie swoje przemyślenia, ale nie wiem jak zacząć. Zbyt wiele różnych myśli chodzi mi po głowie i ciężko mi je pozbierać do kupy.
    Może zacznę od Waszego warsztatu. Wiele razy już to mówiłam, ale powiem jeszcze raz - macie talent do opisów. Zawsze podobało mi się, że jest ich tak dużo i że są tak barwne. Cudownie dobierałyście słowa i sprawiałyście, że czytelnik czuł się wewnątrz opowieści, jakby stał koło postaci. A to wielki plus. Chociaż na początku tego rozdziału trochę przeszkadzała mi ilość porównań. Spowalniały tekst, odbierały dynamikę temu biegowi Zuzy.

    Miałam taką obawę, że chcecie i ją uśmiercić. I jak doszłam do momentu, w którym znalazła się w tej swojej ukochanej ruinie i sięga po żyletkę to byłam już pewna, że to jest ten sposób na zakończenie. Powiem szczerze i jeśli urażę to przepraszam, że nie jestem zachwycona tym zakończeniem. Całe opowiadanie było świetne. Powodowałyście u mnie wielkie i różnorodne emocje. Zuza mnie denerwowała, potem ją rozumiałam, potem znowu podnosiła mi ciśnienie, po to bym następne jej współczuła i kibicowała. Nie była bohaterką, którą podziwiałam albo, z której chciałabym brać przykład. Ale obserwowałam jej przemianę, rodzące się w niej uczucia i szczęście, które wreszcie zawitało w jej życiu. I miałam nadzieję, że taki będzie morał tego opowiadania - że po burzy przychodzi słońce, że każdy człowiek nawet najbardziej zdołowany i smutny, że nawet niedoszły samobójca ma szansę na szczęście. I to by było coś. Dobry morał, znakomite wykonanie i opowiadanie kompletnie genialne. A po tym co przeczytałam miałam wrażenie, że samobójstwo zostało w pewien sposób wychwalone. Pokazane jako przyjemny ból, który koi umysł, najlepsze wyjście z kryzysowych sytuacji. Zuza była taka szczęśliwa podcinając sobie żyły, była taka uradowana, że mimo obietnic danych Oliwierowi - zabija się. Czułam pewnego rodzaju obrzydzenie czytając jak wielką przyjemność sprawia jej zabieranie sobie życia. I jaki morał mi się nasunął? Jak masz problem, z którym nie możesz sobie poradzić, jak ktoś z Twoich bliskich umarł i nie dajesz już rady - nie staraj się zwyciężyć ze smutkiem - zabij się. To daje szczęście, ukojenie, poczujesz się lepiej. Albo: nie staraj się kochać, nie warto kochać i być kochanym. Wszystko i tak się rozpieprzy. Nie bierz ślubu, nie rodź dzieci, po czasie wszystko się wypali. Nie wierz w szczęsliwe zakończenia.
    Przepraszam, ale moim zdaniem to zakończenie wypadło naprawdę słabo na tle całego opowiadania. Było takie...zwykłe. Historia była naprawdę świetnie prowadzona. Chciało się czytać, bo widziało się w tym sens. Ale jaki sens przejmować się losami bohatera, który nie uczy się na błędach, ma w dupie życie tak jak miał wcześniej, nie niesie za sobą żadnego przesłania i na końcu kończy żywot na własne życzenie?

    Szanuję Wasz zamysł i dziękuję za przedstawienie tej historii!:) I mam nadzieję, że nie pogniewacie się za mój komentarz, ale tak jak Wy zawsze jesteście szczere, tak szczera będę ja. Mogłam napisać, że "super", ale po co skoro moje zdanie było inne? Mam nadzieję, że nie uraziłam, a jeśli tak to przepraszam.

    Znalazłam:
    "nikt wpośród"- spośród

    PS Macie zamiar pisać kolejne opowiadanie?:)
    Ściskam i pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, co powiedzieć. Po prostu nie wiem. Na pewno nie spodziewałam się takiego zakończenia tego opowiadania. Oczywiście gdzieś tam w podświadomości rozważałam taką opcję, ale wyobrażałam sobie co najwyżej, że Oliwier i Zuzka się rozstaną. W ŻYCIU bym nie pomyślała, że oboje skończą taki sposób. Lejek zginął, czego nadal nie jestem w stanie pojąć. Miałam do samego końca nadzieję, że cudem okaże się, iż jednak żyje. Niestety. Umarł, robiąc coś, co uwielbiał, w końcu żużel był jego pasją, a w tym obserwowała go dziewczyna, którą kochał ponad życie. Zaczęłam się stopniowo godzić z jego odejściem, kiedy zrozumiałam, co planuje zrobić Zuza. Akurat to powinnam była przewidzieć. Ona już tak wiele się w życiu na cierpiała, praktycznie większość jej nastoletniej egzystencji składała się z bólu i upokorzeń, a teraz, kiedy straciła kogoś, kto wpuścił do jej świata tyle światła i ciepła, co innego mogłaby zrobić? Gdyby nie sięgnęła po żyletkę, znalazłaby inny sposób. Ewentualnie wylądowałaby w psychiatryku, nie mogąc sobie poradzić. Boże... Te jej przemyślenia pisane kursywą są po prostu mistrzowskie. Wzruszyłam się i jednocześnie pragnęłam, żeby to wszystko okazało się nieprawdą, niemniej ten rozdział mnie urzekł. To naprawdę smutne zakończenie, ale już zawsze będę miała w pamięci Oliwiera i Zuzę, zakochanych, szczęśliwych, uśmiechniętych.
    A Wam dziękuję za to piękne, pouczające opowiadanie. Może i macie wobec niego wiele zastrzeżeń, ale ja zawsze z przyjemnością je czytałam. I myślę, że zdołałam się czegoś dzięki niemu nauczyć.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że będę mogła przeczytać kolejną historię waszego autorstwa <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze? Jest to najlepsze opowiadanie jakie mialam okazję czytać. Juz długo poszukiwalam tekstu ktory poruszy tak ciężkie tematy jak szykanowanie w domu, samookaleczanie czy tragiczna miłość. I śmierć. Wszystko co czytałam to ckliwe opowiadania w stylu ,, ona bogata, on biedny, czy będą razem? !" Ciesze się, ze na was trafilam. Ciesze się, ze to potoczyło sie tak a nie inaczej. Odwalilyscie kawał dobrej roboty i możecie być z Siebie dumne. C:

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej, nie miałam jeszcze okazji przeczytać całego opowiadania bo weszłam na niego dopiero dzisiaj, ale sądząc po tym rozdziale mogę stwierdzić... CUDOWNE!! Dawno nie czytałam takich smutnych, wzruszających i pięknych historii. Podoba mi się, że nie zakończyłaś te opowiadanie happy endem, gdzie wszędzie tego pełno.
    Na pewno przeczytam całe opowiadanie, jak tylko będę miała czas :) Bo widzę, że naprawdę warto.
    Pozdrawiam :*

    I przy okazji zapraszam na swojego bloga:
    http://bezcelowe-marzenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Ryczę przez Was ! Jak mogłyście mi to zrobić? Nie mogę uwierzyć że to już koniec za bardzo zżyłam się z Zuzą. Już pod koniec poprzedniego rozdziału podejrzewałam podobne zakończenie. Dlaczego ? Teraz mam taką pustkę w sobie to aż dziwne...
    Co tu dużo mówić przykro mi że to już koniec. Mam nadzieję że na tym nie zakończy się wasza kariera bo to najlepsze opowiadanie jakie dotychczas czytałam.
    Życzę weny abyście stworzyły kolejne niesamowite opowiadanie, a w przyszłości może nawet książkę ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam podziękowania i zastanwia sie czy Oliwier rzeczywiście istameije ?

    OdpowiedzUsuń
  13. I polały się kolejne łzy. Zuza jest dla mnie bohaterką. Żeby zrobić to co zrobiła trzeba mieć cholerną odwagę. Poza tym w ten sposób pokazała jak bardzo kochała Oliwera. Może on nie byłby zadowolony, że zrobiła coś takiego, ale przynajmniej wiadomo, że będą na zawsze razem.
    Początkowo czytając ten rozdział w mojej głowie pojawiło się porównanie historii Zuzy i Oliwera do Romea i Julii. Teraz jednak mam nieco inne odczucia. To co łączyło bohaterów tego opowiadania było czymś wyjątkowym. Żużlowiec całkowicie odmienił życie Orłowskiej. Pokazał co znaczy miłość i szczęście. Przez ten krótki czas dał jej coś wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju, coś czego nie da się powtórzyć drugi raz.
    Śledząc historię Zuzy można mieć odczucia, że samobójstwo było nieuniknione. Brak akceptacji ze strony rodziców, otoczenia, na pewno odcisnęło piętno na życiu dziewczyny. Gdyby może wcześniej znalazła się osoba, która wyciągnęłaby do niej rękę wszystko potoczyłoby się inaczej. Ciekawe jak w zaistniałej sytuacji będą czuli się ci, którzy przyczynili się do tego desperackiego kroku? Czy matka uroni choć jedną łzę? Czy w ogóle przejmie się stratą swojej córki? Niestety na te pytania nie poznamy odpowiedzi...
    Polemika z Bogiem w mojej ocenie była próbą opóźnienia tego co nieuchronne. Gorycz Zuzy w obliczu straty najważniejszej osoby jest jak najbardziej zrozumiała. Wydaje mi się jednak, że spotkanie Oliwera było swoistą nagrodą za wszystkie cierpienia, które doświadczyła. Lejek był takim Aniołem Stróżem, który pojawił się w odpowiednim momencie i wypełniwszy swoją "misję," "wrócił do siebie"...
    Poprzedni rozdział wywarł na mnie ogromne wrażenie i przez kilka dni w głowie przemykały mi różne myśli. Tym razem pewnie będzie podobnie.
    Cóż chciałam Wam strasznie podziękować za to opowiadanie, bo było chyba najlepsze jakie do tej pory czytałam. Jest już dość późna pora, więc mogę użyć stwierdzenia, że było zajebiste.
    Nie będę ukrywać, że po cichu liczę na kolejną historię.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czułam, że tak to się skończy. :( Niewiele jest historii z nieszczęśliwym zakończeniem. W przypadku Zuzy innego wyjścia niż samobójstwo nie było. Staram się ją zrozumieć, bo pewnie ja sama - będąc w takiej sytuacji - zamiast wracać do domu z podkulonym ogonem i znosić kolejne szykany wolałabym znaleźć inne wyjście.
    Na pewno od czasu do czasu będę wracała tutaj by powtórzyć i przypomnieć sobie Wasze opowiadanie.
    Jest genialne, świetne i w ogóle super. Mogłabym tu jeszcze wypisać wiele przesłodzonych epitetów, które idealnie pasowały by do opisu tej historii, ale poprzestanę na tych trzech.
    Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała szansę przeczytać coś, co napiszecie. Macie niesamowity talent.
    Pozdrawiam serdecznie,
    nadal jeszcze zapłakana Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  15. Z jednej strony przeczuwałam, że właśnie tak może się to skończyć. W końcu Zuza została sama, jedyna osoba, która mogłaby powstrzymać ją od tego, odeszła. Ale z drugiej, miałam nadzieję, że może jednak uda jej się przezwyciężyć dotychczasowe lęki i to cierpienie, które tak nagle na nią spadło. Bo dzięki Oliwierowi i jego miłości w pewien sposób zaczęła się zmieniać i szkoda, że ta przemiana nie została ukończona. Ja w ogóle nie lubię kiedy bohaterowie umierają, bo to wprawia mnie w strasznie pesymistyczny nastrój, więc ciężko jest mi się rozstawać z Zuzą, w taki sposób :( Fakt, czasem bywała nieznośna, bo bądź co bądź łatwego charakteru to ona nie miała, ale zawsze życzyłam jej wszystkiego co najlepsze i liczyłam na to, że prędzej czy później odnajdzie sens swojego życia. Tylko na drodze stanął wypadek Lejka. Rany, jak całkowicie inaczej mogłoby się wszystko potoczyć gdyby nie ten jeden moment, nie ten nieszczęsny wypadek... To znowu pokazuje jak wiele można stracić w jednej chwili. Dla Zuzki Oliwier był całym światem, warunkiem spokoju i wraz z jego odejściem, ona sama też odeszła. To z kolei trochę trąci o motyw miłości idealnej, jak to zwykłam określać.
    Bardzo cieszę się, że mogłam śledzić losy Zuzki i Oliwiera i dlatego bardzo Wam dziękuję za taką możliwość. Liczę na to, że może już niedługo zdecydujecie się pisać coś innego :)
    I przepraszam, że tak późno, ale ostatnio nie mogę wygrzebać się spod sterty zaległości :(
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerze mówiąc, nie wierzę, że to już koniec. Powiedzcie, że będziecie pisać coś nowego, błagam!
    Kurdę, nie zazdroszczę Magicowi życia z poczuciem winy. Jak tu wyjechać na tor, kiedy wiesz, że niedawno przez twoją akcję zginął przeciwnik, przyjaciel.
    I nie ma szczęścia. Zuza się zmieniała. Nauczyła się cieszyć, kochać, ufać i być odważną. Tylko po to, by znów zamknąć się w bólu i cierpieniu, które są jak mrok. Mrok nie odpuszcza. Nawet jeśli uda się wyswobodzić na chwilę, on i tak cię dopadnie.
    Miałam jeszcze nadzieję, że dołączycie coś na temat reakcji otoczenia Zuzy na ich śmierć - rodziny, matki Oliwiera, Jimmyego...
    Sądzę, że Zuza była w szoku i nie otrząsnęłaby się z niego szybko. Strata Oliwiera, zapewne dachu nad głową, bo, bądźmy szczerzy, matka Lejka nie była fanką Orłowskiej.
    Nie wyobrażałam sobie innego końca Zuzy, kiedy już straciła Oliwiera. On był tym, który utrzymywał ją przy życiu. Jak żyć, kiedy nie ma się po co?

    OdpowiedzUsuń
  17. Wreszcie się w miarę uporałam ze wszystkim i mam czas, żeby skomentować.
    Mimo wszystko myślałam, że opowiadanie skończy się dobrze. Wiem, że nie wszystko w życiu jest kolorowe, ale miałam nadzieję, że to będzie historia z pozytywnym przekazem, która pokaże czytelnikom, że nawet z najgorszych sytuacji istnieje jakieś wyjście, że nie należy się poddawać. To nie znaczy, że nie rozumiem Zuzy. Gdyby nie Lejkowicz, dziewczyna pewnie odebrałaby sobie życie dużo wcześniej. W domu nie mogłaby wytrzymać, przyjaciół tak właściwie nie miała, a samotność i brak miłości ze strony bliskich są czynnikami, które najskuteczniej wpędzają ludzi w depresję. Oliwier był taką pozytywną iskrą, wynagrodzeniem przeciwieństw losu - pokazał głównej bohaterce, że miłość istnieje i że nie musi wciąż godzić się na takie traktowanie ze strony rodziny, że może odejść z domu i zacząć nowe, lepsze życie. A potem, kiedy chłopak nagle zginął, zniknęła cała ta nadzieja, powrócił stan poprzedni tylko w jeszcze gorszym wydaniu, bo do tych wszystkich negatywnych przeżyć dołączyło poczucie utracenia kogoś naprawdę bliskiego. Wydaje mi się, że bez nadziei nikt nie potrafi funkcjonować na tym świecie.
    Uważam jednak, że Zuza źle postąpiła. Co prawda teraz byłoby jej trudno, ale skoro zasmakowała nowego życia, może byłaby w stanie jakoś funkcjonować niezależnie od rodziny, a może powinna była zwrócić się do ojca, bo on jako jedyny był w tej rodzinie w miarę normalny. Samobójstwo to cudowna ucieczka od problemów, ale to także dowód na to, że nie widzi się żadnego sensu własnego istnienia, bo gdyby było inaczej, ludzie nie wybieraliby tak drastycznych i ostatecznych rozwiązań.
    Rozumiem Zuzę, ale jednocześnie sądzę, że nie powinna była tak szybko się poddać. Zakończenie było dość depresyjne i wprawiło mnie w niezbyt przyjemny nastrój. To nie znaczy, że było złe, ale jednak wolę, kiedy ktoś pokazuje, że zawsze jest jakieś rozwiązanie, szansa na to, by w przyszłości znów się uśmiechać.
    Chciałabym dowiedzieć się, jak ze śmiercią Zuzy poradzą sobie jej bliscy. Co powie matka, siostra, Jimmy? Ciekawa jestem, czy rodzina zrozumiałaby swoje błędy, czy wypierałaby się winy i po prostu uznałaby, że główna bohaterka była psychicznie chora i samobójstwo popełniła z niewiadomych przyczyn.
    Pozdrawiam
    koszmar-na-jawie
    b-u-n-t

    OdpowiedzUsuń
  18. Przepraszam, że dopiero teraz, ale szkoła pozbawiła mnie wszelkich sił do robienia czegokolwiek. Jednak jestem i kiedy wreszcie uporałam się ze wszystkim, wzięłam się za czytanie waszych rozdziałów w bardzo dokładny sposób. O śmierci Lejka wiedziałam wcześniej - zerknęłam na końcówkę i po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć. Totalnie mnie "zatkało". Wraz z jego odejściem poniekąd skończyło się i życie Zuzy. Przedtem żyła tylko i wyłącznie dla niego, w zasadzie nic więcej nie trzymało jej na ziemi. Choć generalnie miała przyjaciół i osoby, którym niewątpliwie na niej zależało, to Oliwier dawał jej siłę do nadziei.
    Końcówka mnie przeraziła, a to dlatego, że wyobraziłam sobie wszystko bardzo dokładnie. Przypomniała mi się końcówka Sali Samobójców i jednocześnie pomyślałam sobie, co by było, gdyby Zuzka nagle zmieniła zdanie... ta świadomość prześladowała mnie niemal przez wszystkie ostatnie akapity. I w głębi serca miałam nadzieję, że decyzję głównej bohaterki można jeszcze jakoś odkręcić. Myślałam o tym, jak dziewczyna stopniowo traci świadomość, że nie ma już odwrotu... to było takie przerażające. Swoją drogą nie wyobrażam sobie popełniania samobójstwa przez podcięcie sobie żył... jak już to coś szybkiego, bezbolesnego (nie żebym coś takiego planowała, ale czasem rozkminiam na podobne tematy).
    Końcówka jest rewelacyjna. To niesamowite, że można zawrzeć tak potężne emocje w słowach. Patrząc na wasze teksty, muszę przyznać, że czynicie z pisania prawdziwą sztukę.
    Wasze opowiadanie uświadomiło mi coś bardzo, bardzo ważnego (choć w praktyce jest nieco trudniej, zawsze to jakiś krok do przodu, prawda?). Człowiek samotny nie może być szczęśliwy. Potrzebuje do tego drugiego człowieka, kogoś, z kim mógłby się podzielić swoją radością (wbrew mojemu przekonaniu, że źródłem całego zła są inni ludzie.
    Chciałabym wam podziękować za te trzydzieści sześć rozdziałów razem z Zuzką i Oliwierem. Mam nadzieję, że nie znikniecie z blogosfery i coś jeszcze napiszecie! Jeśli będzie trzeba, to mogę was nawet o to błagać :*
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdecydowanie najlepsze opowiadanie jakie czytałam życiu! Kocham <33
    Obiecałam przeczytać całe i to zrobiłam :D
    Nie żałuję, ani sekundy spędzonej przy nim! Jest niezwykłe! :*
    Szkoda tylko, że tak szybko je skończyłyście.
    Naprawdę macie wielki talent, zazdroszczę! ;*
    Mam tylko nadzieję, że napiszecie jeszcze coś równie zajebistego!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Może by tak kolejne opowiadanie? :D zajebiscie piszecie, wiec szkoda marnowac talentu :P Tylko prosze Was z happy endem :* plakalam tutaj ;(

    OdpowiedzUsuń
  21. Długo jak widzicie zajęło mi dotarcie tutaj, jakoś nie potrafiłam zabrać się do przeczytania tych 2 koszmarnie smutnych ostatnich rozdziałów. Od samego początku zdawało mi się, że ktoś tutaj umrze, jednak nie spodziewałam się ich oboje.
    Trochę nie dziwie się Zuzie, tak naprawdę została sama, bez żadnego przynajmniej na tą chwilę wyjścia ewakuacyjnego. Ile też trzeba mieć w sobie odwagi by to zrobić? Ludzie zawsze myślą, jakim to trzeba być idiotą, by się zabić... choć jestem katoliczką i nie jestem za tym, to wiem że wymaga to wielkiej odwagi, jakoś to czuje, widzę, zauważam.
    Jednak jest też druga strona medalu, poznała kogoś kto jej pomógł, a ona się zmieniała i miałam cichą nadzieję, że choć Lejek niestety umarł, to ona pokarze jego siłę... Wiem, że nie miała łatwo, nigdy, ale jej ... miałam taką nadzieję, na ciut inne zakończenie.
    Szkoda, że ból, widok krwi sprawiał, że czuła się dobrze, bo tak nie powinno być, nie tędy droga.

    Uwielbiam wasze opowiadanie. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do niego wrócę. Zdaje mi się, że już kiedyś wspominałam, że świetnie dobieracie słowa, opisujecie każdy szczegół, ma się wrażenie, że stoi się obok bohaterów, a to też wielki plus.
    Kurcze nie jestem dobra w komentowaniu ... Jednak zdaje mi się, że w jakikolwiek opowiadanie nie byłoby zakończone zawsze znalazłybyśmy coś co nam się nie podoba. A bo to za dużo jest, ze szczęśliwym zakończeniem, zbyt banalne, proste, nie pasujące do reszty i tak dalej.
    Będę tęsknić za Zuzą i Oliwierem, taka jest prawda...
    Obyście jeszcze kiedyś coś napisały, zdaje mi się, że nie tylko ja o tym myślę :) Byłyście w tym naprawdę świetne i zawsze na czas (to też trzeba przyznać)
    Trzymam za was kciuki! :) Trzymajcie się pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wiem, że prosiłyście by tak nie pisać, ale to je.. Było genialne! Spodziewałam się happy endu liczyłam na niego modląc się, że będą szczęśliwi... Ale może lepsza jest taka i rozłąka, niż roztanie? Czytając ostatni rozdział do ostatniego zdania liczyłam, że się obudzi,że będą szczęśliwi...Ale cóż... Życie to nie bajka. Pocieszam się myślą, że gdzieś w zaświatach są razem, albo jak odpowiedziałyście komuś, że ona obudzi się i wszystko będzię dobrze. Ale czy ten sen nie mógł by się w końcu spełnić? Niewiem co o tym myśleć... Szkoda, że niw napiszecie kolejnego opowiadania to było najsmutniejsze a za razem najwspanialsze opowiadanie jakie przeczytałam. Mam nadzieje, że kiedyś przestane płakać jak ta głupia .... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  23. Piękne, nie mogę wyjść z podziwu! :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Większość pisała, że takie zakończenie było dla nich szokiem, ale, szczerze mówiąc, gdzieś między wersami, jakoś intuicyjnie czułam, że nic dobrego z tego nie będzie. Ale aż tak mocnej końcówki się nie spodziewałam.

    A propos "końcówki" - wróciłam do pisania i czytania blogów, pożarłam wszystkie Wasze zaległe rozdziały i... koniec. Co ja teraz mam zrobić ze swoim życiem? ;) Wiadomo, że wszystko musi się kiedyś skończyć, ale polubiłam Waszych bohaterów i jakoś mi tak teraz smutno, że nie będzie więcej ich perypetii... Ale! Za to mam dla Was dobrą poradę - zbierzcie wszystkie rozdziały w jeden plik w wordzie, przeczytajcie wszystko dokładnie jeszcze raz i poprawcie ewentualne błędy, a potem porozsyłajcie do wydawnictw, nawet ebookowych. Na pewno ktoś wam to wyda i będę miała okazję przeczytać Wasze dzieło jeszcze raz w wersji złożonej ;) Mówię całkiem serio.

    Na koniec tego opowiadania przede wszystkim chciałabym Wam pogratulować dobrej roboty, pięknych zdań, poświęconych godzin, masy trudu i energii włożonej w pisanie. Gratuluję wam z całego serca zakończonej pracy i doceniam każdą literkę, jaką tu zamieściłyście. Brawo.

    Z małą nutą smutki i nostalgii pozdrawiam cieplutko,
    M. z http://insomnia-fanfiction.blogspot.com


    PS.
    "W najgorszych nawet koszmarach nie śniła, iż ich znajomość zakończy się tak szybko i równie tragicznie. Jak w podrzędnym filmie, którego żadne z nich nie chciałoby obejrzeć. Kiedy wspomnienia ponownie odżyły, serce Zuzki wezbrało przemożnym bólem. Chcąc ukoić piekło, jakie płonęło w jej duszy, odetchnęła głośno, po czym drżącą dłonią przesunęła ostrzem po opuszce palca. W ślad za żyletką pojawiła się drobna rana przypominająca otwarte do krzyku usta, po której wąskich konturach spłynęła odrobina szkarłatnej krwi."
    Ten fragment jest naprawdę, NAPRAWDĘ piękny.

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie, wybaczcie, nie napiszę tu monologu ani teraz ani później. Ani nie potrafię, ani kompletnie nie wiedziałabym co napisać.
    Historia mnie odmieniła, z pewnością dwa ostatnie rozdziały utwierdziły w przekonaniu że życie nie trwa wiecznie, że nie powinnam robić tego, co dotychczas robiłam.
    Nadal rycze, to głupie trochę i dziwne. Jestem z reguły mało empatyczna co do filmów i opowiadań, a tu, niespodzianka - wyję jak zarzynany prosiak.
    Wybaczcie, reszta się rozpisała, a ja poskąpiłam paroma słowami. Chciałam tutaj nie napisać zupełnie nic, ale wolę pozostawić po sobie ślad na tym blogu, tak jak on pozostawił ślad we mnie.
    Oby po śmierci byli na zawsze razem...

    OdpowiedzUsuń
  26. Przeczytałam wszystko. Ale komentarza dziś nie będzie. Nie dlatego, że nie mam czasu, ale dlatego, że chcę napisać coś z sensem. A nie jestem teraz w stanie. I tyle ode mnie na dziś. Pewnie jutro przylezę z komentarzem, jak pomyślę, co napisać. I pokontempluję nad życiem. No.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, więc jestem. Nie mam pojęcia, co mi z tego komentarza wyjdzie. Naprawdę nie wiem, co powinnam napisać. Właściwie, to z jednej strony nie chciałabym pisać nic, a z drugiej zostawić litanię. Zobaczymy, co z tego będzie.

      Zacznę może, jeszcze zanim przejdę do właściwego komentarza, że macie tu "PONIŻEJ" zamiast "PONIŻEŃ". To tylko literówka, ale w rozdziale takim jak ten jednak wytrąca człowieka z tej niesamowicie smutnej atmosfery, jaką tu zbudowałyście.

      No dobrze, to teraz tak: właściwie nie wiem, czego ja się spodziewałam. Właściwie sielanka, a zostały dwa rozdziały do końca. Znaczy, mówię oczywiście o momencie, kiedy byłam jeszcze przy Capucie XXIV. Coś się musiało wydarzyć. I to coś dramatycznego, bo właściwie happy endu się nie spodziewałam po tym wszystkim, co napisałyście w Problematyce. Ale jak zwykle najciemniej jest pod latarnią i nawet do głowy mi nie przyszło, że to się może skończyć śmiercią Oliwiera i samobójstwem Zuzy. I ciężko mi coś z siebie wydusić.

      Zacznę od Oliwiera. Dla czytelnika (no, przynajmniej dla mnie) to był dokładnie taki sam szok, jak dla Zuzy. Wiadomo, że czytelnikiem nie targały aż tak silne emocje, ale jednak cały czas miałam gdzieś w głowie "WTF, CO SIĘ WŁAŚNIE STAŁO?", zaczęłam czytać z prędkością światła, właściwie połykałam zdania, nie zwracając nawet większej uwagi na pojedyncze słowa, liczyło się, żeby jak najszybciej dobrnąć do końca, jak najszybciej dowiedzieć się co stało się dalej. Powiem Wam tak: rzadko się to zdarza, okrutnie rzadko, żebym czytając coś zaczęła tak pędzić na złamanie karku. I to jest ogromny komplement.
      I naprawdę cieszę się, że skoro Oliwier musiał już umrzeć, to umarł bez słowa. Wiecie, o co mi chodzi? Żadnych melodramatycznych pożegnań z Zuzą. Nie zniosłabym tego. I wcale nie chodzi mi o wzruszenie, to po prostu oklepane i jak nic wcale by mnie nie ruszyło. Ale Wy na pewno wiedziałyście, że lepiej rozegrać to w inny sposób. Takie odejścia bez słowa są bardziej bolesne. I dobrze.

      Zuza... Cóż. Ktoś wyżej powiedział, że samobójstwo głównej bohaterki to nie jest dobry sposób na zakończenie opowiadania. Zgadzam się z tym, i jednocześnie się nie zgadzam. Dlaczego? Bo KAŻDY motyw jest dobry, jeśli właściwie się za niego zabrać. A Wy właśnie tak to zrobiłyście. Nie było zbyt wielkiego patosu, ale nie było też oschle. Dało się odczuć rozpacz głównej bohaterki, a po przeczytaniu ja osobiście długo siedziałam, po prostu milcząc i myśląc nad życiem. Co prawda moje myśli zeszły raczej na tory z gatunku "Czy takie rzeczy, jak na przykład śmierć w konkretnym wieku i w konkretny sposób są nam pisane i z góry przesądzone?". Te rozmyślania Zuzy nad Bogiem też właściwie do mnie trafiły. I ogółem, to może już się przymknę, bo zacznę gadać głupoty.

      Zakończenie było poruszające. Pewnie nie widać po moim komentarzy jak bardzo mnie poruszyło, ale to dlatego, że zdążyłam już sobie wszystko przemyśleć od wczoraj. Chcę tylko powiedzieć, że odwaliłyście tym tekstem kawał dobrej roboty, osiągnęłyście swoje cele od A do Z, i naprawdę możecie być z siebie dumne. Nie żałuję ani sekundy poświęconej na czytanie. I szczerze mówiąc, będzie mi brakowało tego tekstu. Ale tak czy inaczej - to jest naprawdę coś.

      I chyba na tym skończę.

      Serdecznie gratuluję raz jeszcze. Bo jest czego.

      Usuń
  27. Znów wracam do tego bloga. Czytałam go już ale jest zbyt piękny aby do niego nie wrócić. I znów płacze i nie wiem co powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  28. Świetne opowiadanie. Zawierało wszystko czego szukałam przez dlugi czas.

    OdpowiedzUsuń
  29. Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl

    OdpowiedzUsuń
  30. Zdawało mi się, że było coś jeszcze, coś dodano niedawno.. Przyśniło mi się to? :(

    OdpowiedzUsuń
  31. Genialne. Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam. Kocham Was dziewczyny <3 Myślę, że powinnyście to wydać. Taka nowa lektura szkolna *.* Dziękuję że to napisałyście. Piszcie dalej. Zajebiste!!! Szkoda, że taki koniec, ale przynajmniej nie wpajacie nam jakiś złudnych nadziei na wielką miłość. No po prostu geniusze.. genialne! <333

    OdpowiedzUsuń
  32. Witam,
    pragnę ogłosić, że Ocenialnia Shiibuya zostaje zamknięta, a jej załoga przenosi się na portal Wspolnymi-silami.blogspot.com, gdzie nadal będziemy publikować swoje oceny zgodnie ze stanem naszych kolejek.

    Fuzję Wspólnymi-Siłami oficjalnie otworzymy w dniu 21.03.2015. Już teraz zapraszam Cię pierwszego dnia wiosny na zapoznanie się z naszym regulaminem, gdyż Twój blog znajduje się w mojej kolejce i, jeśli wyrazisz na to zgodę, zostanie on oceniony przeze mnie.

    Proszę o informację zwrotną pod adresem
    aithnne.blogspot.com



    Odnośnie e-maila:
    Przeczytam początek (13 rozdziałów) i wypowiem się o nich ogólnie. Potem będę przeskakiwać między rozdziałami, żeby zobaczyć, czy tekst się "rozwija". Już zabieram się za ocenkę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Witamy raz jeszcze,
    Pisaliśmy niedawno w sprawie oceny.
    Niedługo (prawdopodobnie jest to wrzesień) otworzymy Księgę Zgłoszeń na ocenialni www.wspolnymi-silami.blogspot.com. Aby jednak do tego doszło, musimy ocenić pozostałe blogi w Poczekalni, a Twój blog widnieje tam z dopiskiem [z], gdyż nie mamy pewności, czy blog nie został porzucony/zawieszony (dawno nie pojawiły się na nim nowości).

    Prosimy o informację potwierdzającą chęć otrzymania oceny:
    http://wspolnymi-silami.blogspot.com/p/poczekalnia.html
    lub tutaj:
    http://wspolnymi-silami.blogspot.com/p/ksiega-uwag.html

    Na odpowiedź czekamy 10 dni. Jeżeli chcesz, aby Twój blog znalazł się na liście ODMOWY - sierpień, zignoruj tę wiadomość. Zawsze będziesz mogła zgłosić się ponownie, gdy otworzymy już Księgę Zgłoszeń.

    Pozdrawiamy,
    Załoga WS.

    OdpowiedzUsuń
  34. Płakałam, ryczałam jak małe dziecko.
    Jakby ktoś odebrać mi sens życia, sens istnienia.
    Ps.chyba wyplakalam cały zapas łez

    OdpowiedzUsuń
  35. Super opowiadanie! Może zajrzycie do mnie? http://modaurodaiteinne.blogujaca.pl/

    OdpowiedzUsuń
  36. Świetny tekst!
    Dawno nie czytałem coś tak ,,fajnego''!
    Pozdrawiam i zapraszam:
    http://kdawid.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  37. To mój ulubiony blog. Czytam go już 7 raz. Jest świetny. Za każdym razem mam nadzieję że skończy się inaczej, że nie zginą ale to śmierć na końcu nadaje większy charakter temu, pokazuje że życie może być szczęśliwe ale nie musi się dobrze kończyć bo nie wszystko może skończyć się dobrze. Szkoda że nie piszecie czegoś jeszcze

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Rowindale